Forum OSKKO - wątek

TEMAT: SPECJA-ły
strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 58 ][ 59 ][ 60 ] - - [ 84 ][ 85 ]
ejrut19-10-2006 06:39:13   [#2901]

Bratku....oczywiście, że trzymamy.

Z pewnością wszystko pójdzie ci dobrze....., ja z koleżankami wyjeżdżam jutro już o 5-ej rano....najgorsze to wstanie o 4-ej ale jakoś to przeżyję.            Mam nadzieję, że dojedziemy ..... bez przygód.

Cieszę się na spotkanie z Tobą.....

                                                    Pozdrawiam serdecznie.

Fakir219-10-2006 07:19:54   [#2902]

Trzymaj się, gdyż....

Nadjeżdżamy !!!!!

Dzisiaj o 9:42 wyruszamy z Poznania - po 16:00 będziemy w Krakowie...

Do hotelu i potem myk-myk na Kazimierz :)))

Rano się zameldujemy !

A Ty (Wy) macie przeżyć...

- - -

Ela - mam ładny znaczek dla.......... siebie :)))))))))))))))

Annax19-10-2006 09:29:50   [#2903]

Trzymam kciuki!!!

Nela! Oczywiście i ja trzymam za wszystko kciuki i zyczę Ci - Wam - z całego serca powodzenia. Jestem pewna, że wszystko się uda na 6 z plusem!!! Zazdroszczę wszystkim, którzy tam będą. Pozdrawiam serdecznie!!!
ejrut21-10-2006 21:33:10   [#2904]

Kochani!

Właśnie dotarłam  do domu z Konferencji u Bratka.

 Było super....Konferencja przygotowana perfekcyjnie, świetna organizacja, kompetentni prelegenci ....atmosfera wspaniała i ...cudowne miejsce.

Bardzo cieszę się, że tam byłam...moja wiedza na temat autyzmu wzbogacila się...a po obejrzeniu filmów wideo o postępach dzieci po stosowaniu terapii behawioralnej.....postanowiłam bliżej zainteresować się tą terapią.

Poznałam wielu wspaniałych ludzi, spotkałam znajomych z forum i ze zlotu, odwiedziłam krakowski rynek....cóż chcieć więcej???

Nelu...dziękuję ci....

Fakir221-10-2006 23:49:00   [#2905]

Od godziny jestem w domu...

Jechaliśmy godzin tych siedem... A przecież Kraków-Poznań to nie żadna kosmiczna odległość?!?!

Nie będąc jednak pewnym zborności słów po takiej podróży, po prostu przepiszę to, co tak pracowicie pisałem przez dwa dni na kolanie...

- - -

Chwila na przyjazd do Krakowa nieszczególna - Wisła gra!!! Taksówek brak...

Wisła przegrywa!!! Taksówek brak...

- - -

Pierwsze chwile - sylwetki i twarze znajome, błysk w oczach, ciepło spojrzenia - jestem wśród swoich, wśród przyjaciół, ludzi dobrych...

Skupienie na twarzach, zaczynamy! Bratek zdenerwowany straszliwie (bo coś tam - w sposób dla nas oczywiście absolutnie niezauważalny - nie wyszło, siadło...), trzymając w ręku zapałki prosi mnie o ogień... Daję - co mi tam :)))

Ruszyło!!! Wykłady... Z jednymi tezami się zgadzam, z innymi nie - pewne sprawy są przyjmowane z ożywieniem na sali, pewne nie... Jak zawsze i wszędzie...

Reakcje sali - dla mnie, siedzącego "tylnobocznie" - zróżnicowane...

Nawet bardzo sprzeczne ze sobą chwilami - jedni się ożywiają a inni "przygasają" jakby... I to w tym samym momencie... Jakiś fenomen...

- - -

Sala, ludzie na sali, skład tej sali bardzo mi przypomina to Forum :)))

Rzewa, Bratek, Maeljas, Ejrut, Grażka, Jacol no i... Fakir...

A jest tu zapewne tego naszego luda więcej, bo co rusz ktoś podchodzi, by się przywitać, przywołując Forum :)))

- - -

Ejrut oczywiście - wykorzystując osłabienie mojej obrony - i posługując się moją osobistą Małżonką, wyszarpała mi znaczek OSKKO z klapy!!!

- - -

W pewnym momencie pomyślałem, tak nagle mi to przyszło do głowy, że czegoś mi tutaj jednak brak...

Juz wiem!!!

W tym otoczeniu ludzi bardzo mądrych, przy świetnym i profesjonalnym sprzęcie, fantastycznych warunkach zabrakło mi... dziecka-człowieka!!! W chwili, gdy na to wpadłem, Nela z wysokości swej mównicy powiedziała słowa: "...Nasz klient - pozwólcie, że będę mówiła o nim nasze dziecko..."

:)))

- - -

Nie wnikając w szczegóły tych wszystkich metod, technik, ewaluacji (to żeśmy gorąco i długo dyskutowali w tzw. kuluarach) - z "zewnętrznego oglądu", z boku, oczami obserwatora "niezwiązanego" z terapią behawioralną, brakowało mi - staremu pedagogowi specjalnemu - patrzenia na dziecko jak na człowieka, jak na podmiot a nie jak na "przedmiot do obróbki"...

Już słyszę jak na mnie krzyczą - piszę jednak jak czuję...

- - -

Pierwszy raz brałem udział w bankiecie, na którym nie trzeba było "walczyć" o jedzenie, wino...

Wszystkiego dużo (i smacznie)...

Wyrazy uznania dla organizatorów !!!

- - -

Wieczór w Krakowie - przy pięknej pogodzie i w dobrym towarzystwie :)))

Ale nie można być przecież równocześnie w wielu miejscach, z różnymi ludźmi...

No i rano dostałem od Neli po uszach...

Jednak - białe pszeniczne wino z napisem "dunkel", piwe w zaułkach Rynku Głównego ma swój niezaprzeczalny urok - poddałem się więc temu urokowi i...

- - -

Co także ma swój niezaprzeczalny urok i głęboki sens - to właśnie te kuluarowe, "przerwowe" rozmowy-dyskusje, rozmowy-spory, rozmowy-konsensusy czy też rozmowy o przysłowiowej części ciała Maryni...

- - -

Zabrakło mi, nam, wielu z nas opisu, prezentacji, zestawienia, analizy porównawczej, odniesienia, ulokowania procedur, skorelowania ich z naszą rzeczywistością, specyficzną mentalnością...

Są Amerykanie, Norwegowie, Polacy...

Jest okazja !!!

Na to bardzo czekałem, na coś takiego właśnie...

A nie na udowadnianie, że dziecko uczone się uczy czy też przekonywanie, że praca daje efekty...

Jacek ujął to dość lapidarnie. Stwierdził, że ma wrażenie, że "oni" - czyli behawioryści - uważają, że wszystko jest terapią behawioralną...

- - -

Gdzie są? - tutaj tego nie zobaczyłem - owe dzieci z agresją? autoagresją? z zachowaniami przeszkadzającymi, trudnymi, nieakceptowanymi?

Tutaj wszystkie są spokojne, gadają, są "ułożone", "włączone"...

- - -

Myślę, że największe, najbardziej zasadnicze i znaczące są właśnie owe różnice, podejścia, stosunek, stosowanie procedur na wejściu...

No ale nie można mieć wszystkiego - chociaż ja... CHCĘ !!!

- - -

Podziwiam Nelę...

Młodego ma chorego a Ona podejmuje się i organizuje Konferencję...

I to jeszcze w "rozkopanym" i remontowanym Krakowie, przy zamkniętym Rondzie Mogilskim...

- - -

Wielkie dzięki Nela, bo to było wielkie wyzwanie, któremu sprostałaś!!!

Konferencja była naprawdę zorganizowana na "szóstkę" :)))

Tłumacze byli kochani - chociaż zarejestrowałem moment, w którym  któryś z gości zagranicznych mówił o dzieciaczkach przedszkolnych a oni przetłumaczyli: "nasi studenci" :)))))

- - -

W Hotelu były karaluchy... No, wprawdzie rodzina jednego z nich się nieco się zmniejszyła, ale i tak... to przecież one przetrwają, nie my...

- - -

Gdy siedzę i piszę te słowa (pijąc kawe), widzę jak Bratek pozuje do zdjęć na tle stendu z plakatem konferencyjnym...

Widzę pierwszy, szeroki i nienerwowy uśmiech na jej "sznupie"...

Wyściskałem ją, gdyż jej wystąpienie - obok referatu Maeljas - miało w sobie jakieś "ciepło"...

Słowiańskie dusze?!?!

Kto na konferencji był, zrozumie o co mi chodzi... Kto zaś nie był...

Niech żałuje !!!

- - -

Rzewa! Moja Kasia jest Tobą zauroczona... Coś Ty Jej powiedziała ?!?!

:)))

- - -

Przepraszam za szczególny chaos - sam to czuję - w tym (równie swoistym) sprawozdaniu "na gorąco"...

Tak zapisywałem na bieżąco swe uwagi - i tak je Wam przekazuję...

wisiak22-10-2006 01:42:49   [#2906]

znowu mam

zaległości, ale glupich ponoc nie sieją....Nie pisze dużo, bo za dwie godziny jadę na Warszawę a potem  lot do Belgii. Trzymajcie kciuki.Teraz Polska sie produkuje. Krzyś tej poglugranej koszuli istotnie nie widziałam (ale tez zbyt wścibska nie byłam..). A tak w ogóle to zazdroszczę Wam ponownego spotkania i wrażeń. Nie byłam a czuję jak bym...
bratek22-10-2006 07:47:10   [#2907]

Kochani!

Wyspałam się!!!!!!:))

Dzięki jeszcze raz za ciepłe słowa!:)) Wasze uwagi to coś dla mnie niezwykle cennego...

Pewnie bardzo długo jeszcze będę je mieliła w mojej głowie na różne strony:))

Ale tak na gorąco:

Konferencji nie będę podsumowywała, bo nie mnie to czynić,  ale skoro tak ładnie piszecie i skoro tyle osób tak ciepło dziękowało, to powolutku, nieśmiało, zaczynam się cieszyć...  I wiecie- to jest jak narkotyk- to wrażenie kiedy można powiedzieć "mam to za sobą-chyba było nieźle":)))

Może najpierw o ludziach: na sali był z mojego punktu widzenia właściwie pełen przekrój przez "polski specjalny tort pedagogiczno- psychologiczny"- mieszanka bardzo wybuchowa, aczkolwiek wybuch nie nastąpił...:)) Było też sporo Was- forumowiczow- OSSKO-wiczów.

Fakir, który przez całą Konferencję, mówiąc językiem behawioralnym: udzielał mi społecznych wzmocnień sporadycznych- ściślej rzecz ujmując udzialał ich ile razy przechodził obok:)) Raz nawet dostałam wzmocnienie biologiczne- "stotrójkową" smycz- żebym już nie musiała szkać komórki i pendriva co chwilę:)) (bo odnosiłam na tej Konferencji wrażenie, że że cała moja egzystencja tam sprowadza sie do tego, że ciągle czegoś szukam: torebki, komórki, papierosów, laptopa, etc:)).

Ejrut- która obficie opowiadała o tym, że czytając mnie na Forum wyrobiła sobie zdanie , że jestem "starą gropą". Cóż... nie wiem czy interpretować jej uwagi jako komplement:)) Bo może powinnam jednak przemyśleć moją pisaninę- skoro wynika z niej, że mentalnie jestem osiemdziesięciolatką:))

Maeljas- bardzo zdenerwowana swoim wystąpieniem (nie wiem dlaczego, bo przygotowana była perfekcyjnie) i bardzo ciepła jak zawsze.

