Forum OSKKO - wątek

TEMAT: SPECJA-ły
strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 76 ][ 77 ][ 78 ] - - [ 84 ][ 85 ]
JACOL03-09-2007 17:55:55   [#3801]

A tak nawiasem - bez żadnej informacji, choćby telefonicznej, bez jakiegokolwiek "przyjęcia-przekazania", bez niczego mój uczeń (wpisany, rozpisany, przydzielony...) znalazł się dzisiaj na rozpoczęciu roku w "Zakątku"...

To musisz z nimi pogadać :-))) Ja nie mam (i nie miałem) żadnego wpływu na działalnośc tej szkoły - choć tej inicjatywie byłem i jestem życzliwy, bo inicjowali ją częściowo rodzice moich absolwentów.

Mateusz Ch. starał się o przyjęcie do Twojej szkoły w czerwcu. Dzwoniła w tej sprawie do Twojej szkoły dyrektorka z Sobieskiego - bez rezultatu. Twoja szkoła odmówiła twierdząc, że Mateusz nie rokuje - a takimi dziećmi się nie zajmujecie - wg słów rodzica, taką dostał odpowiedź.

Swoją drogą w moim przedszkolu większość dzieci jest w gorszym stanie niż Mateusz.

Mam zaproponować Tacie aby zadzwonił do Ciebie?

Fakir203-09-2007 18:34:03   [#3802]

Jacku...

Nie było NIGDY sytuacji, bym osobiście odmówił przyjęcia jakiegokolwiek dziecka dlatego, że NIE ROKUJE...

Mogę odmówić (i zapewne odmówię) w sytuacji, gdy nie mam MOŻLIWOŚCI podjęcia jakiegokolwiek działania...

Myślę, że:

1. Trzeba zweryfikować szkołę (czy to aby na pewno była 103?);

2. Trzeba zweryfikować kto dzwonił (dyrektorka? piszesz bowiem: "...Dzwoniła w tej sprawie do Twojej szkoły dyrektorka z Sobieskiego - bez rezultatu..." czy rodzic?, bo po chwili piszesz: "...wg słów rodzica, taką dostał odpowiedź...").

3. Trzeba zweryfikować do kogo dzwoniono, z kim rozmawiano? Bo stwierdzenie "do szkoły" jest mało... hmmm... precyzyjne :)))

4. No i trzeba zweryfikować o "jakie" dziecko chodzi?

O dziecko głębiej upośledzone umysłowo, ze współzaburzeniami?

Czy np. o dziecko "autystyczne" nadpobudliwe z agresją, bez orzeczonej głębszej niepełnosprawności intelektualnej?

Uderzyły mnie przytoczone przez Ciebie słowa, że "...a takimi dziećmi się nie zajmujecie...".

Czyli jakimi?

Jeśli jest to np. dziecko wymagające pełnej 24godzinnej obsługi medycznej, leżące na specjalnym łóżku pod aparaturą, respiratorem, kroplówkami itd. to też nie przyjmę do szkoły - nie jestem szpitalem, nie mam miejsca w małych klasach ani personelu szpitalnego... Przyjmę natomiast na nauczanie indywidualne (mam takich dzieci wiele...)

Nie znam tego dziecka, nie wiem nic o nim.

Napisałeś Jacku: "...Swoją drogą w moim przedszkolu większość dzieci jest w gorszym stanie niż Mateusz...".

No tego już wcale nie rozumiem! Sam wiesz, że zawsze przyjmowałem wszystkie Twoje dzieci, dopóki nie powstał Zakątek...

Może to rzeczywiście dobry pomysł, by Tata zadzwonił?

JACOL03-09-2007 20:28:20   [#3803]

Dziecko ma inicjały Łukasz G. (podałem wcześniej złe - ale dzisiaj jestem rozkojarzony) - kwalifikuje się do gimnazjum. Na pewno rodzic rozmawiał osobiście w czerwcu z kimś z Twojej szkoły, potem do tego kogoś dzwoniła dyrektorka z Sobieskiego - tyle wiem. Nie miałem czasu gadać z rodzicem więcej. Nie odpowiadam też za to co on mówi o twojej szkole. Powtarzam co powiedział rodzic, że w twojej szkole powiedzieli mu, że takimi dziećmi, które nie mają szans na rozwój, ta szkoła się nie zajmuje.

Rodzica nie interesuje nauczanie indywidualne. Dziecko głęboko upośledzone, leżące, nie wymaga aparatury...

Fakt jest taki, że dziecko nie realizuje obowiązku szkolnego.

A dzisiaj miałem jeszcze takie wydarzenie. Tuż po 8 rano dzwoni do mnie tata mojego dziecka, że ma wypadek. Tata Anglik - słabo mówi po Polsku. Rodzina ta ma 2 dzieci z głębokim u.u. Jedno tata wiózł do szoły, drugie do mnie. Samochód kompetnie rozbity. Wysłąłęm nasz mikrobus z 2 osobami na pomoc. Pojechali z tatą i dziećmi do szpitala. Tłumaczyli po polsku jakie to dzieci. Nie będę wszystkiego opowiadał. W sumie chyba dzieciom nic się nie stało. Są trochę poobijane. Do jutra na obserwacji. Dzieci są na specjalnej diecie. Szpital nie może jej zapewnić. Dowieźliśmy z przedszkola odpowiednie jedzenie na dzisiaj. Samo życie. Rok szkolny rozpoczęty!

Karolina03-09-2007 20:38:08   [#3804]

Trochę to brzmi jak ostatnie doniesiania tvn24 - ten dzwonił, ta przekazała.... rozsądnie byłoby aby ten tata zadzwonił do Krzysztofa osobiście jeszcze raz i sytuacje należy wyjaśnić. Jak najszybciej, rok szkolny się rozpoczął...

Powiadomcie też nas jak się sprawa zakończyła, trochę mnie ta sytuacja wciągnęła ;)

Swoją droga - niezależnie czy mu ktoś w szkole Fakira powiedział "źle rokuje" czy nie (fatalne sformuowanie -domyślam sie, że wiele rodzic nie przekręca, może ujęto inaczej ale on tak odczuł) zapewne powiedziało mu tak kilkanaście innych szkół w Poznaniu. Wielkie miasto akademickie, mnsóstwo szkół a rodzic dziecka uposledzonego głęboko 3 września nie może zapisać go do żadnej.... żenada!

JACOL03-09-2007 20:49:41   [#3805]
Karolino, szkołom trudno spełnić oczekiwania rodziców, którzy wymagają pielęgnacji, karmienia, wysadzania i jeszcze prowadzenia terapii codziennie przed południem - bo rodzice oboje pracują.
Karolina03-09-2007 20:52:08   [#3806]
Tak, ale te czynności , które wymieniłeś nie są zadaniami medycznymi jakimiś - myslałam, że placówki specjalne dlatego takimi sa, że między innymi to mogą robić.
JACOL03-09-2007 20:58:17   [#3807]
Myślę, że jest bardzo mało takich placówek w których wszyskie dzieci dowożone są na 8.00 i rozwożone po 14.00. W tym czasie szkoła zapewnia 2 posiłki (karmienie), zmianę pieluch, mycie dzieci po posiłach itp. Tak jest w szkole specjalnej w Krakowie, o której wspominałem.
JACOL03-09-2007 21:25:13   [#3808]

O wypadku moich dzieci napisała GW

Do groźnie wyglądającej kolizji doszło też na ul. Wojska Polskiego. W wyniku zderzenia dwóch aut do szpitala trafiło trzyletnie dziecko i 12-latek.

http://miasta.gazeta.pl/poznan/1,36001,4455072.html

Fakir203-09-2007 21:46:24   [#3809]

Może o tym nie wiecie...

ale pielęgnacja, karmienie (także sondą), wysadzanie, mycie po zanieczyszczeniu, podmywanie, pieluchowanie itd. itp. to norma i oczywistość u mnie w szkole...

