Zaniepokoiło mnie zdanie, że rodzice mają zastrzeżenia do metod pracy nauczyciela a "Wewnątrzszkolny nadzór pedagogiczny nie wykazał, że tak faktycznie jest..." Zdaje się, że sytuacja trwa od kilku lat, już przy naborze rodzice swą postawą zgłosili votum nieufności. Zaufali dyrekcji, wbrew uzasadnionym, bądź nieuzasadnionym wątpliwościom zgodzili się oddać własne dzieci pod opiekę osoby, co do której nie mieli zaufania. I liczyli pewnie na to, że dyrekcja bardziej uważnie będzie obserwować poczynania tej klasy. Że wszelkie wątpliwości i niepokoje będą rozwiewane na bieżąco, niezrozumiałe sytuacje będą wyjaśniane od razu. Nie mam żadnych podstaw twierdzić, że to nauczyciel jest niedobry. Niechęć dzieci może mieć różne podstawy, zwykle pozamerytoryczne. Być może, jedynym błędem nauczycielki było to, że nie zauważyła niechętnego stosunku dzieci, że ufając w poprawność własnych działań nie rozmawiała z rodzicami? Ale wierząc w fachowość nauczyciela nie możemy odbierać rodzicom prawa do niepokoju i wątpliwości. Rodzice mają prawo nie znać się na metodyce, mają prawo nie znać sie na kierowaniu grupą, mają prawo patrzeć na poczynania nauczyciela przez pryzmat miłości do własnego dziecka i wyrażać swe lęki. Nawet wtedy, gdy obraz, który postrzegają nie jest prawdziwy. Przeniesienie dzieci nic nie da, niczego nie załatwi. Problem pozostanie. Może więc należałoby pomóc obu stronom w wyjaśnieniu sobie nieporozumień? To trudne i delikatne zadanie złożyłabym na ramiona dyrektora. Rodzice nie wykazują chyba złej woli: we wrześniu ur. dali się przekonać dyrekcji, cały rok czekali cierpliwie, teraz chcą przeniesienia własnych dzieci bez nieprzyjemnych oskarżeń, bez czynienia pani przykrości. Chcieliby to chyba uczynić "za porozumieniem stron"... Może na szczere rozmowy, ściślejszą współpracę i bieżący nadzór (faktyczny, a nie formalny) jeszcze nie jest za późno? Przenieść dziecko można. Tylko to w ostatecznym rachunku oznacza klęskę a) nauczyciela - bo wierzył, że pracując z poświęceniem i zaangażowaniem pracował dobrze, a teraz okazuje się, że... b) rodziców - bo pozostaną w przeświadczeniu, że ulegając argumentom dyrektora, zmarnowali rok c) dyrektora - bo mogło się zdarzyć, że utracił wiarygodność i w oczach nauczyciela, i w oczach rodziców d) dzieci - bo zerwane zostają więzi, które przecież musiały się nawiązać... Bardzo przykra sytuacja dla wszystkich stron. Ja stawiałabym na szczerą, nieprzyjemną, co prawda, ale uzdrawiającą , rozmowę. Może jeszcze na nią nie jest za późno? |