Forum OSKKO - wątek

TEMAT: SPECJA-ły
strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 44 ][ 45 ][ 46 ] - - [ 84 ][ 85 ]
JACOL08-03-2006 09:20:59   [#2201]

Fakir do mnie:

No i znowu Jacku do Ciebie…

W kontekście Twego ostatniego zdania do Ejrut…

Mogę mieć prośbę?

 

Jeśli znajdziesz chwilę czasu to pomyśl:

Święta Tereska (ta od Dzieciątka Jezus) została świętą w pewnym sensie także dzięki temu, że miała „parszywą” (w ocenie hagiografów – mnie przy tym nie było) przełożoną…

Pytanie: Czy te działania przełożonej, które „wykańczały” psychicznie (powodując m. innymi narastanie poziomu lęku) i fizycznie św. Tereskę, nie powodowały równocześnie „oddalania” od owej przełożonej wizji jej własnego uświęcenia (będącego przecież celem każdej zakonnicy)?

Po ludzku…

Po „bosku”…

Po chrześcijańsku…

 

Och ta mentalność siostry przełożonej! Na ustach wiele słów o miłości, dobroci, pięknie i sprawiedliwości. Do tego ten nie ustępujący z twarzy wyraz zatroskania o uświęcanie innych. To przekonanie, że trzyma się Pana Boga za palec u nogi. To dostrzeganie wad i złośliwości innych z którymi trzeba walczyć (miłością oczywiście). Ta pewność, że się wie co dla innych jest dobre .

No cóż, ja mam ochotę w takich okolicznosciach złośliwie powiedzieć jakieś wulgarne słowo.

A świeta Tereska była za młoda i za głupia aby się sprzeciwić. Pan Bóg jest miłosierny i na pewno jej to wybaczył.

 

Ps. Odmiana świeckiej wersji siostry przełożonej pokazana została w "Locie nad kukułczym gniazdem"

Fakir208-03-2006 09:47:59   [#2202]

Wybaczył Św. Teresce to, że była za głupia i za młoda, by się sprzeciwiać, czy przełożonej, że była wredna?

- - -

Masz rację - taka mentalność jaką przedstawiłeś - nie wsparta działaniem, prawdziwym poświęceniem i oddaniem, nie wsparta praktyką jest niedobra i wkurzająca...

JACOL08-03-2006 09:57:02   [#2203]

Ależ Krzysztofie!

Mentalność którą przedstawiłem zawsze jest wspatra działaniem, prawdziwym poświeceniem i oddaniem. Zawsze też jest wsparta praktyką. Inaczej takie osoby nie wykańczały by innych psychicznie! Jedyny błąd jaki popełniają te osoby, leży w przekonaniu, że są jakoś lepsze od innych. Cała reszta jest konsekwencją tego błędu w spostrzeganiu siebie samego.

J.

Fakir208-03-2006 10:12:24   [#2204]

Ależ Jacku!

Zdarza się przecież że i słowa i czyny są zgodne treściowo, prawda?

Tylko, że wtedy osoby te nie mają przekonania, że są lepsze od innych...

I tych innych to własnie wtedy drażni (zauważ, jak wielu świętych zginęło tragicznie)...

Ja takich dobrych ludzi znam wielu (także osobiście - nie wszyscy już zdążyli umrzeć...)...

Pozdrawiam :)

JACOL08-03-2006 10:48:45   [#2205]

Ależ Krzysztofie! Ależ Jacku! :-) :-) :-) !!!!

Czy ci dobrzy, których znasz mają na ustach wiele słów o miłości, dobroci, pięknie i sprawiedliwości? Są w pełnej gotowości do walki z wadami i złośliwościami swoich bliźnich? Ja zawsze miałem wrażenie, że im człowiek lepszy tym więcej widzi w bliźnich dobra i tym mniejszy ma zapał do nawracania kogokolwiek.

O siostrach przełożonych też można pomyśleć ciepło. Nie jest bowiem tak, że to jakie są, jest efektem ich świadomej decyzji. Przede wszystkim, nie dostrzegają one jak ich zachowanie krzywdzi innych. Siostra przełożona Św. Tereski była przekonana, że robi dobrze i służy słusznej sprawie. Każde zło uzasadniane jest jakimś dobrem niestety.

J.

Kita08-03-2006 12:04:53   [#2206]

> Kito nikt nie upoważnił cię do oceniania osób ani tego wątku.
Żeby wypowiadać się na tym forum trzeba mieć upoważnienie? Czyje? Jak można je zdobyć? Jeśli trzeba upoważnienia, to kto Ciebie, Ejrut, upoważnił do zwracania mi uwagi?

Aż w końcu, proszę wskazać mi wypowiedzi, w których oceniałam osoby lub ten wątek. W wypowiedzi nr 2178 wyraźnie napisałam, że chcę uniknąć takich ocen. Ale skoro zbierać baty, to przynajmniej niech będzie za co. Więc się wypowiem i ocenię.

Oto moja ocena:

Niezrozumiałe jest to oczekiwanie, że w tym wątku będzie się prowadzić dyskusje merytoryczne. I pretensje zgłaszane z powodu, że ktoś nie chce ich podjąc, bądź nie ma wystarczających kompetencji ku temu.

Fakir załozył sobie bloga, w którym opisuje swoje stany emocjonalne, fizyczne, sympatie, wrogości, przekonania religijne i głębię własnej wiary, historię swojego życia, rodziny, wybranych podopiecznych, prowadzi kalendarz imienin, imprez w których uczestniczy. I wszystko byłoby w porządku, jasno i klarownie, gdyby nie zapowiedział, że robi to po to, aby "czynić dobro". Uważa, że śledząc jego życie, otoczenie stanie się lepsze. Że zwróci tym uwagę na problemy niepełnosprawnych. A jedyne co robi, to zwraca uwagę na siebie.

Każdy człowiek ma prawo sobie uważać co mu się żywnie podoba. Każdy człowiek ma prawo uważać, że przekonanie innego jest pozbawione podstaw. Ja osobiście twierdzę, że swym istnieniem i życiem dobro czyniły wyjątki jedynie, począwszy od Jezusa, poprzez rozmaitych świętch, skończywszy na Janie Pawle II. Stawianie się własnymi rączkami w szeregu z nimi uważam za przejaw niezwykłej pychy i budzi we mnie niechęć. Ale to moja opinia.

Jest to więc blog prowadzony przez załozyciela. Blog pełen próżności, autokreacji. Dość niesmaczny, przez te peany wygłaszane pod własnym i wzajemnym adresem. Niesmaczny przez ocenę poziomu szlachetności i doroci innych. Fakir przyznaje sobie prawo do oceny ludzi, stawiając siebie jako wzorzec i punkt odniesienia. I wszystko ze słowami miłości i Boga na ustach. Święta Inkwizycja jednym słowem. Równiez paliła na stosie w imię miłośierdzia i dla dobra palonego heretyka, przepełniona miłością do niego.

