Forum OSKKO - wątek

TEMAT: SPECJA-ły
strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 68 ][ 69 ][ 70 ] - - [ 84 ][ 85 ]
JACOL09-05-2007 12:23:52   [#3401]
Na turnusy NDT nie jeżdżą rodzice :-(((
JACOL09-05-2007 12:24:41   [#3402]
Bratek oświeć mnie proszę, co do tej pory uczyliście tę mamę....
Karolina09-05-2007 12:40:39   [#3403]

Bratku, dziękuję za miłe słowa i szczerość. Może to i jest inna bajka - nigdy nie namawialabym nikogo do poznania czegoś, z czym ma wewnetrzne opory, z czym się nie zgadza.

Wydaje mi się jednak, że to czego uczymy rodziców o rozwoju ruchowym jest bardzo ważne i nie pisze tu po to aby protegować - listę chętnych mam zapełnioną tylko po to - aby czasem może jednak być otwartym na to co proponuja innni i jak sobie radzą, jakie maja sukcesy. Dodam, że uczestnikami naszych turnusow sa rodzice z dziecmi od 8 miesiaca zycia do dorsolych 30 latkow. Z diagnozami od uszkodzeń okoloporodowych, niepelnosprawnosci po wypadkach, po autyzm, mpdz, zespól Downa itd.. Piekność tego podejscia polega na tym, że wiele wartosci jakie przekazujemy są ważne dla wszystkich - czy sprawnych mniej czy bardziej jak i zdrowych.

Wg mnie najwiekszą bolączką specjalistów w dziedzinie rehabilitacji, pedagogice specjalnej jest przekonanie o jedynie słusznym własnym podejściu.

JACOL09-05-2007 12:48:30   [#3404]
Obawiam się, że matka o postawie nadopiekunczej nigdy nie postawi swojej stopy na turnusach organizowanych przez Karolinę. To tak jakby komuś, kto ma problem z wejściem po schodach na pierwsze piętro zaproponowac wejście na Rysy zimą... ;-)))
JACOL09-05-2007 12:51:06   [#3405]

Karolino, zauważyłaś?

Ostatnio napisałem co nieco o patologiach specjalistów - czyli tego czego się trochę, jako rodzic, domagałaś ;-)))

Pozdrawiam Cię serdecznie. J.

Karolina09-05-2007 12:54:05   [#3406]

;-)

Zgadzam się - oferujemy pomoc ale korzystają z niej wyłącznie bardzo aktywni, chętni do pracy ze swoimi dziećmi. Rodzice, ktorzy rozumieją, że systematycznośc, intensywność  i konsekwencja są ważne. Którzy potrafią entuzjastycznie (choc jak wszędzie nie bez problemow) nie stać biernie z boku problemu dziecka. Są chętni zodbywac wiedzą i stosować ją na codzień.

Nadopiekunczy rodzic na naszym turnusie rozplakalby sie nad losem swego dziecka i nie probowłby pojąc dlaczego np cukier jest dla niego niewskazany; dlaczego 2 godzinne zajecia ruchowe to nie męczarnia ale dobro itd...

Karolina09-05-2007 12:55:33   [#3407]
Jacku - bo my sie bardzo często ze sobą zgadzamy i na ile różnią nas niektóre metodyczne sprawy to tak naprawdę więcej nas łączy w podejściu do pedagogiki specjalnej.;-)
Renata09-05-2007 16:32:03   [#3408]
Trochę odczytuje te Rysy jako takie - ja wiem najlepiej co dla pani, pani matko, jest lepsze.. ;-)
Jacolu, skąd taka pewność, że matka nie postawi tam swej stopy? Przerazi ją intensywność i systematyczność proponowanych ćwiczeń z jej pomocą rozumiem, tak?

W takim razie wybiegnę z drugim pytaniem - jak taką mamę, która boi się o to by jej dziecku nic nie stało się złego i która z tej obawy widzi lepszym złem wsadzenie go na dobre do wózka, z perspektywą zniekształconej klatki piersiowej, coraz większych kłopotów z oddychaniem, pracą serca, biernością, mógłbyś wspomóc, by wyzwolić ją z tych okowów krótkowzroczności, na drogę walki o jak najlepszą sprawność syna?
JACOL09-05-2007 20:34:27   [#3409]

Renato,

My taką mamę uczymy drobnych umiejętności w których stawia ona swojemu dziecku wymagania, lub pozwala mu na nieco swobody. Uczymy w ten sposób, że pokazujemy mamie jak ma wygladać to co ma zrobić i prosimy o wykonanie tego najpierw przy nas. To bardzo ważne. Mama wtedy doświadcza na własnej skórze, że jej lęki były niepotrzebne. Generalnie jest zaskoczona tym, że jej dziecko to przeżyło, że ona to przeżyła, że dziecko nadal ja kocha, że dziury w niebie nie ma. Tak stopniowo ucząc małych umiejętności zmniejszamy nadopiekuńczość.

Nie za bardzo rozumiem sytuację opisaną przez Bratka i czekam na jej odpowiedź. W moim doświadczeniu zawodowym ćwiczenia rehabilitacyjne były często najlepsze w uczeniu rodzica stawiania wymagań. Lepsze niź np. uczenie rodzica niepozwalania zrzucania talerzy ze stołu. :-). Dlatego jestem ciekawy czego nauczyli tej mamy nauczyciele ze szkoły Bratka i jak im to szło.

bratek09-05-2007 20:55:53   [#3410]
Karolina- to nie tak.... Nie tak, że własne chwalicie, cudze olewacie....

Ja po prostu żywię głębokie, bardzo głębokie przekonanie co do zasadności pracy wyłącznie jedną metodą. Oczywiście z włączeniem innych wtedy, gdy dana metoda nie ma środków na jakiś określony problem dziecka.

I to nawet nie o to chodzi, ze badania naukowe w ogóle , a i moje własne  również, dowodzą zasadności takiego postępowania.... Tu chodzi o dużo prostszą rzecz- dziecko (szczególnie bardzo nisko funkcjonujące ) korzystając z jakiejś metody terapii uczy się jej, że tak powiem w całej rozciągłości.... Włączenie innej metody zaciemnia mu ten obraz. Dziecko korzystające na co dzień z behawioralnej wysłać na zajęcia z SI to tak jakby nagle kogoś z nas z minuty na minutę przenieść do Chin i kazać mu tam pracować.....

 

 

Jacol!

Czego uczyliśmy? Różnych rzeczy program behawioralny z definicji jest kompleksowy..... Przyjedziesz to zobaczysz:)) Uczyliśmy spokojnego zachowania, komunikacji, umiejętności samoobsługowych, porządkowych i wczesnych zawodowych oraz wielu innych rzeczy.
Renata09-05-2007 21:46:25   [#3411]
To ja jestem ciekawa bardzo czego konkretnie uczliście go Bratku, bo lepiej orientuję się w temacie organizacji neurologicznej, o którym w skrócie można także napisać podobnie, że jest kompleksowy. Wiem co proponuje rodzicom Karolina z Bożeną praktycznie, natomiast o metodzie behawioralnej jedynie z tego o czym przeczytałam.

Napisałaś wcześniej, że u chłopca jest obniżone napięcie mięśniowe, dziecko jest mało ruchliwe, duże i ciężkie i postępują deformacje stawów i kości- głównie stóp. Jak wspomagacie go tą metodą w sferze ruchowej? Wspominałaś o spotkaniach instruktażowych - na co kładliście nacisk, czego uczyliście? 
Jacol pisze jasno, co w takich wypadkach robi, podaje przykłady, także jest ciekawy czego nauczycli tej mamy nauczyciele w Twojej szkole? Mogłabyś rozwinąć poruszone kwestie w [#3410]?
JACOL09-05-2007 22:13:35   [#3412]

Jacol!

Czego uczyliśmy?

Bratku czego uczyliście mamę? Proszę trzy przykłady skutecznie nauczonych mamę umiejętności. I pytanie - jakim uczniem była mama? Bratku, nie za bardzo rozumiem zachowanie tej mamy, dlatego pytam. Sam bym chciał zrozumieć. Nie mogę pojąc jak ona mogła wczesniej być nauczona stawiania swojemu dziecku wymagania - a teraz taki wybuch. Program behawioralny z założenia jest dyrektywny. Tej mamy u was być nie powinno, a jednak była. Powinna nie być w stanie niczego się nauczyć - wg mnie. Cokolwiek byście uczyli to powinna byc niezdarna i niezaradna (jako nadopiekuńcza) ale Ty pisałaś, że dało się jej nauczyć bycia dyrektywnym. Dobrze Cię rozumiem?

