Forum OSKKO - wątek

TEMAT: SPECJA-ły
strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 41 ][ 42 ][ 43 ] - - [ 84 ][ 85 ]
bratek27-02-2006 11:44:49   [#2051]

Wiem, że rozmawialiśmy i oczywiście zgadzam się, ale w pewnych momentach, tak mi się odbija:))

A co do organiki. To absolutnie nie jest to przeciwskazanie. Miałam na terapii 16- letnią dziewczynkę z kompulsywną autoagresją. Drapała i szczypała ręce. Na odsłoniętych częściach miała praktycznie zdartą skórę. Rozpoznania różne: Zespól Westa, m.p. dz., głębokie u.u. i parę innych. Zasadniczo jak patrzyło się na jej rezonans to widziało się brak połowy mózgu. Więc organika jak najbardziej.... Uzyskaliśmy redukcję zachowań o 98%.

Takich przypadków jest więcej....

Jedyne przeciwskazanie to zespoły postępujące- tu jesteśmy bezsilni.

Widzisz nie chodzi mi o to, żeby mówić behawioralna jest dobra (choć wiesz, że tak uważam).

Chodzi mi o to, żeby powiedzieć, że zawsze można pomóc.

Zorganizuj tej kobiecie grupę wolontariuszy (tak by miała obstawę 24 godziny na dobę) a obiecuję, że przyjedziemy zespołem i nauczymy ich pracować z jej synem.

Nie mogę zagwarantować sukcesów, bo to zawsze zależy od wielu czynników, ale może warto spróbować?

Podchodzę do takich historii bardzo emocjonalnie, bo kiedyś przez rok mieszkałam ze skrajnie agresywnym dorosłym człowiekiem. Człowiekiem, który wcześniej przez wiele miesięcy był w szpitalu psychiatrycznym prewencyjnie w pasach bo nie posiadali tam, żednego innego środka na jego agresję..... Więc znam sprawę odczuć w sytuacji codziennego kontaktu z taką osobą niejako od podszewki....

Więc przepraszam jeśli mnie wcześniej poniosło:))

JACOL27-02-2006 16:08:29   [#2052]

Uff, nareszcie jakiś temat nie o naszych szanownych osobach...

Fakir2 pisze o matce dziecka:

Pyta, co ma dalej zrobić?

Ja nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Za mało danych....

Po pierwsze - jakie diagnozy lekarskie ma ten człowiek po pobytach w szpitalu.

Po drugie - coś więcej o tej padaczce. Jak często wystepuje? Jaki jest dokładny jej przebieg? Co to znaczy padaczka połączona z agresją?

Po trzecie - dokładny opis zachowania i okoliczności jemu towarzyszących. W jakich sytuacjach? W jakich godzinach? W obecności kogo? Czy bez obecności innych osób także? itd, itp....

Po czwarte - jak to zmieniało się w czasie, od urodzenia.

Po piąte - jak ten człowiek funkcjonuje po za atakami szału - czym się zajmuje, jakie są jego zainteresowania, jak komunikuje się z ludźmi, jakie sa jego kontakty z dalszą rodziną itd...

Po szóste - jak był wychowywany tj. jaką postawę rodzicielską prezentują rodzice - a przynajmniej ile i jak stawiane miał wymagania i ile czasu i jak poświęcali mu rodzice.

Dopiero zebranie tych danych umożliwi jakąkoliwk próbę postawienia jakiejś hipotezy i zaproponowania sposobu pomocy. Być może jednak rzeczywiscie bedzie konieczna konsultacja lekarska - psychiatryczna?

Pozdrawiam wszystkich serdecznie. Jacol.

Ps. Choć nie jestem zażartym zwolennikiem behawioryzmu, to uważam, że niechęć wobec tego sposobu myślenia nie wynika z mentalności, ale z niewiedzy. Swoją drogą o pedagogice humanistycznej pedagodzy także niewiele wiedzą. W ogóle z wiedzą środowiska nie jest najlepiej. Wiem, wiem, powtarzam się... :-). Ale kto mi na przykład wytłumaczy zalecenie PODSTAWY PROGRAMOWEJ dla dzieci znacznie i umiarkowanie u.u. aby cele, zadania i treści, mieściły się w sferze najbliższego rozwoju. Takie mądre zalecenie. Co to znaczy w praktyce?

bratek27-02-2006 16:20:07   [#2053]

Jacol....

Piszesz:

"Być może jednak rzeczywiscie bedzie konieczna konsultacja lekarska - psychiatryczna?"

Po mojemu to z kontekstu wynika, że ten człowiek od dawna objęty jest opieką psychiatryczną. Fakir pisze:

"Jest jeden lek, który go na kilka dni nawet "wygłupia" i uspokaja..."

Lek jest czyli, że opieka psychiatryczna też jest.

:)))

JACOL27-02-2006 16:23:29   [#2054]
Może to leki przeciwpadaczkowe od neurologa? Jak mam zgadywać to konsultacji psychiatrycznej nie było. Ale może się mylę...
Karolina27-02-2006 16:50:59   [#2055]
a czy wy sądzicie, że leki psychiartyczne rozwiązują problem?
JACOL27-02-2006 17:22:04   [#2056]

Nie wykluczam leków w niektórych przypadkach

Jeżeli mamy do czynienia z psychozą na przykład....

A tak w ogóle to jestem jak najdalszy od szybkiego sięgania po leki. Znam szkołę specjalną gdzie prawie wszyskie dzieci były na psychotropach. Obok mieli "świetny" szpital psychiatryczny. Jak tylko zaczynały sie jakieś problemy z zachowaniem dziecka to wysyłali mamę do psychiatry i po problemie. Zapewne leki wydawały sie im bardziej humanistyczne niż behawioryzm, zgodnie z naszą mentalnością... Rodzice też byli zadowoleni dodam.

Karolina27-02-2006 17:24:58   [#2057]

mam kłopot sama z sobą bo mnie się humanistyczny nie wydaje ani (skrajny - ten, ktorego Fakir nie wpuścił do szkoły) behaioryzm ani farmakologia....

;-)

bratek27-02-2006 17:28:40   [#2058]

Jestem przeciwniczką leków- żadne z naszych dzieci nie bierze.

Kwoli ścisłości jestem też przeciwniczką psychiatrów:)))

JACOL27-02-2006 17:28:45   [#2059]

Podejrzewam, że dla Fakira metoda Domana, którą propagujesz, także nie jest humanistyczna... To także metoda behawioralna (dyrektywna).

J.

bratek27-02-2006 17:33:56   [#2060]
oj....
JACOL27-02-2006 18:12:39   [#2061]

To o Domanie było do Karoliny, oczywiście.... :-)

wyjaśniam....
JACOL27-02-2006 18:16:04   [#2062]

Bratku

Nie zgadzasz się, że metoda Domana jest behawioralna? No ciekawy jestem Twojej opinii jako behawiorystki. Dla mnie Doman to przykład wczesnego behawioryzmu...

bratek27-02-2006 18:19:13   [#2063]

Na pewno nie jest.

Ale nie podyskutujemy sobie już dziś, bo właśnie wychodzę z pracy a w domu mam "padnięty" komputer:((((

Pozdrawiam wszystkich i do jutra!

JACOL27-02-2006 19:49:20   [#2064]

Do jutra Bartku!

A co do metody Domana, to oczywiscie chodzi mi o tą jej część, która dotyczy uczenia konkretnych umiejętności a nie patterningu np.

Fakir227-02-2006 20:39:55   [#2065]

Nie mam niestety

możliwości bycia tu na bieżąco, permanentnie....

Zwłaszcza, że moje szczęście małżeńskie odkrywa uroki netu i mnie... wygania :((

A tak myślę, że znowu... muszę :))

- - -

Bratku...

Przede wszystkim - nigdy mnie za swoje wypowiedzi nie przepraszaj... Cenię je właśnie za to, że są spontaniczne i Twoje :)))

Ten mężczyzna nigdy nie był moim uczniem! Nie wiem o nim wiele, poza tym, że go znam od wielu lat (sporadycznie się spotykaliśmy - jeździł na organizowane przeze mnie pielgrzymki, bywał na prowadzonej przeze mnie katechezie...).

Wiem, że był konsultowany psychiatrycznie (kiedyś) i powiedziano matce wtedy, że to nie sprawa psychiatry a neurologa, bo jego mózg się "rozpada" (cokolwiek by to miało znaczyć) w wyniku jakiejś padaczki (nie znam ani typu ani niczego więcej...).

Niestety - nie zgadzam się z Tobą, że zawsze można pomóc...

Ale jak sama napisałaś, zależy to od wielu czynników.

Także od tego, co ja wiem, poznałem, co znam... Moja praktyka mówi mi, że nie zawsze można...

- - -

Jacku!

Ja też mam za mało danych... Własciwie żadnych danych... Mój post napisałem, bo mnie to poruszyło...

Napisałem wyżej: "...Opisałem tę sytuację nie po to, by epatować, wzruszać... Opisałem, bo stała się cząstką moich myśli i emocji... A o nich pisze na SPECJA-łach też..."