Próby dyskusji merytorycznych przerywane są zapowiedziami imienin, relacją z życia osobistego Fakira i polemiką z osobami, które go nie wielbią. Szkoda ich, bo giną w tym blogowisku.

Ustalmy więc, że ten blog to taka kolacja u wója Fakira i cioci Fakirki. Nie oczekujmy więc tu merytorycznej dyskusji.

Nie wiem tylko, dlaczego facet załozył sobie bloga na tematycznym forum OSKKO, zamiast w miejscu adekwatnym dla blogów. Ale w końcu nie wszystko muszę rozumieć.

Dlaczego zaglądam do tego wątku? Z tego samego powodu, dla którego Ty teraz czytasz mój post. Jak się komuś nie podoba moja opinia, może jej nie czytać. :))

ejrut08-03-2006 13:55:43   [#2207]

Kito!!!

Nie znoszę złośliwych, zawistnych osób....

Z twoich wypowiedzi zieje takim jadem , że pewnie zatruwasz nim osoby będące w twoim otoczeniu.....współczuję im.

Dlaczego zaglądam do tego wątku? Z tego samego powodu, dla którego Ty teraz czytasz mój post.

Nie zgadzam się z tobą.....ja na pewno nie wchodzę na ten wątek z takiego samego powodu co ty.........

Na pewno cel mamy różny................bardzo różny........Na ten temat nie będę się rozwodzić bo widać to gołym okiem........ czytając twoje posty.

Jest wiele wątków na tym forum ....... może tam przyjmią cię z otwartymi ramionami???

Choć wątpię...bo takich złośliwców jak ty każdy unika albo ich ......ignoruje.( to też sposób)

Ale........możesz założyć przecież swój własny wątek...........i nie wpraszać się ,,na kolacyjki do wujka..."

Dobrze, że jeszcze są przymrozki.......to może wymrożą jeszcze co nieco...

Renata08-03-2006 14:43:20   [#2208]

Co prawda, wypowiedź którą przytoczę skierowana jest do Karoliny, niemniej jednak chciałabym zrozumieć ją lepiej, stąd kilka pytań... 

 

Uczymy - może nie w sposób znacząco zorganizowany, odgórnie zaplanowany...

Możesz przedstawić te sposoby, jeśli nie są one zorganizowane i zaplanowane odgórnie? Jak to wygląda? Możesz podać kilka przykładów?

No i nie każdego rodzica, bo u nas tego rodzica czasem ciężko "złapać" (dowozy, które prócz dobra przyniosły tez wiele złego)...

Czy to oznacza, że dowozy dzieci są przyczyną braku kontaktu z niektórymi rodzicami? W jaki sposób szkoła zachęca tych rodziców do kontaktu z Wami?

Ale też przekonujemy (wykorzystując osoby znaczące) bardzo często do tego, że w ogóle warto dać dziecko, robić coś z dzieckiem.

Do przekonywania rodziców wykorzystujecie "osoby znaczące". Kim są te osoby? To osoby z zewnątrz szkoły? Jaki wpływ mają te osoby na podjęcie decyzji przez rodziców o tym by "dać" dziecko do szkoły? Co to znaczy "robić coś z dzieckiem"?

W tych przypadkach nie ma przecież mowy o uczeniu a o przekonaniu (najpierw).

Na czym to przekonanie polega? Tylko na tym, by dziecko "dać" do szkoły, czy też są za tym stwierdzeniem ukryte jeszcze inne szczegóły?

JACOL08-03-2006 20:41:50   [#2209]

ja jeszcze w temacie przekonywania rodziców

Chciałbym Wam zwrócić uwagę na różnice w uczeniu rodziców o różnych postawach rodzicielskich.

Zacznę od rodziców nadopiekuńczych.

Jeżeli chodzi na przykład o rodziców nadopiekuńczych to najważniejsze w ich uczeniu będzie wykonanie przez nich uczonej czynności przez nas. To czego zwykle uczymy tych rodziców to umiejętność stawiania swojemu dziecku wymnagań, pozwalania na aktywność ruchową dziecka, nie wyręczania rodzica w róznego rodzaju czynnościach. Rodzice nadopiekuńczy mają olbrzymi lęk, że ich dziecku stanie się krzywda lub/i o to, że stracą miłość swojego dziecka. Świat jawi im się jako pełen zagrożeń. Starają oni się chronić swoje dziecko przed tymi zagrożeniami. Sądzą także, że jeżeli postawią swojemu dziecku wymagania, to ich dziecko przestanie ich kochać.

Do uczenia wybieramy coś nie za trudnego. Na przykład, aby rodzic nie pozwalał swojemu dziecku podczas posiłków zrzucać talerze ze stołu.

Tłumaczymy rodzicowi dlaczego jest ważnym, aby to on sam postawił swojemu dziecku takie wymaganie. Najczęściej nie jest to trudne gdyż rodzice nadopiekuńczy widzą, że z dziecka rośnie "mały tyran".

Potem pokazujemy to rodzicowi i prosimy, aby przy nas podczas posiłku nie pozwalał swojemu dziecku na zrzucanie talerzy. Dla takiego rodzica wykonanie tej czynności będzie dużym stresem. Będzie się bał utraty miłości dziecka. Zrobi to jeżeli będziemy stali obok i go wspierali. I cóż takiego się wydarzy? Dziecko wcale się od rodzica nie odwróci! Co dla tego rodzica będzie zaskoczeniem! Rodzic będzie miał poczucie sukcesu i nowe doświadczenie, które go zmieni!

Gdybyśmy tylko tłumaczyli rodzicowi jak ważne jest postawienie jego dziecku wynagań, jedyne co byśmy uzyskali to zwiększenie się u tego rodzica poczucia winy.

Gdy np. uczymy go aby zamiast swoje dziecko wnosić do mieszkania na czwarte piętro pozwolił mu wejść samemu, tylko przy jego asyście - dajemy rodzicowi doświadczenie, że dziecko to przeżyłe i rodzic :-). Dla tego rodzica to doświadczenie nowe i niepojete. Tego nie da się wytłumaczyć. Ten rodzic musi to przeżyć.

Pozdrawiam wszystkich ciepło. J.

Fakir209-03-2006 08:28:29   [#2210]

Znowu nowy dzień :)))

Z nadzieją, że wszyscy „tubylcy” zarówno ci nastawieni pokojowo do świata, jak i ci nastawieni nieco bardziej „wojowniczo”, ci bardziej i ci mniej mądrzy, ci młodsi i ci starsi – słowem wszyscy – przespali noc minioną dobrze (jeśli już śniąc to o samych pięknych rzeczach), przespali ją snem wyspania dającym prawdziwe odpocznienie – otwieram dzień kolejny SPECJAów :)

 

Wszystkim obudzonym niechaj w ich dobrych i sensownych działaniach się darzy !!!

 

Oby ten dzień, który stawia przed nami wyzwania stare i nowe, będzie dla nas dniem przeżytym godnie...