Karolina09-05-2007 22:59:38   [#3413]

Czego uczyliśmy? Różnych rzeczy program behawioralny z definicji jest kompleksowy..... Przyjedziesz to zobaczysz:)) Uczyliśmy spokojnego zachowania, komunikacji, umiejętności samoobsługowych, porządkowych i wczesnych zawodowych oraz wielu innych rzeczy.

Bratku, ja też mało rozumiem może ale skoro jest kompleksowy i uważasz, że najlepiej prowadzić chłopca jedna metodą (nie tylko u niego ale generalnie masz takie przekonanie) to co zawierał program behawioralny aby wspomóc jego problemy ruchowe? Drugie pytanie, które mnie nurtuje to skoro pisałaś, że jest to podejście kompleksowe i nie masz przekonania do stosowania innych to co ma dokonać NDT i ewentualny turnus jakiego poszukujesz?

bratek10-05-2007 04:36:28   [#3414]

Karolina! Przeczytaj proszę jeszcze raz, uważnie co napisałam.

A napisałam:

"Ja po prostu żywię głębokie, bardzo głębokie przekonanie co do zasadności pracy wyłącznie jedną metodą. Oczywiście z włączeniem innych wtedy, gdy dana metoda nie ma środków na jakiś określony problem dziecka."

Program ABA jest kompleksowy- zawierał i zawiera elementy usprawniania ruchowego  (korekcja postawy na bieżąco, zestaw ćwiczeń ruchowych), jednak napisałam też:  

"Młodszy ma przede wszystkim autyzm, niewątpliwie głębokie uu + coś niezdiagnozowanego do końca ruchowego.Na dodatek epi"

Nie odnosicie wrażenia, że przy tak złożonym sprzężeniu było co robić?Chłopiec jest pod naszą opieką przez 7 lat. W tym czasie zrealizowano z nim kilkaset programów szczegółowych (dotyczących pojedynczych umiejętności). Każdego z tych programów matka była uczona. Ale błagam nie oczekujcie ode mnie, że je tu szczegółowo opiszę. Nie jest to kwestia złej woli, tylko kwestia zwyczajnego braku czasu i nie rozumienia celu.

Kluczowe jest to, że poza ABA (która lepiej lub gorzej ale była realizowana przez matkę) chłopiec powinien korzystać z rehabilitacji, fizjoterapii i z dużej ilości ruchu w ogóle- a z tym jest problem. I z tym problemem zwróciłam się do Was.

Zwróciłam się też z prośbą:

"Postępująca niepełnosprawność dziecka i brak działań w kierunku poprawy lub zatrzymania tego procesu u rodzica. Co powinna zrobić szkoła?

Może spróbujmy zastanowić się nad tym wspólnie teoretycznie, w oderwaniu od opisanej przeze mnie sytuacji- może tak będzie łatwiej?"

I wracam do tej prośby.....

Jacek:

Pytasz:

Bratku czego uczyliście mamę? Proszę trzy przykłady skutecznie nauczonych mamę umiejętności. I pytanie - jakim uczniem była mama?

Trzy przykłady mogę podać:

Nauczyliśmy mamę tego, żeby uczyła dziecko w zakresie:

- opanowania trudnych zachowań (do zera zostały wyeliminowane zachowania fobiczne, autoagresja, krzyki, blisko zera oscylują zachowania autostymulacyjne)

- komunikacji Makatonem (chłopiec czynnie posługuje się około 10 słowami)

- samodzielnego jedzenia

Mama była uczniem dobrym (ale nie bardzo dobrym):))

I tu myślę, że dotykamy sedna.....

Obserwuję u Rodziców dzieci niepełnosprawnych pewien schemat myślenia.... Jeżeli zadaję Rodzicowi przy wstępnym kontrakcie pytanie "Na czym Pani, Panu najbardziej zależy w rozwoju dziecka" To jestem w stanie z dużym prawdopodobieństwem określić ich odpowiedź, jeszcze przed usłyszeniem...

Wg obserwowanego przeze mnie schematu rodzice dzieci:

- z m.p.dz.- odpowiedzą, że na chodzeniu (nawet jeżeli poza tym dziecko jest niemówiące i np. autoagresywne)

- z upośledzeniem umysłowym- że na czytaniu i pisaniu 

- z autyzmem- że na mowie

Czyli zawsze wskazują to co najbardziej, że w ich oczach stygmatyzuje dziecko.

W przypadku chłopca o którym piszę podstawową diagnozą jest autyzm. Jedynym "ruchowym" rozpoznaniem było w pierwszych latach naszej znajomości: płaskostopie. Obniżonego napięcia nie traktowaliśmy jako problem (lekarze podobnie), ponieważ zgodnie z danymi z wywiadu posaidają je wszyscy meżczyźni w tej rodzinie- ot, taka sobie "uroda" genetyczna.... 

Problem z ruchem zaczał postępować przez ostatnie 2 lata kiedy chlopiec zaczął gwałtownie rosnąć i przybierać na wadze....

Czyli nie było problemu,  a teraz jest.... Podobnie z epi- "pojawiła się" parę miesięcy temu"  Myślę, że to jest sedno problemów z matką.

Matka myślowo pogodzona jest z koniecznością pracy z autyzmem i upośledzeniem, bo to było zawsze!

Nowe problemy traktuje jako zagrażający życiu dodatek, ale tylko dodatek.....

Nie rozumie ich, przerażają ją, znalazła własny sposób na radzenie sobie z nimi: jeszcze bardziej chronić dziecko....

Oczywiście powinniśmy pomóc przejść jej przez adaptację do tak naprawdę nowej niepełnosprawnośc. Chcieliśmy i chcemy to zrobić- powiem więcej robimy. Tyle, że życie okazało, że nie mamy czasu....A nawet nie tyle my co ten chłopiec. Dlatego właśnie zadałam Wam pytanie co zrobilibyście na moim miejscu.

JACOL10-05-2007 21:20:27   [#3415]

Bratku zaczęłaś od:

Wczoraj przyszła do mnie roztrzęsiona nauczycielka, że miała "akcję" z mamą. (...), pewnie ma złamany kręgosłup, a może to padaczka, chyba mu słabo ze zmeczenia". Zabrała dziecko i poszła.

Nauczycielka przyszła i się poryczała. I teraz mamy zgryza..... Co byście zrobili?

Więc początkowo myślałem sobie, że ten "zgryz" dotyczy tego co robić gdy rodzic obwinia tam o coś nauczycielkę i idzie w długą ze szkoły i tyle go widziano...

Pytasz się nas:

Mam na to pozwolić? Walić matkę pięścią między oczy i tym samym dokopać jej?

Ciekawy jestem co oznaczają te słowa, bez metafor. Co chciałabyś matce powiedzieć? Że jest głupia?

Co napisałaś o matce - najpierw przedstawiłas obraz matki uległej dziecku:

matka dodatkowo ogranicza możliwości ruchu dziecku.... (...)nie koryguje jego postawy, bo twierdzi że może mu tym sprawić ból, nie stawia wymagań ruchowych (np, żeby samodzielnie podniósł się z ziemi)

Choć jak sie dowiadujemy dużo później, świetnie potrafi swojemu dziecku stawiać duże wymagania bo pracuje sama z dzieckiem metodami behawioralnymi:

Nauczyliśmy mamę tego, żeby uczyła dziecko w zakresie:- opanowania trudnych zachowań (do zera zostały wyeliminowane zachowania fobiczne, autoagresja, krzyki, blisko zera oscylują zachowania autostymulacyjne) -(...) - samodzielnego jedzenia

Kurde, ja chciałbym umieć nauczyć nadopiekuńcze mamy opanowywania zachowań trudnych swoich dzieci metodami behawioralnymi!

Jestem bardzo ciekawy, co wy sądzicie o jego rokowaniach ruchowych. Nie o wykluczenia jest bowiem, moim zdaniem opcja, że nawet intenywna rehabilitacja ruchowa nic nie pomoże a przysporzy dziecku cierpienia.

proces degradacji ruchowej zaczął postępować w zastraszającym tempie- dosłownie z dnia na dzień.

