Forum OSKKO - wątek

TEMAT: SPECJA-ły
strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 43 ][ 44 ][ 45 ] - - [ 84 ][ 85 ]
JACOL06-03-2006 10:44:52   [#2151]

O pochlebstwie naukowo:

Byron Reeves, Clifford Nass
MEDIA I LUDZIE:

Rozdział 4

POCHLEBSTWO

Kiedy ostatnio zaprezentowaliśmy wyniki naszej pracy, pewien student ostatniego roku jeszcze w sali wykładowej wygłosił do jednego z nas następujący komentarz: „Pana prezentacja była wspaniała! Naprawdę zmienił pan mój sposób myślenia o mediach!” Ten, który usłyszał ową pochwałę, poczuł się wspaniale. Nie mogąc ukryć dumy, opowiedział o tym komplemencie następnego dnia w biurze. Drugi z nas na to odrzekł: „Nie czuj się tak wyróżniony - to samo powiedział do mnie przy wyjściu.”

Zaśmialiśmy się z własnej naiwności. Ten facet był po prostu pochlebcą, który chwalił wszystkich. Lecz, co interesujące, obaj nadal byliśmy bardziej zadowoleni z naszych prezentacji, niż gdybyśmy nie otrzymali tej pochwały. I chociaż można pomyśleć, że naukowcy są wyjątkowi, jeśli chodzi o naiwność, każdy jest spragniony pochwał, zasłużonych czy nie. Okazuje się, że pochlebstwo może dosięgnąć człowieka wszędzie. Mimo że nietrudno jest rozpoznać osobę, która kadzi, badania wykazują jednak, iż ludzie lubią pracować z pochlebcami, i ogólnie rzecz biorąc, myślą o nich lepiej niż o tych, którzy w ogóle nie dokonują ocen.

Mimo że nieszczera pochwała jest lepsza niż żadna, ludzie zapewniają, że w rzeczywistości cenią prawdę i mogą wskazać różnicę. Czy rzeczywiście? Badania wykazały, że rezultaty pochlebstwa są bardzo zbieżne - jeśli nie identyczne - ze skutkami wywołanymi szczerą pochwałą. Wszyscy mają dobre zdanie zarówno o ludziach, którzy chwalą szczerze, jak i o tych, którzy tylko schlebiają, i tak samo lubią z nimi współpracować. Ludzie przyjmują pochwałę i cieszą się z niej, gdziekolwiek i od kogokolwiek ją usłyszą. Jeśli wiadomość jest dobra, szczerość nie ma znaczenia; zakłada się, że ten, kto ją przekazał, mówił szczerze.

A co się dzieje, kiedy wiadomość jest zła? Występuje wówczas zjawisko odwrotne. Istnieje duża różnica pomiędzy uzasadnionym krytycyzmem a potwarzą i ludzie zdecydowanie to rozróżniają. Jeśli schlebiający student, zamiast wyrażać się pozytywnie, zgłosiłby uwagi krytyczne, bylibyśmy skłonni zastanawiać się nad słusznością jego uwagi. W przypadku nieuzasadnionej krytyki prawdopodobnie odrzucilibyśmy ją - dlaczego mielibyśmy słuchać bezpodstawnych uwag? Gdyby natomiast ocena była uzasadniona, musielibyśmy poczuć się źle.

Podsumowując, można powiedzieć, że istnieje poważna asymetria pomiędzy pochwałą a krytyką. Jeśli uzyskana opinia jest dobra, nie mamy motywacji, by oddzielać szczerość od nieszczerości - w każdym wypadku sprawia nam przyjemność. Jeżeli jednak jest zła, szukamy sposobu, by ją odrzucić. Jeśli zła opinia jest nieuzasadniona, wówczas z radością ją ignorujemy.

Dlaczego ludzie inaczej reagują na pochwałę, a inaczej na krytykę? Jednym z powodów jest to, że ludzi charakteryzuje stronniczość wynikająca z miłości własnej. Ludzie lubią widzieć siebie w możliwie najlepszym świetle. Kiedy ktoś słyszy pochwałę, jest to okazja, by sprawić sobie przyjemność. Człowiek łatwo uzasadnia swoją własną wyjątkowość, mówiąc: „Oczywiście, oni mówią to każdemu, lecz założę się, że we mnie naprawdę widzą coś szczególnego.” Ludzie nie mają wystarczającej motywacji, by badać wartość takiej uwagi. Z drugiej strony, negatywne informacje zostaną poddane analizie pod kątem ich słabych punktów, ponieważ opinia negatywna rzuca wyzwanie pragnieniu pozytywnej samooceny. Nieszczerość zaś daje ludziom możliwość odrzucenia.

JACOL06-03-2006 12:42:29   [#2152]
Schlebianie przysparza przyjaciół, prawda - wrogów. Terencjusz (Publius Terentius Afer, ok. 190 - ok. 159 pn e).
Renata06-03-2006 13:16:17   [#2153]

No i nie uważam, by ten wątek był blogiem...

Więc czym Fakirze stał się ten wątek, jeśli nie blogiem?

ejrut06-03-2006 14:05:50   [#2154]

No i ptasia grypa zawitała na nasz wątek.

Jutro mamy posiedzenie Rp dotyczące ptasiej grypy..............

Tak zastanawiam się ...jakie to ma odniesienie do naszych dzieci....

Myślę, że bardziej do  ich rodziców, którym należy podpowiedzieć jak należy się zachowywać, aby się jej ustrzec.

Fajnie, że na forum podnoszony jest ten temat i można tu znależć dużo informacji.

Fakir206-03-2006 15:22:33   [#2155]

Renato...

Wystarczy wejść w google, napisać: "blog definicja" i pomyśleć nad znalezionymi tam tekstami...

- - -

Jacku!

Gdybym teraz w odpowiedzi na Twoje pytanie miał przedstawić całe wychowanie jakiemu byłem przez lata mego życia poddawany - umarłbyś z nudów a tego bym nie chciał :)))

- - -

Pochlebstwo... Schlebianie innym...

Wpraqwdzie mało "specjalny" to temat, ale...

Myślę, że trzeba pamiętać, iż istnieje także coś takiego jak prezentowanie, przedstawianie i mówienie o tym co Dobre, Piękne i Szlachetne.

Przypominanie tego faktu (bo jest to fakt, że Dobro istnieje), przypominanie, że istnieje nadzieja, że istnieją (i można je mieć) marzenia, nazywanie po imieniu Radości i Szczęśnia (i dawanie temu wyrazu) - to wszystko jest być może w tym dzisiejszym bardzo zmaterializowanym świecie mało popularne...

Może denerwować tych, którzy nastawieni są na ciągły wyścig...

Ale czy jest złe? Nie...

Pochlebstwo natomiast jest - ex definitione - złe.

Skrajnością jednak i przesadą jest - w moim odczuciu - przypisywanie każdemu słowu pochwały, uznania, uwartościowania czy docenienia atrybutu pochlebstwa!

Jasne, że mamy wiele uwarunkowań, wiele zależności znacząco wpływających na akt chwalenia, wyrażenia uznania itd.

Muszą być brane pod uwagę.

Zauważ, że zawsze mówi się o pochlebstwie albo w kontekście efektu jaki wywołuje albo w kontekście zamiaru osoby je wyrażającej.

Jeśli w zamiarach wypowiadającego swoje dobre zdanie o czymś (o kimś) nie ma ukrytego zła (złego zamiaru)  i jeśli u tego, który odbiera komunikat nie budzi się zło (np. pycha, nieuzasadnione przeświadczenie o swojej nieomylności itp.) - to czy uznasz takie "pochwalenie", "wyrażenie uznania" za pochlebstwo, czyli za zło?

Przecież uznanie, pochwała, wyrażenie swojego zdania (także dobrego) należą do kanonu zachowań ludzkich, mających swoje umocowanie i miejsce w relacjach społecznych...

"Jak bardzo pochlebstwo przypomina przyjaźń"...

Fakt.

Biada jednak temu, kto wszelkie wyrazy przyjaźni za pochlebstwo przyjmuje...

- - -

Często słyszymy: "Znam swoją wartość", "Mam poczucie własnej wartości", "Szanuj siebie to i inni ciebie szanować będą"...

Czy świadomość własnej wartości - powstająca także na bazie odbieranych z otoczenia informacji (pochwał, wyrazów uznania itd.) - jest czymś niewłaściwym?

Renata06-03-2006 15:40:14   [#2156]
Renato...

Wystarczy wejść w google, napisać: "blog definicja" i pomyśleć nad znalezionymi tam tekstami...

Moje pytanie nie dotyczyło definicji blogu, a sugerowanie mi braku znajomości rozumienia kwestii związanych z blogiem jest odwracaniem uwagi od zadanego pytania.