 

Czego i sobie życzę :)))

 

- - -

 

Wszystkim dzisiejszym Jubilatom – zwłaszcza tym o których jubileuszu zapomniano – oraz Solenizantom (są nimi dzisiaj Apollo, Dominik, Franciszka, Katarzyna, Mścisława, Prudencjusz i Taras) życzę wszystkiego obiektywnie najlepszego :))

 

A do jutra muszą poczekać: Aleksander, Bożysław, Cyprian, Makary, Marceli i Porfirion...

 

- - -

 

Jacku! Dobre...

Jak mi się "przewalą" studenci chciałbym coś dorzucić :)

Fakir209-03-2006 13:28:51   [#2211]

- - -

Chwila przerwy...

Czy Wy też tak macie, że „wpada” tyle nieplanowanych spraw do załatwienia? Choćbym nie wiem jak starał się zaplanować swój czas, optymalnie zorganizować – zawsze coś wpadnie...

- - -

Jacku, pytasz: „...Czy ci dobrzy, których znasz mają na ustach wiele słów o miłości, dobroci, pięknie i sprawiedliwości?...”

Tak, znam takich, którzy sami będąc bardzo dobrymi ludźmi także głoszą dobro (piękno, sprawiedliwość), opowiadają o nim i się nieledwie nim zachłystują...

Mają dobro i w sercu i na ustach i w czynach. I mają zapał do „nawracania”, jak to określiłeś („nawracanie”, głoszenie itd. wpisane jest przecież w obowiązki każdego chrześcijanina jako realizowanie misyjnego nakazu Chrystusa i jeżeli jestem chrześcijaninem, to to po prostu robię...).

Nie znam natomiast odpowiedzi na Twoje pytanie czy: „...Są w pełnej gotowości do walki z wadami i złośliwościami swoich bliźnich?...”.

Cżesto nie są... To raczej oni są obiektem ustawicznych ataków, ale to już osobna kwestia...

- - -

Dwa słowa o uczeniu rodziców.

Do wypowiedzi Jacka dodałbym jeszcze i to, że obok (równolegle? przedtem?) owego uczenia umiejętności stawiania dziecku wymagań, trzeba „uczyć” tych rodziców także dostrzegania możliwości, „pozytywnych stron” ich dziecka.

Dostrzegania możliwości – czyli należy ukazywać (przez wytwory ale też i przez przykłady w miarę aktywnego uczestnictwa w różnych działaniach), że ich dziecko „wiele może”, że ma pokłady często nieujawnianych w „warunkach domowych” możliwości oraz, że są inne, niż te oferowane przez rodziców, działania, które przynoszą temu dziecku radość.

Pozytywne strony – czyli (oprócz tego co wyżej) także prezentacja „korzyści” jakie niesie niepełnosprawne dziecko swoim istnieniem światu (o tym dużo i pięknie pisze Jean Vanier).

- - -

Racja...

Wielu rzeczy się rodzicowi nie powinno się tłumaczyć zanim czegoś nie doświadczy, nie przeżyje.

 

JACOL09-03-2006 13:52:12   [#2212]

jeszcze troche w temacie przekonywania rodziców

Fakir2 zauważył

Jacku! Dobre...

Jak mi się "przewalą" studenci chciałbym coś dorzucić :)

 

:-) :-) :-)

Czekam

 

Chciałbym teraz coś napisać o uczeniu rodziów o postawie nadmiernie wymagajacej.

 

Są to rodzice dla których całe życie toczy sie wokół ich dziecka (podobnie jak u rodziców nadopiekuńczych), ale nie mają oni problemów ze stawianiem swojemu dziecu wymagań. Dokładnie odwrotnie. Pracują ze swoim dzieckiem od świtu do zmierzchu. Są przekonani, że każda chwila bez terapii jest chwilą straconą. Szukaja oni specjalistów, którzy postawia ich dzieciom dużo wymagań. (Idealni rodzice dla terapii behawioralnych i dyrektywnych typu Doman ;-)  )

 

Ja spostrzegam tych rodziców jako ludzi zapracowujących własna rozpacz. jako ludzi próbujących kijem zawrócić rzekę. Ich motywacja wynika z wiary, że ich dziecko można całkowicie, lub prawie całkowicie usprawnić. Cechą charakterystyczną tej grupy rodziców jest przecenianie możliwosci swojego dziecka. Pracując tyle chca widzieć i widzą efekty swojej pracy, nawet wtedy, gdy inni tego nie dostrzegają.

 

Uczenie tego rodzica przebiega podobnie jak i innych. Najważniejszym elementem uczenia nie będzie jednak to, aby rodzic przy nas wykonał uczoną czynność, ale wytłumaczenie mu dlaczego ma on to robić. Jeżeli specjalista potrafi wytłumaczyć rodzicowi, dlaczego jest ważne robienie tam czegoś, to rodzic ten z zelazną konsekwenja będzie to coś robić. Nie ma problemu z uczeniem tego rodzica jakichkolwiek ćwiczeń dyrektywych - rehabilitacyjnych, logopedycznych, procedur behawioralnych. W zasadzie specjalista tych rodziców tego uczyć nie musi. Mają oni przeczytane z zakresu terapii dzieci wiele książek, byli już u wielu innych specjalistów, cały czas szukaja nowości i się uczą. To co jaczęściej musimy nauczyc takiego rodzica w pracy z jego dzieckiem jest jakaś forma niedyrektywna, humanistyczna, zabawowa.

 

Niestety najczęściej nauczyciele nie maja wystarczającej wiedzy, aby przekonać tego typu rodzica do tego typu zajęć. tego typu rodzic zajęcia np. wg. W. Sherborne uważa za statę czasu. (uwielbia te zajecia rodzic nadopiekuńczy)

 

Jeżeli chcecie nauczyć czegoś tego rodzica musicie posiadac wiekszą od niego wiedzę metodyczą. Jest kilka prostych "chwytów" dobrych w rozmowie z takim rodzicem. Przykładowo: Możecie pokazać takiemu rodzicowi wykres (profil) z zakresu różnych obszarów funkcjonowania jego dziecka. Na tym profilu rozwój społeczy będzie poniżej rozwoju poznawczego. Tak jest zawsze u dzieci prowadzonych bardzo dyrektywnie. Ponad 90 % dzieci z u.u. ma charakterystykę odwrotną. Taka charakterystyka jest niekorzystna dla rozwoju dziecka, w tym także dla jego możliwości uczenia się. Dzieci przetrenowane są bardzo bierne po za zajęciami, słabo wchodzą w relację z ludźmi, nie posiadają własnej woli. To bardzo nie dobre objawy. Trzeba wytłumaczyć rodzicowi, że ten obszar funkcjonowania ich dzieci jest kluczowy. Między innymi metoda V. Sherborn własnie te obszary rozwija. Ale to wszystko i wiecej trzeba wiedzieć aby umiec takiego rodzica przekonać. Jak go się przekona to codziennie V. Sherborn bedzie robił :-)  (Uważajcie tylko aby nie przerobił jej na zajęcia dyrektywne - to dziecko ma decydować na tych zajęciach a nie dorosły!)

