Forum OSKKO - wątek
TEMAT: |
Klemensa Stróżyńskiego rozważania... |
|
beera | 08-09-2004 10:28:52 [#01] |
---|
"Porządkując" sieć znalazłam dziś: Klemens Stróżyński Przypowieść antypedagogiczna
Było to bardzo, bardzo niedawno temu, w pewnym kraju na skrzyżowaniu Europy i Azji. W jednym miasteczku, nie za dużym i nie za małym, do pewnej szkoły podstawowej chodziło dwóch chłopców, Adaś i Bartek. Wiele tych chłopców różniło, ale jedno łączyło: konsekwentny brak gorliwości w odrabianiu zadań domowych. Tak więc do stałych fragmentów lekcji w owej szkole podstawowej należało ujawnianie przez Adasia i Bartka braku zadania nauczycielowi. Jak wspomniałem, wiele chłopców różniło, więc uzasadnienie owego braku było odmienne. Adaś ze spuszczoną głową oświadczał: - Zapomniałem odrobić zadania, proszę pana. - Bartek zaś, z głową podniesioną, deklarował: - Nie chciało mi się odrobić zadania, proszę pana. Nauczyciel chłopców był pedagogiem cenionym i zasłużonym, co poświadczały liczne dokumenty wystawione przez władze oświatowe oraz odznaczenia przypinane z okazji świąt i uroczystości szkolnych. Zgodnie z miejscową tradycją pedagogiczną różnicował zatem podejście do każdego z chłopców. Adasia upominał słowami: - Pamiętaj, żeby nie zapominać o odrobieniu zadań - i stawiał mu w dzienniku kropkę. A Bartka surowo karcił za bezczelność i stawiał mu w dzienniku pałę z wykrzyknikiem. Potem wpisywał uwagę do dzienniczka. Obaj chłopcy ukończyli szkołę i poszli do liceum w dużym mieście. Nadal objawiali konsekwentny brak gorliwości w odrabianiu zadań domowych i na pierwszej lekcji w taki sam sposób uzasadnili swoje postępowanie. Tym razem nauczyciel chłopców był osobą młodszą, nie posiadającą ani pisemnego potwierdzenia mądrości przez władze oświatowe, ani odznaczeń, które mógłby przypinać z okazji świąt i uroczystości szkolnych. A podejście do każdego z chłopców także różnicował, ale według własnego widzimisię, co nazywał zdrowym rozsądkiem. Kiedy więc Adaś i Bartek na początku lekcji wygłosili swoje kwestie, nauczyciel zwrócił się do Adasia: - Adasiu, ten rodzaj niepełnosprawności, który zadeklarowałeś, da się wyleczyć i dlatego nie wolno w jego przypadku stosować jakiejkolwiek pobłażliwości. Dlatego stawiam ci pałę. A Bartkowi powiedział: - Bartku, nie tracę nadziei, że kolejne zadanie będzie ci się chciało odrobić. Stawiam ci kropkę. Po trzeciej kropce pojawi się pała. Pamiętaj, że może ci się w tym roku jeszcze tylko dwa razy nie chcieć. Na najbliższej wywiadówce rodzice Adasia i Bartka zażądali od owego nauczyciela wyjaśnienia, dlaczego postępuje w sposób tak różny od tego, do którego ich przyzwyczaiła poprzednia szkoła i który pamiętają jeszcze z własnych lat szkolnych. I otrzymali następujące wytłumaczenie: - Kiedy w życiu dorosłym Adaś spróbuje uzasadnić zapomnieniem niewykonanie jakiegoś zadania, to z każdej normalnej firmy natychmiast go wyrzucą. Bo to znaczy, że nie nadaje się do żadnej pracy. Zostanie dożywotnim bezrobotnym i jego jedynym obowiązkiem będzie nie zapominać o terminie odbioru zasiłku. - Jeśli zaś chodzi o Bartka… Rzeczy, które są dla nas ważne, chce nam się robić. Nie chce nam się wykonywać tego, co uważamy na błahe lub bezsensowne. Sposób myślenia Bartka daje mu więc życiową szansę. Będzie robił to, co uważa za ważne. Rodzice chłopców chyba nie do końca zrozumieli, co chciał im powiedzieć ów nauczyciel. Bo przecież działo się to na skrzyżowaniu Europy i Azji. I ów kraj dopiero zaczął się powoli przesuwać w kierunku Europy. |
RomanG | 08-09-2004 10:33:54 [#02] |
---|
Skoro tak, to mnie proszę nigdzie nie przesuwać! Chcę zostać w Azji! |
beera | 08-09-2004 10:36:17 [#03] |
---|
Odwrotnie niż ja- bardzo bym chciała znaleźć się w Europie :-) |
AnJa | 08-09-2004 10:41:58 [#04] |
---|
Azja to ta stara szkoła czy nowa?
Bo z przypowieści to zawsze słaby byłem.
Do mnie trzeba jak krowie na miedzy:-) |
RomanG | 08-09-2004 10:42:22 [#05] |
---|
:-))) |
RomanG | 08-09-2004 11:03:47 [#06] |
---|
Ja tam bym obu uczniom pałki postawił. Gdy pana Stróżyńskiego w tej tak pięknej Europie zatrzyma policjant, to nie pyta, czy zapomniał. że znak był, czy może ograniczeń nie przestrzega z zasady, tylko wali mandat i nie wnika. Prawa trzeba przestrzegać, jak nie - bulimy! W Paryżu to rzeka mleczna i brzegi jaglane. Demagogiczna żonglerka stereotypami. |
beera | 08-09-2004 11:22:24 [#08] |
---|
? ze demagogiczna żonglerka? Co do demagogii, to znam gorsze odmiany... ....... "zapomnialem" i "nie chce mi się" to w szkole jednoznaczne stwierdzenia.
