Forum OSKKO - wątek

TEMAT: Uderzyć... nauczyciela
strony: [ 1 ]
Małgoś03-10-2004 21:41:19   [#01]

Czy wiecie, że w badaniach K. Kmiecik - Baran okazało sie, ze 60% polskich nauczycielek doświadcza w szkole mobbingu (czyli agresji pracodawcy w czystej postaci)?

To tak dla odwrócenia kota ogonem, mając na względzie starą prawdę, że punkt widzenia, zależy od ..punktu siedzenia ;-)

Marek Pleśniar03-10-2004 22:21:36   [#02]
 bujda z tymi 60%
Małgoś03-10-2004 22:25:57   [#03]

a udowodnić?

Pokaleczeni przez firmę

 Z dr Krystyną Kmiecik-Baran, psychologiem społecznym, rozmawia Danuta Zagrodzka 11-03-2002, ostatnia aktualizacja 11-03-2002 23:40

Na Zachodzie najwięcej dręczonych pracowników jest w służbie zdrowia policji i oświacie. W Polsce dręczonych czuje się 60 pro. nauczycieli - mówi dr Krystyna Kmiecik-Baran, psycholog społeczny

4-->

Danuta Zagrodzka: Czy wraz z nastaniem kapitalizmu stosunki pracy w Polsce bardzo się zmieniły?

Krystyna Kmiecik-Baran: Bardzo. Po pierwsze, nie ma pewności pracy. Cokolwiek powiedzieć o gospodarce planowej, przed 1989 r. zagrożenie bezrobociem w świadomości społecznej Polaków nie istniało. Uświadomienie sobie, że mogę stracić pracę, że sam muszę o tę pracę walczyć, że nikt nie ma obowiązku zatrudniania mnie w wyuczonym zawodzie, dla wielu z nas było szokiem.

Pamiętam spotkania w zakładach pracy na początku transformacji - nawet związkowcy byli przekonani, że tak nie może być, że państwo powinno tę pracę zapewnić.

Dziś pracodawcy mogą przebierać wśród chętnych, ich władza wzrosła. Częstsze stało się to, co dziś nazywamy mobbingiem, czyli dyskryminowanie, prześladowanie i dręczenie niechcianych pracowników.

Nie jest to chyba jednak znaczące zjawisko społeczne?

- Jeśli 60 proc. osób w jakiejś dziedzinie, np. w placówkach edukacyjnych, ma poczucie, że są prześladowane, to nie jest to margines. To już jest zjawisko.

Dlaczego akurat w oświacie jest tak źle?

- Tylko ta dziedzina została zbadana. Chociaż i na Zachodzie najwięcej narzekań jest właśnie w oświacie, służbie zdrowia, opiece społecznej, policji.

Wymienia Pani środowiska pracy, które w najmniejszym stopniu podlegają regułom wolnego rynku. Może więc źródłem problemu nie jest nadmiar kapitalizmu, tylko wprost przeciwnie - jego niedostatek lub wręcz brak?

- Można by tak powiedzieć. W firmach prywatnych przypadki mobbingu zdarzają się rzeczywiście rzadziej. Pracodawca prywatny nie może sobie na ogół pozwalać na pozbywanie się wartościowego pracownika, bo ten dobry pracownik przynosi zysk firmie. Tam, gdzie pensja szefa nie zależy od wyników przedsiębiorstwa, pracownik nie ma takiej wartości. Poza tym mobbing w takich instytucjach jak szkoły może też wynikać stąd, że podlegają one kontroli zbyt wielu organów - kontrolują je samorządy, kuratoria, Ministerstwo Edukacji, a każdy stosuje inne kryteria.

Badania w oświacie były badaniami pilotażowymi, trzeba do tych wyników podchodzić ostrożnie. Faktem jest jednak, że większość nauczycieli twierdziła, że byli mobbingowani dłużej niż pół roku - nawet osiem lat. Ta dyskryminacja przybierała różne formy - osoby te albo w ogóle nie były oceniane, albo zawyżano wobec nich wymagania, zabierano im godziny nadliczbowe, nie wysyłano na szkolenia, co zmniejszało szanse na awans, dawano wychowawstwo wyłącznie w trudnych klasach.

Ktoś przecież musi być wychowawcą w takich klasach. Czy można to uważać za znęcanie się?

- Tak, jeśli takie wychowawstwo przypada wciąż tej samej nauczycielce, która wobec tego ciągle ma najgorsze wyniki.

Głośno mówi się o selekcji negatywnej w oświacie. Może ci nauczyciele po prostu źle pracowali?

