Forum OSKKO - wątek

TEMAT: wypuszczone na wolność słowo...
strony: [ 1 ][ 2 ]
beera28-06-2004 20:35:48   [#01]

Przeczytałam na polecenie Marka artykuł w Przekroju o kontekście wydarzeń w Pyskowicach, a dziś  PAP donosi:

 

Prokuratura Rejonowa Warszawa-Mokotów postawiła zarzuty znanemu psychologowi i doradcy rodzinnemu Andrzejowi S. Do sądu trafi też wniosek o jego tymczasowe aresztowanie.

Zastępująca szefa mokotowskiej prokuratury Anna Marcikowska nie chciała ujawnić szczegółów związanych z zarzutami. Powiedziała jedynie, że dotyczą one przestępstw przeciwko wolności seksualnej i obyczajności (rozdział 25 Kodeksu Karnego).

W niedzielę na osiedlowym śmietniku w okolicach ul. Racławickiej (warszawski Mokotów) znaleziono kilkaset zdjęć pornograficznych, także z pornografią dziecięcą. Andrzej S. został zatrzymany w pobliżu śmietnika. Wyjaśnił, że zdjęcia potrzebne mu były do pracy naukowej. Znajdowały się na nich dzieci, ale także dorośli. Według poniedziałkowych mediów, psychologa pogrąża to, że na niektórych zdjęciach można rozpoznać jego charakterystyczne znamię.

http://dziennik.pap.com.pl/index.html?dzial=PRZ&poddzial=POL&id_depeszy=14564188

Kurcze- skąd wiedzieć gdzie jest prawda,

jak reagować w takich sytuacjach gdy media się cieszą z afery. jak się bronić przez sponiewieraniem sobie zycia przez jakis szmatlawiec mniejszego lub większego kalibru.

I najwazniejsze- skad wiedzieć komu ufać?

Marek Pleśniar28-06-2004 20:38:12   [#02]

dobrze że piszesz powołując się na artykuł w Przekroju. Bo to każe poczekac z osądem.

zobaczcie:

KRAJOBRAZ PO GWAŁCIE

Dyrektor szkoły zgwałcił uczennicę. Przynajmniej w kilkuset tysiącach egzemplarzy brukowca "Fakt". Bo fakty wskazują raczej, że był to wyłącznie gwałt prasowy

MARCIN FABJAŃSKI

Tytuł czołówki "Faktu" z 16 czerwca wali po oczach: "Zgwałcona". Niżej gazeta cytuje ofiarę gwałtu, 19-letnią Agnieszkę: "Nie tak wyobrażałam sobie swój pierwszy raz". W artykule, na pierwszej i ósmej stronie, akcja toczy się szybko: z 4 na 5 czerwca dyrektor pije z maturzystami w knajpie całą noc. Pozwala sobie na flirtowanie z uczennicą, która nie hamuje jego zapędów, bo "przecież to tylko zabawa". Potem dyrektor namawia ofiarę, żeby się zgodziła na odprowadzenie do domu, atakuje ją na trawniku blisko jej domu, obnaża się, ale w końcu ulega błaganiu dziewczyny o litość. Odstępuje tylko na chwilę, idzie za Agnieszką do jej bloku, w końcu gwałci ją w przedpokoju jej mieszkania. Dyrektor S. zdaniem "Faktu" wiedział, że ojca dziewczyny nie ma w domu, bo jest on woźnym szkolnym i pilnował bicia rekordu Guinnessa w najdłuższej lekcji. "Fakt" pisze, że nikt nie wierzy w opowieść dyrektora, że do zbliżenia doszło za obopólną zgodą. Tabloid opiera cały tekst na zeznaniach dziewczyny i woła o pomstę do nieba: "To się nie mieści w głowie". Podobnie pewnie pomyślało kilkaset tysięcy czytelników gazety.
I rzeczywiście "to się nie mieści w głowie", bo fakty wyglądają inaczej.
Pyskowice - najbardziej na północny wschód wysunięty cypel aglomeracji śląskiej. 20 tysięcy mieszkańców, do niedawna zero wydarzeń. Pani S. i jej trzy małe córeczki od tygodnia nie wychodzą z domu. Płaczą. Boją się. Męża pani S., dyrektora miejscowego zespołu szkół średnich, nie ma w domu. Siedzi w areszcie w Gliwicach podejrzany o gwałt na swojej byłej uczennicy Agnieszce F.
Kilkanaście ulic dalej Agnieszka F. też nie wychodzi z domu (jej matka przez domofon ogania się od dziennikarzy). Zaraz po rzekomym gwałcie wychodziła. Była nawet w szkole, gdzie przyjaźnie gawędziła z panem dyrektorem, który miał ją parę dni wcześniej zgwałcić. Przestała z nim rozmawiać dopiero po tym, kiedy oficjalnie oskarżyła go u szkolnej pedagog i na policji (8 czerwca po południu, trzy dni po gwałcie). Dlaczego teraz nie wychodzi z domu? Może dlatego, że prawie nikt w mieście jej nie wierzy.

KOMUNIKAT OSTATECZNY
Policjanci z Gliwic, którzy prowadzą śledztwo - bo to za poważny przypadek dla pyskowickich glin - w poniedziałek 14 czerwca (po trzech dniach roboczych od zgłoszenia gwałtu przez Agnieszkę) ustami rzeczniczki prasowej nadkomisarz Magdaleny Zielińskiej wydali oświadczenie dla prasy. Polska Agencja Prasowa wysłała je w świat. Było w nim o tym, że 5 czerwca po zakrapianej imprezie z okazji rozdania świadectw maturalnych dyrektor S. zaproponował Agnieszce, że odprowadzi ją do domu zamiast kolegi, który też wyrażał na to ochotę. Potem stało się najgorsze.
"Z relacji dziewczyny wynika, że potraktowała to nawet jak wyróżnienie. Mężczyzna zaatakował ją dwukrotnie - najpierw na trawniku przed domem. Zaczął zrywać z niej ubranie, sam się obnażył, dziewczyna zaczęła krzyczeć, prosić, żeby dał jej spokój, i rzeczywiście tak się stało. Potem jednak, co może być zaskakujące, zgodziła się, żeby odprowadził ją do mieszkania, gdzie tego dnia nikogo nie było. Dyrektor zaatakował znowu, tym razem skutecznie".
- Jest pani pewna, że dyrektor jest winny? - pytam nadkomisarz Zielińską.
- Zeznanie pokrzywdzonej jest uwiarygodnione opinią biegłych specjalistów. Opinie lekarskie potwierdziły przedstawiony przez dziewczynę przebieg zdarzenia, według którego została zaatakowana najpierw na świeżym powietrzu, a następnie we własnym mieszkaniu.
Nadkomisarz Zielińska opinii biegłego o gwałcie nie widziała, ale z nim rozmawiała. A swoim ludziom ufa.