"zapomnialem" nie oznacza- "na pewno bym to zrobił gdyby pamiętał" "Zapomnialem" bywa często pochodną " nie chce mi się", bądź konsekwencją nawet. Podoba mi się ta żonglerka Strózyńskiego- choćby dlatego, że lubię inteligentne żonglerki. |
S Wlazło | 08-09-2004 11:26:09 [#09] |
---|
A czy nie byłoby pięknie, gdyby nasze szkoły były całodzienne i obaj chłopcy po zjedzeniu szkolnego obiadu i odoczynku odrabialiby zadania domowe pod okiem nauczycieli? Ileż dylematów mniej, jak zawsze, kiedy jest dobra organizacja.+ |
RomanG | 08-09-2004 11:34:43 [#10] |
---|
Boże chroń nas przed antypedagogiką! Jestem za "azjatyckim" podejściem, które na innym forum prezentuje pewna studentka geografii: Praktyki w szkole sa chyba normalnie na 2 roku, albo i na 3. Nie wiem. Ja mialam 2 miesiace temu w drodze wyjatku i z wyraznej potrzeby. Spedzilam 2 tygodnie bawiac sie w "Pania Profesor" w swoim dawnym liceum, robiac normalne lekcjem, planowe, kolejne tematy, pytajac, robiac kartkowki i stawiajac kapy niestety rowniez. (...) No tak bez mrugniecia okiem to im tych pal nie stawialam ;) Zreszta nieduzo tego w gruncie rzeczy bylo... Przez pierwsze kilka dni mialam problem z blyskawicznym wywazeniem oceny za odpowiedz i tylko szczescie, ze mialam jedna klase za druga, bo inaczej umarlabym z nadmiaru watpliwosci. A wyrzutow sumienia nie mialam, bo pytalam ich od pierwszych zajec, poczatkowo glownie z materialu omowionego na lekcjach z "nauczycielem etetowym", wiec jesli ktos ich nie nauczyl to... ;)))) Ale mysle, ze to raczej dlatego, ze mimo ostrzezen nie wierzyli, ze praktykantka bedzie pytac, wiec wiekszosc pal poleciala na poczatku, bo ludzie przychodzili totalnie nieprzygotowani no i sila rzeczy, nie moglam pytac a potem mowic wszystkim, kapa ale mi cie zal wiec nie wpisze :) Mnie za puentę w artykule robi to: podejście do każdego z chłopców także różnicował, ale według własnego widzimisię, co nazywał zdrowym rozsądkiem ;-) |
beera | 08-09-2004 11:39:58 [#11] |
---|
Zalożę chyba drugi wątek:-( Bo jak zwykle od dyskusji o ważnych rzeczach wchodzimy w walkę, ktore "widzimisię" jest lepsze... bo "widzimisię" pierwszego z nauczycieli bylo lepsze- tak? Romanie, jestem nauczycielem i dlatego wiem, że: zapomnialem" i "nie chce mi się" to w szkole jednoznaczne stwierdzenia.
"zapomnialem" nie oznacza- "na pewno bym to zrobił gdyby pamiętał" "Zapomnialem" bywa często pochodną " nie chce mi się", bądź konsekwencją nawet. |
Marek Pleśniar | 08-09-2004 11:45:59 [#12] |
---|
ocenianie za "niemanie" - to miałem na myśli wypowiedź Stefana Wlazły bardzo do mnie przemawia - jakoś tak jest że często amatorską acz dumną ;-) polska szkoła jest A wystarczyłoby proste uregulowanie sprawy - i nagle dylematy moralne, dramaty i okazjie do artykułów w prasie - znikają jak ręką odjał. |
RomanG | 08-09-2004 11:50:37 [#13] |
---|
Nie sądzę, abyśmy przekroczyli na tym wątku granice merytorycznej dyskusji. Cały czas jest ona o tym, o czym traktuje artykuł. Dla mnie to ważne rzeczy. Jeżeli ty uważasz tam za najważniejsze coś innego, zawsze możesz w tym kierunku dyskusję skierować, na pewno znajdą się dyskutanci podzielający i Twój pogląd na sprawę. Nie za bardzo osobiście to bierzesz? |
Jola | 08-09-2004 13:12:25 [#14] |
---|
przewartościowanie :-D ..."nie chcieć" lepsze od "zapomnieć"? |
beera | 08-09-2004 13:20:58 [#15] |
---|
Roman- jak tu odpowiedzieć na taki post? Odpowiedzieć, to wziąć "osobiście". Więc, zeby nie osobiscie, to go ominę
.......... nie chcieć" lepsze od "zapomnieć"? a tego nie wiem, Jolu. Zależy, co naprawdę znaczy " zapomnieć";-) Ono często znaczy "nie chcę" ale polane jest lepiej strawnym dla nauczyciela sosem;-) |
Jola | 08-09-2004 13:22:49 [#16] |
---|
Moi uczniowie nie należą ani do jednej, ani do drugiej grupy. Ja tych wyjaśnień nie potrzebuję. Jeśli nie wykonają na czas zadania, zgłaszają się do mnie z odrobionym :-) |
beera | 08-09-2004 13:24:38 [#17] |
---|
super :-) nie dajesz im możliwości kombinowania pod tytułem " zapomniałem" i buntowania się pod tytułem "mam to gdzieś" :-)))) |
Jola | 08-09-2004 13:29:45 [#18] |
---|
Asia, to ja tak sobie kombinuję ;-))) |
Majka | 08-09-2004 15:45:22 [#19] |
---|