Rzewa- która nie dość, że mnie rozpoznała od razu to na dodatek jeszcze wymogła na mnie przysięgę, że wreszcie złożę deklarację członkowską OSSKO:))

Jacol i Grażka- z którymi nie dane było mi dłużej pogadać. Bardzo żałuję- musimy to nadrobić w przyszłości!

A teraz co do uwag Krzyśka:

Bratek zdenerwowany straszliwie (bo coś tam - w sposób dla nas oczywiście absolutnie niezauważalny - nie wyszło, siadło...)

akurat "niezauważalny"!!! Ta obsuwa była taka, że panowie od sprzętu wiedzieli, że będą liczne filmy, ale zapomnieli, że epoka kina niemego już minęła i nie wzięli głośników...

 Ale nie można być przecież równocześnie w wielu miejscach, z różnymi ludźmi...

No i rano dostałem od Neli po uszach...

Ja nie będę komentować.... a tylko powiem, że całe to Forum może świadczyć, że pisałeś "Chciałbym się umówić na piwo, pogadać, ale Ty na pewno nie będziesz miała na mnie czasu...." Po czym... sam już wiesz:))

 Zabrakło mi, nam, wielu z nas opisu, prezentacji, zestawienia, analizy porównawczej, odniesienia, ulokowania procedur, skorelowania ich z naszą rzeczywistością, specyficzną mentalnością...

Trzeba było pytać!:)) A szczerze mówiąc, kusi mnie to ale... chyba jeszcze nie dojrzałam. Może na następnej konferencji - w innym mieście:))

Jacek ujął to dość lapidarnie. Stwierdził, że ma wrażenie, że "oni" - czyli behawioryści - uważają, że wszystko jest terapią behawioralną...

Jacol ciut się pomylił- powinno być: "Oni uważają, że wszystko jest oparte na prawach uczenia". Wiesz Jacek- Pawłow dostał za odkrycie tej prawdy Nobla, wiele, wiele lat temu.... I na mój stan wiedzy nikt mu tego nie odebrał.... Nikt jego twierdzenia nie obalił.... Natomiast "Terapia behawioralna"- to nauka, zdecydowanie mniej powszechna niż stosowanie praw uczenia:)) 

Młodego ma chorego a Ona podejmuje się i organizuje Konferencję...

I to jeszcze w "rozkopanym" i remontowanym Krakowie, przy zamkniętym Rondzie Mogilskim...

Wiesz ja zaczęłam organizować Konferencję przeszło rok temu- wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że Unia rzuci kasą i sparaliżuje komunikacyjnie 3/4 Krakowa, ani że mój synek załapie kolejną bakterię o- jak zazwyczaj pieknię brzmiącej nazwie (mieliśmy już różne- np. Pałeczkę ropy błękitnej" a ja np. woloałabym "krew błekitną":)) a tym razem mamy Morganellę- przynajmniej na "nella" w końcówce ładna- nie!:)) ) A tak serio to nie śmiem się jeszcze cieszyć na całej linii ale jest dużo lepiej! 

A reasumując: DZIĘKUJĘ!!! Super że byliście z nami!

bratek22-10-2006 08:18:19   [#2908]

Zapomniałam, jeszcze do jednego się ustosunkować:

Gdzie są? - tutaj tego nie zobaczyłem - owe dzieci z agresją? autoagresją? z zachowaniami przeszkadzającymi, trudnymi, nieakceptowanymi?

Tutaj wszystkie są spokojne, gadają, są "ułożone", "włączone"...

Wiesz... Długie godziny rpzegatałam na tym Forum z Jacolem na ten temat...  Konkluzje znasz...

Temat Konferencji był inny "Jak pomóc efektywnie"- dlatego referenci krążyli wokół tego tego tematu. Może kiedyś ktoś (nie ja) zrobi  Konferencję "Blaski i cienie". Sama też chętnie przyjadę:))

JACOL22-10-2006 15:12:38   [#2909]

No to i może trochę opowiem :-)))))

Moje wrażenia z Krakowa z konferencji „Autyzm. Dorośli i dzieci – jak można im pomóc efektywnie.

 

Jak już chyba wiecie, jestem zwolennikiem bardzo precyzyjnego myślenia w kwestiach związanych z pedagogiką (tego nauczyłem się w behawiorystów). Uważam, że do podstawowych umiejętności nauczycieli powinna należeć umiejętność samodzielnego krytycznego myślenia na temat własnej pracy. Krytyczne myślenie jest nam wszystkim potrzebne do tego, aby coraz lepiej móc pracować. No więc będzie krytycznie...

 

Muszę powiedzieć, że dużo się nauczyłem, na temat autyzmu (na czym znam się słabo) i behawioryzmu.

Moim zdaniem procedury behawioralne łagodnieją. Więcej uwagi zwraca się na umiejętności społeczne. Ciekaw dla mnie było przyglądanie się np. dla mnie nowym formą stosowanych podpowiedzi itd... Interesowały mnie zwłaszcza procedury przy niskiej (niższej ?) kontroli nauczyciela nad uczniem.

 

To czego nie rozumiem to np. bardzo częste powoływanie się na naukowość metody. Trochę tak jakby „naukowość” była definicją behawioryzmu w ogóle. Naukowość ta rozumiana była, jak sądzę, tak, że naukowe jest to, co jest mierzalne, jest kontrolowane, da się policzyć i przedstawić w formie wykresu – behawioryzmem jest wszystko, co przynosi dzieciom obserwowalną poprawę.

 

Takie myślenie bardzo utrudnia rozmowy behawiorystów z osobami mającymi inne poglądy metodyczne, bowiem behawiorysta staje się skłonny uznać inną metodę za dobrą, jeśli przynosi ona obserwowalny postęp nie ze względu na ta metodę, ale na elementy behawioryzmu, które on dostrzega w tej metodzie. Wszędzie tam gdzie jest możliwy do zaobserwowania postęp, tam jest behawioryzm. Jeżeli jest możliwe do zaobserwowania dobro dziecka, to właśnie dlatego, że ta metoda jest także jakoś behawioralna, nawet jeżeli ten, który ją stosuje nie zdaje sobie z tego sprawy. Moim zdaniem, pytanie, czym jest behawioryzm (i czym nie jest) pozostaje bez odpowiedzi.

 

Co do naukowości, to trzeba pamiętać, że naukowe nie oznacza jeszcze prawdziwe i dobre (skuteczne), a nienaukowe nieprawdziwe i niedobre (nie skuteczne). Szczególnie dotyczy to wiedzy naukowej o człowieku. Powiedzmy sobie szczerze, że my nie potrafimy naukowo opisać człowieka. W żaden naukowy sposób nie potrafimy zrozumieć dziecka. Także siebie. Nasza wiedza jest za mała. Dlatego metody naukowe nie mogą regulować relacji pomiędzy ludźmi – po prostu, dlatego, że naukowo nie potrafimy ich opisać. Co przecież nie oznacza, że tych relacji nie możemy kształtować. Każda forma uczenia, nawet najbardziej behawioralna, opiera się na relacji jednego człowieka z drugim, więc z definicji nauczanie nie jest naukowe.

 

Ale jest jeszcze poważniejszy powód, dla którego powoływanie się na naukowość behawioryzmu w kontekście pracy z osobami z autyzmem wydaje mi się nadużyciem.

Wyobraźcie sobie, że behawioryści wzięliby się za leczenie schizofreników. Postępowaliby naukowo? Albo chorych na Alzheimera? Nie, oczywiście, że nie! Aby postępować naukowo, trzeba znać i rozumieć jakoś mechanizm problemu. My nie rozumiemy czym jest autyzm, więc nie możemy naukowo postępować wobec chorych na autyzm. Behawioryści są tak samo nienaukowi jak wszyscy inni niestety...

 

No tak, ale mierzą postępy – mają sukcesy na wykresach. Nie jest jednak jasne, moim zdaniem, z czego te postępy wynikają. Być może przyczyna największych sukcesów behawiorystów leży w tych elementach nauczania, których oni w ogóle nie dostrzegają – taka jest moja hipoteza. Bo oprócz „naukowej” procedury z dzieckiem spotyka się nauczyciel, który myśląc o sobie, że jest behawiorystą, na ucznia nie patrzy tylko naukowo. Obok procedury behawioralnej  dzieje się jakieś misterium, którego behawioryści nie widzą. Nie widzą, dlatego, że nie daje się ono prosto zmierzyć stoperem.

 

Na konferencji, moim zdaniem, oprócz przedstawienia bardzo wielu, bardzo pozytywnych elementów terapii behawioralnej – przede wszyskim uzyskaniem kontroli nad zachowaniem dziecka – co samo w sobie jest dobre, zaobserwować można było słabość metody behawioralnej. Słabość naukowo mierzalną. Mianowicie, pomimo wielu lat ciężkiej terapii zdolności adaptacyjne uczniów poddanych tego typowi terapii, były bardzo niskie. Uczniowie ci w sytuacjach nietypowych, nie dawali sobie rady. Jeżeli nauczymy ich korzystać z telefonu w sytuacjach domowych, to jeżeli będą mieli w skrypcie - zadzwoń do swojej koleżanki, to zadzwonią. Ale jeżeli telefon się popsuje to „katastrofa”  - człowiek taki nie potrafi sobie poradzić – trzeba go nauczyć nowej procedury – co robić, jak zepsuje się telefon, itd w nieskończoność. Można powiedzieć, że uczeń poddany intensywnemu nauczaniu behawioralnemu nie potrafi żyć poza procedurami behawioralnymi. Jest jak zaprogramowany automat, który świetnie się sprawdza w sytuacjach typowych. Efekt uczenia jest więc bardzo ograniczony. Ostateczna generalizacja umiejętności nie jest osiągana. Udaje się jedynie zredukować liczbę podpowiedzi i je nieco ukryć, oraz zmniejszyć liczbę zewnętrznych wzmocnień. Fakt, że w dorosłym życiu autystów, za sukces terapii uznaje się, że jeden terapeuta ma pod opieką dwójkę niepełnosprawnych, jest tego najlepszym dowodem. Z terapii „jeden na jeden” przechodzi się do terapii „jeden na dwóch”. To postęp, ale dla rodziców obecnych na sali rozczarowujący – bo terapia musi trwać dalej. Nadal musimy utrzymywać ogromną aparaturę kontrolującą zachowania ucznia. Tak na prawdę, choć możemy wyeliminować zachowania trudne i możemy wyuczyć wiele zachowań przydatnych w typowych sytuacjach życiowych, nie potrafimy uczynić tych ludzi samodzielnymi i odpowiedzialnymi za swoje życie – nawet w bardzo niewielkim stopniu.

 

Sukces terapii mierzy się tym, że klient może obejść się bez pomocy terapeuty. Do tego efektu behawioryści mają jeszcze niewyobrażalnie daleką drogę. Behawioryści  muszą jeszcze strasznie dużo przemyśleć, jak my wszyscy zresztą czego behawiorystom i niebehawiorystom serdecznie życzę.

 

:-)))))))

 

 

Fakir222-10-2006 15:47:26   [#2910]

Dołożę jeszcze uwagę...

moim zdaniem dość istotną...

Na końcu każdej metody, procedury, działania każdego musi i powinno stać pytanie o cel.

Czy podjąć się można metody każdej - jeśli tylko będzie efektywna?

To taka trochę wariacja na temat "cel uświęca środki"...