JEJ PIERWSZY RAZ
Dyrektor S. nie pił z maturzystami przez całą noc - naprawdę wyszli z restauracji Pod Ratuszem przed godziną 23, rachunek - jak wynika z kasy fiskalnej - płacili o 22.47. Kelnerki lokalu, które obsługiwały imprezę 4 czerwca, widziały co innego, niż zaprezentował "Fakt". Stolik rezerwowały w południe dwie uczennice z IVA, teraz już absolwentki. Mówiły, że przyjdą koledzy z byłej klasy oraz ich były wychowawca, matematyk, a zarazem dyrektor, pan S. Przyszli całą grupą około 19.30.
Jolanta Górecka obsługiwała stolik maturzystów: - 16 osób, pili niedużo. Dziewczyny małe piwa z sokiem, chłopcy duże, grupa zamówiła też osiem drinków: 50 gramów wódki plus sok. Każdy płacił za siebie. Na koniec dyrektor zamówił dwie butelki szampana. Wyszło po kieliszku na osobę. Zachowywali się bardzo spokojnie. Szefowie nie pozwoliliby na jakieś pijackie krzyki. W sali obok siedział burmistrz z delegacją z Niemiec. Kiedy wychodzili, trzech chłopców chwiało się lekko na nogach, inni szli zupełnie prosto.
Kelnerka zauważyła jednak coś szczególnego. - Była tam dziewczyna. Kiedy zrobiło się luźniej, bo parę osób wyszło na zewnątrz, przesiadła się na miejsce obok dyrektora. Widziałam, jak głaszcze go po nodze, szepce coś do ucha. Dyrektor był zażenowany. Rozmawiał z całą grupą, udawał, że nic się nie dzieje, ale widać było, że czuje się źle.
Druga kelnerka z tamtej zmiany Dagmara Strzelczyk: - Po powrocie do domu powiedziałam mężowi, że młode dziewczyny podpalają facetów, a potem się dziwią, że są gwałcone.
Uczniowie wyszli pierwsi, dyrektor płacił jeszcze za szampana. Koleżanki wołały Agnieszkę, żeby z nimi poszła. Ale ona uparła się, że odprowadzi ją dyrektor. Zaczekała, aż nauczyciel skończy płacić przy kasie. Wtedy z ręki wypadła jej torebka. Dyrektor ją podniósł.

DYSKRETNE ŚLEDZTWO
Jadąc do Pyskowic, myślałem, że usłyszę od świadków coś w rodzaju: "Co będę gadać, powiedziałem już wszystko policji". Nie usłyszałem tego ani razu. Gliwicka policja prowadzi śledztwo dyskretnie - nikt jej w Pyskowicach nie widział. Funkcjonariusze nie dotarli do ubiegłego czwartku do restauracji Pod Ratuszem, gdzie kilkunastu świadków widziało dyrektora i uczennicę. Nikt ich nie spotkał w Zespole Szkół imienia Marii Konopnickiej, gdzie pracuje dyrektor i uczyła się Agnieszka. Przesłuchali kilku uczestników imprezy, ale pominęli Jacka Bystrzanowskiego z byłej IVA, który widział, jak dyrektor odprowadza Agnieszkę pod jej blok.
Jacek prowadzi mnie na miejsce, z którego ich obserwował. To jakieś 70 metrów od wejścia do klatki schodowej, w której mieszka Agnieszka.
- Szli spokojnie, powoli. Widziałem, jak otwierają się drzwi do klatki. Dyrektor wyszedł z nich po jakichś 20 minutach. To ciche osiedle, gdyby była jakaś szarpanina na trawniku, jakieś krzyki, na pewno bym to usłyszał - opowiada Jacek.
Chłopak ma swoją teorię na temat rzekomego gwałtu: - To była zemsta. Dyrektor nie lubił Agnieszki, bo spóźniała się na lekcje po 15 minut. Raz ją nawet wyrzucił z klasy.
W gwałt nie uwierzy za nic. - Następnego dnia po imprezie widziałem Agnieszkę na ulicy uśmiechniętą od ucha do ucha.
Jednak w komendzie miejskiej w Gliwicach uważają, że nie ma potrzeby wysyłania ludzi do restauracji czy szkoły.
- Ani restauracja, ani szkoła nie były miejscem przestępstwa. Dochodzenie zaczynamy od zebrania najważniejszych dowodów - tłumaczy nadkomisarz Magdalena Zielińska. - Byliśmy na miejscu zdarzenia, przesłuchaliśmy szereg świadków, którzy wnieśli istotne fakty dla sprawy. Teraz będziemy kontynuować czynności w tej sprawie, między innymi przesłuchiwać kolejnych świadków.
Raportu pedagog z rozmowy z Agnieszką nie chcą mi pokazać w Zespole Szkół imienia Marii Konopnickiej. Jest włączony do śledztwa. Ale mój informator ze szkoły przeczytał go dokładnie. Agnieszka F. powiedziała pani pedagog co innego niż policji. Że dyrektor próbował ją zgwałcić dwa razy, wybroniła się i do niczego nie doszło.

INTERWENCJA KRYZYSOWA
Agnieszka Rupacz, pełniąca obowiązki dyrektora Zespołu Szkół w Pyskowicach, ogłosiła stan interwencji kryzysowej. O aferze dowiedziała się w piątek 11 czerwca, dzień po Bożym Ciele (szkoła miała przerwę). Policja wezwała ją na komisariat, żeby przekazać klucze do szkoły. Miał je dyrektor S., którego aresztowano na terenie placówki, gdy nadzorował wymianę okien (dyrektor słynie z tego, że wyremontował szkołę w dwa lata). Zaczął się najbardziej ponury weekend w jej życiu.
W poniedziałek 12 czerwca szkoła stanęła na głowie. Policja nie ostrzegła nauczycieli, że wyda komunikat mediom. Ani że w tym komunikacie wyda wyrok na ich szefa.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że rzecznik policji tak kategorycznie przesądził kwestię winy - mówi pani dyrektor.
Dziennikarze stadami zasadzali się od rana na uczniów przed wejściem. Jak mantra wracało jedno pytanie: Co sądzisz o tym, że dyrektor S. zgwałcił twoją koleżankę ze szkoły?
Nauczyciele patrzyli zza firanek.
- Przed budynkiem kilkudziesięciu dziennikarzy, pełne ekipy z kamerami i mikrofonami. A my nie mamy doświadczenia z prasą - mówi Aldona Siebel, polonistka.
Anglista i wuefista Jerzy Piprowski wyrusza na obserwację terenu. Dziennikarze trochę odstępują. Pani dyrektor wraca ze starostwa i na godzinę 14 zwołuje radę. Nauczyciele postanawiają - będą rozmawiać o aferze z uczniami, ale nie wdając się w ocenę. Piszą opinię rady pedagogicznej o nienagannej jak dotąd pracy dyrektora S., a uczniom wydają komunikat. Oto fragment: "Przypominamy, że fakt aresztowania nie oznacza potwierdzenia zarzutów, spróbujmy zatem powstrzymać się od ferowania wyroków. Szum medialny nie służy dobru społeczności szkolnej. Prosimy więc o unikanie kontaktów z mediami".