Ponawiam pytanie:

Czym Fakirze dla Ciebie jest ten wątek, jeśli nie jest w Twoim odczuciu blogiem?

JACOL06-03-2006 15:51:38   [#2157]

dzięki Krzysztofie za odpowiedź

Dlaczego w ogóle wywołuję ten temat tutaj? Dlatego, że w środowisku pochlebców nie można dyskutować. A to jest forum dyskusyjne.

Nie sądzę, że aby odróżnić pochlebstwo od pochwały trzeba analizować skutki pochlebstwa lub zamiary pochlebcy. Pochlebca to taki człowiek, któremu przez gardło nie przejdzie dezapobata, słowo krytyki, odmienne zdanie. Jeżeli w toku dyskusji dwojga osób nie pojawiają się różnice zdań, podejść, sprzecznych sądów i poglądów to mamy do czynienia ze wzajemnym schlebianiem sobie. Już w ogóle nie wspomnę nic o słowach uwielbienia przypominających bałwochwalstwo.

Fakir2 napisał:

"Jak bardzo pochlebstwo przypomina przyjaźń"...Fakt.Biada jednak temu, kto wszelkie wyrazy przyjaźni za pochlebstwo przyjmuje...

To zapewne jakaś technika prowadzenia sporów pt: "odwracanie kota ogonem" (stary dobry Schopenhauer?)

Krytyka Specjał-ów od początku dotyczyła pojawiającego sie tu grzechu pochlebstwa i zwiazanego z nim braku dyskusji. Stąd zapewne porównanie tego wątku do blogu:

Blog to strona w Internecie, prowadzona przez jednego autora bądź kilku i zajmująca się tematami, które autorów tych interesują.

Blog najczęściej wygląda jak lista czy ciąg notek czy postów, które pojawiają się w kolejności odwrotnie chronologicznej, czyli od najnowszych do najstarszych, z podziałem na dni miesiąca.
Notki mogą być bardzo różnej treści – może to być pamiętnik, zbiór prywatnych refleksji, zbiór wiadomości, galeria zdjęć lub ilustracji. Mogą to być poradniki, gry narracyjne czy przepisy kulinarne, także opisy znalezisk w internecie i linki. Mogą to być także powieści w odcinkach czy zbiory wierszy.
(ściągnąłem z internetu).

Na prawdę uważasz, że specja-ły nie grzeszą schlebianiem sobie? A jak radzisz sobie jako dyrektor z pochlebcami? Zauważasz ich? Tolerujesz?

Pytam bo ja muszę się od nich opędzać...

 

Bratku, cały czas myślę nad katalogiem tematów. Pozdrawiam wszystkich ciepło. Jacek

Annax06-03-2006 16:25:10   [#2158]

A mnie się jednak wydaje, że czym innym jest pochlebstwo, a czym innym zwykła ludzka grzeczność i kultura osobista. Jeśli ktoś komuś pochlebia - ma w tym jakiś swój cel, czegoś oczekuje w zamian, może coś chce zyskać. Natomiast zwyczajne zauważenie pozytywów czyjegoś działania nie jest pochlebstwem. Oczywiście  - moim zdaniem. Bo niby jak? - mówić komuś - "podoba mi się to co robisz, zgadzam się z tym lub tamtym co widzę lub słyszę u ciebie " - to jest złe, naganne? A może tylko niepotrzebne?  Poza tym myślę sobie też, że człowiek dorosły, dojrzały musi uczyć się i umieć radzić sobie zarówno z kierowaną do niego krytyką, pochwałą jak i nawet pochlebstwem. I dopiero  jego nie radzenie sobie z tymi sprawami (a może w takim razie trochę i ze sobą samym?) może mu zepsuć charakter. I z całą pewnością pochlebstwo jest czym innym niz przyjaźń. Bynajmniej ja pojmuję przyjaźń inaczej. Od przyjaciół oczekuję właśnie zdrowej krytyki, pokazania tego co robię gorzej, albo i źle po prostu. To przyjacielowi ufam przecież. I dlatego jego zarówno krytyka jak i pochwała ma swoje duże znaczenie. NIe może być tak, że każde dobre zdanie na czyjś temat, na temat czyjejś roboty jest odbierane tylko w kategoriach nieszczerości, pochlebstwa. Zdobyciem szczytów może być także umiejętność radzenia sobie z pochwałą lub pochlebstwem, czyż nie?

A problemy w pracy z upośledzonymi umysłowo? Jest ich wiele, wiele, wiele... Dyskusje merytoryczne? Jasne. Mam też swój takich właśnie katalog. Przykłady? Pobyt dzieci w internacie. Zachowania i potrzeby seksualne naszych wychowanków. Przekonanie rodziców do RÓŻNYCH metod usprawniania ich dzieci. Jak pomagać dziecku upośledzonemu jeśli rodzic tej pomocy nie chce? Jak poradzić sobie z ograniczeniami powierzchni potrzebnej do wdrażanie niektórych metod? Jak dobrze diagnozować? Jak rozmawiać z mamą, która myśli , że jej dziecko z upośledzeniem znacznym w ciągu roku pobytu w szkole nauczy się pisać i czytać? Jak sobie radzić z tak prozaicznym nadmiernym ślinieniem, kiedy stosowane od lat różne znane sposoby nie skutkują? Jak przekonać rodzica, że zmiana diety jest czasem jednym z najistotniejszych elementów terapii? Jak pomóc naszym wychowankom wykorzystywać ich umiejętności już po opuszczeniu placówki? Jak dać szansę na dalszy rozwój tym, którzy już są naszymi absolwentami? Jak walczyć o ich prawo do pracy? Można tak w nieskończoność…

 

Przepraszam za chaos i nieuporządkowanie mojej wypowiedzi, ale dziś u mnie, u nas urwanie głowy. Bez zapowiedzi przywieziono nam meble do klas, do pokojów w internacie… Fajnie, czekaliśmy na nie, ale czemu nikt nas choćby w piątek nie zawiadomił, że to będzie właśnie dzisiaj?... Przecież życie ośrodka musi toczyć się zwyczajnie…

Kita06-03-2006 17:23:41   [#2159]
Czemu/komu służy ten wątek?
AnJa06-03-2006 17:31:18   [#2160]
podejrzewam, że tym siłom, które za nim stoją;-)

nie jestem zanadto w nim zorientowany, ale tez nie rozumiem dlaczego komukolwiek mógłby on przeszkadzać

wkurzac może

jak niektóre inne tasiemce z tego forum

a nawet bardziej - bo młodszy i wkurzający
...
uprasza się o nieprzysyłanie maili o treści:" ty ... nie bądź taki święty!"  :-)
Kita06-03-2006 17:34:12   [#2161]
Niezorientowany, ale na bieżąco?
AnJa06-03-2006 17:36:35   [#2162]
owszem, czytam od początku

niezorientowany - bo rozumiem fragmenty
Kita06-03-2006 17:38:58   [#2163]
Skoro tylko fragmeny, to nie dziwię się, że nie rozumiesz.
Co rozumiesz z tych fragmentów?
Adaa06-03-2006 17:39:59   [#2164]

fragment rozumie...z fragmentu?

;-)

AnJa06-03-2006 17:42:20   [#2165]
Najczęściej to co na pomarańczowo-piaskowym pasku.

Do poczytania za miesiąc - obiecałem sobie i Fakirowi kiedyś, że tu nie będę się za często pojawiał.
JACOL06-03-2006 18:47:57   [#2166]

Odpowiedź Annax

Annax napisała:

Natomiast zwyczajne zauważenie pozytywów czyjegoś działania nie jest pochlebstwem. Oczywiście  - moim zdaniem. Bo niby jak? - mówić komuś - "podoba mi się to co robisz, zgadzam się z tym lub tamtym co widzę lub słyszę u ciebie " - to jest złe, naganne?

Zgadzam się z tobą całkowicie! Nie mam nic przeciwko pochwałom! Natomiast jeżeli ktoś wyłącznie chwali (czyli kadzi) to znaczy właśnie, że ma w tym interes. Każdy pochlebca ma jeden interes: Sprawić przyjemność drugiej osobie. Chodzi o to aby było miło, dobrze i życzliwie. Intencje więc ma jak najlepsze! Pochlebca podobny jest do Świętego Mikołaja - rozdaje prezenty za darmo! Zapytajcie się Bartka (bahawioryści wiedzą to najlepiej) jaki opłakany efekt ma udzielanie nagród za nic i za dużo. :-) Oczywiście bycie Świętym Mikołajem jest miłe jeżeli nic specjalnie nie kosztuje.