- - -

Napisałeś Jacku: "...Choć nie jestem zażartym zwolennikiem behawioryzmu, to uważam, że niechęć wobec tego sposobu myślenia nie wynika z mentalności, ale z niewiedzy. Swoją drogą o pedagogice humanistycznej pedagodzy także niewiele wiedzą. W ogóle z wiedzą środowiska nie jest najlepiej. Wiem, wiem, powtarzam się... :-). Ale kto mi na przykład wytłumaczy zalecenie PODSTAWY PROGRAMOWEJ dla dzieci znacznie i umiarkowanie u.u. aby cele, zadania i treści, mieściły się w sferze najbliższego rozwoju. Takie mądre zalecenie. Co to znaczy w praktyce?..."

O SNR już była mowa na tym wątku...

Masz rację.

Tylko... Pracujący na codzień z "naszymi" dziećmi nauczyciel musi jakoś funkcjonować.

On nie jest naukowcem. Może i jest niedouczony (o tym też mówiliśmy - a Ty to ciągle podkreślasz...), może i jest ograniczony - ale musi jakoś funkcjonować.

Potoczność jest wpisana w nasze życie. I ta potoczność (niektórzy ją nazywają pragmatyką :)) wylazła w Podstawie Programowej...

Byłem przy jej tworzeniu, było kilkanaście osób zdecydowanie mądrzejszych ode mnie - i tak nam wyszło...

SNR to w praktyce jest to, do czego (tak myślimy, uważamy, sądzimy...) nasz uczeń w niedalekiej przyszłości dojdzie (może...)...

- - -

Wracając...

Niewiele wiem o tym mężczyźnie, o Marku. Ten lek matka ma i go podaje... Skąd? Był w Gnieźnie, więc pewnie ma od psychiatry. Nie powinna go stosować sama, w domu... A stosuje, bo jest bezradna...

Też jestem daleki od leków (chociaż po wielu latach pracy w DPS dla psychicznie chorych uznaję ich wagę). Wiem też jednak, że są sytuacje, gdy lek przynosi skutek pożądany... Dla nas... Społecznie... A te dzieciaki muszą przecież gdzieś żyć !!!

- - -

Jacku, masz rację... Metoda Domana nie należy do moich ulubionych. Uważam ją za zdecydowanie niehumanitarną (nie podejmuję się dyskusji, czy jest "niehumanistyczna"...).

Sądząc po tym, co o niej wiem - a nie jestem specjalistą "od tej metody"...

Wiem też, a rozmawiałem o tej metodzie z wieloma mądrymi ludźmi w Europie, że niewielu jest obecnie jej zwolenników w świecie naukowym.

No ale naukowcy...

- - -

Takie sytuacje jak ta opisana przeze mnie, zawsze budzą we mnie uczucia mieszane... Jasne - załatwić wolontariuszy, ściągnąć Bratka (dziękuję za gotowość), wejść w problem, poświęcić się...

Tylko: kiedy? Z jakimi siłami?

Nie jestem nadczłowiekiem. Ani omnibusem. Nie wyrabiam.

A tu jeszcze Jacol mnie straszy zawałem... (pamiętasz?)

- - -

Karolino!

Mam pytanie...

Czy Ty w 2004/2005 robiłaś w Wyższej Szkole Humanistycznej w Lesznie jakiś kurs? Podyplomówkę?

Porządkowałem dzisiaj swoje papiery i znalazłem Twoje nazwisko na liście egzaminacyjnej...

Karolina27-02-2006 20:50:52   [#2066]

Krzysztofie... no właśnie ..ci naukowcy ...;-)

Teraz ja cię zapraszam...przyjedź do mojego domu i pogadaj z Michałem - cztery lata na intensywnym domanowskim programie (ze źródła IAHP), obecnie na luźnijeszym już organziacji neurologicznej. Przyjedź i pogadaj on ci powie czy wobec niego któs zachowywał się niekumanitarnie ;-)

Ba.... jak będziesz chciał wlezie na stół i powie poćwicz sobie na mnie patterning, to nie boli i jest miłe.

On dzięki temu jest jaki jest - nie tylko oczywiście dzięki patterningom, dzięki wielu innym rzeczom z tej metody.

Pozwolisz zatem, że będę miała w nosie opinię wielu mądrych w Europie.

;-)

I tak już będzie, jedni będą pluć na metodę X, drudzy na Y. Im więcej zwolenników tym więcej krytyków.

Myślę tak, rozsądne działanie samo się obroni, nie trzeba tego głosić i pisać o tym prac naukowych - samo się rozejdzie.

Co do Wyższej Szkoły Humansistycznej w Lesznie... widac jakaś zbieżność. Większośc moich nauk pobierałam w Poznaniu - ba i to na AWF ;-)

Fakir227-02-2006 21:04:21   [#2067]

Karolino....

A ja postawiłem Ci.... To znaczy jakiejś tamtej.... bdb..... :))))

- - -

Rację masz - dobre się zawsze samo obroni, głupie zdechnie...

Tylko...

Za 200 lat, będziemy żyli? Z pewnością nie...

"W umarłych dłoniach to tylko trzymamy..."...

Według mnie - nie mówię w tej chwili o konkretnych metodach, sposobach, formach, środkach... - cel nigdy nie uświęca środków...

- - -

Jak zastosuję metodę "X" to nawet grizzly będzie wokół mnie chodził na rzęsach...

Tylko czy mi o to chodzi?

- - -

Karolino - my MUSIMY pogadać....

Daj namiary na siebie, ja przyjadę jeśli Ciebie nawet Tomatis nie skusił.... :))))))

Karolina27-02-2006 21:12:54   [#2068]

Słuchaj..ale może się zapisze na jakieś studia co? Jak piątkę już mam ;-)))))

Fakir227-02-2006 21:41:42   [#2069]

Karolino :))))

Ile ja razy mam porządkować te papiery???

Ale już pałam chęcią...

Tylko... Ja jestem baaaaardzo wymagający...

:))))

Fakir227-02-2006 21:52:29   [#2070]

Kolejny już raz...

Otwieraję się SPECJAły na świat...

Dzień, który mija nie był zły...

Miał w sobie wiele dobra...

Niechaj noc - która nadchodzi - i dzień - który przed nami - będą równiez dobra i miłości pełne !!!

- - -

Niechaj dla wszystkich cierpiących, pokrzywdzonych przez los, skrzywdzonych przez świat, odrzuconych przez ludzi... dla wszystkich!!! Bez wyjątku wszystkich - czas nadchodzący będzie czasem dobrym i pięknym...

- - -

Witaj nowy dniu, po nocy dającej wytchnienie...

Daj światu, daj nam: chwile niezapomnianego dobra...

- - -

Wszystkim Jubilatom i Solenizantom (przypominam, są nimi: Chwalibóg, Józef, Lech, Makary, Nadbor i Roman) życzę dobra wszelkiego :))))

A jutrzejszym Solenizantom (czyli: Albinowi, Aldonie, Antoniemu, Antoninie, Budzisławowi, Budziszowi, Eudokii, Eudoksji, Ewdokii, Feliksowi, Heraklesowi, Herkulesowi, Jewdochii, Joannie, Józefowi, Radosławowi i Taidzie) muszę doradzić cierpliwość...

fakirka27-02-2006 22:22:38   [#2071]

pytanie jakby nie związane z tematem...

Każdego dnia analizuję imiona solenizantów, które z taką dokładnością podaje fakir... I każdego dnia się zastanawiam - kto  nadaje dzieciom takie imiona??? Czy wy w ogóle znacie jakieś Jewdochie, Taidy czy Budzisza i im podobne? Nie mam nic przeciw oryginalnym imionom - tak się tylko zastanawiam...

A że na Specjałach można się głośno zastanawiać nad każdym nurtującym problemem, postanowiłam swoje wątpliwości wyrazić. :-)

JACOL27-02-2006 22:29:56   [#2072]

Krzysztofie,

my wszyscy jesteśmy niedouczeni i ograniczeni i musimy funkcjonować.

Ale ja mam wiarę, że można to zmienić. Ja mam wiarę, że będziemy w Polsce jeździli TGV ! Co do SNR to ja też przez wiele lat rozumiałem ją opacznie jako taki mały dalszy kroczek do przodu (to co sadzimy, że da się osiągnąć). Jaki paradoks Karolina zrozumiała SNR dokładnie odwrotnie jako wezwanie do przykrecenia dzieciom śruby :-). Pamiętam jak prof Kowalik pisząc recenzję do mojej książki o terapii dzieci z głębokim u.u. wytknął, że nie ma nic o SNR - że to takie ważne! Ale on też dobrze nie zrozumiał czym jest SNR. Akurat u dzieci z głębokim u.u. SNR wystepuje rzadko i to tylko u najlepszych uczniów z tej grupy. Ale ja zacząłem czytać. Wszystko co się da o SNR i stwierdziłem, że to jest genialne myślenie. Zrozumiałem, że w metodzie opcji głównie pracują w SNR, że Shopler w swojej książce (Techniki uczenia dla rodziców i specjalistów) daje dobre i właściwe wskazówki czym jest SNR.

A co teraz? Koresponduję z panią dr hab.Ewą Rzechowską z KUL (znalazłem ją przez internet dzieki tej stronie - http://bazy.opi.org.pl/raporty/opisy/dokhab/12000/d12386.htm )

i ona mi mówi, że SNR to diagnostyka wąska i trzeba od niej odejść i że są inne pomysły na badanie potencjalności w rozwoju dzieci itp. itd.

