Forum OSKKO - wątek

TEMAT: SPECJA-ły
strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 70 ][ 71 ][ 72 ] - - [ 84 ][ 85 ]
JACOL22-05-2007 14:42:23   [#3501]

Fakirowi ad [#3338]

nie dziękuję cieniom

nie mam złudzeń

kolory dni wyrzuciłem za siebie

może naiwnie nieco

bez ust bez włosów bez ciała

rzucony na papier

porażony piorunem

dotykam czule grzbietów ksiąg

niezdarnie próbując znaleźć

czego nie da się poczuć

moje serce straciło równowagę

bije już bez słów

obdarte z tajemnicy

bez pewności że kocham

tylko oczy mam otwarte

i okno

Adaa22-05-2007 16:08:32   [#3502]
ach ten upał ;-)
JACOL22-05-2007 16:52:14   [#3503]

ach te upały

na stół Fakira

wnoszą specjały

serca jagnięce

nie dawno żywe

dziś podniebienie bawią

tak tkliwe

jeżeli leży coś na wątrobie

Fakir ze smakiem

ulży dziś sobie

móżdżki w potrawce

pięknie podane

aż piszczą w zębach

jak zakochane

tak wiele istot

dało tu ciała

aby ta uczta

mu się udała

aż naraz Fakir

ryknął ze złością

bo mu coś w gardle

stanęło ością

oj chyba teraz

polecą głowy

za ten zepsuty

specjał fakirowy

bratek22-05-2007 17:16:01   [#3504]
Może głowy nie polecą, ale dla mnie to niesmaczne....
georgina22-05-2007 17:29:05   [#3505]
Mam nadzieję,że Fakir nie da się sprowokować tym "wierszykiem".
Fakir222-05-2007 17:43:39   [#3506]

..... jest mi bardzo przykro i źle.....

JACOL22-05-2007 18:24:12   [#3507]

Nie chciałem nikogo, a zwłaszcza Ciebie Krzysztofie urazić. Mam taką głupawkę po prostu. Przepraszam.

ach te upały

jacolowi rozum

do reszty odebrały

chłopina wesoły

pokazał niesmacznie

jeno tyłek goły

teraz się czerwieni

jak panienka młoda

bo mu tych specjałów

jako żywo  szkoda

na pokutę

proszę mu nałóżcie

o chlebie i wodzie

niech na suchym pysku jeno

dni kilka na głodzie

pomarzy

o słodkich  specjałach

które zepsuł

tak nieroztropnie

i niech go gęś kopnie

--------------

I życzę Ci wszystkiego dobrego, bo czas masz gorący. Trzymam mocno kciuki. J.

Fakir222-05-2007 20:06:10   [#3508]

Dziękuję...

:)

JACOL23-05-2007 07:43:11   [#3509]

dla mnie to niesmaczne....

Zupełnie szczerze i na poważnie Bratku, to bardzo się starałem aby było niesmacznie i makabrycznie nawet - to był świadomy zabieg artystyczny. Jest taki nurt w poezji, którą należy czytać z przymróżeniem oka - mnie on strasznie bawi. Miałem nadzieję, że moje grafomaństwo tak zostanie właśnie odczytane. Tym bardziej, że w poście [#3501] w moim poczuciu w sposób zabawny wykonałem wariację do słów Fakira z postu [#3338] - używająć słów wiersza Fakira w innym kontekście. Ale nie dziewię się reakcji Twojej, georginy i fakira na moją "poezję"- bo poeta ze mnie żaden - więc szybciutko przeprosiłem.

Lepiej w domu zjeść konserwę

niż mieć tutaj w życiu przewę.

Lepszy szwagier wolnomularz,

niż węgierski tutaj gulasz.

Lepsza w domu świekra z zezem,

niż tu jajko z majonezem.

Lepszy aferzysta teść,

niżbyś miał tu flaki zjeść.

Lepszy kuzyn z wodogłowiem

niż tu móżdzek, że tak powiem.

Lepsza ciotka striptizerka,

niz podane tu żeberka.

Lepiej czuć do siosty chuć,

niż kotlety tutaj żuć.

Lepszy wuj recydiwista,

niż z tej karty wódka czysta.

Lepiej nie być w żony guście

niż jeść boczek w tej kapuście.

Lepszą będziesz mieć karnację,

gdy u siebie zjesz kolecję.

(Wisława Szymborska)

;-)

JACOL24-05-2007 11:54:58   [#3510]

Renata napisała:

Wracając do tematu, Twoje pytanie jest ważne, zwłaszcza dotyczące mechnizmu zmiany..

Dlaczego nauczenie tej mamy jakiejś tam umiejętności może zmienić jej stosunek do rehabilitacji jej syna? Dlaczego tak sądzę? Jaki byłby mechanizm tej zmiany?

Spróbuję odpowiedzieć dlaczego nauczenie mamy, o której wspomniała Bratek, jakiejś drobnej czynności, według mnie, może być lepszym pomysłem niż jakakolwiek z nią rozmowa.

 

Zanim jakkolwiek postąpimy z tą mamą, trzeba, moim zdaniem, zastanowić się czy jest to osoba, od której cokolwiek moglibyśmy chcieć. Trzeba się zastanowić, czy ta mama posiada jeszcze jakikolwiek potencjał umożliwiający zmianę jej zachowania wobec dziecka. Podniosłem ten problem już wcześniej – jeżeli, ktoś nie ma fizycznych predyspozycji do chodzenia na rękach, to nauka tej umiejętności, dla osoby uczonej, będzie jedynie katorgą.

W medycynie funkcjonuje pojęcie „uporczywa terapia”. Ma ona miejsce wówczas, gdy lekarze podejmują działania zgodne ze sztuką lekarską, ale nie przynoszące pacjentowi ulgi a jedynie dodatkowe cierpienie. Czy uczenie tej mamy czegokolwiek, czy też rozmawianie z nią o tym co powinna robić, motywowanie jej itp, - czy to aby nie będzie „uporczywa terapia”?