praktyka "A czy nie byłoby pięknie, gdyby nasze szkoły były całodzienne i obaj chłopcy po zjedzeniu szkolnego obiadu i odoczynku odrabialiby zadania domowe pod okiem nauczycieli? Ileż dylematów mniej, jak zawsze, kiedy jest dobra organizacja." I co dzień studiowałabym plik zwolnień/usprawiedliwień od rodziców: bo angielski, bo konie, bo tenis, bo zespół, bo... :)))))) (Już teraz to mam: dziewuszka jest zwolniona z ćwiczenia na wf-ie i nijak nie chce odrabiać w tym czasie zadań domowych ani czytac lektur ;) Obie z mamą uważają, że powinna mieć prawo "wyjść sobie na miasto" :) |
beera | 08-09-2004 17:12:30 [#20] |
---|
:-) I nagle zaczął mi ten wątek korespondować z listem maturzysty wklejonym na tym forum: ( wkleję go tu, bo jak przed chwilą zauważylam w wątku o nowym rozporządzeniu o ocenianiu nie ma siły by wszyscy czytali wszystko ;-):
Wydawało mi się, że matura jest egzaminem zewnętrznym i nieobowiązkowym. Sam decyduję czy do niej przystępuję, w jakim zakresie będę ją pisał, i co się z tym wiąże, w jaki sposób będę się do niej przygotowywał. Nie muszę nikogo w szkole w żaden sposób informować o swych zamiarach wyjąwszy deklarację składaną w końcu września potrzebną dyrekcji jedynie do zaplanowania pewnych rozwiązań technicznych. Moi nauczyciele nie muszą mieć do niej wglądu. Tymczasem niektórzy nauczyciele usiłują przejąć kontrolę nad moimi przygotowaniami, a co za tym idzie i nad tym jak dysponuję czasem. Niektóre praktyki naruszają moje poczucie sprawiedliwości: - przymusowe nadliczbowe zajęcia z danego przedmiotu wykraczające poza tygodniowy limit 35 godzin i nie ujęte w szkolnym planie zajęć - różny poziom prac klasowych dla uczniów zdających i niezdających matury z danego przedmiotu - dodatkowe powtórzeniowe zadania domowe dla uczniów zdających maturę z danego przedmiotu podlegające ocenie - przymusowe pozalekcyjne spotkania mające na celu przedstawienie nauczycielowi prezentacji na maturę ustną z polskiego kilka miesięcy przed terminem matury, kiedy informator pisze jedynie o obowiązku przedstawienia bibliografii i materiałów pomocniczych na miesiąc przed, i planu prezentacji na tydzień przed maturą Chwała nauczycielom, którzy w czynie społecznym organizują dodatkowe zajęcia, ale taki przymus wydaje się naprawdę nieuzasadnionym. :-))) Nie jestem utopistką- zapewniam- mam duzo większe zaufanie do rozwiązań praktycznych niż rozważań teoretycznych, ale lubię rózne nowe "otwarcia" i dziś je wraz z opowiastka antypedagogiczną i listem tego dorosłego czlowieka dostalam. |
Majka | 08-09-2004 17:43:18 [#21] |
---|
jakbym czytała plan swojej szkoły ... Łącznie z czynem społecznym;) Asiu, fakt, to po dodaniu słowa "przymusowe" wygląda na nadopiekuńczość szkoły. Niegdy na to tak nie patrzyłam :)) Ale może wynika ona z faktu, że co dzień rano (jak w japońskiej firmie;) słyszymy: uczeń to najważniejszy klient szkoły. Musimy o niego dbać. Jak rozróżnić uczniowskie nie! wynikające z dojrzałości prezentowanej w tej wypowiedzi i nie! - bo mu się jeszcze nie chce.... ? Po doświadczeniach z 2002 (tez nie było "oficjalnych" konsultacji jeno dobrosercowe) , by uniknąć tego, że część leniwców pójdzie w marcu "na korki" (nie sprawdzając nawet, do kogo i czy ten ktoś ma pojęcie o nowej maturze), postanowiliśmy zagłaskac kota na śmierć i wizyty na konsultacjach będą odnotowywane. Przecież rodzice w finale i tak ocenią szkołę i nauczycieli ( a nie dojrzałość i wybory dzieci). |
beera | 08-09-2004 18:11:16 [#22] |
---|
współczuję :-) Bo Wy w szkole śrdeniej naprawdę możecie mieć do czynienia z różnorodnościa postaw- od odpowiedzalności do olewania :-) u nas u maluchow jest prościej ;-) zalożenie jest takie: odpowiedzialny ma być nauczyciel- za wszystko i ta odpowiedzialnośc jest (poza obowiązkiem) prawem do ustalania nauczycielskich- jedynie slusznych- reguł :-) Ja tam wiele nie chcę- ale- trochę wątpliwości :-) Niestety jest prawdą, ze:
Przecież rodzice w finale i tak ocenią szkołę i nauczycieli ( a nie dojrzałość i wybory dzieci). Chcąc oceniać dojrzalość i wybory dzieci, oceniają przecież siebie- a o to niezawsze łatwo... |
| |
Magosia | 08-09-2004 18:39:04 [#23] |
---|
Wracam do początku -czyli do opowiastki Pana Stróżyńskiego.
Zaznaczam , mogę być nieobiektywna, bo bardzo lubię Jego opowiastki(zwłaszcza "Puchatki" w "Nowej Szkole" ale nie tylko, te z "Matematyki w Szkole" -też) - lubię za rozsądek, poczucie humoru i umiejętność spojrzenia z zupełnie innej perspektywy. Więc -pewnie mój sąd subiektywny (czy są sądy obiektywne?).