- Selekcja negatywna nie uzasadnia dręczenia czy znęcania się. Zdarzają się i takie przypadki, że ci z negatywnej selekcji zmawiają się np. przeciwko młodej nauczycielce, która jest twórcza, ma pomysły, chce coś zmienić i po prostu im zagraża.

Może niezadowolenie nauczycieli wynika stąd, że są nisko opłacani?

- Tu nie chodzi o pieniądze. W oświacie reguły gry są bardzo zamazane. Nie wiadomo, dlaczego ja mam robić coś, czego inni nie muszą, dlaczego ktoś jest karany, a ktoś inny nagradzany. Dyrektor może oceniać pracę nauczyciela według własnego mniemania, a nie obiektywnych kryteriów. Nie jest prawdą, że akurat w szkole trudno takie kryteria ustalić - na Zachodzie jakoś sobie z tym radzą.

Zawsze było tak, że jacyś szefowie nie lubili pewnych osób i na różne sposoby im dokuczali, zawsze też byli szczególnie wrażliwi pracownicy, którzy czuli się pokrzywdzeni, także w poprzednim ustroju. Mobbing wydaje mi się zjawiskiem dość niejednoznacznym, a mówienie o nim bardziej przejawem mody niż prawdziwym problemem.

- Nie, to nie jest sprawa mody. Zajmuję się tym zjawiskiem od sześciu lat, kiedy słowo mobbing nie było jeszcze w Polsce znane. Zjawisko istniało zawsze, ale dziś nabiera coraz większych rozmiarów.

Dlaczego akurat w Gdańsku powstało pierwsze w Polsce stowarzyszenie antymobbingowe? Czy tu szczególnie dyskryminują, czy też jest dużo energicznych osób, które potrafiły się zorganizować?

- Raczej to drugie. Sama byłam ofiarą mobbingu i chciałam poznać bliżej ten problem. Wraz z uniwersytetem i związkami zawodowymi zorganizowałam w 1997 r. konferencję na ten temat. Wysłałam po niej krótki komunikat do firm i do związkowców i od tego momentu zaczęły do mnie przychodzić różne osoby ze swoimi problemami. Okazało się, że takich osób jest bardzo dużo. Do Stowarzyszenia zgłaszają się ludzie z różnych środowisk. Potrzebują wsparcia, współczucia. W pojedynkę niewiele można zdziałać. Poza tym ludzie dotknięci mobbingiem często nie potrafią podejść z dystansem do swoich problemów. Opowiadają o nich nieskładnie, zbyt emocjonalnie, przedstawiają tony papierów - dla urzędników są niewiarygodni, więc często traktują ich jak wariatów. Dlatego potrzebne są organizacje pozarządowe, związki zawodowe, instytucje, które wystąpią w ich imieniu.

Czy ze społecznego punktu widzenia ważniejsze niż mobbing nie jest jednak ubezwłasnowalnianie całych grup pracowników, wyciskanie z nich siódmych potów, co zaczyna występować także w Polsce? Półtora roku temu "Gazeta" opisywała przypadki wyzysku mało płatnych pracowników supermarketów w Polsce. Czy to się rozprzestrzenia?

- W supermarketach panują często stosunki wręcz niewolnicze, nie ma tam związków zawodowych i pracownicy nie mają żadnej obrony - skutkiem są choroby, depresje, załamania. Pracodawca nie ponosi jednak konsekwencji takiego zarządzania. Ponoszą je pracownicy i podatnicy.

Dlaczego podatnicy?

- Bo to my płacimy za ich renty inwalidzkie i koszty leczenia. Pracodawcę to nic albo niewiele kosztuje, więc często mówi do pracownika: nie podoba ci się, to won, tysiące ludzi czekają na ulicy na pracę.

Pracownicy supermarketów są źle traktowani. Ale czy nie jest to związane z ich bardzo niskimi kwalifikacjami? Czy próbowała Pani kupić kiedyś w supermarkecie ekspres do kawy albo lodówkę, żeby nie wspomnieć o cyfrowych zestawach TV? Przecież ci sprzedawcy nie mają pojęcia, co sprzedają, sprawiają wrażenie, że tylko podpierają półki!

- Nie ma powodu, by nawet niewykwalifikowanych pracowników źle traktować.

Ale to prawda, że ci sprzedawcy nie mają pojęcia o sprzedawanych towarach. Wynika to stąd, że zarządcy supermarketów, żeby zaoszczędzić sobie kosztów, przyjmują najtańszych, niewykwalifikowanych pracowników i w dodatku żałują na szkolenie. Tym łatwiej wyrzucić go i wymienić.

To akurat chyba jest nieuniknione, przyjęliśmy system, w którym liczy się wydajność i przydatność. Przedsiębiorstwo to nie przechowalnia.