Autyzm to tajemnica - dla jednych mniejsza, dla drugich większa - ale jednak...

Cel (wspólny zresztą dla wielu działań w obszarze specjalnej) mogę sobie jednak wyobrazić dość jasno:

- maks. samodzielnie, kompetentnie i zgeneralizowanie

a przy "okazji":

- maks. z radością i komfortem dla dotkniętego;

- min. przeszkadzając otoczeniu;

- czyli: żyć i dać żyć innym...

- - -

Wraca pytanie: Co dalej z naszymi dziećmi?

A w naszych realiach jeszcze - co dalej z naszymi dziećmi, gdy środki są bardzo ogranizczone? Gdy o tę krótką kołdrę walczy tak wielu? Gdy mamy niepohamowany pęd do tworzenia bytów?

Wiem, że się cieszycie, że jest już w Polsce kilka dużych organizacji zajmujących się terapią behawioralna...

Ale się zapytam - DLACZEGO aż kilka?!?

Gdy słyszę, że w moim mieście jest bardzo wiele stowarzyszeń działających na rzecz osób upośledzonych umysłowo - cierpię...

Gdy słyszę o kilku stowarzyszeniach dla osób z mpd - cierpię...

A tu to samo...

- - -

Ciągle jestem chaotyczny. Nie mogę dojść do siebie... Ale cieszę się bardzo, że byłem (byliśmy) w Krakowie :)))

I dopraszam się informacji i innych inicjatywach !!! Bo też chcę być :)))

I jeszcze raz Nela - dziękuję !!!

JACOL22-10-2006 19:13:24   [#2911]

Ja też jeszcze dołożę uwagę :-))))

Behawioryzm w Polsce w zakresie pracy z osobami z autyzmem nie ma konkurencji. Jest to pedagogika przemyślana. Wobec mizerii reszty, nie ma alternatywy, także intelektualnej. Behawioryści korzystają z olbrzymiego dorobku naukowych instytutów amerykańskich i zachodnich. To bardzo dobrze, że taka pedagogika rozwija się w Polsce. Jest ona wyzwaniem także dla mnie.

 

Tak sobie myślę, na temat skuteczności terapii behawioralnej. Z jednej strony mamy terapię prowadzoną w systemie jeden na jeden + cały sztab superwizorów, instytutów itp. Terapie prowadzoną w wymiarze 40 godzin tygodniowo w warunkach doskonałego wyposażenia także komputerowego wspomagającego naukę. Taki jest standard terapii behawioralnej. Czyli finansowo jest to terapia niezwykle droga. Na przeciw stają ludzie, którzy mają kilkunastokrotnie gorsze możliwości pracy. Porównywanie efektywności terapii behawioralnej z jakąkolwiek inną terapią prowadzoną za kilkunastokrotnie mniejsze pieniądze jest nadużyciem. Tego nie powinno się robić, bowiem najważniejszą zmienną wpływającą na efektywność terapii jest liczba pieniędzy wydanej na ucznia. Terapie trzeba porównywać w tych samych kategoriach wagowych, aby być uczciwym.

 

Następna moja uwaga dotyczy samego jądra terapii behawioralnej. Tym jądrem jest pomiar. Baz pomiaru nie ma behawioryzmu.

Rozmawiałem o tym z Rzewą.  Zauważyła ona, że sam pomiar kształtuje wyniki.

Podam przykład. Powiedzmy sobie, że celem nadrzędnym pracy pedagoga jest uczynienie naszego ucznia szczęśliwym. Każdy z nas jakoś potrafi odróżnić ludzi szczęśliwych od nieszczęśliwych. Ale szczęście nie jest mierzalne tak samo jak i inne najważniejsze wartości jakie powinniśmy osiągać w terapii. Behawiorysta zgodzi się, że dzieci powinny być szczęśliwe. Ale zaraz zapyta się co to właściwie znaczy. Jeżeli zdefiniujesz mi szczęście tak, abym mógł je zmierzyć, to wtedy ja tego nauczę mojego ucznia. Co chcesz? Ma się uśmiechać patrząc na ciebie? OK – pół roku, albo rok pracy i uczeń uśmiecha się na ludzi, którzy na niego patrzą. Lecz czy jest szczęśliwy?  Nie jest? To co jeszcze? Ma tańczyć w domu godzinę dziennie? Proszę bardzo. Śpiewać rano radosnym tonem głosu? Nie ma sprawy. Po dwóch latach śpiewa i tańczy! Ale czy jest szczęśliwy? Nie nie jest, bo żaden tego typu wskaźnik nie określi szczęścia. Można być szczęśliwym bez uśmiechania się w określonych sytuacjach, bez tańczenia i bez śpiewania.

 

Problem pomiaru dotyczy  wszystkich umiejętności społecznych, emocjonalnych a także np. takich kompetencji osobistych jak samodzielność, zaradność itp.

Przez narzucenie sobie konieczności precyzyjnego pomiaru behawioryści dokonali głębokiej redukcji oddziaływania pedagogicznego. Wszystko to czego nie da się precyzyjnie opisać przestało ich interesować.

 

To nie jest tak, że behawioryzm jest zły. Jest na prawdę świetny. To co zostało przemyślane jest OK. Problem jest w tym, że czegoś mu jeszcze brakuje. Ale to coś nie da się wyrazić w celach jednoznacznie mierzalnych. (Tak na marginesie, ja operacjonalizuję cele emocjonalne np. tak: W opinii rodziców jest bardziej radosny niż na początku roku szkolnego)

 

Proces uczenia to, jak stwierdziłem we wcześniejszym poście, efekt interakcji dwójki ludzi – nauczyciela i ucznia. Tej inetakcji nie da się opisać precyzyjnie językiem naukowym. Gdyby behawioryści spojrzeli na  swoją pracę także z tego punktu widzenia, to czy byłby to jeszcze behawioryzm?

 

Najbardziej wyraźnie widać to w różnicy prowadzenia superwizji przez behawiorystów, która polega na analizie procedur, a np. superwizji prowadzonej u mnie, której sensem jest kontakt pomiędzy ludźmi.  Chociaż ja nie umiem zdefiniować tego co się dzieje pomiędzy ludźmi, to jednak potrafię to jakoś kształtować, bo relacje nauczyciela z innymi nauczycielami i dyrektorem, przenoszą się na jakość relacji nauczyciela z uczniami. Jest to elementem moich przemyśleń. Bratek zna moje poglądy na superwizje.

Bratku czekam, na tę chwilę, gdy się z nimi skonfrontujesz.... :-)))).

 

Wielkie dzięki za konferencję i za rozwijanie myśli behawioralnej!!!

 

 

 

 

bratek22-10-2006 20:04:34   [#2912]

Jacek, jeszcze jestem padnięta i nie myślę do końca bystro, ale dyskutować z Tobą uwielbiam więc... nie zmilczę!:))

Piszesz o tym, że Z jednej strony mamy terapię prowadzoną w systemie jeden na jeden + cały sztab superwizorów, instytutów itp. Terapie prowadzoną w wymiarze 40 godzin tygodniowo w warunkach doskonałego wyposażenia także komputerowego wspomagającego naukę. Taki jest standard terapii behawioralnej. Czyli finansowo jest to terapia niezwykle droga. Na przeciw stają ludzie, którzy mają kilkunastokrotnie gorsze możliwości pracy. Porównywanie efektywności terapii behawioralnej z jakąkolwiek inną terapią prowadzoną za kilkunastokrotnie mniejsze pieniądze jest nadużyciem.

Nawet nie wiesz jak bardzo sie mylisz:))

Opowiem na przykładzie mojej placówki:

- jest placówką publiczną z budżetem takim samym jak każda inna placówka, a nawet mniejszym, bo nie dostajemy ani złotówki na remonty, wyposażenie, pomoce, telefon, etc (tylko budynek i pensje), korzystamy też z ramówek obowiązujących we wszystkich innych plaćówkach. 

- całe wyposażenie (komputery, pomoce, krzesła, stoły, papier, etc) załatwiamy sobie sami- od sponsorów, z dotacji celowych, z działalności odpłatnej stowarzyszenia

- superwizje, wizyty domowe, szkolenia dla rodziców- to wszystko prowadzone jest poza godzinami określonymi pensum, nieodpłatnie (nigdy nie zapłaciłam żadnemu z naszych superwizorów ani złotówki) po prostu uważamy że to część naszej pracy:))

40 godzin intensywnej terapii bieże się z tego, że 20 zapewniamy my w naszej placówce, a drugie tyle zobowiązują się zorganizować dziecku rodzice. 

Więc chyba jednak to kwestia woli a nie środków.... Jak uważasz?

Problem pomiaru dotyczy  wszystkich umiejętności społecznych, emocjonalnych a także np. takich kompetencji osobistych jak samodzielność, zaradność itp.

Przez narzucenie sobie konieczności precyzyjnego pomiaru behawioryści dokonali głębokiej redukcji oddziaływania pedagogicznego. Wszystko to czego nie da się precyzyjnie opisać przestało ich interesować.

 

Kupiłeś nasze Krok za krokiem? Jak nie to C wyślę:)) Polecam artykuł T. Mayer.

 

Bratek zna moje poglądy na superwizje.

Bratku czekam, na tę chwilę, gdy się z nimi skonfrontujesz.... :-)))).

 

Ja też ale nie dziś- ok?

:))

A poza tym dzięki za wszystkie ciepłe słowa:))

JACOL22-10-2006 20:33:31   [#2913]

Oj bratku, ale ty jeszcze nie jesteś wzorem efektywności terapii behawioralnej, więc nie bierz wszystkiego do siebie :-). Mówiłem o tendencjach światowych, które obrazują wzur efektywności terapii behawioralnej.

U mnie dzieci mają zapewnione 40 minut indywidualnej z pedagogiem i 40 minut z rehabilitantem i dwa zajęcia w grupie - reszta to czas karmienia, wysadzania itp... A i tak u mnie to wypas jak na warunki polskie...

Nie wiem jak wam się udaje zapewnić 4 godzniny terapii indywidualnej dziennie jeden na jeden, ale też nie oto chodzi...

 

Pozdrowionka... :-))))

JACOL22-10-2006 20:35:06   [#2914]

wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,

wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór,wzór, wzór, bo WZORY

:-((((((( jak mi wstyd...

Maelka22-10-2006 20:43:27   [#2915]

:-))))))

Zapamiętam, słowo!

bratek23-10-2006 03:05:10   [#2916]

Jacek przeczytałam jeszcze raz uważnie wszystko co napisałeś i.... qrcze- nie zmilczę....:))

Wyobraźcie sobie, że behawioryści wzięliby się za leczenie schizofreników. Postępowaliby naukowo? Albo chorych na Alzheimera? Nie, oczywiście, że nie! Aby postępować naukowo, trzeba znać i rozumieć jakoś mechanizm problemu.

Ależ oczywiście, że się wzięli, wiele lat temu!!! Tyle, że ta konferencja była poświęcona autyzmowi. O szerszym spektrum zainteresowań behawiorystów mówili: Bąbel i Suchowierska w drugim referacie.

Takie myślenie bardzo utrudnia rozmowy behawiorystów z osobami mającymi inne poglądy metodyczne, bowiem behawiorysta staje się skłonny uznać inną metodę za dobrą, jeśli przynosi ona obserwowalny postęp nie ze względu na ta metodę, ale na elementy behawioryzmu, które on dostrzega w tej metodzie.

Rozumiem, że taki pogląd ugruntowałeś sobie moimi uwagami o Holdingu? Otóż znowu mylisz się.... Bardzo cenię np. metodę Peto czy systemy komunikacji alternatywnej (z wyjątkiej FC) a korzystanie z nich nie wymaga znajomości zasad terapii behawioralnej....