Sens cytowanej opowiastki , wg mnie , to wybór między konformizmem i odwagą cywilną - fakt, że ta ostatnia często młodym ludziom zbyt utożsamia się z chamstwem i bezczelnością.
Rolą mądrego pedagoga jest dotrzeć do sedna - mówi "Nie chce" - bo bezczelny, czy po prostu - mówi prawdę: nie chciało mu się , bo... I tu dopiero pole do popisu. Może w tym czasie kleił model, który jest jego marzeniem ? (przykład z osobistego podwórka). Może mu się nie chce przepisywać trzech stron o kierunkach w sztuce, bo w tym czasie pracował nad nową wersją strony internetowej. (przykład jak wyżej)
Mówienie przez wielu uczniów "zapomniałem" i przyjmowanie tego przez nauczyciela bez komentarza, jest najczęściej milczącą zgodą na kłamstwo i -tak naprawdę tegoż kłamstwa aprobatą. Ja wolę szczere, lecz prawdziwe: "Nie chciało mi się".
Bo mnie też się częściej nie chce , pamięć mam dobrą...
Ja nie usprawiedliwiam niechciejstwa, tylko jestem przeciwko stereotypom w mowie, myśli i uczynkach.
Czy sama im nie ulegam? Staram się;-))
Asiu , dzięki za wklejenie opowiastki:-))
Propozycja Pana Stefana (jakoś nie mogę się przełamać,żeby tykać :-) ): gdyby ktoś mnie pytał, to jestem za.... |
Janusz Pawłowski | 08-09-2004 22:45:24 [#24] |
---|
A ton? Chciałbym uzyskać najistotniejszą informację, ktorej brakuje w tekście Klemensa Strożyńskiego - jakim tonem owo "Zapomniałem" i "Nie chciało mi się" zostały wypowiedziane? Jeszcze - wyraz twarzy - zmarszczenie brwi, troska na twarzy - czy też hardość i buta? Powiem tak - słowa "Nie chciało mi się" - same w sobie nic nie znaczą, oprócz tego, że na pewno mu się nie chciało. Słowo: "Zapomniałem" - zupełnie już nic nie znaczy. Gdyby mój syn na pytanie, dlacego nie wyniósł śmieci odpowiedział: "Bo mi się nie chciało!" zaczepnym tonem, hardym wzrokiem, badającym jak bardzo przekroczył granicę mojej tolerancji, na ile mu się ją przesunąć - to po prostu ... dostałby w pysk tak, żeby się nogami zakrył. Gdyby wypowiedział słowa tak: "Tatoooooooo, bo mi się taaaaaak baaaaaaaardzo nie chciaaaałooo" przekrzywiając lekko głowe, z grymasem błagania o zrozumienia na twarzy, przepraszajacym wzrokiem .... to by w pysk nie dostał - ino mi potem też by się taaaaaak baaaaaaaardzo nie chciaaaałooo przelać mu w czas kieszonkowego na konto. Analogicznie: Harde "Zapomniałem!" z dopowiedzeniem w myślach (a myśli widać na pysku małolata, lepiej niż wągry): "No i co mi teraz pryku zrobisz?" - kwalifikuje się do walnięcia hardym łbem o pulpit stołu. Przepraszające zaś "Zaaapomniaaaałem ..." do ew. zapomnienia o terminie przelania kieszonkowego na konto. ---------------- Powiecie - manipulacja! Może i manipulacja - ale świadcząca o świadomości niewłaściwości popełnionego (cz raczej niepopełnionego) czynu i jakimś poczuciu czegoś niedopełnienia. Inaczj mówiąc - wolę, żeby idący ulicą bandzior mną zmanipulował i czując do mnie głęboką pogardę odwrócił wzrok, żeby mi nie przylać - niż aby nie manipulując mną - przyfranzolił mi w, tym razem, mój pysk. |
Marek Pleśniar | 09-09-2004 07:20:43 [#25] |
---|
bandzior woli odwrotnie - tą drugą metodą by łatwiej osiągnał pożądany efekt - byś mu coś przelał na konto;-) |
Małgoś | 09-09-2004 07:36:20 [#26] |
---|
życie osądzi,dokona selekcji łatwo zgadnąć, że hardy ma wieksze szanase na osiąganie tego, co mu sie zamarzy, bo forsując swoje potrzeby zmusi otoczenie, by zadbało o ich spełnienie (np. refleksyjny, zrównowazony, nieobrażalski n-l postara się o uatrakcyjnienie zajęc, tak by uczniom sie chciało chcieć) a zapominalski - powiększy grono ofiar systemu, brutalnej gospodarki rynkowej itd. komu piatkę komu pałką przez łeb... stawiam na hardych ;-) |
Janusz Pawłowski | 09-09-2004 09:17:50 [#27] |
---|
Jakbym miał obstawiać, to też stawiam na hardych chamów - to bydło zawsze swego dopnie - jak nie grośbą, to jej realizacją. Ale wychowywać chcę wrażliwych i subtelnych ludzi - i ich przygotowywać do życia. Hardy cham sobie poradzi bez wsparcia systemu oświaty. Wrażliwy subtelniak - potrzebuje naszego wsparcia. |
beera | 09-09-2004 10:19:15 [#28] |
---|
to bywa różnie z tym wrażliwy subtelniak- potrzebuje wsparcia- zgadzam się ale... hardy 10,11,12, 13, 14 letni cham...
potrzebuje wsparcia, zeby przestał być hardym chamem:-) .... małgosiu :-))) |
Janusz Pawłowski | 09-09-2004 10:29:21 [#29] |
---|
Nie wsparcia, Asiu, tylko wychowania. Ale oczwywiście wiem, że nie mam szans w starciu z miłośniczkami tzw. "słodkich łobuziaków". Bo slodkie łobuziaki zawsze są słodkie ... a jak przyleją to w końcu nie swojej pani dyrektor. ;-))) |
beera | 09-09-2004 10:38:29 [#30] |
---|
wsparciem może być co zechcesz- także wychowanie. hardość malego chama wynika z różnych powodów- warto je poznać i im przeciwdzialać - By z malego hardego chama nie wyrósł na tyle duży cham, by nic już nie moglo pomóc jemu i jego otoczeniu |
Magosia | 09-09-2004 20:27:59 [#31] |
---|
Lubię "łobuzów" - z większości mi znanych wyrośli zupełnie przyzwoici ludzie.
