Forum OSKKO - wątek

TEMAT: SPECJA-ły
strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 64 ][ 65 ][ 66 ] - - [ 84 ][ 85 ]
Renata28-02-2007 16:58:26   [#3201]

Moim zdaniem rodzica, który tak krzyczy, nie interesuje to czy się coś rzeczywiście robi z jego dzieckiem czy nie. Gdyby go to interesowało, to starałby się dowiedzieć, czy coś się robi i tyle, a nie krzyczałby.

Zastanawiam się w jaki sposób dokładnie o tym wiesz? A jeśli jesteś w błędzie? Jeśli subiektywna rzeczywistość rodzica jest zupełnie inna?

JACOL28-02-2007 17:07:46   [#3202]

Zastanawiam się w jaki sposób dokładnie o tym wiesz?

Z doświadczenia. "Gdyby go to interesowało, to starałby się dowiedzieć, czy coś się robi i tyle, a nie krzyczałby" - no nie?.

JACOL28-02-2007 17:11:42   [#3203]

Pogrążam go... Ma zobaczyć dno.. Zniknie lęk, bo będzie spotęgowany.. Wtedy także rodzic zacznie ze mną rozmawiać, bo przełamię stan.

 - moim zdaniem to jakaś psychoterapia (=leczenie rozmową). Ale może sie mylę?

Renata28-02-2007 17:48:31   [#3204]

Przychodzi rodzic i krzyczy na nauczyciela, że nic nie robi z jego dzieckiem"

I mogę rodzicowi powiedzieć: Tak, ma pan rację. Nic nie robię z pana dzieckiem.

I zapewne ulży to jego emocjom także, być może nawet zacznie zaprzeczać temu, tak jak Ty to napisałeś.. Tak między nami, to nie lubię przyznawać się, że jestem osłem .. Wiem, że tak można... Powiedz tylko.., wskazałam Ci tyle sposobów nawiązania kontaktu z rodzicem, a Ty odrzucasz je z góry.., bo masz swój. Właśnie ten... Prawda?

Tylko powiedz mi co Ci to dalej da? Co z tego, że mogłeś mi zaprzeczyć - Tak między nami, to nie lubię przyznawać się, że jestem osłem i zazwyczaj tę informację zatrzymuję dla siebie... No to już wiem, że zazwyczaj nie lubisz przyznawać się do tego i zatrzymujesz tę informację dla siebie... Co dalej z tym fantem? Co dalej z rodzicem, z jego dzieckiem?

Renata28-02-2007 17:50:05   [#3205]

Z doświadczenia.

Nigdy nie przytrafiło Ci się coś nieoczekiwanego? Coś co zburzyło Twoje dotychczasowe doświadczenie?

Renata28-02-2007 18:09:10   [#3206]
Przełamanie stanu nie jest tu psychoterapią. Zauważ, że dążę do tego by rodzic zobaczył obraz. Wizualizowanie jest bardzo ważnym procesem. W momencie gdy zobaczy swoje dziecko w jakimś opłakanym stanie (nie umiejące niczego) mogę presuponować inną wizję, wizję dziecka dobrze przygotowanego do życia i jego radość, jako rodzica, że tak się rzeczy mają... Buduję pomost między nim a dzieckiem - zdrowy pomost, skierowany na cel, na przyszłość - zrobimy wszystko by dziecko osiągnęło jak najwięcej, by odniosło sukces.

W rozmowie, od początku, pokazuję cały czas niektóre techniki i założenia z NLP.
NLP nie jest jednak terapią, aczkolwiek do tego także może służyć.
JACOL28-02-2007 18:25:54   [#3207]

Nigdy nie przytrafiło Ci się coś nieoczekiwanego? Coś co zburzyło Twoje dotychczasowe doświadczenie?

Codziennie przytrafia się coś nieoczekiwanego. Dlatego cały czas zastanawiam się jak pracować najlepiej. Staram się uogólniać pojedyńcze przypadki. Podstawą kumulacji wiedzy jest jak wiadomo generalizacja... Oczywiście posługuje się też wiedzą wyniesioną z książek...

a Ty odrzucasz je z góry.., bo masz swój. Właśnie ten... Prawda?

Renato, cały czas jednak argumentuję. Każdy sposób będzie dobry, jeżeli w słowach wypowiadanych do rodzica nie będzie sugestii, że jest nie wporządku wobec nauczycielki. Nie może oznaczać także wykroczenia po za kontrakt. Specjalista od dziecka może zajmować się tylko pomaganiem dziecku. Pomoc rodzicowi rozumiem jako tę samą, która jest związana z jego dzieckiem. Pomagam rodzicowi wtedy, gdy jego dziecko zacznie mówić, chodzić, czytać itp.

Moja propozycja wydaje mi się dziś jakaś taka drewniana. Ale nie ma w niej próby zmiany rodzica, jest zgoda na to, że jest jaki jest. Jest zgoda na to, że krzyczy.

Co dalej z tym fantem? Co dalej z rodzicem, z jego dzieckiem?

Trzeba rodzica uczyć właściwych zachowań wobec dziecka. Wg mojej wiedzy i doświadczenia, tak mógłby krzyczeć na nauczyciela rodzic, który prezentował kiedyś wobec swojego niepełnosprawnego dziecka postawę nadmiernie wymagającą. Teraz już sam nic z dzieckiem nie robi, ale czując wyrzuty sumienia ma jeszcze nierealistyczne wymagania do nauczycielki. Praca z takim rodzicem wyglada tak jak z rodzicem unikającym. Patrz 14.02.2007 18:35 [#3168]

Przełamanie stanu nie jest tu psychoterapią. W rozmowie, od początku, pokazuję cały czas niektóre techniki i założenia z NLP.

Stosowanie technik NLP wobec rodzica, jest jakąś tam psychoterapią. Praca nad relacją nauczycielka - rodzic będzie zawsze psychoterapią.

Buduję pomost między nim a dzieckiem - zdrowy pomost, skierowany na cel, na przyszłość - zrobimy wszystko by dziecko osiągnęło jak najwięcej, by odniosło sukces.

Każda psychoterapia miałaby taki efekt. Każde poprawienie funkcjonowania (cokolwiek przez to rozumiemy) człowieka, czyni z niego lepszego rodzica. Cel masz szlachetny, ale pomaganie człowiekowi bez jego zgody jest nieetyczne i nieprofesjonalne. O tym juz mówiliśmy.

Inaczej mówiąc. Specjalista od dziecka morze rozmawiać z rodzicem tylko o dziecku.

I mogę rodzicowi powiedzieć: Tak, ma pan rację. Nic nie robię z pana dzieckiem.

Możesz! Radzę ci jednak, zrób to tylko z pełnym przekonaniem. Inaczej odczuje, że się z niego nabijasz. :-)))

JACOL28-02-2007 18:32:08   [#3208]

Wiesz, jest wiele wiedzy nauczycielom nieprzydatnej w pracy z rodzicem. Nie tylko NLP nie może stanowic inspiracji, ale także terapia systemowa, którą skończyło wielu pedagogów specjalnych z myślą o postępowaniu z rodzicami swoich uczniów.

Ta wiedza, jeżeli jest przydatna, to jedynie po to, aby rodzica lepiej zrozumieć, ale nie daje narzędzi do pracy z rodzicem.

JACOL28-02-2007 18:51:04   [#3209]

renato, uzywasz często słowa presuponować. Czy ono w NLP ma jakieś ściśle zdefiniowane znaczenie?

Co to znaczy presuponować?

Jeśli ktoś presuponuje coś, to zakłada, że jest to prawdziwe. Jeśli jakaś sytuacja presuponuje inną, to ta druga jest logicznie konieczna, aby zaistniała pierwsza. Oto przykład: "A więc sonet w żaden sposób nie mógł być traktowany tak, jakby stanowił kategorię estetyczną, bo wyróżniał się liczbą wersów i pewnymi właściwościami układu strof i rymów, nie zakładał jednak z góry — jako forma — swoistego widzenia świata i nie presuponował określonego typu wartości" (Michał Głowiński, Ekspresja i empatia).
Słowo presuponować jest nie tylko obce, ale i wyraźnie erudycyjne. W polszczyźnie nawet w tekstach specjalistycznych jest rzadko spotykane.
Mirosław Bańko

źródło: http://slowniki.pwn.pl/poradnia/lista.php?id=85

presuponować inną wizję = zakładać, że inne spojrzenie jest również uprawnione?

Renata28-02-2007 20:52:55   [#3210]

Możesz!
Dzięki za pozwolenie! ;))

Jacolu, ja rozumiem Twoje podejście (no powiedzmy, ze rozumiem;) ). Rozumiem, że będąc specjalistą w zakresie pracy z dziećmi niepełnosprawnymi, mając bezpośredni, codzienny kontakt z ich rodzicami, wiedzę i doświadczenie, które posiadasz (mam nadzieję, że nie jesteś jednak tym osłem;) ) masz też inny wgląd, inne spojrzenie. To co dla Ciebie jest sprawdzone, co przez wiele lat budowane, siłą rzeczy musi być też i sprawdzalne. Szanuję to i cieszę się,że chcesz dzielić się ze mną swym doświadczeniem. Także szlachetnie postępujesz.:)

ale pomaganie człowiekowi bez jego zgody jest nieetyczne i nieprofesjonalne.