 Mam wrażenie, że nie tylko Tego co dzieje się w sferze ruchowej ona nie rozumie, ale i Wy nie rozumiecie! Moim zdaniem jeżeli zrozumiecie z czym jest związany proces degradacji i wiecie jak temu zaradzić, to się z mamą dogadacie. Jestem ciekawy czy jesteś pewna, że korekta jego postawy, którą chcesz, aby wykonywała mama co kilka minut, cokolwiek zmieni w procesie degradacji stanu fizycznego tego dziecka? Czy nie za łatwo jest chcieć od rodzica takiego potwornego wysiłku na zasadzie, a może to coś da? Coś trzeba przecież robić. Robić ma matka oczywiście. Fantazjuję sobie, że gdybyście umieli bardzo precyzyjnie wyjaśnić mamie jak jej praca przełoży się na konkretne efekty, to mama miałaby większą chęć. To może wyjaśnić jedynie pełną gębą specjalista od tego typu spraw. Żadne tam ogólne gadanie jej nie przekona. Przypuszczam, że wasze życzenia odbiera jako fanaberie. Nie rozumie sensu tego co chcecie od niej. Może mówicie zbyt mało precyzyjnie i przekonywująco o tym sensie? Ja mam doświadczenie takie, że z rodzicami trzeba o konkterach. To nie jest głupia mama przecież.

Myślę, także sobie, że problem tej mamy nie polega wyłącznie na tym, że "nie rozumie". Myślę, że także "nie chce". Co ja będę behawiorystkę uczył budowania motywacji. Przyjrzałbym się uważnie jednak, czy Wy docenialiście właściwie wcześniejsze wysiłki tej mamy. Czy ona ma w waszych oczach uznanie jako matka za to co zrobiła do tej pory dla swojego dziecka? Jeżeli nie doświadczyła tego typu wzmocnień, na które, moim zdaniem zasłużyła, to nie przewiduje, że zostanie doceniona i teraz.

Moim zdaniem ta mama była rodzicem, gdzieś pomiędzy nadmiernie wymagającym a nadopiekuńczym. Jest teraz w okresie zmiany postawy na unikającą. Jeżeli tak jest to będzie swoim dzieckiem zajmowała się coraz mniej i mniej...

Pozdrawiam. J.

Renata10-05-2007 22:17:16   [#3416]

Jeżeli tak jest to będzie swoim dzieckiem zajmowała się coraz mniej i mniej...
Zastanawiające jest także podejście pozostałych członków rodziny do dotychczasowych wysiłków matki w stosunku do chłopca... Jaki wpływ destrukcyjny wywierają? Ma jakieś wsparcie w rodzinie?

I jakoś kłuci mi się ten gwałtowny wzrost z jednoczesnym przybieraniem na wadze, który tak zaważył na problemach ruchowych.. Wytłumaczcie mi to.. Czy chłopiec ma dostosowaną do siebie odpowiednią dietę?

bratek10-05-2007 22:18:33   [#3417]

Ja nadal postuluję żeby rozważyć temat teoretycznie....

Ale skonfrontuje się mimo tego z Twoimi pytaniami:))

Przede wszystkim, chcę się przyznać, że jestem pedagogiem wieloprofilowego usprawniania. Oligo to moja druga specjalność. A z pierwszej - cóż- przeszłam jak sądzę dobra szkołę i neurologii i rehabilitacji w ramach obowiązkowego programu studiów ( np. 3 lata zajęć z usprawniania ruchowego z ćwiczeniami w IMiDz i CZDz w W-wie). Nie twierdzę, że jestem rehabilitantam, ale trochę umiem. Pracowałam nawet jakiś czas w poradni rehabilitacyjnej, ale okazało się, że wysiadłam fizycznie:))  Więc chcę sprostować- że np. korygowanie postawy nie jest "behawioralnym" korygowaniem (cokolowiek to znaczy), tylko czysto fizjologicznym (siedzenie z zachowaniem prawidłowych schematów, wstawanie z  we własciwym schemacie ruchowym etc).

Natomiast u Boga Ojca! Nie jestem wstanie zapewnić dziecku pełnej rehabilitacji we wszystkich sferach w ciągu 5 godzin pobytu w placówce!!! Mam placówkę dla dzieci z autyzmem i do tego przygotowane zaplecze.

Pytasz dlaczego inne problemy syna umiała traktować dyrektywnie, a teraz nie umie nie chce? Myślę, że pisałam o tym w poprzednim poście- tamto utrudniało lub uniemożliwiało jej nawet normalne życie..... Teraz ma grzeczne dziecko, ale w jej percepcji chore i nie chce mu przysparzać wysiłku. Chce go chronić. Przecież to dość oczywisty schemat....

A poza tym może jednak przyszło nam przejść do czysto teoretycznego pytania: "Czy ta behawioralna naprawdę jest taka dyrektywna?" Wkońcu jakieś 80% naszej pracy to działania mające na celu to, by dziecko samo chciało pracować na swój sukces (czyli motywacja, nagradzanie)......

:)))

Pytasz też co by było waleniem pięścią między oczy? Już mówię:

- powiedzenie, że moim zdaniem za ok 2 lata jej syn zalegnie na wózku inwalidzkim do końca życia

- powiedzenie, że jeżeli czegoś z tym nie zrobi to traci miejsce w placówce, bo nie mogę mieć u siebie wózkowicza

- wersja skrajna, którą odrzucam na razie całkowicie: powiedzieć, że to rażące zaniedbanie wobec dziecka kwalifikujące się pod nadzór odpowiednich władz.....

Możliwości jest wiele.... Na pewno nie ma na liscie informacji, że jest głupia.... Bo nie jest! Po prostu kocha za mocno i za egoistycznie.....

Proszę jeżeli chcecie się zajmować dalej tym tematem (a zależałoby mi na tym) rozważcie sprawę teoretycznie, nie myślcie cały czas o tym, że dziecko jest w placówce behawioralnej, której szefowa ma skrajnie radykalne poglądy:))

Pomyślcie, że macie taką sytuację u siebie....

Co byście zrobili?

Karolina10-05-2007 22:26:35   [#3418]

Przede wszystkim cofnę się wstecz....

Nie wiem na ile w ośrodku prowadzonym behawiorystyczną metodą jest mowa o fizjologii, o ruchu. Czy sprawa z postępującą niepełnosprawnością ruchową spadła na was nagle? Czy wcześniej nikt nie zauważył, że brak kompleksowego podejścia (dla mnie to ruch, fizjologia i intelekt) tak się skończy?

Co wcześniej proponowano chłopcu? Ile miał zajęć ruchowych dziennie, jakich? Jak funkcjonował ruchowo kiedy go przyjmowaliście jak funkcjonuje obecnie? Czy kiedykolwiek była mowa w ośrodku o prawidłowym żywieniu? Jak wygląda wasza ośrodkowa stołówka?

Bratku, jesli odpowiesz na te pytania, bede wyłącznie merytorycznie ciągnąc te dyskusję, obiecuje ;-)

Karolina10-05-2007 22:32:50   [#3419]

To sobie znalazłam z Twoich wcześniejszych postow

Chodzi o to, że im bardziej jego niepełnosprawność ruchowa postępuje, tym bardziej matka dodatkowo ogranicza możliwości ruchu dziecku..... Nam też stawia ograniczenia. Sama nie koryguje jego postawy, bo twierdzi że może mu tym sprawić ból, nie stawia wymagań ruchowych (np, żeby samodzielnie podniósł się z ziemi) nie uczestniczy z nim w rehabilitacji. Kiedy postawiliśmy jej wymóg kontaltu z rehabilitantem, trochę to trwało, wydaje nam się, że szukała odpowiedniego, który spojrzy na dziecko jej oczami, i w końcy przyniosła nam rozpiskę 5 biernych ćwiczeń (!!!!!!!).

Rozumiem, że w osrodku stawiano mu wymagania dotyczące prawidłowej postawy. Chlopiec przestał na nie reagować ponieważ jego porces degradacji ruchowej postepował - na moj gust przestawał sobie radzić, tracił umiejętności ruchowe ktore nabył. Wobec tego zażadaliście od matki kontaktu z rehabilitantem - wnioskuje ze u was nie prowadzi się zajęc ruchowych i nie ma specjalisty. Matka stanela przed problemem poszukania kogos poza osrodkiem. Znalazla kogos, kto nie spelnil waszych oczekiwań - jakich?

Jak ją wspieraliście w poszukiwaniach? Metody? Drogi?

Czy się mylę, czy w osrodkach takich jak wasze kwestię fizjologii i ruchu są drugo lub trzeciorzędne?