 Mianowicie, pomimo wielu lat ciężkiej terapii zdolności adaptacyjne uczniów poddanych tego typowi terapii, były bardzo niskie. Uczniowie ci w sytuacjach nietypowych, nie dawali sobie rady. Jeżeli nauczymy ich korzystać z telefonu w sytuacjach domowych, to jeżeli będą mieli w skrypcie - zadzwoń do swojej koleżanki, to zadzwonią. Ale jeżeli telefon się popsuje to „katastrofa”  - człowiek taki nie potrafi sobie poradzić – trzeba go nauczyć nowej procedury – co robić, jak zepsuje się telefon, itd w nieskończoność. Można powiedzieć, że uczeń poddany intensywnemu nauczaniu behawioralnemu nie potrafi żyć poza procedurami behawioralnymi.

Jacek....... albo byliśmy na dwóch różnych konferencjach, albo Ty baaaardzo selektywnie słuchałeś..... Jeżeli mówimy o tym, że nawet 50 % naszych uczniów korzystających z wczesnej interwencji ma szansę normalnie żyć to mamy na myśli normalne życie- samodzielne, z gronem znajomych, z pracą zawodową, z niezależnością finansową, z zainteresowaniami....

Mówił o tym Greg MacDuff, mówiła Monika Suchowierska, mówiłam w końcu i ja....  A że Ci ludzie nie byli pokazywani na filmach? A po co? Czy ciekawe byłoby, gdyby ktoś mnie nakręcił podczas porannego makijażu lub Ciebie podczas przejazdu do pracy? Oni nie różnią się od nas..... I radzą sobie z nowymi sytuacjami, dzięki temu, że posiedli umiejętność generalizacji.

Powiem Ci dlaczego naszych uczniów, którzy są sami w środowisku nie pokazujemy na filmach. Bo mojego czy Twojego dziecka nikt nie przychodzi filmować jak siedzi w ławce szkolnej- tak? Więc czemu ich mamy w ten sposób wyróżniać?

Pierwszy nasz uczeń, który poszedł do masowej szkoły, dziś jest już w czwartej klasie. Są opinie niezależnych psychologów, w których jest informacja "nie zauważono objawów autyzmu". A wiesz co tak naprawdę świadczy o jego sukcesie? Nie to, że poszedł do szkoły, nie to że ma świadectwo z paskiem, ale to że jes przewodniczącym klasy!!! Wiesz, kto zostaje przewodniczącym klasy? Nie ten kto przez zaspół postrzegany jest jako dziwak, tylko ten który jakby nie spojrzeć jest gwiazdą socjometryczną- tak?

Oczywiście autyzm to stan a nie choroba- autystą zostaje się do końca życia. Ale niektórzy z naszych podopiecznych skończą studia lub szkołę zawodową, zaczną pracę, niektórzy może nawet założą rodziny. Przez to że nauczą się radzić sobie ze swoimi problemi oraz nabędę nowe umiejętności adaptacyjne. Moim zdaniem było to zaakcentowane, ale jeżeli piszesz, że Rodzice obecni na sali byli rozczarowani, to w takim razie zaakcentowane było zbyt słabo. I jeżeli tak faktycznie było, to przepraszam....

Ostateczna generalizacja umiejętności nie jest osiągana.

Proszę wytłumacz na jakiej podstawie zbudowałeś taki pogląd bo nie rozumiem....

A poza tym... Mogłabym przytaczać dane liczbowe, wyniki, przykłady (taki jak naszego ucznia powyżej) ale po co?

Nie rozumiem Twojego stanowiska z innego powodu.

Pisząc o nas w ten sposób którego użyłeś w swoim poście nie godzisz w nas- behawiorystów, uderzasz w coś znacznie ważniejszego (a tego się akurat po Tobie nie spodziewałam). Uderzasz w samo jądro, istotę, pedagogiki specjalnej. Rozpoczynając pracę czy z osobą z autyzmem, czy z m.pdz. czy z upośledzeniem wiem, że jest ona niepełnosprawna. To jest przyczyna dla której do mnie trafiła. I wiem też, że choćbym nie wiem jak się starała, choćbym z siebie i z tej osoby dziesiate poty wycisnęła, choćbym nie wiem jak tego chciała, upośledzenia nie przeskoczę. Czy zatem moja (Twoja, Wasza) praca nie ma sensu? Czy to że podniosę jej zdolności adaptacyjne, nauczę funckjonowania w grupie, podejmowania pracy to wszystko działania bezsensowne, gdyż nadal będą niepełnosprawnymi?!?!?  To po co pracować? Może lepiej zapewnić im same przyjemności, przyjazne środowisko, a samemu usiąść i obserwować popijąc kawkę, aż do momentu aż przejmie je kolejna placówka opiekuńcza????  

Krzysiek zadał mi pytanie, jakie mamy kryteria przyjmowania dzieci do placówki. Odpowiedziałam mu że tylko jedno: poziom współpracy z rodzicami, ich gotowość do uczestnictwa w procesie terapii. Bo to jest kryterium do tego czy będę mogła, czy nie będę mogła pomóc. Natomiast moje rokowania co do przyszłości dziecka nie stanowią żadnego kryterium- bo nikt mi nie dał do ręki takiej wagi, żebym umiała oszacować komu moja pomoc jest bardziej potrzebna- czy temu dziecku które bez mojej pomocy nie trafi do szkoły masowej, czy takiem które bez tej pomocy za 15 lat będzie leżało miesiącami w szpitalu psychiatrycznym w pasach.

Oj bratku, ale ty jeszcze nie jesteś wzorem efektywności terapii behawioralnej, więc nie bierz wszystkiego do siebie :-). Mówiłem o tendencjach światowych, które obrazują wzur efektywności terapii behawioralnej.

U mnie dzieci mają zapewnione 40 minut indywidualnej z pedagogiem i 40 minut z rehabilitantem i dwa zajęcia w grupie - reszta to czas karmienia, wysadzania itp... A i tak u mnie to wypas jak na warunki polskie...

Jak już jesteśmy przy wagach, to jakąś dziwną sam stosujesz........ Nie rozumiem logiki. Jak piszesz behawioryści mają to a tamto a ja nie, to jest ok. Jak odpowiadam Ci jako przedstawiciel rzeczonych behawiorystów, to mówisz: nie chodziło mi o Ciebie, tylko o ludzi ze świata. Rozumiem, że "świat" nie powinien być porównywany do Polski. Tylko czemu w następnym zdaniu piszesz o swoim ośrodku i porównujesz do tego "świata"? Dziwne.....

A tak na marginesie to w wyniku amerykańskiej superwizji dostałam na piśmie informację, że odpowiadamy najwyższym światowym stadardom behawioralnym.... Przepraszam za samochwalstwo:))

Oj, Jacek, Jacek- wiesz jak mi teraz smutno, że nie przedskutowałam tego wszystkiego z Tobą na gorąco? Liczę, że faktycznie przyjedziesz i będziemy mieć okazję:))

Pozdrawiam ciepło!

JACOL23-10-2006 09:31:28   [#2917]

Bratku uwielbiam z Tobą dyskutować...

Dotarło do mnie co napisałaś, ale teraz nie mam czasu odpowiedzieć.

Teraz tylko Ci napiszę tak: nie uważam, że to co robisz nie ma sensu, wiecej - behawioryści nie mają dobrej alternatywy, przynajmniej w Polsce...  Pewnie gdybym miał dziecko z autyzmem to bym posłał do jakiegoś ośrodka behawioralnego, choć z moja widzą dziś - robiłbym coś jeszcze obok - a przynajmniej na dzisiaj tak mi się wydaje...

No to tymczasem :-))))))))

JACOL23-10-2006 13:41:21   [#2918]

No to chwyćmy byka za rogi...

Bratek napisała:

Jacek....... albo byliśmy na dwóch różnych konferencjach, albo Ty baaaardzo selektywnie słuchałeś..... Jeżeli mówimy o tym, że nawet 50 % naszych uczniów korzystających z wczesnej interwencji ma szansę normalnie żyć to mamy na myśli normalne życie- samodzielne, z gronem znajomych, z pracą zawodową, z niezależnością finansową, z zainteresowaniami....

Też odnoszę takie wrażenie, że byliśmy na dwóch różnych konferencjach. :-))))))

Tak wiem, było bardzo optymistycznie! Ale...

Pamiętasz jakie dwa pytania zadały mamy dzieci (tak myślę) na które odpowiadał Gregory S. MacDuff?

 

Pierwsze dotyczyło tego, czy pod wpływem terapii dzieci będą mogły żyć samodzielnie czy np. będą mogły zakładać rodziny.

 

Gregory odpowiedział, że pierwszy ślub będzie za tydzień.

 

Drugie pytanie dotyczyło puszczonego filmu i tego czy wie dlaczego powracały co jakiś czas zachowania trudne u dorosłej uczennicy, które trzeba było znowu wprowadzać procedury je eliminujące oraz czy można przewidzieć czy to się jeszcze będzie powtarzało w przyszłości.

 

Gregory od odpowiedział, ze gdyby znał odpowiedzi na te pytanie nie było by go tu na konferencji ale pracowałby w Hollywood. Potem powiedział, że jedynie sobie może pofantazjować na ten temat i sobie pofantazjował.

 

To prawda, że ton konferencji był bardzo optymistyczny. I słusznie, jest się z czego cieszyć.

Film pierwszy – dziewczynka kręci się w kółko i wali głowa w ścianę.

Film drugi ta sama dziewczynka jakiś czas później - ładnie pracuje przy stoliku.

Film trzeci – ta sama już dziewczyna, pracuje jako sprzątaczka w hotelu.

 

„Robi wrażenie !” skomentował film Gregory S. MacDuff?

 

Ale widać, nie na wszystkich film ten i jemu podobne zrobiły wrażenie. Ten niepokój i ta niepewność, którą ja tobie wyraziłem co do skuteczności terapii behawioralnej wyraziły też te dwie pytające kobiety....

Skąd ten niepokój ?

Mówił o tym Greg MacDuff, mówiła Monika Suchowierska, mówiłam w końcu i ja....  A że Ci ludzie nie byli pokazywani na filmach? A po co? Czy ciekawe byłoby, gdyby ktoś mnie nakręcił podczas porannego makijażu lub Ciebie podczas przejazdu do pracy?

To byłoby najciekawszwe!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Zabrakło filmu czwartego!

kiedy Ty mówisz:

Ale niektórzy z naszych podopiecznych skończą studia lub szkołę zawodową, zaczną pracę, niektórzy może nawet założą rodziny.

to jeszcze niewiele znaczy, bo to nie musi przecież oznaczać, że są samodzielni. Pisałem o tym już wczesniej. Jakoś wszyscy nienaukowo rozróżniamy osoby samodzielne od niesamodzielnych. I tak niektórym te osoby na filmie nie wydawały się za bardzo samodzielne, pomimo, że na przykład pracowały. Stąd pomimo entuzjastcznych komentarzy w niektórych sercach pojawił się cień zawodu...

cdn...

JACOL23-10-2006 17:04:48   [#2919]

Bratek napisała:

Czy zatem moja (Twoja, Wasza) praca nie ma sensu? Czy to że podniosę jej zdolności adaptacyjne, nauczę funckjonowania w grupie, podejmowania pracy to wszystko działania bezsensowne, gdyż nadal będą niepełnosprawnymi?!?!?