Słodkich łobuziaków - nie za bardzo, źle mi się kojarzą;-) Słodki to najczęściej rozpuszczony, a takich nie lubię.
Janusz, hardy cham najbardziej potrzebuje systemu wychowania - skutecznego.
To nasze podstawowe wyzwanie.
Nie jest szczególną sztuką wspieranie subtelnych i wrażliwych, choć czasem jest trudne, przyznaję.
Do Twoich uwag na temat tonu, mimiki, postawy, dorzuciłabym jeszcze uwarunkowania społeczne, doświadczenia domowe ....
Bo może do hardego chama nikt nigdy w domu i na podwórku inaczej nie mówi,
i on naprawde nie czuje niestosowności swojej wypowiedzi?
Rzuca mnie , kiedy słyszę wypowiedź nauczycielki: on ma taki bezczelny wyraz twarzy , że nic mu już nie pomoże...Niestety wypowiedź autentyczna.
Mam ochotę w takich sytuacjach powiedzieć: a widziała się Pani w lustrze?
Ale to by było chamskie? Wiem...;-) Trochę subtelnośći jeszcze we mnie zostało.
Pozdrawiam, lubię takie dyskusje , nie tylko o rodzajach umów, warunkach awansu, przykładach dobrej praktyki higienicznej. |
Małgoś | 09-09-2004 21:50:45 [#32] |
---|
;-) w/g mnie hardy nie oznacza automatycznie ...chama... napisałam dokładnie to co napisałam:; że hardy sobie poradzi ...o chamach się nie wypowiadałam - ten wątek przeciez nie o nich cham to cham ....nie wróżę mu sukcesów w zyciu A swoją drogą, czyz nie jest to znamienne, że w uszach belferskich uczniowskie "nie chcę" brzmi jak chamstwo, ale "nie chcę "belferskie" to ...odważne forsowanie własnego zdania? ;-) |
Małgoś | 09-09-2004 21:54:03 [#33] |
---|
i jeszcze coś... jesli chodzi o bydło... to o jaki typ chodzi? rogate, czy nierogate? Mam wokół wielu ludzi swietnie radzących sobie w życiu Cech bydlęcych nie zauważyłam :-( ale ja mam astymagtyzm... |
Marek Pleśniar | 09-09-2004 22:00:34 [#34] |
---|
ten chłopak z Łodzi, Chętkowski (od tej znanej książki "Z budy. Czy spuścić ucznia z łańcucha?") powiedział: Nie wiecie co się dzieje z waszymi dziećmi, jakie uczucia mają w szkole, kto nimi manipuluje. Interesują was tylko oceny, a nie wiecie o zawodzie intelektualnym, który przeżywa mody człowiek przebywający w liceum. Nie wiecie o rozczarowaniu, spowodowanym tym, że nie został zaakceptowany, że jego idealne LICEUM okazało się taką samą instytucją jak sklep, urząd miejski, czy sąd.
no to go zaprosiłem na KKDS i przyjedzie:-) |
Magosia | 10-09-2004 08:02:11 [#35] |
---|
Cieszę się :-))) Marku- -super, mam nadzieję,że człowiek okaże się w mowie równie przystępny jak w piśmie. Znam Jego poglądy, a raczej pewne metody pracy jeszcze z 'Dużego Formatu", w którym drukowano prace Jego uczniów -współczesne modlitwy do Bogurodzicy. Zafascynował mnie człowiek, potem , jak ukazała się książka , to kupiłam od ręki- poleciłam wszystkim krewnym i znajomym nauczycielom i moim uczniom. Podobało się - zwłaszcza moim gimnazjalistom. ;-)
Małgoś - trafna uwaga z tymi naszymi skojarzeniami, to właśnie to , co myślę o sile schematu i stereotypu.