- Na pewno nie jest przechowalnią, ale w dobrym przedsiębiorstwie szef rozpoznaje możliwości pracownika i stara się go ulokować tam, gdzie może się firmie przydać. Bliższe analizy pokazują, że takie zarządzanie przez szybkie wyrzucanie nie jest dobre również dla pracodawcy - maleje morale zespołu, psuje się atmosfera w pracy. W rezultacie firma traci na wiarygodności.

Także gospodarka na tym nie zyskuje. W Stanach Zjednoczonych zwalnia się starych, doświadczonych pracowników, bo są zbyt kosztowni, a przyjmuje młodych, dyspozycyjnych, energicznych i tańszych. Doprowadziło to do różnych niepożądanych zjawisk: pracoholizmu wśród młodych, rezygnacji z życia rodzinnego, narkomanii, alkoholizmu, samobójstw, wypadków w pracy, zawałów, wylewów.

Rysuje Pani istną apokalipsę.

- Ale tak jest. Ostatnio w USA pojawił się pomysł odwoływania się do starszych, doświadczonych pracowników. Powstają złożone z byłych pracowników rady starszych po to, by rozmawiali z młodymi i mówili szefom o ich problemach.

Kapitalizm ma jednak pewne reguły, takie jak wydajność, efektywność, zysk, którymi się kieruje. I najgorzej na tym nie wyszedł. Może my jesteśmy zepsuci tym socjalistycznym "czy się stoi, czy się leży", obijaniem się w pracy i dlatego nowe wymagania uważamy za szczególne zagrożenie i udrękę?

- To prawda, świadomość społeczna nie nadąża za zmianami. Socjolodzy mówią, że jesteśmy z naszą świadomością o 20 lat do tyłu. Obserwuję zakłady pracy, gdzie są strajki i protesty, które mogą doprowadzić do całkowitego upadku przedsiębiorstwa, a wtedy wszyscy "popłyną" - i pracodawcy, i pracownicy.

Badałam to kiedyś w pewnym zakładzie pracy - pracownicy nie poczuwali się do żadnej odpowiedzialności. Za firmę odpowiedzialny jest zarząd, nie ja. Szeregowy pracownik ma zarobić ileś tam złotych, ale nie czuje się z firmą związany. Może to wynika stąd, że pracodawcy, widząc, że jest tak dużo chętnych do pracy, nie dbają o to, aby związać pracownika z zakładem. Ale przygotowanie nowego pracownika, przyuczenie go do stanowiska pracy to przecież też duży koszt.

W kapitalizmie nie wszędzie jest jednakowo. Weźmy Japonię, też kraj kapitalistyczny, a jest tam zupełnie inaczej. Zakład pracy zastępuje pracownikowi wszystko - rodzinę, państwo.

Tak, do niedawna pracowało się tam w jednej firmie niemal od urodzenia aż po grób. Ale to także nie zdało egzaminu - Japonia jest w głębokim kryzysie. Więc może ten system, wygodny dla pracownika, nie daje oczekiwanej efektywności? A bez niej nie może być wzrostu dobrobytu, o czym przecież każdy pracownik marzy.

- Szukając złotego środka, wiele mówi się o stylu zarządzania nastawionego na zadanie. Tworzy się zespoły pracowników, którzy wspólnie jakieś zadanie rozwiązują. Coraz częściej mówi się też o tym, by motywować pracowników nie tylko przez pieniądze, lecz także system wyróżnień i nagród, a nawet prowokowanie konfliktów.

Jak to!?

- Np. kiedy pracownicy popadli w rutynę, a pracodawcy zależy na tym, żeby znowu stali się twórczy i niekonwencjonalni. Zagrożenia czy kontrolowane konflikty mobilizują wtedy pracowników do myślenia. Bo konflikty są potrzebne, ale muszą być rozwiązywane w sposób twórczy. Konflikty, w którym strony patrzą na siebie nawzajem jak na wrogów, pełnych złych intencji, są destrukcyjne, ciągną się latami, niszczą ludzi i firmę - bo nierozwiązane konflikty odbijają się negatywnie również na wynikach przedsiębiorstwa. W wypadku szczególnie ostrych konfliktów może dojść nawet do sabotażu. Niezadowolony pracownik może przynieść firmie wiele szkód.

A jak zarządzać pracownikami? Co Państwo zalecają?

- Pracodawcom radzimy, by stosowali czytelniejsze reguły oceny pracy. Jest to problem, z którym w Polsce sobie nie radzimy. Dostaję pracę, ale nie wiem, co mam robić, za co zostanę pochwalony, a za co zganiony, kiedy się wywiązuję ze swoich zadań, a kiedy nie, za co jestem odpowiedzialna, a co nie musi mnie obchodzić. W większości zakładów pracy takiego jasnego zakresu obowiązków nie ma. Na Zachodzie jest to czytelniejsze dla pracownika. U nas wciąż o wszystkim decyduje widzimisię dyrektora.