Oczywiście, że ma sens! Ale ja nie sugeruję, że potrafię całkowicie usamodzielnić dziecko. ;-)

Jeżeli mówimy o tym, że nawet 50 % naszych uczniów korzystających z wczesnej interwencji ma szansę normalnie żyć to mamy na myśli normalne życie- samodzielne, z gronem znajomych, z pracą zawodową, z niezależnością finansową, z zainteresowaniami....

Tak też myślały mamy siedzące na sali. Że ich dzieci będą normlnie żyć - samodzielnie, z gronem znajomych... itd... a co zobaczyły na filmach i o czym opowiadał Gregory S. MacDuff?

Np. w skrypcie dziewczyny pracującej w hotelu były takie zadania: rozmowa z 2 znanymi osobami, rozmowa z przynajmniej jedną osobą nieznajomą - terapeuta odpytuje kobietę czy spełniła te wymagania (wśród wielu innych np. czy wszyskie pokoje posprzątała w 45 minut, itd)...

Jeżeli spełniła to wszysko to  - NAGARODA! Czy to jest samodzielność? Czy ona ma normalne kontakty z gronem znajomych? Nie, nie, nie!!! Nie ma! Chociaż pracuje i ma kontakty z ludźmi...

Ale czy jest ona przykładem sukcesu terapii behawioralnej! Oczywiście tak!!! Nikt tego nie zabiera behawiorystom.

Tak samo z tym facetem co samodzielnie sprzątał kampus uniwerystecki. nauczono go rozróżniania bodajże 38 miejsc, które miał sprzątać - aby mógł zrozumieć polecenia szefa. Ale czy był samodzielny?

Mi czegoś brakuje, czegoś nienaukowo mierzalnego :-))).

Był moment konferencji w którym miałem nadzieję na to coś! Kobiety opowiadały o włączaniu dzieci z autyzmem do grupy rówieśniczej. Powiedzialy, że dziecko brało udział w zajęciach wg. V. Sherborne. Dla mniej wtajemniczonych wyjaśnię, że zajęcia wg. V. Scherorn leżą w całkowitej sprzeczności z zasadami terapii behawioralnej. Są to zajęcia, na których to uczniowie rządzą, a nauczyciele są ich służącymi. Jeżeli dziecko czegoś nie chce, to tego nie ma, jak chce dłużej to jest dłużej, jak krócej to krócej, jak inaczej to jest inaczej... Podczas tych zajęć pracuje się w bliskim kontakcie fizycznym, zabawa odbywa się na podłodze.

I cóż te panie behawioryski na to? Zajęcia wg V. Sherborne służą im jako sprawdzenie, czy zgeneralizowane zostały przećwiczone wcześniej tysiące razy umiejętności społeczne. Dla mnie zajęcia wg. V. Sherborn to początek terapii umiejętności społecznych, a dla behawiorystów mało istotne tło dla sprawdzenia zachowania ucznia. Nie mogę tego pojąć! Bez zajęć w których szanuje się wybory uczniów nie można nauczyć ich samodzielności i kontaktów społecznych - jak mi się wydaje (nadal jeszcze). Wybór jaki ma uczeń w terapii behawioralnej - jedyny o jakim mówiono - dotyczył możliwości wyboru nagrody z zestawu.

Oj, Jacek, Jacek- wiesz jak mi teraz smutno, że nie przedskutowałam tego wszystkiego z Tobą na gorąco? Liczę, że faktycznie przyjedziesz i będziemy mieć okazję:))

Będziesz, będziesz. Nie jestem dla Ciebie wystarczająco dobrym adwesarzem, bom trochę za chudy w uszach, ale będziesz mogła sobie na mnie co nieco poćwiczyć wyjaśnianie sensu i logiki tego co robisz. :-))))

I jeszcze jedno:

Kupiłeś nasze Krok za krokiem? Jak nie to C wyślę:)) Polecam artykuł T. Mayer.

Mówił o tym Greg MacDuff, mówiła Monika Suchowierska,

 

Ja osobiście mam taką zasadę, że w rozmowie na forum nie odsyłam rozmówców do książek, albo wypowiedzi innych. Odsyłanie kogoś do myśli innych zwalnia mnie samego z  myślenia na temat ich myśli. Rozmawiając z Tobą interesuje mnie jak TY to rozumiesz i jak TY rozwijasz argumentację na przedstawione przeze mnie stanowisko. Nejlepsza książka nie zastąpi żywej rozmowy, także dlatego, że po przeczytaniu jakiejkolwiek książki zrozumiemy ją zupełnie inaczej. To tak jak na konferencji - oglądaliśmy te same filmy, ale widzieliśmy na nich inne elementy. Znam to zjawisko dobrze z superwizji - na to same zajęcia różne osoby mają różne spojrzenie. A chodzi o to, aby posłuchać się nawzajem. Ja jestem Twoim bardzo uwaznym słuchaczem....

cdn

JACOL23-10-2006 17:53:44   [#2920]

Bratek napisała:

Bardzo cenię np. metodę Peto czy systemy komunikacji alternatywnej (z wyjątkiej FC) a korzystanie z nich nie wymaga znajomości zasad terapii behawioralnej....

Co według Ciebie jest motorem rozwoju w tych metodach? Jakimi prawami rządzi się terapia wg tych metod jeżeli nie behawioralnymi? (wg mnie metoda Peto jest behawioralna, ALE NICH BĘDZIE). Zauważ, że rozmowa nasz dotyczy tego, że według mojej tezy, behawioryści utożsamiają sukces z prawami uczenia czyli sukces = behawioryzm. Czy widzisz możliwość uzyskiwania postępu rozwojowego bez używania behawioralych praw uczenia tj. że u ucznia zwiększymy prawdopodopbieństwo powtórzenia jakiegoś zachowania, gdy po nim dostarczymy mu jakąś przyjemność (nagrodę) i zmniejszymy prawdopodobieństwo wystąpienia jakiegoś zachowania, gdy po nim zaserwujemy mu jakąś przykrość (karę, czy wg. nowej terminologii: konsekwencję)

W książce behawioryski C. Maurice "Modele zachowań oraz współpraca z dziecmi autystycznymi" znalazłem takie zdanie na stronie 410.

"Wszyscy terapeuci uważają zabawy symboliczne za nieodzowną część wszyskich programów językowych"

Możesz wykazać jakieś powiązanie logiczne pomiędzy zabawą symboliczną a mową? Najbardziej w tym zdaniu tajemnicze słowa to: wszyscy terapeuci. Zagadka. Kogo autorka miała na myśli? Jakiś behawiorystów?

Mi chodzi o to, że w nauczaniu jest wiele elementów po za behawioralnymi prawami uczenia. Prawa te są prawdziwe, ale nie wyjaśniają wielu zjawisk. Problem z opisem tych zjawisk jest taki, że nie mają one takiego statusu naukowości jaką mają behawioralne prawa uczenia. Ja zastanawiam sie czy ty widzisz te elementy.

:-)))

JACOL23-10-2006 19:23:12   [#2921]

I jeszcze bratku Ci powiem dlaczego uwielbiam z Tobą gadać....

:-))))))

Większośc dyskusji nauczycieli wygląga mniej więcej tak: Kochani mam takie a takie dziecko, powiedzcie co robić...

No i se gadają na tym pozimie... OK, może być.

My nie rozmawiamy o metodyce na poziomie pojedyńczego dziecka. Rozmawiamy o neuczaniu dzieci w ogóle. Jeżeli pedagodzy specjalni będą potrafili rozmawiać na takim poziomie ze sobą powszechnie, to zmienię moje nie najlepsze zdanie na temat naszej pedagogiki i naszych pedagogów. Fakir słyszysz? :-))))))) Takie rozmowy są bowiem oznaką posługiwania się głową w pracy w pierwszej kolejności. U nas zbyt często w pierwszej kolejności nauczyciele posługują sie tzw. intuicją...

To, że znajduję w Tobie takiego rozmówcę strasznie mnie kręci...

J.

Adaa23-10-2006 19:42:12   [#2922]

oj..przepraszam...ale drzwi były otwarte

;-)

JACOL23-10-2006 19:54:10   [#2923]

adaa,

Z dwoma mnie kręci jeszcze bardziej, zapraszam...

:-)))

Adaa23-10-2006 21:32:53   [#2924]

coby nie kreciło za bardzo to powiem,że

na razie raczkuję w temacie autyzmu i behawioralnych metod ...na razie skupiamy sie na kształtowaniu u naszego autystyka mozliwie najwiekszej liczby zachowań adaptacyjnych

a wiecie..nawet powiem to...uwazam,ze intuicyjnośc,przypadek byc moze, ma tez ogromne znaczenie o ile bedzie zauwazony

:-)

JACOL24-10-2006 16:53:38   [#2925]

No to jeszcze trochę się wygadam...

Bratku,

 

bardzo mi zależy, abyś mnie zrozumiała. Terapia behawioralna ma mnóstwo zalet. Ja je doceniam. Gdyby wszyscy pedagodzy specjalni mieli taka widzę jaka mają behawioryści, byłoby super.  Swoją drogą tylko z behawiorystami na razie udaje mi się nawiązywać dialog.

Ja nie jestem behawiorystą. Ale mam swoje poglądy na metodykę i swoje przemyślenia.

Chciałbym abyś mnie zrozumiała, gdyż ja patrzę na Twoja pracę z zewnątrz. Z tego co mówię, być może, coś dla siebie wyniesiesz.

 

Będzie o ścianie...

Przeźroczystej ścianie...

Ścianie do, której doszła myśl behawioralna.

 

Mój przykład zdania behawioryski C. Maurice jest tego przykładem.

Pierwszy, który zwrócił uwagę na znaczenie zabawy symbolicznej dla rozwoju mowy był nie kto inny jak Piaget. Dla Piageta i mowa i zabawa symboliczna to przejaw tej samej funkcji. Piaget był permanentnie oskarżany przez behawiorystów, zwłaszcza amerykańskich o NIENAUKOWOŚĆ. Piaget do swoich odkryć doszedł bowiem przyglądając się swoim dzieciom i robiąc notatki.

Dlatego myśl piagetowska jest w Ameryce – kolebce behawioryzmu mało znana, gdyż jest nienaukowa. A tu behawiorystka C. Maurice powołuje się na niebehawioralny nienaukowy sposób rozumienia nauczania.

Nie da się w żaden sposób wykazać na związkach S-R powiązania pomiędzy zabawą symboliczną i mową. Jak widać behawioryści nieśmiało zaczęli wprowadzać do nauczania myśl niebehawioralną!

Dla Piageta w nauczaniu wzmocnienia nie miały dużego znaczenia. Dla Piageta bowiem najważniejsza motywacja wynika z zaburzenia równowagi funkcjonujących u dziecka struktur.

 

„Piageta nieustannie pytano (zwłaszcza podczas jego bytności w Stanach Zjednoczonych), czy nauczyciele mogą przyspieszać przechodzenie do kolejnych stadiów rozwojowych ucząc dzieci operacji i struktur niezbędnych do logicznego myślenia, takich jak na przykład odwracalność. Jego wypowiedź jasno wyraża stanowisko w tej sprawie: Pojawia się pytanie, czy uczyć struktur, czy też stawiać dziecko w sytuacjach, w których jest ono aktywne i samo tworzy struktury. Celem nauczania nie jest powiększanie wiedzy, ale stwarzanie dziecku możliwości wymyślania i odkrywania. Gdy uczymy dziecko szybko, powstrzymujemy dziecko od samodzielnego wymyślania i odkrywania... Nauczanie oznacza tworzenie sytuacji, w których można odkryć struktury”. (za M.H. Dembo 1997 s. 315-316)

 

Dodam, że dla Piageta najważniejsza motywacja wynika z zaburzenia równowagi funkcjonujących u dziecka struktur. Takie zaburzenie równowagi ma miejsce wówczas, gdy jakieś doświadczenie jest dla dziecka niepojęte, dziwaczne, niezrozumiałe lub zaskakujące.