 Tak na marginesie, to moje pytanie, do Ciebie Bratku o waszą wiedzę na temat postępowania fizjoterapeutycznego dotyczącego Twojego ucznia, odnosiło się do problemu „uporczywej terapii”, ale w stosunku do dziecka. Czy postępowanie, które chcesz, aby realizowała matka – niewątpliwie zgodne ze sztuką rehabilitacyjną – jednak w tym wypadku nie jest jedynie „uporczywą terapią”, którą chcesz, aby wykonywała matka? Ja tego nie wiem. Ja stawiam tylko pytanie, które ja sam sobie często stawiam w różnych sytuacjach.

 

No a teraz do meritum. Zakładając, że mama jest zdolna zmienić swoje postępowanie wobec swojego dziecka przy naszej pomocy i że ta jej praca przyniesie dziecku realną korzyść -możemy tą mamę zacząć uczyć.

 

Pamiętam, że głównym moim celem jest to, aby ta mama zwróciła większą uwagę na rehabilitację ruchową swojego dziecka. Mama, wg Bratka nie chce rehabilitować syna między innymi z lęku o jego zdrowie, jak mniemam. Rodzice o postawie nadopiekuńczej przejawiają w różnych proporcjach dwa rodzaje lęku. Jeden związany jest ze zdrowiem dziecka, a drugi z utratą miłości dziecka. Jak mniemam, mama ta potrafi już postawić swojemu dziecku wymagania. Przynajmniej tak zrozumiałem słowa Bratka (choć później sama Bratek zastanawiała się nad tym czy ten „behawioryzm” jakiego uczono tę mamę, to był rzeczywiście taki krwisty behawioryzm – z nagrodami i karami. Klasyczna mama nadopiekuńcza ma problem z wycofywaniem nagród. Nagroda ma sens wtedy, gdy może być cofnięta. Mama nadopiekuńcza nie umie wycofać nagrody, czyli inaczej – nie potrafi być dyrektywna. Dziecko jej dostaje zawsze wszystko co chce, obojętnie jak się zachowuje. Ale ta mama (przedstawiona przez Bratka)potrafi wycofywać konsekwentnie nagrody, potrafi być może także stosować kary. Dlatego właśnie zastanawiam się, czy nadopiekuńczość jest głównym problemem tej mamy.

 

Pozostaje jeszcze lęk o zdrowie.

 

Do uczenia wybrać trzeba jakąś czynność rehabilitacyjną wobec dziecka, która nie będzie dla mamy zbyt uciążliwa.

Klasyczna mama nadopiekuńcza nie ma żadnego problemu ze znalezieniem czasu dla swojego dziecka, jest gotowa do wszelkich poświęceń, jest na każde skinienie swojego dziecka w dzień i w nocy. Dla klasycznej mamy nadopiekuńczej poprawianie pozycji dziecka co pięć minut nie stanowi problemu. Bratek sugerowała, że tej mamie się nie chce już tego robić. To kolejna dla mnie wskazówka, że nadopiekuńczość tej mamy nie jest taka silna.  Myślę więc sobie, że ta mama przejawia problemy jakie mają rodzice unikający. Myślę więc sobie dalej, że problemem w uczeniu tej mamy nie będzie li tylko przełamywanie jej lęku, ale i motywowanie jej.

Dlatego właśnie ważnym jest, aby bardzo uważnie przestrzegać tych zasad uczenia, które związane są z prawidłowym motywowaniem rodzica. Jedną z tych zasad jest wybieranie do uczenia rzeczy małej.

 

Uczymy mamę w ten sposób, że prosimy ją o wykonywanie jakiejś małej rzeczy związanej z rehabilitacją jej dziecka w domu. Rzecz o którą prosimy musi być dobrana na miarę mamy. Nie powinna być ani za łatwa, ani za trudna.

 

Najpierw musimy mamie wyjaśnić dlaczego ją o to prosimy. Musimy wyjaśnić jej dlaczego chcemy, aby to ona wykonywała to coś w domu. Musimy wyjaśnić jej jak spełnienie naszej prośby zmieni życie jej dziecka. Musimy wyjaśnić jej, jak jej praca pomoże jej dziecku. Nie tłumaczymy dlaczego rehabilitacja w ogóle jest konieczna, nie tłumaczymy dlaczego jej wysiłek jest niezbędny w ogóle. Tłumaczymy znaczenie wykonywania przez nią tylko tej jednej małej czynności.

Możemy mamę poprosić o powtórzenie, jak nas zrozumiała, aby się upewnić, że rozumie sens naszej prośby.

 

Dalej, pokazujemy tej mamie, to o co ją prosimy. I prosimy ją o wykonanie przy nas uczonej czynności.  Dobrze dobrana umiejętność powinna wywołać u matki lęk o zdrowie dziecka. Czy, aby nic złego się mu nie stanie? Matka powinna odbywać wewnętrzną walkę pomiędzy rozumem, a uczuciami. Lęk nie powinien być za duży, gdyż matka mogłaby odmówić realizacji naszej prośby i na dodatek nas wyzwać.

Wspierana przez nauczycielkę matka powinna przy nas przezwyciężyć swój lęk i przekonać się, że nic złego się nie wydarzyło wykonując prawidłowo ćwiczenie z dzieckiem..

 

Wzmacniamy postępowanie mamy chwaląc ją i pokazując jej reakcję jej dziecka (No proszę, jak doskonale pani poszło!, proszę zobaczyć jak synek dobrze na to ćwiczenie zareagował!)

 

U klasycznej matki nadopiekuńczej, moim zdaniem by to wystarczyło.