No to studiuję te pomysły. Jaki z tego morał? Że wiedzy, której szukamy nie ma w książkach z pedagogiki specjalnej. Że musimy szukać w różnego rodzaju publikacjach naukowych inspiracji do naszej pracy. To musimy zrobić my praktycy! Bądźmy pragmatyczni ale nie bezmyślni.

Karolina dlatego fascynuje się metodą Domana bo inni specjaliści tu w kraju byli wyłącznie pragmatyczni i mieli jedynie bardzo potoczne rozumienie problemu, ale nie mieli wiedzy na temat usprawniania dzieci. Jeżeli nie będziemy mieli więcej wiedzy niż Doman, to jak mamy prowadzić rozmowę z Karoliną?

 

Bratku,

Dlatego zaliczyłem Domana do metod behawioralnych, gdyż Doman świadomie nakazuje posługiwanie się nagrodami i karami w budowaniu motywacji u dzieci. Podstawowy paradygmat behawioryzmu więc zachowuje. Specjalny sposób diagnostyki i właściwa tej metodzie fizjoterapia, to moim zdaniem zagadnienie drugorzędne.

Pozdrawiam wszystkich ciepło.

JACOL28-02-2006 08:43:42   [#2073]

Coś jeszcze chciałbym wyjasnić

Chciałbym wyjasnić coś jeszcze. Zalecenie pracy w obszarze Strefy Najbliższego Rozwoju rozumianej tak jak to podał Fakir

SNR to w praktyce jest to, do czego (tak myślimy, uważamy, sądzimy...) nasz uczeń w niedalekiej przyszłości dojdzie (może...)...

oznacza to, że nauczyciel powinien uczyć tego co sądzi, że da się ucznia nauczyć. W taki oto skąplikowany sposób została przekazana myśl banalna. Oczywiście jeden będzie sądził, że nasz uczeń w przyszłości dojdzie do tego, a inny do czegoś innego... Tak rozumiana SNR jest dla każdego nauczyciela po prostu innym zbiorem celów.

Gdyby jednak trzymać się definicji Wygotskiego, to diagnozując SNR każdy nauczyciel wyodrębniłby w tym obszarze DOKŁADNIE te same umiejetności! To były by te umiejętności, których jeszcze dziecko nie posiada, ale w toku jego indywidualnej predyspozycji rozwojowej wkrótce nabędzie.

Gdyby oprzeć na SNR pisanie programów otrzymalibyśmy ich powtarzalność! Każdy nauczyciel napisałby TAKI SAM program dla konkretnego dziecka. Stawiałby cele w obszarze SNR a ten obszar jest taki jak się go zdiagnozowało. Obojetnie kto to zrobi zawsze wyjdzie to samo! Piszę to, aby pokazać, że wymóg "powtarzelnosci" pisanych programów jest realny. Zawsze tak jest, gdy przy wyznaczaniu celów pracy posługujemy sie wiedzą a nie intuicją.

Ale nie to jest celem mojego wywodu. Chciałbym spróbować obalić zupełnie inny mit pedagogiki specjalnej.

Cytat:

"Warunkiem powodzenia w edukacji jest nawiazanie współpracy z rodziną dziecka. Jest ona pełnoprawnym uczestnikiem procesu rewalidacji. Powinna brać udział w tworzeniu planu rewalidacji i w realizacji jego w warunkach domowych. Rodzina powinna być informowana i wyrażać zgodę na wszelkie podejmowane oddziaływania wobec dziecka. Uprawnienia te wynikają z naturalnego prawa rodziców do decydowania o własnym dziecku.

(Przewodnik dla nauczycieli uczniów upośledzonych umysłwo w stopniu znacznym i umiarkowanym Cz I ,CMPPP 2001 s.23)

To trochę tak jakby z naturalnego prawa rodziców do decydowania o własnym dziecku wynikało, że nauczyciel w całkowicie narmalnej szkole powinien uzyskać zgodę od rodzica na naukę tabliczki mnożenia. Jak rodzic sie nie zgodzi to nie ma prawa tego uczyć. Tak jednak nie jest. Rodzice dzieci zdrowych nie mogą wyrażać lub nie zgody na wszystkie podejmowane podejmowane przez szkołę oddziaływania wobec ich dziecka.

Dlaczego taki postulat pojawia się w nauczaniu specjalnym? Czy pedagodzy specjalni uważają, że wszyskie oddziaływania wobec dziecka są równo dobre? Że jak się rodzic nie zgodzi na jedno i zechce czegoś innego to też będzie dobrze? Gdyby Karolina pojechała do Domana i Doman przedstawiłby jej swoją propozycję, a potem powiedział: "Pani Karolino z naturalnego pani prawa o decydowania o własnym dziecku może pani się nie zgodzić na któryś punkt programu." A Karolina na to: "Program mi sie podoba, ale nie wyrażam zgody na petterningi reszta jest OK." I myślicie, że Doman by sie zgodził? Nie! Bo to co on robi i ma do zaproponowania osadzone jest na jakiejś wiedzy. Karolina nabrała zaufania do Domana właśnie dlatego, że on nie dał jej takiej możliwości decydowania. Bo wiedział sam co ma robić. Karolina mogła się zgodzić lub nie w całości.

Wyżej zacytowana propozycja postępowania z rodzicami jest golem samobójczym jakie nasze środowisko strzela do własnej bramki pokazując, że nic nie umie!

Gdyby chociażby wiedziało to, że koniecznym dla prawidłowego rozwoju dziecka jest pracować w obszarze SNR, to by sie nie pytało rodziców co ma robić! Rodzic nie może nie zgodzić się na pracę w obszarze SNR dlatego, że wedle wiedzy specjalistów właśnie praca w obszarze SNR wpływa na rozwój dziecka. Jest pracą w obszarze rozwojowym ulegającym przemianie i brak pracy w obszarze SNR krzywdzi dziecko.

Tak samo jak według przekonania Domana krzywdzi dziecko brak patterningów

Jeżeli to wiemy, to możemy jedynie rodzicom to wytłumaczyć. Pytać ludzi, którzy nie znają się na terapii dzieci o to co trzeba robić jest absurdem, tak samo jak pytac się rodziców czy należy dzieci zdrowe uczyć tabliczki mnożenia.

Ciekawy jestem czy się ze mną zgodzicie :-)

Pozdrawiam wszystkich cieplutko...

Fakir228-02-2006 09:53:51   [#2074]

Jacku...

Przeczytaj dokładnie...

Sam cytujesz: "...Rodzina powinna być informowana i wyrażać zgodę na wszelkie podejmowane oddziaływania wobec dziecka. Uprawnienia te wynikają z naturalnego prawa rodziców do decydowania o własnym dziecku...."

Wrażać zgodę na podejmowane oddziaływania (nie na treści, formy czy metody...).

Lekarz w szpitalu pyta o zgodę na operacje. Na sam fakt, że bedzie ktoś operowany. Nie na technikę, środki czy osobę lekarza...

Nie przesadzaj :)))

Powodem tego zapisu była rzecz oczywista: Jeśli chcemy by rodzice się włączali w całokształt procesu edukacyjnego, powinni wiedzieć (być poinformowani) i wyrazić zgodę (czyli byc świadomymi współdecydentami) na podejmowane działania...

Tak jest zapisana pewna nowa jakość w relacji Rodzic (opiekun)---placówka.

Tak ja to widzę i czuję...

Pozdrawiam Cię równie serdecznie :)))

JACOL28-02-2006 11:05:01   [#2075]

Fakirze

Nie rozumiem, czym się różnią podejmowane oddziaływania od treści, form i metod? To prawda, że lekarz pyta o zgodę na operację, ale nie pyta się jakie oddziaływania ma podjąć. Rodzic może w całości przyjąć propozycję lekarza, albo w całości ja odrzucić. Nie może zaś wpłynąć na to co robi lekarz!

Słowa: "wszystkie podejmowane oddziaływania" sugerują, że rodzic na niektóre oddziaływania może się zgodzić a na niektóre nie! Nie rozumiem! Co to oznacza w praktyce? O co ma się pytać rodzica pedagog?

Wcale nie uważam, że aby rodzice włączali się w całokształt procesu edukacyjnego konieczne jest uzyskiwanie ich zgody odnośnie poszczególnych oddziaływań jakie podejmuje nauczyciel. Nie jest konieczna zgoda rodziców, ale ich nauczanie! Pedagodzy powinni nauczyć rodziców postępowania z ich dziećmi, tak jak chociażby Doman uczył Karolinę. Pedagodzy, po prostu powinni umieć nauczyć rodziców realizacji w warunkach domowych części programu (nauczyć = sprawić aby rodzice rozumieli po co robią z dzieckiem to co robią + sprawić aby rodzice umieli wykonać w sensie fizycznym uczoną czynność + sprawić aby rodzice chcieli to robić, czyli umieć zbudować motywację u rodzica). Czy na prawdę widzisz to tak, że ci rodzice, którzy wyrażą zgodę włączają się w proces edukacyjny a ci którzy nie wyrażają się nie włączają?