Powiedz, z której strony widzisz to zagrożenie? Napisałam, że buduję pomost między nim a dzieckiem - zdrowy pomost, skierowany na cel, na przyszłość - zrobimy wszystko by dziecko osiągnęło jak najwięcej, by odniosło sukces. Robię to poprzez rozmowę cały czas na temat dziecka, jego pracy z nim, tego co będę (jako nauczycielka) robiła, jaki efekt będę chciała uzyskać (oczywiście dziecko hipotetyczne tu wraz z jego indywidualnymi możliwościami, równie dobrze może to być typowy uczeń), dlaczego chcę uzyskać taki efekt nauczania.. Gdzie jest tu nieetyczność i nieprofesjonalność, jeśli zależy mi przede wszystkim na pomaganiu dziecku, a pośrednio (tylko pośrednio) otrzymuję dodatkowo inne spojrzenie rodzica na dziecko. Co złego widzisz w pozytywnym spojrzeniu rodzica na swoje własne dziecko?

Renata28-02-2007 22:04:30   [#3211]
presuponowanie - pochodne od presupozycji, a presupozycje, to z angielskiego presuppositions, inaczej założenia

Wszyscy posiadamy jakieś przekonania i oczekiwania, które wynosimy z naszych osobistych doświadczeń i bez nich po prostu nie sposób żyć. Nasze konkretne myśli, działania oraz uczucia powodują stałe i określone rezultaty, które mogą nas cieszyć, smucić, także i złościć. Czasem też wpadamy w pętle, tzn. otrzymujemy te same wyniki, te same rezultaty, bo nie bardzo wiemy jak to zmienić, jak odpętlić się.. ;) Czasem więc wystarczy zmienić trochę myśli, jakieś działanie i uczucie, by uzyskać nieco inny wynik.. Pisałam o kiepskim serwie i możliwości jego poprawy, o starej mapie i utartej drodze z domu do pracy i nieoczekiwanych robotach drogowych.., w innym wątku o nauce jazdy na nartach...
Presuponuję, czyli zakładam, że mogą być i inne wybory, które także mogą być skuteczne, mniej ograniczające, dające większą swobodę, dające inne spojrzenie, inną perspektywę..
Karolina28-02-2007 23:14:03   [#3212]

Trzeba rodzica uczyć właściwych zachowań wobec dziecka. Wg mojej wiedzy i doświadczenia, tak mógłby krzyczeć na nauczyciela rodzic, który prezentował kiedyś wobec swojego niepełnosprawnego dziecka postawę nadmiernie wymagającą. Teraz już sam nic z dzieckiem nie robi, ale czując wyrzuty sumienia ma jeszcze nierealistyczne wymagania do nauczycielki. Praca z takim rodzicem wyglada tak jak z rodzicem unikającym. Patrz 14.02.2007 18:35 [#3168]

Jacku, pozwolisz......

Trochę się irytuję. Przypomina mi sie hasełko - pedagogizacja rodziców głośno w pewnym momencie ogłaszane - szczególnie nam wychowawcom uczniów gimnazjum. Chyba wszyscy sie na tym forum zgadzają, że to nie jest najlepszy pomysł. Rodzice to ludzie dorosli, jedni wykształceni mniej lub więcej, swoje przeszli - nierzadko więcej niż my. Tak... my - specjaliści, nauczyciele.... my mamy z teorii mieć większy zasób wiedzy, powinniśmy emanowac wiedzą, pomyslami sypac jak z rękawa aby wspierać rodziców.

W przypadku rodziców niepełnosprawnych dzieci jest trochę inaczej, ponieważ oni muszą częściej, bardziej i intensywnie oraz dłużej zajmowa się swoimi dziećmi. Te zdrowe mają wiecej dostepu, żródeł informacji, środowiska - szybko ulatują z gniazdka i mamy ich... brzydko mówiąc lekko z głowy. Oczywiście martwimy sie, radzimy, kierujemy itd... a to są innego typu sprawy.

Rodzice niepełnosprawnych dzieci.

Po co wysyłają dziecko do Orzeszka, Skrzata, Pinokia, Krasnoludka.... ośrodka fachowego. Po to aby specjaliści tam pracujący zajęli się ich dzieckiem, rehabilitowali, uczyli, wspierali ich rozwój. Zapewne oddają do tak specjalistycznych miejsc z nadzieją, że otrzymają to. Moga wymagać? Zapewne - tak jak rodzic zdrowego dziecka może wymagać ze w szkole nauczyc się czytać tak rodzic niepełnosprawnego może zakładac, że w specjalistycznym miejscu ich dziecko czegoś nowego się nauczy.

Wierzę w mądrośc rodziców. Zbyt wielu mądrych spotkałam aby w to wątpić. Jeśli czytają, odwiedzają specjalistów, szukają - uwierz szukają - to wiedzą ze ich wymagania nie będą wygórowane.

Ich wymaganiem nie jest na pewno aby ktoś zajmował się nimi. Oni mają swoje życie - jeśli oddali dziecko do placówki - podjeli decyzje - powierzyli los swojego dziecka fachowej sile.

Sądzisz, ze oczekują aby ktoś pracował nad ich zachowaniem? Wzgledem kogokolwiek - nauczyciela, dziecka.... nad zachowaniem czy ja dobrze rozumiem?

Czy rola nauczyciela ma byc praca nad zachowaniem rodzica? Jacku wyprowadż mnie z błędu bo zaczynam się martwić. Matwie się (i to nie od dziś i wiesz o tym) twoim szufladkowaniem rodziców. Ci są nadopiekuńczy, ci wymagający... itd...

Zastanawiam się nawet - głośno - czemu ma służyc to definiowanie ich. Wytłumacz mi jak to się ma do pomocy dzieciom niepełnosprawnym i ile to wnosi do ich terapii. Czy wam specjalistom to przeszkadza jaki jest rodzic?  Czy inaczej pracujecie w Orzeszku z dzieckiem rodzica wymagającego a rodzica nadopiekuńczego?

Czy jesli twierdzisz, ze nie wolno wam terapeutować rodziców - to czy praca nad ich zachowaniem w stosunku do dzieci tym nie jest?

Nikt nie lubi krzyku, nikt nie powinien krzyczeć ale... czy czasami tych emocji nie da się usprawiedliwić?

Czy bierzesz pod uwagę teze, że naprawde wy z tym dzieckiem nic nie zrobiliscie dobrego? Czy bierzesz pod uwage fakt - ze wg rodzica - dziecko nie posuneło sie do przodu w rozwoju ani o milimetr? Ja mysle głośno - zasnatanwiam się skad frustracja.

Jesteś krytyczny wobec środowiska ..... często to podkreślasz.... zatem......?

JACOL01-03-2007 09:27:12   [#3213]

ale pomaganie człowiekowi bez jego zgody jest nieetyczne i nieprofesjonalne.

Powiedz, z której strony widzisz to zagrożenie? Robię to poprzez rozmowę cały czas na temat dziecka.

Jeżeli robisz to, poprzez rozmowę na temat dziecka, to nie widzę zagrożenia, bo rodzic zgodził się na takie rozmowy. Jeżeli zaś rozmawiasz z rodzicem o jego zachowaniu się np. wobec Ciebie i poruszasz tematy nie związane w prost z terapią jego dziecka, to wykraczasz po za kontrakt. Wykraczanie po za kontrakt związane jest z nieuznawaniem podmiotowości drugiego człowieka, jest związane z myśleniem: "Ja wiem lepiej od niego samego co on potrzebuje", jest związane z poczuciem wyższości nad drugim człowiekiem, itd, itp.

JACOL01-03-2007 09:36:48   [#3214]

Czy rola nauczyciela ma byc praca nad zachowaniem rodzica? Jacku wyprowadż mnie z błędu bo zaczynam się martwić. Matwie się (i to nie od dziś i wiesz o tym) twoim szufladkowaniem rodziców. Ci są nadopiekuńczy, ci wymagający... itd...

Karolino, nie dziwię się, że się martwisz. Szufladkowanie rodziców przez nauczycieli może być krzywdzące dla rodziców. Często myślę jest krzywdzące. Często jest wykorzystywane przeciwko rodzicom i dzieciom.

Wrócę do tematu później, przepraszam, ale teraz nie mogę dłużej  pisać...

Czy bierzesz pod uwagę teze, że naprawde wy z tym dzieckiem nic nie zrobiliscie dobrego?

Nasza rozmowa dotyczy sytuacji, kiedy my z tym dzieckiem robimy dużo dobrego, a rodzic krzyczy... Nie spotkałaś się z taką sytuacją?

Renata01-03-2007 10:07:12   [#3215]

Szufladkowanie rodziców przez nauczycieli może być krzywdzące dla rodziców.

Zrozumiałam, że Karolina napisała: Matwie się (...) twoim szufladkowaniem rodziców. Hm.. Ty piszesz o szufladkowaniu rodziców przez nauczycieli.To ciekawe, bo nie poczuwam się do tego uogólnienia w ogóe jako nauczyciel. Jak Ty, to i inni też tak??

JACOL01-03-2007 11:00:33   [#3216]

Renato, nie można posługiwać się bez szufladkowania żadną wiedzą. Szufladkujemy dzieci np. na te te które umieją czytać i pisać, i te które nie umieją czytać i pisać. Szufladkujemy na tysiące szufladek diagnostycznych. Każda diagnoza to szufladkowanie.

Szufladkujemy rodziców: Ty np. na "zakotwiczonych" i "niezakotwiczonych". Ja za profesor Marią Ziemską wg. postaw rodzicielskich.

Kwestionyjesz istnienie postaw rodzicielskich? A może uważasz, że nie mają one wpływu na zachowanie się dziecka?

JACOL01-03-2007 14:49:46   [#3217]

Karolino, poruszasz szereg zagadnień. Kiedy piszesz: rodzic niepełnosprawnego może zakładać, że w specjalistycznym miejscu ich dziecko czegoś nowego się nauczy.  

To prawda, że rodzic niepełnosprawnego dziecka powinien się domagać profesjonalnej pracy ze swoim dzieckiem przynoszącej wymierne efekty.