 

Tutaj jednak dochodzi kwestia właściwego motywowania. Dlaczego matka, która nie ma ochoty robić tam czegoś ze swoim dzieckiem, spełni prośbę nauczycielki?

 

c.d.n.

 

 

JACOL24-05-2007 21:47:02   [#3511]

Dlaczego matka, która nie ma ochoty robić tam czegoś ze swoim dzieckiem, spełni prośbę nauczycielki?

 

 

Motywowanie rodzica związane jest nie tylko z nagrodami – pochwałami, jakie winniśmy w odpowiedni sposób mu udzielać.

 

Praca nad motywowaniem tej mamy, jak i każdego innego rodzica przypomina pracę nauczyciela, który „zaraża” uczniów przedmiotem, który wykłada. Tacy nauczyciele mogą być dla nas wzorem. Charakteryzują się oni, jak myślę, pewnymi charakterystycznymi cechami. Po pierwsze lubią swój przedmiot i doskonale się w nim orientują, potrafią ciekawie opowiadać o swoim przedmiocie, w nauczaniu wykorzystują szereg pomocy i na koniec – lubią swoich uczniów.  To wszystko powoduje, że lekcja z takim nauczycielem, jest przyjemnością. Ponad to, uczniowie widzą, że nauczycielowi bardzo zależy na postępach, jakie winni wykonać. Dla swojego ukochanego nauczyciela są gotowi na wszystko.

 

Przekładając to wszystko na instrukcję postępowania z tą mamą, radziłbym co następuje:

 

1. Całe spotkanie na którym będzie się uczyć mamy nowej umiejętności winno się odbywać w miłej i niezwykle sympatycznej atmosferze. Nigdzie mamie nie powinno się w niczym uchybić. Nigdzie nie winnio dać jej do zrozumienia, że coś robi (lub robiła) nie tak. Bardzo motywuje rodzica drobny poczęstunek. Okazujemy tym swój szacunek dla rodzica. Trzeba pamiętać, że rodzice słabo zmotywowani, nie zrobią nic ze względu na swoje dziecko. Ich dziecko nie jest dla nich wystarczającym źródłem wzmocnień (z różnych powodów). Oni mogą zrobić to coś tylko dla miłej i sympatycznej pani nauczycielki ich dziecka. Z mojego doświadczenia wynika, że ten warunek (miła atmosfera) jest najtrudniejszy do zrealizowania przez nauczycieli. Gdzieś podskórnie mają oni żal do rodzica, że jest taki mało zaangażowany, że lekceważy sobie dziecko. Nie znajdując w sobie zrozumienia dla rodzica, któremu nie za bardzo się chce pracować ze swoim dzieckiem, nauczyciel w ten czy inny sposób da odczuć rodzicowi, że jest rodzicem beznadziejnym. Wówczas dla rodzica spotkanie z takim nauczycielem jest doświadczeniem niemiłym, przykrym i traumatycznym . Czuje on, że się go negatywnie ocenia i źle o nim myśli. Czuje się piętnowanym. Jeżeli tak się stanie, taki rodzic, nie spełni naszej prośby i nie zaangażuje się w pracę ze swoim dzieckiem.

  

2. Tłumacząc mamie naszą prośbę do niej, dobrze jest to robić płynnie, wyraźnie, językiem przystępnym i zrozumiałym.

 

3. Pokazując mamie ćwiczenie, które chcemy, aby wykonywała w domu, winniśmy to zrobić z całym zaangażowaniem, z uwagą skierowaną na dziecko, ze skupieniem. Mama winna zobaczyć nasze pozytywne emocje związane z dzieckiem.

 

4. Warto się wysilić i użyć różnorodne pomoce. Na przykład ksero instrukcji. Dobre jest wyciągnięcie telewizora specjalnie na tę okazję i puszczenie rodzicowi wcześniej nagranego filmu instruktażowego. Robić to należy niezależnie od pokazu jaki my sami wykonamy na jego oczach. Robimy to nie tylko dlatego, aby rodzic zapamiętał instrukcje. Robimy to, aby rodzic zrozumiał jak bardzo nam zależy na tym, aby on to robił. Jeżeli nam się nie chce nagrać filmu i wyciągnąć telewizora, to dlaczego rodzicowi ma się chcieć pracować z dzieckiem? Nie warto iść na skróty. Nasz wysiłek jaki włożymy w uczenie rodzica będzie procentował zwiększeniem jego motywacji

 

5. Warto rodzicowi zasugerować, kiedy w ciągu dnia, mógłby to wykonać. Często rodzice, słabo zmotywowani do zajmowania się swoim dzieckiem, nie za bardzo wiedzą, kiedy by mieli spełnić prośbę specjalisty. Wydaje im się, że prośba specjalisty wywraca im całe życie do góry nogami.

 

6. Demotywujące jest sugerowanie rodzicowi, że powinien spełnić naszą prośbę np. ze względów moralnych np., że bez tego jego dziecko się zacznie cofać w rozwoju. Taka groźba, że jeżeli nie spełni naszej prośby, to nie będzie dobrym rodzicem zniechęca, a nie zachęca. Dużo łatwiej i przyjemniej robi się coś bez presji olbrzymiej odpowiedzialności. To brzemię odpowiedzialności  często paraliżuje rodziców a nie motywuje. Dlatego najlepiej mówić rodzicowi: "To tylko moja prośba, jak pani nie uda się znaleźć czasu, to nic takiego się nie stanie."

 

7. Zniechęcająca jest także sugestia, że będziemy rodzica kontrolować z wykonania prośby np. „Jutro proszę mi powiedzieć jak pani poszło”. Mama nie musi nic powiedzieć, bo nie musi zrealizować naszej prośby. Zrealizuje ją bo chce, a nie dlatego, że musi.