Piszesz, że chodzi o to, aby rodzice byli współdecydentami. Pięknie! Ale aby współdecydować o kierunku terapii trzeba coś umieć, nie sądzisz? Jeżeli sugerujesz rodzicom, ze moga być współdecydentami to uważasz, ze mozna to zrobic bez jakijkolwiek wiedzy, że terapia dzieci to umiejętność niskokwalifikowana, ze kierowca, sprzedawczyni w sklepie, krawcowa, architekt MOŻE być decydentem w zakresie procesu edukacyjnego! Decyzje rodziców sa możliwe czasami oczywiście, ale tylko w zakresie alternatyw zakreślonych przez samego specjalistę - ale to osoby problem.

Nadal nie rozumiem: O co ma się pytać rodzica pedagog? Proszę o przykład.

Moim zdaniem jedynym sensownym pytaniem jest to czy rodzic chce, aby dziecko uczęszczało do danej placówki, czy tez nie.

Fakir228-02-2006 23:20:59   [#2076]

Jacku...

Właśnie wróciłem do domu...

Najpierw - normalna praca...

Potem - posiedzenie RP analityczne za I semestr...

Potem - "podkoziołek" z teściami córki...

Teraz - wjechałem do domu...

- - -

Przeczytałem - jak mogłem uważnie - Twój tekst...

Odpowiem Ci jutro (jeśli dożyję...)...

Dzisiaj jestem w stanie zrobić tylko jedno - otworzyć SPECJAły...

Wiem, że się nie pogniewasz :)))

Pozdrawiam serdecznie - Krzysztof

Karolina28-02-2006 23:38:01   [#2077]

Jacku ja się nie gniewam, że przywołujesz mój przykład relacja Doman-Karolina - nieustnnie w dyskusji - tylko pytam na powyższym przykładzie....

zatem czego oczekujesz od rodzica, ktory nie spotkał Domana? (X? - osoby, która profesjonalnie zajmie się problemem dziecka)

Piszesz: Jeżeli nie będziemy mieli więcej wiedzy niż Doman, to jak mamy prowadzić rozmowę z Karoliną?

Jednocześnie nieustannie przypominasz jak mierną wiedzę mają pedagodzy specjalni i jak często, zbyt często pracują intuicyjnie, nie potrafią określić SNR, nie potraią pisac programów itd..

Ano...;-)

Przypominając, że Doman i Karolina pełnią tu funkcję przykladową - pytam...

Gdzie rodzie mają szukać takiej pomocy i jak mają się zachowywać póki co - jesli w ich mniemaniu (i twojej) takiej pomocy nie uzyskują?

NIe sądzisz,że troszkę zapędziłeś sam siebie w kozi róg?

Bo jesli rodzice mają nie decydować (bo mają z teorii wiedzieć mniej) a jednocześnie natrafiają jednak na opór materii i mały profesjonalizm - jak się mają zachowywać?

Czy w takim wypadku dopuszczasz mysl Fakira, że jednak trzeba aby oni wspólpracowali i współdecydowali? Czy są wówczas przez Ciebie usprawiedliwieni?

Jaką widzisz receptę na obecną sytuację?

Fakir228-02-2006 23:57:04   [#2078]

236 raz otwierają się

SPECJAły na noc i dzień które nadchodzą...

- - -

Noc inną...

Dzień inny...

Nietypowe... Specjalne...

Środa Popielcowa.

Początek Wielkiego Postu.

Przecież nie - głodowania...

Nie - samoudręczenia...

Nie - cierpiętnictwa...

Początek cudownego okresu autorefleksji, zastanowienia się nad sobą i swoim życiem, przemyślenia od nowa tego, kim jestem...

Czas wielkiej odnowy w moim życiu... Pomyślenia - dlaczego? dla kogo? po co w ogóle ja żyję?

Kim jestem? Czym i dla kogo jestem? Moje istnienie czemu tak naprawdę służy?

- - -

Mam wielu przyjaciół!

I wrogów też...

Mam wielu przyjaciół a wśród nich Badaczy Pisma Świętego, Ewangelików (i to reformowanych), Baptystów...

Mam wielu wrogów - zwłaszcza wśród tzw. Katolików...

- - -

Nie ma znaczenia Twoja wiara... Ma znaczenie to, co wyznajesz czynem, działaniem, konkretnym uczynkiem...

- - -

Wszystkim - bez wyjątku - życzę, by rozpoczynający się dla Katolików czas Wielkiego Postu był czasem mnożenia radości, dobra i rzeczywistego oddania sprawie :)))

Życzę, by ten symboliczny akt posypania głowy popiołem niósł imperatyw, wewnętrzny nakaz ponownego przeanalizowania: jakim jestem nauczycielem, pracownikiem, dyrektorem, człowiekiem nadzoru, szefem, podwładnym...?

Jakim jestem człowiekiem?

- - -

Ani przez moment nie utraciłem wiary w to, że nie jestem nigdy sam... Wam daję tę pewność, gdyż to ja sam o Was wszystkich myślę... Bezustannie...

Wierzę, że w tym bezinteresownym przecież myśleniu o drugim człowieku nie jestem osamotniony...

Że jesteście ze mną...

Przecież tworzymy BTM (Bractwo Towarzyszących Myślą) :)))

- - -

Nie boję się jutra ani pojutrza...

Bo staram się - jak tylko mogę - być dobrym człowiekiem :)))

- - -

Najpiękniejsze z wyobrażalnych życzenia dobra składam wszystkim Jubilatom (nawet tym, którzy o swoim Jubileuszu zapomnieć pragną...) oraz Solenizantom, czyli: Albinowi, Aldonie, Antoniemu, Antoninie, Budzisławowi, Budziszowi, Eudokii, Eudoksji, Ewdokii, Feliksowi, Heraklesowi, Herkulesowi, Jewdochii, Joannie, Józefowi, Radosławowi i Taidzie :))) Trzymajcie się i nie dajcie głupotom !!!!

A o cierpliwość proszę: Absalona, Agnieszkę, Franciszka, Halszkę, Helenę, Henryka, Henrykę, Januarię, Krzysztofa (ja NIE mam imienin:)), Lwa, Michała, Pawła, Piotra, Radosława i Symplicjusza...

JACOL01-03-2006 08:18:21   [#2079]

Karolina napisała:

Czy w takim wypadku dopuszczasz mysl Fakira, że jednak trzeba aby oni wspólpracowali

Karolino, ja uważam w ogóle, ze rodzice powinni współpracować ze specjalistami. Natomiast to specjaliści nie powinni współpracować z rodzicami, ale im pomagać. Relacja pomiędzy rodzicem a specjalistą nie może byc symetryczna. Dużo więcej trzeba wymagać od specjalistów niż od rodziców. Oczywiście, że Doman i SNR w tej dyskusji to tylko przykłady. Przykładów różnych rodzajów wiedzy specjalistycznej można przytaczać  w nieskończoność.

Karolino, pytasz mnie co ma robić rodzic, który spotyka specjalistów którzy nie mają wiedzy - czy ma współdecydować? Oczywiście tak. Pedagog, który nie ma wiedzy ucieszy się, że mu pomożesz! Na studiach być może nawet mu powiedzieli, że najlepiej co robić z dzieckiem dowie się od rodzica. Może nawet poprosi cię, abyś pomogła mu napisać program terapeutyczny. W Twoim przypadku nie będzie to takie złe ale w przypadku wielu innych rodziców? Ja na prawdę rozmawiam z rodzicami, którzy opowiadaja mi jak wspólnie z nauczycielami swoich dzieci piszą programy edukacyjne. Nauczyciele często są zachwyceni! Ale rodzice pukają się w czoła i pytają - co w takim razie umie ten pedagog czego ja nie potrafię? Pytanie się rodziców o to czy mogę, czy nie, podjąć jako specjalista dane oddziaływania wobec dziecka jest próbą przerzucenia odpowiedzialności za nauczanie i terapię na rodzica (a więc najczęściej kompletnego laika w zakresie edukacji i terapii). Ostatecznie o tym co robimy zadecydowali rodzice! Możemy spać spokojnie... Nikt się do nas nie przyczepi... Takie myślenie zwalnia z konieczności bronienia własnych decyzji. Bronić własnych decyzji można jedynie posługując się wiedzą. Bronić należy przed rodzicami, opinia publiczną, a jak trzeba przed prokuratorem...

Ja po prostu nie rozumiem sankcjonowania własnej niewiedzy przez nasze środowisko. Cytat jaki przytoczyłem ze specjalistycznej publikacji jest możliwy tylko wśrodowisku pedagogów, którzy sami uważają, że ich profesja nie wymaga wysokich kwalifikacji, że tu nie ma specjalnej filozofii, że każdy jakby tylko chciał to mógłby z niepełnosprawnym umysłowo dzieckiem pracować. Czy wyobrażacie sobie jakikolwiek inny podręcznik dla specjalistów w którym dopuszcza się laików do współdecydowania o tym co należy robić? Nie! Laicy czyli klienci specjalistów mogą oczywiście nie chcieć skorzystać z ich wiedzy i umiejętności. Mają do tego prawo. Więc albo matka zgadza się na operacje dziecka robioną w danym szpitalu tak a tak, albo nie. Albo matka zgadza się, że jej dziecko będzie nauczane wedle najlepszej wiedzy nauczycieli w danej szkole, albo nie. I nauczyciele i lekarze powinni tłumaczyć rodzicom, co i dlaczego tak, robią. Tłumaczyć cierpliwie i długo, aż rodzic zrozumie. Ale nie mogą rodzica dopuszczać do współdecydowania o tym co należy robić. To tak jakby sami nie wiedzieli co robić. To tak jakbyby robienie czegokolwiek było dobre - wszystko jedno czego.

