to myśl, chopie dalej! zepsułeś mi drugi wątek. ;-) Mam olimpijczyków, a siedzę nawet z dziećmi nie swoimi. Taki mamy zwyczaj, że która w czym jest dobra to przygotowuje trzódkę. Jest pojęcie opiekuna naukowego, by tak było - trzeba z dzieckiem pracować. Może wg Ciebie - nie trzeba, a wg mnie trzeba, jest to mój obowiązek. Nasi nauczyciele bardzo ciężko pracują, dlatego mamy 40 finalistów konkursów, talent sam się rodzi, ale trzeba z nim i nad nim pracować. Z naszej szkoły wyszedł pierwszy finalista (trzecioklasista), który doszedł do finału olimpiady dla szkół średnich z matematyki w roku 2004. Sam nie poszedłby dalej, gdyby nie dwóch nauczycieli i rodzice, i on sam. Prawdziwą dla mnie, dyrektora, przyjemnością było zgłoszenie go do stypendium Ministra. Samo się nie zgłasza... I jest to jedyny dzieciak w klasie I szkoły sredniej, który takie stypendium otrzymał. Pracuję nadal z moimi dziecmi - słabymi i mocnymi, choc jestem tylko dyrektorem. Mam inną osobistą pedagogikę. |