Pozdrawiam z rana :-) |
Marek Pleśniar | 10-09-2004 10:04:36 [#36] |
---|
tak, w mowie równie przystępny:-) rzecz w tym, że facet ma sporo obserwacji nauczycielskich w kwestii wychowania, stosunku uczniów do nauczycieli i odwrotnie, tych "zawodach intelektualnych" młodzieży wyobrażacie sobie? Usłyszeć o sobie, nauczycielu po lekcjach, gdzieś w szatni: "nauka u tego pana/pani to był dla mnie zawód intelektualny. Myslałem że to będzie coś podnoszacego" (to takie niemieckie pojęcie - pedagog ucznia "podnosi", "prowadzi wyżej") |
beera | 10-09-2004 10:16:03 [#37] |
---|
hardy cham to trochę jak zabawa slowna- pewnie rzeczywiście niezbyt na miejscu. Śmieję się sama z siebie, bo zawsze bylam harda...czy wobec tego bywałam chamem? ;-)) Co do Chętkowskiego- cieszę się na spotkanie z kimś kto potrafi patrzeć na szkołę z drugiej strony |
Janusz Pawłowski | 10-09-2004 10:29:54 [#38] |
---|
Asiu - wielokrotnie mówiłem o Tobie: "piękna kobieta" - i istotnie,zawsze znaczyło to, że jesteś i kobietą i piękną. Gdy jednak użyję kiedykolwiek określenia "mądry człowiek" - nie oznacza, to że każdy człowiek jest mądry - zresztą ... sama wiesz ... ;-))) Gdy uzyję określenia: "żółty jedwab" - nie oznacza wcale, że wszystko co żółte jest jedwabiem. Określenie hardy cham należy pojmować całościowo. Czyli - nie każdy cham jest hardy i nie każdy hardy jest chamem. Ja pisałem o hardych chamach - a Ci już na pewno są hardymi chamami. |
beera | 10-09-2004 11:10:20 [#39] |
---|
czy myślisz- wobec tego- że ja już zawsze zostanę piękną kobietą? ;-)) Janusz- rozumiem, przecież rozumiem, kurcze OK- zgoda na hardych chamów jako na przypadek nieodwracalny |
Janusz Pawłowski | 10-09-2004 11:41:52 [#40] |
---|
Tak sądzę, Asiu - że zawsze. Zresztą - jak nie wierzysz, to zapytaj jakiegokolwiek faceta. Zauważ, że żadnych uśmieszków nie użyłem - mówię to absolutnie poważne. |
Magosia | 10-09-2004 15:42:56 [#41] |
---|
Absolutnie poważnie podoba mi się nasze-Wasze poczucie humoru i kurtuazja.
A swoja drogą , Asia, nieźle to sobie załatwiłaś- zacząć od Stróżyńskiego, a skończyć na dozgonnym zapewnieniu o BYCIU piękną. Gratulacje. :-) |
RomanG | 13-09-2004 02:07:51 [#42] |
---|
do #35 W sprawie tego artykułu o Bogurodzicy pisałem wtedy do Dużego Formatu, fragmenty nawet wydrukowali, a Pan Chętkowski napisał mi pięknego e-maila. Zaprezentowałem wtedy zdanie nieco odmienne: 4 stycznia 2002 r. Pani Redaktor! Z bardzo głębokim namysłem kilkakrotnie przeczytałem w „Dużym Formacie” z 2 stycznia br. pani artykuł (kolaż?) pt. „Usłysz głosy”. Na podziw zasługuje charyzma pana Dariusza Chętkowskiego, szacunek, jakim cieszy się on u uczniów, jego dążenie, aby w każdym dostrzec człowieka, usłyszeć wszystkie głosy. To dobrze, iż może on sobie pozwolić na bycie nieprzyjemnym na lekcjach, to jeden ze wskaźników wysokiego poziomu nauczania. Przeraża mnie jednak, gdy czytam, że kolejny dobry nauczyciel w procesie nauczania wartości pod wpływem uczniów stopniowo odchodzi od wymagań podobnie wysokich jak w nauczaniu. To nie dorośli powinni przejmować od młodzieży wzorce zachowań i estetyczne kryteria dotyczące wyglądu zewnętrznego, a tak właśnie mam wrażenie dzieje się (stało się?) w tym przypadku. Pogodzenie się z pewnymi zjawiskami de facto je sankcjonuje. Młodzież otrzymuje czytelny komunikat: wasze wzorce, wasze wartości, wasz ubiór, wasz styl życia są równie dobre jak nasze. Czy jest tak aby na pewno? Choćby ich styl życia był naprawdę „w porządku”, zawsze jako dorośli jesteśmy im w stanie pokazać, jak można żyć jeszcze lepiej i piękniej. Bohater kolażu pisze: (…)nie każdy ma poczucie dobrego smaku. Są ubłocone buty „nieodpowiedni” (czemu ten cudzysłów? – przyp. mój) strój i podwórkowy slang. Ale też nadzieja, że w przyszłości będzie inaczej. Na czym opiera się ta nadzieja, skoro rezygnujemy coraz częściej z wpojenia im norm obowiązujących w dorosłym społeczeństwie, akceptując stan obecny? Prawda, zapewne większość z tych tzw. trudnych uczniów wyrośnie na normalnych, porządnych, dobrych ludzi. Lecz czy to wystarczy? Prócz tego mogliby przecież mieć poczucie piękna, dobre maniery, przejawiające się choćby doborem stroju do miejsca, czasu i okoliczności, wyrobiony nawyk obcowania z literaturą, nawet tą wymagającą wysiłku intelektualnego i pełną nudnych archaizmów, nawyk chodzenia do teatru, muzeum, filharmonii… Budzi mój sprzeciw publiczna krytyka – mimo że bardzo stonowana – strategii wychowawczej przyjętej w wymienionym z numeru liceum. Wydaje mi się to ryzykownym wychowawczo posunięciem. Jak ojciec ma wspierać matkę, a matka ojca, tak nauczyciel ma wspierać dyrekcję, a dyrekcja nauczyciela. Ewentualne różnice poglądów omawia się poza zasięgiem uszu (i oczu w przypadku czasopisma) wychowanków. Posunięcie jest tym bardziej ryzykowne, że krytykowana strategia w obecnych rozchwianych