Renata10-05-2007 22:34:30   [#3420]
Bratku, gdybym jako matka coś takiego usłyszała - skoro mi fachowiec tak mówi, to tak będzie na pewno - 1. nic tylko deprecha i w ogóle ucieczka od problemu, czyli perspektywa tego co przewiduje Jacol, 2. wkurzyła się niesamowicie i rzuciła tę placówkę w mig, poszukała tej właściwej, która pokaże mi perspektywę i przedstawi co mam robić jasno i konkretnie by ulżyć dziecku i pomóc mu w jak największym stopniu usamodzielnić się.
Renata10-05-2007 22:36:11   [#3421]
Karolina, za szybko napisałaś..;)
Karolina10-05-2007 22:43:04   [#3422]

Renata..;-)

Mam podobnie, gdybym jako matka oddała dziecko do specjalistycznej placówki wierząc, że owa zadba o wszystkie sfery rozwoju a po kilku miesiącach latach (zastanawiam się głośno ile ten chlopak u was jest) dowiedziała się to co ta matka się dowiedziała... to...czytaj Renata.

Bratku - te głośne myśli wyłącznie w celu znalezienia najlepszego wyjścia z sytuacji.

Czy matkę poinformowano w dniu przyjęcia jej dziecka do placówki, że nie będzie się tam nikt zajmował - z powodu jego specyfiki - rozwojem fizjologicznym i ruchowym?

Karolina10-05-2007 22:48:00   [#3423]

Bratku, przepraszam - już wiem, że chłopiec był u was 7 lat a program zawierał "korekcja postawy na bieżąco, zestaw ćwiczeń ruchowych".

Moje pytania niemniej pozostają aktualne.

bratek10-05-2007 22:57:17   [#3424]

Karolina - zróbmy odwrotnie.... OK?

Ja zadam Ci pytanie:

Masz dziecko wiotkie, mało ruchliwe,  co mu zalecasz?

Bierne ćwiczenia?

Ruch żeby utrzymywać funkcję, wzmocnić mięśnie?

Coś innego?

niezależnie od tego co odpowiesz na moje pytanie, zadam jeszcze drugie, stawiając hipotezę, że zalecasz np. ruch:

Co robisz w przypadku gdy matka ogranicza to dziecko ruchowo i twoierdzi, że skonsultowała to z innymi specjalistami i wie, że to co proponujesz byłoby dobre dla dziecka ale wymiarze nie np. od świtu do nocy, jak sugerujesz, lecz prze 2-3 minuty 2 x dziennie?

Oczywiście przejaskrawiam, ale chodzi mi o zasadę:))

Karolina10-05-2007 23:02:51   [#3425]
Bratku, nie ok... ;-) Oczywiście mogę odpowiedzieć na twoje pytanie ale ja zadałam Tobie wcześniej całe mnóstwo. Analizujemy przypadek tego chłopca - po co teoretyzować na innych?
bratek10-05-2007 23:23:08   [#3426]

Tylko widzisz- ja już nie do końca widzę cel odpowiadania. Wasze pytania są coraz bardziej szczegółowe- niedługo zbierze się niezłe studium przypadku...... Mogę dalej i dalej tylko po co?

Żeby udowodnić, że mam rację w oglądzie sytuacji?

Zeby przekonać, że nie stałam przez kilka lat biernie po to żeby teraz obudzić się z ręką w nocniku?

Zadałam pytanie o trudną sytuację, a ja mam wrażenie że dochodzimy tu do podstawowej dyskusji o metodach.....

A ja  odkąd ten watek ustnieje pisze tu, to co mówiłam od zawsze:

Po to są różne metody, żeby optymalnie dobrac pomoc dla danego dziecka i żeby rodzic miał możliwość swobodnego wyboru drogi własnej i dziecka.

Nie chcę tu rozsądzać, co lepsze czy gorsze.

W ABA tez pracują tylko ludzie- dobrze wyszkoleni ale ludzie. Popełniamy błędy.... W przypadku tego chłopca akurat nie widzę z naszej strony błędu, ale być może to moja krótkowzroczność:))

Jednak co to zmienia?????

Problem jest TERAZ!!!

Chcieliście się zajmować tym "teraz" przez pryzmat przeszłości - ok....

Ale może już wystarczy?

Jeżeli chcecie mi pomóc, to pomyślcie, że ten chłopiec ma nie problem z napięciem mięśniowym, a ma np. jakąś ropiejącą ranę.... Rana się babrze, ropa cieknie, ewidentne zakażenie postępuje, a matka uparcie wystrzega się wizyty u lekarza, bo np. nie chce bym mu tą ranę oczyszczano bo to sprawi mu ból. Co byście zrobili w takiej sytuacji?!

Myślę , że to dobra analogia:))

P.s. Karolina nie unikam odpowiedzi na Twoje pytania, ty;lko na większość z nich już odpowiadałam we wczesniejszych postach.  Nie pisałam tylko o tym:

Czy matkę poinformowano w dniu przyjęcia jej dziecka do placówki, że nie będzie się tam nikt zajmował - z powodu jego specyfiki - rozwojem fizjologicznym i ruchowym?

 Tu odpowiedź jest chyba oczywista- przyjmowałam sprawne ruchowo dziecko. Raczej nie miałam powodu o tym rozmawiać prawda? Poza tym rodzice znają specyfikę placówki, bo ją współtworzyli:))

Karolina10-05-2007 23:40:38   [#3427]

Bratku, nie chcę prowadzić sporu o doskonałości jedynie słusznej metody. Może bardziej o filozofii podejścia - do rodzica, do problemu.

Dla mnie te pytania są ważne. Może z powodu skrzywienia zawodowego (wszak oprócz popularyzatorki Neuro-Re-Edukacji, jestem nauczycielką wychowania fizycznego. Pytania o rozwój ruchowy o problemy współistniejące z rozwojem zaczynają się od wagi rozwoju ruchowego. Może nie do końca rozumiem ABA, nigdy nie wczytywałam się do końca - pamiętam tylko nagradzanie cukierkami co mi się nigdy nie podobało. Wiem, że wiele dzieci z zaburzeniami autystycznymi odnosci na niej sukcesy - czy spektakularne i długofalowe... nie wiem. Być może po prostu nie wiem.

Zaniedbywanie problemów ruchowych i fizjologicznych uważam za wielki błąd - nie tylko behawiorystów - pedagogiki w ogole. Może tak przy okazji zapraszam na stronę mojej szkoły www.trojka.pleszew.pl gdzie zamieszczone jest sprawozdanie z konferencji dla rodziców, które organizowałam wczoraj i przedwczoraj. Omawiałam temat "Żywność a zachowanie".  Dla mnie to kluczowe, nie wiem jak dla innych pedagogów i rehabilitantów.

Wg mnie padło uświadomienie tej mamy ( jak piszesz być moze z powodu, że nie widziałaś potrzeby o tym mówić) jak ruch i zdrowie ważne jest w wspomaganiu rozwoju autystycznego dziecka. Nie chcę wkraczać w krytykę takiego podejścia. Wiem, że nie wszyscy są od wszystkiego.

Gdyby była uświadomiona, wiedziałaby, że cieknąca ropą rana więcej boli niż jej oczyszczenie. Ba.... wiedziałaby, że do takiej sytuacji nie wolno dopuścić, rany trzeba goić (na wiele sposobów) - nie twierdzę, że macie stać się lekarzami ... ale drogowskazem, ona wam powierzyła dziecko.

Piszesz, że po to są metody i ich wybór aby rodzić miał optymalną możliwośc podjęcia decyzji. Nie wiem jaką szansę miala ta mama - gdyby rozmawiała ze mną powiedziałabym, co powinna zrobić w pierwszej kolejności. Do mnie nie trafiła.... wrecz trafić nie mogła bo ... to inna bajka ;-) (cytuję)

Bratku nie potrafię filozofować - jestem osobą mówiącą prosto z mostu.

Nie wiem co jest teraz priorytetem - ta rana czy czy postępująca degradacja ruchowa?

Nie znam ABA - moj błąd, nie chcę was osądzać - ale naprawdę już nie wiem czego oczekujesz....

Napisałaś o problemie - wg mnie aby go rozwiązać trzeba wiedzieć jak najwięcej o tym chłopcu - ty się boisz, że zrobimy analizę przypadku.