 

Po co to piszę. Dlatego, że dostrzegam pewien brak w wykształceniu uczniów prowadzonych czysto behawioralnie. Problem w tym, że to czego brakuje nie jest tak łatwo opisywane.

 

Ktoś, kto był na tej konferencji i może wypowiedzieć się sam na tym forum, powiedział tak po obejrzeniu filmów: „Zobacz Jacek oni pracują bez kontaktu z uczniem” Pytam: „Czy według ciebie możliwe jest aby behawioryści mieli z uczniem kontakt, jak uważasz?” „No oczywiście, ale wtedy było by to zupełnie coś innego”. Dlaczego kontakt z uczniem jest w procedurze bahawioralnej taki trudny? Bo kontakt związany jest reakcją nauczyciela na zachowanie ucznia po za ramami procedury. Reakcja w ramach procedury jest w dużej mierze grą a nie kontaktem. Można powiedzieć, że metodyka behawioralna wymaga od nauczycieli zdolności aktorkich :-))) 

 

Stawiam hipotezę. Być może te największe osiągnięcia behawiorystów miały miejsce tam, gdzie uczniowie mieli kontakt z nauczycielem i gdzie obudzona została ich najsilniejsza motywacja oparta na ciekawości wywołanej przez nauczyciela. Jeżeli tak jest to, zasadnicza zmiana rozwojowa zaszła w sposób niezaplanowany, niejako obok tego, co robili nauczyciele zorientowani behawioralnie.

 

Co ciekawe, formalnie rzecz biorąc, dziecko uczone bez kontaktu i bez wzbudzenia w nim ciekawości, oraz dziecko w którym wzbudzono ciekawość i złapano kontakt, w testach behawioralnych mogą osiągnąć takie same wyniki. Pomiar wykaże to samo, choć dla mnie dwójka tych dzieci będzie zupełnie inna...

Nie wiem czy wyrażam się jasno, ale się starałem przynajmniej...

 

Pozdrawiam wszystkich. Jacol.

JACOL24-10-2006 17:01:03   [#2926]

Swoją drogą tylko z behawiorystami na razie udaje mi się .....

Swoją drogą tylko z behawiorystami na razie udaje mi się nawiązywać dialog.

O sorry!!!! Udało mi się jeszcze z Karoliną!!!!!! - to też przemyślana metodyka domanowska

Karolino przepraszam, ze zapomniałem o naszych długich rozmowach na forum 

 

:-)))

Karolina24-10-2006 17:14:42   [#2927]
;-))
maeljas24-10-2006 19:08:58   [#2928]

Jacku

Nie miałam  zamiaru włączać się do Twojej akademickiej dyskusji z Nelą, ale niejako wywołałeś mnie do tablicy.

W # 2919 napisałeś:

"Był moment konferencji w którym miałem nadzieję na to coś! Kobiety opowiadały o włączaniu dzieci z autyzmem do grupy rówieśniczej. Powiedzialy, że dziecko brało udział w zajęciach wg. (...)I cóż te panie behawioryski na to? Zajęcia wg V. Sherborne służą im jako sprawdzenie, czy zgeneralizowane zostały przećwiczone wcześniej tysiące razy umiejętności społeczne. Dla mnie zajęcia wg. V. Sherborn to początek terapii umiejętności społecznych, a dla behawiorystów mało istotne tło dla sprawdzenia zachowania ucznia. Nie mogę tego pojąć! Bez zajęć w których szanuje się wybory uczniów nie można nauczyć ich samodzielności i kontaktów społecznych - jak mi się wydaje (nadal jeszcze)."

To ja o tym mówiłam i szczerze powiem, że czytając Twój post najpierw zrobiło mi się bardzo przykro, a potem wkurzyłam się.

Faktycznie nie podałam szczegółów, na czym właściwie ta generalizacja polega z racji okrojonego czasu , ale przecież mogłeś osobiście podzielić się ze mną swoimi uwagami, mogłeś się dowiedzieć, co i jak robimy, a nie teraz oceniać tak tendencyjnie.

I cóż te panie behawioryski na to?

 Zajęcia są prowadzone zgodnie z zasadami V. Sherborne

Jakie umiejętności są generalizowane i jak?

  • umiejętności samoobsługowe- dzieci samodzielnie przebierają się do zajęć
  • dzieciaki witają się ze sobą - "witaj Kubuś"  - kierują powitanie do konkretnej osoby
  • zabawa zaczynająca zajęcia utrwala np. znajomość schematu ciała ( pokazujemy noski, oczka itp)
  • naśladowanie - przecież osoby prowadzące (niekoniecznie behawiorystki) takie zajęcia mówią dzieciom, co mają robić (nie puścisz trzylatków na żywioł w sali gimnastycznej - każde zajęcia mają swój plan)
  • jeżeli jakaś zabawa dzieciom się podoba - to ją powtarzamy

Dzieciaki biorą udział w zajęciach dobrowolnie - jeżeli któreś nie chce np. turlać się w kocyku - nie robi tego

I jeszcze jedno:

"Ktoś, kto był na tej konferencji i może wypowiedzieć się sam na tym forum, powiedział tak po obejrzeniu filmów: „Zobacz Jacek oni pracują bez kontaktu z uczniem”

To były filmy szkoleniowe - spłaszczające rzeczywistość - nie mam zamairu wirtualnie udowadniać, że to nieprawda - zapraszam do siebie - Osobiście "sprawdź" czy jest kontakt czy nie, zanim wydasz wyrok

"Reakcja w ramach procedury jest w dużej mierze grą a nie kontaktem. Można powiedzieć, że metodyka behawioralna wymaga od nauczycieli zdolności aktorkich :-))) "

No cóż mamy takie zawody Jacku - nie tylko metodyka behawioralna wymaga zdolności aktorskich:

- nauczyciel prowadząc lekcję - " występuje" przed uczniami

- psycholg prowadząc sesję terapeutyczną  "gra" przed pacjentem

Ty też.

rzewa24-10-2006 19:16:59   [#2929]

Marto,

to czy ten brak kontaktu wynikał z tego, że były to sceny filmowane czy jest tak zwykle nie da się stwierdzić - czyli może powiem tak: Na filmach nie widziałam by kontakt z uczniem był nawiązany, ale czy tak jest w istocie wie tylko nauczyciel pracujący z tym uczniem. To czy jest, czy nie ma kontaktu, się po prostu czuje.

Nie wiem jak sprawy wyglądają w rzeczywistości i wiedziec nie mogę - nie pracuję z takimi dziećmi. Ale mogę powiedziec jak odebrałam to co widziałam. Bardzo możliwe, że inni widzieli co innego...

Przyznam sie, że jestem nieco przestraszona... wyobraziłam sobie prace tymi metodami z moim synem i przyznam sie, że nie była to wizja przyjemna... Ale może przesadzam lub zrozumiałam coś nie tak...
JACOL24-10-2006 19:24:50   [#2930]

Dzięki maelias, że się odezwałaś... :-)))

napisałaś:

Faktycznie nie podałam szczegółów, na czym właściwie ta generalizacja polega

Nie o to mi chodzi !. Metoda V.Sherborne ma swoje indywidualne znaczenie terapeutyczne. W ramach tych zajęć zachodzą pewne niezwykle istotne zmiany w zachowaniu uczniów. Ja odniosłem wrażenie, że sens metody V. Sherborn jako takiej, jest dla Ciebie nieistotny. Jakie znaczenie wg. Ciebie ma ta metoda? Przypisujesz jej jakies znaczenie?

Na pewno sensem tej metody nie jest nauczenie dzieci przebierania się, nauczenie dzieci konwencji powitania, nauczenie gdzie jest ucho a gdzie nos, nauczenie naśladownictwa. Swoją drogą widziałem zajęcia V. Sherborn prowadzone dyrektywnie!!!!!!!!!!!!! Np. nauczycieka w czasie tych zajęć mówi do dziecka: świetnie Krzysiu!!! :-)

- nauczyciel prowadząc lekcję - " występuje" przed uczniami

- psycholg prowadząc sesję terapeutyczną  "gra" przed pacjentem

Jeżeli tak jest, to nie ma sukcesów w pracy. I uczniowie i pacjenci zwracają uwagę na autentyczność - zapewniam cię. Dlatego my mamy inny model superwizji niż behawioryści... :-))))

maeljas24-10-2006 19:50:50   [#2931]

 

Jakie znaczenie wg. Ciebie ma ta metoda? Przypisujesz jej jakies znaczenie?

Ma takie samo znaczenie jak dla Ciebie:

"rozwijanie przez ruch"

1.      świadomości własnego ciała i usprawniania ruchowego,

2.      świadomości przestrzeni i działania w niej,

3.      dzielenia przestrzeni z innymi ludźmi i nawiązywanie z nimi bliskiego kontaktu.

Masz rację -  uczniowie i pacjenci zwracają uwagę - na szczerość  i profesjonalizm

i tego wszystkim nam życzę

maeljas24-10-2006 20:02:09   [#2932]

Ewo

a co konkretnie tak Cię przestraszyło?

maeljas24-10-2006 21:46:54   [#2933]

Ewa

czym jest autyzm?

To jakościowe zaburzenia stosunków społecznych –  objawy:

  • zaburzenie zachowań niewerbalnych,
  • brak kontaktów rówieśniczych,
  • brak potrzeby dzielenia się przeżyciami z innymi ludźmi,
  • brak społecznej lub emocjonalnej wymiany

 Jacek

uczą  przecież psychologów na studiach rozmowy z pacjentem - więc tak do końca autentyczność nie wchodzi w grę....

rzewa24-10-2006 22:49:11   [#2934]

niestety...

bez autentyczności nie będzie efektów w sferze, która dla mnie jest najistotniejsza dla jakości życia - czyli rozwoju wewnetzrnego dziecka. Nie będzie autentycznego kontaktu, czyli sukces, nawet duży, będzie jedynie połowiczny.

Ciekawa jestem jakie znaczenie dla pracy z takimi dziećmi ma autentyczne zaangażowanie terapeuty (np. świadomego rodzica), na ile osiągnięte wyniki są zasługą tego, że świadomy, a na ile tego że rodzic?

....................
A ten brak społecznej lub emocjonalnej wymiany, to jest trwały czy nie? Mnie sie wydaje, że nie do końca... baa, uważam że jest to jedynie pewna niedrożność kanału/ów, a nie ich zupełny brak...

Oraz skąd wiadomo, że jest brak potrzeby dzielenia się przeżyciami z innymi ludźmi - ja bym napisała, że takiej potrzeby nie obserwuje się lub że nie jest ona sygnalizowana. Skąd możemy wiedzieć, że jej nie ma?
maeljas24-10-2006 23:00:08   [#2935]

Ewa

jeżeli chcesz widzieć coś więcej zajrzyj tu http://www.dzieci.bci.pl/strony/autism/index.html

 - ja podałam Ci kliniczne objawy autyzmu - nie mnie z nimi "dyskutować"

JACOL25-10-2006 11:10:20   [#2936]

maelias

maelias napisała:

"rozwijanie przez ruch"

1.      świadomości własnego ciała i usprawniania ruchowego,

2.      świadomości przestrzeni i działania w niej,

3.      dzielenia przestrzeni z innymi ludźmi i nawiązywanie z nimi bliskiego kontaktu.