ZAPROSZENIE DO TAŃCA
Przez resztę tygodnia nauczyciele próbują rozmawiać z uczniami. Anglista mówi, żeby byli ostrożni w wydawaniu sądów. Uczniowie nie kwapią się do dyskusji, on ich nie zachęca.
- Gdybym dał przyzwolenie na pełną dyskusję, najpierw doszłyby do głosu niskie instynkty, komentarze typu: dyro przeleciał uczennicę - opowiada.
Polonistka rozmawia z uczniami o rzetelności prasy. Porównuje, jak sprawę opisał "Fakt", a jak "Gazeta Wyborcza". Ale uczniów interesuje co innego - chcą poprawiać stopnie na koniec roku. Połowa czerwca to okres gorączki, odpytywanie, wystawianie ocen.
Wszyscy uczniowie, z którymi rozmawiam, mówią to samo: Agnieszka zmyśla. Są wściekli, że afera popsuła im opinię. A mieli dobrą - to oni pobili rekord Guinnessa w najdłuższej lekcji, trwała 66 godzin. 10 czerwca (sześć dni po rzekomym gwałcie, cztery przed komunikatem policji) PAP pisała: "Były łzy, euforia, radość, że się udało i że to już koniec".
Opowiada uczennica z zespołu bijącego rekord: - Agnieszka, choć była już absolwentką szkoły, przyszła popatrzeć. Pytała: "Co słychać, panie dyrektorze?".
Inna uczennica: - Agnieszka była zakochana w naszym angliście. Na studniówce chciała go uwieść, ale on ją odrzucił.
Anglista Jerzy Piprowski pamięta studniówkę: - Kilka razy prosiła mnie do tańca. Odmawiałem. Zadawała pytania, które wykraczają poza zwykły kontakt nauczyciela z uczennicą: jak poznaliśmy się z żoną albo o czym marzyłem, gdy miałem 18 lat. Zawsze była poza grupą. Miała wielką wyobraźnię i jeszcze większą chęć przeżycia przygody: żeby coś się działo, żeby było romantycznie. A także dużą potrzebę, żeby zwracano na nią uwagę. I, szczerze mówiąc, ciąg do starszych facetów.
Anglista nie wierzy w gwałt, próbę gwałtu ani nawet w seks za zgodą między dyrektorem i uczennicą: - Wierzę najwyżej w to, że byli pijani. Jedyna próba, do jakiej doszło, to próba zachowania pionu.
Mimo prób nie zdołałem uzyskać odpowiedzi od szefów "Faktu", czy oskarżenie jednej osoby wystarcza, żeby pisać o gwałcie jako wydarzeniu, które na pewno miało miejsce. Mam wrażenie, że doszło do gwałtu zbiorowego na czytelnikach i niewinnych ludziach.

MARCIN FABJAŃSKI

Anna Domańska28-06-2004 22:01:06   [#03]

czy to prawda czy nie - człowiek jest zniszczony

Wiem z doświadczenia, że dziennikarze dla sensacji, poczytności napiszą wiele, żeby nie rzec wszystko. Faktem jest, że ta informacja wstrząsa - zwłaszcza tymi, którzy cenią książki i poglądy Samsona. Myślę, że jeszcze bardziej tymi, którzy posyłali dzieci na terapię do niego. Ale czy to prawda? Jeśli nie, to po raz kolejny prasa zrujnuje komuś życie; jeśli tak, to ja zadaję sobie pytanie - co się na tym świecie dzieje? Jestem wychowanką jego książek i wielbicielką Samsona jako autora i psychologa.Czekam na prawdę - obym się doczekała. Pozdrawiam.

Antoni Jeżowski28-06-2004 22:07:01   [#04]

Nad tymi faktami

można się albo wymądrzać, albo zadumać. Chyba raczej zadumać nad bezkrytycyzmem osób mieniących się dziennikarzami, nad pogonią za sensacją, bo rzeczywistość jest przeciętna, nad "fachowością" policjantów, bo w jej szeregach przecież same anioły, wypełnione ideałami i "dobrze" wykonujące swoje rzemiosło. Ale zadumać też nad mądrością nauczycieli, choć - jak sami zauważają - tak naprawdę nikt ich nie przygotował do bycia pedagogiem we współczesnym świecie. Nikt im nie powiedział, że uczeń to człowiek z uczuciami i emocjami - czasem akceptowalnymi, a innym razem nie. Nikt nie powiedział, jak chronić siebie, swoją godność i człowieczeństwo, gdy chamstwo w każdym wydaniu: w powyciąganym swetrze "redaktora", w "bijącym po oczach" krawacie tzw. polityka czy przymilnym uśmieszku słodkiej lolitki skrada się tylko po to, by zaspokoić swój egoizm. I uzyskać poklask lub zyskać "sławę"...

Onegdaj jedna z moich słuchaczek zapytała, kiedy wreszcie skończą się w naszej szkole te reformy, kiedy wreszcie można będzie "spokojnie" pracować. A ja się obawiam, że tak na dobre to one się jeszcze nie zaczęły. Ten przypadek pokazuje przecież, jak wiele trzeba zmienić. Choćby w formacji przyszłych nauczycieli...

I chyba nie zawsze trzeba wierzyć, nie na każdym kroku ufać, bo - jak to zauważył Piłat - prawda... coż to jest prawda? Pewnie jest to jedno z najbardziej niedefiniowalnych pojęć. Skoro nawet czas jest względny, a miłość [zgodnie z bardzo precyzyjną definicją poety] to różnica w spojrzeniu na kwiat gdy nie byłem zakochany i gdy jestem zakochany... O, a taki np. Bill C. wydał w tych dniach swoje pamiętniki i od razu niejaka Monika L. ogłosiła, że istnieje zupełnie inna prawda o zdarzeniach w Owalnym Gabinecie... Coż to więc jest prawda? Komu wierzyć...?

Ale to tylko takie moje luźne dywagacje wynikające z zadumania u progu lata...

Małgoś28-06-2004 22:43:21   [#05]

ale z drugiej strony...

gdyby nie prasa, TV i ich metody to światła dziennego nie ujrzałoby nigdy wiele ponurości, matactw, wykorzystywania władzy i pozycji społ.;

kobiety nie rodziłby po ludzku, chore dzieci skowyczały z tęsknoty za rodzicami, którym wstęp do szpitali broniłyby informacje "Odwiedziny tylko w .... od ...do ...", w paru szkołach zdawałoby sie egzaminy za ustalone kwoty, a powszechnie szanowani dewianci nadal uprawialiby seks tak jak lubią - wbrew prawu, ze szkodą dla innych

Niestety, wszyscy ulegami złudzeniom - irracjonalnie utozsamiamy pozycje człowieka, jego osiągnięcia, sławę, wykształcenie, zawód itd. z ...wyżynami moralnymi;

w naszych normach nie mieszczą się zestawienia typu pedofil-znany terapeuta, dewiant-nauczyciel, zboczeniec-artysta, oszust-ksiądz; jestesmy skłonni zaprzeczać, wyjasniać, lekceważyc fakty ...a to wszystko w obronie uporządkowania naszej wiedzy o świecie

jednak życie uczy, że np. pedofili ciągnie do dzieci tak bardzo, że wybierają zawody, zajęcia związane z pracą z dziećmi - często wysoko cenione w społeczeństwie

...dobrze więc, że dziennikarze nie poddają się streotypom i mają odwagę pisać o sprawach trudnych, bulwersujących; wydaje mi się, że mimo wszystko częściej demaskują prawdziwe nieprawidłowości, niż trafiaja kulą w płot ;-)

Marek Pleśniar28-06-2004 22:49:12   [#06]

Nie jestem wielbicielem Samsona, ale nie w tym wątku na tę kwestię miejsce. To co wyprawiają ostatnio dziennikarze pozwala stwierdzić, że nie można im wierzyć. Stracili wiarygodność w, jak to powiada Antoni, pogoni za sensacją.

dlatego warto poczekać na wynik całej afery. Nie bardzo jestem ciekaw tej prawdy, bo zahacza o sfery obrzydliwe, ale tak czy owak się dowiem prawda?

Jesli to prawda co piszą - jak będzie wyglądać to zapraszanie oskarżonego na liczne wywiady, zapatrzenie w niego jak wyrocznię w kwestiach było nie było pedagogicznych? Ciskanie gromów w złą szkołę.

Jesli nieprawda - faktycznie człowieka zniszczą. Każdego z nas więc mogą. Prasa to zaiste potęga - tylko czemu tę potęgę dawać w ręce małych Kaziów?

brrr, nie tyle w zadumanie co w zniechęcenie wpędza takie coś

dobrze że mamy ten próg lata:-) Przypomnienie tego mnie pociesza.