Czy wzory postępowania z pracownikami nie przychodzą do nas z Zachodu?

- Idziemy za przykładem amerykańskim, przejmujemy tamtejsze wzory kulturowe. Ale raczej w firmach z kapitałem zagranicznym, w polskich jeszcze nie. Tu panuje wciąż autorytarny styl zarządzania, czyli ja - wielki szef - i dalej długo, długo nic, potem może jeszcze jakiś satelita, który krąży wokół mnie, a na końcu pracownicy.

Może to daje poczucie bezpieczeństwa.

- Szefom może tak, ale pracownikom nie. To nie jest styl ani dobry, ani nowoczesny, nie wytwarza się w nim poczucia współodpowiedzialności pracownika za zakład pracy. W sumie zakład pracy na tym dobrze nie wychodzi. Uruchamia się wtedy mechanizm odrzucenia, ukrytego działania, zaczynają funkcjonować podskórne kanały informacji.

Co jest złego w "podskórnych kanałach informacji"? One są chyba we wszystkich firmach, nawet bardzo dobrych?

- Jeśli mają charakter stałej nieformalnej sieci komunikacji, oznaczają istnienie klik, które mogą mieć inne cele niż sukces firmy.

Jak by Pani generalnie oceniła stosunki pracy w Polsce?

- Na dostatecznie.

Nie jest więc bardzo źle?

- Tego nie wiemy. Uniwersytet Gdański i Pomorski Instytut Demokratyczny planują przebadanie w najbliższym roku 20 tys. pracowników z różnych branż w całej Polsce; dopiero to da pełniejszy obraz tego, jakie są dziś stosunki w pracy. Samobójstwa, wylewy, zawały to w wielu przypadkach efekt złych stosunków w miejscu pracy. Myślę, że dopóki nie będzie ustawy regulującej te stosunki, w wyniku której konsekwencje złego zarządzania spadną nie na podatników, ale na pracodawcę, dopóty niewiele się zmieni.

Można to uregulować ustawą?

- Tak jest np. w Szwecji. Jeżeli w wyniku złych stosunków pracy pracownik traci zdrowie, to pracodawca za to płaci - za koszty leczenia, za utratę pensji przez pracownika, na utrzymanie rodziny. To poważne sumy.

Ale jak udowodnić, że pracownik zachorował akurat z winy zakładu pracy? Przecież to wymaga długich i kosztownych procesów, w których pracodawca, jako strona silniejsza i zamożniejsza, będzie górą.

- U nas na razie tak jest, ale w krajach zachodnich to są przestępstwa ścigane z urzędu. Państwa skandynawskie (Szwecja, Finlandia, Norwegia) uznały prawo pracowników do zachowania fizycznego i psychicznego zdrowia w pracy. Szwedzki Narodowy Urząd Bezpieczeństwa, Zdrowia i Zatrudnienia wydał trzy rozporządzenia dotyczące kontroli przez pracowników środowiska pracy, bezpośrednich interwencji oraz odpowiedzialności zarządu za stratę zdrowia pracownika spowodowaną mobbingiem. W Wielkiej Brytanii sąd i inne trybunały uznają, że utrzymanie dobrych stosunków w pracy należy do pracodawcy.

Tak naprawdę ustalenie prawa antymobbingowego jest również korzystne dla firmy, gdyż eliminuje narcystycznych szefów, których zachowanie przynosi straty firmie, pracownikom oraz państwu.

Trudno sobie wyobrazić, by polscy pracodawcy, i tak obciążeni ogromnymi dodatkowymi kosztami pracy, się na to zgodzili.

- Jeśli chcemy być krajem cywilizowanym i wejść do Unii Europejskiej, to nie mamy innego wyboru.

Widziałam wielu ludzi pokaleczonych przez zakłady pracy, którzy nadawali się już tylko do szpitali psychiatrycznych. Nie mogę pogodzić się z tym, że tak marnujemy potencjał ludzki.

Dr Krystyna Kmiecik-Baran jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu Gdańskiego, pełnomocnikiem wojewody pomorskiego ds. przeciwdziałania zagrożeniom społecznym, współautorka (z Wojciechem Cieślakiem) książki "Bez przemocy w pracy i w szkole".