Wszystkie klasy (uczniowie umiarkowanie i znacznie niepełnosprawni intelektualnie) rozpoczynają w ZSS 103 zajęcia o godzinie 8:00 i kończą zgodnie z planem (młodsze wcześniej, starsze później - różna liczba godzin).

Mają dwa posiłki i wszelkie zabiegi terapeutyczne (chwaliłem się już nową wanną do hydromasażu?!?).

9 grup RW (rewalidacyjno-wychowawczych) dla dzieci z głębokim upośledzeniem umysłowym zaczyna natomiast później, na tzw. drugą zmianę... Po prostu - nie mam tyle sal...

Wiele z nich przyjeżdża do szkoły już od rana i czas do swoich zajęć spędza w tzw. "świetlicy"... Taka jest wola rodziców...

Nie jest to jednak "przechowalnia"! Wszyscy nauczyciele świetlicy mają wyższe kierunkowe wykształcenie i robią co się da zrobić...

Nie jesteśmy oczywiście szpitalem, zakładem opiekuńczo-leczniczym ani ośrodkiem rehabilitacyjno-opiekuńczo-leczniczym...

Ale podawanie pokarmu przez zgłębnik, odsysanie (mamy własne ssaki) czy wlewki doodbytnicze to nasza codzienność...

Funkcjonujemy w murach i realiach szkoły prowadzącej także zajęcia grupowe RW...

I jeszcze nigdy, przenigdy w TEJ szkole nie odrzucono żadnego dziecka dlatego, że NIE ROKUJE...

Boże...

Karolina03-09-2007 21:55:25   [#3810]
Fakirze, może rodzic coś nieopatrznie zrozumiał.... wyjaśnijcie to, mam nadzieje, że to tylko nieporozumienie.
JACOL03-09-2007 22:06:35   [#3811]

I jeszcze nigdy, przenigdy w TEJ szkole nie odrzucono żadnego dziecka dlatego, że NIE ROKUJE...

Ja ci wierzę. Myślę że zasugerowano temu rodzicowi możliwość nauczania indywidualnego. A nauczanie indywidualne to smutny erzac, na odczepne. Oznacza, że szkoła nie jest dostosowana. Uważam, że należały zlikwidować nauczanie indywidualne i odpowiednio dostosować szkoły - dla wszystkich dzieci - także respiratorowych.

Rodzicom dzieci z głębokim upośledzeniem bardzo przeszkadza, że zajęcia dla  ich dzieci są na drugą zmianę. Skarżą się też, że raz na pierwszą a w innych latach na drugą. Nie ma stałości. Ja rozumiem, że nie masz sal. Rozumiem też rodziców.

Karolina03-09-2007 23:00:41   [#3812]

Jacol to nie takie proste, mam koleżankę, której córka ma dużą wiotkość, cukrzycę, problemy układu moczowego, epilepsje, nie widzi dobrze. Ona nawet będąc w szpitalu - rzadko ale czasem musi na badania, obserwacje - przebywa z córką, ponieważ pielęgniarki nie są w stanie obserwować jej 24/h. To dla mnie naturalne, że ona śpi na materacu pod jej łóżkiem wówczas.

Nie sądzę aby szkoły były w stanie sprostać potrzebom wszystkich uczniów, wręcz wydaje mi się to niemożliwe i niepotrzebne.

JACOL04-09-2007 11:14:50   [#3813]

Karolino,

Dziecko o którym wspomniałem mając 2,5 roku trafiło do mojego przedszkola. Później uczęszczało do szkoły na os. Sobieskiego w Poznaniu. Szkoła ta była filią szpitala dzieciecego na ul. Krysiewicza. Nazywało się to Centrum Opiekuńczo-Rehabilitacyjno-Lecznicze. Przyjmowali tam dzieci wymagające dużo pielęgnacji - ale mieli dużo pielęgniarek. Nauczyciele dochodzili ze szkoły przyszpitalnej z Krysiewicza.

Trzy lata temu szpital zrezygnował z prowadzenia tej placówki. Szkołę przejęli nauczyciele którzy tam procowali - organizując stowarzyszenie. Teraz ze względów ekonomocznych wyrzucają uczniów wymagających duże pielęgnacji. Nastawiają się na lepszych.

Dziecko o którym wspominałem od małego miało zapewnioną piekę przed południem. Oboje rodzice pracują. Rodzeństwo chodzi do szkół. Wzięli kredyt i wybudowali dom.

Teraz żadna placówka w Poznaniu nie chce wziąć tego dzieciaka. Proponuje się indywidualne nauczanie. Jak matka zrezygnuje z pracy, to będą mieli problem ze spłatą kretydu. Są ugotowani. Indywidualne nauczanie niczego nie załatwi. Sądzę, że oddadzą dziecko do DPS-u.

Tak na marginesie. Tata tego dziecka nie prosił mnie o pomoc. Przechodził obok przedszkola i wpadł na chwilę. żalił się nie mi ale moim pracownikom. Słyszałęm przez otwarte drzwi. Wyszedłem. Pr\zywitałem się. Zapytałem czy próbował w 103 i usłyszałem co usłyszałęm. Cała rozmowa trwała 60 s. Nie mam do niego nawet telefonu.

Moim zdaniem powinno być tak, że dla dzieci, którymi w domu opiekują się niewykwalifikowani rodzice można tworzyć placówki, w których dziećmi zajmie się kwalifikowany personel. Trzeba o tym mysleć, aby tym rodzinom pomóc.

Fakir2 napisał:

chwaliłem się już nową wanną do hydromasażu?!?

Tak mi się narzuciło. Oglądam trochę placówek w naszym kraju. Zauważyłem zamiłowanie dyrektorów do kupowania bardzo drogich i niepotrzebnych gadżetów, które robią wrażenie na nie znających się na rzeczy ludziach. Wanna do hydromasażu najczęściej nie ma zastosowania w placówkach. Widziałem w placówkach wypasione wanny z komuterami i dziesiątkami przystawek. Zupełnie bez sensu. Sens wanna ma tylko wtedy gdy po hydromasażu bierze się rozluźnione w wodzie spastyczne dziecko na indywidualną rehabilitację. Szkoły w zasadzie nie mają organizacyjnych możliwości prowadzenia indywidualnej rehabilitacji. Kupując wannę orraniczają i tak swoje nikłe możliwości rehabilitacyjne, bo rehabilitanci zamiast ćwiczyć dzieci, wkładają je po kilka do wanny, potem wyciągają i wkładają następne. Przezz wannę nie mają czasu w ogóle ćwiczyć dzieci. Wanna zaczyna zastępować rehabilitację. Na dodatek najcześciej wanny pozbawione są dźwigów, więc z wanien korzystaja dzieci, które same mogą do nich wejść, a nie ciężcy spastycy, którzy rozluźnienia przed ćwiczeniami najbardziej potrzebują. Nie mówię jak jest u ciebie. Mówię ogolnie o moich spostrzeżeniach z innych placówek. Jak jest u Ciebie nie wiem.