Antoni Jeżowski29-06-2004 08:16:50   [#07]

Pamięć społeczeństw

jest krótka. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Wiem tylko, że nie pamiętamy okropieństw, jakie wyczyniał Aleksander Wielki czy wątpliwe moralnie (w naszej ocenie) czyny Kazimierza także W. Kto pamięta niegodziwości, jakie uczynił najbliższym Adam M. czy jakieś tam niedomówienia w życiorysach Juliusza S. czy Fryderyka Ch. Historia pamięta to, co uczynili ludzkości, co wnieśli do historii, kultury czy nauki. I nawet odbrązowianie w stylu Boya-Żeleńskiego niewiele zmienia w ocenie "całokształtu".

Jak to więc jest? Co jest moralnie poprawne, a co winno być potępione? Jak oceniać wielkość człowieka, nawet tego przez wielkie C. Kiedyś pewna niewiasta powiedziała mi, że dobre jest to, jak chce większość... A Sodoma i Gomora? - zapytałem.

Pewnie i w tych wypadkach trudno o jednoznaczne wyroki. Ale warto się nad nimi pochylić i zadumać...

beera29-06-2004 09:17:50   [#08]

widzicie

ja się boję także czegoś innego. Trudno o tym pisać- bo się czlowiek ociera o patetyzm, a to grozi śmiesznością

Autorytety- trzeba je przecież mieć.

A tu drogowskazy, ktore braliśmy za sluszne nagle wskazują mroczne zaułki.

Więc rodzi się w czlowieku powolna niewiara w  drogowskaz każdego rodzaju. Niewiara a priori.

Można oczywiscie znajdować drogowskazy tylko w sobie, ale bolesny jest proces dochodzenia do  tych słusznych. Błędy kosztują.

Pokolenia muszą uczyć się od siebie. Ich siłą są społeczne drogowskazy. W społeczeństwie, którym jestesmy, potrzeba ich tym bardziej.

Odwoływanie się do wartości jako takich jest odwolywaniem się do  abstrakcji,  a tą  nie jest latwo  dostrzec ;-)

Potrzebujemy swoich Tischnerów, Kuroniów.

Nie chcę powiedzieć, że Samson, czy dyrektor szkoły w Pyskowicach byli ludźmi tego kalibru, byli jednak jakimiś drogowskazami na mniejszą lub większą skalę...

Kurcze- przecież każdy z nas niesie w sobie jakąś misję.

Arwena29-06-2004 16:03:36   [#09]
Szczerze mówiąc, jestem zdumiona znajdując na tym forum tak wielu wielbicieli p.Samsona. Ja, czytając jego teksty dotyczące szkoły i nauczycieli, nie posiadałam się z oburzenia. Szczególnie ubodły mnie " dobre rady" tego wytrawnego psychologa dawane młodzieży - otóż, aby przetrwać szkołę należy kłamać i oszukiwać, bo w szkole uczciwie się nie da.Zważywszy relatywizm moralny pana S., w doniesieniach prasowych może być trochę prawdy.
Marek Pleśniar29-06-2004 16:05:02   [#10]
a ilu wielu??
Arwena29-06-2004 16:41:52   [#11]
Zagalopowałam się - tylko dwóch (dwie), wspomniany pan był dla nich "wychowawcą" i "drogowskazem".
Marek Pleśniar29-06-2004 17:52:13   [#12]

Policzyłaś kto jak myśli??? Na "tym forum"?

poprowadźmy, proponuję śledztwo. Mamy już winnych - podobno dwie osoby, Znajdę i wytnę z forum co? Albo napiszę do gminy;-)

Antoni Jeżowski29-06-2004 19:12:17   [#13]

Marku

wyhamuj, to tylko rozmowa :))))))

Zachowajmy prawo do własnych ocen. Ja np. nie przepadam za poezją naszych wieszczów, i co, mnie też z tego powodu wytniesz? Bo wiesz, gmina to mi może... ;)

A tak poważnie: Asiu, rozumiem, nawet bardzo... wiesz, dla takich dywagacji i dla takich rozmów warto żyć. Nie chcę wpadać w patos, ale gdy są wątpliwości to pewnie oznacza, żeśmy jeszcze zachowali ludzkie odruchy. A to mnie np. stysfakcjonuje. Choć pewnie nie tylko to... ;)

Marek Pleśniar29-06-2004 19:18:06   [#14]
hmm, cośty kurde - miałem nieco inne intencje. Nie wyszło?
AnJa29-06-2004 20:06:00   [#15]

no

ale leciutko tylko:-)

Kurde, nie miałem pisać ale musiałem!

Bo satysfakcja okrutna - Dyrektora do spółki z Antonim odsobaczyć:-)

Leciutko, ale zawsze:-)

Adresat waży, ale ważniejsze  towarzystwo zacne:-)

Dla tego tylko postu warto było żyć:-)

AnJa29-06-2004 20:08:20   [#16]

No, załamka totalna:-(

Literówka w taaakim tekście:-(

obsobaczyć miało być!!!!!

Antoni Jeżowski29-06-2004 20:28:27   [#17]

AnJa-mci

od-sobaczony... no, no... sobacza mać! :)

A'propos: obejrzałem właśnie kilka telewizyjnych dzienników. Mają ci pismaki i inne takie używanko - gdzie nie włączysz wszędzie Andrzej S. (zgoda, wszystko ok bo z rozmazaną twarzą...) Nie to, żebym bronił, bo nie wiem, co jest grane, ale jakoś mi tak po ludzku głupio. I nie wiadomo, do kogo mieć żal: do pismaków, czy do podmiotu...

beera29-06-2004 20:46:30   [#18]

;-)))

odrobaczyć- lepiej ;-)

A marek swoje racje ma- ten wątek nie o wielbieniu bądź nienawiści w/w, i jak go znam, wykonał tu zart odwrotny ;-)

 

Jeżeli chodzi o tezy samsona na temat szkoły nie zawsze się z nimi zgadzałam, ale zawsze były to tezy z ziarnem prawdy- niestety.

Ale to wątek także nie o tym :-))

takie tam  drugie dno się w nim tym pojawiło...

beera29-06-2004 20:49:40   [#19]

a słuchaleś

Starowicza?

jest teraz ekspertem w temacie " samson"

matko- z powodu "niewiary a priori" pozostawać mi nalezy w oczekiwaniu na kolejny śmietnik obok kolejnego znanego mieszkania?

;-)

Zola29-06-2004 21:00:02   [#20]
i najważniejsze , żeby to nie były nasze mieszkania ;-))
ReniaB30-06-2004 00:24:08   [#21]

mam u siebie w gabinecie cytat z Jana Pawła II "pamiętajcie młodzi potrzebują autorytetu.." Faktycznie taka reforma jest jeszcze przed nami, bo jak wskazać autorytet, gdy wszystko zaczyna być relatywne; jak przygotować pedagogów do oswajania takiej rzeczywistości?

Wśród wspomnień Jacka Kuronia był tekst o tym jak panicznie bał się więzienia, ale robił to co robił. Zawsze pozostaje człowiek i jego decyzja.

Marek Pleśniar30-06-2004 00:30:04   [#22]

żadnym ukazem, nawet reformatorskim autorytetu się nie zrobi

ot co

Antoni Jeżowski30-06-2004 07:35:34   [#23]

Marku

:)
Alfred30-06-2004 11:04:52   [#24]

Bardzo mi się podoba tytuł tego wątku, mniej kontekst. Nie wypowiadam się. Nic nowego nie powiem, ale tytuł "wypuszczone na wolność słowo.." w jakiś sposób odsyła mnie do przemyśleń zawartych w artykule Charles'a Fort'a - amerykańskiego erudyty, tropiciela absurdu. Są wakacje, więc może szczypta refleksji..