Ofiary dręczenia

- Policjant, bardzo ambitny, z dużymi osiągnięciami, po podyplomowych studiach menedżerskich. Co jeden szef mu polecał, drugi dezawuował. Nie wiedział, do którego ma się dostosować. Trwało to ponad półtora roku. Wreszcie za niewykonywanie poleceń komisja dyscyplinarna zwolniła go pracy. Jest mocno poturbowany psychicznie. W czasie tej szarpaniny opuściła go żona. Żyje z dorywczych prac.

- Pracownicy należący do związku zawodowego. Pracodawca nie mógł ich zwolnić, więc wydzielił odosobnione pomieszczenie (oddalone od innych pracowników), gdzie mogli przebywać, ale nie pozwolono im nic robić.

- Sprzątaczka, starsza pracownica - została pobita przez pracodawcę - dyrektora prywatnej firmy. Doznała wstrząsu mózgu i straciła słuch, ale nie zgodziła się na przeprowadzenie interwencji prawnej, gdyż bała się utraty pracy. Potem kazano jej sprzątać ruchliwą jezdnię. Musiała odejść, bo nie słyszała nadjeżdżających pojazdów.

- Nauczycielka przez trzy lata wykonuje prócz swojej normalnej pracy także obowiązki, które powinna wypełniać dyrektorka szkoły - bez żadnego dodatkowego wynagrodzenia.

Kiedy zaczęła protestować, została wyrzucona. Wylądowała u psychiatry.

- Szef wyznaczył pracownikom piętnastominutowe przerwy na jedzenie i picie. Poza nimi nie wolno było nawet nalać sobie wody. - Gdy skończyła mi się umowa na okres próbny, oznajmił, że podpisze kolejną, ale z niższą pensją. Zawsze coś znalazł, żeby się przyczepić. W dodatku jak ochrzaniał, używał wulgaryzmów. Potrafił naprawdę upodlić - mówi pracownica, która nie wytrzymała i odeszła.

- Pracownik dużej firmy handlowej. Odszedł m.in. z powodu odzywek szefa. Do pracownika z oddziału terenowego: - Pan też mógłby pewnie coś zrobić, ale przecież wy z tego Poznania to jaj nie macie. Do pracownika działu, w którym wcześniej zwolniono inną osobę: - Niech pan nie siedzi taki zadowolony, bo pan tu jest tylko dlatego, że jak zrobiłem wyliczankę, to wypadło na tamtego. Do przedstawicieli handlowych firmy, połowa to kobiety: - Może byście wreszcie palec z dupy wyjęli i wzięli się do roboty.

- Pracownica małej firmy organizującej targi handlowe. - Szefowa wypytywała, jak oceniamy koleżanki, czy coś źle zrobiły. Stosowała metody śledcze. Człowiek się czuł jak na przesłuchaniu. Atmosfera strachu, nieufności i bezradności - wspomina. - Trudno zresztą powiedzieć, co to było. Jak by uderzyła, to można by pójść do sądu. A tak, to co?

Złożyła wymówienie, poszła do konkurencji. Po niej odeszły wszystkie koleżanki - poza sekretarką. Sekretarka wcześniej prosiła dziewczyny: - Nie mówcie mi za dużo, żebym nie musiała powtórzyć, bo jestem odpytywana.

- Referentka w spółce skarbu państwa szykanowana przez bezpośredniego przełożonego. Nie pozwalał jej się kształcić, chował dokumenty, za które była odpowiedzialna, a potem oskarżał ją, że ich nie kontroluje itd. Poddała się diagnozie psychologicznej, którą psycholog, ze wskazaniem, gdzie może być przydatna, przekazał naczelnemu szefowi firmy. Naczelny przesunął ją do innego działu, gdzie pracuje z powodzeniem. To jedna z rzadkich historii z happy endem.

Więcej o problemach w pracy na www.gazeta.pl/praca

Czy Ty spotkałeś się z dręczeniem w pracy? Opowiedz o tym na forum

Z dr Krystyną Kmiecik-Baran, psychologiem społecznym, rozmawia Danuta Zagrodzka
Jola03-10-2004 22:33:16   [#04]

Małgoś, o d p o c z n i j :-)

Chodź, potrenujmy lepiej razem pamięć ;-))
Patrz wątek:
cip, cip, czip
Magosia03-10-2004 22:38:12   [#05]

Artykuł jako dowód?

Małgoś - to chyba słaby argument.

W mojej szkole o zjawisku mobbingu najwięcej mówi przedstawiciel zz, przez którego najwięcej osób w gronie płakało, doświadczało poczucia frustracji, lub po prostu byli prowokowani do konfliktów.