Pochwała pusta nie wzmacnia naszego poczucia własnej wartości jakby chciał Fakir. Pochlebstwo sprzyja kształtowaniu się fałszywego obrazu siebie. Jeżeli zaczynamy dbać o swoje fałszywe ja, zależne od innych , to zaniedbujemy budowanie tego zdrowego poczucia własnej wartości - opartego na rzeczywistości. Oczywiście podskórnie czujemy, że nasze poczucie wartości jest bardzo chwiejne, więc tym trudniej znosimy  krytykę lub odrębne zdanie innych. Każde słowo przeciwne naszemu potrafi nam zburzyć pewność siebie i zabrać radość życia.

Wymieniłaś Annax swoje problemy w pracy. Na niektóre z nich mam swoja odpowiedź, swój pogląd, swoje zdanie. Mogę rozmawiać o: 

Przekonanie rodziców do RÓŻNYCH metod usprawniania ich dzieci. Jak pomagać dziecku upośledzonemu jeśli rodzic tej pomocy nie chce?  Jak dobrze diagnozować? Jak rozmawiać z mamą, która myśli , że jej dziecko z upośledzeniem znacznym w ciągu roku pobytu w szkole nauczy się pisać i czytać?  Jak przekonać rodzica, że zmiana diety jest czasem jednym z najistotniejszych elementów terapii?

Jestem ciekawy na które z tych pytań Ty masz swoja odpowiedź - tylko wtedy będziemy mogli porozmawiać. Niektóre z pytań, które zadałaś wydają mi się mało jasne, ale może miałbym cos do powiedzenia po ich doprecyzowaniu.

Serdecznie pozdrawiam.

Jacek

JACOL06-03-2006 23:09:23   [#2167]

Co mnie interesuje?

Bratku

Moje myślenie metodyczne doznało impusu właśnie u behawiorytów. Wprosiłem sie na dwa dni do osrodka w Gdańsku. Później kilkakrotnie prowadziłem u nich szkolenia, miałem więc okazję do wielu interesujących rozmów.

Na przykład ściągnąłem od nich wzory druków do pisania programów. Wprowadziłem je u siebie. Tak się zaczęło moje myslenie o programie. Stopniowo odchodziłem od behawioralnego stylu pisania programów. Wydawały mi sie one bardzo pracochłonne i mało przydatne. My po prostu pracowaliśmy inaczej. Po wielu przemyśleniach doszedłem do wniosku, że cała energia behawiorystów idzie w rozpisanie na szczegóły zadań - opis wykonania, polecenia, podpowiedzi, redukcja podpiwiedzi, sposoby generalizacji itd. My natomiast zaczęlismy bardziej przygladać się celom.

Klasyczna myśl behawioralna jest taka: Ucz tego co uważasz, że możesz nauczyć. To dokładnie to samo co Fakir rozumie pod pojęciem SNR.

Mi brakowało w tym myśleniu perspektywy rozwojowej. Zaadoptowalismy Piageta (pomysł od Ośrodka Wczesnej Interwencji w W-wie) i Wygotskiego (SNR) własnie. Oba te sposoby myslenia Anna Brzezińska w swojej ksiązce "Społeczna psychologia rozwojowa" analizuje jako rózne sposoby wyznaczania okresów sensytywnych w rozwoju. czyli obie te koncepcje pozwalają wyznaczać u dzieci umiejetności szczególnie ważne do uczenia w danym okresie rozwojowym. Mnie interesuje Twoje spojrzenie na te perspektywę rozwojową. Mówiłaś, że neobehawiorysci ją mają. Chetnie pogadam o SNR (znam tylko jedną szkołe specjalną - we Wrocławiu gdzie w diagnozie prawidłowo wyznaczali SNR - od nich znam tę przykład na SNR w mowie biernej - nauczyciel prosi o podanie piłki leżącej wśród trzech innych przedmiotów "Podaj piłkę" Uczeń podchodzi do tych przedmiotów i sie wacha. nauczyciel podpowiada mu np. gestem. Uczeń zadowolony podaje piłkę. Słowo "piłka" znajdowało się SNR. Szukam takich prób diagnostycznych w róznych obszarach.

Piaget i Wygotski to klasyka - szukam innych koncepcji dających sie zastosowaś w pedagogice specjalnej.

Behawioryzmowi oprócz braku tejże perspektywy rozwojowej zarzucałem brak zrozumienia dla znaczenia celów wyznaczanych przez humanistów: posiadania własnego zdania na najważniejsze życiowo tematy, umiejetności protestowania, wyzwalania aktywnosci własnej, rozwoju społecznego i emocjonalnego. Twoje rozumienie tychże celów bardzo mnie interesuje. Interesuje mnie także przyswojenie przez behawiorystów róznych form stymulacji w pracy nad zachowaniami trudnymi. Czy są to stymulacje dyrektywne (czyli dokonywane także wbrew woli dziecka) czy niedyrektywne (tylko za zgodą dziecka, rozumiane jako zaspokajanie jego potrzeb) Od behawiorystów we Wrocławiu dowiedziałem się o dyrektywnej metodzie stymulacji zwanej "dietą sensoryczną" Słyszałas o niej?

Interesuje mnie praca z nauczycielem. Model Superwizji jaka ma miejsce w Gdańsku wzudza mój najgłębszy sprzeciw. A zwłaszcza dopuszczanie rodziców do superwizora i wpisywanie zaleceń superwizora do dziennika. To podejście burzy moje rozumienie superwizji. Ciekawy jestem twoich poglądów na superwizję.

Interesuje mnie kształtowanie zespołu, zarządzanie nim itp. Zgodzisz się z moją tezą, że praca zespołowa jest możliwa tylko wtedy, gdy pracownicy mogą swobodnie ze soba rozmawiać ( w praktyce: ujawniać negatywne uczucia i prowadzic spory). Zgodzisz się ze mną, że w naszych placówkach oswiatowych często torzy sie patologiczna hierarchia dziobania, gdzie swoboda wypowiedzi jest mozliwa tylko w dół?

Na koniec interesują mnie rodzice. Ich rola i sposób z nimi postepowania. Nie podoba mi się pomysł umieszczania w kontrakcie pracy rodzica z dzieckiem, który to jest w Gdańsku. Jak jest u was?

Jeszcze jedna myśl mi przychodzi do głowy. Mówiłaś, że jedziesz gadać z psychoanalitykami. Psychoanalitykami od dzieci z uposledzeniem? Jest to ten nurt w terapii dzieci o którym nie mam pojecia. Kościelska pisze o nim jako o obiecującym, ale ja tego nie widzę. Dla niezorientowanych wyjasniam po chłopsku trochę. Psychoanalitycy sadzą, że uposledzenie umysłowe nie jest spowodowane uszkodzeniem mózgu ale traumą z tym związaną. Jako uzasadnienie tej tezy przywołują przykłady dzieci z ogromnymi ubytkami kory całkowicie sprawnymi intelektualnie. Aby przezwyciężyc te traumę starają się wywołać regres terapeutyczny. W tym celu budują tzw. sztuczne macice. Czy ktoś się z tym zetknął w praktyce. hanna Olechnowicz ma tendencje do psychoanalitycznego wyhjasniania się róznym zachowaniom dzieci typu: Dziecko bawi się koralami: Interpretacja: bawi się pepowiną itp :-)

To bardzo pobieżny przegląd tematów wartych rozmowy.

Coś chciałem wszystkim tu wyjasnić.

Odkąd mam dostęp do internetu szukam rozmówców na tematy metodyczne. Dlaczego? Bo męczą mnie wątpiliwości. Szukam kogoś kto spojrzałby z boku na to co mówię i podzieliłby sie swoim zdaniem. Szukam ludzi, którzy mają inne niz ja spojrzenie na terapię, gdyż tylko dzieki nim zrozumiem swoje poglądy. Staram się budować jakis spójny podląd środka na terapię - taki trochę humanistyczny, a trochę behawioralny.

A co do mojego tutaj wystepowania na Specjałach to nie czuję sie konfortowo. Cały czas myślę, co ja tu cholera narobiłem. Czy nie skrzywdziłem tu kogo? Dotknąłem na pewno, ale czy z tego coś dobrego będzie czy złego? Jak ludzi traktować? Poważnie! Ale co to znaczy poważnie traktować innych specjalistów od pomagania dzieciom?  Ale to temat już nie na dziś.

Dobrej nocy wszystkim i dobrego dnia jutro. J.

bratek07-03-2006 00:04:46   [#2168]

Jacku!

Ależ mi zadałeś gimnastykę umysłową:)))

Dziś odpowiem tylko skrótowo, bo mam jeszcze kawał roboty do zrobienia "na wczoraj".:))

Więc po kolei:

Po wielu przemyśleniach doszedłem do wniosku, że cała energia behawiorystów idzie w rozpisanie na szczegóły zadań - opis wykonania, polecenia, podpowiedzi, redukcja podpiwiedzi, sposoby generalizacji itd. My natomiast zaczęlismy bardziej przygladać się celom.