Z otchłani Międzybytu

Korowód wyklętych. Przez wyklętych rozumiem odrzuconych. Będzie to korowód faktów odrzuconych przez naukę.

Legiony przeklętych, idących pod wodzą odgrzebanych przeze mnie i zblakłych już wydarzeń. Będziecie je czytali, a one będą się przesuwać w korowodzie. Niektóre sine, niektóre gorejące, niektóre w rozkładzie.

Część z nich to trupy, szkielety, podrygujące, chwiejące się mumie, podtrzymywane i ożywiane przez niegdyś rześkich piekielnych towarzyszy. Są olbrzymy, które będą przechodzić we śnie. Są rzeczy pewne jak teorie matematyczne i rzeczy, które są strzępami; pójdą ramię w ramię, jak duch Euklidesa z duchem anarchii. Tu i tam przemknie się mała zalotnica. Wiele z nich to tylko klowny, lecz wiele zasługuje na najwyższy szacunek. Są też i mordercy. Są spełzłe smrody i zmizerniałe przesądy, zwyczajne cienie i żwawe złośnice, fanaberie i uprzejmości. Naiwne i pedantyczne, niesamowite i groteskowe, szczere i fałszywe, poważne i dziecinne.

Ich wygląd jest zarazem godny i rozwiązły, ich wspólny głos jest wyzywającą modlitwą, lecz całość przenika duch procesyjnej powagi. Mocą, która rzekła wszystkim tym istotom, że są wyklęte, jest Dogmatyczna Nauka.

Lecz one zaistnieją i pójdą w korowodzie. Małe swawolnice będą pląsać, potwory rozpraszać uwagę, klowny łamać rytm pochodu swoją błazenadą — lecz siła korowodu jako całości to posuwanie się jednych, nadchodzenie drugich, to ciągłość, ciągłość i ciągłość pochodu.

 

Nieodpartość rzeczy, które ani grożą, ani szydzą, ani przeczą, lecz łączą się w masę, która toczy się i prze, i trwa w swym ruchu. Tak więc przez wyklęte rozumiem wykluczone. Albo: wszystko co jest, być przestanie. A wszystko, czego nie ma — zaistnieje. Ale też zgoła oczywiste, że to co będzie — nie będzie.

 

Powiadamy, że przepływ miedzy tym, czego nie ma i czego nie będzie, czyli stan, który absurdalnie zwie się egzystencją, jest rytmem nieba i piekła, że wyklęte nie będzie wyklęte, że zbawienie jest tylko czymś, co poprzedza zgubę. Wynika stąd, że pewnego dnia nasi przeklęci łachmaniarze będą jaśnieć jak anioły. Lecz za tym pierwszym wnioskiem kryje się drugi, że innego pewnego dnia powrócą tam, skąd przyszli.

 

Powiadamy, że nic nie może zaistnieć inaczej, jak tylko przez usiłowanie wykluczenia czegoś innego, i że to, co zazwyczaj nazywa się „bytem” jest stanem wypracowanym mniej lub bardziej ostatecznie przez proporcje w formalnych zewnętrznych różnicach między tym, co jest włączone, a co odrzucone.

 

Lecz powiadamy także, iż nie ma formalnych różnic, zaś wszystkie rzeczy są jak mysz i robak w środku sera. Mysz i robak — nie ma dwóch rzeczy równie niepodobnych. Lecz siedzą wspólnie w serze przez tydzień i siedzą przez miesiąc, i w końcu nie są niczym innym tylko transmutacją sera. Myślę więc, że wszyscy jesteśmy robakami i myszami, i wszyscy jesteśmy tylko różnymi postaciami wszechobejmującego sera.

 

Lub też, że czerwone nie różni się bezwzględnie od żółtego, będąc tylko innym stopniem wibracji tego, czego wibracją jest również żółte; że czerwone i żółte to kontynuacja tego samego, albo też, że zlewają się w pomarańczowym.

 

Tak więc, gdyby zdarzyło się Nauce klasyfikować fenomeny na bazie żółtości i czerwoności, włączając wszystkie czerwone rzeczy jako prawdziwe, a wyłączając wszystkie żółte przedmioty jako fałszywe lub iluzoryczne, linia demarkacyjna między nimi byłaby fałszywa i arbitralna, ponieważ przedmioty koloru pomarańczowego, znajdującego się pomiędzy żółcią a czerwienią leżałyby po obydwu stronach tak pojętego podziału.

 

Idąc tym śladem uderzy nas fakt, że przecież nigdy nie wymyślono innej, rozsądniejszej podstawy klasyfikowania, włączania i wyłączania, niż ta, ilustrowana wyżej przez czerwone i żółte.

 

Nauka, odwołując się do rozmaitych zasad, uznała znakomitą większość faktów, i gdyby tego nie uczyniła, nie byłoby niczego, czym by mogła podeprzeć swe istnienie. Jednak odwołując się do różnych zasad nauka także mnóstwo faktów usunęła. Lecz jeśli czerwień jest kontynuacją żółci, każda podstawa przyjęcia jest tożsama z podstawą odrzucenia, Nauka usunęła z pewnością wiele faktów, które stanowią kontynuację faktów akceptowanych. Przykład czerwieni i żółci łączących się w kolorze pomarańczowym uosabia wszystkie testy, standardy, wszystkie środki formowania opinii.

 

Lub raczej, że jakakolwiek opinia, zwłaszcza kategoryczna, o czymkolwiek, jest iluzją wzniesioną na błędnej przesłance, że istnieją różnice bezwzględne między przedmiotami, które umożliwiają sądzenie. Ze każde poszukiwanie rozumu ma w stosunku do wszystkiego —  faktów, podstaw, generalizacji, praw, formuł —  przesłankę większą, która jest sformułowana kategorycznie, i że najlepsze, co kiedykolwiek zostało zrobione to stwierdzenie, że pewne rzeczy są oczywiste same przez się —  podczas gdy przez oczywistość rozumiemy oparcie jednego rozumowania na innym. Że jest to poszukiwanie, które wszelako nigdy nie osiągnęło celu, nauka zaś działała, rządziła, ogłaszała, potępiała, jak gdyby do celu dotarła.

amrek01-07-2004 14:08:44   [#25]

Alfredzie...

Hm, na wakacje wysyłasz w Otchłań Międzybytu? Rozrywka cokolwiek ekstremalna;-). Człek nie wie, czy ryzykować, bo czy mój Byt w Międzybycie zauważy, że ma wakacje czy całkiem, biedak, skołowacieje?

Ale co tam, jestem ciekawska: polazłam w otchłań. I tak, żeby połączyć abisalną myśl Forta z praktyką społeczną, to uosobię pomarańczę, wklejając Konstantego Geberta, który odpowiedział na czacie na pytanie:

(Aha, zanim zacytuję, uprzedzę, że Gebert nie pływa tak głęboko jak Fort, bo jest pragmatycznym reporterem lądowym. Wydał niedawno dwie książki).  A zatem pytanie brzmiało:  

Jak ująłby pan różnicę między sensacją a relacją w mediach? I czy w ogóle warto ją definiować?

K_Gebert: Pewnie warto. Aczkolwiek granica za każdym razem przebiega gdzie indziej. Relacja ma pokazać czytelnikowi coś ważnego, sensacja ma dostarczyć mu rozrywki. Rozrywka - świetna rzecz, ale nie kosztem instrumentalizacji cudzego cierpienia. 