Mobbing na pewno jako zjawisko występuje, ale nie 60% w szkole, gdzie najskuteczniej broni i chroni nauczycieli KN, niestety broni tych zlych -także.
Małgoś03-10-2004 22:40:46   [#06]

Jolu

ja mam stosik przed sobą:

1) aktualizacja statutów (3 sztuki)

2)m Program rozowju szkoły (tzn. 3 szkół)

3) Plan roczny (x 3)

4) X-lecie szkoły

5) ryzyko zawodowe (własnie kończe!)

6) procedury egz. zew (SP, GIMN, LO)

i sporo pomniejszych papierków

oraz sobotni wyjazd na szkolenie w charakterze prowdzącego (w branży nieoswiatowej)

a wątki o agresji są lepsze od ...kawy :-)

Majka03-10-2004 22:45:51   [#07]

z innego forum

Autor: Ela
Data:   09-10-04 08:02

Pewnie zaraz dostanie mi się, ale widziałam taki przykład mobbingu:

młoda stażystka skarżyła się na złą dyrekcję, bo:
- kilka razy zwaracała jej uwagę, że po dzwonku na pierwszą lekcję należy być pod klasą, z uczniami, względnie na schodach z pokoju nauczycielskiego, które prowadzą do klasy - a nie na deptaku, między płotem a budynkiem szkolnym, bo "przecież byłam n a t e r e n i e szkoły, jak dzwonek dzwonił",
- wymagała, by zapisy w dzienniku pojawiały się w dniu prowadzenia zajęć, a nie w piątek lub w poniedziałek, hurtem,
- sprawdzała, czy nauczycielka pełni dyżur na korytarzu na tym korytarzu, a nie w klasie, czy w drodze z klasy, bo ktoś ją zagadał,
- sprawdzała, czy dzieci na lekcji robią coś więcej poza kolorowaniem obrazków i oglądaniem wideo (SOSW, klasa I lekkich),
- wymagała, by nauczycielka brała udział w pracy zespołu przedmiotowego, była na akademiach...

Dziewczyna już u nas nie pracuje, za to lata po mieście i obszczekuje naszą szkołę i złą dyrekcję... i mobbing nie schodzi jej z ust.

 Re: mobbing w szkole
Autor: Marta
Data:   09-11-04 10:44

Nasz dyretor też został oskarżony o mobbing. Dręczył nauczycielkę, ponieważ spóźniała się regularnie na lekcje, ze swojej ostatniej lekcji zwalniała uczniów (całą klasę) do domu, rozkłady materiału miała sprzed 10 lat gdzieś w szafie (ale nie pamiętała gdzie), robiła klasówki z materiału jeszcze nie omówionego (bo nie pamiętała), a w czasie lekcji regularnie spotykał ją wiszącą na telefonie w sekretariacie.
Każde zwróćenie uwagi protokołowała w specjalnym zeszycie, całość wysłała do kuratorium ;)

Teraz chce oskarżyć o mobbing wizytatora , który próbował jej wyjasnić, że dyrektor miał rację . Rozmowę z wizytatorem nagrała ;)))
Magosia03-10-2004 22:52:57   [#08]

Mobbing cichy i głośny

- tak sobie myślę wieczorem w niedzielę, że z tym mobbingiem to jest tak:
ci, którzy o swoim mobbingowniu głośno krzyczą - to najczęściej są mobberami(termin fachowy!), czyli tymi, ktorzy mobbinguję innych.

Ci, którym naprawdę ciężko - milczą i płaczą.

Moim zdaniem, do mobbingu trzeba dwojga- czyli osoby o predyspozycjach bycia ofiarą i agresora...
Może się mylę w tych analizach, ale tak mi wychodzi z obserwacji...
Zola03-10-2004 23:04:36   [#09]
jeśli chodzi o taki mobbing jak wkleiła Majka , to też jestem mobberem ;-))
Małgoś03-10-2004 23:07:30   [#10]
a co ja mam powiedzieć :-(
józefinaw03-10-2004 23:12:23   [#11]

Mam przykład mobbingu : przełożony wydaje polecenie , które przykładowo ma byc zrobione natychmiast i już jest sprawa o mobbing  , bo nastąpiło naruszenie godności i wolności słowa, praw i czegoś tam pracownika, który nie lubi jak się nim dyryguje, kieruje.

Słowo mobbing robi błyskotliwą karierę , szczególnie chętnie posługuje się nim (mówię o własnym podwórku) moja bardzo leniwa sprzątaczka.

Małgoś03-10-2004 23:13:58   [#12]
może jej chodzi o ..doping (do pracy)?
Gaba04-10-2004 04:30:19   [#13]

tak, jestem mobberem i jeszcze gorzej - jestem mobbystką

bo jestem choleryczką, to prawda, osobą jednak, która zawsze 10 razy wytłumaczy, 5 razy porozmawia... 3 razy pokaże, najczęściej sama zrobi, bo nie lubi się prosić.