Zapewniam Cię, że nie cała energia behawiorystów idzie na robienie dokumentacji:)) Gdyby tak było, nasi uczniowie nie mieliby sznsa na osiągnięcie czegokolwiek! Ale faktycznie prawdą jest, że przywiązujemy do dokumentacji baaaaaaaaaaardzo dużą wagę, wynika to z faktu, że ABA jest dyscypliną ściśle naukową a ponadto pomiar i jego analiza stanowią punkt wyjścia do konstrukcji i modyfikacji programu.

 Piaget i Wygotski to klasyka - szukam innych koncepcji dających sie zastosowaś w pedagogice specjalnej.

My stosujemy poza klasyczną analizą behawioralną również formulaże diagnostyczne: PEP-R Schoplera i Skalę Zachowań Przystosowczych Nihiry i współpr.

Behawioryzmowi oprócz braku tejże perspektywy rozwojowej zarzucałem brak zrozumienia dla znaczenia celów wyznaczanych przez humanistów: posiadania własnego zdania na najważniejsze życiowo tematy, umiejetności protestowania, wyzwalania aktywnosci własnej, rozwoju społecznego i emocjonalnego. Twoje rozumienie tychże celów bardzo mnie interesuje.

Pozwól, że odpowiedź na te kwestie pozostawię na jakiś następny raz, bo dużo by pisać, w dwóch słowach się nie da, a ja podam na nos:))

Interesuje mnie także przyswojenie przez behawiorystów róznych form stymulacji w pracy nad zachowaniami trudnymi. Czy są to stymulacje dyrektywne (czyli dokonywane także wbrew woli dziecka) czy niedyrektywne (tylko za zgodą dziecka, rozumiane jako zaspokajanie jego potrzeb)

Wybacz, ale nie rozumiem pytania.... Możesz zapytać jaśniej?

Od behawiorystów we Wrocławiu dowiedziałem się o dyrektywnej metodzie stymulacji zwanej "dietą sensoryczną" Słyszałas o niej?

Po pierwsze- nie ma bahawiorystów we Wrocławiu.... To moje strony (pochodzę z Opolszczyzny), znam środowisko nieźle. Poza tym z racji funkcji, mam przegląd stały wszystkich ośrodków behawioralnych i na 1000% nie ma wśród nich ośrodka wrocławskiego...

O "diecie sensorycznej" również nie słyszałam.... Aczkolwiek temat diet, drakońskich diet, i megadiet jest w środowisku autystycznym bardzo popularny. Ale to chyba nie otakie diety chodzi.

Napisz proszę coś więcej.

Interesuje mnie praca z nauczycielem. Model Superwizji jaka ma miejsce w Gdańsku wzudza mój najgłębszy sprzeciw. A zwłaszcza dopuszczanie rodziców do superwizora i wpisywanie zaleceń superwizora do dziennika. To podejście burzy moje rozumienie superwizji. Ciekawy jestem twoich poglądów na superwizję.

Jesteśmy bardzo blisko modelu gdańskiego. Są pewne różnice, ale jak sądzę wynikają one ze specyfiki naszego zespołu, a nie z filozofii superwizji. U nas superwizor to ktoś kto pomoga, doradza, patrzy z boku "świeżym spojrzeniem" i może zobaczyć coś więcej niż będący na co dzień z dzieckiem nauczyciel.

Czytałam  na pionie Twoje wypowiedzi na temat zasad superwizji. No coż u nas jest inaczej- nie wiem czy lepiej czy gorzej, po prostu całkowicie inaczej:))

Interesuje mnie kształtowanie zespołu, zarządzanie nim itp. Zgodzisz się z moją tezą, że praca zespołowa jest możliwa tylko wtedy, gdy pracownicy mogą swobodnie ze soba rozmawiać ( w praktyce: ujawniać negatywne uczucia i prowadzic spory). Zgodzisz się ze mną, że w naszych placówkach oswiatowych często torzy sie patologiczna hierarchia dziobania, gdzie swoboda wypowiedzi jest mozliwa tylko w dół?

Jeżeli chodzi o zarządzanie zespołem, to niewiele Ci powiem. Jestem początkującym szefem który na dodatek zupełnie się szefem nie czuje:))) Mogę Ci powiedzieć, jak jest u nas. Mamy pełne partnerstwo. Uważamy, że każdy z nas ma psi obowiązek zwrócić uwagę drugiemu, jeżeli widzi, że tamten coś zawala, bo tu nie chodzi o niczyje ambicje tylko o Dziecko. O to, żeby, mówiąc wprost- niczego nie zawalić. I wierz lub nie - naprawdę nikt się nie obraża:))

Poza tym mam wielkie szczęście- mam zespół fanatyków pracy i fanatyków jakości:)))  I dlatego nie wiem co to zarządzanie, bo nimi nie trzeba zarządzać. Po prostu każdy stara się robić, to co ma do zrobienia najlepiej jak umie:)))

Jak jest w innych placówkach nie wiem, bo mało je znam.

Na koniec interesują mnie rodzice. Ich rola i sposób z nimi postepowania. Nie podoba mi się pomysł umieszczania w kontrakcie pracy rodzica z dzieckiem, który to jest w Gdańsku. Jak jest u was?

Rodzic jest u nas częścią teamu pracującego z dzieckiem. Widzisz to wynika z wielu przyczyn. Podam 2 najważniesze:

- przede wszystkim większość dzieci z autyzmem nie generalizuje umiejętności spontanicznie- więc jeżeli nie będzie kontynuacji pracy w domu dziecka, to po mielibyśmy pracować???? Po to, żeby tylko przy nas było "grzeczne"? Wybacz, jakby tak to miało wyglądać, to ja się wypisuję... Wolę siedzieć patrzyć na dzieci i popijać kawkę:)))

- Zakładając, że rodzic musi kontynuować terapię w domu (a jest to warunek sine qua non pobytu dziecka w naszej placówce), to musi również uczesticzyć w tworzeniu programu- sugerując lub/i akceptując jego poszczególne składowe. Jeżeli nie będzie programu rozumiał i aprobował, to nie będzie go też z przekonaniem stosował- prawda?

Jeszcze jedna myśl mi przychodzi do głowy. Mówiłaś, że jedziesz gadać z psychoanalitykami. Psychoanalitykami od dzieci z uposledzeniem? Jest to ten nurt w terapii dzieci o którym nie mam pojecia. Kościelska pisze o nim jako o obiecującym, ale ja tego nie widzę.

Ja też tego nie widzę!!!! Zdecydowanie!:)))

A debatowałam z nimi na inne tematy, powiedzmy bardziej ogólne- chodziło o kształt polskiej psychoterapii jako takiej, jej definicję, etc. Szukaliśmy kompromisu.

o, to by było na tyle:)))

Przepraszam, że tak skrótowo ale naprawdę nie mam siły!

Pozdrawiam wszystkich!

Fakir207-03-2006 09:13:24   [#2169]

Nowy dzień !!!

Jakby na to nie spojrzeć – czy się chciało, czy nie , wstać trzeba było...

Świat zawsze rano, gdy oczy otwierasz, kusi...

Tajemnicą niewiadomego.

 

Masz tylko dwie drogi: wejść w pojawiające się zadania z radością, nadzieją i pragnieniem „chłonięcia” życia lub też z niechęcią się weń zanurzyć, z nadzieją przeżycia...

 

Wszystkim Forumowiczom życzę wyboru tej pierwszej opcji :))

 

- - -

Nagromadziło się na SPECJAłach, oj nagromadziło...

 

Gdy tylko uporam się z „zalewem papierkowym”, postaram się w miarę swoich możliwości włączyć w dyskusję :)

 

Teraz muszę dać „odpór” zalewającej naszą szkołę masie studentów-praktykantów...

 

- - -

 

Niezmiennie życzę wszystkim Jubilatom i Solenizantom dnia dzisiejszego (są nimi: Felicja, Felicyta, Nadmir, Paweł, Perpetua, Polikarp i Tomasz) wszelkiego dobra :)))

 

A do jutra na życzenia do siebie skierowane muszą poczekać: Beata, Filemon, Jan, Julian, Miligost, Miłogost, Stefan i Wincenty...

JACOL07-03-2006 09:55:19   [#2170]

Myślę i myślę

Zastanawiam się nad sytuacją tutaj w Specjałach. Nad Fakirem szczególnie... Tak oto mi się klaruje...

W jednej ze swoich książek ksiądz profesor Tischner wspomina jak to jako młody ksiądz mówił kazania. Na poczatku kazania powtarzał jakiś pogląd powszechny wśród ludzi (np. dotyczący etyki seksualnej) a potem metodycznie się z nim rozprawiał. Komentarz księdza profesora do takiej praktyki był następujący: To było dla tych ludzi poniżające. Ja jako filozof miałem nad tymi ludźmi przewagę tak dużą, że bez problemu mogłem wykazywac ich ignorancję. Dziś już tego nie robię.