 

Helena S01-07-2004 15:04:33   [#26]

Nie zaglądałam na forum od kilku dni

 i dopiero dziś przeczytałam wątek. A wiecie, że zupełnie przez przypadek przeczytałam ostatnio  książeczkę Samsona o złej szkole i baaaardzo się zbulwersowałam tezami autora. A tak w ogóle to miałam pomysł ,żeby może gdzieś go w realu spotkać np na konferencji i zadać mu kilka pytań. A tu teraz - nie ma jak!A człowiek napisał tam tyle złych, ogólnikowych i wrednych( takich z poziomu gazety fakt) wniosków o szkole,że pierwsze moje pytanie było : A tak w ogóle to Pana kto nauczył pisać? No może jestem złośliwa i nie powinnam "przy TAKIEJ okazji" i na tym wątku. Nie chcę ranić niczyich uczuć koleżeństwa forumowego mającego odmienne zdanie!

A w moim gimnazjum mottem przewodnim jest zdanie naszego patrona : Wymagajcie od siebie nawet wówczas kiedy inni od was wymagać nie będą (Jan Paweł II) - mój autorytet NR 1

Gaba01-07-2004 19:51:43   [#27]

Helenko,

- mam jakies takie podobne myśli, ale milczę. Mówią, żeby nie kopac leżącego! Piretrzak zauważył jednak - no to, kiedy go kopać.

Milczę.

beera01-07-2004 20:04:00   [#28]

poczytajcie przekroj znów...

bo- chcę znowu na przedzie wspomnieć- nie chodzi o to, czy się samsona lubiło, czy nie

A dziś w "przekroju " czytam:

"Niech się dziennikarze teraz modlą, był samson byl winny"

Bo tak naprawdę wyrok wykonano- teraz tylko "fajnie" byloby gdyby sie okazalo, ze słusznie.

W dodatku taki mechanizm jak tu dziala wszedzie- na mniejszą lub większą skalę. Bardzo dobry tekst jest o tym w dodatku do "Polityki" tegotygodniowej- polecam

Leszek01-07-2004 20:27:57   [#29]

Nie lubiłem przemyśleń A. Samsona ale obecnie także będę na ten temat milczał...

najpierw władza sądownicza...

pozdrawiam

Marek Pleśniar01-07-2004 20:42:47   [#30]

ano właśnie

 

wiecie

bardzo się cieszę że Was poznałem:-)

zgredek01-07-2004 20:45:24   [#31]
szef sentymentalny

takiego nie znałam;-)
Marek Pleśniar06-07-2004 06:22:12   [#32]

kolejne słowa

http://www.wprost.pl/ar/?O=62777

Wakacje pedofilów
Tygodnik "Wprost", Nr 1128 (11 lipca 2004)

Uwaga rodzice: dwie trzecie przestępstw pedofilii zdarza się podczas kolonii i obozów!

Uwaga rodzice: dwie trzecie przestępstw pedofilii zdarza się podczas kolonii i obozów!
Interesuje się tobą policja. Chyba namierzyli twój IP. Jeśli masz w domu coś trefnego, szybko się tego pozbądź - informował przez telefon psychologa Andrzeja S. jego znajomy. Działo się to około południa w niedzielę 27 czerwca. Znajomy Andrzeja S. musiał mieć dobre kontakty z policjantami z komendy głównej, bo tam funkcjonuje specjalny zespół do spraw monitorowania pedofilskich stron internetowych. To policjanci z tej ekipy miesiąc wcześniej zwrócili uwagę na to, że Andrzej S. często odwiedza pedofilskie strony. Kiedy ustalili, kim jest, sądzili, że robi to w celach zawodowych. W momencie, gdy psycholog zaczął także wysyłać pedofilskie fotografie, zaczęli szczegółowo sprawdzać jego aktywność w sieci. Po telefonie znajomego Andrzej S. najprawdopodobniej pozbierał zdjęcia, na których widać było rozebrane dzieci i wyniósł je na śmietnik w pobliżu mieszkania przy ulicy Wiktorskiej w Warszawie. I to był początek najgłośniejszej afery pedofilskiej w Polsce.
Ustaliliśmy, rozmawiając m.in. z nadkomisarzem Mariuszem Sokołowskim ze Stołecznej Komendy Policji oraz innymi policjantami i mieszkańcami bloku przy Wiktorskiej, że tuż po tym, jak fotografie znalazły się na śmietniku, przyszło tam dwóch kloszardów, którzy regularnie w niedzielę przeszukują tam śmietniki. To oni rozpruli worki, które wyniósł Andrzej S. i rozrzucili część fotografii. Pół godziny później fotografie zobaczył lokator z tego samego bloku, w którym mieszkał znany psycholog. To on zadzwonił na mokotowską policję. Kiedy to robił, kilka innych osób znalazło się w pobliżu śmietnika i zaczęło oglądać zdjęcia. Wyglądając przez okno swego mieszkania na trzecim piętrze bloku przy Wiktorskiej, Andrzej S. zobaczył ludzi przy śmietniku. Nie widział dokładnie, co robią, bo widok zasłaniały częściowo pobliskie drzewa. W tym czasie przy śmietniku pojawili się policjanci. Zaniepokojony Andrzej S. zszedł na dół i zaczął krążyć wokół śmietnika. Tam zauważył go jeden z policjantów i spytał, czy mógłby być świadkiem. Andrzej S. stwierdził, że nie wie, o co chodzi. Policjant trzymał akurat w dłoni kilka fotografii, a na jednej z nich widać było twarz psychologa. Pół godziny później do mokotowskiej policji dotarła informacja, że specjalna komórka policji w komendzie głównej wcześniej namierzyła Andrzeja S. na stronach pedofilskich.

Raskolnikow z Warszawy
W mieszkaniu Andrzeja S. policjanci znaleźli setki fotografii, na których widać obnażone dzieci. Najcenniejszym dowodem może się okazać komputerowy zapis jego nowej powieści. Andrzej S. nie zdecydował się pokazać jej wydawcy. Bohater tej prozy, alter ego autora, opisuje swoje doświadczenia (rzeczywiste mieszają się z wyimaginowanymi), w tym erotyczne eksperymenty z dziećmi. Już w pierwszej powieści Andrzeja S., "Miska szklanych kulek", znalazły się zadziwiające zdania - bardzo przypominające rozważania Raskolnikowa ze "Zbrodni i kary" Fiodora Dostojewskiego. Przypomnijmy, że Raskolnikow uważał się za kogoś lepszego niż przeciętni ludzie i z tego powodu przyznawał sobie prawo stania ponad prawem.
Bohater książki Andrzeja S., niejaki Krass, snuje m.in. takie wywody: "Wbrew pozorom nie jest to początek pamiętnika wariata. Z całą pewnością nie jestem chory psychicznie, chociaż w ostatnich trzech latach mojej publicznej działalności wielokrotnie to podejrzewano i sugerowano.(...) Rzecz w tym, że jestem zupełnie normalny. Przynajmniej wedle kryteriów medycznych. Jeśli zaś chodzi o inne kryteria, to czyż istnieje jakaś norma? Czy można powiedzieć, iż jakieś postępowanie jest normalne moralnie, tak jak stwierdza się, że 36,6 stopni Celsjusza jest normalną temperaturą ludzkiego ciała? Czy w podobny sposób można o kimś powiedzieć, że jest normalnie uczciwy?(...) Jedynie prawo, tak jak medycyna, a może jeszcze ostrzej, operuje pojęciem normy. Podobnie, jak w medycynie, gdzie jest objaw albo go nie ma, tak i w prawie albo dany przepis został naruszony, albo do jego naruszenia nie doszło. Według prawa jestem przestępcą".

