To już wylanie dziecka z kąpielą...
jestem przykładem na zbawienny efekt prac domowych -> jako uczennica szkoły podstawowej byłam bardzo roztrzepana i miałam problemy z matematyką, gdyż ciągle się myliłam w obliczeniach i gdyby nie nauczyciel matematyki w 5 klasie, który kazał nam rozwiązywać po kolei zadania ze zbioru (od nr do nr) z tygodnia na tydzień a czasem nawet z dnia na dzień
w tych zadaniach zmieniały się jedynie jabłka na gruszki i wartości liczbowe a my musieliśmy za każdym razem wypisywać: dane, szukane, obliczenia i odpowiedź... jak ja się wówczas wściekałam :-) ale te zadania robiłam, choć za ich brak NIC mi nie groziło... i on je sprawdzał! i żadnych ocen nie stawiał!
i gdyby nie to, to nie wiadomo kiedy opanowałabym tę swoją wadę -> a tak po roku byłam już w czołówce klasy i w kl. 8 wygrałam olimpiadę matematyczną...
a może by tak: zadawać pracę domową (oczywiście przemyślaną co do treści i ilości) i sprawdzać jej wykonanie pod kątem wskazania ew. błędów ale nie traktować jej jako miernik wiedzy i umiejętności ucznia czyli wykonywanie pracy domowej powinno mieć wpływ i to pozytywny na ocenę zachowania a nie ocenę z przedmiotu
a brak pracy domowej traktować tak, jak brak aktywności ucznia na lekcji - bez wpływu na cokolwiek |