Najchętniej napisałabym ten wątek anonimowo. Sprawa dotyczy blisko znanych mi osób.
Nie umiem, nie potrafię i nie chcę przechodzić nad tym do porządku dziennego.
Mam w sobie turbosprzeciw, pod każdym względem.
Piszę, żeby się podzielić i zapytać o radę. Bardzo proszę o wypowiedź także przedmiotowców znających temat. Ale też i każdego, kto umie odpowiedzieć na pytanie: co można zrobić???? Oczywiście poza zabraniem dziecka do innej szkoły.
Sprawa o której napiszę nie dotyczy jednego ucznia. Dotyczy około 50 maturzystów w 2 klasach.
Jest szkoła prywatna. Droga. W centrum dużego miasta. Chwaląca się dobrymi miejscami w rankingach zdawalności (i matur i na uczelnie). Szkoła kameralna. W momencie rozpoczynania edukacji- bliska mi osoba zdecydowała się na nią właśnie dlatego, że usłyszała, że klasy są maks 12 osobowe. Nacisk na języki i nowoczesne sposoby uczenia.
I tak dokładnie było w I kl LO.
Nawet przez pół drugiej. Potem klasy zaczęły się lawinowo zwiększać. W maturalnej jest już 29 os/ klasę.
Młodzież była zachwycona szkołą do drugiej klasy. Bliski kontakt z nauczycielami, wycieczki i wyjazdy (wystawy, spektakle, wycieczka zagraniczna), możliwość poprawiania ocen do ostatniego momentu, etc.
W klasie 3 zaczęły się problemy z kadrą. Ciągłe zastępstwa, brak matematyka, potem matematyk z przypadku, dużo złych ocen.
Nastała klasa 4.
I zaczęła się jazda bez trzymanki.
Zmieniły się zasady gry.
Dokładniej: zmieniły się po dwutygodniowej wycieczce dookoła Europy, na której było miło.
Potem już nie:
Okazało się, że jedną rzecz można poprawiać raz.
Okazało się, że może być nawet 10 sprawdzianów w tygodniu.
Okazało się, że z polskiego można dostać 13 jedynek w semestrze, po większość jest z kartkówek obejmujących 1-2 ultraszczegółowe pytania z lektury.
Okazało się, że materiał z języka angielskiego, zakłada nauczenie się na pamięć w I semestrze 2800 słów i zwrotów, często synonimicznych.
Do tego jest jeszcze NOWA MATURA.
Uczniowie od czasu po wycieczce, słyszą, że reprezentują żaden poziom, że na pewno nie zdadzą, Ba! nawet z takim poziomem nie ukończą liceum.
Rodzice na każdej wywiadówce otwierają szeroko oczy ze zdumienia i przerażenia, bo dotychczas wiedzieli, że ich dziecko jest wybitne, mało się przykłada, mogłoby więcej, ale bez żadnej pracy ma mocne 3 lub 4. Teraz dowiadują się, że nie ukończy szkoły.
W klasie maturalnej oceny niedostateczne na semestr z 1 lub kilku przedmiotów otrzyma uwaga: 19 z 27 uczniów.
Co ciekawe: dochodzą też nieklasyfikowania i złe oceny z zachowania.
Przykład: w-f. W szkole w-f jest ustalony w piątek po lekcjach. We wrześniu od zawsze zajęcia się nie odbywają. Ewidentnie szkoła oszczędza na wynajmowanej zewnętrznej sali, bo własnej nie posiada. Potem jeszcze była wycieczka. Czyli na do końca grudnia (czyli do wystawiania proponowanych ocen) zostaje 9 piątków. Jeżeli uczeń przez 6 z nich był np. chory (i ma nawet zwolnienie od lekarza) to do klasyfikacji nie wyrobi 50% uczestnictwa. Reasumując: nieklasyfikowany.
Przykład 2: do klasy trzeciej spóźnienia nie były brane pod uwagę, do oceny z zachowania. Aktualnie są. Skutek: 30 % klasy ma ocenę negatywną lub nieodpowiednią z zachowania.
Moja hipoteza jest jasna: dopuszczają do matury tylko "pewniaków", czyli uczniów uprzednio ze średnią powyżej 5.
Reszta nowej matury może nie zdać. Lepiej nie zawalać rankingu.
I tu rodzi się pytanie:
1) czy ja słuchając o tym i wyciągając wnioski mam paranoję?
2) GDZIE JEST UCZEŃ?!?
3) co można zrobić?
Z góry dzięki za wszystkie odpowiedzi.
Wiem też, ze wątek- owszem, jest oceniają, więc jeśli administracja uzna- przyjmę jego usunięcie.
Jednak szczerze wierzę, że o takich praktykach też trzeba rozmawiać! I dlatego napisałam. |