czasach, kiedy każdy robi to, na co ma ochotę, a jeśli chodzi o uczniów, głośno krzyczy się wyłącznie o ich prawach, „zapominając” o obowiązkach, zasługuje tylko na uznanie. W wielu krajach Zachodu na szkoły, które podobnie podchodzą do formowania charakteru młodego człowieka, stać tylko co bogatszych – i co mądrzejszych dodajmy – obywateli. Papież zdjął buty, zanim wszedł do meczetu. Miał wybór, mógł nie wchodzić. Tym bardziej skejt – inne spodnie może nosić do szkoły, inne przy hardflipach. Partnerstwo w szkole? Ja na przykład nie czułbym się partnerem na audiencji u biskupa, że pozostaniemy przy religijnych analogiach. Niezależnie od tego, jak bardzo byłby mi życzliwy. Nieprzypadkowo też audiencja nazywa się właśnie audiencją, a lekcja lekcją, nie luźną pogawędką w gronie przyjaciół. Nie dziwi fakt, że powszechnie mówi się o upadku autorytetów, skoro nawet dobry czy też bardzo dobry nauczyciel, którego inteligencja, zapał i doświadczenie predestynują wręcz do bycia Autorytetem i Mistrzem, nie podkreśla swojej chęci, aby nim być, także w sferze wychowania, dążenia do tego – przynajmniej werbalnie – nie traktuje jako logicznej konsekwencji swego nauczycielskiego posłannictwa. Zamiast tego woli być partnerem lub przyjacielem. Nie zgadzam się, że „przyjaźń” jest właściwym słowem, jakie powinny określać stosunki nauczyciel-uczeń. Bardziej pasują tu słowa: (wzajemne) zrozumienie, życzliwość, szacunek. Wielkimi słowami nie szafujmy, bo rozmienimy ich znaczenie na miedziaki. Zaprezentowany w kolażu pomysł na lekcję o „Bogurodzicy” jest pomysłem interesującym, niebanalnym, przyniósł – jak rozumiem – dobre efekty. I tak właśnie, jako jeden tylko z pomysłów na lekcję, powinien być traktowany. Podnoszenie go do rangi objawienia, symbolu nowego, czytaj: lepszego podejścia do ucznia jest nieuzasadnione. Pomysłów na lekcje o „Bogurodzicy” bez nudnego czytania archaizmów, lekcje zachęcające uczniów do myślenia, do przyjęcia określonej postawy, bez rezygnowania zarazem z czarnego garnituru podkreślającego sferę sacrum, może być wiele. Nie mówię już nawet o trudnych do realizacji lekcjach teatralnych, muzealnych, lekcjach w małym wiejskim kościółku (we współpracy z księdzem i organistą), lekcjach podczas szkolnej wycieczki, gdzie tekst czyta się i deklamuje o świcie na leśnej polanie lub na szczycie góry, a samo wejście traktuje się jak pielgrzymkę średniowiecznych pątników. Nawet w klasie szkolnej można stworzyć odpowiednio podniosły nastrój, ubierając się uroczyście (i odpowiedniego stroju wymagając od uczniów, ze skejtami i hiphopowcami włącznie), zaciągając w szczególnych momentach zasłony, paląc świece wotywne, pożyczając od księdza, jako swojego rodzaju rekwizyty na przykład kadzidło, ornat, lichtarze, czy komżę, a z teatru – zbroję i miecz… Wysłuchanie „Bogurodzicy” z odtwarzacza CD w wykonaniu na przykład Reprezentacyjnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego w takiej scenerii i na stojąco dla niejednego skejta byłoby z pewnością nowym, niecodziennym i być może nawet wzruszającym doznaniem, którego nie zapomni do końca życia. Wczuwamy się w ich muzykę, ich uczucia, ich poglądy… A dajemy im szansę, aby oni wczuli się w nasze? Czy naprawdę wyrocznią dla polskiego nauczyciela musi być szwajcarski - waham się tu użyć słowa – pedagog, za którego przyzwoleniem, jeśli dobrze zrozumiałem anegdotę, uczniowie mogliby pić alkohol?! Zaprawdę powiadam, patrzymy tu na jakiś błędny ognik, który wiedzie nas wprost na mokradła. Przekonać się o tym może każdy, hospitując jakąś lekcję w losowo wybranej niemieckiej szkole publicznej. Nasza młodzież a ich młodzież – to jak niebo a ziemia. Teorie permisywnego wychowania nie sprawdzają się nigdy i nigdzie. Wszystkim zapatrzonym na zachodnie systemy szkolnictwa i zachodnie metody wychowawcze daję pod rozwagę pewien aforyzm: Jeśli przeżyjesz swoje życie, chcąc być kimś innym, to kto przeżyje swoje życie, chcąc być tobą? Wszedłem kiedyś, w Polsce, na lekcję do uznanego matematyka. Zwracał się do uczniów po nazwisku, mimo to wyraźnie czuło się, że lubi i ich, i swój zawód. W szkole (zawodowej!) jest najbardziej szanowanym i uwielbianym nauczycielem. Jest dla młodzieży wzorem. Żadnemu uczniowi nie przyjdzie do głowy, żeby przy nim zapalić papierosa, użyć brzydkiego słowa, czy „tylko” powiedzieć: „Wyluzuj, profesorze!”