Czy bierzesz pod uwagę tezę, że naprawdę wy z tym dzieckiem nic nie zrobiliście dobrego? Czy bierzesz pod uwagę fakt - ze wg rodzica - dziecko nie posunęło się do przodu w rozwoju ani o milimetr? Ja myślę głośno - zastanawiam się stąd frustracja.

Karolino, jak wiesz biorę to pod uwagę. Myślę, że jest to sytuacja dużo częstsza, kiedy to rodzic denerwuje się zupełnie słusznie, że jego dziecko, nie jest nauczane na wystarczającym poziomie, że praca nauczyciela jest na poziomie zaledwie chętnego i zaangażowanego wolontariusza, a czasem nawet (choć dużo rzadziej) na poziomie wolontariusza nie lubiącego ani dzieci, ani swojej pracy.  Mam nadzieję, że to się będzie zmieniać. Cóż mogę dodać Karolino. Ten niezwykle niski poziom merytoryczny nas osób uczących dzieci powoli się podnosi. Ja to obserwuje od 16 lat i widzę, że nasza wiedza i umiejętności rosną, jeszcze wiele rzeczy nie mamy w głowach dobrze poukładane, ale jest lepiej niż było. Rozumiem irytację rodziców, którzy ciągle słyszą od nauczycieli, że ci  wszystko robią dla dobra dziecka, w kierunku dziecka, w trosce o dziecko, a nawet z miłości do dziecka. Rozumiem, że takie samozadowolenie może być irytujące dla rodziców.

Sądzisz, ze oczekują aby ktoś pracował nad ich zachowaniem? Względem kogokolwiek - nauczyciela, dziecka.... nad zachowaniem czy ja dobrze rozumiem?

Rodzice oczekują od specjalistów pomocy w zakresie usprawniania swojego dziecka. Dlatego, oczekują od specjalistów, że Ci nauczą ich właściwego postępowania ze swoim dzieckiem. Praca nad zachowaniem rodzica to, to samo co nauczanie rodzica. Nauczanie rodziców jest możliwe tylko wówczas, gdy oni sami tego chcą. Czasami specjaliści (np. Doman) udzielają pomocy dzieciom pod warunkiem (to tzw. wymóg kontraktowy), że rodzice będą prowadzić terapię swojemu dziecku (zachowywać się) wg. wskazówek specjalisty. W mojej placówce, rodzice nie muszą pracować, że swoim dzieckiem, ale mogą jeśli zechcą. Wszystko co robią rodzice ze swoim dzieckiem w domu jest dobrowolne. Nauczyciele nie mają prawa wymagać tego od rodziców (nawet w formie sugestii, nawet sugestii moralnej). Rodzice uczą się, wedle swej woli i uznania. na tym polega praca nad ich zachowaniem.

Czy rolą nauczyciela ma być praca nad zachowaniem rodzica? Jacku wyprowadź mnie z błędu bo zaczynam się martwić. Martwię się (i to nie od dziś i wiesz o tym) twoim szufladkowaniem rodziców. Ci są nadopiekuńczy, ci wymagający... itd...

To, szufladkowanie jest potrzebne po to, aby nauczyciel rozumiał, jakie problemy ma rodzic w postępowaniu ze swoim dzieckiem (czego nie umie) oraz aby wiedział, jakie trudności w nauczaniu tego rodzica napotka. Nadal należy pamiętać, że rodzic uczy się pracy ze swoim dzieckiem dobrowolnie. Nauczyciel nie powinien stosować, żadnych form nacisku !!!

Problemem są Ci nauczyciele, którzy z wiedzę po postawach rodzicielskich wykorzystują do gnębienia rodziców. pani jest taka, a pan taki. Pani tego nie robi, a pan robi to źle. Takie wymądrzanie się. takie uświadamianie rodzicom, ze nie są w porządku wobec swoich dzieci. Zamiast wspierać ich kompetencje rodzicielskie, źle użyta widzą, osłabiają je bądź zabierając rodzicom nadzieję, bądź wpędzając ich w poczucie winy, bądź doprowadzając ci do zachowań obronnych.

Nikt nie lubi krzyku, nikt nie powinien krzyczeć ale... czy czasami tych emocji nie da się usprawiedliwić?

Karolino, już dawno o tym pisałem: 12.02.2007 09:57 [#3133], że to rodzic ma rację:

Jacol napisał:

Delikatnie chcesz rodzicowi wyjaśnić, że ty pracujesz, starasz się itp. Chcesz go nakierować na tą prawdę. To musi doprowadzić do konfliktu. Rodzic wszystkie tego typu dyskusje uświadamiające odbierze jako lekceważenie jego zdania. Odbierze jako robienie z niego głupa. Jeżeli on wkurza się bezpodstawnie, to znaczy, że jest niezrównoważony. Wszelkie próby wytłumaczenia rodzicowi, że jest "idiotą" nakręcą jedynie konflikt. Tymczasem rodzic ma rację!!!!! Nauczyciele jednak tej racji nie słyszą, bo zajęci są bronieniem własnej osoby.

Karolina napisała:

Czy inaczej pracujecie w Orzeszku z dzieckiem rodzica wymagającego a rodzica nadopiekuńczego?

Oczywiście, że tak. Wyraźnie inna jest bowiem diagnoza funkcjonalna (zachowanie) dziecka w obu przypadkach. Przyczyny tego są związane z typem relacji rodzic-dziecko.  Mówiąc bardzo oględnie – dzieci rodziców nadopiekuńczych to tzw. „małe tyrany”, zaś nadmiernie wymagających są bierne, nie mają własnego zdania, mają obniżony poziom społeczny w stosunku do poznawczego itp. Często, bez poprawienia relacji rodzic – dziecko, bardzo trudno przyśpieszyć tempo terapii dziecka.

Karolino, bardzo mi miło, że się włączyłaś do rozmowy. :-)))

Renata01-03-2007 17:05:42   [#3218]

Jacolu, zwróciłam uwagę na Twój sposób uogólniania, generalizowania... I zaznaczam od razu, że rozumiem na czym polega przejście z jednostkowych przykładów do ogólnych. Niemniej jednak generalizowanie, opiniowanie, wyrażanie sądów ma to do siebie, że towarzyszy mu szereg zniekształceń omawianej rzeczywistości.

Argumentujesz podziałami wiedzy, uzyskanymi umiejętnościami uczniów, podziałem rodziców... Podziały podziałami, jakiekolwiek by nie były, są potrzebne, bo wszak obowiązują nas standardy w edukacji, w życiu. Nie byłoby, w innym przypadku, chociażby specjalizacji nauczycielskich... Tylko nie w tym rzecz...

Jacolu, robisz uogólnienia w stosunku do ludzi, którzy pracują z Tobą, obok Ciebie, obok Twojego Orzeszka, w innej miejscowości, w innym mieście, wsi...

Szufladkowanie rodziców przez nauczycieli może być krzywdzące dla rodziców

szufladkowanie rodziców - których dokładnie?

przez nauczycieli - o jakich nauczycielach piszesz dokładnie?

może być krzywdzące dla rodziców - czyja to opinia? oraz na jakie badania się powołujesz?

Często myślę jest krzywdzące.

Jakie masz doświadczenia w tym zakresie, że tak myślisz? Myślisz jako kto? -osoba prywatna czy jako osoba, która przeprowadziła konkretne badania? Często - to znaczy ile razy -w ciągu dnia, tygodnia, miesiąca?

Często jest wykorzystywane przeciwko rodzicom i dzieciom.

Skąd o tym wiesz? Często - to znaczy -ile takich przypadków stwierdziłeś na ile badanych?

----

I inny przykład:

Rozumiem irytację rodziców, którzy ciągle słyszą od nauczycieli, że ci  wszystko robią dla dobra dziecka,

Nie mam nic do twojego rozumienia, aczkolwiek - skąd wiesz, że rozumiesz tę irytację? Po czym poznajesz, że rozumiesz irytację rodziców? Których rodziców? 
Piszesz opinię: [w domyśle - rodzice] ciągle słyszą od nauczycieli.. teraz też słyszą? Od których konkretnie słyszą nauczycieli?

--------------

Kwestionuję Twoje uogólnienia, ponieważ są opiniotwórcze, a Ty nie przedstawiasz nam w swoich postach żadnych swoich badań na ten temat ani nie powołujesz się na żadne źródła w tej kwestii.

George Orwell mawiał: "Jeśli myśli mogą zniekształcić język, to również język może zniekształcić myśli."

JACOL01-03-2007 17:33:53   [#3219]

Szufladkowanie rodziców przez nauczycieli może być krzywdzące dla rodziców

szufladkowanie rodziców - których dokładnie?

Wszyskich. Pani prof. Maria Ziemska poszufladkowała wszystkich rodziców. Mówię o jej poszufladkowaniu, bo sie nim posługuję. Poszyfladkowanie to zostało dokonane na podstawie wieloletnich badań.

przez nauczycieli - o jakich nauczycielach piszesz dokładnie?

Każdy nauczyciel, który myśli szufladkuje. A kiedy krzywdzi szufladkowaniem już napisałem: Powtórzę:

Problemem są Ci nauczyciele, którzy z wiedzę po postawach rodzicielskich wykorzystują do gnębienia rodziców. pani jest taka, a pan taki. Pani tego nie robi, a pan robi to źle. Takie wymądrzanie się. takie uświadamianie rodzicom, ze nie są w porządku wobec swoich dzieci. Zamiast wspierać ich kompetencje rodzicielskie, źle użyta widzą, osłabiają je bądź zabierając rodzicom nadzieję, bądź wpędzając ich w poczucie winy, bądź doprowadzając ci do zachowań obronnych.