Mam nadzieję, że niczym nie uraziłam.

bratek10-05-2007 23:52:48   [#3428]

Oczywiście, ze nie uraziłaś:))

Wprost przeciwnie- mam poczucie porozumienia pewnego:))

Nie znam ABA - moj błąd, nie chcę was osądzać - ale naprawdę już nie wiem czego oczekujesz....

Napisałaś o problemie - wg mnie aby go rozwiązać trzeba wiedzieć jak najwięcej o tym chłopcu - ty się boisz, że zrobimy analizę przypadku.

Już artykułuję czego oczekuję:))

Usłyszenia co byście zrobili na moim miejscu TERAZ.

Gdyby ta sytuacja przytrafiła się w Waszych ośrodkach, w przez Was stosowanych metodach.

Tylko nie piszcie, ze zapobieglibyście wcześniej.... Wyobraźcie sobie, że właśnie poznajecie to dziecko i tą matkę TERAZ. Co robicie? Jak rozmawiacie?

Karolina11-05-2007 00:11:48   [#3429]

Bratku - tyle, że ty nie poznajesz tej matki dziś.... znasz ją od 7 lat.

Ok... ale skoro prosisz nie wracać do przeszlości.... (trudno mi to przychodzi, bo jak napisałam wcześniej nie lubię teoretyzować wolę poruszać się po realiach)

Gdyby sytuacja przytrafiła się w naszych ośrodkach (pytanie nie do mnie, nie mam ośrodka, nie wiem, ..... gdybym miała ... mam go w wyobrażeniach odpowiadałabym inaczej).... w stosowanych przez was metodach....

Wyobrażam sobie...... nie poinformowaliśmy o czymś rodzica.... przez własną niewiedzę, przez zaniedbanie, przez roztargnienie, przez.... (nie mam pojęcia - nieptrzebne skreślic) - czułabym się odpowiedzialna stan rzeczy!! Zrobiłabym wszystko aby szczerze powiedzieć, przyznać się do własnego błędu...Jeśli rodzic powierzył mi swoje dziecko, jeśli uwierzył, że to ja powinnam nim pokierować, jeśli przez 7 lat wszystko grało dobrze a nagle okazało się, że moja wiedza zawiodła.

Po pierwsze przyznałabym się szczerze - to ludzkie - tego nie przewidziałam, postarałabym się skonsultować z wszelkimi, znanymi mi osobami, które mogą więcej powiedzieć tej mamie na temat ropiejącej rany / problemow ruchowych które spotkały jej dziecko. Wspierałabym ją w wyborach, w decyzjach i tym co i mnie leży na sercu w rozwoju jej dziecka.

Tu pewnie Jacol bedzie miał pole do popisu - jak zdiagnozować matkę i jak jej pomoc.

Bratku - nie wiem.... wybacz..... nie potrafię przejśc teoretycznie do spraw, ktore są realne.

bratek11-05-2007 00:17:45   [#3430]

Karolina dzięki za odpowiedź, ale chyba się poddaję.....

Mam wrażenie jakbyśmy pisały w różnych językach.

Rozumiem, że Ty mnie nie rozumiesz:))

Może ja faktycznie nie umiem jasno wyłuszczać sedna problemu i stąd jakby brak zrozumienia....

Karolina11-05-2007 00:21:55   [#3431]
Miałam to samo odczucie..... teoria a praktyka.... hm.... to przepaść faktycznie ;-)))
Fakir211-05-2007 01:10:03   [#3432]

- - -

Dzień dzisiejszy, popołudnie (późne)...

Bierzmowanie "naszych" w Katedrze - "Matce" kościołów polskich... Tu Mieszko i Bolesław...

Zamawiam taksówkę - po 20 minutach odwołuję... Przyjeżdża po 30 minutach i są pretensje - ja od 10 minut przebijam się przez miasto - spóźniamy się 8 minut...

W Poznaniu "kocioł" - dlaczego? Nie wiem, jutro się dowiem z gazet... Do tego potworna ulewa, wycieraczki jęczą jak żywe, ja się wkurzam - zbyt dużo kierowców szarżuje...

Tłum ludzi - Katedra pełna, jeszcze przed ewangelią... Uff... Jestem na mszy świętej...

Stajemy z tyłu - pierwszy raz, z reguły siedzę w tzw. ławach kolatorskich...

Cudowny biskup... Ludzki człowiek, mówi tak, jak trzeba mówić (to rzadka cecha u biskupów...)...

Nic się nie dzieje bez woli "wyższej", tak miało być... Miałem się spóźnić, miałem stać i patrzeć na ten świat z tego właśnie miejsca...

Radość...

Namacalna radość dzieci, młodzieży bierzmowanej, która prawdziwie przeżywa ten sakrament...

Obłędny widok dziewczyny, która pociera sobie czoło (miejsce, gdzie biskup ją namaścił krzyżmem) i przytyka palce do noca i wącha...

I mówi (bełkoce?): "dobre, tak dobre..."

Wszędzie, w każdym zakątku, za każdym filarem, gdzie okiem rzucę - nasi...

Nasi, czyli ludzie, którym spotykam zawsze tam, gdzie dzieje się coś dobrego...

Ludzie, których nie znając nawet z imienia i nazwiska cenię za to, że są...

I zawierzyłbym im w chwili trudnej... Po prostu NASI...

Procesja z darami - szkoły dla lekko niosą różne dary, zrobione przez uczniów prace, kwiaty...

"Nasi"-"Moi" jadą bez niczego... Dlaczego?!?

Wyciągają ręce do biskupa i wydają jakieś nieartykułowane dźwięki... Biskup na moment zastyga - po chwili rozpromienia się i z uśmiechem przytula te dzieciaki...

Ostatnie dzieciaki (też "moje") wiozą we wózkach wino, chleb i wodę... To co najcenniejsze, co za chwilę stanie się Ciałem i Krwią...

W tym momencie moja katechetka otrzymała nagrodę dyrektora...

A ja się spłakałem...

I przypomniał mi się - pisałem tu o tym - ten skrzyp wózka jadącego przez katedrę, po napisach głoszących chwałę pochowanych tutaj królów...

. . .

Komunia święta... Święcenie krzyżyków bierzmowaniowych... Modlitwa... Jesteśmy razem... Tam stoi dyrektor szkoły "X", tam dyrektorka szkoły "Y"...

Dlaczego za słupem? Pytam się sam siebie i zaczynam śmiać... Ja też stoję za słupem... NIKT z nas nie siedzi w ławach kolatorskich...

Dziękuję wam - biskup do rodziców, nauczycieli, katechetów, nas... Bo to dzięki wam, te dzieci są tutaj...

"Noooo - ten tam to mój!" słyszę głos zza pleców... Odwracam się... Menel, z łapami w kieszeni jest wyraźnie dumny!!! Syna mu biskup bierzmował - trza to oblać...

Ale - jest dumny jak jasna cholera...

Pierwszy raz będzie chlać "w słusznej sprawie"...

- - -

Uściski, życzenia, kwiaty, zdjęcie pamiątkowe... Biskup wyszedł "w cywilu" i przyszedł do nas...

Mówię mu - "Dziękuję! Po prostu - dziękuję..."...

Roześmiał się i mnie - starego człeka - po prostu przytulił... Boże, jak mi było w tym momencie dobrze...

- - -

Wchodzę na SPECJAły... By napisać...

I widzę tzw. świat realny...

Karolino... Nelu... Jacku... Renato... I inni...

Wiele razy dostałem w łeb - także tutaj, na tym wątku...

Wiele jest "szkół", wielu jest takich, którzy myślą, że są tymi "jedynymi" najważniejszymi...

Wy do nich nie należycie...

Macie swoje myślenie o problemie - bo upośledzenie umysłowe, niepełnosprawność, autyzm - TO SĄ PROBLEMY DLA NAS....

Dlaczego się spieracie "rozmydlając" istotę rzeczy?!?

Ważne jest TERAZ, by każdy z nas z przekonaniem, z rozwagą i oddaniem robił to, czego się nauczył, co umie, co potrafi...

NIE MA jednej teorii, jednej recepty...

Karolina - wiesz bardzo wiele, umiesz bardzo wiele ale czy powiesz publicznie, że wiesz wszystko?

Nela - j.w.

Jacku - j.w.

Fakir - j.w.

- - -

To forum - w zamierzeniach miało być miejscem wymiany myśli, poglądów, sądów...

Mogę być (tak jak sądzą niektórzy) głupi...

Nie obrażam się - wartość swoją znam...