 

8. Następnego dnia zadajemy mamie pytanie. „I co tam słychać?” (Broń Boże: Jak poszło wczorajsze ćwiczenie). Jeżeli nie porosiliśmy o rzecz za dużą, o ile włożyliśmy dużo wysiłku w nauczanie mamy, nie idąc w procedurze na skróty,  o ile byliśmy mili, serdeczni i zaangażowani – to mama niechybnie nasza prośbę spełni. Za to ją serdecznie pochwalimy, ciesząc się, że mogła coś dobrego zrobić dla swojego dziecka. Mama widząc naszą radość ,tym chętniej spełni naszą prośbę, dnia następnego i znowu je docenimy. Powinna czuć, że uważamy ja za świetnego rodzica, że doceniamy, każdy najmniejszy jej wysiłek.

Tym chętniej będzie także spełniała nasze następne prośby.

 

Ps do pktu 8 – Ni należy z nagrodami przesadzać, nie dawać ich za darmo, stopniowo przechodzić na wzmocnienia nieregularne itp.

 

Według mnie, tak można motywować do pracy z ich dzieckiem. Tak  możemy przywracać im chęci i siły. Tak możemy też walczyć z ich wypaleniem.

 

Pozostaje jeszcze wyjaśnić dlaczego, moim zdaniem, nauczenie tej mamy jednej małej umiejętności z zakresu rehabilitacji zmieni jej stosunek do rehabilitacji w ogóle. Ale to nie dziś.

 

Pozdrawiam wszystkich

 

 

achaa25-05-2007 10:45:46   [#3512]
Jacol napisal:
Zanim jakkolwiek postąpimy z tą mamą, trzeba, moim zdaniem, zastanowić się czy jest to osoba, od której cokolwiek moglibyśmy chcieć. Trzeba się zastanowić, czy ta mama posiada jeszcze jakikolwiek potencjał umożliwiający zmianę jej zachowania wobec dziecka. Podniosłem ten problem już wcześniej – jeżeli, ktoś nie ma fizycznych predyspozycji do chodzenia na rękach, to nauka tej umiejętności, dla osoby uczonej, będzie jedynie katorgą.

Zgadzam sie. Mam tylko pytanie - po czym poznajesz, ze dany rodzic nie posiada już potencjału?
I co wówczas? Czy coś jeszcze można zrobić?

Mama nadopiekuńcza nie umie wycofać nagrody, czyli inaczej – nie potrafi być dyrektywna. Dziecko jej dostaje zawsze wszystko co chce, obojętnie jak się zachowuje.
Jest to sytuacja problematyczna. Jednak sa mozliwości, moim zdaniem wspierania tez działan takiego rodzica. Mozna przeciez zasugerowac prace niedyrektywna, a przy okazji uczyc mame dyrektywności - "na przyszłość".

To kolejna dla mnie wskazówka, że nadopiekuńczość tej mamy nie jest taka silna.  Myślę więc sobie, że ta mama przejawia problemy jakie mają rodzice unikający.
Lub po prostu bardzo zmeczeni. Czasem wiecej daje znalezienie sposobu na odciazenie takiego rodzica zanim sie zacznie czegokolwiek go uczyc. Ze swoich doswiadczen wiem jak trudne jest funkcjonowanie z niepełnosprawnym dzieckiem. Bylam w takiej sytuacji 3 lata, moje dziecko obecnie prawie nie ma sladów niepełnosprawności, ale bylo bardzo bardzo ciezko, mimo na prawde duzego wsparcia ze strony rodziny, meza. Dlatego rozumiem rodzicow, ktorzy nie maja na nic sily.



Nie tłumaczymy dlaczego rehabilitacja w ogóle jest konieczna, nie tłumaczymy dlaczego jej wysiłek jest niezbędny w ogóle. Tłumaczymy znaczenie wykonywania przez nią tylko tej jednej małej czynności.

Nie ma po co tłumaczyc ogólnie. Rodzice wiedzą doskonale dlaczego rehabilitacja jest konieczna. Mało tego, to że wiedzą a nic nie robią jest przyczyna ogronego poczucia winy. Poczucie winy powoduje depresje. Depresja powoduje, ze nic sie nie chce robic. I bledne koło sie zamyka.

Wzmacniamy postępowanie mamy chwaląc ją i pokazując jej reakcję jej dziecka (No proszę, jak doskonale pani poszło!, proszę zobaczyć jak synek dobrze na to ćwiczenie zareagował!)
Gorzej, jezeli dziecko nie zareaguje dobrze;)
Ostatnio dyrektorka placówki dla dzieci z zaburzeniami słuchu w ktorej mam w najblizszym czasie objąc terapią kilkoro dzieci mowiła mi o doswiadczeniach z jedna mama. Mama ta przyszła do niej i powiedziała, ze na razie nie bedzie chodzic z dzieckiem na terapię do nich, bo byli gdzie indziej i tam była taka pani do ktorej jej synek sie częsciej uśmiechał i robił to co ona mu kazała bez protestu. I dlatego mama woli pojsc tam na razie. Okazalo sie, ze tamta pani robila z dzieckiem po prostu to co ono lubilo a co nie mialo zadnego pozytywnego wplywu na jego rozwoj w sensie ogolniejszym niz "poprawa dobrostanu psychicznego". Czesto sie spotykam z praca z dziecmi jak dla mnie bezsensowna - robienie w kolko tego samego, tylko dlatego ze dziecko nie protestuje i jest zadowolone. Nie bede na razie rozwijac tego watku, bo zaraz wskocze "na Wygotskiego":)
Ale ok, rozumiem, ze na potrzeby motywowania mamy po prostu wybieramy ćwiczenie, na ktore dziecko powinno dobrze zareagować?
maeljas25-05-2007 20:33:56   [#3513]

a jak rozmawiać z tą mamą?