Fakir204-09-2007 23:08:45   [#3814]

Wiem już o co chodzi. Na naradzie w KO spotkałem się z dyrektorką Sobieskiego.

Nie dzwoniła do mnie ani ona ani żaden jej pracownik. Nie rozmawiała ze mną.

Twoje twierdzenie Jacku, że "...potem do tego kogoś dzwoniła dyrektorka z Sobieskiego - tyle wiem..." jest nieprawdziwe.

Napisałeś Jacku: "...Powtarzam co powiedział rodzic, że w twojej szkole powiedzieli mu, że takimi dziećmi, które nie mają szans na rozwój, ta szkoła się nie zajmuje...". To też nieprawda.

Stwierdziłeś Jacku: "...Dziecko głęboko upośledzone, leżące, nie wymaga aparatury..." a w innym miejscu: "...kwalifikuje się do gimnazjum..." - to jest sprzeczność. Głęboko uposledzone umysłowo dzieci nie kwalifikują się do gimnazjum... A poza tym, to dziecko ma w orzeczeniu znaczne, nie głębokie...

Napisałeś Jacku: "...Fakt jest taki, że dziecko nie realizuje obowiązku szkolnego...". To nie jest fakt.

Ojciec zabrał dziecko, umieścił w ośrodku w Zdunach a od stycznia będzie (wg słów ojca wypowiedzianych do pani dyrektor)  w DPS na Rocha.

Dziecko jest na poziomie znacznego upośledzenia umysłowego, wymagające aparatury (przede wszystkim reanimacyjnej). W ośrodku na Sobieskiego miał kilka zapaści, dziecko (wg słów dyrektorki) zostało kiedyś ledwo odratowane.

Nauczania indywidualnego nie zaakceptowali rodzice, uczestniczenia tylko w zajęciach szkolnych też nie - żądali pełnej opieki przez dłuższy czas niż zajęcia szkolne...

Napisałeś Jacku: "...Tata tego dziecka nie prosił mnie o pomoc. Przechodził obok przedszkola i wpadł na chwilę. żalił się nie mi ale moim pracownikom. Słyszałem przez otwarte drzwi. Wyszedłem. Przywitałem się. Zapytałem czy próbował w 103 i usłyszałem co usłyszałem. Cała rozmowa trwała 60 s. Nie mam do niego nawet telefonu..."

Przekazałeś nam więc tutaj zaledwie 60sekundową rozmowę z ojcem. W taki sposób, jakby to były udowodnione fakty.

Napisałeś: "...Na pewno rodzic rozmawiał osobiście w czerwcu z kimś z Twojej szkoły, potem do tego kogoś dzwoniła dyrektorka z Sobieskiego...".

Ty, Jacek Kielin, napisałeś: "NA PEWNO"...

Ja na tym kończę tę sprawę. Ja WIEM jak było... Nie wiem tylko, dlaczego to napisałeś?

Tylko dlaczego jest mi znowu przykro...?

Twoich uwag na temat wanny nie będę komentował... Sam piszesz, że nie wiesz jak jest u mnie... Nie będę więc pisał o moich kilku zatrudnionych zawodowych rehabilitantach, o mojej motopedagogice, o organizacji pracy uwzględniającej elementy rehabilitacji, której oficjalnie przecież w szkole nie ma...

Nie wiesz jak jest u mnie...

Ale wanną chwalić się będę :)))

JACOL05-09-2007 07:50:50   [#3815]

Przekazałeś nam więc tutaj zaledwie 60sekundową rozmowę z ojcem. W taki sposób, jakby to były udowodnione fakty.

Bo były to fakty - faktem były słowa rodzica - przekazałem je dokładnie tak jak usłyszałem. Widać ojciec łagał jak pies. Rozumiem, że ci przykro, mi też. Co do zakładu sióstr serafitek na Rocha to ojciec (przypomniałem sobie teraz co słyszałem przez drzwi) miał taki pomysł, aby umieścić tam syna przed południem - aby miał tam nauczanie. Czy z Twojej szkoły nie chodzą tam nauczyciele? Moim zdaniem jest to marzenie nie realne. Zakład na Rocha jest przeznaczony dla dziewczynek i jest przepełniony. Wiem bo niedawno próbowałem tam umieścić awaryjnie dziecko na miesiąc i się nie udało :-(((. Po za tym nie znam przypadku umieszczania tam dziecka tylko na przedpołudnia. To prawnie nie możliwe. To przecież normalny DPS.

Nauczania indywidualnego nie zaakceptowali rodzice, uczestniczenia tylko w zajęciach szkolnych też nie - żądali pełnej opieki przez dłuższy czas niż zajęcia szkolne...

Dokładnie :-))) !!! Rodzice (nie tylko ci) oczekują pełnej opieki (takiej jaką masz TY w Twojej szkole) przed południem.

Dziecko jest na poziomie znacznego upośledzenia umysłowego, wymagające aparatury (przede wszystkim reanimacyjnej). W ośrodku na Sobieskiego miał kilka zapaści, dziecko (wg słów dyrektorki) zostało kiedyś ledwo odratowane.

Ale to potwierdza moje słowa. Dziecko nie wymaga aparatury i jej w domu nie ma. A co do zapaści, to rozumiem dyrektorkę, że się boi. Ja też mam dzieci, które mogą w każdej chwili mi umrzeć w przedszkolu i też się boję. W tym sensie o którym Ty piszesz, to większość moich dzieci wymaga aparatury. Więcej, wiem, że wśród moich dzieci są takie, które mają nikłe szanse dożyć do końca przedszkola. Modlimy się, aby nie umarły u nas. Dwa razy było blisko. Umarły niedługo po tym jak wróciły z przedszkola do domu.

Twoich uwag na temat wanny nie będę komentował... Sam piszesz, że nie wiesz jak jest u mnie... Nie będę więc pisał o moich kilku zatrudnionych zawodowych rehabilitantach, o mojej motopedagogice, o organizacji pracy uwzględniającej elementy rehabilitacji, której oficjalnie przecież w szkole nie ma...

Nie wiesz jak jest u mnie...

Nie wiem jak jest u Ciebie. Nie chcesz o tym pisać? - OK! Twoje prawo! Ja nie pisałem jak jest u ciebie i nie pytałem się o to. Ciekawi mnie za to Twoja (i innych) opinia na temat zjawiska gadżeciarstwa w ogóle, które opisałem - w naszej polskiej specjalnej rzeczywistości.

Pozdrawiam serdecznie.

J.

JACOL05-09-2007 07:51:56   [#3816]

Ps.

Spróbuję dzisiaj zdobyć numer do rodzica i z nim jeszcze raz pogadać.

J.

JACOL05-09-2007 08:00:14   [#3817]

Ps 2:

A tak w ogóle, to dzięki Krzysztofie za zainteresowanie tym dzieckiem.

J.