Ale nie będę się ze swoimi sądami bił z innymi!!!

Ja chcę móc tutaj wejść i powiedzieć wszystko, co mi jako osobie pracującej ze SPECJAŁami na wątrobie leży...

Nie naukowo... Nie wykładniowo... Nie cytując Wygotskiego czy Ziemską...

Każdy z nas, postawiony w sytuacji "X" może wymięknąć...

Jeżeli Jacku jesteś tak dobry, to dlaczego jest tak źle? Dlaczego Twoje dzieci są nadal takie jakie są a Twoi rodzice idąc "dalej" mają takie problemy jakie mają...???

Karolina... Masz receptę na wszystko? Nie... Gdybyś miała, nie byłoby tak jak jest...

I Nela nie da rady swoim behaviorem załatwić wszystkiego...

I ja nie jestem wszechmocny...

- - -

Nie mam do tego wątku już żadnych praw... Czy zresztą kiedykolwiek miałem???

Mogę tylko prosić...

Więc proszę - to forum, ten wątek to było miejsce, gdzie mógł każdy "od SPECJAŁów" wejść, coś napisać, się wyżalić, rzucić problem...

Nie każdy jest naukowcem, nie każdy wie tyle ile np. ja wiem... I co z tego?

Każdy z nas, jak się uprze, udowodni drugiemu, że jest durny... Tylko PO CO?

Ja chcę, proszę - zostawcie SPECJAły miejscem, gdzie i ten zwykły nauczyciel i ten bardzo dobry nauczyciel i ten super specjalista będą mogli (bez obawy, że będą zmuszeni do wykazania się super-wiedzą) wejść i po prostu powiedzieć co ich boli...

- - -

Składam życzenia jednemu z tych "nowobierzmowanych"...

Porażony czterokończynowo, bełkoce... Ja mu swoje a on mi "mam moc", "mam moc"...

Biskup mówił w homilii o mocy, którą otrzymają w sakramencie bierzmowania...

- - -

Kto z nas, z tutaj się wypowiadających może powiedzieć szczerze, że MA moc?

Ja nie...

bratek11-05-2007 01:24:01   [#3433]

Fakir!

Dzięki za TU i TERAZ:))

ale wróce jeszcze do moich poprzednich przemyśleń, bo jakiś niesmak czuję.....

Nie mam poczucia kłócenia się się z nikim- a nawet jeśli to w sumie to lubię:))

Mam tylko poczucie, że nie dostaję odpowiedzi na pytanie o radę- a to mnie dziwi....

Łatwo jest powiedzieć- trzeba było to a tamto zrobić kiedyś.....  Może było zrobione, może nie.... Ale z mojego punktu widzenia to nie istotne.

 Jak przychodzi do Was Rodzic z dzieckiem niepełnosprawnym i mówi, że sobie nie radzi to nie mówicie mu : "Trzeba było nie zachodzić w ciążę".

Więc czemu jak przychodzi kolega po fachu i mówi że ma kłopot, to nie umiecie się zachować analogicznie? czemu koniecznie trzeba znaleźć błąd lub niedociągnięcie zamiast skupić się nad tym co powinien teraz zrobić????

Ot, taka sobie garść goryczy.....

Fakir211-05-2007 01:27:33   [#3434]

- - -

Co racja to racja...

- - -

Bierzmowanie daje nam 7 darów Ducha Świętego...

Jesteście bierzmowani? Pamiętacie jakie dary otrzymaliście...?

- - -

Dobranoc........

Karolina11-05-2007 01:29:51   [#3435]

Ja też nie..... Amen... wystarczy powiedzieć na to co napisałeś Krzysztofie... i pieknie!

Naprawdę i szczerze... nie wiem wszystkiego i nikt nie wie i nie chodzi o spór o przyznanie komuś racji a zanegowowanie drugiego.

Oczywiście.... możemy wspominać piekne chwile i rozczulać się na tu i teraz i to co opisałeś jest przepiekne. Przywołało mi moment, kiedy prowadziłam z moim męzem Michała do Pierwszej Komuniii Św i również wszyscy zgromadzeni ryczeli na ten widok i ja do dziś mam łzy w oczach przypominając sobie te chwile, oglądając zdjęcia i film

Życie... jest i jesteśmy w nim.. borykamy się, staramy się nie klękać nad codziennością tylko z podniesioną głową ją przeżywać.

Krzysztofie... nie mam mocy... nie pomogę chłopcu w Bratka szkole... chciałam tylko zrozumieć... widać nieudolnie, wyskakując z innej bajki.

Pewnie.. i tak się kochamy i szanujemy... i niech tak pozostanie

Tylko na litość boską.... co będzie z tym chłopakiem?

Karolina11-05-2007 01:36:18   [#3436]

Więc czemu jak przychodzi kolega po fachu i mówi że ma kłopot, to nie umiecie się zachować analogicznie? czemu koniecznie trzeba znaleźć błąd lub niedociągnięcie zamiast skupić się nad tym co powinien teraz zrobić????

Ot, taka sobie garść goryczy.....

 

Ufff... Bratku... wobec tego nie traktuj mnie jak kolegi po fachu a jako doświadczonego rodzica, może bardziej uświadomionego niż statystyczny...

Z niecierpliwością poczekam na opinię jednak Twoich kolegów po fachu ;-)

dobranoc... wierzę, że znajdziesz odpowiedź na problemy tego chłopca... trzymam kciuki!

rzewa11-05-2007 07:58:50   [#3437]

wiesz Bratku...

tu się nie da napisać recepty... baa nie da się stwierdzić, że w sytuacji takiej to a takiej postąpiłaym/ postąpiłbym tak i tak, bo...

Przekaz forumowy (werbalny pisany) jest szalenie ubogi więc każdy z nas, bez względu na to co byś i ile napisała nie ma tak naprawdę pojęcia o problemie

Więc i trudno w jaikolwiek sposób odnieść się do tego. Widzę, że i Jacol i Karolina i Renata i Fakir próbują to zrobić, ale wychodzi im to nie bardzo, bo nie da się tego sprowadzić do recept i procedur (a te w sposób precyzyjny możemy sobie przekazać dzięki temu medium)

Ja Ci mogę napisac tylko tak -> zrób tak jak ci serce dyktuje. Dzięki swemu doświadczeniu i wiedzy oraz swojej znajomości osób dramatu (uzyskaną w przeważającej większości w sposób pozawerbalny) Twoja decyzja będzie najlepszą z możliwych -> otwórz tylko serce.

Swego czasu miałam b. podobny problem - uważałam, że dla dziecka będzie dobre coś czego rodzice nie chcieli wogóle przyjąć do wiadomości... natomiast ja zupełnie odzrucałam to co robili i chcieli rodzice jako nieracjonalne. I co się okazało po latach? To co sądziłam ja i to co sądzieli rodzice nie było dobre, najlepsze było to, do czego doszliśmy wspólnie bardzo uważnie słuchając się nawzajem i dbając o jak najlepszą drożność kanałów komunikayjnych pomiędzy nami oraz nami i dzieckiem.
Annax11-05-2007 10:37:18   [#3438]

Nela, a ja powiem Ci krótko (jak sądzę...) Mam głębokie przekonanie o tym, że bywają sytuacje gdy trzeba rodzicowi "otworzyć oczy" i może nie tak aż brutalnie: "Walić matkę pięścią między oczy i tym samym dokopać jej",ale jednak bardzo OTWARCIE, PROSTO i ZDECYDOWANIE. Rozumiem po co napisałaś to tak właśnie.

I wszelkie bardzo teoretyczno - naukowe dywagacje wydają mi się w takiej chwili niepotrzebne. Masz przecież i Ty, Bratku i Twoi nauczyciele i wiedzę, i doświadczenie, i intuicję, i znajomość sytuacji (czyli "fifa"... :-)  ).

Wierzę, że jeśli targają Wami i Tobą takie wątpliwości - to są podstawy do tego by nad takim właśnie rozwiązaniem pomyśleć. Powiedzieć prawdę, otworzyć oczy rodzicowi nie trzeba przecież "brutalnie jemu - rodzicowi - dokopując".

I bardzo proszę tę z konieczności krótką, lakoniczną być może - moją wypowiedź traktować również jako wypowiedź nie tylko z punktu nauczyciela od lat 27, specjalnego od prawie 20, ale także (lub nawet może przede wszystkim) z punktu widzenia matki od 24 lat wychowującej dziecko (dziś już nie dziecko, lecz osobę dorosłą) niepełnosprawną i z upośledzeniem umysłowym.