II SP - klasa integracyjna - dzieciaki przygotowały uroczystość klasową dla mam z okazji jutrzejszego święta ( Wszystkie dzieciaki mają jakieś problemy, mamy znają się , tworzą jakby grupę wsparcia)

Śpiewy, wierszyki, prezenty i skromne przyjątko - i wszystko w tajemnicy przygotowywane - wierszy uczyły się w szkole , żeby mamy miały niespodziankę

Wszystko wyszło wspaniale - na widowini łezki połykane w ukryciu, radość mam

Siedziałam obok matki chłopca z orzeczeniem o upośledzeniu - on sam wypadł wspaniale - po występach podszedł do mamy wręczył jej prezent, złożył piękne życzenia i zaprosił do poczęstunku 

Komentarz matki - " E pewnie tego sam nie zrobiłeś - bo nie umiesz"

Protest dzieciaka - matka nie słucha - zaczyna rozmowę ze mną -

opowiada jak to młodszy syn umie już jeść sam - a ten tu nie, ale zaczyna , bo patrzy na młodszego

"A wie pani młodszy już sam się ubiera , a tego muszę ja ... "

Mityguję mamę - chwalę starszego, ale pani matka mnie nie słucha .

Wychowawczyni też stara się skierować rozmowę na inne klimaty - nie pomaga - zostawiamy ją i przesiadamy się do innych - ja w końcu wychodzę

Mały przyszedł do nas we wrześniu - jak mu coś nie wyszło, to chował się pod ławkę, nie patrzył na nauczyciela , zamykał w stresie oczy - faktycznie nie umie się samodzielnie ubrać, ale ... zawsze ktoś go ubiera, bo " zostaw,  nie umiesz )

Wychowawczyni ćwiczy z nim ubieranie - jak przychodzi po niego ojciec - w domu robi to za niego matka albo niania

lekcje odrabia w szkole - w domu odrabiała za niego niania

achaa25-05-2007 21:15:22   [#3514]
Maeljas
Wydaje mi sie, że ta mama ma po prostu ogromną potrzebę sukcesu w macierzyństwie. Posiadanie dziecka niepełnosprawnego stanowi dla czesci rodziców taki "dowód braku kompetencji" - że niby "nie potrafili" mieć zdrowego dziecka i w związku z tym są "gorszymi" rodzicami. Dochodzi tu pewnie jeszcze brak przepracowanej "zaloby" po utraconym pełnosprawnym "dziecku  z marzeń". I oto urodziło się drugie dziecko - sprawne. Spełnienie tego marzenia i dowód - nie, nie jesteśmy niekompetentni - możemy mieć zdrowe dziecko. i to dziecko staje się lekarstwem do któego się odwołują. Ba, być może maja także cichą nadzieję, że dzięki temu młodszemu ten starszy także będzie lepiej się rozwijał...
Wiesz, nie wiem, może się myle - ale starałabym się dowartościować ta mamę jako rodzica. Starałabym się także zawsze zapytać o tego młodszego - wyprzedzić jej potrzebę mówienia o nim.

Piszesz: Wychowawczyni ćwiczy z nim ubieranie - jak przychodzi po niego ojciec - w domu robi to za niego matka albo niania
lekcje odrabia w szkole - w domu odrabiała za niego niania

Trzeba by zastanowić się dlaczego za niego to robi? Moim zdaniem z tego samego powodu - potrzebuje udowodnic, ze jest dobrym, kompetentnym rodzicem. Dobry, kompetentny rodzic nie dopuszcza, zeby dziecko było niestarannie ubrane, czy żeby nie odrobiło prawidłowo zadania domowego, więc robi to za nie.
Myślę, że trzeba mamie pokazać, że jest dobrym rodzicem, że nic się nie stanie jeżeli mały coś zrobi nie do końca idealnie, bo to jest normalne u wszystkich dzieci - zanim się czegoś nauczą robią to niedokładnie, "niedokońca". Można się tu własnie odwołać do sukcesów jej młodszego dziecka - pokazać jej, że tamtemu pozwala na bycie "niedokońca idealnym".
JEszcze jedno - wiele razy widziałam, że prace plastyczne dzieci niepełnosprawnych, przygotowywane na takie okazje - laurki itp faktycznie w dużej mierze były wspomagane przez nauczycieli. Jeżeli taka mama widzi, że nauczyciele robią cokolwiek za dziecko, żeby było ładniej, sprawniej - będzie się umacniać w swoim przekonaniu, ze zeby było dobrze musi być  ladnie w rozumieniu - tak jak praca/działalność dziecka niepełnosprawnego. Dlatego trzeba bardzo zadbac o to, żeby jej pokazać, że może być dobrze mimo, że nie idealnie.

Oczywiście, moge być w błędzie, ale tak to widzę i ja bym szła w takim kierunku.
pozdrawiam
maeljas25-05-2007 21:26:43   [#3515]

a boję się

że ona to niepełnosprawne odrzuci

od początku miała problemy z zaakceptowaniem niepełnosprawności synka

 

te prezenty - były naprawde robione tylko przez dzieci - cuuuuuuudne!

Wszystkie z niedoróbkami, wypaciane,wymiętolone, ale własne

JACOL28-05-2007 14:55:48   [#3516]

maeljas napisała:

boje się, że ona to niepełnosprawne odrzuci...

Wydaje mi sie to prawdopodobne, niestety... Rodzic, który publicznie mówi lekcewarzaco o swoim dziecku to rzadkość (na szczęście).

Moim zdaniem na szybko nie da się nic zrobić. Sądzę także, że dociekanie przyczyn i próba zrozumienia mechanizmów ta mamą powodujących nie jest potrzebna. Ja tę mamę spróbowałbym uczyć pomału wielu drobnych umiejętności - chwalenia syna, odrabiania z nim lekcji, asystowania bez ingerencji przy ubieraniu itp... - wg procedury, która tu już przedstawięłm - bez stawiania wymagań.

achaa napisała:

Ale ok, rozumiem, ze na potrzeby motywowania mamy po prostu wybieramy ćwiczenie, na ktore dziecko powinno dobrze zareagować?

