Forum OSKKO - wątek

TEMAT: Lekcja pokazowa na lekach uspokających
strony: [ 1 ][ 2 ]
RomanG15-03-2004 21:31:54   [#01]
Zadzwoniła do mnie dzisiaj nauczycielka z 17-letnim stażem i ...rozpłakała się do słuchawki.

Miesiąc temu wpłynęła na nią skarga matki jednego z jej pierwszoklasistów. Ponoć stresuje jej dziecko i przyprawia go o fobię szkolną. Ponoć jest okropnie złą nauczycielką.
Kłopot z chłopcem pani ma od września i jest on właściwie banalny: chłopak nijak nie chce przestrzegać szkolnych reguł, wykonywać obowiązków i respektować poleceń nauczyciela. Od września trwa swoista próba sił.

Skardze pani dyrektor niby nie nadała oficjalnego biegu, nie wszczęła procedury wyjaśniającej, nie poprosiła nauczycielki o oficjalne ustosunkowanie się do zarzutów, miała nawet wątpliwości, czy w ogóle powinna ją jej pokazywać (nawiasem mówiąc nie wiem, na jakiej wobec tego podstawie udzieli matce wyczerpującej odpowiedzi), powiedziała jednak, że będzie to miało konsekwencje finansowe, na przykład przy przyznawaniu dodatku motywacyjnego.

Nauczycielka staje teraz na głowie, aby udowodnić, że nadaje się do swojego zawodu.
W piątek odbyła się lekcja pokazowa, na którą uczniowie zaprosili dyrekcję i rodziców. Lekcję pani poprowadziła na lekach uspokajających. Zaproszenie dla pani dyrektor zaniósł osobiście ten właśnie uczeń - aby go wyróżnić i pokazać, że jest dobrze traktowany.

Cały system szkolny nie umie sobie poradzić z jednym krnąbrnym siedmiolatkiem, łamiąc przy okazji karierę i psychikę normalnej nauczycielce, która chce po prostu spokojnie uczyć dzieci czytać, pisać i liczyć najlepiej jak potrafi.
W takim systemie uczniowi opłaca się zachowywać źle. Wtedy ma uwagę i szczególne zainteresowanie najważniejszych w jego życiu osób dorosłych, wtedy to dostępuje różnorakich zaszczytów, pełniąc na przykład rolę posłańca, co to samą panią dyrektor zaprasza na coś Ważnego.
Tacy dajmy na to prymusi mogą tylko pomarzyć o takim wyróżnieniu.

Piasku w tryby systemu szkolnego może dziś nasypać jedna przeciętna matka, za pomocą uzbrojonej w długopis ręki. System zapomina wtedy, kogo i na kogo miał zamiar i obowiązek wychować, zapomina o dobru dziecka, nauczyciela rzucając na pożarcie. Bezrobocie duże, niech pełni rolę zderzaka.

O Rodzicu Wszechpotężny!
Małgoś15-03-2004 21:46:14   [#02]

Romanie

a może jednak jest coś nie tak z tą ...nauczycielką:

- płacze Ci w słuchawkę, bo jedna matka ma zastrzeżenia do jej pracy...

- lekcje prowadzi na środkach uspokojających...

- staje na głowie, żeby coś udowodnić - po jednej skardze?

- wobec siedmiolatka stosuje techniki ingracjacyjne...

Może rzeczywiście siadają kobiecie nerwy i dziecko nie czuje sie bezpiecznie na jej zajęciach?

Ona nie szuka rozwiązania problemu... ona pragnie by ktos ją bronił przed ...pracą (i jej skutkami)

...chyba coś tu nie gra tak jak powinno ;-)

Adaa15-03-2004 21:53:14   [#03]

a ja jestem ciekawa Romanie

Co poradziłes tej nauczycielce, jesli oczywiście szukała u Ciebie rady?

Jesli nie szukała, wybacz,podejrzewam,ze nie pozosałeś obojętny i też jakaś rada Ci się wymsknęła.

W obu przypadkach to duża odpowiedzialność, nieprawdaż?

ReniaB15-03-2004 22:23:18   [#04]

W klasie

trzeciej mojego osobistego dziecka pewna mama zaczęła organizować krucjatę przeciwko nauczycielce, która jakoby niesprawiedliwie traktowała uczniów. Nauczycielka była bardzo opiekuńcza i chyba za dużo pozwoliła dzieciakom, ale naprawdę nie działo się nic strasznego. Chłopcy walczyli między sobą kto ważniejszy, a mama dała sie wciągnąc w tą walkę. Świadomie zaczęłam niwelować te działania mamine, np odmówiłam podpisania skargi do dyrekcji i przekonywałam, że nie byłoby to działanie "fer". Była wiosna - dotrwaliśmy do końca roku bez żadnych konkretnych działań. W czwartej klasie chłopcy się zaprzyjaźnili i problem znikł. Nauczycielka nie była wspaniała, ale bardzo dużo dobrego zrobiła i dla dzieci i dla rodziców. Czasem takie skargi rodzą się z dziwnych sytuacji.
Iwon15-03-2004 22:30:30   [#05]

Dziwne słowa z nauczycielskich kompów. Nikt nie słyszał o krnąbrnych uczniach, bezpodstawnych zarzutach rodziców, niesprawiedliwemu postępowaniu wobec nauczycielki.