Pamiętam z tych lat walki o moją córkę bardzo różne sytuacje. Bywało, że mi "dokopano" traktowaniem delikatnym, i bywało, że jestem wdzięczna do dziś za potrząsnięcie mną w sposób być może brutalny.

I próbując różnych sposobów, przchodząc przez różne koleje życia prywatnie i zawodowo "specjalnego" - wiem dziś jedno - ciągle wiem za mało, ciągle nie wiem czy dzisiejsza racja będzie pewnikiem jutro, i ciągle boję się najbardziej - różnych racji fanatycznie - jedynie słusznych.

Pytałaś Nelu:

"Mam na to pozwolić?" . Nie. Na niektóre rzeczy nie wolno nam pozwolić. To także nasz obowiązek.

Pozdrawiam

bratek11-05-2007 10:42:23   [#3439]

Dzięki Rzewa!

ja oczywiście to wszystko rozumiem, tylko mam poczucie, że ja nie zostałam zrozumiana:))

Nie prosiłam o gotową receptę...

Opisałam sytuację w której jest kłopot z dzieckiem i z matką. Zadałam pytanie jak byście w tej konkretnej sytuacji postąpi gdyby to Was dotknęło.  Zapytałam: odpuścić czy walczyć??? Otrzymałam w odpowiedzi mnóstwo pytań szczegółowych, w których w moim odczuciu pobrzmiewał lekki atak (ale oczywiście być może to moja nieadekwatna ksobna wizja), i mnóstwo odpowiedzi co trzeba było zrobić kiedyś. Tu na forum tylko jedna  ( z propozycją turnusu), która odpowiadała na postawione przeze mnie pytanie.

Wyciągniętych też zostało sporo daleko idących wniosków.... że coś odrzucam, że coś pomijam, etc....

O to mam trochę żalu.  

Bo ja tak napradę uwielbiam merytorycznie dyskutować:)) Rozważać różne za i przeciw.

A to czy z matką ostro czy łagodnie TERAZ nadal pozostało bez odpowiedzi...

Jak to zinterpretować?  Unikacie trudnego pytania?  Uważacie, że mój problem jest wynikiem moich błędów i Was na pewno nigdy podobny nie nie dotknie??

bratek11-05-2007 10:43:29   [#3440]

Aniu- pisałyśmy równocześnie:))

Dzięki, że się odezwałaś!!!

JACOL11-05-2007 10:49:06   [#3441]

Widzisz Bratku, aby dać Ci jakąś radę, trzeba najpierw zebrać informację. Ja mam poczucie, że czegoś nie rozumiem z tego co mówisz. Zapewne dlatego, że Ty czegoś nie dostrzegasz. Zawsze zresztą taj jest, gdy szukamy jakiegos wyjścia z sytuacji, to nie mamy pełnego oglądu sytuacji. Dlatego cie prowokuję do szerszj wypowiedzi.

Dla mnie podstawą, dla określenia, co robić z mamą, jest zrozumienie, jakie wymagania ta mama już się nauczyczyła stawiać swojemu dziecku. Mam pewną niejasność w tym temacie, bo sama podważyłaś dyrektywność tego co ona robiła:

A poza tym może jednak przyszło nam przejść do czysto teoretycznego pytania: "Czy ta behawioralna naprawdę jest taka dyrektywna?"

Dlaczego dla mnie jest ważne czego się już nauczyła? Bo moim zdaniem problemem jest nie jak i o czym rozmawiać z mamą, ale czego jej nauczyć. Nie można jej nauczyć chodzenia do rehabilitantów, to co najwyżej można wymagać. Można jednak popracować nad lękiem (lękiem o to, że sprawiając ból swojemu dziecku) straci jego miłość. Nie wytłumaczysz tego mamie. Ucząc ją jednak odpowiednich drobnych umiejętności dasz jej nowe doświadczenie, które, jak sądzę, ją zmieni.

Bratku, nie neguję Twojej wiedzy z zakresu usprawniania ruchowego dzieci. Rozumiem, że znasz reguły prawidłowego pozycjonowania dzieci i utrzymywania prawidłowych schematów ruchu. Radzę ci więc, abyś poprosiła mamę o stosowanie jakiejś reguły w domu (nie za dużej na początku) i dokładnie wyjaśniła mamie, co to zmieni w życiu jej dzicka. Potem poproś mamę, aby własnymi słowami powiedziała jak rozumie Twoją prośbę. potem pokaż i poproś, aby mama zrobiła to przy tobie.

Rozumiem, że to co Ty nauczysz mamę, nie jest jeszcze tą pełną właściwą rehabilitacją. Jednak mama będzie wykonując twoje zalecenia sama "dotykała" tego problemu, robiąc to małe "coś" dla swojego dziecka.

 

Pytasz też co by było waleniem pięścią między oczy? Już mówię:

- powiedzenie, że moim zdaniem za ok 2 lata jej syn zalegnie na wózku inwalidzkim do końca życia...

Moja ogólna rada jest taka. Nie pytany o to nie tłumaczę rodzicowi takich kwestii. Bo jeżeli oni o to się nie pytają to znaczy, że nie są gotowi na usłyszenie odpowiedzi.

W sytuacjach bardzo wyjątkowych, mówię rodzicom o swoich lekach. Tu: Wie pani bardzo się boję, że X zalegnie na wózku inwalidzkim, że wtedy straci miejsce w naszej szkole itp. - dlatego mam taką prośbę do pani....

To na razie tyle. Nie mam czasu by więcej pisać. Odezwę się w niedzielę.

 I jeszcze do Fakira:

Nie naukowo... Nie wykładniowo... Nie cytując Wygotskiego czy Ziemską...(...) Jeżeli Jacku jesteś tak dobry, to dlaczego jest tak źle? Dlaczego Twoje dzieci są nadal takie jakie są a Twoi rodzice idąc "dalej" mają takie problemy jakie mają...???

Olśniło mnie!

Jasne! Po cholerę książki czytać?! Przecież mi czytanie książek nie pomogło całkowicie uzdrawiać dzieci i wszystkich problemów ludzkich rozwiązywać. Co generalnie dowodzi, że w tychże książkach nic ciekawego i ważnego nie ma. Po prostu strata czasu....

rzewa11-05-2007 10:53:02   [#3442]
bratku, a czy musisz to interpretować? Drażni cię cień oceny widozny w wypowiedziach innych, a sama co robisz?

A problem jest wynikiem bardzo wielu okoliczności, z których nam znane jest może 0.5% więc nie dziw się, że trudno jest odpowiedzieć cos konkretnego. Zwłaszcza mając świadomość, że tobie jest znane co najmniej 30% tych okoliczności

Myślę, że samo przedstawienie tego problemu tu ci pomogło - uświadomiłaś sobie swoje odczucia, rozważyłaś wszystkie możliwości jakie tutaj widzisz --> czyli twoja decyzja będzie być najlepszą z możliwych i właśnie o to chodzi!

Więc nie zajmuj się naszym podejściem, nie analizuj tego - to problem masz rozwiązać, a nie zdiagnozowac nasze postawy.
Fakir211-05-2007 11:29:13   [#3443]

- - -

Jacku - wyrywając z kontekstu jestem w stanie z Pisma Świętego pornograficzną książkę zrobić...

Nie sil się proszę na złośliwości - naprawdę nie są potrzebne...

Napisałem przecież TEŻ: "...Ja chcę móc tutaj wejść i powiedzieć wszystko, co mi jako osobie pracującej ze SPECJAŁami na wątrobie leży... Nie naukowo... Nie wykładniowo... Nie cytując Wygotskiego czy Ziemską... Każdy z nas, postawiony w sytuacji "X" może wymięknąć..."

oraz "...Więc proszę - to forum, ten wątek to było miejsce, gdzie mógł każdy "od SPECJAŁów" wejść, coś napisać, się wyżalić, rzucić problem... Nie każdy jest naukowcem, nie każdy wie tyle ile np. ja wiem... I co z tego? Każdy z nas, jak się uprze, udowodni drugiemu, że jest durny... Tylko PO CO? Ja chcę, proszę - zostawcie SPECJAły miejscem, gdzie i ten zwykły nauczyciel i ten bardzo dobry nauczyciel i ten super specjalista będą mogli (bez obawy, że będą zmuszeni do wykazania się super-wiedzą) wejść i po prostu powiedzieć co ich boli..."