Dokładnie tak myślę. Wybieramy tę umiejętność, którą sami potrafimy dobrze zaprezentować mamie..

Jest to sytuacja problematyczna. Jednak sa mozliwości, moim zdaniem wspierania tez działan takiego rodzica. Mozna przeciez zasugerowac prace niedyrektywna, a przy okazji uczyc mame dyrektywności - "na przyszłość".

achaa, nie zrozumiałem tych słów. :-(((

some28-05-2007 22:56:03   [#3517]

Witajcie Specjały - żadko ty zaglądam, bom ja tylko matka Specjała ( fajne to określenie! ). O mamach tu ostatnio piszecie : dziś byłam na uroczystości z okazji Dnia Matki u mojego dziecka : powinny to zobaczyć te mamy, nad którymi tak ciężko pracujecie, by je motywować, przekonać...

Było cudownie, super.... ach, łza się w niejednym oku zakręciła, łza radości i wzruszenia, bo niejedne bez przydomku tak okazać miłości nie potrafią!

życzę Wam powodzenia ! Specjały to ludzie na medal ! Te dla których i Te, które dla nich!

JESTEŚCIE WSAPNIALI!!!!

ejrut29-05-2007 07:17:28   [#3518]

Melanio...dzięki za piękne słowa....

Ja pracuję ze Specjałami i bardzo lubię swoją pracę.

Na uroczystość z okazji Dnia Matki do mojej klasy przyszły wszystkie mamy moich uczniów.Na poczęstunek upiekliśmy gofry, była kawa, herbata,były życzenia, kwiaty, krótka część artystyczna.

Mamy były bardzo wzruszone, nie kryły łez...ciepłych słów też było dużo.                                                                                      Takie chwile pozostają w pamięci na długo ....i są siłą napędową do dalszej pracy.

                                         Pozdrawiam

some29-05-2007 19:11:02   [#3519]

Napisałam co czuję. 21 lat wychowuję Specjała - przeszłam przedszkole, szkołę podstawową, gimnazjum, teraz zawodówkę... i martwię się co bedzie dalej.

Trochę rozumiem mamy, które przyjmują postawę obronną przed problemem, bo problem jest ogromny. I rośnie wraz ze Specjałem.A jak nasz skarb urośnie - to dziura: rodzice do pracy by za coś żyć a dziecko?

Mam wspaniałego męż, nie zostawił mnie samej ani na sekundę. Ale jest mnóstwo samotnych matek Specjałów, pozostawionych przez drugą połowę, zs strachu i słabości...A one ? Czasem też robią jak jeż - ja się nie dziwię, bo wiem co to jest mieć Specjała.

Dlatego proszę - miejcie cierpliwość, bo niejednokrotnie jesteście jedyną deską ratunku dla małych i dużych Specjałów.

JACOL29-05-2007 20:43:43   [#3520]

Ale jest mnóstwo samotnych matek Specjałów, pozostawionych przez drugą połowę, zs strachu i słabości...

Obserwuję to zjawisko od lat siedemnastu. I muszę powiedzieć, że stało się regułą, że dziecmi niesprawnymi zajmują się po równo oboje rodzice - u mnie bardzo młodzi. Kiedyś wyglądało to zupełnie inaczej. Rzeczywiście mieliśmy więcej samotnie wychowujących niepełnosprawne dzieci matek lub matek, które dźwigały główny ciężar opieki, pielęgnacji i rehabilitacji swojego dziecka.

Dzisiaj oboje rodzice zajmują się niepełnosprawnym dzieckiem po równo. Czasami nawet stroną bardziej zorientowaną jest ojciec dziecka - jak coś mam, dzwonę wpierw na komórkę taty, a nie mamy.

Ojców widzę na komisji rekrutacyjnej, na zebraniach, na uroczystościach, itp.

I kto mi powie, że młode pokolenie jest gorsze niż stare?

Fakir229-05-2007 21:05:44   [#3521]

To fakt...

Kiedyś ewidentnie to mamy zostawały ze swoimi SPECJALnymi pociechami, panowie, tatusiowie znikali we mgle...

Teraz (tak mniej więcej od 1989 roku (były badania, nie pamiętam już gdzie to czytałem...) częściej się zdarza, że to "wyzwolone" matki sie "ewakuują" z zestawu rodzinnego...

Potwierdzają mi ten fakt, tę tendencję przyjaciele księża, dysponujący wiedzą "oddolną" z sakramentu spowiedzi...

Też prawda jeśli chodzi o udział tatusiów w procesie rewalidacji-rehabilitacji dzieciaków... Obecnie mam równie często (o ile nie częściej) tatusiów na tapecie...

Inną sprawą jest, że mamy z reguły były zatroskane, płaczące, "zabiedzone" takie... Tatusiowie są bardziej "roszczeniowi" - jak u mechanika samochodowego... To jest DO ZROBIENIA i już...

A to przecież nie tak...

- - -

Melania... Akurat JA Ciebie rozumiem bardzo dobrze...

some29-05-2007 21:27:59   [#3522]

Młode pokolenie nie jest gorsze. Jacol , podzielam Twoje zdanie.

Ale znam też przypadki, gdzie po przejściu najgorszego- początku - Panowie nie wytrzymuja. Mam taki przypadek u siebie w przedszkolu.

Moje dziecię już ma 21 lat - wśród rówieśników w szkole wiele jest takich Specjałów, które są tylko pod opieką jednego rodzica, najczęściej mamy. Nie można tego generalizować oczywiście.A że i Panie potrafią być beztroskie to wiem, miałam w przedszkolu dziecię pozostawione przez mamę w wieku 2 miesięcy.Młody, dzielny tata swoją postawą mógł by być przykładem dla niejednego.