Często jest wykorzystywane przeciwko rodzicom i dzieciom.

Skąd o tym wiesz? Często - to znaczy -ile takich przypadków stwierdziłeś na ile badanych?

Z bardzo licznych opowieści rodziców o specjalistach. Z rozmów z nauczycielami. Z doświadczeń własnych. Poszukaj na forach, na których rozmawiają rodzice.

Jacolu, robisz uogólnienia w stosunku do ludzi, którzy pracują z Tobą, obok Ciebie, obok Twojego Orzeszka, w innej miejscowości, w innym mieście, wsi...

Nie jest mozliwa jakakolwiek rzeczowa rozmowa o czymkolwiek bez uogólnień na temat np. metodyki. Cała ludzka wiedza zawiera się w uogólnieniach. Nie rozmawiam o poszczególnych ludziach. Rozmawiam o problemach ludzi ogólnie. Ale nie jest możliwe zrozumienie kogokolwiek (dziecka, rodzica) baz odwoływania się do uogólnień. Każde pojęcie jest uogólnieniem. Nie wiem więc o co Ci chodzi. Ja wyrażam swoja opinię. Nie mam prawa?

Nie mam nic do twojego rozumienia, aczkolwiek - skąd wiesz, że rozumiesz tę irytację?

Z doświadczenia bycia rodzicem. Mnie irytuje, jak specjaliści do których chodzę mają o sobie doskonałe mniemanie, ale moim dzieckiem nie potrafia się zająć.

Kwestionuję Twoje uogólnienia,

Aby zakwestinować moje opinie (jakie opinie kwestionujesz - powiedz najpierw - wszyskie?) trzeba wysunąć logiczne argumenty. Przedstawić moje uogólnienie, a potem się z nim sie rozprawić, krok po kroku.

JACOL01-03-2007 18:22:03   [#3220]

Renato, tak sobie przemyślałem.

Kwestionujesz moje poglądy na temat słabego przygotowania merytorycznego naszych specjalistów i niskiego poziomu naszej pedagogiki. (nie jesteś w tym poglądzie osamotniona). Kwestionujesz, bo, aby na takie uogólnienie przystać, potrzebne wg. Ciebie byłyby naukowe badania. Nie mówisz, że to przygotowanie jest dobre, ani, że pedagogika stoi na wysokim poziomie, bo to by tez było uogólnienie. Zatem, o ile dobrze Cię rozumiem, taka rozmowa w ogóle nie jest możliwa?

Renata01-03-2007 19:45:34   [#3221]

Wszyskich. Pani prof. Maria Ziemska poszufladkowała wszystkich rodziców. Mówię o jej poszufladkowaniu, bo sie nim posługuję. Poszyfladkowanie to zostało dokonane na podstawie wieloletnich badań.

Cieszę się, że powołujesz się na autorytety i podajesz źródło swej wiedzy. Właśnie tak... W końcu wiesz o co mi chodzi...:)

Każdy nauczyciel, który myśli szufladkuje.

Oj, Jacol.., a już się cieszyć dopiero co zaczęłam..;)
To są nauczyciele, którzy nie myślą? Jak wygląda człowiek, nauczyciel, który nie myśli? Można nie myśleć?
Posądzać Cię o złośliwość tu nie będę, ani o próbę obrażania...;)

Problemem są Ci nauczyciele, którzy z wiedzę po postawach rodzicielskich wykorzystują do gnębienia rodziców.

To poważne oskarżenie środowiska nauczycielskiego, jego części. Rozumiem, że masz dowody na potwierdzenie tego.

pani jest taka, a pan taki. Pani tego nie robi, a pan robi to źle. Takie wymądrzanie się. takie uświadamianie rodzicom, ze nie są w porządku wobec swoich dzieci. Zamiast wspierać ich kompetencje rodzicielskie, źle użyta widzą, osłabiają je bądź zabierając rodzicom nadzieję, bądź wpędzając ich w poczucie winy, bądź doprowadzając ci do zachowań obronnych.

Napisz proszę, ile takich przypadków zbadałeś? Ile razy byłeś w dokładnie takich sytuacjach? To jest bardzo ciekawe... A może tu znasz konkretne fakty na które możesz się powołać?
I wyobraź sobie, że moim celem nie jest tu w żadnym razie obrona takich postaw. I rozumiem też Twoją troskę o tychże rodziców, łącznie z Twoim ich rozumieniem.

Z bardzo licznych opowieści rodziców o specjalistach. Z rozmów z nauczycielami. Z doświadczeń własnych. Poszukaj na forach, na których rozmawiają rodzice.

Rozumiem, że nie masz dokładnych statystyk i ich nie prowadzisz.

Każde pojęcie jest uogólnieniem. Nie wiem więc o co Ci chodzi. Ja wyrażam swoja opinię. Nie mam prawa?

Masz prawo wyrażać swoją opinię. Co innego jednak opinia typu:
'Lubię słuchać muzyki.' - tu dwie osoby, które tak twierdzą, mogą dojść za chwilę i tak do wniosku, że mają bardzo mało wspólnego, bo okaże się, że pierwszy słucha Mozarta a drugi hard rocka...

Czym innym jest wypowiadanie się na temat innych: 
"Dzieci są trudnymi uczniami.", (w czyjej opinii?)
"Rodzice niepełnosprawnych uczniów także są często trudnymi uczniami.",
"Uważamy rodzica za idiotę, kiedy sugerujemy mu, ze jego uczucia są nieracjonalne.", (kto tak uważa?, kto to my?)


Zdecydowanie lepiej już powiedziane jest:
'Uważam, że jeżeli rodzice są równorzędnym członkiem zespołu terapeutycznego, to nie jest korzystne dla ich dzieci, choć są specjaliści, którzy tak właśnie widzą rodzica, jako zewnętrznego do problemu dziecka.',
"Ja uważam, że problem dziecka jest problemem rodzica.",
"
Ja uważam, że dyrektor, który zamyka w ten sposób usta swoim pracownikom, także traci możliwość kształtowania własnego zespołu, z tego samego powodu."
"Mnie irytuje, jak specjaliści do których chodzę mają o sobie doskonałe mniemanie, ale moim dzieckiem nie potrafia się zająć.".. 

W tych ostatnich przykładach od razu mogę odczytać - to jest Twoje zdanie na ten temat, Twój pogląd. I tak rozumiem wyrażanie swoich opinii. Później te opinie można oczywiście w dyskusji zbijać, można polemizować z autorem poglądu, przeciwstawiać swoimi lub zgadzać się na tezę postawioną przez druga osobę. Jacolu, tak dokładnie, proszę, byś zrozumiał moje uwagi na ten temat.
JACOL01-03-2007 19:47:26   [#3222]

Jacolu, robisz uogólnienia w stosunku do ludzi, którzy pracują z Tobą, obok Ciebie, obok Twojego Orzeszka, w innej miejscowości, w innym mieście, wsi...

Renato, ale jak my mamy dobrze pracować, skoro jestesmy źle wykształceni? Większość umiejetności, które posiadają moi pracownicy nie została wyniesiona ze studiów! Na studiach zawodu uczyły nas osoby, które nie miały w większości żadnej praktyki w nauczaniu i terapii dzieci niepełnosprawnych. Nie uczono nas także postepowania z rodzicami. Jaką mamy sznsę nie krzywdzenia rodziców, jaką mamy szansę na zaoferowanie naszym dzieciom wysokiej jakości terapii? Uczono nas wielu rzeczy, które okazały się bzdurami. Dlatego zachowujemy się często jak słoń w składzie porcelany. Dlatego to fora internetowe rodziców pełne są skarg na nieprofesjonalne zachowania i głupotę specjalistów. 

Czy znasz jakąś polską książkę, metodę, nazwisko z zakresu nauczania niepełnosprawnych dzieci, która byłaby znana na świecie? Dać ci przykłady metod i miejsce ich wymyślenia? My imporujemy myślenie metodyczne. Od nas nikt sie nie uczy.

Nie wiem po co są ci badania.

Szanowych rozmówców informuję, że jutro wyjażdżam do Krakowa. Wracam w poniedziałem wieczorem. Jak nie znajdę dojścia do kompa, to odezwę się dopiero we wtorek.

Renata01-03-2007 19:56:28   [#3223]

Nie wiem po co są ci badania.

Chodzi przede wszystkim o precyzję.

Życzę Ci spokojnej podróży i owocnego pobytu w Krakowie.

Karolina01-03-2007 20:37:00   [#3224]

Jacku - właściwie dyskusję po Twoim ostatnim poście [3222] możnaby zakonczyć ;-)

Podsumowałeś problem - osobiście się z tym zgadzam (na poziomie ogólności w jakim się poruszamy) - specjaliści sobie radzą kiepsko - rodzice mają prawo krzyczeć - bo faktycznie często są zdesperowani brakiem pomocy - specjaliści mają obowiązek przyznać każdemu rodzicowi rację....

Tylko zaraz podniesie sie alarm od innych czytających. Renaty pytania są słuszne - o kim mówimy... jak wielu jest miernych, ilu jednak takich jak ty masz obok siebie? Na ile możemy uogólniać? Czy mamy prawo?

Oczywiście jestem świadkiem negatywnych wypowiedzi rodziców od lat. Na forum, na spotkaniach, turnusach, szkoleniach. Są rozgoryczeni, często... zbyt często.

Są jednak i zadowoleni, mają swoje ulubione szkoły, poradnie, ośrodki, swoich ulubionych specjalistów, nauczycieli. Zdarza się, że są to osoby spoza Polski ale myslę, że i u nas są tacy. Wiem to ;-)

Nasza dyskusja powinna iść dwutorowo - uważam, że to ważne...