Dobrym sposobem jest wyjasnienie temu rodzicowi konieczności generalizacji umiejetności, bo końcowym efektem generalizacji jest całkowite wyeliminowanie wzmocnień (a więc wycofanie się z dyrektywności).

 

Najczęściej nauczyciele nie maja pojecia o tym co teraz napisałem, więc nie potrafia na tego rodzica wpłynąć.

 

Jest to rodzic, który wywiera dużą presje na nauczycieli, przychodzi do nich z gotowym pomysłem na pracę ze swoim dzieckiem. Co ciekawe nauczycieli, którzy mu ulegają lekcewarzy po czasie. Lubi on specjalistów pewnych swojego warsztatu i wiedzących dobrze co trzeba z dziekiem robić. Praca z tym rodzicem wiąże się z ciągłym egzaminowaniem wiedzy specjalisty.

 

Jeżeli uda wam się zaszczepić jakieś elementy zwalniajace tego rodzica, powoli zaczyna on byc coraz mniej konsekwentym w pracy ze swoim dzieckiem, aż nie tak żadko zmienia swoją postawę na inną - na unikającą. O postawie unikajacej napiszę może jutro...

 

Pozdrawiam wszystkich. J.

JACOL09-03-2006 14:09:27   [#2213]

I mają zapał do „nawracania" - napisał Fakir

Żeby mić taki zapał, trzeba sie samemu czuć nawróconym. Aby mówić komuś o dobru, trzeba samego siebie spostrzegać jako dobrego. Jeżeli nie czujemy się lepsi od innych, nic o dobru nie mówimy (chyba że sobie sami w ukryciu) bo nie czujemy sie kompetentni.

Ewangelia: Mt 6,1-6.16-18 (ze środy popielcowej)

Jezus powiedział do swoich uczniów: Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.

 

Co ciekawe Świeta Tereska jest patronką misji. Nawracanie innych polega nie na gadaniu, ale na dobrym życiu. Dobre życie zaś polega na świadomości własnej grzeszności. Im większy święty, tym za większego grzesznika się uważa! Nie uważasz?

JACOL09-03-2006 14:22:19   [#2214]

Fakir 2 napisał:

trzeba „uczyć” tych rodziców także dostrzegania możliwości, „pozytywnych stron” ich dziecka.

To chyba dotyczy rodziców o postawie unikającej.

Rodzic nadopiekuńczy widzi same pozytywy, nawet w negatywach! Rodzic nadmiernie wymagający widzi wiecej pozytywów niż dziecko ma. Rodzice o postawach pozytywnych realistycznie widzą możliwości sowjego dziecka....

Fakir209-03-2006 14:31:39   [#2215]

Nie masz do końca racji...

Najpierw napisałeś: "...Aby mówić komuś o dobru, trzeba samego siebie spostrzegać jako dobrego..."

Potem zaś: "...Im większy święty, tym za większego grzesznika się uważa! ..."

A święci właśnie mówili i nawracali... Chociaż byli świadomi swojej grzeszności...

Nie do końca prawda, że dobre życie polega na świadomości własnej grzeszności. TEŻ na tym, ale nie tylko... Przez takie właśnie rozumienie powstawały różne grupy (sekty?)...

Przytoczona Ewangelia dotyczy de facto problemu "chwalenia się" swoimi dobrymi uczynkami (co - i to jest oczywiste - jest złe). Nie mówi natomiast o napominaniu, nawracaniu, głoszeniu czy jakby to jeszcze nazwać...

Masz rację nie całkiem, gdyż "nawracanie" (skrótowo rzecz całą nazywając) polega i na dawaniu przykładu dobrego życia i na głoszeniu (idźcie i głoście...).

- - -

Teraz muszę lecieć...

Ale tu wrócę :)))

Pozdrawiam ciepło i naprawdę serdecznie!!!

JACOL09-03-2006 15:23:02   [#2216]

A święci właśnie mówili i nawracali...

Wiesz, wielu kanonizowanych świętych to typy spod ciemnej gwiazdy. Bałbyś się takiego spotkać na swojej drodze.

Moim zdaniem: mówić - proszę bardzo! nawracać i napominać - nic nie mam przeciwko. Ale tylko tych, którzy nas o to proszą !!!!!!!! Przejawem pychy jest mówienie i nawracanie tych, którzy o to nie proszą. Osoba pouczająca tych, którzy o to nie proszą, musi myśleć o sobie, że jej prawo do pouczania wynika z faktu, że jest jakoś lepsza od tych do których mówi. Kościół dzisiaj bolesnie sobie uświadamia, że przez wiele wieków był pełen pychy nawracając innych. Dziś Kościół mówi o wolnosci religijnej, o prawie człowieka do samodzielnego decydowania o tym kogo chce a kogo nie chce słuchać.

fakir 2 napisał:

Przytoczona Ewangelia dotyczy de facto problemu "chwalenia się" swoimi dobrymi uczynkami (co - i to jest oczywiste - jest złe).

Jestem ciekawy Fakirze, czy ty dostrzegasz takie zachowania ludzi, o których wspomina Jezus. Spotkałeś kiedyś człowieka, który się chwali swoimi uczynkami? Przyjrzałeś się jak to wygląda? Zawsze jest to robione w otoczce skromności. Wiem coś o tym z własnego doświadczenia. Robienie świętych min miałem opanowane perfekcyjnie. Nawet bicie sie w piersi i wyznawanie własnych win może służyć jako element autokreacji.

"Spójrz, kto uważa się za grzesznika" Anthony de Mello SJ "Modlitwa żaby"

Pewnego dnia biskup uklakł przed ołtarzem i w wybuchu religijnego uniesienia zaczął się bić w piersi i wołać: Jestem grzeszny, zmiłuj sie nade mną. Jestem grzeszny, zmiłuj sie nade mną."

Miejscowy ksiądz, podbudowany tym przykładem, upadł na kolana obok biskupa i zaczął bić się w piersi wołając: "Jestem grzeszny, zmiłuj sie nade mną. Jestem grzeszny, zmiłuj sie nade mną."

Kościelny, który akurat był w światyni w tym czasie, był tak poruszony, że nie mógł się dłużej powstrzymać; on też padł na kolana, uderzył sie w piersi i zawołał: "Jestem grzeszny, zmiłuj sie nade mną. Jestem grzeszny, zmiłuj sie nade mną."

Wtedy biskup trącił łokciem księdza i wskazując na koscielnego powiedział ze smiechem: "Popatrz, kto uważa sie za grzesznika !".

JACOL09-03-2006 15:26:08   [#2217]

Bratku, gdzie jesteś?

Czekam na odpowiedź!
Fakir209-03-2006 17:11:19   [#2218]

- - -

Mając chwilę czasu, nie mogę tu nie zajrzeć, prawda?