Fakir2 - czyżbyśmy byli członkami tego samego klubu?

Fakir229-05-2007 21:51:23   [#3523]

Melanio :)

#48 - SPECJAŁów...

Jestem zarówno bratem człowieka głębiej upośledzonego umysłowo (po śmierci Rodziców mieszka z moją rodziną) jak i ojcem 23 letniego syna, absolwenta szkoły specjalnej...

I mam z nimi problemy (oni pewnie ze mną też)...

Rozumiem wiele...

some29-05-2007 22:00:57   [#3524]

Cieszę się, że znalazłam bratnią duszę. Przeczytałam#48.

Mam dwójkę dzieci, jak były małe, były zawsze razem, Młodsze opiekowało się starszym, ale wtedy jeszcze nie było żle. Było stwierdzone jedynie opóźnienie rozwoju, były też problemy koordynacji ruchowo-wzrokowej ze wzgledu na wadę wzroku.Sama opieka, raczej samoistna, nie była problemem. Problemem okazało się to,że dzieci dojeżdżały do szkoły kilkanaście kilometrów ,a co za tym idzie kontakty koleżeńskie były ograniczone. To poskutkowało u młodszego - te samotny biały żagiel dopiero teraz wypływa na szerokie wody.

Też martwię co będzie dalej, ale nie miałabym odwagi nakazać młodszemu opiekować się starszym.

Jak sobie radzisz z tym problemem? Jak zabezpieczyć dziecko, by nie było na przyszłość obciążeniem?

Fakir229-05-2007 22:09:06   [#3525]

- - -

Uważam, że nie miałem, nie mam i nie będę miał prawa "obciążać" tych tzw. "normalnych" (mam troje dzieci) tym moim najmłodszym SPECJAłem...

Sam jestem bratem... Wiem co Rodzice przeżywali myśląc o przyszłości Wiktora...

Tak mnie wychowali, że SAM się podjąłem opieki - nigdy jednak nie było presji...

Nie wiem co będzie...?

- - -

Profesor Kowalik kiedyś powiedział: "Zbyt normalny, żeby być upośledzony i zbyt upośledzony, żeby żyć jak normalny"... Niezależnie od tego, jak zdefiniujemy normalność - racja w tym jakaś jest...

Mam w tej chwili określone problemy z najmłodszym... Właśnie wrócił i siedzi rozgoryczony, bo w swej naiwności zapytał jakąś dziewczynę, czy chce z nim "chodzić" a ona go wyśmiała...

Dostał tylko 10,- ze "swoich", by się nie upił... Dostanie 20,- (zarabia, pracuje na pół etatu jako fizyczny...) to się urżnie...

Cieszę się, że jest w miarę samodzielny, ale i martwi mnie to, co może "wywinąć" nie mając jasnego oglądu rzeczywistości.... A nie ma...

Adaa29-05-2007 22:15:59   [#3526]

Teraz (tak mniej więcej od 1989 roku (były badania, nie pamiętam już gdzie to czytałem...) częściej się zdarza, że to "wyzwolone" matki sie "ewakuują" z zestawu rodzinnego...

znajdź koniecznie te badania fakirze, bo jesli ci sie zdawało tylko to bardzo, bardzo niedobrze ....

Potwierdzają mi ten fakt, tę tendencję przyjaciele księża, dysponujący wiedzą "oddolną" z sakramentu spowiedzi

gratuluję ...dyskutujecie wykorzystując wiedze ze spowiedzi?

ze spowiedzi samych księzy też?

czasami po prostu opadaja ręce...

some29-05-2007 22:17:40   [#3527]

Ano właśnie..... i ciągle to pytanie : co robic,żeby było dobrze ?

A żeby było mało, to życie wali ze wszystkich stron po głowie...

Tu też mi się już dostało.... :-(

Fakir229-05-2007 22:21:57   [#3528]

Adaa

Unikałem kierowania moich wypowiedzi personalnie do Ciebie.

Teraz jednak muszę.

Bo czytają to inni.

Nie muszę niczego znajdować i nie będę szukał. Nie cytuję, tylko wykorzystuję swoją wiedzę. A to mi wolno.

Ksiądz ma prawo - nie zdradzając tajemnicy spowiedzi - wysnuwać wnioski z wiedzy wyniesionej z sakramentu spowiedzi.

Tak się składa, że studiowałem teologię.

Ty też?

Jeśli nie, to każda Twoja wypowiedź jest wypowiedzią snutą przez profana.

Najpierw poczytaj sobie co to jest "tajemnica spowiedzi" a potem dyskutuj.

Czas najwyższy by opadły Ci ręce.

Fakir229-05-2007 22:23:00   [#3529]

Melania...

Nie przejmuj się.

Sa różni ludzie na tym świecie :)))

I dobrze !!!

Adaa29-05-2007 22:28:05   [#3530]

skoro  ja jestem profanum , to wnioskuje, ze ty jestes sacrum

 i dobrze...trzeba nam idealów

Fakir229-05-2007 22:37:28   [#3531]

- - -

Myśl Iwonka...

Ex definitione: "... profan to człowiek nie wtajemniczony, nie będący znawcą, laik; dyletant; ignorant; nieuk..."

Nie PROFANUM...

- - -

A ideałów nam trzeba - z tym się zgadzam!

Fakir229-05-2007 22:38:35   [#3532]

Zapomniałem...

Nie jestem SACRUM...

Choć jako człowiek jestem powołany do świętości!

:)))))))))))

some29-05-2007 22:39:30   [#3533]

Fakir2

Dziękuję !
Fakir229-05-2007 22:42:17   [#3534]

Melanio :)

Jeśli będziesz odczuwała taką potrzebę - masz mego mail'a (jestem "podświetlony")...