Leszek05-09-2007 13:46:08   [#3818]
jak łatwo uderzyć niesprawdzonym słowem
pozdraiam
dyrlo05-09-2007 17:06:52   [#3819]
Byłam zadziwiona atakiem, czekałam na finał, Fakir cieszę się :-)
ejrut05-09-2007 17:27:56   [#3820]

Te ataki powtarzają się co jakiś czas i....nie rozumiem dlaczego...Czemu mają służyć????

Dla mnie jest to niepoważne powtarzanie na forum oświatowym ( usłyszanych przez drzwi) jakichś niesprawdzonych wcześniej opinii .....nie lubię...jak ktoś celowo robi drugiemu przykrość....To tyle....

Karolina05-09-2007 17:36:22   [#3821]

Ojej... dyrektorka z Sobieskiego mówi, że nikt nie dzownił od niej ani ona sama, Fakir nie pamięta a rodzic mówił Jacolowi inaczej. Słowem misz masz.

Nieawżne... ma to dziecko w końcu placówkę? Jeśli tak to dobrze, jeśli mniej zgodna z potrzebami tylko na odczepne bo nie było innej - gorzej, ale jest.

Cała sprawa przykra, ja widzę to tylko tak, jak widzę.

Mianowicie Jacol chciał pomóc jak umiał wyjaśnić tę sprawę. Tym bardziej, że to jego byłu przedszkolak, mnie nie dziwi, że się przejął.

Jacol wyraża się dosadnie ale atakiem bym tego nie nazwała.

Panowie, blisko mieszkacie, na piwo się umówicie i po sprawie ;)

elrym05-09-2007 17:36:58   [#3822]

moim zdaniem, chyba?, dobrze się stało, że dyskusja została wywołana...

mam nadzieję, że zarówno Jacol jak i Fakir2 wyjaśnili sprawę...

pozdrawiam obydwu Panów i podziwiam za pracę, jaką wykonujecie

JACOL05-09-2007 18:05:23   [#3823]

Wiem więcej, rozmawiałem z tatą telefonicznie...

Fakir napisał:

Ojciec zabrał dziecko, umieścił w ośrodku w Zdunach a od stycznia będzie (wg słów ojca wypowiedzianych do pani dyrektor)  w DPS na Rocha.

Dziecko nigdy nie było w ośrodku w Zdunach i nie będzie w DPS na Rocha. (wg słów taty).

Ale może od początku wg słów taty:

Szkoła została przejęta przez stowarzyszenie i zaczęła naciskać na rodziców uczniów wymagających najwięcej pielęgncji - aby zmienili placówkę. Nasz rodzic nie chciał na to pójść. Wówczas to szkoła zaczęła wzywać pogotowie jakoby uczeń zasłabł w szkole. Pogotowie zabierało dziecko do szpitala, gdzie odbierał je rodzic - ponoć zawsze w dobrym stanie - lekarze nic nie stwierdzali. Nigdy, wg ojca, jego syn nigdzie indziej nie zasłabł. Potem szkoła ujawniła rodzicom, że Łukasz jest nosicielem gronkowca, zaczęła się panika - zebrania rodziców, odmowa jeżdenia do szkoły dzieci tym samym samochodem co Łukasz itd.

Tata zmiękł i zaczął szukać innej placówki. Dyrektorka szkoły równolegle także obdzwaniała różne miejsca, chcąc tam skierować Łukasza. 

Prosiłem tatę, aby dokładnie powiedział co usłyszał w szkole Fakira. Tata zeznaje, że chyba nie rozmawiał z dyrektorem. Mówi, że rozmawiał w różnych placówkach z tyloma nieznajomymi osobami, że nie potrafi dziś przypomnieć sobie z kim rozmawiał akurat w szkole 103.

Przypomniał sobie jeszcze, że tłumaczono mu w szkole 103, że nie mogą przyjąć jeszcze jednego dziecka na wózku, bo nie mają wystarczającej liczby opiekunów dla tych dzieci. Zaproponowano nauczanie indywidualne.

Wg. rodzica ośrodek w Zdunach (100 km od Poznania) znalazła mu i zaproponowała dyrektorka. Wg. niego od razu odmówił. Nie wyobrażał sobie oddania dziecka tak daleko. Szukał dalej sam.

Wczoraj zorientował się, że w DPS sie na Rocha nie ma szans.

Znalazł jednak dla syna Środowiskowy Dom Samopomocy na ulicy zakątek. Kierowniczka załatwia mu włąśnie nauczanie indywidualne, które będzie się odbywało na terenie ŚDS. Rozmawiałem z kierowniczką tego ŚDS-u. Potwierdziła, że od jutra Łukasz uczęszcza do niej. Nie będzie jedynym dzieckiem w tej placówce z indywidualnym nauczaniem.

No to na razie na tyle... Jakie z tej histori płyną wnioski dla nas?

Pozdrawiam wszyskich

JACOL05-09-2007 18:19:25   [#3824]

Ps

Przypomniało mi się. Gdyby Łukasz mógł mieć pełną opiekę przed południami w 103 to wolałby syna dać do Fakira...
Karolina05-09-2007 18:21:28   [#3825]

Moje już poznaliście..

Pomijam czy to szkoła Fakira czy Jacola czy innego dyrektora. Fakt, że rodzic uposledzonego dziecka poszukuje usilnie placówki  w mieście wojewódzkim (proponuje się mu Zduny?? 100 km od Poznania... jakiś żart?) to co dzieje się w mniejszych miasteczkach, we wsiach...

Dlaczego rodzic niepełnosprawnego dziecka musi wiecznie walczyć o podstawowe, wynikające z prawa rzeczy dla swojego dziecka?

 

Pomijając Poznań i Łukasza.... czy nasz system dobrze sprawuje opiekę nad niepełnosprawnym uczniem?

Dan6705-09-2007 18:58:25   [#3826]

specja-ły

jestem dyr. SOSW. Dzwoniła dziś do mnie kuratorka chłopaka, ma 20 lat i orzeczenie do ksztalcenia specj. z 1998 r chce chodzić do naszej szkoły doradźcie co z tym zrobić? jestem nowa pomóżcie liczę na was
JACOL05-09-2007 19:06:43   [#3827]

Leszek napisał:

jak łatwo uderzyć niesprawdzonym słowem

dyrlo napisała:

Byłam zadziwiona atakiem

ejrut dodała:

Te ataki powtarzają się co jakiś czas i....nie rozumiem dlaczego...

Po pierwsze słowa rodzica są prawdziwe. Może i ostre. Może i niewyważone, ale prawdziwe. Do szkoły Fakira nie przyjmuje sie pewnych dzieci. Z takich czy innych powodów. Rodzice tych dzieci są niezadowoleni. Dlaczego Fakir miałby się obrażać na to, że cytuję na tym forum ich słowa?

Fakir tłumaczy to tak:

Nie jesteśmy oczywiście szpitalem, zakładem opiekuńczo-leczniczym ani ośrodkiem rehabilitacyjno-opiekuńczo-leczniczym...