. Tak rozumiany autorytet uważam za godny naśladowania. Jesteśmy odpowiedzialni za nasze dzieci. Musimy wpajać im nasze tradycje, pokazać im symbole, które uważamy za ważne i przekonać ich do ideałów, w które nie bez powodu wierzymy. Jeśli nie wszystkich przekonać nam się uda, to – stając u bram Raju – będziemy mogli rzec: przynajmniej próbowaliśmy, Panie. Nie trzeba nakładać kastetu i walić po głowach. Wychowanie – to sztuka nieustannego balansowania między zbytnią pobłażliwością, a nadmierną surowością. Dwuipółlatek też się buntuje, wypluwając jedzenie na podłogę, nie zostawimy go jednak głodnym. Jeśli bunt jest nie do przezwyciężenia, odczekamy, podejmując niebawem kolejną próbę karmienia. Bunt nastolatków wymaga subtelniejszych metod, ale podobnie wytrwałego podejścia. Kiedy młody człowiek określa swą tożsamość, nasze poglądy przez ten czas muszą być dla niego niezmiennym jak skała punktem odniesienia. Za moich szkolnych lat, w liceum, wszedłem do paczki rówieśników, w której tylko ja nie paliłem papierosów. Nie wyśmiewali się z tego, czułem ich akceptację. Mimo to kiedyś w końcu zapaliłem razem z nimi. Do dziś nie wiem, czemu. Chciałem się do nich upodobnić? Jeden z kolegów po latach powiedział mi, że był to dla niego szok. On mnie wtedy ponoć za to niepalenie właśnie szanował. Byłem dla niego wzorem. Rozczarowałem go. Moje zasady nie okazały się dość silne. Dzięki temu, że mi to powiedział, z dnia na dzień rzuciłem palenie. Usłysz głosy. Tytuł znaczący. Bogurodzica słyszy wszystkie z pewnością. Niech nas jednak nie zwiedzie to życzliwe posłuchanie. Do Raju trafią nieliczni, a skejt z „krokiem” między kolanami na pewno nie dostanie pracy u porządnego pracodawcy. Niesprawiedliwe? Podstawowe zasady rządzące społeczeństwami, w których to społeczeństwach obowiązują określone normy, a wszelkiego rodzaju „odszczepieńcy” na prawo do swej odmienności muszą sobie ciężko zapracować, są – jak i boskie przykazania – niezmienne od tysięcy lat. Pozostaję z szacunkiem Roman Gawron PS. Z jednego z reportaży pani redaktor pamiętam dziadka jednego z blokersów. Był jedną z nielicznych osób, z których zdaniem ta młodzież się liczyła. Na takich właśnie lokalnych autorytetach spoczywa wielka odpowiedzialność. To oni powinni tym młodym ludziom mówić od małości, co jest dobre, a co złe. Dziadek nie stanął na wysokości zadania. Kradzieży w supermarketach dokonywali za jego cichą wiedzą, nie zakazał im tego, nie wyraził swojej choćby dezaprobaty. Gdy dziadek nie umiał, może nauczyciel zdoła? |
beera | 13-09-2004 08:32:14 [#43] |
---|
Chętkowski jest bardzo kulturalnym czlowiekiem |
Janusz Pawłowski | 13-09-2004 09:47:25 [#44] |
---|
"Zaprawdę powiadam, patrzymy tu na jakiś błędny ognik [...]" Mam nadzieję, że to tylko megalomania, a nie fałszywy prorok ... Bo się zastanawiam, czy nie powinienem zacząć już porządkować swojego życia. |
RomanG | 13-09-2004 10:02:00 [#45] |
---|
Był to chwyt stylistyczny - mowa przecież o artykule na temat sfery sacrum. Pan Chętkowski odebrał to zgodnie z moimi intencjami. |
Sylwia Ledwig | 13-09-2004 17:57:51 [#47] |
---|
"Zaprawdę powiadam, patrzymy tu na jakiś błędny ognik, który wiedzie nas wprost na mokradła. Przekonać się o tym może każdy, hospitując jakąś lekcję w losowo wybranej niemieckiej szkole publicznej. Nasza młodzież a ich młodzież – to jak niebo a ziemia." (Post 42) Sorry Romanie, że Ci w drogę wejdę ... A Ty hospitowałeś kiedyś lekcje w jakiejkolwiek niemieckiej szkole ? Bo ja przed pół rokiem - tak i to nawet sporo. Było to gimnazjum Rhabanus Maurus w Mainz, lekcje historii w klasie 6 i 7. No i nie wiem o czym Ty mówisz. Różnice między lekcją w polskiej szkole a niemieckiej niewielkie, w niemieckiej uczniowie może bardziej aktywnie uczestniczyli w lekcji, częściej sią zgłaszali z odpowiedziami, uwagami i pytaniami do tamatu. Zachowanie uczniów i relacje nauczyciel-uczeń i odwrotnie, były normalne, bez zastrzeżeń, określiłabym jako poprawne. Nauczycielka prowadziła zajęcia bardzo naturalnie, nie przygotowała żadnego "medial-show" pod studentów. Wyobrazić mogę sobie, że zawsze tak uczy i mówiła, że zającia i zachowanie uczniów są "na codzień" właśnie takie jak widzieliśmy na hospitowanych lekcjach. Ale to tylko taka uwaga do wyrywku Twojej wypowiedzi. Z wieloma innymi częściami wspomnianego postu osobiście się zgadzam. |
RomanG | 13-09-2004 18:35:03 [#48] |
---|
Osobiście nie hospitowałem, jedną z takich hospitacji opisał mi ktoś dość dokładnie. Może i jednak pojechałem tu stereotypem ;-) na podstawie tej jednej hospitacji i obserwacji niekiedy zachowania niemieckiej młodzieży, nie zaprzeczam. Żadnym badaczem niemieckiej szkoły przecież nie jestem, to moje zdanie dosyć subiektywne było :-) Jeśli większość zajęć wygląda tak jak te, w których uczestniczyłaś, to wspaniale. Podtrzymuję jednak, że: Nasza młodzież a ich młodzież – to jak niebo a ziemia |
Janusz Pawłowski | 13-09-2004 18:49:38 [#49] |
---|
Podtrzymuj, podtrzymuj - bo samo to porównanie nie ustoi. |
Jola | 13-09-2004 18:52:44 [#50] |
---|
Może jednak stereotyp? Byłam w czasie wakacji w ośrodku, w którym przebywali nasi uczniowie i uczniowie z niemieckich szkół. I bardzo się zdziwiłam. Nasi uczniowie mogliby uczyć się od nich dyscypliny. Wydawało się, że niemieccy wychowawcy w ogóle nie mają z dziećmi problemów. |
|