Tego co przeżywamy (między innymi Ty i ja...) nie zrozumie żaden "niewtajemniczony losem"...

Pozdrawiam :)))

some29-05-2007 22:57:03   [#3535]
:-)))
Annax29-05-2007 22:59:39   [#3536]

:-(((

Ja też wtajemniczona. Zawodowo i prywatnie. I do tego jeszcze z tych statystyk sprzed lat, czyli sprzed roku 1989...

Pozdrawiam

Fakir229-05-2007 23:03:01   [#3537]

Aniu :))))

Witam Cię i cieszę się, że się odezwałaś...

Przykro mi, że nie mogłem być u Was na Olimpiadach...

Annax29-05-2007 23:04:13   [#3538]

U nas??? Czyli gdzie?  :-)))

some29-05-2007 23:05:18   [#3539]

Witaj, Annax :-))))

Fakir2, Annax -mój mail też jest podświetlony ;-)

Fakir229-05-2007 23:05:52   [#3540]

Aniu....

No nie całkiem u Was.... W Wolsztynie........
Fakir229-05-2007 23:07:12   [#3541]

Melanio....

To Ci odpisałem :)))
Annax29-05-2007 23:08:29   [#3542]

No tak myślałam. Podobno było fajnie tylko baaaardzo goraco. Nasi (z mojej szkoły) tez byli. Oczywiście wrócili z medalami. Startowała też moja Agata - srebro. A u nas - czyli w Zbąszyniu - na festynie  za 2 tygodnie bedą  dzieciaki od Ciebie?

Fakir229-05-2007 23:09:20   [#3543]

Jasne :)))

Moi bedą :)))))))))

Jeśli mi się uda - też będę :))))))))))

some29-05-2007 23:13:13   [#3544]

Ooooo! W Zbąszyniu byłam jako dzieciak na koloniach !

Wolsztyn też kiedyś odwiedziłam !

Bardzo fajne okolice. Fajnie tam macie!

Gratulacje dla dzieciaków i Agatki !

Annax29-05-2007 23:14:46   [#3545]
Naprawdę??? Bardzo się ucieszymy!!! Do tej pory jakoś omijaliście nasze imprezy... Szkoda. No to czekamy!!! Zawsze wszystkich gości witamy z ogromną radością.
Adaa29-05-2007 23:58:30   [#3546]

Tak się składa, że studiowałem teologię.

Ty też?

Jeśli nie, to każda Twoja wypowiedź jest wypowiedzią snutą przez profana (Ex definitione: "... profan to człowiek nie wtajemniczony, nie będący znawcą, laik; dyletant; ignorant; nieuk...")

Tak sie składa,ze nie studiowałam teologii, więc kwalifikuje sie do definicji, która przytoczyłeś...jak zresztą, z racji niestudiowania teologii setki innych na tym forum :-)

Choć jako człowiek jestem powołany do świętości!

Tak sie sklada, ze tu tez sie zgadzam, jestes powolany do swietosci jako chyba jedyny na tym forum:-)

Dla ciebie jedynego bowiem nie ma rzeczy niemożliwych, nieskazitelnośc twego charakteru, inteligencja, umiar w zartach na tematy damsko- męskie, twa skromnośc, twój chichot na kazdy niemal temat, twa wiedza, która "oddolnosci" nadaje wymiar naukowo - statystyczny, twa miłosc promieniujaca z kazdego slowa i na kazda niemal osobę ( pod warunkiem,ze ci bije brawo) sprawiają, że czuje się puchem marnym spalajacym się w twym blasku...

dla ciebie powstają wiersze...

Tylko czasami strasznie sie robi ciemno od skrzydeł aniołów...

ejrut30-05-2007 09:33:52   [#3547]

Fakirku....zbliża się Dzień Dziecka...trzymam za ciebie kciuki.Daj znać jak ci poszło.

sie robi ciemno od skrzydeł aniołów...Nieprawda...w mojej ocenie ciemno robi się od ataków złośliwców, którzy niestety pojawiają się od czasu do czasu na każdym wątku.

Nie rozumiem tego....uważam, że należymy do ,,forumowej i OSKKOwej rodziny" i powinniśmy szanować się wzajemnie. Przecież tyle trudności i problemów niesie nam codzienne życie..............

Adaa30-05-2007 09:41:42   [#3548]
rozumiem elu, że napisalas to równiez do :

Jeśli nie, to każda Twoja wypowiedź jest wypowiedzią snutą przez profana (Ex definitione: "... profan to człowiek nie wtajemniczony, nie będący znawcą, laik; dyletant; ignorant; nieuk...")

;-)

ejrut30-05-2007 09:46:49   [#3549]

Nie adoo....ja tylko napisałam, że szanuję każdą osobę i nie lubię jak atakuje się innych bez powodu...mnie wtedy jest również źle...

JACOL30-05-2007 14:52:59   [#3550]

Melania napisała:

Ale znam też przypadki, gdzie po przejściu najgorszego- początku - Panowie nie wytrzymuja. Mam taki przypadek u siebie w przedszkolu.

Ostatni weekend spedziłem w pewnej szkole specjalnej w dwudziestokilkutysięcznym miasteczku na wschodzie Polski.

Tam w ogóle nie znają przypadku, aby ojciec zajmował się niepełnosprawnym dzieckiem. :-) 

Fakir2 napisał:

Tatusiowie są bardziej "roszczeniowi" - jak u mechanika samochodowego... To jest DO ZROBIENIA i już... A to przecież nie tak...

Ja lubię rodziców roszczeniowych.

(Staram sie spełniać ich życzenia. Sprawy możliwe do załatwienia realizuję od ręki, a nie możliwe w ciągu trzech dni...)

J.

strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 70 ][ 71 ][ 72 ] - - [ 84 ][ 85 ]