Zasada ograniczonego zaufania
Afera z Andrzejem S. zdarzyła się na początku wakacji, kiedy dzieci są szczególnie narażone na kontakt z pedofilami: na koloniach, obozach, zajęciach grupowych czy kółkach zainteresowań. Co roku policja odnotowuje ponad 2 tys. przestępstw seksualnych, których ofiarami padają dzieci, z czego prawie dwie trzecie podczas wakacji. Zdecydowana większość tego typu przestępstw nie jest jednak zgłaszana - ich ciemną liczbę szacuje się na ponad 100 tys. rocznie. Jak mówi psycholog Małgorzata Fajkowska-Stanik, ofiarami pedofilów najczęściej padają dzieci, którym brakuje rodzicielskiej czułości czy zwykłego kontaktu. Podczas wakacji dzieci tęsknią za rodzicami, więc lgną do opiekunów, którzy okazują im zainteresowanie, chwalą, przytulają czy tylko głaszczą. Gdy dziecko zostanie wykorzystane, ma często opory przed zadenuncjowaniem takiego dobrego wujka. Tym bardziej, że pedofil potrafi się odwdzięczyć prezentami. Potrafi też wymóc na dziecku zachowanie tajemnicy - choćby twierdząc, że rodzice będą się gniewali, gdyby opowiedziało im ono o kontaktach seksualnych z pedofilem.
Jak zauważa Joanna Winiarska, koordynator programu Stacja przy Polskim Towarzystwie Psychologicznym, często dziecko ma wyniesione z domu przekonanie, że każdy dorosły jest dla niego autorytetem, któremu trzeba się podporządkować, tym bardziej, jeżeli jest to wychowawca, lekarz, opiekun kolonii czy duchowny. Dlatego tak ważne jest, by wpajać dzieciom, szczególnie podczas wakacji, zasadę ograniczonego zaufania do dorosłych.

Antypedofilska kampania
Pedofilskie afery wybuchają ostatnio nie dlatego, że nastąpiło jakieś załamanie się norm społecznych. Wręcz przeciwnie - ujawnianie kolejnych wypadków pedofilii jest objawem zdrowia społeczeństwa. Po prostu mamy większą wiedzę na ten temat, potrafimy trafnie odczytywać sygnały płynące od molestowanych dzieci, mamy się do kogo zwrócić, gdy nabierzemy podejrzeń, bo na pedofilię uwrażliwiona jest już policja, działają też stowarzyszenia i fundacje (jak Dzieci Niczyje), pomagające molestowanym dzieciom i ich rodzinom. Przede wszystkim jednak wojnę pedofilom wydały wolne media, m.in. "Wprost" (dzięki naszemu śledztwu zlikwidowano największą w Polsce siatkę pedofilów - "Mordercy dzieci", nr 40/2002), "Super Express", telewizja Polsat czy "Życie Warszawy". Efektem wielkiej antypedofilskiej kampanii w mediach było powołanie specjalnej podkomisji sejmowej do zwalczania pedofilii, która zaproponowała między innymi zaostrzenie kar dla pedofilów.
W czasach PRL pedofilia była tak samo obecna, tyle że publicznie się o tym nie mówiło. A nawet tuszowano tego typu przestępstwa, co wyszło na jaw podczas śledztwa w sprawie Wojciecha Kroloppa, oskarżonego o pedofilię byłego dyrygenta poznańskiego chóru Polskie Słowiki. Wówczas komitet wojewódzki PZPR naciskał na wydział kultury urzędu wojewódzkiego, by ukręcić łeb sprawie. I tak się stało.
W III RP, gdy już jesteśmy uwrażliwieni na zbrodnię pedofilii, zaskakuje łagodne traktowanie tych "zabójców dzieciństwa" przez sądy. Przeciętna kara za wykorzystywanie seksualne dzieci to dwa lata więzienia. Często są to zresztą wyroki w zawieszeniu. We Włoszech minimalna kara to sześć lat, a w USA za takie przestępstwo można być skazanym nawet na karę śmierci. 25 czerwca tego roku tylko na dwa lata więzienia w zawieszeniu skazano księdza Michała M., proboszcza z Tylawy, któremu sąd udowodnił molestowanie seksualnie co najmniej sześciu dziewczynek.


Jarosław Knap. Współpraca: Karolina Kasperkiewicz, Paweł Rusak

Pełny tekst ukaże się w najnowszym numerze tygodnika "Wprost". W sprzedaży od poniedziałku, 5 lipca.

Małgoś06-07-2004 10:53:20   [#33]
czy normą jest to, co staje się ...powszechne?
bo jesli tak, to, choc trudno w to uwierzyć, człowiekowi bliżej do bestii, niz do anioła
czy nie łapiecie sie na tym, że z coraz wiekszą nieufnością traktujecie mężczyzn z oddaniem zajmujących sie zawodowo lub społecznie dziecmi?
tylu jest pediatrów, terapeutów, trenerów, wychowawców, instruktorów... i natrętna myśl, że chyba lepiej z dzieckiem do ...pani
czy tak było zawsze, czy to znak czasów obecnych?
świat sie nam coraz bardziej .."kloaczy" :-(((
Renata06-07-2004 11:25:08   [#34]

szybki dostęp do informacji paczy nam obraz rzeczywistości... media strachu jak kult budzenia coraz większej nieufności do ludzi...

konieczny dystans

"Małe swawolnice będą pląsać, potwory rozpraszać uwagę, klowny łamać rytm pochodu swoją błazenadą — lecz siła korowodu jako całości to posuwanie się jednych, nadchodzenie drugich, to ciągłość, ciągłość i ciągłość pochodu."

Marek Pleśniar06-07-2004 12:04:23   [#35]

może jednak informacja nie jest tak zła.

Przynajmniej mniej siedzi spraw pod korcem.

Majka06-07-2004 12:18:04   [#36]
http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_040706/nauka/nauka_a_1.html
Majka07-07-2004 13:48:44   [#37]

początek finału?

Znany psycholog Andrzej S. przyznał się do zarzucanych mu czynów - poinformowała szefowa Prokuratury Okręgowej w Warszawie Alina Janczarska. Ujawniła także, że wśród zarzutów postawionych podejrzanemu jest wykorzystywanie seksualne dzieci.
Marek Pleśniar07-07-2004 13:51:21   [#38]
brrrr
Małgoś07-07-2004 18:59:05   [#39]

szok!

ale nie dlatego, że ktoś znany, szanowany itd.

ale, że nikt w nim nie rozpoznał zagrożenia dla dziecka

mimo środowiska pełnego specjalistów od diagnoz

Dziś w rozmowie na onecie prof. Starowicz twierdził, że pedofilia to choroba nabyta; spotykana wśród męzczyzn, charakteryzujących się albo postawą sadystyczną wobec dziecka, albo ...pełną miłości; że dopada osobników mających trudności w zyciu intymnym, silną potrzebę władzy -

więc tak z grubsza licząc tysiące potencjalnych dewiantów nieswiadomych swojej przyszłości chadza po świecie...

Musze przyznać, że cała ta afera wywołała we mnie lęk

beera07-07-2004 19:08:33   [#40]

kurcze...no właśnie

pojawia się lęk, brak zaufania

poczucie bezsilności

Gaba07-07-2004 19:36:20   [#41]
kurcze...no właśnie

pojawia się lęk, brak zaufania

poczucie bezsilności

 

- nic już, qurna, nie wiem - nie żebym należała do wielbicieli, czy jakiś tam wrogów A.S. Ale przecież zakładałam zawsze - że to ja mogę być głupią tą nauczycielką (bohaterką ksiązki "Jak przeżyć w szkole i nie zwariować"), nie wiem wszystkiego, jestem często ignorantką, jestem... drażnił mnie, czy denerwował, czy śmiałam się, kiedy dowcipnie gadał do Jagielskiego (no, tak jak to ludzie się śmieją i gadają) - kiedy w taki sposób odchodzą autorytety innych ludzi, boję się, bardzo się boję.