Nie każdy, kto tutaj wchodzi, ma "zacięcie naukowe", nie każdy potrafi się wykazać elokwencją, nie każdy umie się adekwatnie wyrażać - nawet posiadając wiedzę (teoretyczną, praktyczną...) ogromną...

Wchodzą tutaj także ci, którzy nie mają wiedzy z tego zakresu... Także ci, którzy są przekonani tylko do jednej teorii... Ci co się wahają... Ci co szukają... Także ci, co nigdy nie znajdą...

Proszę tylko o to, by TO forum, ten wątek były PRZYJAZNE dla każdego wchodzącego...

I tyle...

- - -

PS Książki jednak Jacku czytaj... Bo będziesz niedouczony :))))

Pozdrawiam !

alexw11-05-2007 12:45:48   [#3444]

Dziękuję Fakir. I dziękuję wszystkim, którzy tu piszecie.

"Wchodzą tutaj także ci, którzy nie mają wiedzy z tego zakresu... "

Ja weszłam tu po raz pierwszy kiedy po prostu szukałam procedur, jak zapewnić kształcenie specjalne dla ucznia w szkole masowej a teraz czytam Was systematycznie.

Jest to wątek, który pomaga na ustawienie właściwej hierarchii problemów. Uczę się od Was nawet, kiedy się spieracie

Renata11-05-2007 14:33:48   [#3445]

Więc tak naprawdę z mojej perspektywy wybór mam tylko pomiędzy:

1) stać i patrzec jak dziecko przestaje chodzić i wytraca inne umiejętności

2) walić matkę pięścią między oczy, żeby otrzeźwiała

Problem w tym że i jedno i drugie rozwiązanie wydają mi się nieetyczne....

Bratku, wracając do przedstawionych przez Ciebie wyborów, oczywiście stać i patrzeć nie możesz, bo sama na to sobie nie pozwolisz. Drugi wybór - napisałam wyżej jaka ewentualnie może być reakcja matki empatycznie rzecz ujmując. Tak mi się wydaje, ze taka reakcja mogłaby zaistnieć. I wiesz doskonale, że ten punkt drugi jest zbyt mocny dla matki, a w konsekwencji kto wie jaki dla samego chłopca. 

Musisz więc skupić się na czymś pośrednim. Koncepcja Jacola wydaje mi się bardzo dobra. Drobne kroczki, proste czynności uczące matkę nowego podejścia do syna, do pracy z nim.
Dodałabym jedną rzecz na początek.
Wydaje mi się, że nim zaczęłabyś ten nazwijmy to nowy rozdział działań podejmowanych wspólnie z matką, musisz ją odpowiednio do tego przygotować.

Wydaje mi się, że Wam jest potrzebna szczera rozmowa - delikatnie uwypuklająca Twoje obawy, ale tak by matka mogła zobaczyć w obrazach te Twoje rozterki, a z drugiej strony w tej rozmowie ważne jest by zbudować w niej chęć działania, najlepiej przez zbudowanie pozytywnego obrazu przyszłości.

Możesz oprzeć go na prośbie by przypomniała sobie jakąś sytuację, która sprawiła jej ostatnio największą przyjemność, może to być nawet zwykła czynność, która sprawia jej wielka frajdę. Porozmawiaj z nią na ten temat. Zapytaj jak to widzi, co słyszy kiedy przypomina sobie tę sytuację, jakie emocje temu towarzyszą.

Kiedy będziesz z nią rozmawiała będziesz widziała jej twarz, mimikę, gesty. Jeśli ta sytuacja o której będzie mówiła rzeczywiscie jest z tych chwil w których doznaje się radości będziesz to widziała wyraźnie. Także poznasz z tonu głosu, oddechu.

Dobrze byłoby wtedy skierować jej uwagę na przyszłość, tak by mogła zbudować sobie obraz codziennie podejmowanych działań wspólnie z synem, ich kolejne kroki w codziennym rozwijaniu umiejętności i czynności, których będą uczyć się razem z Tobą i innymi nauczycielami. Niech zobaczy jak w przyszłości syn coraz lepiej radzi sobie z ćwiczeniami, jak ona cieszy się z każdej nowej umiejętności, którą osiąga jej syn. Ile przynosi im to satysfakcji..

Jeśli umiejętnie powiążesz jeszcze te przyszłe obrazy z doznaniami, które mama miała podczas wspominania z tej miłej sytuacji, wtedy możesz wzmocnić jeszcze ów obraz przyszłości.

Wzmacniaj trochę jej wiarę w lepszą przyszłość przy każdej okazji rozmowy z nią. Pokazuj zawsze czemu ma służyć najbliższe ćwiczenie, którego będzie się uczyła z Twoja pomocą i które wpłynie na rozwój jej syna. Bądź bardzo konkretna przy tym... Zresztą wiesz najlepiej sama jak to zrobić.

Fakir211-05-2007 18:53:52   [#3446]

- - -

Co z nami bedzie za 150 lat?

Czy będziemy mieli jakieś problemy? Chodzi mi o nasze życie na znanej nam ziemi...

Po co żyjemy, dlaczego robimy to wszystko co robimy?

Priorytety, kierunki, struktury, schematy...

Do czego przygotowujemy? I dlaczego przygotowujemy?

- - -

Rozwiązaniem problemu Nelu - tak myślę - może być CEL!!!

Jego różne aspekty...

I różne punkty widzenia tego celu...

I zrozumienie z obu stron, że chodzi w gruncie rzeczy o ten sam cel...

Co będzie za 150 lat...?

- - -

No i jak zwał, tak zwał... Nie da się tego wszystkiego zrozumieć bez zawierzenia, bez wiary, bez ducha...

Wierzącemu w Boga - łatwiej...

Tyle tylko, że trzeba uwierzyć nieziemską wiarą, że ten Bóg, który obdarzył cię dzieckiem cierpiącym, upośledzonym - jest bogiem dobrym, który chce twego dobra i dobra dla twego dziecka...

- - -

Rodzina - "nieskomplikowana" ale czysta, uczciwa i... mało zaradna...

Mieszkanie to jeden pokoik i dobudowana-wydzielona z pokoiku (ze środków PFRON) łazieneczka. Jeden róg pokoiku oddzielony od reszty zasłonką.

Stołu nie ma - nie zmieścił się już.

Rodzina - Tata, mama, szóstka dzieci... Najmłodsze ma dwa dni... najstarsze w gimnazjum...

Jedno z dzieci jest "moje" - aktualnie w Ostrowie Wlkp, w szpitalu (by mama mogła urodzić...). Masywne porażenia, znaczne upośledzenie, biedulka (dziewczynka).

To maleństwo ma potężne wodogłowie (były obawy o nerki, inne układy...).

Pewno też będzie za kilka lat "moje"...

- - -

Panie! Daj nam siły, byśmy chcieli, umieli i mogli pomóc tej rodzinie...

- - -

Czym są moje problemy z ukradzionymi lusterkami, twoje problemy z bolącym zębem, jej problemy z tym w co sie ubrać - z TYM problemem?!?!?

- - -

Alexw...

Cieszę się z Twoich słów :))) Człek się czuje od razu trochę bardziej.... potrzebny...

Bo bezradność, niemoc, świadomość słabości własnej - po prostu zabija...

Boże!!! Daj mi moc... Dałeś mi życie, daj moc...

alexw11-05-2007 20:06:46   [#3447]

Fakir, wierzę, że otrzymasz tyle mocy, ile jej potrzebujesz.

Jesteście bardzo potrzebni :))

i to nie tylko na niwie zawodowej.

Dla mnie to także świdectwo jak żyć, jak się modlić. Włączam was do swojej modlitwy...

Fakir211-05-2007 20:12:27   [#3448]

- - -

Alexw....

Po prostu dziękuję...

Dobrze, że jesteś :)))))

alexw11-05-2007 20:13:36   [#3449]
:)))))
Fakir211-05-2007 20:23:05   [#3450]

- - -

A tak w ogóle, to jestem w Gorzowie Wlkp.....

Piatek popołudnie, sobota dzień cały, niedziela do południa...

Wykłady.... Na kwalifikacyjnym kursie oligo...

Już padam na sznupę...

Chciałbym RAZ nie mieć problemów finansowych...

Robiłbym wtedy to samo co robię - ale dla idei :)))))))))

strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 68 ][ 69 ][ 70 ] - - [ 84 ][ 85 ]