Nieudolna psychopatka, strasząca dzieci? Pewnie i takie przypadki się zdarzają, ale wobec przykładu Romana bylibyśmy w takim stwierdzeniu zbyt surowi. Za mało wiemy!

Nie ma co się dziwić społeczeństwu, które na swoich nauczycielach nie zostawia suchej nitki. Prawie każdy nauczycielski problem byłby dla zdrowej gałęzi  źródłem niebotycznego zdziwienia. Jak można przejmować się jedną skargą? Widać można!

 Tabletki może były ziołowe (?).

Kobieto, nie becz! Broń się!

Karolina15-03-2004 22:40:30   [#06]

A może zamiast tabletek spokojna rozmowa z rodzicem i próba znalezienia przyczyny zachowania ucznia?

Bardzo dziwne i za mało wiemy aby se tu domysły snuć.

Nie podoba mi się odrazu górnolotne stwierdzenie, że rodzic jakiś tam. Jesteśmy gatunkiem stadnym, trzeba się zatem porozumieć jak ludzie a nie uciekać w coś co nie ma logiki.

Sprawa ma zapewne dwie strony medalu.

RomanG15-03-2004 22:41:16   [#07]
Kobieto, nie becz! Broń się!

To samo jej i poradziłem, tylko słowa dobrałem inne :-)

Ma prawo poznać treść tego, co na nią wypisują, ma prawo odpowiedzieć na zarzuty - to nie sąd kapturowy.

- Spokojnie, wyjdziemy z tego - to mniej więcej poradziłem.

Po prostu potrzymałem ją trochę za rękę.

Nie odniosłem wrażenia, że jest nienormalna.
Coraz częściej zdarzają się w szkołach sytuacje, w których nie potrafią się odnaleźć dobrzy nauczyciele. Nie nieudacznicy.
Coraz częściej nie otrzymują oni żadnego wsparcia.
To jest problem.

Nie ma ich kto chociażby potrzymać za rękę i dodać sił do samodzielnego uporania się z trudnościami.
Tę rolę  w wielu wypadkach powinien przyjąć na siebie dyrektor. Przyjmuje?
Maelka15-03-2004 22:42:25   [#08]

Postawa zatroskanej matki

budzi moje bardzo poważne wątpliwości.

To dobrze, że matka interesuje się samopoczuciem dziecka, to świetnie, że próbuje interweniować wtedy, kiedy negatywne emocje jeszcze się nie utrwaliły, to godne pochwały, ze zamiast intrygować i szeptać po kątach jasno przedstawiła swoje zarzuty.

Ale...

Nie wydaje mi się naturalne, ze od razu zainteresowała swoimi troskami dyrektora. Nie chodzi mi o to, żeby ukrywać przed dyrektorem cokolwiek. Uważam jednak, że najpierw należało porozmawiać z nauczycielką. Sądząc z gwałtowności reakcji, nauczycielka juz samą rozmowę z matką potraktowałaby poważnie i być może wspólnie, ustaliłyby stan rzeczy i ustaliłyby jego przyczyny. Przyczyną niechęci dziecka mogły być przecież jak najbardziej słuszne, ale przerastające dziecko, lub niedostatecznie wyjaśnione wymagania. Mam wrażenie, że to wszystko można sobie wyjaśnić, jeśli obie strony są gotowe do rozmawiania. Wydaje się, że tym przypadku takiej gotowości jednej ze stron zabrakło.

Zgadzam się też, że reakcja nauczycielki wydaje się nieco histeryczna i wywołująca wrażenie, ze jednak poprzednio cos było nie tak...

Zaproszenie na lekcję rodziców i dyrektora tylko wtedy ma sens, jeśli wynika z autentycznej potrzeby. Sięganie po leki stawia autentyczność pod znakiem zaptyania.

No i to "pokazanie, że uczeń jest dobrze traktowany"...  Czyżby przedtem był traktowany źle? Jeśli tak, zmiana jest pożądana, aczkolwiek chyba nie w tym kierunku. Jeśli nie, nadzwyczajne przywileje i niczym nieuzasadniona zmiana w traktowaniu ucznia mogą przynieść, zgoła nieoczekiwane, rezultaty.

W swej długoletniej karierze szkolnej miałam i takie sytuacje. Jak do tej pory udawało mi się je rozwiązywać uczciwą, aczkolwiek czasami niesłychanie burzliwą, rozmową. I przekonaniem rodziców i uczniów(nie słowami, ale czynami), że i im, i mnie zalezy jedynie na dobru dziecka. I choć dzieci o które szła batalia już stały się dorosłymi ludźmi, do tej pory przyjaźnię się i z nimi, i z ich rodzicami.