Ale też czytałem polemiki profesora Tischnera z innymi filozofami i teologami, zwłaszcza po publikacji jego najciekawszego moim zdaniem artykułu pt "Koniec chrześcijaństwa tomistycznego" w którym wykazywał na kres tego sposobu myslenia o kościele. Mówił wprost, że ten kierunek myślenia jest martwy, że nie generuje już nowych pytań, że nikt ze współczesnych filozofów nie dyskutuje już z tomizmem bo nie ma o czym. Przypominał, że Jezus nauczał w przypowieściach, że mówił o ideach, a nie konstruował wspaniały gmach intelektualnych rozważąń rozumiejąc Boga jako "pierwszą przyczynę".

W naszym Kościele wiekszość "specjalistów" to tomiści. Artykuł Tischnera wywołał burzę. Przez długi czas trwały w fachowych publikacjach polemiki. Tischner obgryzał swoich oponentów do kości wykazując im błędy w myśleniu, brak oczytania w literaturze i nieznajomość tematu. Komentował to jeszcze. Ci czcigodni profesorowie, zasłużeni często dla kościoła, przez długie lata nie mieli kontaktu z zywą myślą filozoficzną i teologiczną. Zamknięci jak w wieży z kości słoniowej celebrowali swoje przekonanie o posiadanej jedynie słusznej wiedzy. Tischner im to wszystko zburzył. Słyszałem z dobrych ust, ze po śmierci Tischnera profesorowie KUL cieszyli się, że umarł ten, który tyle złego zrobił dla Kościoła. 

Jak ja mam traktować czcigodnych polemistów na Specjałach? Jak traktowac poważnie dyrektoróe szkół specjalnych? Obryzać ich do kości wykazując brak wiedzy, czy spóścic na nich zasłone litości?

Kim według mnie jest Fakir? To niewątpliwie bardzo zasłużony dla dzieci niepełnosprawnych człowiek, społecznik, który całe swoje zdolności i czas poswięcił niepełnosprawnym dziciom. Bardzo dużo musi dźwigać na swoich barkach. Chylę przed nim czoło! Przypomina mi bardzo wspominaną tutaj dyrektorkę ze szkoły specjalnej w Krakowie - Murkę. Mam nadzieję, że takie porównanie sprawi Fakirowi przyjemność.

Z panią Marią (Murką) mam takie doświadczenie. Wysyłałem do niej teksty przed ich publikacją z prośbą o opinię. Nigdy tej opinii nie dostawałem co, przyznam, sprawiało mi przykrość. Później się dowiedziałem, że Murka dlatego nie zabiera głosu w sprawach metodycznych bo twierdzi, że się na nich nie zna (skończyła iberystykę). To, że sie nie zna nie odbiera tej osobie zasług. To, że jest świadoma swojej niewiedzy sprawia, że tak zorganizowała swoją szkołę, aby zrekompensować to w inny sposób. To inni w tej szkole nadają rys metodyczny. Jednak czyż można sobie wyobrazić szkołę na Dygasińskiego bez Murki?

Fakir2 wprowadził mnie w błąd twierdząc, że interesuje się metodyką i zebrał za to ciegi. Fakir2 podobnie jak Murka jest raczej społecznikiem i pasjonatem, a nie metodykiem. Na tematy metodyczne nie ma zbyt wiele do powiedzenia, co jednak nie odbiera mu zasług. Nie wszyscy muszą znać się na wszystkim. Nie jest to sytuacja szczególnie szczęśliwa, gdy dyrektor szkoły specjalnej nie generuje wizji metodycznej swojej szkoły. Ale to można obejść. Kto inny może taką wizję szoły generować. To, że Fakir nie interesuje się metodyką widzę gołym okiem. Wspomina coś ciągle o opinii mądrzejszych od siebie, bez wgłębiania się w wiedzę która ci mądrzejsi mają. Ja gdy spotkam kiedyś kogoś (profesora np.) który będzie miał negatywna opinię o metodzie Domana, to nie odpuszczę mu tak długo, aż poznam wszystkie detale jego krytyki tej metody, a potem tę krytykę powtórzę Karolinie oczywiście. Powtórzę w szczegółach, bo mnie to interesuje, a nie tylko, że komuś tam sie nie podoba Doman i kropka. Opinie profesorów bez argumentów mnie nie interesują.

Bez urazy Fakirze, ale powoływanie się przez Ciebie, w kontekście rozmowy ze mną na rzekomo mój styl wypowiedzi, który ci nie odpowiada, to ściema. Nie musimy przecież gadać o metodyce. Jest tyle innych tematów. Ja na przykład interesuję się filozofią religii i mistyką. Niepełnosprawność w zasadzie inspiruje wiele tematów w obszarze etyki, kultury, postaw. Możemy porozmawiać.

bratek07-03-2006 10:38:25   [#2171]

Jacol....

Po co ta dyskusja o Fakirze....? Ani on specjalny (bez urazy Krzysiu!- mówię tylko o tym, że sam z siebie jesteś tzw. "normalny"), ani o opinie na swój temat się nie prosi....

Ja w każdym razie w te dyskusje się nie włączę. Będę je wygaszać:)))

Kita07-03-2006 11:36:38   [#2172]
A po co ta lista solenizantów?
To imona niepełnosprawnych?
JACOL07-03-2006 12:09:43   [#2173]

Po co ta dyskusja o Fakirze....?

Bratku, masz rację, dorosły jest chłop, musi sobie poradzić jakoś. :-)

Ja w zasadzie napisałem to co napisałem, właśnie po to aby tę dyskusję zamknąć. Nie jestem jednak pewien, czy Fakir o opinie na swój temat się nie prosi. Na tym wątku wiele osób wypowiadało swoje opinie o Fakirze i jakoś nie oponował. Bardzo wiele rzeczy tutaj wokół Fakira się obraca. Fakir o sobie sam dużo mówi. Więc jakby zapraszał do duskusji na swój temat. Każdy, kto odzywa się na forum musi się liczyć z opinią o sobie. fakir i inni wygłaszali swoje opinie o mnie na przykład. No więc powiedziałem i ja swoje. Mam nadzieję, że Fakir się nie obrazi...

Wszystkiego dobrego wszystkim. J.

JACOL07-03-2006 12:34:06   [#2174]

Mógłbym prosić o więcej szczegółów...

Bratek napisała:

My stosujemy poza klasyczną analizą behawioralną również formulaże diagnostyczne: PEP-R Schoplera i Skalę Zachowań Przystosowczych Nihiry i współpr.

Na czym polega klasyczna analiza behawioralna? W PEP-R wyróżniacie zachowania obiecujące? Możesz podać przykłady? Jakie to są zachowania przystosowawcze? Jak z tego wszystkiego robicie całość?

J.

JACOL07-03-2006 14:23:30   [#2175]

Annax poruszyła problem:

Przekonanie rodziców do RÓŻNYCH metod usprawniania ich dzieci.

To bardzo ciekawy temat. Myślę, że w zależności z jaka postawą rodzicielska mamy do czynienia nieco inaczej będziemy musieli postepować. Moja ogólna rada jest taka: W ogóle nie przekonywać! :-)

Przekonywanie bowiem bardzo często przeradza się w dyskusję o poglądach na wychowanie dzieci, a poglądy rodziców są związane z ich osobistym doświadczeniem, którego przez przekonywanie nie zmienimy. Lepiej więc jest zamiast przekonywać, uczyć rodziców różnych metod usprawniania ich dzieci. Uczenie nie jest tożsame z przekonywaniem, jest natomiast związane z motywowaniem ucznia (tu rodzica dziecka) do jakiejś czynności.

Na spostkaniu z rodzicem powinniśmy: Poprosić go o wykonywanie jakiejś czynności wobec swojego dziecka. Musimy mu wytłumaczyć dlaczego jest ważnym aby TO ON (rodzic!) to a to robił z dzieckiem. Nie należy więc tłumaczyc rodzicowi jakie znaczenie ma dane ćwiczenie dla rozwoju dziecka, ale to jakie znaczenie dla rozwoju dziecka bedzie miało to, że to ON będzie je wykonywał.

Koniecznie trzeba, jak sądzę, pokazać rodzicowi to o co go prosimy i poprosić go aby wykonał tę czynność przy nas. W razie czego poprawić rodzica.

Pokaz dla rodzica powinniśmy wykonać z całym zaangazowaniem i skupieniem na dziecku. Nie wolno pokazywać rodzicowi pracy z dzieckiem wyłacznie jako techniki. Przy nas rodzic powinien także wykonać uczoną czynność w kontakcie z dzieckiem i zaangazowaniem.

Rzecz o która prosimy nie powinna byc za duża. stosujmy metodę małych kroczków.