W szkole Fakira niektórym dzieciom odmawia się nauczania i proponuje tzw. nauczanie indywidualne w domu. To pierwsza grupa nizadowlonych. Drugą jest grupa rodziców, którym szkoła nie zapewnia opieki przedpołudniowej, tak aby mogli pracować. To ci, których dzieci:

zaczynają (...) później, na tzw. drugą zmianę...

albo:

rozpoczynają (...)zajęcia o godzinie 8:00 i kończą zgodnie z planem  (czyli za wcześnie dla rodziców - J)

Ten rodzic, jak wielu innych ma prawo mieć żal, że tak jest. Obrażanie się na tych rodziców, albo na mnie, że ich słowa przytaczam, trochę mnie dziwi.

Mnie wkurza, jak to działa. To poszukiwanie szkoły. Rodzic takiej szkoły nie znalazł. Jego dziecko znalazło opiekę w placówce społecznej nie związanej z oświatą.

Oczywiście nie mam pretensji do szkoły na Sobieskiego, czy szkoły Fakira, że nie są przeznaczone dla wszyskich dzieci. Moje przedszkole też nie jest. Ale sytuacja w której wszyskie dzieci nie będą mieć zagwarantowane miejsca jest nienormalna.

Dan6705-09-2007 19:12:03   [#3828]

urlop bezplatny

jestem nowym dyr pomożcie prac. admin. przyszedł do mnie z prośba o 2 tyg. urlopu bezpłat ( chce wykorzystać jeszcze dwa tyg. urlopu zaległego) ma  w planie wyjazd za granicę zgodzic się?
Fakir205-09-2007 21:54:27   [#3829]

Nigdy się nie "obrażam"...

Może być - i czasami jest - przykro.

Nie jestem odpowiedzialny za system - lub raczej jego brak. Radzę sobie (i rodzicom i dzieciom) jak mogę.

Robię tyle ile wolno (i więcej) oraz tyle ile mogę (i więcej).

Na temat systemu możemy gadać i dyskutować - to ostatnio mój "konik" zresztą jest...

Przykro mi było (i jest) - co zgodnie z regułami asertywności jawnie głoszę - dlatego, że zdanie (w tym przypadku rodzica) przyjmowane jest jako pewnik, aksjomat, fakt, rzeczywistość...

Rozumiem rodzica. Rozumiem siebie. Rozumiem uwarunkowania i rozumiem bulwersację zewnętrznego obserwatora.

"Łatkę" można przypiąć każdemu. Mogę napisać, że Jacol wykorzystuje dzieci seksualnie a potem powiedzieć, że... tak tylko słyszałem...

To, że Jacol tego NIE ROBI - nie ma znaczenia... Zawsze gdzieś tam, po kątach, w rykoszetach będzie: A JACOL TO WIECIE...

Sam jestem rodzicem. I bratem. I fachowcem.

I proszę, by to co napisałem wyżej wziąć pod uwagę...

Pozdrawiam wszystkich.

Nie obrażony ale pozostający z niesmakiem....

Fakir205-09-2007 22:28:57   [#3830]

Dan67...

Szczerze mówiąc nie rozumiem o co Ci chodzi...

Przedstaw jasno problem - będziemy radzić :))))

JACOL06-09-2007 10:54:42   [#3831]

Mogę napisać, że Jacol wykorzystuje dzieci seksualnie a potem powiedzieć, że... tak tylko słyszałem...

Krzychu napisz, jeżeli to usłyszyszysz! Na mój temat słyszałem już tyle negatywnych opinii i żyję! Słyszałem np. że Ty publicznie, bodajrze na radzie pedagogicznej w twojej szkole, jakiś czas temu, wyzywałeś moją osobę, wzburzony bardzo, posądzając mnie o wiele niegodziwości. Jak to usłyszałem, to ubawiłem się setnie, bo jakie ma to znaczenie?  Jakie ma to na mnie znaczenie co ty mówisz o mnie swoim nauczycielom? Ani mnie to grzeje, ani ziębi. Ja nawet mogę zroumieć Twoje wburzenie, choć jestem niewinny.

Wiesz, ja przez wiele lat mojego życia obracałęm się w kręgach kościelnych. Unikam bardzo od tego czasu środowiska ludzi dbających o opinię, zastanawiających się co inni na to pomyślą. Unikam ludzi, którzy zależni są od opinnii innych. Unikam ludzi zajmujących się przezentowaniem siebie, jako wzorów do naśladowania. Ludzi, którzy robią wszysko, aby inni ich widzieli.

Dbanie o dobrą opinię to przekleństwo. Ja staram się w życiu nie robić nic ze względu na opinię. Czasem jest to trudne. Czasem bolesne. Ale w sumie się opłaca.

Gdy czasem, ktoś mnie pyta, jak być dobrym dyrektorem, to zawsze mówię na początku: nic nigdy nie rób dla dobrej opinii, nie daj odczuć swoim nauczycielom, że opinia innych kieruje twoim postepowaniem. Jeżeli reagujesz nie na rzeczywistość, a na pochwały i przygany innych, uczysz swoich pracowników pracy na pokaz. Jak wejdziesz w ten kanał, to cały czas będziesz się bał, że ktoś zdemaskuje tę fikcyjną fasadę, którą budujesz dla oczu zewnętrznych obserwatorów. Jeżeli natomiast, nie zajmując się opiniami innych, zrobisz dobą placówkę, to będzie ona bronić się sama swoją jakością. Jak mówi amerykańskie przysłowie: "Plując na wodosad Niagara, nie da się zniszczyć jego majestatu".

Mi Krzychu nie zaszkodzi poważnie podana sugestia, że jestem pedofilem. Mnie i tych, którzy mnie znają, najwyżej to ubawi.  A nawet gdyby, to i tak los każdego z nas jest w ręku Opatrzności, więc nie ma co się za bardzo podniecać.

Każdy z nas jest tym lepszym dyrektorem im mniej jest zależny od opinii innych. Takie mam przekonanie, kóre potrafię rozinąć na konkretnych przykładach :-))).

Pozdrawiam wszystkich. J.

JACOL06-09-2007 20:38:36   [#3832]

Ładny cytat znalazłem - będzie dobrze się komponował

"A więc pozwolono nam zasmakować wielu rozmaitych narkotyków: aprobaty, szacunku, sukcesu, bycia na samym szczycie, prestiżu, umieszczenia nazwiska w gazecie, potęgi, bycia szefem. Nauczono nas cenić sobie rolę kapitana zespołu, dyrygenta orkiestry itp. Kiedyśmy się już w tych narkotykach rozsmakowali, staliśmy się uzależnieni i zaczęliśmy się bać, że je utracimy. Przypomnijmy sobie poczucie braku kontroli, przerażenie na myśl o niepowodzeniu, popełnieniu błędu, o perspektywie krytyki. Staliśmy się tchórzliwie zależni od innych i straciliśmy wolność. Teraz inni ludzie mają moc uszczęśliwiania lub unieszczęśliwiania nas.

Pragniesz tych narkotyków, ale nienawidzisz cierpienia, jakie się z nimi wiąże, czujesz się całkowicie bezradny. Nie ma minuty, żebyś świadomie lub nieświadomie - nie dostrajał się do reakcji innych, maszerując w rytm ich bębnów.(...)

Kiedy nie uzyskasz aprobaty i jesteś ignorowany, doświadczas samotności tak nieznośnej, że czołgasz się do ludzi i żebrzesz o przynoszący ulgę narkotyk zwany wsparciem, dodawaniem otuchy, odwagi. Życie z ludźmi w takim stanie wymaga nigdy nie kończoncego się napięcia (...)