Co ma zrobić specjalista do którego przychodzi krzyczący rodzic.... a ten wie, że robi wszystko co może, szuka, jest aktywny, pracuje najlepiej jak potrafi, wie, że jest dla dziecka ważny, że bez niego rodzic by sobie nie poradził.... On powinien zareagować profesjonalnie - zgodnie ze swoją wiedzą i spokojem tłumaczy, opisuje, wyjasnia. Tu pewnie dobrze przywołać Twoją reakcję - ale dla wiedzy czytających dodam, ze nie wiem jak pracuje Jacol ;-) Czytam go od lat, dyskutuję z nim, często mając odmienne stanowisko ale na oczy nie widziałam ani jednego jego wychowanka ani rodzica. NIe wiem na ile w jego ośrodku dzieci odnosza sukces, jak sobie radzą, jakie umiejętności nabywają w przedszkolu. Zakladać tylko moge, że pozytywnie w Orzeszku wszystko przebiega, pracownicy się szkolą a Jacol pisze książki czytane i cytowane w Polsce.

Co ma zrobić specjalista, ktory pracuje po omacku..? Jak to Jacol ujął jak słoń w składzie porcelany, który nie jest pewny, ma małe doświadczenie, nie poznaje nowych metod, nie poszukuje, swoja pracę odbębnia i czeka kiedy przyjdą rodzice i zabiorą dziecko tym samym uwalniając go od problemu. Musimy przyjąć w dyskusji, że takowi istnieją... ba jestem pewna jak wyżej, że istnieją.. Jak on ma zareagować? Wewnętrznie przypuszcza, jest pewien, że rodzic ma rację - faktycznie Jaś niczego nowego się nie nauczył, być może nawet zatracił jakieś umiejętności. Przypuszcza, że zawiódł, nie podołał.. co ten ma odpowiedzieć? Nie wiem - przyznam się szczerze.... uderzyć się w pierś? Rozplakać się? Gorzej jesli atakuje nie przyznając się do winy, zrzuca na rodzica, innego specjalistę, podważa... Tu mamy problem - o tym dyskutujmy.

Szufladkowanie....

Tyle pozycji szufladkujacych rodziców... Jacku czy ktoś napisał ksiązkę o nauczycielach, pedagogach, psychologach? Czy ktoś ich podzielił na miernych, nadgorliwych, mało twórczych? Może to byłoby pomocne dla rodziców, wiedzieliby od kogo mają się trzymać z daleka. ;-)

Tak pomyslałam...;-)))

Czy inaczej pracujecie w Orzeszku z dzieckiem rodzica wymagającego a rodzica nadopiekuńczego?

Oczywiście, że tak. Wyraźnie inna jest bowiem diagnoza funkcjonalna (zachowanie) dziecka w obu przypadkach. Przyczyny tego są związane z typem relacji rodzic-dziecko.  Mówiąc bardzo oględnie – dzieci rodziców nadopiekuńczych to tzw. „małe tyrany”, zaś nadmiernie wymagających są bierne, nie mają własnego zdania, mają obniżony poziom społeczny w stosunku do poznawczego itp. Często, bez poprawienia relacji rodzic – dziecko, bardzo trudno przyśpieszyć tempo terapii dziecka.

Tudno mi nadal zrozumieć różnicę pracy z dzieckiem różnych rodziców. Na ile zgadzam się, że dzieci te będą różne to zastanawiam się w jakim stopniu pracujecie z dzieckiem nad jego zachowaniem a w jakim nad jego problemami neurologicznymi, które to już przecież od zachowania rodziców nie są zależne

Inaczej.... na przykładzie (wiem ze trudno i wybiórczo)... dziecko ma problem ze wzrokiem, słabo widzi, postrzega jedynie zarysy, nie potrafi skupic wzroku na jednej rzeczy prez dłuższy moment. Jak wygląda terapia takiego dziecka jeśli jego rodzic jest nadopiekuńczy a jak jeśli jest wymagający?

dziecko ma problem manualny....

dziecko ma problem słuchowy......

To mnie zainteresowało. Na ile zachowanie ma wpływ na ograniczenia neurologiczne....

Karolina02-03-2007 19:57:03   [#3225]

Jacol poza forum ale mnie się nasunęło jeszcze jedno pytanie ;-)

Jacku - jaka jest u was lub jaką proponujesz "procedurę stwierdzania" i kwalifikowania rodziców do danej etykietki? Na podstawie czego - aniekty we wrześniu, rozmowy, wywiadu/ jak często, ile trwającej - postanawiasz uznać rodzica za nadopiekunczego, wymagającego...itd...

Rozumiem, że dzieci są przyprowadzane i odbierane przez rodziców u was, ileś tam sekund dziennie się widzicie.... ale co w sytuacji kiedy dziecko jest przwywożone? Często nauczyciele widzą rodzica na 2-3 wywiadówkach w szkole w roku, może na imprezach wspólnych? Słowem co radzisz nauczycielom aby porafili rozpoznac jaki to rodzic?

Może się czepiam ale kwestionuje te etykietki - jesli istnieją jednka, chciałabym wiedzieć na jakiej podstawie są przyznawane ;-))

Co w sytuacji kiedy tata jest wymagający a mama nadopiekuńcza?

Renata06-03-2007 23:24:02   [#3226]

W kwestii kotwic i kotwiczenia...;)

Zgodzić się z tym nie mogę, a Jacol napisał:
Szufladkujemy rodziców: Ty np. na "zakotwiczonych" i "niezakotwiczonych".. ;))

I jakoś nie mogę przejść obok tego obojętnie, bo uważam, że nastąpiło  przeinterpretowanie...

Ogólnie "kotwica" kojarzy się ze statkiem, z mechanizmem zegara albo z częścią przekaźnika w obwodzie magnetycznym. ;)

Jest jeszcze "kotwica" rozumiana jako bodziec połączony z jakimś stanem emocjonalnym, przynajmniej tak jest w NLP. Jakaś myśl, obraz czegoś, dobiegający z zewnątrz bodziec, np. szum morza, wprowadza nas po prostu w jakiś stan emocjonalny.

Zazwyczaj kotwice są bodźcami zewnętrznymi.

Szum morza na mnie działa bardzo uspokajająco, kojąco. Muzyka wprowadza w stan refleksyjny, jeśli szukam wyciszenia, pobudza, kiedy szukam wrażeń...;)

Codziennie słyszę poranny budzik, który jest dla mnie znakiem, że trzeba podnieść się z łóżka.

Dzwonek szkolny oznajmia koniec zajęć lub ich rozpoczęcie. Słysząc go mogę odpowiednio nastroić się do pracy, do chwili wytchnienia lub uważnego dyżuru...

Są też kotwice wizualne, np. czerwone światło.

Jako kierowca wiem jak zareagować na czerwone światła - bez udziału świadomości machinalnie naciskam na pedał hamulca i ... czekam. Jeśli stoję w korku, czerwone światła mogą wywoływać u mnie różne odczucia, w zależności od tego jak bardzo zależy mi na punktualnym dotarciu na miejsce... Mogę wkurzać się, utyskiwać ;), albo jeszcze inaczej - mogę wydłużyć swój czas, dostosować do biegu przemieszczania się samochodem i pogodnie uśmiechać się do czekających w kolejce innych kierowców.

Zapach świeżo ściętej trawy na trawniku może przywołać jakiś obraz lasu, a wraz z nim odpowiadający temu stan emocjonalny, taki jaki najczęściej kojarzymy sobie.

Kotwice więc to wszystko, co daje nam dostęp do stanów emocjonalnych. Są powszechne i tak oczywiste, że z trudem je zauważamy.

Są też sytuacje, kiedy poddajemy się (lub nie ;) ) kotwiczeniu przez innych...

Ktoś głośno narzeka i wtedy jego nastrój może nam się udzielić. Ot, takie sytuacje jak: wypadek na ulicy.., Wicepremier "zadziwił Europę", etc.. ;)


Zwracałam uwagę w [#3145], kiedy odnosiłam się do Twojej Jacolu wypowiedzi, właśnie w odniesieniu do kotwiczenia stanów u innych. Tu świadomie zapewne wprowadzanego.

Napisałam między innymi: twierdzisz, że "rozumiesz" tę osobę.., a więc "kotwiczysz" w niej jeszcze bardziej stan w którym się znajduje (ten krzyk i to co się za nim kryje).
I kiedy uspokajasz zewnętrznie rodzica (wprowadzasz w podświadomość - Krzyś dostanie w naszej szkole wszystko czego potrzebuje) to jednocześnie wprowadzasz drugą kotwicę, taką, która pozwoli rodzicowi wyjść z Twojego gabinetu z jakimiś zewnętrznymi rozwiązaniami (szkoła pomoże, Ty pomożesz, rodzic niczego tu nie może zmienić).
 
No oczywiste też, że celem jest doprowadzenie do sytuacji, kiedy rodzic uspokoi się przy Tobie, bo ważne jest to także dla Ciebie, aczkolwiek przyjmujesz, że krzyczenie dla Ciebie jest ważną oznaką zaufania tego rodzica... Ok, o tym już wałkowaliśmy...

Chcę sprostować tym postem jedną rzecz. Mianowicie napisałeś, że ja dzielę rodziców na zakotwiczonych i niezakotwiczonych...

Otóż oświadczam ;), że ja takiego podziału na zakotwiczonych i niezakotwiczonych nie prezentuję, ani nie przedstawia go NLP.

Podsumowując to co napisałam o kotwicach, oznacza, że każdy z nas znajduje się w jakimś stanie emocjonalnym, cokolwiek ten stan wywołało. Tu, mam nadzieję, zgodzisz się ze mną w całej rozciągłości i Twojej wiedzy.