Zastanówmy się z rodzicem kiedy w ciągu dnia najłatwiej mu by było znaleźć czas na wykonanie tej uczonej umiejetności.

Nie powinnismy wywierać na rodzicach wrażenia przymuszania ich do robienia czegoś. Powiedzmy im raczej, że jeżeli im sie nie uda spełnić naszej prośby, to nic takiego sie nie stanie. Część rodziców przymuszana (choćby moralnie) nie ralizuje naszych próśb.

Nie okazujmy rodzidzicom, że uważamy, że są "złymi" rodzicami. Najczęściej specjaliści dają odczuć rodzicom, że nie wywiązują się ze swoich podstawowych obowiązków, co jest powodem nie zrealizowania prośby specjalisty. tacy rodzice skłonni sa bowiem zrobic coś nie dla dziecka, ale własnie dla miłej pani nauczycielki czy rehabilitantki. Nauczycielka która sugeruje mamie, że nie wypełnia swoich obowiazków wobec dziecka juz nie jest "miła" w oczach mamy, więc nie widzi powodu aby jej prosbę spełnić.

Spotkanie z nami specjalistami musi być dla rodzica jak najmniej stresujace, powinno przebiegać w miłej atmosferze. Jeżeli opowiadamy o metodyce, musimy mówić o tym ciekawie i kompetentnie. Ciężko jest kogos przekonać do czegoś co nas samych mało interesuje. Nauczyciele którzy sami interesują się jakimś przedmiotem, potrafią zarazić swoja pasją uczniów. terapia dzieci powinna stanowic dla specjalisty pasję.

Używajmy w trakcie spotkania pomocy: filmu video, wykresy, ładne zabawki. Taka "lekcja" jest wówczas ciekawsza i bardziej wciąga.

Możemy rodzica włączyć w proces decyzyjny w zakresie tego co uczymy. Przykład ogólny z życia: Jak macie swoje dzieci to zamist kazać im zmywac naczynia mozecie się ich zapytać: Kochanie wolisz sprzątać po obiedzie czy po kolacji? :-)

Wykonanie przez rodzica uczonej czynności nalezy wzmacniac wg. ogólnych zasad prawidłowego wzmacniania.

To moja propozycja odnośnie UCZENIA rodzica róznych metod.

Pozdrawiam. J

Kita07-03-2006 14:45:58   [#2176]
Jacolu, wątek uzdrawiasz, zawłaszczasz, czy jedno i drugie?
Renata07-03-2006 15:17:00   [#2177]

Kito, to bardzo miło, że zauważasz, iż w wątku Specjały wciąż dzieje się coś nowego. Być może zmobilizuje Cię to do dalszej dyskusji albo zainspiruje do własnej pracy zawodowej.

Pozdrawiam.

Kita07-03-2006 15:29:37   [#2178]

Do dyskusji w tym wątku? O Fakirze, o wątku, czy o problematyce?
O Fakirze mogę się wypowiedzieć, ale nie sądzę, żeby ktoś był tym zainteresowany. O wątków również, ale również nie sądzę.

Zaś dyskusja merytoryczna w tym wątku chyba nie ma sensu. Ale żeby to wyjaśnić, musiałabym się wypowiedziec o Fakirze i o wątku. :)

emila07-03-2006 15:41:45   [#2179]
:-(((((((((((((((
Kita07-03-2006 15:44:03   [#2180]
Widzisz, Renato. Miałam rację. :)))
emila07-03-2006 15:56:42   [#2181]

do Kity

Pytasz: "A po co ta lista solenizantów? To imona niepełnosprawnych?" To chyba pytania retoryczne.

Ten wątek nie jest tylko i wyłącznie dla Ciebie i Jacol-a. Nie podoba się, nie wchodzę i nie czytam - dla mnie proste i oczywiste.

O powodzeniu wątku świadczą chociażby numery postów. Poza Wami, odwiedzało ten wątek jeszcze parę osób.

Podobnie jak bratek w #2171: "Ja w te dyskusje się nie włączę. Będę je wygaszać."
"Po co ta dyskusja o Fakirze ????" A o wątku tym bardziej.

Nie podoba się wątek - nie czytaj.

Pozdrawiam.
Kita07-03-2006 16:10:23   [#2182]
Ależ podoba, Emilio. To kopalnia wiedzy o ludziach, ich emocjach, zachowaniach, upodobaniach.
Moje pytanie "Po co ta lista solenizantów?" było tak samo retoryczne, jak Bratka "Po co ta dyskusja o Fakirze?".
Myślę, że nie mam mniejszych praw do Bratka do zadawania pytań retorycznych.
JACOL07-03-2006 17:44:48   [#2183]

Nie podoba się wątek - nie czytaj - powiedziała emilia

To brzmi tak emilio jakbyś chciała zabronić nie podobania się. Jakby niepodobanie się było czymś złym albo niestosownym. Nie uważasz, że jak w szkole dyrektor mówi do nauczyciela: "Jak sie nie podoba to do widzenia" to mówi głupoty? Czyż ci którym się nie podobamy, albo nie podobają się im nasze słowa sa naszymi przyjaciółmi, pozwalającymi nam wzrastać? Ja osobiście nie mam nic przeciwko temu, aby osoby którym się nie podobam dały tutaj temu wyraz.

J.

anmar07-03-2006 17:45:22   [#2184]
Przeczytałam uważnie Wasze rozmowy o różnych metodach. Odniosłam wrażenie, że w tej dyskusji zagubiliście gdzieś Człowieka niepełnosprawnego. Dla mnie najważniejszy jest Człowiek. Nie ma metody uniwersalnej, nie każda metoda sprawdza się. Metodę należy dostosować do dziecka czy też Osoby dorosłej niepełnosprawnej. Może nie mam racji, jednak uważam, że takie podejćie jest bardziej ludzkie. Są dzieci, którymi np. bardzo dobrze pracuje się metodą Domana, dla innych jest ona źródłem stresu. Wypracowałam sobie taką zasadę, że najpierw robię analizę dziecka pod względem zachowań adaptacyjnych i dopiero potem zastanawiam się jak wspierać rozwój dziecka. Przez dwa lata siedziałam nad wewnątrzszkolnym systemem diagnozowania i wspomagania rozwoju dzieci niepełnosprawnych. Udało mi się to w miarę dopracować. Widzę jeszcze pewne niedociągnięcia, które staram się rozwiązywć na bieżąco.
JACOL07-03-2006 17:58:30   [#2185]

Zagubiliście gdzieś Człowieka niepełnosprawnego

Nie wiem anmar dlaczego tak uważasz? Dla wszystkich terapeutów i nauczycieli najważniejszy jest człowiek.

Anmar napisała:

Nie ma metody uniwersalnej, nie każda metoda sprawdza się. Metodę należy dostosować do dziecka czy też Osoby dorosłej niepełnosprawnej.

Ten pogląd podzielam w całości! Dlatego pisanie programów proponuje opierać na celach a nie metodach. Dopiero jak mamy cele dobierac metodę. Za najważniesze cele (które nazywam humanistycznymi) uznaję te, które maja na celu zaspokajanie wszystkich złożonych potrzeb dzieci.

Potem ida cele wynikajace z analizy rozwojowej (Piaget, Wygotski) a potem dopiero te, które wybieramy arbitralnie.

Anmar napisała:

Wypracowałam sobie taką zasadę, że najpierw robię analizę dziecka pod względem zachowań adaptacyjnych

Jak wyglada taka analiza, mogłabyś sie podzielic swoimi doświadczeniami?

J.

ejrut07-03-2006 18:59:41   [#2186]

Czy to zbliżająca się wiosna obudziła.......tych złośliwców?

O matko!!!   toż byłoby to  okropnie ...bo wiosna jeszcze do nas nie zawitała a już się pobudziło coś takiego.

Nie podoba się wątek - nie czytaj.

To dobra rada .......

Chcesz podyskutować, zapytać, podzielić się czymś ciekawym...możesz to zrobić .....ale Kito nikt nie upoważnił cię do oceniania osób ani tego wątku.

Ja oceniam sama i bywam tam...gdzie lubię bywać ..........więc swoje oceny zachowaj dla siebie.

Adaa07-03-2006 19:02:46   [#2187]

Chcesz podyskutować, zapytać, podzielić się czymś ciekawym...mozesz to zrobić

no dobra...powiedz mi ejrut co było ciekawego w Twoim poście,bo nijak nie moge dojrzeć:-)

ejrut07-03-2006 19:08:29   [#2188]

W moim nie musisz widzieć bo nie zależy mi na tym .......ale może w innych.....coś dojrzysz.......

Ja wyraziłam swoje zdanie... staram się nie oceniać ale jeżeli ty musisz.....to twój problem.....

                                                      Pozdrawiam

JACOL07-03-2006 19:09:56   [#2189]

Kito nikt nie upoważnił cię do oceniania osób ani tego wątku.