Bo ja nie musiałam podziwiać i wierzyć - wierzyły dzieci, dzieci na terapii. 

Mnie nauczycielowi, dyrektrowi także potrzeba autorytetów - mocnych wielkich kamieni, milowych kamieni!

Majka08-07-2004 10:06:14   [#42]

i konsekwencje...

http://polityka.onet.pl/artykul.asp?M=TT
amrek08-07-2004 10:27:49   [#43]

przerazić znaczy przekonać

Tak sobie dumam obserwując sprawę Andrzeja S. nad autorytetem, wiarygodnością, zaufaniem i tym, jak i dlaczego krystalizują się poglądy. Kilka dni temu  rzucił mi się w oczy - przez tę sprawę mocniej pewnie niż by to się zadziało w innych okolicznościach - pewien urywek z "Przypowieści o rosyjskich emigrantach" Zbigniewa Herberta. A on brzmi tak:"...aby mnie przerazić, to znaczy przekonać."

Zyskał nieoczekiwanie głębszy sens. Czyżby dorośli - pomyślało mi się - zmieniali zdanie jedynie wtedy, kiedy coś ich przerazi? Kiedy gubią poczucie bezpieczeństwa?

Ten artykuł na onecie...taki histeryczny w tonie:-(. Ale tak, tak, jasne, zupełnie naturalnie traci się zaufanie do terapeutów w ogóle, bo jeden z nich, topliwy;-), okazał się straszydłem. Brr. Czy wam też przyszło do głowy, że utrata zaufania i zamykanie się zdają się przychodzić stukrotnie łatwiej niż ufność.

...aby mnie przerazić, to znaczy przekonać...Czy jak doroślejemy to to jest nasz mechanizm?

Zaczynam dokładniej analizować, w jakich okolicznościach zdarza mi się zmieniać zdanie...

pozdrawiam wszystkich

Renatka08-07-2004 10:54:01   [#44]
a ja chcę mieć dalej zaufanie do ludzi ,dlatego wyłączam telewizor na wiadomościach czytam raz i nie komentuję, przyjmuję do wiadomości ,że świat nie jest idealny ale staram zachować rozsądek . Dalej będę pocieszać płaczące dzieci przytulać i pocieszać słowem zachowam należny dystans ale nie dajmy się zwariować chcę wiadomości pogodnych bo chcę cieszyć się życiem . Może ogłośmy konkurs na dzienikarza pozytywnych wiadomości czy szczęście, dobroć jest mniej popularne...
Małgoś08-07-2004 11:04:28   [#45]

przerazić, to chyba nie to słowo

raczej UŚWIADOMIĆ sobie

na codzień przeciez nie zamyślamy się nad genezą pedofilii, zagrożeniami wynikającymi z silnych związków między terapeutą a pacjentem itp. bo to są kwestie marginalne, odległe od zycia wiekszości ludzi (choc niewątpliwie ważne)

kto z nas znał dyrygenta chóru, księdza z jakiejś małej miejscowości, anonimowych nauczycieli itp.  - nieznani, obcy, odlegli, spoza naszego świata

ale A.S. nie jest taki daleki, on w jakis sposób "styka" się z naszym zyciem (bo pisze książki, które czytamy, zabiera głos w popularnych programach TV, wypowiada opinie wobec, do których się ustosunkowujemy);

nie jest istotne, że to dla wielu autorytet, ale istona jest ta jego bliskość, obecność w naszym zasięgu

i kiedy okazuje się, że to ...potwór (bo takie skojarzenia budzi przecież pedofilia)

zaczynamy mysleć o sprawie, jak o czymś co nas dotyczy; musimy to jakoś uporządkować, włączyć do naszego systemu wiedzy o świecie i czasem obalić parę pewników - zbudowac na nowo opinie, poglądy, wiedzę o ludziach, odpowiedzieć sobie na trudne pytania np. takie jak to, które mnie dręczy ostatnio:

Czy biorąc pod uwagę, to, że pedofilia jest chorobą nabytą, występującą tylko u mężczyzn, ceniących sobie poczucie władzy nad innymi, nalezy byc czujnym wobec oddanych dzieciom, poświęcającym swój czas i uczucia, uwielbianym przez maluchów... bo może TO sie rodzi własnie z tych wspaniałych uczuć, kiedy dziecko całym sobą okazuje spontanicznie swoje oddanie, wdzięczność i uległość, bo uwierzyło, zaufało, znalazło zrozumienie i pomoc?

Przecież przypadek A.S. to zaskocznie nie tylko dla zwykłych ludzi, ale dla specjalistów, dla jego znajomych, dla kolegów, dla ..ekspertów od zaburzeń seks.

Więc co my w ogóle wiemy o zagrożeniu pedofilią...?

fredi08-07-2004 12:50:10   [#46]

Ostrożnie z tymi autorytetami. ( innymi też, a przcież jest ich trochę)

Antoni Jeżowski08-07-2004 13:27:41   [#47]

z drugiej strony

Aby była jasność - nie bronię czegokolwiek, co czyni krzywdę dziecku. Wszystko to jest naganne i obrzydliwe.

Jako przedstawiciel podklasy ludzi, znaczy mężczyzn, zauważam, że to nam, facetom, obrywa się najbardziej: molestowanie seksualne, erotomania, pedofilia i inne plagi tego świata - niezależnie od pozycji społecznej, zawodu, stanu - to właśnie my, osobniki noszące portki i w portkach. Z drugiej zaś strony w systemie edukacyjnym dominują kobiety: od domu, poprzez przedszkole, aż do matury. Wpajane bardzo młodym i młodym facetom (nawet mimowolnie) wzorce zachowań (przytulanie, umizgi, spieszczanie, szczebiot), postępowania, reagowania itp. muszą w końcu przynieść takie a nie inne efekty. Nie bez winy są też pewne postawy feministyczne, nota bene często zakłamane lub z lekka dwuznaczne. Wiem, czasem upraszczam, trywializuję, puszczam perskie oko... Ale zmieniający się tak szybko świat nie jest prosty, a sami nie czynimy zbyt wiele, by łatwiejszym był. Zresztą, pewnie onegdaj też tak bywało, tylko lud trzymał to pod korcem i gawiedź na rynku dysput o tym nie wiodła...

Aresztowanie, a nawet skazanie A.S. niewiele rozwiąże. Obawiam się, że mogą wyleźć następne cienie z mroku. A nasza szkoła będzie miała się dobrze, bo... ale to już inny wątek...

Majka08-07-2004 13:39:23   [#48]
http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_040708/publicystyka/publicystyka_a_5.html
Marek Pleśniar08-07-2004 14:38:28   [#49]

z trzymaniem pod korcem niegdysiejszych win - zdaje się że to prawda

z nienajleposzym wpływem nadreprezentacji pań wśród wychowawców - podzielam pogląd Antoniego. Tak sobie jednak słucham pewnej rozowy radiowej o Szwajcarii. Tam nawet (zdaniem relacjonującego) nauczaniem początkowym głównie rządzą mężczyźni. Uczą znaczy:-)

Bo nauczyciele bardzo dobrze zarabiają;-) To zawód o takim prestiżu i dochodowości że opłaca się nim zainteresować "żywicielom rodzin".

Małgoś08-07-2004 14:48:53   [#50]

tego, czy prawda, czy fałsz ...nie wiemy

to przypuszczenia, może nawet myślenie życzeniowe ;-)

bo w ogóle niewiele wiemy o pedofilii

a słówko "rządzą" w tym kontekście fatalnie sie kojarzy ;-)

strony: [ 1 ][ 2 ]