Pozdrawiam.

JACOL08-03-2007 17:39:25   [#3227]

Sorry, że się nie odzywałem, ale wróciłem z Krakowa chory.. :-((( i jeszcze w formie nie jestem. Ale już się biorę za rozmowę. :-)))

Karolina napisała:

Jacku - jaka jest u was lub jaką proponujesz "procedurę stwierdzania" i kwalifikowania rodziców do danej etykietki? Na podstawie czego - aniekty we wrześniu, rozmowy, wywiadu/ jak często, ile trwającej - postanawiasz uznać rodzica za nadopiekunczego, wymagającego...itd...

Proponowany przeze mnie podział na postawy rodzicielskie opracowała prof. Maria Ziemska z myślą o specjalistach mających kontakt z rodzicami (nie tylko niepełnosprawnych dzieci) (np. Ziemska M. red. "Rodzina i dziecko" Warszawa 1986 PWN). Zaproponowany przez M. Ziemską podział jest najbardziej znany i dość prosty w zastosowaniu, nie wymaga moim zdaniem, jakichkolwiek ankiet. Dość szybko można się zorientować z jakiego rodzaju postawą negatywną mamy doczynienia. (jest ich tylko 4 + postawy pomieszane też 4). Po za tym w praktyce uznanie rodzica za jakiegoś tam nie powinno przynosić mu jakichkolwiek przykrości, wręcz przeciwnie.

Zauważ Karolino, że proponuję uczyć rodziców wyłącznie przy pomocy próśb do nich kierowanych. Jeżeli rodzice o postawach negatywnych są zdolni do zmiany swojej postawy na pozywywną, to oznacza, że chcą, aby im ktoś pomógł być dla swojego dziecka dobrymi rodzicami. Aby im pomóc, trzeba zrozumieć ich problem i wiedzieć jak sobie z nim poradzić. W takiej sytuacji zdefiniowanie problemu rodzica przez przypisanie mu określonej postawy jest błogosławieństwem, a nie przeleństwem.

Jak wygląda terapia takiego dziecka jeśli jego rodzic jest nadopiekuńczy a jak jeśli jest wymagający?dziecko ma problem manualny....dziecko ma problem słuchowy......

Jeżeli rodzic jest nadopiekuńczy, to nie pozwoli specjaliście wykonywać większości ćwiczeń, jeżeli jego dziecko odczuwac będzie jakikolwiek dyskomfort w trakcie. Rodzic nadmiernie wymagający będzie się denerwował, jeżeli jego dziecko będzie miało choc chwile przerwy w terapii i nie ważne, że boli. Oczywiście taka postawa i jednego i drugiego wpływa silnie na postępy w terapii. Obraz problemu manualnego, słuchowego itp. jednego dziecka i drugiego będą inne - a więc praca z nimi bedzie inna.

Rozumiem, że dzieci są przyprowadzane i odbierane przez rodziców u was, ileś tam sekund dziennie się widzicie.... ale co w sytuacji kiedy dziecko jest przwywożone? Często nauczyciele widzą rodzica na 2-3 wywiadówkach w szkole w roku, może na imprezach wspólnych? Słowem co radzisz nauczycielom aby porafili rozpoznac jaki to rodzic?

Karolino, w mojej placówce rodzice, muszą spotykać się indywidualnych spotkaniach z terapeutami. Po za tym codziennie dokonują wpisów do dziennika w domu.

Ale do rozpoznania postaw negatywnych nie potrzeba spotkań. Rodzice o postawach nadopiekuńczej i nadmiernie wymagającej siedzą (na początku zawsze) z dziećmi w placówce. Nadopiekuńczy pilnują, żeby dziecka za bardzo nie męczyć i nie stresować. Nadmiernie wymagający pilnują, czy dziecko nie ma zbyt dużo luzu i próbuja narzucić placówce swoja wizję bardzo intensywnej terapii w której sami chcą uczestniczyć. Unikający oddają dzieci zaniedbane, choć wiele mówią o miłości do nich, sami rzadko pojawiają sie w placówce itd...

Tudno mi nadal zrozumieć różnicę pracy z dzieckiem różnych rodziców.

Karolino, praca z dzieckiem jest również pracą z jego rodzicem, a ponadto, zachowanie rodzica zmienia obraz problemu dziecka - to chyba już jasne? Metody dopasowane są zawsze do problemów dziecka, ale dzieci różnych rodziców mają różne problemy. Dziecko mamy nadopiekuńczej i nadmiernie wymagajacej poddawane jest innym oddziaływaniom wychowawczym i terapeutycznym, co wpływa na zachowanie się tychże dzieci - manualne i wzrokowe też.

Co ma zrobić specjalista, ktory pracuje po omacku..? Jak to Jacol ujął jak słoń w składzie porcelany, który nie jest pewny, ma małe doświadczenie, nie poznaje nowych metod, nie poszukuje, swoja pracę odbębnia i czeka kiedy przyjdą rodzice i zabiorą dziecko tym samym uwalniając go od problemu. Musimy przyjąć w dyskusji, że takowi istnieją... ba jestem pewna jak wyżej, że istnieją.. Jak on ma zareagować? Wewnętrznie przypuszcza, jest pewien, że rodzic ma rację

Ja kiedy wiem, że rodzic ma racje to to robię. Staramy się bardzo w miarę możliwości spełniać wszystkie życzenia rodziców - wiekszość z nich jest bardzo sensownych. Jeżeli nie chcemy spełnic życzenia rodziców, to tłumaczymy rodzicowi powód (jaką krzywdę według nas niesie pomysł rodzica jego dziecku) - są to jednak sytuacje baaardzo rzadkie. Generalnie z zasady NIE PROSZENI nie rozmawiamy z rodzicami na temat ich poglądów na terapię, nawet jeżeli przy nas te poglądy wypowiadają.

Co ma zrobić specjalista, ktory pracuje po omacku..?

Wg. mnie poddawac sie reguralnej superwizji...

JACOL08-03-2007 18:32:09   [#3228]

Jacku czy ktoś napisał ksiązkę o nauczycielach, pedagogach, psychologach? Czy ktoś ich podzielił na miernych, nadgorliwych, mało twórczych? Może to byłoby pomocne dla rodziców, wiedzieliby od kogo mają się trzymać z daleka. ;-) Tak pomyslałam...;-)))

Od półtora roku prosza mnie (rodzice z jednego ze stowarzyszeń) o napisanie artykułu, jak mają sobie radzić rodzice z niekompetentnymi specjalistami z którymi się spotykają.

Szczerze mówiąc, nie wiem. Sprawa jest beznadziejna. Rodzice mogą jedynie szukać innego specjalisty. Ja sam nie wiem co mam zrobić, gdy spotykam specjalistów niekompetentnych. Jesli sól utraci swój smak, to czymże ją posolić?

Ponieważ, nie wiem co mają zrobić rodzice, jedynie co mogę to napisać artykuł o tym jak zachowują się specjaliści niekompetentni. To proste, gdyż także tu na forum tłumaczę moje widzenie kompetencji... Nie wiem tylko po co to rodzicom wiedza o tym, jak powinien pracować kompetentny specjalista. Wychodzi na to, że aby nie dać się nabrać trzeba najpierw się dokształcić w tym jak nie dać się nabrać. Zresztą nie jestem pewien, czy nasza grupa zawodowa podziela zdanie, że w naszych szkołach jest wielu miernych psychologów, pedagogów... itd.

Moim zdaniem (niechże się znowu narażę) jest ich sporo. Sam system kształcenia nauczycieli i funkcjonowania szkolnictwa specjalnego i służby zdrowia sprawia, że aby stać się kompetentnym trzeba postępować wbrew systemowi, a nie zgodnie z nim. Za patologie systemu nikt nie chce wziąść odpowiedzialności. Moim zdaniem jednak system jest projekcją naszych wyobrażeń, na temat tego jak powinno wygladać postępowanie z niepełnosprawnymi dziećmi. A wyobrażenia mamy głównie związane z finasowym aspektem pracy, mało zaś z merytorycznym. Wiele przykładów na zachodzie pokazuje, że zwiększenie środków nie poprawia jakości pracy. Oczywiście ułatwia ją. Podstawa jednak nie są pieniądze lecz wiedza o tym jak postępować.

Ale Karolino, jak to Bratek kiedyś tu powiedział, od dna sie już odbiliśmy. Podzialam tę opinię...

Fakir215-03-2007 20:03:19   [#3229]

Dość długo mnie nie było... Nie tyle fizycznie ile "duchowo", "mentalnie" czy jak to tam zwać...

Problemy się mnożą, kocą i wyłażą z zakamarków wszelakich - a ty człowieku musisz je "przerobić"...

I już nie dzieci stają się ważne a kolejne sprawozdania, tabele, lustracja, orzeczenia, zespoły zadaniowe, nadzór...

I jubileusz trzeba dopracować i ostatecznie zamknąć sprawy wielospecjalistycznej diagnozy (po półtora roku pracy wielu ludzi dopięliśmy ostatnie guziki i w końcu ruszyliśmy:) i własne szczęście małżeńskie na emeryturę wysłać...

A dziadkiem BYĆ (zostać nie sztuka) ?!?

A i żyć trzeba, więc wyjazdy "łikendowe", szkolenia, wykłady, kursy, pisanie i inne takie...

A gdy już wydaje ci się, że będziesz miał tę chwilę czasu, że spotkasz się z takim np. Bratkiem (która się zapowiadała, że przyjedzie do Poznania i ja się cieszyłem) to - okazuje się, że... nie przyjedzie...