Trwając w takim stanie zależności, trzeba być zawsze w stanie pełnej gotowości, nigdy nie można pozwolić sobie na luz. Trzeba żyć tak, by zaspokoić oczekiwania."

Antony de Mello

walia06-09-2007 21:11:01   [#3833]

Pomóżcie, proszę

Dziecko autystyczne w zerówce. Czy może, albo czy powinno mieć NI.
bratek06-09-2007 21:29:50   [#3834]

Walia

Powinno ale raczej nie może.... Znaczy to precedens, żeby 6- latek dostał NI. Raczej dostanie WW.
walia06-09-2007 21:35:01   [#3835]
Dzięki, mogę teraz utwierdzić dyrektora, że miał rację w rozmowie z rodzicami
JACOL07-09-2007 09:26:47   [#3836]

Bratek napisała:

Natomiast co do Twoich pytań o superwizję..... Piszesz: "Superwizja tak powinna być robiona, aby pomagać nauczycielowi być lepszym człowiekiem" No i tu na pewno mamy różnicę, bo mnie raczej nie interesuje to by pomagać nauczycielowi, tylko by pomagać dziecku.

i wcześniej:

Dlatego też nie zajmujemy się samą "relacją" (...), a czynnikami specyficznymi i niespecyficznymi kształtującymi tą relację.

No właśnie! Nie zajmujecie się samą relacją, bo jest ona słabo uchwytna za pomocą linijki lub timera :-)))). Rozumiem. Czynniki specyficzne i niespecyficzne to, jak rozumiem obserwowalne zachowania, które towarzyszą relacji np. "nauczyciel dziecko" lub "dziecko inne dziecko." Przykładowo maeljas uczyła swoje dziecko drobnych zachowań do zajęć wg V. Sherorne, tak, aby jej dziecko obserwowane z boku, zachowywało się podobnie jak inne dzieci podczas tych zajęć. Sama zaś logika zajęć V. Sherborn (które to są klasycznym przykładem zajęć na kształtowanie relacji) już jej, jako terapeutki behawioralnej, specjalnie nie interesowała.

Uff, po pierwsze cieszę się, że mamy różnicę zdań. Nie wiem czy pamiętasz, jak zarzuciłem behawiorystom, że nie pracują nad rozwojem społecznym, a Ty zaprzeczyłaś. Nie zrozumieliśmy się jednak. Ja myśląc, że "nie pracują nad rozwojem społecznym" myślałem o kształtowaniu relacji, jakie to odbywa się w toku zajęć niedyrektywnych np. wg V Sherborn i tysiąca innych, które behawioryści pomijają w swojej pracy. Ty o czynnikach specyficznych i niespecyficznych kształtujących relację. :-)))

Teraz może precyzyjniej wyłuszczę mój zarzut do behawiorystów...

Ci terapeuci, którzy uważają, że praca nad relacją jest ważna, a nawet, że jest podstawą każdej innej pracy - także treningu behawioralnego (stawiania wymagań, wprowadzania procedur uczących dzieci różnych koniecznych do życia umiejętności) zwracają uwagę na nauczyciela jako osobę, która nawiązuje relacje z uczniem. Zakłąda się, że im bardziej dojrzałym, świadomym siebie i zrównoważonym człowiekiem będzie nauczyciel, tym relacja pomiędzy nim a uczniem będzie lepsza. Uczniowie rozwijają się szybciej, jeżeli mają dobre, głębokie relacje z innymi. Jeżeli otaczają nas dobrzy, ciekawi ludzie - to chce się nam żyć! Praca nad relacją stanowi bowiem podstawę i bazę wszelakiej pomocy udzielanej innym. Ja tak byłem uczony. Takie przekonanie na wielu ludzi zajmujących się pomaganiem.

Dojrzałość nauczyciela przejawia się nie w tym co świadome, ale nieświadome. Nie tyle jest ważne co nauczyciel świadomie myśli o sobie i o tym co robi, ale to czego nie widzi! Wszyscy nauczyciele, i dobrzy i źli, myślą o sobie, że są dobrzy, oddani dziecim itd. Ale nie wszyscy tacy są rzeczywiście.

Praca z nauczycielem i nauczyciela nad sobą to m i. superwizja. Ja jestem przekonany, że praca nad sobą, powinna stanowić początek myślenia o pracy z dziećmi w ogóle. Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby książki pedagogiczne w 1/3 były poradnikami o rozwoju życia wewnętrznego :-)))

Do tej pory (tzn póki nie spotkałem behawiorystów) superwizje - we wszyskich jej modelach widziałęm jako formę kształtowania nauczyciela. Zresztą nie tylko nauczyciela. Najbardziej znaną formą superwizji grupowej są tzw. grupy Balinta. Balint (1896-1970) był lekarzem. Swoją metodę superwizji wymyślił dla lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej, przede wszyskim lekarzy rodzinnych. (metoda jest propagowana od lat 50-ych ubiegłego wieku)

To dobry przykład dla behawiorystów, gdyż współczesna medycyna także stara się być nauką obiektywną i weryfikowalną. Balint zauważył, że pomiędzy lekarzem a pacjentem moze dojść do wielu nieporozumień, które zakłucają proces leczenia.

Balint zauważył, że pomiędzy pacjentem, a lekarzem może dojść do wielu nieporozumień, które zakłucają proces leczenia. W swoich seminariach Balint pokazywał, na podstawie przedstawianych przypadków, że relacja pomiędzy lekarzem a pacjentem, odgrywa istotną rolę jak pacjent podejdzie do swojej choroby i czy będzie mozliwa wyczerująca, głęboka diagnoza i terapia. Istotną przesłąnką do właściwego leczenia jest zdolność lekarza do aktywnego słuchania, co jest niewątplie sztuką. Zbyt mała znajomość siebie medyka, jego apostolski zapał, chęć nakłonienia pacjenta do swojego punktu widzenia utrudniają zdrowienie pacjenta.

Superwizyjna grupa Balintowska nie jest prostą formą analizy przypadku. Chodzi w niej, aby rozmawiając w odpowiedni sposób lekarz dowiedział się czegoś o sobie, aby superwizja doprowadziła do ograniczonej, ale istotnej zmiany osobowości lekarza. Ta zmiana dokonuje się nie poprzez mówienie lekarza o faktach ze swojego życia, ale o swojej pracy z pacjentem.

Na superwizji omawia się przypadki, ale w taki sposób, aby wpływało to na lekarza.

(wyczerpałęm swoje możliwości pisania na teraz, do Balinta wrócę jak nieco odetchnę :-)))  ) c.d.n.

JACOL07-09-2007 11:11:56   [#3837]

W sperwizji, każdej superwizji, o której słyszałem przed behawiorystami, nie chodzi jedynie o podanie wskazówek terapeucie odnośnie dalszego postępowania z klientem (u nas z dzieckiem). Chodzi o coś jeszcze. A nawet głównie chodzi o coś jeszcze. W procedurze balintowskiej chodzi o to, aby lekarz spojrzał na sytuację oczami swojego pacjenta. Członkowie grupy pomagają mu w tym pokazując mu (często poprzez odgrywanie scecek) jego zachowanie w postępowaniu z pacjentem. Lekarz może spojrzec na siebie jakby z boku.