Ejrut, dlaczego uważasz, ze aby oceniać osoby albo wątki potrzebne jest jakieś upoważnienie? Dlaczego złośliwcy nie mieliby znależć tu miejsca? Dlaczego akceptacja należy się tylko nie oceniajacym (lub oceniajacym dobrze :-)  )? Wytłumacz mi skąd to opędzanie sie od inaczej myślących i czujących? Dlaczego nie mieliby znaleźć także i oni tu miejsca? Jakieś to niechrześcijanskie mi się to wydaje...

J.

Adaa07-03-2006 19:36:37   [#2190]

nie oceniająca ejrut;-)

-Jacolu!  dziwny jesteś.................bardzo dziwny
-To jakies chore jest
-Jacolu! zrobiłeś się niegrzeczny..
-Nie bądź taka! Tak źle nastawiona do ludzi - bądź trochę tolerancyjna
-Ja w przeciwieństwie do ciebie zauważam  mnóstwo życzliwych osób
-Nie podoba mi się twoja ostatnia wypowiedź.
-Ja nie będę z tobą polemizować.......... bo nie lubię takich filozoficznych wywodów............... więc już do twoich wypowiedzi nie będę się ustosunkowywać ...... Nawet nie będę ich zauważać...

-
Ja wyraziłam swoje zdanie... staram się nie oceniać ale jeżeli ty musisz.....to twój problem

chyba nie mój tylko:-))))

no dobra ejrut,nie masz poczucia humoru-nie musisz mieć
nie podobaja Ci się moje wypowiedzi-nie musisz ich czytać
w ogóle nic nie musisz,prawda?;-))

ejrut07-03-2006 19:40:52   [#2191]

Fajnie to zrobiłaś ado......dziękuję......dzięki temu nie muszę się już powtarzać.

                       Pozdrawiam cię serdecznie mimo twoich złośliwości.

Annax07-03-2006 19:50:54   [#2192]

A już zanosiło się,że będzie lepiej... :)

Aż mnie nosi żeby poklikać a NIE MAM CZASU!!!! Jacku, napisałeś coś co mi bardzo pomogło i pomoże - zawodowo. (Czy taka aprobata Twojego zdania, opinii jest dla Ciebie dopuszczalna? Nie chcę być znów uznana za pochlebcę!!!).

Może mi się uda jeszcze wieczorkiem wyrzucić dziecko sprzed komputera...

A złośliwcy?... Jednak nie lubię ich. Szczególnie takich złośliwych "za darmo", tzn. złosliwych bez powodu. I sądzę, że wielu, wielu, wielu więcej jest ludzi, którzy takich właśnie nie lubią niż tych, którzy ich lubią. I mamy prawo nie chciec przebywać w ich towarzystwie. I takie LUDZKIE mi się to wydaje...

P.S. A przyklaskiwanie bezsensownej złośliwości to niby jest chrześcijańskie?...

I ciekawe dlaczego łatwiej jest czasem bronić słów złosliwych niż słów dobrych?...

Fakir207-03-2006 21:13:12   [#2193]

- - -

„Zalew papierowy” podobnie jak i „masę studentów” oraz spotkanie jubileuszowe (za rok będziemy świętowali jubileusz szkoły) mam za sobą…

 

I jak zwykle o tej godzinie przestaję na oczy patrzeć…

 

Jednak muszę – choćby w kilku słowach…

 

Nie muszę – chcę…

 

- - -

 

Najłatwiej – chronologicznie…

 

- - -

 

Jacku – trzy sprawy.

Dziękuję za wnikliwą analizę mojej osoby. Tego co umiem, czego nie umiem, na czym się znam, na czym nie.

Z pewnością się nad tym co napisałeś zastanowię!

 

Twój styl rozmowy (wypowiedzi) nie odpowiada mi rzeczywiście (i to nie jest – jak piszesz – „ściema”).

Denerwuje mnie i drażni.

Jest w moim odczuciu (abstrahując od posiadanej przez Ciebie lub nie racji, oraz od tego na jaki temat rozmawiamy) zbyt agresywny, napastliwy, zawłaszczający, apodyktyczny.

Być może nie mam racji.

Ale mam prawo do takich odczuć.

Więc teraz ja proszę, byś się nad tym co napisałem zastanowił…

 

No i trzecia sprawa…

To, że nie oponuję, nie oznacza, że się dopraszam, prawda?

 

Aha… Jeszcze jedno…

Jacku nie tylko, że się nie obrażam na Ciebie, ale Ci dziękuję!

 

Masz dużo racji i… uświadomiłem to sobie :))

 

- - -

 

Bratku – też nie rozumiem czemu zawdzięczam tak żywe zainteresowanie… Ani się nie prosiłem ani nie czuję się godny…

 

- - -

 

Emilo! Ejrut!

Czytając uważnie Wasze posty i te, które je sprowokowały dochodzę do wniosku, że szkoda Waszej energii…

 

Tyle jest na tym świecie spraw i rzeczy pięknych i dobrych, że naprawdę nie ma sensu zatrzymywać się i poświęcać swój czas i uwagę temu, co nic budującego nie wnosi…

 

Jacek ma rację – nie ma co się opędzać od inaczej myślących, czujących czy złośliwych.

 

Można ale niekoniecznie trzeba na nich zwracać uwagę…

 

No, chyba że powiedzą lub zrobią coś sensownego…

 

Trzeba natomiast – i takie mam przekonanie – poświęcić im myśl serdeczną: przecież to też stworzenia boże :))

 

- - -

 

No i znowu Jacku do Ciebie…

W kontekście Twego ostatniego zdania do Ejrut…

Mogę mieć prośbę?

 

Jeśli znajdziesz chwilę czasu to pomyśl:

Święta Tereska (ta od Dzieciątka Jezus) została świętą w pewnym sensie także dzięki temu, że miała „parszywą” (w ocenie hagiografów – mnie przy tym nie było) przełożoną…

Pytanie: Czy te działania przełożonej, które „wykańczały” psychicznie (powodując m. innymi narastanie poziomu lęku) i fizycznie św. Tereskę, nie powodowały równocześnie „oddalania” od owej przełożonej wizji jej własnego uświęcenia (będącego przecież celem każdej zakonnicy)?

Po ludzku…

Po „bosku”…

Po chrześcijańsku…

 

- - -

 

Annax!

Dobrze postawione pytanie :))

 

Widzisz – to jest tak: słów złośliwych i niedobrych trzeba bronić.

Dobro natomiast nie potrzebuje obrony.

Samo jest obroną…

 

- - -

 

Oczy mi wysiadają… Kręgosłup boli… Jestem zmęczony.

 

Wierzę, bardzo wierzę w to, że przyjdzie kiedyś taki dzień, gdy zasiądę do kompka bez konieczności spieszenia się (bo tłumy za drzwiami), bez ograniczeń czasowych („teraz ja”), bez wyrzutów sumienia (kupa rzeczy do zrobienia)…

 

- - -

 

Niezmiennie tak samo życzliwie myśląc o wszystkich bez wyjątku ludziach, pamiętając o każdym napotkanym człowieku – nieuchronnie zbliżam się do łóżka :))

 

Przejdę znowu koło mojego lustra i spojrzę sobie w oczy – mogę, bo żyłem dzisiaj najpiękniej jak potrafiłem :))

 

Czego wszystkim życzę!

 

Także jutrzejszym Jubilatom i Solenizantom (są nimi Beata, Filemon, Jan, Julian, Miligost, Miłogost, Stefan i Wincenty)! Życzę Wam stałej świadomości obecności Dobra i Miłości w tym – niełatwym przecież – do przeżycia świecie…

 

A do czwartku poczekać muszą: Apollo, Dominik, Franciszka, Katarzyna, Mścisława, Prudencjusz i Taras…

 

Karolina07-03-2006 22:46:14   [#2194]

w temacie przekonywania rodziców

Zgadzam się z Jackiem, że rodziców trzeba uczyć. Piszę to jako rodzic którego uczono, jak i osoba, która teraz czasem uczy.

Problem większości specjalistów pracujących z naszymi dziećmi polega na tym, że przeważnie w ogóle nie tłumaczą rodzicom dlaczego i w jakim celu należy wykonywać dane zadanie, ćwiczenie....itp..

Z tym spotykam się często. Pytanie.. dlaczego rehabilitant powiedział, że należy wykonywać to ćwiczenie, co ono daje, jaki ma przynieśc efekt.... rodzic milczy - nikt mu tego nie wytłmaczył. Pytanie... dlaczego powiedzino, że ma syn dmuchać piłeczkę 10 razy dziennie - jaki ma o prynieśc efekt - rodzic nie wie lub wie tak pobieżnie, że sam nie rozumie po co to ćwiczenie było zadane. Pytanie... dlaczego terapeuta nakazał aby pani go ignorowała kiedy krzyczy....? powiedział, że tak będzie najlepiej.