To ogólniki, jakie wypisują w internecie nauczyciele. Jak Ty wpisujesz sobie w program cele, to formułujesz je w sposób inny - zoperacjonalizowany!

Inaczej: Czym według Ciebie różni się w zachowaniu dziecko, które ma świadomość swojego ciała, od tego które je nie ma? Czym różni się dziecko, które ma świadomość przestrzeni od dziecka, które jej nie ma? Czym różni się dziecko, które dzieli z ludźmi przestrzeń od dziecka, które jej nie dzieli? Czym różni sie dziecko nawiązujace bliski kontakt od tego, które tego nie robi?

Pozdrawiam :-))))

JACOL26-10-2006 11:49:19   [#2937]

maeljas napisała:

szczerze powiem, że czytając Twój post najpierw zrobiło mi się bardzo przykro, a potem wkurzyłam się.

Czyżbyś chciała być prymuską? ;-))

link - podstawowy problem nauczycieli - garb przymusa?

http://www.pion.pl/forum/phpBB2/viewtopic.php?t=899

A teraz poważnie. Dobrze Cię rozmumiem w tym sensie, że ja też przeżywam dużo niemiłych emocji, gdy sie ktoś ze mną nie zgadza. Doskonale rozumiem, że rozmawiając z nauczycielami, tak jak rozmawiam, sprawiam wiele przykrości.

Taka ze mnie czarna owca. Dlaczego tak robię? Bo rozmawiania o metodyce można się tylko nauczycyć rozmawiając o niej. Moim zdaniem, nie potrafimy rozmawiać, bo nie potrafimy sie pieknie różnić. A rozmowa jest potrzebna i mi i Tobie - a przede wszyskim naszym uczniom.

Patrz, kiedyś behawioryści nie uczyli dzieci zabaw symbolicznych. A teraz uczą. Kto pierwszy wpadł na pomysł, aby to robić? To przecież rewolucja - bo wcześniej behawioryści uczyli wyłącznie zachowań mających znaczenie praktyczne, funkcjonalne...

Kiedyś behawioryści w diagostyce nie posługiwali się pojęciem Strefa Najbliższego Rozwoju do czasu gdy behawiorysta niejaki Shopler wprowadził do diagnostyki behawioralnej pojecie SNR i nazwał te umiejetności "wyłaniające się" lub "obiecujące". To przecież rewolucja! Wcześniej diagnostyka behawioralna polegała tylko na sprawdzeniu, czy dziecko opanowało umiejętności prostsze, podstawowe, będące podstawą do uczenia umiejetności bardziej złożonej.

Behawioryści inspirowani byli Pigetem i Wygotskim - a więc psychologami z nurtu poznawczego, których zresztą oficjalnie lekcewarzyli, a w swoich książkach nie powołali się na nich - zapewne dlatego, że wstyd im było sie powoływać na opracowania mało naukowe.

Mi chodzi o to, żeby w następnej książce napisanej przez maelias, albo bratka (albo wspólnie) znalazło się coś czego jeszcze żaden behawiorysta nie zauważył. Moim zdaniem inspiracja do rozwoju mysli behawioralnej przyjdzie z zewnątrz. Pod wpływem dialogu z nienaukowym myśleniem. 

Przez to, ze prawie każde konferencyjne wystąpienie kończone było reklamowym hasłem "To nie fantazja, to naukowe podejście", tacy ludzie jak ja - niebehawioryści postawieni zostali niejako do kąta. Naukowe (czytaj nowoczesne, skuteczne) jest to co robią behawioryści. Inna pedagogika, jakimś przypadkiem może przynosić efekty, ale w porównaniu do behawioralnej awangardy jest ona dość atawistyczna...

Ja myślę, że jest odwrotnie, że behawioryzm stoi przy ścianie. Inspiracją dla Was mogą być tacy jak ja, nie uważasz?

Maelias napisała:

Nie miałam  zamiaru włączać się do Twojej akademickiej dyskusji z Nelą

Może sie mylę, może jestem przewrażliwinony, ale takie stwierdzenia - zawsze kojarzą mi się z powszechnym lekcewarzeniem sobie przez pedagogów wiedzy.

Nie dziwi mnie to w ustach przeciętnych pedagogów pracujących mało świadomie, intuicyjnie, którzy cokolwiek robią widzą w tym dobro dziecka. Ale w ustach behawiorystki mnie takie stwierdzenie razi. Naukowość behawioryzmu polega przecież na tym, że bardzo wiele dyskusji teoretycznych przekłada sie na praktykę działania. Behawioryzm wyrasta na myśleniu. Można powiedzieć, że behawioryści świadomie każdy swój krok wobec dziecka podporządkowują wiedzy (takiej jaką uznają za prawdziwą). Wiedza ta jest teorią. Behawioryzm jest stosowaną w praktyce akademicką dyskusją - nie sądzisz?

Z tego typu dyskusji wynikają wprost bardzo ważne decyzje odnośnie dziecka. Przede wszyskim pisany program. Można powiedzieć, że moja krytyka behawioryzmu zawiera sie w innym sposobie pisania rogramów:

Ja piszę je tak:

http://www.pion.pl/forum/phpBB2/viewtopic.php?t=854

To już nie jest akademicka dyskusja, chociaż, aby tak pisac program, taka dyskusję musiałem odbyć. Bez swobodnego poruszania się po różnych teoretycznych problemach nie można dobrze odpowiadać na proste pytania dotyczące konkretnego dzicka. Ja do tych moich akademickich dyskusji odwołuje się wprost formuując radę dla nauczyciela podczas superwizji.

Nie jest mi łatwo wcale być czarną owcą. Ale ktoś musi, nie sądzisz? :-)))))))))

maeljas26-10-2006 16:31:21   [#2938]

Jacek

Po pierwsze

pisząc zdanie "szczerze powiem, że czytając Twój post najpierw zrobiło mi się bardzo przykro, a potem wkurzyłam się" miałam na myśli to, co napisałam :"mogłeś osobiście podzielić się ze mną swoimi uwagami, mogłeś się dowiedzieć, co i jak robimy, a nie teraz oceniać tak tendencyjnie." a nie to, że nas skrytykowałeś.

Łopatologicznie - będąc w Krakowie mogłeś od ręki rozwiać swoje wątpliowści lub utwierdzić się w swoim zdaniu. Nie zrobiłeś tego, mimo, że miałeś okazję ku temu - tylko tu na forum  wyraziłeś swoją negatywną ocenę .

Ja to traktuję jako obgadywanie poza plecami. I to mnie właśnie wkurzyło.

Po drugie

Nie będę z Tobą  prowadzić dyskusji - bo mi się nie chce  ( bynajmniej nie z powodu " lęku prymuski") - nie chce mi się, bo prowadząc dyskusję ( nie tylko ze mną) przyjmujesz postawę biernoagresywną a ja nie mam ochoty się wystawiać.  

A i czasu na to nie mam

PS.

Nie lęk prymuski za mną w tym momencie przemawia a wiedza:

-lekceważyć piszemy przez ż  - bo wymienia się na g ( waga)

Pozdrawiam.

ejrut26-10-2006 16:35:01   [#2939]

Marto...odbierz pocztę...wysłałam na adres szkoły...

                                               Pozdrawiam

maeljas26-10-2006 16:46:07   [#2940]

Ela

właśnie odpisałam  :)))))

Dzięki

JACOL26-10-2006 18:35:56   [#2941]

maelias napisała:

:"mogłeś osobiście podzielić się ze mną swoimi uwagami, mogłeś się dowiedzieć, co i jak robimy, a nie teraz oceniać tak tendencyjnie." a nie to, że nas skrytykowałeś.

Łopatologicznie - będąc w Krakowie mogłeś od ręki rozwiać swoje wątpliowści lub utwierdzić się w swoim zdaniu. Nie zrobiłeś tego, mimo, że miałeś okazję ku temu - tylko tu na forum  wyraziłeś swoją negatywną ocenę .

Na prawdę uważasz, że krytykowanie jest czymś nie w porządku???? Możesz to jakoś uzasadnić? Ja myślałem, że jest czymś najlepszym co można zrobić! Jest czymś najlepszym co mogę zrobić dla Twoich uczniów!  Ja często martwię się tym, że nikt nie chce się odnieść do tego co mówię publicznie o metodyce. Wiesz dlaczego? Bo specjalistów to "g" obchodzi! Ja potraktowałem Ciebie i to co mówisz niezwykle poważnie. Bardzo uważnie cię słuchałem i mój punkt widzenia przedstawiłem bardzo wyraźnie. Większości słuchaczy widać nie interesowało za bardzo co mówiłaś. Mnie bardzo.

Wystąpiłaś publicznie. Dlaczego więc nie jest możliwa publiczna rozmowa o tym co robisz. Nie jest to przecież Twoja prywatna sprawa. Masz na tym forum takie same prawa jak ja. Możesz przedstawić swój punkt widzenia tak samo jak ja. Nie masz chęci i ochoty - OK. Przejrzyj fora nauczycielskie. Nikt nie ma ochoty. Nikt z nikim poważnie o pracy nie rozmawia. Przyzwyczaiłem się do tego.

Po za tym moje uwagi dotyczyły w ogóle myślenia behawioralnego, a nie Twojej pracy. Czy nie masz ochoty jednak bronić tego sposobu myślenia? Skąd to obrażanie się na krytykę? Nie była ona osobista. Dotyczyła sposobu pracy. Ja cały czas zastanawiam się jak pracuję. Jak czegoś nowego się dowiem, albo ktoś da mi do myślenia to się cieszę...

Mnie metodyka fascynuje. Ja skończyłem kierunek studiów o innym profilu. Jak rozpoczynałem pracę z niepełnosprawnymi dziećmi, to w ogóle nie miałem o tym pojęcia - zatrudniałem fachowców - pedagogów specjalnych. Miałem zawsze wobec nich kompleks. Zacząłem czytać ksiązki i pytać. Pytałem się wszyskich, których podejrzewałem, że coś umieją. Przede wszyskim swoich nauczycieli z przedszkola. Nadal się pytam. Na przykład do pani dr Piszczek, o której wspominał Fakir pojechałem specjalnie na cały dzień i pytałem się. Do niektórych placówek też się wpraszałem i pytałem się. Nadal się pytam. Ciebie też się pytam. Jak rozumiesz to co robisz....

To takie nieprzyzwoite pytania?

Powiem jeszcze tyle. Lubię jak mnie ludzie się pytają. Zawsze, każde pytanie traktuję poważnie. Nie ma pytań głupich albo niezasadnych. Sam cząsto zadaję banalne pytania. Lubię odpowiadać na pytania specjalistów bo zmuszają mnie one do myślenia o tym co robię.

Jakoś nie zamierzam nie pytać. Jeżeli wygłaszacie jakieś poglądy metodyczne to mam, jak sądzę prawo się was pytać. Ból specjalistów, którym zadaje się pytania na temat tego robią jakoś mnie nie wzrusza. Bardziej dla mnie liczy się los niepełnosprawnych dzieci którym pomagamy. Dzieci się nie zapytają, rodzice nie mają odwagi - a nawet jak pytają, można ich łatwo zbyć. Dlatego my powinniśmy sami się patrzec sobie na ręce i zadawać niewygodne pytania. Także tu na forum. Tak przynajmniej myślę. To taki wymóg etyczny.

lekceważyć piszemy przez ż  - bo wymienia się na g ( waga)

przepraszam :-(

 

Jacek

JACOL26-10-2006 22:58:54   [#2942]

Chcę wrócić do problemu - bo jest ciekawy....