Cytat który tu przytoczyłem wyraża niestety przekonania wielu osób w naszym środowisku. Efektem tego stanu myślenia jest degradacja naszej roli w procesie terapii i degradacja kluczowej przecież roli rodzica. Ci którzy próbują z rodzicami współpracować myślą, że to wyraźniej zaznaczy rolę rodzica w procesie terapii dziecka. Tak na prawdę jednak tę rolę degraduje. Bo gdybyśmy doceniali rodzica i jego rolę, to postawilibyśmy go wyżej, nie jako szarego współpracownika, który nie mając wiedzy współdecyduje, ale jako człowieka o którego powinniśmy się profesjonalnie zatroszczyć, wesprzeć go i pomóc mu nie spodziewając się, że to on będzie nas wspierał, troszczył się o nas, rozumiał nas i pomagał nam. To duzo trudniejsze zadanie. Moim zdaniem rodzic dla specjalisty od dziecka jest tak samo jak dziecko jego klientem. Rodzic na to zasługuje.

Cieplutko wszystkich pozdrawiam.

JACOL01-03-2006 10:36:01   [#2080]

Jeszcze dorzucę....

Jeżeli chodzi o wyrażanie zgody, to wyrażać ja powinien nie rodzic, ale specjalista!!!!!

Oczywiście Rodzic może brać udział w tworzeniu planu rewalidacji. Ale nie jako pełnoprawny uczestnik. Rodzic może mieć oczywiście różne propozycje i pomysły. Ale czy one zostaną włączone w program powinien zadecydować specjalista.

Przykład: Trzy tygodnie temu razem z jedną z nauczycielek rozmawiałem z mamą, której nie spodobał się program realizowany z jej dzieckiem w naszym przedszkolu. To co robiła nauczycielka wydawało jej się niepotrzebne, chciała natomiast wprowadzenia jakiegoś sytemu komunikacji alternatywnej. (W pewnej poradni ktoś z oburzeniem się tej mamy zapytał czemu takiego systemu komunikacji nie realizujemy).

Oczywiście my wiemy dlaczego robimy to co robimi i wiemy dlaczego nie robimy czegoś innego. Na spotkanie skserowałem mamie stronę z ksiązki pani M. Piszczek o alternatywnych sposobach komunikowania ze zdaniem, że alternatywne sposoby komunikacji można wprowadzać najwczesniej od IV stadium inteligencji sensoryczno-motoryczej wg. Piageta.  Dziecko o którym mówię było na stadium III. Wyjaśnilismy mamie czym się rózni stadium III od IV i dlaczego nie można alternatywnego sposobu komunikacji wprowadzać wcześniej i po bólu.

Mama nabrała do nas zaufania przy okazji  zyskała poczucie bezpieczeństwa. Wie, że to co robimy z jej dzieckiem jest przemyślane, że nie jest przypadkowe, że rozumiemy to co robimy. Jakbyśmy się pytali co możemy robić a co nie, to to zaufanie byśmy stracili a mamie zaburzyli poczucie bezpieczeństwa.

Zresztą im rodzic jest lepiej wyedukowany tym łatwiej się z nim rozmawia i łatwiej uzyskuje jego szacunek. Gdyby np. taka Karolina trafiła do nas, to jestem przekonany, że nabrałaby do nas zaufania. Właśnie dlatego, że nie ze wszyskim zgadzamy się z Domanem. Przykładowo, o czym Karolinie już mówiłem, Doman nie wprowadza procedur generalizacji, choć używa w nauczaniu sztucznych wzmocnień. Myślę, że na przykładzie dziecka Karoliny, dość szybko potrafiłbym pokazać jej, które umiejętności jej syna są zgeneralizowane, a które nie. Jestem przekonany, że Karolina nie opierałaby się naszym pomysłom, tym bardziej, że możnaby było je empirycznie zweryfikować. I oto chodzi abyśmy to my jeszcze czegoś Karolinę nauczyli, a nie tylko ona nas. Choć nie wykluczam, że moglibyśmy się od Karoliny wiele nauczyć. Jednak ostateczną decyzję odnośnie naszych działań podejmowalibyśmy my, a nie Karolina. Karolina mogłaby zaufać nam i zgodzić się na pobyt jej dziecka w naszej placówce lub nie.

Tak na marginesie - jeżeli specjaliści ulegają rodzicom, to po jakimś czasie są przez tych rodziów lekcewarzeni, bo pokazują, że nic nie potrafią.

Miłego dnia wszystkim.

J.

Fakir201-03-2006 20:45:16   [#2081]

To jeszcze nie SPECJA-ły :)))

Niestety – wszelkie możliwe i będące na składzie bosko-ludzkim możliwości zabrania mi czasu wolnego zostały wykorzystane…

Ale jestem i żyję (co nie jest tożsamym stanem, przynajmniej w moim przypadku) :)))

Siadam jednak choć na chwilę w celu „uporządkowania” pewnych kwestii…

- - -

Jacku!

Nie w charakterze polemiki - jedynie "pobudzony" Twoimi wypowiedziami...

- - -

Gdybyśmy nie mieli wiary w to, że uda się nam cokolwiek zmienić (tak w sobie jak i świecie zewnętrznym), to…

SNR – rozmawialiśmy już kiedyś o tym i trudno powiedzieć, byśmy uzyskali do końca konsensus… Zresztą – wcale nie musimy go uzyskać…

Nie znam pani Rzechowskiej… Nie znam wielu innych – z pewnością bardzo mądrych ludzi… Napisałeś, że ta pani Ci mówi, że: „…SNR to diagnostyka wąska i trzeba od niej odejść i że są inne pomysły na badanie potencjalności w rozwoju dzieci itp. itd….”…

Z pewnością są inne pomysły.

 

Ja się (to tylko przykład) borykam aktualnie (między innymi oczywiście) z problemem wielospecjalistycznej diagnozy, na użytek szkolny (wiele dzieci, mało ludzi, brak narzędzi i ludzi do obsługi tych narzędzi). Jeździmy więc po Polsce przyglądając się co, kto i jak robi… Kombinujemy, składamy, często wyważamy otwarte przez innych drzwi… I coś tam dziabiemy (nawet nienajgorzej nam to wychodzi)…

Pytanie zasadnicze: skąd wziąć pieniądze na permanentne szkolenie kadry? Zaznaczam tej głupiej i niedouczonej (wg Ciebie)?

Rzadko się o tym pisze, mówi… Ja napiszę…

My robiliśmy i nadal robimy w naszej szkole (poza kursami AAC i zajęciami z oligo – których sami nie organizujemy) bezpłatne szkolenia dla innych w zakresie tego co umiemy… Od lat… Może nie za często, ale jednak… Przyjmujemy ludzi, pokazujemy, dzielimy się, kopiujemy materiały, ofiarowujemy pomoce…

Za darmo. Bezpłatnie. Nieodpłatnie. Za friko.

Większość robimy całkowicie za darmo lub dokładnie po kosztach…

Jesteśmy głupi?

Nie tylko przyjmujemy u siebie. Także jeździmy z prelekcjami, wykładami. Najczęściej za zwrot kosztów przejazdu (lub nawet nie…)…

Dlaczego to robimy?

Bo chcemy się dzielić tym, co umiemy… Może niewiele umiemy, ale są tacy co umieją mniej…

Jesteśmy głupi?

Przecież wszyscy inni (takie odnoszę wrażenie) „biją kasę”. Organizują kursy, kursiki, szkolenia. Sprzedają się. Za ciężkie pieniądze… Inna sprawa, że bardzo często w moim odczuciu niewarte tego, co im za nie jest oferowane… Ale to inna sprawa…

Być może ci, co tak robią, mogą dzięki zarobionym pieniądzom szybciej i intensywniej wchłaniać nowoczesną wiedzę…

„Normalny”, zwykły nauczyciel nie jest profesorem, który zgłębia jedną „działkę”, który ma czas i pieniądze….

Normalny, zwykły nauczyciel ma rodzinę z jej problemami, ciężko pracuje, nienajlepiej zarabia… Ma kłopoty i troski… I Bogu dziękuje, że ma pracę – wykonywaną często też bez przekonania, ze świadomością swoich braków (i przez to mu jeszcze gorzej…).

Ja jestem tylko człowiekiem zarządzającym (między innymi) ponad setką nauczycieli (normalnych, pragnących dobra ludzi), których Ty ustawicznie określasz mianem niedouczonych (w zasadzie głupich…).

Jeśli nie umieją to w głównej mierze dlatego, że ich nie nauczono (także tego jak się samemu uczyć i poszukiwać…).

Więc próbuję, kombinuję… Taka jest też moja rola…

Napisałeś Jacku, że musimy szukać wiedzy w publikacjach naukowych… Że musimy być pragmatyczni a nie bezmyślni…

OK. Tylko, że bardzo często owe publikacje naukowe, opracowania są baaaardzo dalekie od rzeczywistości, tego co jest „na dole”, w szkole np…

I wtedy – wybacz – nie traktuję ich poważnie…

Mam Ci zrobić listę publikacji ludzi, którzy pojęcia praktycznego nie mają o tym, o czym piszą? Myślę, że nie muszę – sam możesz taką zrobić…

- - -

Jacku. Teraz do Ciebie.