Brak wyjaśnienia powodów dlaczego rodzic ma wykonywać pewne czynności z dzieckiem jest przyczyną klęski.

Dlatego "Neuro-Re- Edukacja" zakłada (jak sam Doman w IAHP), iż nie ma zadanego programu, nie ma konsultacji, ba.. nie ma turnusu rehabilitacyjnego bez odbycia 3 dniowego wstępnego szkolenia.  Turnusy nasze zresztą są turnusami rehabilitacyjno-szkoleniowymi. Wydaje mi się, że sam pomysł, że na 2-tyg turnuie może coś pozytywnego i przełomowego wydarzyć sie u dziecka jest złudny. Oczywiście, jeśli dziecko przez rok ma mierną rehabilitację a w czasie dwóch tygodni intensywną to coś tam i może sie wydarzy- ale nie na długo, bo to nie będzie utrwalane. Dlatego na naszych turnusach tyle samo energii wkładamy w dalsze , zaawansowane szkolenia co w same ćwiczenia z dzieckiem.

To nie znaczy, że na tych szkoleniu rodzic pozna wszystkie tajniki metody i nie znaczy, że nie będzie potrzebował wsparcia terapeuty. Ale daje nadzieje na wspólną dyskusję i rozmowe, na zrozumienie dlaczego wykonujemy pewne czynności, Rodzic, który zrozumie sens nie dziwi się dlaczego i po co. Bedzie umiał wiele robić sam i będzie konsultował się tylko w tematach co dalej, jak radzić sobie z tą lub inną sytuacją ktora nastąpiła.

Podchodzi tez do zajęc poważniej. Nie zraża się np, że dziecko oponuje bo nie chce czworakować. Nie martwi się też, że nie tak chętnie jada warzywa a tęsknia za nutellą. Jeśli rodzic wie, że coś jest dobre i potzrebne to mu to poda. Tak jak poda niesmaczną tabletkę - bo lekarz kazał. Rozumieją, dlaczego dziecko krzyczy lub patrzy bokiem, skąd u nigo zez i co mozemy z tym zrobic, rozumieją, po prostu rozumieją.

Rodzice, którzy do nas trafiają odnajdują sie bardzo szybko w metodzie, ponieważ ją rozumieją. Oczywiście nie zadawają sami sobie programu, ani go nie ewaluują - ale rozumieją co robią.

Tak uczył mnie Glenn Doman, tak uczy obecnie rodziców na szkoleniach Bożena Bejnar Slawow. Przy okazji to okazuje się skuteczne.

Myslę, że gdyby inni przykladali tyle uwagi do uczenia, przedstawiania faktów, tłumaczenia (choćby zasad odżywiania) a nie do przekonywania  wiele innych metod zyskałoby sojuszników. Specjaliści, może boją się lub nie umieją dzielić się swoją wiedzą lub jej nie mają?

Nie wiem - ale mnie dopiero Doman nauczył i od tej pory to co zaczęłam robić okazywało się skuteczne.

Jeszcze coś... Doman (i Bozena)nie boją się, że ktoś zabierze im chleb, ponieważ też się coś nauczy.

Często zauważam strach specjalistów przd tą metodą, poniewaz właśnie rodzice przyjmują wiele czynności, które dotąd robili oni.

W przypadku IAHP i polskich rodzin, faktycznie tak było, ponieaż żaden (lub mało kto) przeniósł szczyt i pozowlił sobie na tak daleki i kosztowny wyjazd. Rodzice ieli te motywację. Było ich na przestrzeni lat ok 70.

W przypadku Bozeny jest inaczej, ponieważ na swe szkolenia  chętnie przyjmuje specjalistów i uważa za bardzo ważne aby oni wspierali rodziców. Szkolenia są bliżej i nie kosztują tyle.

Ciekawa jestem jak wygląda to w przypadku behawiorystów - ale z tego co widzę na forum SDSI rodzice także są bardzo dobrze poinformowani. Bratku, czy i jak szkolicie rodziców?

Jacku, Krzysztofie i inni zainteresowani problematyką;-) czy przeprowadzacie szkolenia dla rodziców?

anmar07-03-2006 22:46:55   [#2195]

Do Jackol

W piatek napiszę Ci, bo jutro po szkole wyjeżdzam. POZDRAWIAM
Annax07-03-2006 23:04:11   [#2196]
Wiesz Karolino, mam dwie córki. Starsza jako niemowlę ciężko zachorowała, lekarze stwierdzili mpd. Wtedy  - ponad dwadzieścia(no - 20) lat temu już zaczynało byc głośno o metodzie Domana. Kilka znajomych mi rodzin z róznymi   niepełnosprawnymi dziećmi (także i my) bardzo zainteresowala ona. Niestety, może wtedy było za mało  w Polsce informacji, może nie było łatwo dotrzec do nich - a już na pewno nikogo z nas nie było stac nawet na marzenie o wyjeździe do Filadelfii. Z informacji jakie mogliśmy wtedy uzyskać i z przekazów, do których udawało sie dotrzeć, z podejmowanych prób - metoda Domana jawiła sie jako niezwykle trudna, droga, osobo- i czasochłonna. No i jeszcze niezwykle uciążliwa, męcząca, zaborcza i bolesna dla dziecka. Dlatego być może z szeroko otwartymi ustami czytam dziś Twoje i  innych nad nią zachwyty. Może wtedy coś źle przekzywano? Może jednak cos w tym jest? A może to my - rodzice - zrobiliśmy coś źle? Za mało?Tym mniej dziś z tego wszystkiego rozumiem. Szkoda.
Karolina07-03-2006 23:53:17   [#2197]

Annax - koleżanka, która wstępnie "zaraziła" mnie tą metodą ma córkę, która obecnie ma 20 lat ;-) Ona była w Filadelfii 11 razy. Mam też kolegę (hm prawie mój rówieśnik) on jest już po studiach magisterskich a był rehabilitowany Domanem.

Fakt to były inne czasy - wg niej nawet łatwiej było wówczas zbierać pieniązki od sponsorów.Potem zbierali już wszyscy jak i obecnie na różne problemy, różne ośrodki, operacje itd

Nam się udało tam być trzy razy. Tylko i wyłącznie dzięki publicznym zbiórkom i pomocy rodziny i ..banków. Na tyle wystarczyło.

Jak tylko "zaraziłam" się tą metodą nie istniało nic poza wielką motywacją aby tam pojechać. I udało się.

Annax nie obwiniaj się, trafiłaś na inne metody, robiłaś i robisz na pewno co mogłaś. Nie twoja wina, że ci , którzy ci ją przedstawiali mieli (wg mnie) błędną opinię. Ja jak wspomniałam trafiłam na matkę i córkę, która po prostu powiedziaa mi prawdę.

A swoją drogą.... nigdy nie jest za późno jednak ją poznać ;-)

pozdrawiam cię serdecznie;-)

Fakir208-03-2006 07:41:51   [#2198]

W obliczu "kolejki"...

czekającej za drzwiami, tylko parę słów...

- - -

Karolino!

Uczymy - może nie w sposób znacząco zorganizowany, odgórnie zaplanowany... No i nie każdego rodzica, bo u nas tego rodzica czasem ciężko "złapać" (dowozy, które prócz dobra przyniosły tez wiele złego)...

Ale też przekonujemy (wykorzystując osoby znaczące) bardzo często do tego, że w ogóle warto dać dziecko, robić coś z dzieckiem.

W tych przypadkach nie ma przecież mowy o uczeniu a o przekonaniu (najpierw).

- - -

Lecę....

Aha :))))

Dzisiaj jest wspomnienie św. Jana Bożego, uważanego za pierwszego, który (był to rok 1540) zajął się metodycznie opieką medyczną i troską o osoby umysłowo chore (tak onegdaj pisano) :)))

I pomysleć, że prawie równo 400 lat później Hitler wprowadził program eksterminacji znany pod kryptonimem "T4"....

Fakir208-03-2006 08:04:29   [#2199]

No tak....

Przecież dzisiaj jest też Wspomnienie Wszystkich Kobiet :))

Wszelkiego najpiekniejszego w życiu życzę Wam!!!

Niechaj omija Was wszelkie zło a Dobro niech będzie Waszym udziałem :)))

Fakir

ejrut08-03-2006 09:01:37   [#2200]

O!!!

 Jak miło, że i tutaj o nas pamiętają.....dziękuję pięknie.

Ten dzisiejszy dzień zapowiada się bardzo miło...............słoneczny poranek...życzenia serdeczne.............

                                                      Pozdrawiam wszystkich forumowiczów.

strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 43 ][ 44 ][ 45 ] - - [ 84 ][ 85 ]