:)))

Słusznie napisałeś – to chyba dotyczy… Też dotyczy, ale nie tylko tych rodziców, którzy prezentują postawę unikającą.

Rodzice nadopiekuńczy (to też przecież skrót, bo rzeczywistość tak ostrych i jednoznacznych linii podziału rzeczywistość nie zna) – jak sam słusznie napisałeś – „…mają olbrzymi lęk, że ich dziecku stanie się krzywda lub/i o to, że stracą miłość swojego dziecka. Świat jawi im się jako pełen zagrożeń. Starają oni się chronić swoje dziecko przed tymi zagrożeniami…”.

I dlatego (wg swej oceny właśnie w celu owej ochrony, odsunięcia zagrożeń itd.) bezpośrednio i pośrednio uniemożliwiają (blokują, ograniczają…) aktywność dziecka.

To dziecko nie ma więc realnych możliwości „wykazania się” (kolokwializm) czymkolwiek – także pozytywnym.

A to... pogłębia „obraz” dziecka (z obiektywnego punktu widzenia: nieprawidłowy) i jego (domniemanych, projektowanych…) potrzeb w oczach rodziców.

To takie trochę błędne koło…

Ten schematyczny podział wg którego: „..Rodzic nadopiekuńczy widzi same pozytywy, nawet w negatywach! Rodzic nadmiernie wymagający widzi wiecej pozytywów niż dziecko ma. Rodzice o postawach pozytywnych realistycznie widzą możliwości sowjego dziecka...” zawarła już (o ile pamiętam?) Ziemska w swojej pracy…

Jest on przydatny – jako schemat - to fakt.

Jednak (w mojej ocenie) nie do końca (jako, że był pisany na początku lat 70tych) uwzględnia np. zagadnienie potrzeb.

- - -

Może i wielu kanonizowanych to były typy spod ciemnej gwiazdy…

Nie wiem.

Nie było mnie wtedy.

Ale ja im świętości odejmować nie będę.

- - -

I wracamy do początku (do rozmowy sprzed kilku miesięcy – wtedy w kontekście rodziców)…

Piszesz: „…Ale tylko tych, którzy nas o to proszą !!!!!!!! Przejawem pychy jest mówienie i nawracanie tych, którzy o to nie proszą…”

Nie masz racji.

Osoba pouczająca wcale nie musi myśleć o sobie, że jej prawa do nauczania itd. (jak napisałeś)

Jej „pouczanie”, jej obowiązek pouczania, ewangelizacji czy jak to jeszcze nazwać wynika wprost z nakazu.

Nic tu dodać i nic ująć.

Ani łaski nie robią ani dla nich to łaska.

- - -

Polemizowałbym na temat czy: „…Kościół dzisiaj bolesnie sobie uświadamia, że przez wiele wieków był pełen pychy nawracając innych…”, ale nie chcę podejmować dyskusji na ten temat – zbyt daleko odszedłbym od tego, co jest (powinno?) być „solą” tego wątku – od ludzi „specjalnej troski”…

:)))

Aha…

Piszesz: „…Wiem coś o tym z własnego doświadczenia. Robienie świętych min miałem opanowane perfekcyjnie. Nawet bicie sie w piersi i wyznawanie własnych win może służyć jako element autokreacji…”.

Jasne – może.

Ale nie musi.

Ludzie mają różne doświadczenia.

Dzięki owym różnicom doświadczeń świat się rozwija.

Oby do przodu…

- - -

Przepraszam za skrótowce, ale nie jestem do końca panem swego czasu...

Serdecznie pozdrawiam :)))

JACOL09-03-2006 20:23:17   [#2219]

zaintrgowałeś mnie.

Fakir2 napisał:

Jest on przydatny – jako schemat - to fakt. (postawy wg. Ziemskiej)Jednak (w mojej ocenie) nie do końca (jako, że był pisany na początku lat 70tych) uwzględnia np. zagadnienie potrzeb.

Mógłbyś to rozwinąć? Co masz na mysli, że typologia Ziemskiej nie uwzględnia potrzeb?

Fakir2 napisał o rodzicach nadopiekuńczych:

A to... pogłębia „obraz” dziecka (z obiektywnego punktu widzenia: nieprawidłowy) i jego (domniemanych, projektowanych…) potrzeb w oczach rodziców.

Też tak to widzę. Rodzice ci widzą w swoich dzieciach maleństwa - bez względu na wiek.

Wcześniej o tej sprawie Fakir napisał:

Do wypowiedzi Jacka dodałbym jeszcze i to, że obok (równolegle? przedtem?) owego uczenia umiejętności stawiania dziecku wymagań, trzeba „uczyć” tych rodziców także dostrzegania możliwości, „pozytywnych stron” ich dziecka.

Nie za bardzo potrafię sobie wyobrazić technicznie takie uczenie, szczerze mówiąc. Można ich przekonywać, ale nie wiele to da. Rozmowy o poglądach na wychowanie do niczego nie prowadzą.  Ja znam tylko takie sposoby uczenia w których uczymy rodzica konkretnego zachowania. Stawianie wymagań mogę sobie zoperacjinalizować (przełożyć na konkret) - nie umiem natomiast sobie zoperacjinalizować uczenia "dostrzegania możliwości i pozytywnych stron". Jak wygląda konkretnie takie zachowanie - nie wiem! Można by było uczyć "chwalenia" za osiągnięcia dziecka - ale to to samo co stawianie wymagań.

Pozdrawiam wszystkich ciepło. J.

JACOL09-03-2006 20:40:23   [#2220]

Piszesz: „…Wiem coś o tym z własnego doświadczenia. Robienie świętych min miałem opanowane perfekcyjnie. Nawet bicie sie w piersi i wyznawanie własnych win może służyć jako element autokreacji…”.

Tak Fakirze, kiedyś chciałem nawracać wszystkich, świecąc własnym przykładem najlepiej. Dziś widzę, ze słabo nadaję się na przykład i nie mam śmiałości już tego robić.

Fakir209-03-2006 21:25:14   [#2221]

No i znowu...

kolejne SPECJA-ły

- - -

Jacku! Skąd Ty masz tyle czasu na pisanie?!?!

Ja nie mogę wyrobić czasowo... Może organizacja?

- - -

Tak więc szybciutko - co nie znaczy bezrefleksyjnie :)

- - -

Od końca...

Tak swoiście "per analogiam":

Idę brzegiem lasu, nie widzę nic. A mój przyjaciel zatrzymuje się co chwila i podziwia coś, czego ja w ogóle nie zauważyłem...

On zauważył - ja nie. On patrzył inaczej niż ja.

My często widzimy, dostrzegamy (i cieszymy się) rzeczy, sprawy, zmiany - których rodzic nie widzi i bez naszej pomocy (pokazania, swoistego "wyodrębnienia z tła") nie zauważy...