- a nauczyciele... miewają to w nosie, mają rozleniwiającą czapeczkę w postaci KN i coś czego nienawidzę najbardziej - w glosie, w oczach, w postawie, pretensjonalne pretensje do całego świata, że są nauczycielami.

Sama czytuję natomiast namiętnie teksty o mobbingu, ten tu wzbudził we mnie radość o poranku. Śmieję się, bo pod wieloma uwagi mogę się podpisać. Tak to ja, mobber się nazywam... Świcie (=komentatorom życia szkolnego) się wiele nie podoba - a to młodego poprosiłam nie tak jak potrzeba do gabinetu, bo powinno się inaczej prosić, a to nie zauważam zasług (moją winą jest, że nauczycielka nie otrzymała nagrody kuratora), a to wniosek o medal skierowałam nauczycielowi, który u nas pracuje dopiero trzy lata... i jak ja śmiałam to... czy tamto... dlaczego poprosiłam, panią X. by w piątek podjęła gości z Litwy, a co ją to obchodzi, ze attache kulturalny Litwy prosił, to sprawa dyrekcji, bo dyrekcja złośliwie nie odpowiedziała na mejla w lipcu, kiedy ona prosiła... (to takie luźne cytaty z pewnego pisma uzasadniającego odmowę wykonania prośby o podjęcie gości z Litwy)... - tak, jestem psychopatką, mobberem!

 

Na radzie pedagogicznej mówię wprost - dożyję czasów, kiedy pójdzie sobie precz KN, kiedy będzie można nauczyciela po prostu zwolnić za niewykonanie polecenia, za złą pracę, za niewykonanie zadania. Wklejam teksty o mobbingu sama do książki. Dziś to ja jestem mobberem i nie mogę wyegzekwować tysiąca rzeczy - kiedy proszę o coś, reagują tylko młodzi ludzie i grupa niewielka tych, którzy wiedzą, że kiedy my tego nie zrobimy, to uderzy to w naszą placówkę, a nasza szkoła jest dla nas naj-najwazniejsza. A jednak się udaje, a jednak idzie do przodu, a jednak... - wtedy baza się podpina, ta mobbingowana...

 

- Węgli przywiozłem - krzyczał wozak!

- Tyżeś przywiózł- mruknął koń...

 

Tak, jestem mobberem mobbingowanym przez pracowników, bo takie mechanizmy uruchamia KN. (poprzesadzałam trochę na rzecz dyskusji, wieczorem tu zajrzę).

Małgoś04-10-2004 07:30:22   [#14]

Gaba, a usłyszałaś kiedyś zarzut taki: "A bo my nie czujemy, żeby pani nas lubiła"?

i plan lekcji jest ...tendencyjny i dyżury na przerwach też

i nie przechodzę  na "ty" z każdym

a jak juz mi sie niechcący trafiło być dobrą i ułozyc tak plan, że jedna z osób etetowców ma wolny dzień, to zamiast eksplozji radości i rzucania sie na szyje z wdzieczności, usłyszałam"tak, mam wolny dzień ... jeszcze" (w domysle paskudna pewnośc, że dałam, żeby zabrać,jak juz sie ucieszy)

a ja coraz bardziej ...mam gdzieś te ludzkie biadolenia i jak zwolniłam po miesiącu n-lke,która dzieci podrzuciła koleżance, a sama poszła sobie w miasto na obiadek to grozą powiało, że teraz się zacznie rzeż niewiniątek,

ale jednoczesnie papiery terminowo spłyneły jak lawina i posypały sie pomysły na ozywienie zycia szkolnego - i to była korzyść jakaś z tego przykrego obowiązku szefa i nie krępuje sie teraz poioedzieć do RP, że w szkole ma byc miło i kolezeńsko, rzetelnie, terminowo i aktywnie, bo ...nagród nie będzie, a za nieprzestrzeganie kodeksu pracy - konsekwencje prawne

i tak stałam sie mobberem

Andrzej Nysa04-10-2004 08:07:49   [#15]

Cos mi si rozsypalo w systemie i nie generuje mi polskich znjakow.

Czytam wasze posty - widze moich nauczycieli i pracowników niepedagogicznych szkoly. Az mi sie razniej zrobilo bo myslalem, ze to tylko ja tak mam ,,przerabane". Moja skretarka uwaza, ze jest mobbowana gdy wydaje jej polecenie aby zaniosla korepondencjedo GZO w czasie gdy ona jest zajeta inna praca, albo sprzataczka, ktora ma w przydziale sprzatanie 3 pietra zostanie wyslana na boisko bo taka wystapila potrzeba. Kto wymyslil ten mobbing-,,pod sciane z nim" :-) AK_dyr

józefinaw04-10-2004 20:11:08   [#16]

Andrzej Nysa

Też miałam ciekawie!