Perspektywa czasowa też nie wygląda dobrze - nie miałem, nie mam i nie będę miał czasu by "mieć czas dla siebie"...

Bo jeszcze Święty Patryk stuka (17.03.), bo chrzest mojej wnuczki w niedzielę, bo w poniedziałek rano wyjazd na Litwę, bo...

Ale nie mogę - chociaż krótko - NIE ODNIEŚĆ się do słów Jacka... Po prostu muszę...

- - - -

Napisałeś Jacku: "...Zresztą nie jestem pewien, czy nasza grupa zawodowa podziela zdanie, że w naszych szkołach jest wielu miernych psychologów, pedagogów... itd..."

I dalej: "...Moim zdaniem (niechże się znowu narażę) jest ich sporo. Sam system kształcenia nauczycieli i funkcjonowania szkolnictwa specjalnego i służby zdrowia sprawia, że aby stać się kompetentnym trzeba postępować wbrew systemowi, a nie zgodnie z nim. Za patologie systemu nikt nie chce wziąść odpowiedzialności. Moim zdaniem jednak system jest projekcją naszych wyobrażeń, na temat tego jak powinno wygladać postępowanie z niepełnosprawnymi dziećmi. A wyobrażenia mamy głównie związane z finasowym aspektem pracy, mało zaś z merytorycznym. Wiele przykładów na zachodzie pokazuje, że zwiększenie środków nie poprawia jakości pracy. Oczywiście ułatwia ją. Podstawa jednak nie są pieniądze lecz wiedza o tym jak postępować..."

Jacku - nasza grupa zawodowa (o ile należymy do tej samej grupy zawodowej) raczej nie podziela Twego zdania.

Z kilku powodów.

Ten kto jest mierny i głupi (a z przykrością stwierdzam, że i tacy są) - nie przyzna się do tego, że jest mierny. Nie wie, że jest mierny. Nie zdaje sobie z tego sprawy, bo... jest głupi i mierny.

Jeśli już o sobie coś sądzi, to raczej to, że jest mądry i ponadprzeciętny. Że wszystko wie, bo przeczytał i nauczył się czegoś tam...

Inni starają się często szukać, doszukiwać - często też bez efektów... Dlaczego? Bo właśnie system "uczenia się uczenia", mechanizm zdobywania stopni awansu, realia świata tego, problemy własne (też) oraz wymagania przełożonych są - delikatnie mówiąc - nie takie jakie być winny...

Jest jednak wielu, bardzo wielu takich, zdecydowanie więcej niż tych "głupich i miernych", którzy wiele umieją, wiele potrafią, wiele robią i mają efekty, swoje - czasem drobne - sukcesy i robią to wszystko jeszcze z... przekonania, motywacji głębokiej i siły serca...

Bo profesjonalistą BEZ serca się być nie da :)))

(Wróciliśmy do źródeł ?!?!)

Jako przedstawiciel tej grupy zawodowej wypowiadam swoje zdanie (demokracja jest - wolno mi :). Nie podzielam Twego zdania, że jest wielu miernych!!!

Są - jak wszędzie. I tyle...

I nie jest tak, jak piszesz, że by stać się kompetentnym trzeba być poza systemem, postępować wbrew systemowi.

"Złej baletnicy i podłoga przeszkadza..." Jest wielu fachowców w naszym systemie dobrych i są też źli. Tak jest też w innych systemach - postrzeganych przez niektórych z nas jako "lepsze".

Nie wiem jak Ty, ja jednak jeżdżę dość często poza granice naszego Kraju, w różne miejsca i systemy.

Dostrzegam z miejsca to, co jest dobre i fajne i sensowne i lepsze i wymagające natychmiastowego nieledwie wprowadzenia u nas - to fakt. I się ich nie wprowadza - to też fakt...

Widzę też jednak sprawy i rzeczy, które u nas są wyżej, lepiej i sensowniej zorganizowane... Tam leżą...

Naprawdę nie zamierzam sam i nikomu nie radzę kopiować bezkrytycznie i zachłystywać się innymi systemami - bez poznania ich gruntownego.

Napisałeś też, że u nas "finansowy aspekt sprawy" jest wiodący, dominujący...

Wybacz - takie uogólnienie jest moim zdaniem nieuprawnione! Akurat w tym środowisku nie ma takiego wyraźnego przełożenia (które owszem występuje w innych sferach) pracy i zaangażowania na forsę...

Piszesz, że podstawą nie są pieniądze (choć ułatwiają - to fakt) ale wiedza jak postępować.

Mnie uczono (i dawniej - jak powszechnie wiadomo jestem bardzo stary - i całkiem niedawno, jako że permanentne dokształcanie jest wpisane w moje życie), że jednym z paradygmatów dnia dzisiejszego, czasu obecnego jest paradygmat mówiący o "wielości rozwiązań", "szerokim spektrum patrzenia na problem"...

Nie ma więc jednej, jedynie słusznej (wbrew praktykom dnia dzisiejszego) metody, rozumienia, widzenia, rozwiązania...

Indywidualizacja (jedna z podstawowych zasad pedagogicznych, ujęta nawet w standardach opracowanych przez tzw. cywilizowany świat) wymaga czasem Jacku nawet (albo "aż") tego, by z dzieckiem po prostu przez chwilę być, trwać przytulonym, przekazując mu swoje ciepło i oddanie...

Na 100% znanych mi ludzi z "naszej branży" czyli jak to określasz "grupy zawodowej" przynajmniej (w mojej ocenie) 75% (trzy czwarte) stanowią  ludzie o których można powiedzieć wiele - tylko nie, że są "mierni"...

A potem czytam Jacku Ciebie i znowu robi mi się przykro i źle...

Może dlatego, że ja sam jestem mierny i głupi, więc nie lubię o tym czytać...?

Pozdrawiam Cię z nadzieją, że... będę mógł w przewidywalnej przyszłości znowu poczytać SPECJAły...

JACOL16-03-2007 11:33:01   [#3230]

Krzychu,

Coraz częściej mam dowody, że w naszej oświacie specjalnej dzieje sie coraz lepiej (ja biorę za kryterium co pedagodzy mają w głowach) - więc zmieniam powoli zdanie, coraz bardziej zbliżając się do Twojego spojrzenia.

A co do systemu, to mnie zaskoczyłeś, bo myślałem, że Tobie przeszkadzają różne jego absurdy z którymi trzeba walczyć...

Pozdrawiam serdecznie.  Jacek

Fakir216-03-2007 11:46:17   [#3231]

- - -

Jacku - przecież napisałem: "...Inni starają się często szukać, doszukiwać - często też bez efektów... Dlaczego? Bo właśnie system "uczenia się uczenia", mechanizm zdobywania stopni awansu, realia świata tego, problemy własne (też) oraz wymagania przełożonych są - delikatnie mówiąc - nie takie jakie być winny..."

Zgadzam się z tym, że ten "system" (o ile można w ogóle nazwać go systemem, gdyż przemyślanych rozwiązań "systemowych" właśnie nie ma zbyt wiele w nim) jest absurdalny i zły... Ewidentnie i z gruntu zły...

Odnosiłem się jednak w moich słowach nie tyle do systemu ile do ludzi w tym systemie funkcjonujących... Napisałem przecież o ludziach: "...I nie jest tak, jak piszesz, że by stać się kompetentnym trzeba być poza systemem, postępować wbrew systemowi...".

W tym złym systemie jest wielu dobrych, kompetentnych i sensownych ludzi, więc niekoniecznie TRZEBA być poza systemem...

Może mało precyzyjnie się wyraziłem...

Ciesze się, że zaczynasz zmieniać zdanie. Bo bardzo boli takie potepianie w czambuł...

Trzymaj się i trzymaj za mnie kciuki - jadę na tydzień na Litwę...

TAM jest dopiero "system"... Przeczytaj chociażby:

http://www.kurierwilenski.lt/index-news.php?subaction=showfull&id=1173797822&archive=&start_from=&ucat=10&

Fakir216-03-2007 11:51:23   [#3232]
Ponieważ link nie działa trzeba kliknąć
 
 
i tam poszukać (po prawej stronie)
 
13 03 2007 16:57
Komentarze :1

System......
rzewa16-03-2007 12:06:21   [#3233]
link działa, tylko trzeba go skopiowac i wkleic w pasek adresu przeglądarki

(a wszystko przez to nieszczęsne "id" znajdujące się w tym adresie... :-()
Fakir216-03-2007 13:17:15   [#3234]

Ewo :))))

Setki razy Ci mówiłem, że jesteś nieoceniona - jeszcze raz to powtórzę :))))

Dziękuję !!!

bratek16-03-2007 22:43:13   [#3235]

Też czytam, myślę i też mi przykro, ze do Poznania nie przyjechałam.....

Ale mam kłopoty i jakoś mi straszno......

Trochę różne rzeczy oglądam z drugiej strony barykady.... i nie umiem się tam znaleźć.... A wydaje się, że być może dane będzie mi tam zostać.... Chociaż w mojej sytuacji- raczej jakoś pośrodku, ani nasza, ani ich....

Przepraszam, ze tak dziwnie piszę ale serio- mam kłopoty i jeszcze nie umiem mówić o nich wprost.

W każdym razie- trzymajcie kciuki! Proszę!

Annax17-03-2007 00:01:36   [#3236]
Nela... Nie wiem co się dzieje - ale wierz mi - STRASZNIE MOCNO trzymam kciuki, żeby się stało znów ok!!!! BARDZO BARDZO BARDZO pozdrawiam
Maelka17-03-2007 00:47:29   [#3237]

Bratku

Wspieram cię serdeczną i pozytywną myślą! Dasz sobie radę. Bo jeśli nie ty, to kto?

Trzymaj się!