Zawsze twierdziłem, że trzeba mieć w sobie to "cóś" - tego o czym mówię chyba nie da się - jak to mówisz - zoperacjonalizować...

- - -

Ziemska...

Odszukałem tę książkę...

Powtarzam, że jej typologia nie do końca uwzględnia zagadnienie potrzeb.

Wystarczy przeczytać ponownie (uczyniłem to z przyjemnością - po tylu latach wróciłem do młodości :))) tekst...

To co napisała (przy okazji omówienia roli rodziców w zaspokajaniu potrzeb psychicznych dziecka - jest taki 5 stroniczkowy rozdzialik) jest dzisiaj - przynajmniej dla mnie - nieprzekonujące. Jednak przez te 34 lata od wydania trochę człek się douczał i czytał...

Brakuje mi głębszego (wtedy zresztą niemozliwego - to fakt) odniesienia do relacji z z zaspokajaniem potrzeby aktywności własnej dziecka (w tym przecież też twórczości!). Potrzeba "samourzeczywistnienia" o której pisze to jednak nie do końca to...

- - -

To tyle...

- - -

Przyznam uczciwie, że jakkolwiek z przyjemnością szukałem na półce owej pozycji, nie jest to tematyka, której studiowaniu i nad którą dywagacjom pragnę się obecnie szczególnie mocno oddawać.

W związku z tym nie będę zajmować Jacku Twojego (i mojego czasu) rozmowami, które - jak widać na załączonym obrazku - nikogo innego specjalnie (na tyle by się włączył aktywnie) nie interesują...

Ponieważ nie zamierzam także oddawać się tutaj nachalnej dydaktyce (indoktrynacji itp. itd.) na jakikolwiek temat, więc na dzisiaj skończę.

Myślę też, że - abstrahując oczywiście od drażniących niektórych wypowiedzi o mnie (których w takim razie postaram się unikać) - przynajmniej niektórym wątkowiczom potrzebne są także słowa otuchy, zachęty, życzliwej pamięci i ogólnej życzliwości...

- - -

Tak więc wszystkim, którzy ten wycinek naszej rzeczywistości jakim jest ten wątek, lubią i tym, którzy go - z różnych względów, słusznie czy niesłusznie - nie lubią, życzę po prostu dobrej i "wyspanej" nocy :)))

Jutro też jest dzień, do przeżycia którego musimy mieć siły...

Pamiętajmy o Jubilatach i Solenizantach jutrzejszych (będą nimi Aleksander, Bożysław, Cyprian, Makary, Marceli i Porfirion) :)))

A do soboty ze świętowaniem poczekać muszą: Benedykt, Drogosława, Edwin, Kandyd, Konstanty, Konstantyn, Ludosław, Prokop, Rozyna i Sofroniusz...

ejrut10-03-2006 13:49:53   [#2222]
Wszystkim panom ....odwiedzającym ten wątek......w dniu ich święta..............

              wszystkiego najlepszego.
Konto zapomniane10-03-2006 16:53:46   [#2223]

Specjały" na dzień faceta"

I ja też naszym Panom życzę!!!!!!!!!!!!oprócz tego o czym marzą ,tego czego chciałyby kobiety----Wam ..........wyjścia z kręgu własnych spraw i wiedzy,chociaż trochę więcej chęci spojrzenia na żony jako kobiety,jako osoby która czasami ma rację,nie konkuruje z Panami. poprostu też ma wiedzę!!!!!!!i ma ogromnie kochające serce, czasami ma marzenia...nawet powie przepraszam....  Faceci bądzcie dla nas dobrzy,chociaż na wiosnę..     Dzięki dla tych co już to potrafią i są ..z nami.... mimo nie zrozumienia....... prawda? Krzychu?

Annax10-03-2006 17:09:07   [#2224]
Dorzucam się z życzeniami dla PANÓW!!! Niech Wam będzie dobrze na tym najlepszym ze światów!!
Magosia10-03-2006 19:36:50   [#2225]

..kto z nas jest bez ...niech pierwszy...

Krzysztofie  :-) Jacolu:-)

Jacy jesteście podobni w swym zaangażowaniu :-)

Różnicie się - nie wszystkim to przeszkadza.

Pozdrawiam :-)

Fakir210-03-2006 22:29:24   [#2226]

Magosiu:)))

Chyba nikt z nas nie rzuci...

Dobrze, że jesteś :)))

 

- - -

 

Annax! Aseret! Ejrut!

Dziękuję serdecznie - w imieniu panów - za wyrazy sympatii :)))

 

Tereso!

To... były życzenia... dla panów...? Czy pań...?

:)))

 

- - -

 

Czas leczy, czas jednoczy, czas zaciera, czas otacza mgłą…

 

Ale też przyzywa, wabi i oferuje nadzieję – wszystkim po równo…

 

Czas jest największym demokratą…

 

Ma tylko jedną wadę:

Zawsze albo był, albo będzie…

 

Nigdy go nie można mieć teraz!!!

 

- - -

Był dzień i będzie noc…

 

Trzeba wierzyć, że to co było-minęło miało swój sens.

Trzeba wierzyć, że to co będzie-nadchodzi też swój sens będzie miało.

 

Jeśli potrafimy czas nadchodzący wypełnić uczynkami pełnymi dobra, logicznym działaniem i serdecznym słowem :))

 

- - -

Wszystkim nam – sobie też – życzę umiejętności odróżnienia tego co dobre od tego co złe, zdecydowanego i świadomego wyboru i efektywnego działania.

 

- - -

 

Uczestniczyłem dzisiaj w dyskusji-rozmowie na temat przydatności (nieprzydatności), sensu (bezsensu), przyszłości (i jej braku) tzw. kursów kwalifikacyjnych (z zakresu oligo, tyflo, surdo itd.).

 

Padały argumenty „za” oraz argumenty „przeciw”.

 

Ponieważ grono dyskutantów było niewielkie i (w moim odczuciu) nie wyczerpało tematu, będę wdzięczny za Wasze uwagi.

 

Proszę o nie nie tylko „ludzi z branży specjalnej”, ale także (a może nawet przede wszystkim), ludzi spoza, który przeszli przez takie kursy.

 

Na ile okazały się przydatne (nieprzydatne)?

Sensowne (bezsensowne)?

Od czego zależała – Waszym zdaniem – owa przydatność (nieprzydatność), sensowność (bezsensowność)?

 

Powinny być?

 

Należy je zlikwidować?

 

I jaka powinna być ewentualna (i czy  w ogóle powinna być) alternatywa?

 

Studia podyplomowe? Coś innego?

 

- - -

 

Tradycyjnie już jutrzejszym Jubilatom oraz Solenizantom (a będą nimi: Benedykt, Drogosława, Edwin, Kandyd, Konstanty, Konstantyn, Ludosław, Prokop, Rozyna i Sofroniusz) życzę nieustannej pamięci BTM oraz sukcesów w działaniach :))

 

Do niedzieli o cierpliwe poczekanie na życzenia do siebie skierowane proszę: Bernarda, Blizbora, Grzegorza, Józefinę i Wasyla…

Fakir211-03-2006 10:04:33   [#2227]

Otworzyłem nowy wątek...