Ty sam masz dość trudną w odbiorze (przynajmniej przeze mnie) manierę pisania. Poglądy wypowiadasz ex cathedra. Jesteś Besserwisser całą gębą: „Tak jest i już”.

I żądasz – w razie niezgody adwersarza – natychmiastowej polemiki, pełnej głębi myśli naukowej…

Ja się nie podejmuję takiej polemiki. Nie umiem. Nie potrafię… Nie chcę.

Napisałem Ci kiedyś, że uważam się za głupszego od Ciebie…

Doprecyzuję – głupszego, gdyż być może nie mam Twej lotności i biegłości psychologiczno-pedagogicznej, nie potrafię tak szybko jak Ty znajdować cytatów w książkach, inaczej rozumiem pewne pojęcia, inaczej podchodzę – także z racji wieku – do wielu spraw życia…

Często też po prostu nie mam siły do podejmowania dyskusji.

Czasami mam siłę tylko na to, by się pomodlić i zawierzyć Bogu, że nie pozwoli mi zrobić głupoty – bo chcę dobra…

Tak się składa, że kieruję wielkim zespołem ludzkim, mam odpowiedzialność za wielowątkowo prowadzony proces edukacyjny, zawierzyło mi wielu rodziców, mam na łbie potężny budżet i głupoty zsyłane „z góry”, i robię tysiąc innych spraw…J)) Niektórzy mówią, że jestem pracoholikiem…

Często nie mam siły na dyskusję. Albo nie chcę na nią tracić mojego czasu.

Jacku…

Chcę, żeby to jasno było powiedziane tu, na SPECJA-łach (które są dla mnie pewnym „azylem” zakładającym myślenie pozytywne o świecie).

Nie mogę i NIE chcę (chociaż sami zainteresowani mogą to inaczej odbierać) spoglądać na „moich” nauczycieli jak na tępych i niedouczonych głąbów.

W każdym widzę człowieka (to pojęcie ma dla mnie okreslone znaczenie).

Jasne – jak umiem (może nie umiem?) tępię przejawy zła czy permanentnego trwania w zadufaniu i głupocie. Pewnych rzeczy nie toleruję.

Nie zgadzam się jednak z powtarzanym przez Ciebie twierdzeniem o głupocie nauczycieli!

Jacku – można zwolnić wszystkich (no bo są niedouczeni i głupi), tylko wtedy zostaniesz Ty sam jako jedyny mądry…

I co – obstawisz mi sobą 200 uczniów?

Jeśli nie, to pozostaje nam chyba tylko metoda „na Hibernatusa” – zamrozić się i kazać odmrozić za 1000 lat. A i wtedy się możemy rozczarować…

Napisałeś wiele słów o współpracy (lub nie) specjalistów z rodzicami i rodziców ze specjalistami. Wiele mądrych (moim zdaniem) ale też i niemądrych (także moim zdaniem) słów.

Twoje wypowiedzi świadczą o Twojej filozofii podejścia i pracy.

Dobrze!!! Cieszę się, że je masz…

Ja uważam w wielu momentach inaczej, mam inne pomysły…

Czy gorsze i głupsze? Jeśli są efektywne – a w wielu wypadkach są – to dlaczego z nich rezygnować?

Ja sobie nie wyobrażam braku współpracy z rodzinami.

Tylko… My mówimy o różnych sprawach!!!

Ty np. odczytałeś tekst z „Podstawy programowej…” literalnie (więc myślisz, że nauczyciel pyta o wszystko). Ja jako praktyk wiem, że nikomu nie przychodzi do głowy pytać się np. o zgodę na poszczególne oddziaływania!!!

Poprawka – z tego co wiem, bo nie siedzę przy każdym nauczycielu przecież…

- - -

Karolino!

Wiesz, że mam dla Ciebie i Twej pracy ogromny szacunek uznanie (z taką nawet nutką zazdrości:)

Myślę, że rozumiem Twoje stanowisko – walka o własne dziecko (przy okazji – pozdrowienia dla Młodego!), zgłębianie 100 razy „głębsze” niż ktokolwiek inny wielu teorii, metod itp. itd.

Nie podejmuję się jakiejkolwiek polemiki fachowej – bo w tym o czym piszesz jesteś ode mnie z pewnością lepsza.

Nasze role są po prostu inne. Zupełnie inne…

I Ty widzisz w sobie niedociągnięcia i ja widzę w sobie masę błędów. I Ty i ja chcemy być lepsi… Czasem innymi sposobami, drogami… Czasem się nasze losy splatają, czasem rozbiegają…

Obyśmy tylko wszyscy biegli w tym samym kierunku…

- - -

Tak mi się zebrało…

Może przez to, że dzisiaj jest Środa Popielcowa?

- - -

Może napisałem nie na temat?

:)))

Karolina01-03-2006 21:39:10   [#2082]
napisałeś na temat, dziękuję ;-)
JACOL01-03-2006 21:39:48   [#2083]

Mam pytanie

Czy na tym forum są jakieś osoby, które interesuje metodyka pracy z dzieckiem niepełnosprawnym intelektualnie w stopniu umiarkowanym, znacznym i głębokim? Ja zaczynałem jako laik. Skończyłem psychologię kliniczną człowieka dorosłego i zaczynając pracę z niepełnosprawnymi dziećmi nie miałem o tej pracy pojęcia. Zacząłem więc sam czytać. Mam kompleksy wobec tych którzy przeszli pełen uniwersytecki kurs pedagogiki specjalnej. Mam kompleksy wobec Fakira. Ja jestem samoukiem. Uczę się ciągle wciagając różne osoby w dyskusje o metodyce. Pomagając dzieciom niepełnosprawnym ciągle przeżywam lęki związane z tym, że tak mało wiem. Dziś jest dobry dzień na posypanie sobie głowy popiołem. Największym grzechem specjalistów od pomagania dzieciom jest nieuctwo. Bo tylko nasza wiedza może pomóc dzieciom. To jej szukają rodzice!

Jak można sprawić, czy to jak się myśli ma jakąś wartość? Jak ja Jacek Kielin mogę zweryfikować moja wiedzę? Tylko wystawiając się na krytyczne uwagi osób, które mają inne spojrzenie na sprawę. Więc moje poglądy staram się bardzo precyzyjnie prezentować na różnych forach szukając rozmówców. Nie oczekuję od moich rozmówców pochwał i zachwytów, ale aby się chwilę zastanowili nad tym o czym piszę. Krzysztof się tłumaczy nawałem pracy. Nie ma ochoty wnikać w detale. Nie chce rozmawiać. Nie chce abym psuł miły nastrój specjałów. chce myśleć pozytywnie.

Nie będę się ustosunkowywał do wszyskiego co Krzysztofie napisałeś skoro nie chcesz gadać, ale do jednej rzeczy chcę się odnieść. Piszesz:

Nie mogę i NIE chcę (chociaż sami zainteresowani mogą to inaczej odbierać) spoglądać na „moich” nauczycieli jak na tępych i niedouczonych głąbów. W każdym widzę człowieka (to pojęcie ma dla mnie okreslone znaczenie).

Używasz mocnych słów. Nie chcesz widzieć tępactwa i nedouczonych głobów. Inaczej - nie chcesz widzieć braku kompetencji naszego środowiska. Widzisz w nauczycielach ludzi. To bardzo szlachetne.

Ja natomiast widzę naszą - tj. pracowników "Orzeszka" (i swoją!) tępotę. Tak widzę jakimi jesteśmy głąbami! Widzę jak wiele nam brakuje. Wstydzę się tego potwornie! Nie chcę jednak tego w żaden sposób tłumaczyć. Bo ta pobłażliwość dla siebie, dla naszego środowiska odbija się krzywdą na naszych podopiecznych. Czy możesz mnie zrozumieć?

Karolina01-03-2006 21:42:57   [#2084]

teraz przyuważyłam, że i Jacol napisał.. też na temat;-)

Jacku wydaje mi się, że my już tyle przedyskutowaliśmy , że się rozumiemy również.

Chciałabym posłuchać innych gosów dyskusji, gdzie się podzialiście?? ;-))

JACOL01-03-2006 21:53:00   [#2085]

Karolino

Rozmawialiśmy ze sobą już wielokrotnie (na innych forach). Muszę Ci przyznać, że byłaś moim najbardziej interesującym rozmówcą i najbardziej zainteresowanym metodyką. A gdzie są specjaliści? Gdzie inne głosy? Nie wiem dlaczego tego typu tematy ich nie interesują. może mają inne problemy na głowach?

Serdecznie wszystkich pozdrawiam. Dobranoc.

J.

Fakir201-03-2006 22:23:51   [#2086]

- - -

Informuję, że interesuję się metodyką pracy z osobami z głębszymi stopniami niepełnosprawności intelektualnej.

Informuję, że napisałem: "...Nie mogę i NIE chcę (chociaż sami zainteresowani mogą to inaczej odbierać) spoglądać na „moich” nauczycieli jak na tępych i niedouczonych głąbów. W każdym widzę człowieka (to pojęcie ma dla mnie okreslone znaczenie)..." 

a nie, że nie chcę widzieć tępactwa i niedouczonych głąbów...