Zacznę od cytatu bardzo znanego wszystkim behawiorysty O.I. Lovaasa:

 

„Jednym z głównych problemów charakteryzujących nauczanie dzieci niepełnosprawnych umysłowo jest niemożność ustalenia do kogo należy kontrola. Wielu dorosłych otrzymało wskazówki, aby obchodzić się ze swoimi dziećmi „jak z jajkiem”, to znaczy nie stawiać im zadań, nie irytować, nie przeszkadzać im i poszukiwać ich kruchego ego. Jeśli mamy się kierować pryncypiami wyznaczonymi w tej książce, musimy uznać tę radę za błędną wskazówkę. Niech dzieci wiedzą, że ty jesteś szefem. Niech wiedzą, że wszyskie przywileje, którymi się wcześniej cieszyły, zostaną im odebrane w razie złego zachowania, a gdy ponownie na nie zapracują, to właśnie dorosły zadecyduje o czasie i sposobie ich przyznania” O.I Lovaas 1993 s. 281

 

„Dzieci niepełnosprawne umysłowo nie skorzystają wiele z sytuacji, w której same projektują swój program nauczania, lub system charakteryzujący się dużą liczbą takich zajęć” tamże s. 258

 

„Może to zabrzmieć okrutnie, lecz jeśli nasze dane są prawidłowe, do dobrze zaprogramowane, hierarchicznie „autorytarne” otoczenie jest najlepszym środowiskiem dla niepełnosprawnych dzieci” tamże s. 282

 

Starczy cytatów.

 

Maeljas (behawiorystka) w swoim wystąpieniu opowiadała jak włączała dziecko prowadzone behawioralnie w zajęcia wg V. Sherborn – czyli zajęcia w których obchodzimy się z dziećmi „jak z jajkiem”, dgzie to dzieci maja zasadniczy wpływ na przebieg zajęć, gdzie dzieci same mogą projektować sytuację.

No to ja nastawiłem uszy, aby zrozumieć po co ona to robi, skoro jest behawiorystką.

Behawioryści mają zgodę na zajęcia niedyrektywne. W książce Lovaasa jest rozdział : 20% zabawy, ale znaczenie tego typu zajęć jest dwojakie:

- jako forma odpoczynku, chwila wytchnienia po ciężkim treningu

- lub jako miejsce sprawdzenia czy ich uczeń generalizuje wcześniej nauczone umiejętności.

Dla Lovaasa i innych behawiorystów jak sądzę, ważne byłoby sprawdzenie czy dziecko przywitało się bez przypominania przed zajęciami, czy potrafi pokazać gdzie ma ucho a gdzie nos, czy potrafi naśladować ruchy innych dzieci lub ruchy nauczyciela.

To wszystko.

Moim zdaniem to błąd. Te zajęcia mogą mieć dużo głębszy sens.

 

Moim zdaniem równy honor jest bronić stanowiska Lovaasa i powiedzieć, że te niedyrektywne zajęcia same w sobie dużo dzieciom nie dają, jak i wykazywać ich duże znaczenie. Także żadną hańbą chyba nie jest nie posiadanie zdania na ten temat i zapytanie się mnie, jakie jest moje, albo jakie zdanie ma, powiedzmy bratek.

 

I to by było na tyle...

 

 

JACOL27-10-2006 08:56:19   [#2943]

i jeszcze cos dodam...

Gdyby na sali był prof Lovaas całkowicie zgodziłby się z Twoim stanowiskiem maeljas. To, że magister Jacol ma inne zdanie, nie musi Cię tak denerwować.

Już wczesniej wspominałem, że moim zdaniem behawioryści doszli do ściany. Wprowadzenie przez behawiorystę Schoplera diagnostyki Strefy Najblizszego Rozwoju jest tego dobrym przykładem. Myślenie w kategoriach SNR jest bowiem bliższe niedyrektywnemu podążaniu za dzieckiem niż behawioralnemu trzymaniu kontroli.

Chcę wrócić do diagnostyki Strefy Najbliższego Rozwoju w ujęciu behawiorystów.

Diagnostyka SNR zaczyna się przecież od zastanawiania się czego chce dziecko.

Schopler (behawiorysta) napisał o tym tak:

"Dziecko próbowało ściągnąć buty i skarpetki, kiedy wróciło ze szkoły do domu.... Dziecko popchnęło krzesło i próbowało wspiąć się, by dosięgnąć słoika z dżemem (...) Próbowało użyć grabi po tym jak zobaczyło ojca posługującego się nimi w ogrodzie" (Schopler E., Reichler R.J.,Lansing M. 1995 s. 47)

Tu chodzi wprost o nauczanie tego czego chce dziecko. Pytanie brzmi. Czy chodzi tylko o to, że nauczanie tego czego chce dziecko jest łatwiejsze, czy także o coś innego? Moim zdaniem, gdyby chodziło tylko o to aby nauczanie szło szybciej, wystarczałoby wyrzucać z programu te umiejętności, które "nie idą" - ale to robili behawioryści zawsze. Tu chodzi o coś innego - a na pewno chodziło o coś innego Wygotskiemu - twórcy pojęcia SNR, które przejął behawiorysta Schopler.

Ja słysząc jak maeljas opowiada o włączaniu dziecka do zajęć wg V. Scherborn liczyłem, że dostrzegła ona w nich jakąś wartość. Zawiodłem się, ale jestem przekonany, że kiedyś, któryś z behawiorystów, po przemyśleniu, odkryje jakieś inne znaczenie zajęć niedyrektywnych oprócz czasu odpoczynku lub miejsca testowania procesu generalizacji. Pożyjemy, zobaczymy...

Fakir231-10-2006 20:43:17   [#2944]

- - -

Jutro dzień wyjątkowy.

Wszystkich Świętych.

Także tej ogromnej rzeszy bezimiennych, których świętości się nie dostrzegało, nie zauważało, nie brało jakby pod uwagę...

"Naszych" - tych, których sami nazwaliśmy "ludźmi specjalnej troski"...

- - -

Jak co rok, pójdę jutro na groby swoich Bliskich, zapalę świeczkę przed symbolicznym grobem Ks. Jerzego i...

Gdzieś tam, na środku pustej alejki na skraju cmentarza zapalę znicz radości naszym świętym "SPECJAłom"...

- - -

Oni przeżyli swoje życie, nieraz bardzo cierpiąc...

Oni przeżyli nasze oddziaływania pedagogiczne, nasze metody, naszą opiekę i trud...

Oni przeżyli swój czas...

W świętości - jakże często bowiem nie mogli nawet grzeszyć?

- - -

Wykorzystajmy ich siłę TAM - skoro TU tej siły nie mieli, nie była im dana...

Mamy swoich patronów, opiekunów w niebie!

Radujmy się z tego !!!

- - -

A mój Synek stwierdził dzisiaj, patrząc z okien samochodu na mijane plakaty reklamowe, że on nie będzie na tego i tego i tego głosował, bo mają takie "nietwarzowe" zdjęcia...

A on chce, by jego przedstawiciel był reprezentacyjny i "jakoś wyglądał"...

Może to jest jakieś wyjście ?!?

Fakir231-10-2006 20:55:13   [#2945]

Uzupełniam...

"Nietwarzowe" i "niewyjściowe" zdjęcia są wg mojego Syna na plakatach...

:)))

ejrut02-11-2006 06:49:57   [#2946]

Ten wyjątkowy dzień był wczoraj ...ale ja jeszcze dziś go przeżywam....za dużo bliskich na cmentarzu....za dużo....

I ta pogoda...wiatr, deszcz....a dziś rano jeszcze do tego padający śnieg.........I jak tu iść do pracy dzisiaj???

ejrut04-11-2006 08:25:56   [#2947]

Dzisiaj weekend....za oknem piękna, słoneczna pogoda.....

Byłam już rano na zakupach...

Po drodze spoglądały na mnie znowu,,inne " twarze z plakatów wyborczych........inne niż były wczoraj.  Jedni naklejają swoje podobizny na drugich....

Chętnych do pracy w samorządzie dużo....bardzo dużo.....

Mam nadzieję, że znajdą się w samorządach ludzie, którzy będą myśleli ciepło o naszych dzieciach i o ich potrzebach......i że  szkoły specjalne znajdą się  pod szczególną opieką samorządów.......tak mi się marzy po cichutku.........

Maelka04-11-2006 08:46:33   [#2948]

" Chętnych do pracy..." - miło czytać. Ciekawa jestem, co by było, gdyby za pracę tylko dobre słowo i satysfakcja miały być zapłatą.

Zgryźliwe to. Ale jeśli czytam o 300 mln wydanych na kampanię (i 22 mln. z a p l a n o w a n e na wyjazdy dla dzieci) to się od razu humor warzy.

I za to warzenie przepraszam..

Miłego dnia!

:-)

Fakir205-11-2006 20:53:26   [#2949]

Braciszek zaczął sezon świąteczny...

Przed chwilą otrzymałem plik kartek z poleceniem przekazania Świętemu Mikołajowi (vel "Gwiazdorowi")...

Po wyjściu Brata oczywiście kartki rozwinąłem - w końcu ten "Gwiazdor" to ja...

Na kilku kartkach Brat przepisał przypadkowe teksty (nie umie pisać, ale umie kopiować litery...). Wierzy w potęgę słowa pisanego...

Poszedłem do Niego i mówię, że "Gwiazdor" dał mi już wiadomość, że prosi o informacje szczegółowe - najlepiej, żeby narysował to, czego by oczekiwał od niego...

Po pewnym czasie dostałem kolejne kartki.

Nauczony doświadczeniem mówię, żeby może mi te rysunki objaśnił, bo...

Zostałem objaśniony...

Reasumując życzenia: komputer (ale dobry!) z drukarką (a jakże!), telefon komórkowy (żeby już nie musiał tyle płacić! sic!!!), elektryczną maszynkę do golenia (bo ciągle od ciebie biorę), torbę turystyczną (bo ta od ciebie się zepsuła)... To wszystko...

Głupio (i pełen sarkazmu) się pytam: Tylko tyle?!?!

A On: Nie chcę za dużo, żeby "..."Gwiazdor" wytrzymał..." - finansowo...

- - -

Mówię - Braciszku, "Gwiazdor" to też człowiek i forsy specjalnie nie ma...

Odpowiedź - Nie?!?! No to ty też nic nie dostaniesz!!! Koniec!!! Nie ma prezentów!!!

I poszedł do siebie a ja z gębą rozdziawioną zastygłem - aż mi papieros wypadł na podłogę...

- - -

Po dziesięciu godzinach wykładów (chociaż to niedziela), upierdliwie nudnym przygotowywaniu prezentacji w "pałerpoincie" szkolenia dla Bartoszyc i myśleniu o moim osobistym konkursie na dyrektora, tylko precyzyjne zmieszanie składników zestawu "gin&tonic" mogło mnie uratować!

Co też uczyniłem...

Mieszanka "Bombay Shaphire", "Seagrams Lime Twisted", tonicu Kinley'a, kostek lodu i odrobinki zwykłej cytryny - oczywiście w odpowiednich promocjach - jest zbawienna!!!

:))))

Uroczyście ogłaszam sezon "Świąt Bożego Narodzenia" za otwarty !!!

Konto zapomniane09-11-2006 18:57:02   [#2950]
Bartoszyce pozdrawiają Poznań...O....:) ....:)
strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 58 ][ 59 ][ 60 ] - - [ 84 ][ 85 ]