Z pewnością jest to jakaś szansa, zwłaszcza dla nas... 

http://bap-psp.lex.pl/serwis/du/2006/0236.htm

 

Jeśli się dobrze zastanowi, uzasadni, pomyśli...

 

???

Fakir211-03-2006 21:15:00   [#2228]

- - -

Stara, drewniana kaplica... Skrzypiąca podłoga, lekko krzywe ławki, w promieniach słońca - mimo mrozu - unoszące się pasemka kurzu...

Rekolekcje dla rodziców "naszych" dzieciaków...

Trochę powyżej 50 osób, rozsianych po przestronnej kaplicy i młody, dobry i radosny ksiądz, który przyniósł gipsowego aniołka...

Mądre, głębokie słowa nauki... Spowiedź... Msza święta i krótka adoracja, zakończona błogosławieństwem indywidualnym...

A cały czas na wszystkich spoglądająca z wysokości ołtarza roześmiana gęba aniołka z gipsu...

- - -

Czas definitywnie pożegnać dzisiejszy dzień. Niczego się cofnąć nie da, można jednak mieć nadzieję na to, że jutro uda się nam zrobić to, czego nie daliśmy rady zrobić dzisiaj.

Zrobimy!

Można mieć nadzieję, że jutro uda się nam przeżyć lepiej. Lub przynajmniej nie gorzej...

Przeżyjemy!

- - -

Wierząc, że noc nadchodząca będzie dla wszystkich nas pełna prawdziwego wypoczynku i przyniesie nam siły do życia, już teraz składam wszystkim jutro obchodzącym swój Jubileusz życzenia doświadczenia miłości świata i życzliwości ludzkiej :)))

Tak samo ciepłe życzenia kieruję do jutrzejszych Solenizantów: Bernarda, Blizbora, Grzegorza, Józefiny i Wasyla :)))

A o dzień cierpliwości proszeni są: Bożena, Ernest, Ernestyn, Kasjan, Krystyna, Marek, Patrycja, Roderyk, Rodryg, Rodryk i Trzebisław...

ejrut12-03-2006 10:25:45   [#2229]

Witam w ten chłodny, niedzielny poranek.

Krzysztofie...mam pytanie w związku z rekolekcjami...

W jaki sposób to organizujecie w swojej szkole?...

Jestem ciekawa jak to odbywa się w innych miastach.....

U nas nauczyciele mają obowiązek iść razem z dziećmi do kościoła...jest wielu nauczycieli, którzy mają inne zdanie na ten temat...

Jak być powinno?

Fakir212-03-2006 11:36:59   [#2230]

Rekolekcje...

Trudno odpowiedzieć jak być powinno...

- - -

U nas to dość trudne logistycznie zadanie: mamy bowiem 1 zespół, ale szkoły w trzech budynkach w różnych punktach miasta i do tego jeszcze silną (liczną) reprezentację RW.

Robimy (w tym roku - co rok coś poprawiamy) tak:

Dzieci z grup (i nauczania indywidualnego) RW mają "swój dzień" w piątek 31.03. Idziemy do kościoła na "specjalną" drogę krzyżową przygotowaną przez katechetów, ale z uczestnictwem wszystkich pracujących (nauczycieli, pomocy) oraz rodziców (tak nawiasem, rodzice mieli już wczoraj swoje, tylko dla siebie przygotowane rekolekcje).

Potem od poniedziałku do środy każdy oddział (a mamy trzy oddziały) przygotowuje jeden dzień, z naciskiem na "swoich", ze swego oddziału.

Z tym, że uczestniczą wszyscy uczniowie, których rodzice tego sobie życzą  (najczęściej są też rodzice, gdyż dowozów tych dniach nie ma).

Dla tych uczniów, których rodzice sobie uczestnictwa dziecka w rekolekcjach nie życzą, uruchomiona jest przez wszystkie dni świetlica (silniej "obstawiona" kadrą ze względu na zróżnicowanie i znajomość dzieci).

Wszyscy nauczyciele we wszystkie dni pracują (w zmienionej siłą faktu organizacji) pełniąc dyżury wychowawcze na terenie świetlicy, podczas rekolekcji w kościołach, zajęć w oddziałach...

Nauczanie indywidualne może brać udział w rekolekcjach, może pracować z dzieckiem w domu...

Nauczyciele i pomoce a przede wszystkim wychowawcy pracujący w jakiejś grupie-klasie muszą być przy dzieciach - czy tego chcą, czy nie...

Jeśli są niewierzący, to mogą wziąć np. dyżury w świetlicy lub po prostu nie uczestniczyć duchowo w pełni w nabożeństwach i mszy świętej... Ale muszą być ze względów choćby bezpieczeństwa dzieci. Z tego powodu jest też cały czas z nami służba medyczna...

Katecheci nie są w stanie przecież opanować tylu dzieci samodzielnie, prowadząc do tego naboiżeństwa !

Fakir213-03-2006 08:09:18   [#2231]

Nowy dzień :))))

I znowu, i znowu, i znowu....

Nowy dzień :)))

Żyjemy! Wstaliśmy! Jesteśmy gotowi do życia dalszego!

- - -

Pełnego zapału do bycia dobrym człowiekiem, znajdowania okazji do działań niosących innym dobro i radość, wyrozumiałej sympatii dla siebie i swoich ułomności (tych, których nie można zmienić) oraz czerpania garściami radości z każdego oddechu - życzę wszystkim w tym nowym i nad wyraz pięknie sie rozpoczynającym (przynajmniej w Poznaniu) dniu :)))

- - -

Wszystkim Jubilatom - co oczywiste - oraz wszystkim Solenizantom, na czele z Bożenami i Krystynami (pamiętajmy, że imieniny obchodzą też: Ernest, Ernestyn, Kasjan, Marek, Patrycja, Roderyk, Rodryg, Rodryk i Trzebisław) życzenia najpiękniejsze radości istnienia i świadomości niesionego innym dobra :))))

Do jutra zaś poczekać muszą: Bożeciecha, Jakub, Jarmiła, Leon, Matylda, Mechtylda i Michał...

Adaa13-03-2006 16:29:52   [#2232]

Żyjemy! Wstaliśmy! Jesteśmy gotowi do życia dalszego!

radzilabym jeszcze sprawdzić bo podobno,po czterdziestce,jak wstajesz rano i nic Cię nie boli to znaczy,ze nie zyjesz:-)

ejrut13-03-2006 17:30:26   [#2233]

Adaa!

Znowu muszę stwierdzić, że jesteś niemożliwa..........ty tak.......zawsze???????

Ja jestem po czterdziestce.................nic mnie póki co .nie boli.............ale.......

Żyję.........żyję...........żyję.............

Z tego wynika, że jesteś jeszcze ,,małolata"..........no i masz błędne informacje ..................z czego ogromnie się cieszę.