Informuję też, że szklanka może być tylko do połowy zapełniona, albo aż do połowy zapełniona...

Annax01-03-2006 22:24:41   [#2087]

Czytam i czytam... Kiwam sobie głową i mówię - "Tak. Racja" Kiwam tak co kawałek czytania zarówno Jacola jak i Fakira. I zastanawiam się w czym Wy się tak naprawdę nie zgadzacie?

Dwa wielkie nazwiska, dwie wielkie sprawy, dwa kawałki dobrej roboty i jeden przecież cel, prawda? - Pomóc naszym dzieciakom, być przy nich i ich rodzicach, rodzinach, szukać słońca nadziei w czasem czarnej beznadziei, pokazywać  drogę  na bezdrożach. Mylę się? Może, bo nie rozumiem.

Moja placówka malutka, nauczycieli gromadka, jestem pewna, że wiele jeszcze WSZYSCY musimy się nauczyć (chętnie i od Was - MISTRZÓW). Widzę braki edukacyjne moich kolegów i koleżanek, widzę swoje braki. Wiem, jak wiele jest rzeczy, których jeszcze nie wiemy, nie próbujemy. Ale widzę także jeszcze coś. Każdego dnia w mojej kochanej szkole widzę niedużą gromadkę naszych uczniów, którzy naprawdę mają się nieźle, a może i dobrze. Widzę ich uśmiechnięte buzie, widzę jak się cieszą na spotkanie ze swoją panią, z panem. Wiem, że mimo wszystko  - dobrze im z nami. A nam z nimi. I co? Mam myśleć tylko o tym, że jesteśmy niedouczeni? że przez to , że tak wiele jeszcze nie wiemy, że tak wiele musimy jeszcze sie uczyć - mam myśleć o nas "głupki, głąby"? NIE. Na pewno jesteśmy niedouczeni (ale czy ktoś z nas wszystkich, także i z Was- Mistrzowie - jest w stanie nadążyć za wszystkim nowym także i w pedagogice?).

Na pewno daleko nam do wspaniałości Waszych placówek, osiągnięć Waszych zespołów, i  Waszej wielkości, ale my też robimy swój (mały może) kawałek niezłej roboty. I choć chylę z dużym szcunkiem i pokorą głowę przed Waszymi osiągnięciami, przed Waszą mądrością - cieszę się, że dane mi pracować z tymi ludźmi, w tym mieście. I cieszę się, że jeszcze nie jedno z nimi mogę przeżyć, niejedno osiągnąć, zdobyć, NAUCZYĆ się. I kształtować naszą placówkę na taką o jakiej marzę dla naszych dzieciaków.

Pewnie obaj zażyjecie mnie zaraz swoją elokwencją (lub przemilczeniem), ale cóż - tak przecież też musi być. Cieszę się, że tu mogę bywać i sporo dla siebie wyciągać z Waszych dyskusji. A może i o to chodzi?... Dziękuję i pozdrawiam.

ejrut02-03-2006 07:05:32   [#2088]

Podpisuję się pod tym co napisała Annax w 100%.

Bardzo lubię te dyskusje tych naszych ,,dwóch wielkich"....

Obaj są  super i obaj....odwalają kawał dobrej roboty.    Fajnie, że są....

Podobnie jak moja szanowna przedmówczyni:

Cieszę się, że tu mogę bywać i sporo dla siebie wyciągać z Waszych dyskusji

                         Pozdrawiam cieplutko.

Fakir202-03-2006 08:09:10   [#2089]

I znowu...

Dzień czas rozpocząć :)))

Kolejne szanse, kolejne możliwości...

I - żebyśmy się nie nudzili - także kolejne problemy do rozwiązania...

Żyjemy, więc damy radę :)))

- - -

Wszystkim życzę dnia pięknego i radosnego...

Pełnego dobra i zadowolenia :)))

Szczególnie serdecznie życzę dzisiaj Jubilatom i Solenizantom (czyli: wielka buźka dla Absalona, Agnieszki, Franciszki, Halszki, Heleny, Henryka, Henryki, Januarii, Krzysztofa (ja NIE mam imienin:)), Lwa, Michała, Pawła, Piotra, Radosława i Symplicjusza :)))

Prosić o odczekanie trzeba Asteriusza, Hieronima, Kunegundę, Lucjola i Lucjolę, Marynę, Tacjusza, Tycjana i Wierzchosława...

JACOL02-03-2006 08:28:39   [#2090]

Fakir napisał:

Informuję też, że szklanka może być tylko do połowy zapełniona, albo aż do połowy zapełniona...

No tak. A jak wytłumaczysz fakt, ze wielcy święci uważali siebie za wielkich grzeszników?

Inaczej to samo pytanie: Jaki stan wewnętrzny nauczyciela jest konieczny, aby był on gotowy kwestionować to ,co tej pory potrafi - co jest warunkiem niezbędnym dalszego rozwoju zawodowego?

Ale mam Krzysztofie do Ciebie żal. Ja w tej rozmowie w ogóle nie podnosiłem kwestii Twojej szkoły, co ty potem mi imputowałeś. Ja przytoczyłem cytat z książki po to aby postawić pytanie o rolę rodzica niepełnosprawnego dziecka. Swoje zdanie przedstawiłem w opozycji do tego zacytowanego zdania. Zdanie to bowiem, w moim przekonaniu oddaje poglądy środowiska na rolę rodzica. To jedno z kluczowych pytań metodycznych jaka powinna być rola rodzica.

Chciałbym nieśmiało Tobie wytknąć, że Ty swojego zdania nie przedstawiłeś. Ja tylko tyle zrozumiałem, że trochę się zgadzasz z tymi stwierdzeniami (że jednak rodzice powinni mieć na coś wpływ), a trochę nie (bo nauczyciele w twojej szkole rodziców o wszystko się nie pytają). Nie wyjaśniłeś jednak, jaki jest Twój pogląd w tej kwesti: O co nauczyciele rodziców pytać się powinni.

Pod wpływem tej książki w wielu szkołach zaczęto wymagać od rodziców pisemnej zgody na KAŻDY punkt programu jaki napisał nauczyciel dla dziecka. Na końcu programu znajduje sie taka oto mniej więcej formuła: Wyrażam zgodę na wszystkie punkty przedstawionego mi programu (podpis rodzica) i dalej: Nie wyrażam zgody na nastepujące punkty przedstawionego mi programu (podpis rodzica). Podoba ci się to?

Annax i ejrut.

Nie wiem co wy lubicie. Każdy bowiem potrzebuje w życiu innych rzeczy. Chciałem wam powiedzieć, że ja nie znoszę woni kadzideł, przyprawiają mnie o mdłości. Pochlebców unikam jak ognia.

Jacek

 

Był raz rabin, który był czczony przez ludzi jako człowiek Boży. Nie było dnia, żeby tłum ludzi nie stał przed jego drzwiami szukając rady albo uzdrowienia, albo błogosławieństwa tego świętego człowieka. I za każdym razem, kiedy rabin przemówił, ludzie cierpliwie go słuchali chłonąc każde słowo.

Był jednak wśród słuchających nieprzyjemny facet, który nigdy nie przepuścił okazji, żeby sprzeciwić się mistrzowi. Zauważał słabości rabina i wyśmiewał się z jego wad ku przerażeniu uczniów, którzy zaczęli na niego patrzeć jak na diabła wcielonego.

Otóż pewnego dnia "diabeł" zachorował i zmarł. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Na zewnątrz wyglądali odpowiednio poważnie, lecz w sercu byli zadowoleni, że ożywcze pogadanki Mistrza nie będą już zakłucane lub jego słowa krytykowane przez tego lekceważącego heretyka.

Tak więc ludzie byli zdziwieni, widząc Mistrza pogrążonego w prawdziwym smutku na pogrzebie. Kiedy uczeń zapytał go później czy opłakuje wieczny los zmarłego, powiedziała: "Nie, nie. Dlaczego miałbym opłakiwać naszego przyjaciela, który teraz jest w niebie? To ze względu na siebie się smucę. Ten człowiek był jedynym przyjacielem jakiego miałem. Tutaj jestem otoczony przez ludzi, którzy mnie czczą. On był jedynym, który rzucał mi wyzwania. Obawiam się, że gdy jego zabrakło, przestanę wzrastać". Mówiąc te słowa, Mistrz wybuchnął płaczem.

Anthony de Mello SJ

 

Fakir202-03-2006 10:43:48   [#2091]

Annax, Ejrut...

My się z Jackiem nie kłócimy!!!

Zdajemy sobie obaj sprawę z tego co i jak robimy.

Obaj mamy do siebie (siebie samych, nie nawzajem) wiele zastrzeżeń, uwag i obaw...

Z pewnością nie uważamy się za mistrzów...

Staramy się robić tyle ile możemy, ze świadomością, że to ciągle nie to co być powinno...

Mamy z pewnością różną wrażliwość, filozofie myślenia o wielu sprawach. Ale czy to źle?

No i przy okazji - jesteśmy obaj też trochę nadwrażliwi i... szybko się pobudzamy :)))

- - -

Pozdrawiam bez "zażycia przemilczeniem" :))))

JACOL02-03-2006 11:30:21   [#2092]

Ciekawe...

Fakir mówi coś w moim imieniu....