Poprosiłam sprzątaczkę na rozmowę ( weszłam w 3-m tygodniu września przypadkiem do biblioteki i stwierdziłam , że okno nie umyte od wakacyjnego remontu ), chciałam , żeby wyjaśniła zanim dostanie "działkę" . No i wiecie co mi powiedziała, że zapomniała, a wogóle to ma za dużo pracy , ja za dużo wymagam i onasię nie wyrabia. Ja jej na to ( i tu świadomie byłam mobberem?!) , że jak się nie wyrabia to niech się zwolni,  a wtedy ona :" Pani mnie stresuje i straszy dlatego ja nie mogę normalnie pracować !"

Ot co!

ps. Dodam , że to było moje pierwsze dla niej ostrzeżenie. A wymagająca jestem i owszem zwłaszcza , że to szkoła na wsi i porządek musi buć i już!

Janusz Pawłowski04-10-2004 20:28:47   [#17]

Sądzę, że wiele nieporozumień wynika z tego, że ludzie nie wiedzą czym jest mobbing - a dokładniej, jakie zachowania przełożonego można nazwać mobbingiem.
Chyba warto uświadomić pracownikom, że wymaganie rzetelnej pracy mobbingiem nie jest - stanie się dopiero, gdy zostaną spełnione warunki określone w KP:

Art. 943.

§ 2. Mobbing oznacza działania lub zachowania dotyczące pracownika lub skierowane przeciwko pracownikowi, polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu pracownika, wywołujące u niego zaniżoną ocenę przydatności zawodowej, powodujące lub mające na celu poniżenie lub ośmieszenie pracownika, izolowanie go lub wyeliminowanie z zespołu współpracowników.

Warto chyba zapoznać pracowników z tą definicją, żeby tak nie szafowali terminem mobbing przy wysłuchiwaniu każdego polecenia służbowego.

Małgoś04-10-2004 23:09:26   [#18]

na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu pracownika,

a gdy dyr.uporczywie, systematycznie sprawdza, domaga się realizacji poleceń, zwraca uwage na niedociągnięcia itd.?

i gdy trwa to i trwa ... długo?

i jeszcze informuje pracownika co grozi za nieprzestrzeganie porzadku i dyscypliny pracy?

a pracownik zaczyna się bać,że wyjdzie na jaw jego niekompetencja, nieudolnośc,lenistwo i olewactwo; i zaczyna czuc sie smiesznie i niżej niz reszta?

i zespół go zaczyna izolować, bo obniża jakość usług?

to co wtedy?

jest to mobbing, czy nie mobbing?

dla tego pracownika w 999 przypadkach na 1000 - tak

dla sądu .... w 60% tez tak, byc może... niestety

Janusz Pawłowski04-10-2004 23:36:10   [#19]
Jak rozumiem, to smutna konstatacja niewystarczająco precyzyjnej definicji mobbingu zawartej w KP?
Adaa05-10-2004 08:25:12   [#20]

 gdy dyr.uporczywie, systematycznie sprawdza, domaga się realizacji poleceń, zwraca uwage na niedociągnięcia itd.?

Małgosiu..gdy systematycznie, uporczywie sprawdza ..to mówi sie ,że jest upierdliwy.

Gdy uporczywie i systematycznie domaga sie realizacji poleceń....to wybacz..jak zrealizowane to czego sie domagać...a co?..sa tacy co domagaja sie realizacji zrealizowanych?

Gdy zwraca uwagę na niedociagniecia...systematycznie i uporczywie nawet..kurcze to jego rola...jesli sa niedociągniecia.

....................

A bardzo krótka spódniczka u kobiety z ładnymi nogami..to prowokacja czy dostarczanie wrażeń stetycznych? 

Małgosiu moim zdaniem przejaskrawiasz...no, ale jesli  ma to na celu podtrzymywanie dyskusji to ok...ale jesli jest inny powód...e..to nic;-)

bogna05-10-2004 23:29:27   [#21]

uderzyć...dyrektora

 

Prawo do krytyki przełożonego
Wyrok SN
Pracownik ma prawo krytykować przełożonego w sprawach dotyczących organizacji pracy, w tym także zwracając się do władzy nad nim nadrzędnej, jednakże należy pamiętać o tym, że ta krytyka nie może przekraczać dopuszczalnych form, ani być złośliwa. Bowiem, jak uznał Sąd Najwyższy, tylko krytyka...

UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

strony: [ 1 ]