:-)

ejrut17-03-2007 07:37:16   [#3238]

Bratku... zawsze wychodzi słońce zza chmur....życzę ci aby kłopoty szybko odeszły w zapomnienie....... masz przecież wielu przyjaciół, którzy trzymają za ciebie kciuki..

                                   Pozdrawiam serdecznie

Fakir217-03-2007 10:40:07   [#3239]

- - -

Nela...

Ty wiesz.

Trzeba wierzyć wiarą równą pewności.

Jestem pewien :))))))

emila24-03-2007 00:58:24   [#3240]

podnoszę, żeby nasz wątek nie zaginął

Pozdrawiam wszystkich serdecznie :-)

Nelu, czy słoneczko już dla Ciebie zaświeciło ?
Fakir224-03-2007 11:20:29   [#3241]

- - -

Nie było mnie znowu dość długo - byłem "wyjechany", na Litwie a dokładniej w Tarakańcach i Wilnie...

Tarakańce - 30 dzieci, maleńka wiejska szkółka (polska), dobrzy chociaż bardzo biedni ludzie...

Szkoła też była bardzo biedna - 5 lat temu :))) Teraz mają prawie wszystko !!!

W całym rejonie wileńskim (cały czas mówię tylko o polskich szkołach) nie ma natomiast upośledzonych umysłowo... NIE MA - tak mówią statystyki...

No to trzeba było podjąć pewne... hmmm... działania i - nie uwierzycie ! Utworzono coś na wzór poradni psychologiczno-pedagogicznej !!! Pracują tam 4 osoby, szefem jest młody psycholog (po UW), korzystają z naszych materiałów i zaczynają diagnozować tak bardziej po ludzku...

Już mają trochę tych upośledzonych - chwilowo przyznają im tylko nauczanie indywidualne, ale... popracujemy nad tym :)))

Zwiedzałem też jeden niesamowity twór: "Przedszkolo-Szkołę"... 120 dzieci w przedszkolu i 130 w szkole podstawowej...

Dziwne to...

Tak samo jak dziwnie wygląda renowacja domu w którym św. Siostra Faustyna pisała swój Dzienniczek... Wśród typowych "socjalistycznych" bloków stoi nieco zagubiony dom drewniany - teraz remontowany. Tak się jednak jakoś składa, że... nie ma w nim żadnych drzwi!!!

A dom ze słynną "celą Konrada" sprzedano prywatnym ludziom i nie przypuszczam, by znalazło tam swoje miejsce muzeum Mickiewicza...

Powaliła mnie recytacje: młodej polskiej uczennicy, która "śpiewnie" mówiła "Skąd Litwini wracają" oraz małego chłopaczka, który słowa "Litwo, Ojczyzno moja" mówił z prawdziwym żarem i przekonaniem...

"Laba diana" (dzień dobry) wszystkim Specjałom :))))))

anmar24-03-2007 13:18:00   [#3242]

pomocy!

Witam wszystkich i proszę o pomoc.

Szkoła masowa. Uczeń uposledzony w stopniu umiarkowanym nauczany indywidualnie.

Moim zdaniem nauczyciel prowadzący powinien dla takiego ucznia opracować IPET. U nas praktykuje się opracowywanie dla tych dzieci indywidualnych programów nauczania a do dziennika nauczania indywidualnego wpisuje się normalne tematy lekcji np. Wiosna w lesie.

Czy taka forma jest prawidłowa. Uwważam, że nie i kiedy zwróciłam na to uwagę zostałam zmieszana z błotem

Fakir224-03-2007 13:47:20   [#3243]

- - -

Witaj :)

Poza oczywistością, że ten uczeń NIE powinien być w takiej szkole...

Opracowujemy (u nas) IPE dla umiarkowanych i znacznych a IPE-T dla głębokich... Nauczani indywidualnie mają swoje dzienniki (zeszyty z pieczątką szkoły itd.).

Wpisywanie do dziennika normalnych tematów jest przecież bezsensowne :) My piszemy datę, liczbę godzin i to co było z dzieckiem robione (zgodne z IPE lub IPE-T)...

anmar24-03-2007 14:17:08   [#3244]

Fakir- dziękuję

Ma już naprawdę dość. Nie mogę uświadomić co niektórym, żeby nie pisali takich samych programów jak dla dzieci w normie intelektualnej czy z obniżonymi wymaganiami. Dla mnie przyjmowanie dziecka z umiarkowaną niepełnosprawnością do szkoły masowej, to robienie krzywdy temu dziecku.  dyrektorzy zapychają nauczaniem indywidualnym braki godzin i nie zwracają uwagę na kwalifikacje nauczycieli. Nie hospitują też nauczycieli  na nauczaniu indywidualnym. Uczennica z upośledzeniem umiarkowanym. Uczą ją na starych podręcznikach dla lekko upośledzonych. Ma matematykę, język polski, plastykę , historię, geografię itd.Nie mrealizuje się żadnych treści związanych z funkcjonowaniem w środowisku. Zgroza. Nie będę więcej pisać bo znowu bedzie, że się wymadrzam i chcę innym narzycić moje "widzi mi się"
emila24-03-2007 18:06:36   [#3245]

anmar

chociaż nie mam tej specjalizacji, a od 01.09.06. jestem emerytką, doceniam wagę problemu.

Jeśli Cię to pocieszy, to wiedz, że ani się nie wymądrzasz, ani tym bardziej nie narzucasz Twojego "widzi mi się".

Należy krzyczeć i pisać, gdzie się tylko da, by "uświadomić co niektórym, żeby nie pisali takich samych programów jak dla dzieci w normie intelektualnej czy z obniżonymi wymaganiami."

Dlatego, między innymi, uważam, że ten wątek jest nam wszystkim bardzo potrzebny.
Problem istnieje i należy go zauważać i nagłaśniać. A tu jest świetne miejsce.

Zgadzam się również z Twoim stwierdzeniem, że niektórzy: "dyrektorzy zapychają nauczaniem indywidualnym braki godzin i nie zwracają uwagi na kwalifikacje nauczycieli. Nie hospitują też nauczycieli  na nauczaniu indywidualnym."
Niektórzy Nauczyciele "Uczą na starych podręcznikach dla lekko upośledzonych: matematykę, język polski, plastykę , historię, geografię itd. Nie realizują żadnych treści związanych z funkcjonowaniem w środowisku."
anmar24-03-2007 18:14:03   [#3246]
Jednak wtedy ma się w osobie dyrektora placówki osobistego wroga
anmar24-03-2007 18:20:14   [#3247]

Dziecko upośledzone w szkole masowej

Proponuję rozpocząć nowy temat. Napiszcie jakie jest wasze zdanie na temat umieszczania dziecka z upośledzeniem w masówkach. Wiem, że szkołę wybiera rodzic, ale czy rodzic jest zawsze świadomy, że dziecku może tym wyborem zaszkodzić. Czy są jakieś inne rozwiązania? Czy szkoła może przyjąć dziecko jeżeli nie ma oligofrenopedagoga?
rzewa24-03-2007 18:22:56   [#3248]

a ja nie zgadzam się, że...

niektórzy: "dyrektorzy zapychają nauczaniem indywidualnym braki godzin i nie zwracają uwagi na kwalifikacje nauczycieli. Nie hospitują też nauczycieli  na nauczaniu indywidualnym."!!!

Wystarczu poczytać gforum, żeby wiedziec, że to jest ostatnia rzecz, którą chcą i mogą zrobić dyrektorzy.

Zaręczam wam, że dyrektor 100 razy by wolał by dziecko trafiło do specjalistycznej placówki, ale... to nie od niego zależy!

Dziecko przychodzi do szkoły i dyrektor musi mu zorganizowac NI, a czasem nawet nie ma orzeczonego NI i yrzeba zorganizować nauczanie tego dziecka w zwykłej klasie... Ani dyrektor, ani nauczyciele nie sa przygotowani do pracy z takim dzieckiem; dyrektor musi studiowac odpowiednie przepisy, poszukiwac nauczycieli, o których nie jest łatwo i... tak naprawde nie bardzo wie co z takim fantem począc, bo nie jest przygotowany na taka sytuację

Obawia się też chodzic na hospitację, bo 1. nie zna się, 2. nie wie czy nie będzie za nadto przeszkadał, 3. nie wie czy rodzicom nie będzie to przeszkadzało, 4. nie czuje się dobrze w tej roli i na obcym terenie, 5. jest to dla niego kłopot, zwłaszcza jak nie ma ani wicka a ni żadnej administracji w szkole.

A dlaczego takie dziecko trafia do szkoły masowej? O tu jest wiele powodów, z których braki godzin nauczycieli szkoły rejonowej nie mają żadnego znaczenia.
rzewa24-03-2007 18:24:00   [#3249]

anmar

na ten temat było sporo wątków na forum - poszukaj.
anmar24-03-2007 18:35:39   [#3250]

Rzewa- nie wiem czy dyrektorujesz w dużym mieście, czy w ałej szkole. Jednak inaczej wygląda w małych miejscowościach. Rozumiem, vże ciężko jest odmówić rodzicom, ponieważ musieliby oddać dziecko do internatu. Wiem doskonale, że są (niestety) takie sytuacje, że nauczaniem indywidualnym zapycha się braki godzin. Są też takie sytuacje, że godziny te dostają osoby, które mają dobre układy z dyrekcją.  O specjalistę aż tak trudno nie jest. Wielu ludzi po oligo, surdo czy tyflopedagogice szua pracy. Gdyby dostali wszystkie godziny przeznaczone na nauczanie indywidualne dziecka to zdecydowaliby się na dojazd.

strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 64 ][ 65 ][ 66 ] - - [ 84 ][ 85 ]