Fakir202-03-2006 12:04:31   [#2093]

Jacku...

Nie stać mnie - z wielu powodów o których pisać teraz i tutaj nie ma sensu - na szerokie dyskusje np.  o "stanie wewnętrznym nauczyciela". W moim odczuciu widzisz wiele spraw zbyt pesymistycznie i czarno.

Nie rozpływam się (nigdy i nigdzie) nad wysokim poziomem jakiejkolwiek grupy zawodowej - też nauczycieli.

Nie uważam jednak za właściwe ustawiczne "etykietowanie" ich w ten sposób jaki Ty to czynisz.

Masz do mnie żal.

Przykro mi, bo nie dałem Ci w moim odczuciu podstaw do takowego.

Fakt - nie podnosiłeś kwestii mojej szkoły, natomiast ja piszę o tym, czego dotykam (a dotykam np. szkoły), więc o tym piszę.

Ja swoje zdanie przedstawiłem - może nie zauważyłeś...

Jestem współtwórcą "Podstawy programowej..." (co napisałem). Wyraża ona więc także moje zdanie.

Piszesz o "patologiach" (bo tak je nazwać trzeba) - pytaniu rodziców i braniu zgody na każdy drobiazg, każdy punkt programu...

Czy TAK jest napisane w książce?

Zgadzam się z tobą, że to co opisałeś i co robią ludzie jest głupie.

Ale... kłania się tutaj rola nadzoru (także dyrektora...).

Kłania się logika...

Zgadzam się (gdy po raz kolejny to czytam, mając te informacje, które mam), że sformułowanie: "...wyrażać zgodę na wszelkie podejmowane oddziaływania wobec dziecka..." może być różnie odbierane...

I znowu - logika... Bycie świętszym od papieża...

O co się powinni pytać? A raczej o zgodę na co powinni zabiegać? Wydaje mi się to oczywiste (choć jak widać na załączonym obrazku, nie musi to być oczywiste dla wszystkich...).

Ty to kiedyś nazwałeś "kontraktem", umową między rodzicem i placówką, jasnym określeniem tego co szkoła może "dać" i do czego się "zobowiązuje" i czego od rodziców ta szkoła oczekuje...

Najczęściej - bo poruszamy się w obszarze pragmatyki - ujęte jest to wszystko w IPE czy IPE-Tach. Tam to "stoi napisane"... Przez pryzmat tego (omówionego z rodzicami) "co" zamierzamy robić...

Owo "wyrażanie zgody" miało w zamyśle służyć "uświadomieniu" rodzicom (nie piszę tu o wyjątkach typu nasza Karolina :)) faktu, że są oni współodpowiedzialni także za edukację swojego dziecka, że to nie tylko szkoła ma coś robić, ale oni też...

Rodzic musi kontynuować w domu pracę szkoły - praca szkoły musi uwzględniać istotę potrzeb i możliwości domu...

Czy tak się dzieje? Podajesz przykłady negatywne... Ja też mogę je podać...

- - -

Zaczynam się rozpisywać... A nie chcę...

- - -

Ostatnie więc.

Napisałeś :"...ja nie znoszę woni kadzideł, przyprawiają mnie o mdłości. Pochlebców unikam jak ognia..."

Ja też tego nie znoszę i się o to nie dopraszam...

Zreszta - akurat Ty jesteś tego świadomy - za wielu tych pochlebców to ja nie mam, kadzideł tez przede mną niewiele...

Nie widzę jednak nic złego w tym, że wyrażam swoje emocje, mówię o tym co (w moim odczuciu) dobre i piękne, dzielę się z drugimi serdeczną myślą i troską...

Tak chcę...

Pozdrawiam  :)))

Fakir202-03-2006 12:06:44   [#2094]

Jacol...

(#2092)

:))))

Annax02-03-2006 13:09:09   [#2095]

Najfajniejsze jest to (z mojej strony), że ja wcale nie chciałam Wam kadzić...

A jednak trochę sie chyba kłócicie... Kto sie lubi ten się czubi?... :)

JACOL02-03-2006 13:35:40   [#2096]

Gdyby nam wszystkim zależało na dzieciach

to byśmy się kłucili o to jak z nimi postępować. Oznaczałoby to, że jest to dla nas ważne, że mamy jakieś zdanie na tematy metodyczne, że chcemy nasze poglądy skonfontować z innymi specjalistami. Jeżeli tego nie robimy, to oznacza, że nasza "miłość" do niepełnosprawnych dzieci jest jedynie deklaracją. Miłość do dzieci specjalista wymierza sobie liczbą przeczytanych ze zrozumieniem książek i czasem poświęconym na rozmowy i myślenie o tym jak pracować.

Ja nie widzę na tym forum gotowości do takich kłótni. Słowa: "nie zgadzam się z tobą!" odbierane są tutaj nie jako akt przyjaźni, ale jako atak na osobę! Schlebianie sobie nie jest odbierane jako rzecz nieprzyzwoita. Nikt pochlebcom uwagi nie zwraca.

Ja z moją niechęcią rozmawiania o sobie, a chęcią rozmawiania o dzieciach nie znajduję w specjałach miejsca. Nawet jeżeli jestem wrednego charakteru, to jakie ma to znaczenie? Czyż nie jest ważniejsze, że problemy które poruszam są metodycznie kluczowe? A może się mylę? Jakie dylematy metodyczne przeżywacie? Jakie macie poglądy na metodykę? Ja wiem trochę jak myśli Karolina i jak myśli Bratek. Chętnie pogadałbym o tym więcej. Nie mam pojęcia jak myśli Fakir bo jego słowa wydają mi się mało precyzyjne, o innych już nie wspomnę... Rozmawiać o metodyce można różnie. Możemy na przykład omówić jakieś ostatnio przeczytane książki. Co czytacie?

Ciepło wszystkich pozdrawiam.

JACOL02-03-2006 15:12:31   [#2097]

Dlaczego tak drążę...

Bo nasza wspólna słabość metodyczna objawia się w braku jasnych poglądów na kluczowe kwestie. Nie za bardzo też wyobrażamy sobie, że na te same pytania można odpowiadać różnie. Że są jakieś stanowiska w ważnych dla nauczania dzieci sprawach. Mi nie chodzi o to, aby moi rozmówcy zgodzli się z moim zdaniem, ale o to aby bronili własnego. Poglądy można posiadać tylko wtedy, gdy potrafili będziemy się pięknie różnić. Ja osobiście wolałbym, aby ktoś jednak podjął rękawice i bronił tezy, ze rodzice powinni móc współdecydować o pisanych w szkołach programach. Ktoś kto ma takie przekonania, tylko rozmowie ze mną, inaczej myślącym, będzie mógł zrozumieć do końca swoje stanowisko.

Ja zawsze powtarzam, że Polska jest na tyle dużym krajem, że szkoły specjalne mogłyby mieć różne podejścia metodyczne, że w szkole X będą rozumieli, że w szkole Y pracuje się inaczej i będą rozumieli te różnice. Różnice w mysleniu są koniecze do dialogu. Ja się cieszę np. z rozoju myśli behawioralnej w naszym kraju. Czekam na pierwsze książki naszych rodzimych behawiorystów. Nie dlatego abym ze wszystkim się z nimi zgadzał, ale dlatego, że tylko mając rozmóców świadomych swojego metodycznego oblicza - a takimi są behawioryści - będę mógł zrozumieć moje stanowisko. Ja nie mam nic przeciwko sympatycznym pogaduchom na tym forum. Mnie boli, że oprócz tych pogaduch nic innego się tu nie dzieje. Jakby się działo, to sam chętnie trochę bym se na luziku pogadał. Znaj proporcjum... Nasza pedagogika specjalna cierpi na brak poglądów i tyle, co widać tu gołym okiem.

Przyjemności życzę. Wrócę najszybciej w poniedziałek. No chyba, że bardzo nie chcecie.... :-)

J.

ejrut02-03-2006 15:27:06   [#2098]
Jacolu! zrobiłeś się niegrzeczny..

Nie wiem co wy lubicie. Każdy bowiem potrzebuje w życiu innych rzeczy. Chciałem wam powiedzieć, że ja nie znoszę woni kadzideł, przyprawiają mnie o mdłości. Pochlebców unikam jak ognia.

Ja napisałam w tym poprzednim poście co lubię....więc nie musisz tak reagować.

Ja po prostu byłam miła a kadzić ci nie muszę bo ...nie jesteś moim przełożonym przecież ani kimś w tym rodzaju.

Każdy z tego wątku czerpie to co jemu jest potrzebne...ja również ale to nie znaczy , że mamy rozmawiać tu tylko o metodyce, książkach, czy tylko prezentować jakieś swoje wywody filozoficzne.

Nie przeszkadza to także, że jesteśmy dla siebie sympatyczni i mili....

Gdyby wszyscy tak reagowali jak ty...to nie wiem czy to forum byłoby tak często odwiedzane jak jest w chwili obecnej.

Adaa02-03-2006 15:31:21   [#2099]

;-)

widzisz Jacolu,cos narobił?

ale..hm...amen nie usłyszałes,to jeszcze nie jest tak źle,jeszcze jest miło

;-)

Karolina02-03-2006 15:48:32   [#2100]
adaa ;-)))))
strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 41 ][ 42 ][ 43 ] - - [ 84 ][ 85 ]