Co ciekawe. Dopuszczane jest (i często praktykowane), aby omawiać swoich byłych pacjentów. Można na takiej superwizji omawiać przypadek sprzed 10 lat. Oczywiście nie wpłynie to juz na postępowanie tego lekarza z tym pacjentem, ale pomoże temu lekarzowi z innymi pacjentami.

Ja w swojej procedurze superwizyjnej, taką jaka jest w mojej placówce, z wykorzystaniem kamery video, nagrywającej zajęcia jakie prowadzi nauczycel, starałem się pamiętać, że superwizja to nie prosta analiza przypadku, z prostymi wnioskami do realizacji. jaka to procedura - już tu pisałem.

Kiedy po raz pierwszy (w Gdańsku) dowiedziałem się o praktyce superwizyjnej behawiorystów, pomyślałem sobie, że to jest profanacja superwizji, że ja nie chcę, aby nasze specjalne środowisko edukacyjne kojarzyło superwizję z tym co robią behawioryści.

Oni robią , jak robią, gdyż dojrzałość, osobowość tak terapeuty jak i ucznia są im obojętne z punktu widzenia terapii. Superwizją nazwali po prostu analizę przypadku. Superwizorem jest nie ktoś, kto pozwala spojrzeć z boku na problem, ale ktoś bardziej biegły w znajomości analizy behawioralnej.

Zwłaszcza dwie praktyki bahawiorystów mnie zbulwersowały. Jedna związana ze zdejmowaniem odpowiedzialności z decyzji terapeutycznych z nauczyciela przez superwizora. Superwizor ma prawo zadecydować co ma robić nauczyciel. W Gdańsku te zalecenia były wpisywane w program.

Nigdy wcześniej się z tym nie spotkałem. Superwizorzy kojarzyli mi sie z tymi co udzielają rad i emocjonalnego wsparcia.

Druga związana jest z dopuszczaniem do superwizora nauczyciela rodzica dziecka. Dochodziło do sytuacji, kiedy to rodzic, nie mogąc dogadać się z nauczycielem żądał spotkania z superwizorem nauczyciela. (Swoją drogą cała tradycja superwizji, którą zburzyli behawioryści, rozumie, że superwizor jest superwizorem terapeuty - dla behawiorystów zaś superwizor nie jest superwizorem danego nauczyciela, ale danego pacjenta - dziecka).

Rodzic widział w superwizorze nadnauczyciela, szefa nauczyciela, który może wpłynąć na pracę nauczyciela. Dla mnie to było niepojęte.

Ale rozumiem. Jeżeli kształtowanie relacji (więzi) nie jest istotne z punktu widzenia nauczyciela, a liczy się wyłącznie procedura, to postępowanie behawiorystów jest logiczne.

Moim jednak zdaniem błędne. Ja myślę tak jak np dr Balint - relacja jest ważna w terapii, także jej nieświadome aspekty (te przeciwprzeniesienia). Także w przypadku medycyny jak i terapii behawioralnej.

A propos medycyny słuchałe kilka lat temu prof Religi, który mówił jak bardzo zmienia się przeżywalność pacjentów po przeszczepie serca, gdy mają oni dobre relacje z zespołem operującym. Dlatego w jego klinice, wzorem innych zagranicznych ośrodków, lekarze starali się poświęcać czas na rozmowy z pacjentami tak przed jak i po operacji. Religa mówił też, jak ważna jest atmosfera oddziału i relacje pomiędzy personelem na wyniki operacji.

Zastanawiam się, czy takie myślenie jest dla behawiorystów do przyjęcia.

Pozdrawiam. J.

JACOL07-09-2007 11:20:58   [#3838]

Tak jeszcze sobie myślę, że dla behawiorystów relacja z dzieckiem ma pewne znaczenie, choć drugorzędne tzn. nie mające wprost znaczenia na postępy w terapii. Behawioryści (pracujący z dziećmi) starając się być z dziećmi w dobrej relacji osiągają następujące korzyści:

1. Pozytywna relacja z dziećmi sprzyja zaangażowaniu w terapię rodziców dzieci (którzy przypisują relacji z dzieckiem bardzo duże znaczenie) i wzmacnia oczekiwania rodziców odnośnie terapii behawioralnej.

2. Dobra relacja może ułatwić obserwowanie dziecka i zbieranie informacji o nim.

Coś jeszcze przychodzi wam do głowy?

Fakir212-09-2007 23:44:12   [#3839]

Wszystko sie kłębi...

Ostatni tydzień... Poniedziałek-wtorek-środa...

Cztery zebrania z rodzicami...

Poniedziałek - I etap edukacyjny i grupy RW...

Wystraszeni rodzice, zagubione matki, nowi ludzie...

Rozmowy, rozmowy, rozmowy... Czekają na cud i wierzą, że ten cud będzie ich udziałem... A sprawić ten cud mamy my...

Wtorek - II etap...

Wyluzowani, świadomi, "ustawieni" i pełni mocy rodzice... Rozmowy, dyskusje, plany i nadzieje...

Środa - Gimnazjum... Dzisiaj...

Rozdygotani rodzice, do których dochodzi prawda, że cudu nie było i już nie będzie...

Co dalej?

Czy mogą nasze dzieci chodzić dłużej do tej szkoły? 

Co dalej?

Do dobrego się człowiek przyzwyczaja...

Co dalej?

Czy to naprawdę koniec?

Co dalej?

Co dalej?

Co dalej?...

I w tym wszystkim ja.... Mam dać odpowiedź na to kołaczące w tle pytanie: Co dalej?!?!

Co mam rzec?

Że życzę im, by w każdej następnej placówce spotkali ludzi, którzy nad ich dziećmi pochylą się jak nad największym skarbem, tak jak my?

Że życzę im, by zawsze spotykali ludzi dobrych? Fachowych? Ogarniętych pasją "bycia" z ich dziećmi?!?!

- - -

Matka, drżącym głosem prosząca by epilepsja jej dziecka (pogranicze głębokiego, wlewki doodbytnicze, elementy agresji... Dziecko eksploruje ciągle jeszcze świat przez szczypanie, drapanie...) nie była argumentem wykluczajacym jej dziecko z wyjazdów na "zieloną szkołę", bo ona MUSI do dziecka odpocząć???

Ojciec - walczący o to, by jego syn "był przez świat traktowany jak człowiek"...???

I do tego obrażony rodzic, który nie może zrozumieć, że ja o godzinie 20:00 NIE MOGĘ wypić kolejnej kawy (przeciez przyniósł z domu!) i NIE MOGĘ zjeść kolejnego kawałka tortu (żona upiekła specjalnie!) bo padnę?!?!?

- - -

Jutro kolejne posiedzenie rady pedagogicznej - zatwierdzanie wybranych dokumentów...

- - -

Po drodze wybory do Rady Rodziców... Po co to? Dlaczego? To głupie, przecież mamy RR od listopada...

Protokoły...

- - -

Jestem w domu...

Żona (pracująca w mojej szkole) chce przeczytać nowy Statut... Czepia się poszczególnych sformułowań...

Dobranoc....

- - -

Panie spraw, bym spał snem wyspania...

Dobranoc...

Śpijcie dobrze moje SPECJAły....