                                                          Pozdrawiam serdecznie.

Adaa13-03-2006 17:37:50   [#2234]
taaa...mnie już bolało po trzydziestce:-)
Fakir213-03-2006 17:50:08   [#2235]

Żyję! Wstałem!

I jestem gotowy do życia dalszego!

I to nawet dwa razy dzisiaj (popołudniowa drzemka) :)))

- - -

A czy ja mówię, że nic mnie nie boli? Boli, boli - wszak ja już po pięćdziesiątce...

:)

- - -

Jak w tym starym dowcipie odnośnie wyciągnięcia przez KGB zeznań z mumii...

To czy wstaniesz zależy tak naprawdę nie od tego, czy jesteś w stanie wstać, ale od tego co cię wyciąga... ciągnie... wabi...

Jak się życie kocha, kocha świat i ludzi, to po prostu nie można nie wstać :)))

- - -

Tak sobie myślę, że gdybym ten tego... zszedł, to nawet wtedy przyjdę... tutaj... na ten wątek...

:)))

Fakir214-03-2006 08:18:23   [#2236]

- - -

No i nie ma, że boli...

Boli – żyjemy!

Żyjemy – trzeba wstawać...

 

Chociaż noc okrutnie się dłuży temu, kto nie śpi, nad ranem wstawać się nie chce...

Jednak – wabi nas ten świat nieodmiennie, z nową mocą, ciągle na nowo :))

 

Wstań!

W słońce idź !!!

 

- - -

 

Nie przesadzając z tą „słonecznością” poranka (wszak gdzieś to słońce z pewnością świeci, gdyby tak nie było pisaliby o tym w gazetach...), czas ruszyć :))

 

- - -

 

Na terenie jednego z oddziałów mojej Szkoły znaleziono dwa martwe gołębie.

 

Procedura wdrożona, telefony do odpowiednich służb, pełna mobilizacja.

 

Nasza.

I tylko nasza.

 

Służby nie dojechały: Mamy dużo pracy, ale pamiętamy o was !!!

 

Dobrze mieć świadomość, że chociaż ktoś o nas pamięta...

 

- - -

 

„...Widziałem ptaka

Połamane skrzydła

i zmieszany z ziemią jego piękny kształt...

Cóż go zastało w tym ostatnim locie?

Szczęście czy śmierć

że spadł tak bezgranicznie? ...”

 

- - -

 

Ptasia grypa?

 

- - -

 

A mój Brat nadal chodzi i powtarza, że się boi...

 

- - -

 

Życzenia nieustającej satysfakcji z podejmowanych (samych dobrych oczywiście) działań składam wszystkim Jubilatom i Solenizantom (dzisiaj są to: Bożeciecha, Jakub, Jarmiła, Leon, Matylda, Mechtylda i Michał) !

Niech Wam dobrze będzie w tym świecie i z tym światem :))

 

A o dzień zwłoki w odbiorze życzeń proszę:  Gościmira, Heloizę, Klemensa, Krzysztofa, Longina, Longinusa, Ludwika i Ludwikę...

Annax14-03-2006 23:21:15   [#2237]

????????? :(

Co tu się tak cicho i pusto porobiło?... Już prawie JUTRO... Dobranoc więc.
Fakir215-03-2006 09:04:55   [#2238]

:)))

Piękny świat przywitał nas dzisiaj :)))

Dobrze, że mogliśmy wstać, iść, podjąć się dzieł dobrych i sensownych :))

Nie pozwólmy sobie "wcisnąć" czynienia głupot i niedobrot...

- - -

Martwe ptaki zabrali w końcu... Sprawdzą...

Okazało się, że w Poznaniu ktoś chyba truje gołębie: w okolicach Starego Rynku martwe i umierające gołębie "masowo" (kilkadziesiąt) spadały z dachów wprost pod nogi przechodniów...

- - -

Mamy wielki sukces :)))

Daniel nie dość, że zaczął gryźć pokarmy to jeszcze wyraźnie domaga się ich podania :)))

- - -

Czekamy na wiosnę... Dosyć już tego zimna, prószącego śniegu, wiatru...

Jak tu dzieciaczkom mówić o zbliżającej się wiośnie? Jak ?!?!

- - -

Znowu wir pracy na horyzoncie...

- - -

Wszystkim dzisiaj świętującym swój Jubileusz oraz obchodzącym dzisiaj swoje Imieniny (są to: Gościmir, Heloiza, Klemens, Krzysztof, Longin, Longinus, Ludwik i Ludwika) najpiękniejsze życzenia pogody ducha i odporności na głupoty tego świata :)))

A o poczekanie jeszcze kilkunastu godzin na życzenia proszę: Abrahama, Cyriaka, Henrykę, Herberta, Hiacyntę, Hilarego, Izabelę i Oktawię...

bratek15-03-2006 09:25:49   [#2239]

Proszę!

Trzymajcie za mnie dzisiaj kciuki!
Fakir215-03-2006 09:53:07   [#2240]

Bratku !

Z przyjemnością będę trzymać kciuki za Ciebie :))) Już trzymam !!!

A....... dlaczego....?

:)))

Annax15-03-2006 09:56:00   [#2241]

Trzymam mocno bo czuję, że trzeba, bo chcę i życzę dużo dobrego i sukcesów wszelakich... Nawet nie pytam: dlaczego...

bratek15-03-2006 09:56:29   [#2242]

a.... takie tam....

wyzwania na uczelni:))

Fakir215-03-2006 10:07:10   [#2243]

Aaaaaaaaa...

Ale daj znak, jak skończysz, bo mi kciuki odpadną :))))

Powodzenia !!!!

BTM w pogotowiu :)))

cynamonowa15-03-2006 10:17:28   [#2244]

 też potrzymam  :)

Arwena15-03-2006 13:25:34   [#2245]
Zaciskam paluchy:-)
bratek15-03-2006 14:29:22   [#2246]

Dzięki!

No... byliście dość skuteczni:))

Teraz znowu kupa pracy przede mną:))

Annax15-03-2006 14:53:28   [#2247]
Gratuluję!!! Jak to jest, że każde takie zwycięstwo od razu skutkuje "znowu kupa pracy"? ... :) No i fajnie, prawda? :)
ejrut15-03-2006 15:29:41   [#2248]

Też trzymałam .............za ciebie....ale pochwal się.......co się udało????

Fajnie dzielić się dobrymi wieściami....

ejrut15-03-2006 17:04:09   [#2249]

Bratku!!!!!!!

Czyżbyś tak od razu dorwała się do tej roboty????????

Przecież nie ucieknie a my....czekamy.

                                                      Pozdrawiam serdecznie

ejrut15-03-2006 17:05:23   [#2250]

Mam pytanie...

Czy wolno w naszych szkołach łączyć klasy,,0" i ,,I"?

strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 44 ][ 45 ][ 46 ] - - [ 84 ][ 85 ]