JACOL13-09-2007 14:49:08   [#3840]

A my szykujemy sie do wyjazdu do Rościnna za tydzień. Całe rodziny naszych dzieci, także rodziny pracowników. Zabieramy tradycyjnie także rodziny naszych ubiegłorocznych absolwentów - na pożegnanie.

Czekają nas długie rozmowy, spacery, ognisko do późna i tradycyjny mecz piłkarski...

Wspomnienia na zdjęciach z ubiegłego roku....

achaa13-09-2007 20:03:47   [#3841]
To i ja się dołączę...

Kocioł w głowie.
Pierwsze dwa tygodnie w nowej szkole prawie już za mną. Indywidualne nauczanie, dziewczyna 22 lata, stan po noworodkowym zapaleniu mózgu, nie widzi, porażenie (podtrzymywana chodzi), niezwykle bierna, lękliwa, funkcjonuje na poziomie 6 stadium sensomotorycznego. ech dużo mówić. Po kilku dniach - wita mnie śmiechem, proponuje aktywności, "łapie" plan aktywności i... ulga. Przestaje się bać. Pracuje z timerem - przestaje się wściekać "na dzień dobry" gdy tylko cokolwiek się jej zaproponuje.

Ja nie wiem jak wypełniać dziennik. Jestem n. kontraktowym. Niestety, w mojej poprzedniej szkole standardy wypełniania dokumentacji urągały wszystkiemu i tyle wiem. Wiem, że nie mogę tego powielać. Ale nie mam pojęcia co w zamian. Robię tak, jak mi się wydaje. Oddałam dziennik "wyprowadzony", czekam na opinię dyrektora. Nie, żebym się bała, ale mi normalnie głupio,  bo wiem, że na pewno coś jest nie tak.

Dobrze się czuję w domu mojej uczennicy. Rodzice bardzo mili (czasem za bardzo, to zmniejsza mój komfort). Dom o bardzo "wysokim statusie" społecznym. To wiele oczywiście ułatwia. Rodzice bardzo kochający, pozbawieni wszelkich nadziei, pogodzeni z losem, nic nie oczekują. Patrzą na mnie ze zdumieniem, gdy mówię im, że to i to jeszcze można, że trzeba próbować, że warto. Dziwią się, że nie zaczynam pracy od kawy. Dziwią się, gdy widzą, że nie robię z ich dzieckiem malowanek (i tak ich nie widzi, ale za to ma tego kilkanaście teczek), że z dumą pokazuję im stronę, gdzie ich dziecko w konturach (specjalnych uwypuklonych) posmarowało klejem równiutko i poprzyklejało kaszę. Przecież ona takie ładne z poprzednią nauczycielką kartki świąteczne robiła, że cóż tu ładnego.

W poradni kipi. Pół roku po rozpoczęciu działalności mamy dzieciaki z 7 województw. Grupy terapeutyczne, wsparcia, samopomocowe. Dzieci różne, przeróżne. Rodzice różni, przeróżni. Ostatnio dali nam niezłą nauczkę. Nie pobraliśmy opłaty za diagnozę na pierwszym spotkaniu. Pojawili się na drugim. Dwa dni przed trzecim przypadkowo (w innej sprawie) rozmawiali z naszym pracownikiem. Żegnali się - to do zobaczenia na wizycie za dwa dni. Nie przyszli. 7 godzin pracy czterech osób "w plecy". Rodzice nie odbierają telefonów.
Ostatnio jednen "wrzaskun" przestał krzyczeć i zaczął pracować. Mało, nawet się uśmiechał. A uśmiech mamy był porażający.

To tyle. Żadna "specjalna" rewelacja;)))

Pozdrawiam wszystkich.
Dan6713-09-2007 21:50:01   [#3842]
dziecko z lekko w gimnazjum w którym są dwa języki obce, czy ma byc oceniane z dwóch języków
Fakir215-09-2007 15:51:53   [#3843]

Zapraszam do wątku kongresowego!

Z uwagi na szerszą specyfikę jest na innym niż SPECJAły wątku :)))

http://oskko.edu.pl/forum/thread.php?t=25235#FBK

Fakir218-09-2007 08:27:12   [#3844]

Podnoszę !!!

Bardzo proszę wszystkich "specjalnych" od zabranie głosu, odezwanie się, wniesienie ożywczego powiewu do przygotowań !!!

To naprawdę ważne...

ejrut19-09-2007 06:28:39   [#3845]

Pytanie

Wychowanek indywidualnych zajęć rew-wych...wyjechał do Buska na 2 tygodnie( zwolnienie lekarskie) ....co z nauczycielem?    

Jest do dyspozycji dyr. w szkole czy musi odrobić zajęcia?

bratek19-09-2007 06:55:39   [#3846]
Jest do dyspozycji. Czemu ma odrabiać, przecież on jest gotowy do pracy.
dyrlo19-09-2007 07:29:34   [#3847]

ejrut

Odnalazłam Cię, wszystkiego najlepszego, Aza w piaskownicy całą noc Cię szukała, odezwij się do Niej :-)))
Fakir219-09-2007 08:21:32   [#3848]

Elżbieto!

Jeśli nauczyciel ma gotowość do zajęć, idzie do domu dziecka a dzieciak w danym dniu chory, rodzice sie nie zgadzają na zajęcia - jest do przodu (nauczyciel)...

Jesli jednak rodzic dostarcza wcześniej informację na piśmie, że dziecka nie będzie np. 2 tygodnie, to nauczyciel musi to zgłosić dyrektorowi i oddać się do jego dyspozycji (nie dosłownie:)...

A dyrektor przydziela mu zajęcia (np. zastępstwa).

Nie rozumiem sformułowania "odrobić zajęcia"... Czyli co? Nie ma dziecka dwa tygodnie a on w trzecim tygodniu z tym dzieckiem zamiast 10 pracuje 30 ?!?!?

Bez jaj...

Nauczyciel ma gotowość do zajęć i albo go dyrektor wykorzysta albo nie... Ale odpracowania nie wyobrażam sobie w ten sposób...

Fakir219-09-2007 13:50:24   [#3849]

Własnie się dowiedziałem, że wróciła z długotrwałego (kilkumiesięcznego) pobytu w szpitalu "A" moja uczennica...

Ale do szkoły nie przyjdzie...

Bo w tym samym dniu wylądowała w innym szpitalu ("B") z:

-   objawami niedożywienia (na wypisie ze szpitala "A" stoi jak byk napisane, ze dostawała połowę tej dawki pożywienia, którą dostawać powinna);

- ropnymi i śmierdzącymi odleżynami i uogólnionymi zmianami skórnymi ("...to niemożliwe!!!" stwierdził szpital "A");

- zerem reakcji społecznych (przedtem się śmiała, reagowała ożywieniem...);

- objawami żółtaczki ("to po marchewce!" wg szpitala "A")...

Szpital "B" jest zbulwersowany, rodzice (mało zaradni ale kochający i troskliwi) są wściekli, nauczycielka płacze a ja...

Boże... Daj mi siły, bym powstrzymał się od gwałtownego i niekontrolowanego wyrażania emocji...

JACOL19-09-2007 13:52:39   [#3850]

Cholera...

Ja też czasami miałbym ochotę rozstrzelać ze 100 lekarzy dla przykładu...
strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 76 ][ 77 ][ 78 ] - - [ 84 ][ 85 ]