RomanG15-03-2004 22:52:17   [#09]
Nie odniosłem też wrażenia, że nauczycielka reaguje histerycznie.

Rozmawiała rzeczowo. Po prostu w trakcie rozmowy się rozpłakała. Może do tej pory nikt nie usiłował zrozumieć jej racji, więc emocje musiała tłumić, w końcu tama pękła.
RomanG15-03-2004 22:54:33   [#10]

Aha

Niektóre szczegóły zmieniłem z wiadomych powodów.
Z tych samych przyczyn nie wszystko napisałem i nie napiszę.
Maelka15-03-2004 23:06:17   [#11]

Roman

Bardzo współczuję tej koleżance, bo zdaję sobie sprawę jak bolą zarzuty, zwłaszcza te, co do których ma się przekonanie, że są nieuzasadnione. I to bez względu na to, jaka jest prawda obiektywna.

Z tego, co napisałeś, wygląda na osobe otwartą i skłonną do kompromisów. pewnie sobie z tą trudną sytuacją poradzi.

Mam nadzieję, że te przeciwnością ją wzmocnią, a nie złamią. Bo zlamać człowieka wrażliwego to żadna sztuka. Prawdą jest, że potrafi tego dokonać ręka uzbrojona w długopis prowadzona gniewem, zaślepieniem i ... strachem?

Życzę koleżance, o której piszesz powodzenia. I życzliwych, uczciwych przyjaciół.

dorota16-03-2004 07:45:21   [#12]

 Zawsze niezadowolona matka może przenieść dziecko do innej klasy, szkoły. O tym na samym początku zawsze informuję rodziców.

Wówczas się okaże ..... zwykle oliwa jest sprawiedliwa i kolejna nauczycielka będzie "dręczyć" wychowywanego bezstresowo ucznia.

To jest smutne.

hanabi16-03-2004 09:05:48   [#13]

a może

błąd tkwi po stronie dyrekcji owej nauczycielki, która nie potrafiła tak rozmawiać ( jako pierwsza )z matką stawiającą zarzuty  żeby zrozumiała ona , że jej oczekiwania w stosunku do nauczyciela i tego co sie dzieje w szkole są nieodpowiednie. Przecież taka rozmowa rewelacyjnie może zakończyć sprawę już na etapie składania skargi. Tak rozmawiać z rodzicem, ze wychodzi z gabinetu dyrektora w przekonaniu, że swoje dziecko powierzył kompetentnej dbającej o wszechstronny i prawidłowy rozwój dziecka nauczycielce, profesjonalnej i doświadczonej.Warto sprawę dziecka i jego zachowania przekazać w taki sposób żeby nie rozjuszyć rodzica do końca i pozyskać zwolennika, wskazać dobre strony chłopca ale zwrócic uwagę na to co chciellibyśmy zmienić oczywiście podkreślając rolę świadomego , zaangażowanego w życie szkoły i klasy rodzica, zainteresowanego dobrem dziecka rodzica ;-) Mam jednak wrażenie, że dyrekcja ( nie ta jedyna) bardzo łatwo zrzuca winę na nauczyciela bez względu na to czy się jej dopuścił czy nie. Jest to chyba pewien mechanizm obronny, który jednak prędzej czy później obróci się przeciwko niej samej.Chociażby miało chodzic tylko o utratę zaufania tego jednego nauczyciela a będą przecież i inni , którzy zaczną patrzec inaczej na dyrektora, pracodawcę ale i rzecznika nauczyciela ( nie tylko ucznia)
Marek Pleśniar16-03-2004 09:34:13   [#14]

zgadzam się ze stwierdzeniem, że najwazniejszy w takich rozmowach jest dyrektor. To on powinien włąsciwie naświetlić sprawy.

Od jego zdolności negocjacyjnych zalezy dobra opinia o pracy nauczyciela - w sytuacjach trudnych. W łatwych nauczyciell radzi sobie sam.

Z moich obserwacji i doświadczeń także żwynika, że to dyrektor wybrania szkołę i nauczycieli od większości zarzutów - w kontaktach z rodzicem, KO itp Taka jego robota.

beera16-03-2004 10:11:25   [#15]

Nauczycielka staje teraz na głowie, aby udowodnić, że nadaje się do swojego zawodu.
W piątek odbyła się lekcja pokazowa, na którą uczniowie zaprosili dyrekcję i rodziców. Lekcję pani poprowadziła na lekach uspokajających. Zaproszenie dla pani dyrektor zaniósł osobiście ten właśnie uczeń - aby go wyróżnić i pokazać, że jest dobrze traktowany.

Cały system szkolny nie umie sobie poradzić z jednym krnąbrnym siedmiolatkiem, łamiąc przy okazji karierę i psychikę normalnej nauczycielce, która chce po prostu spokojnie uczyć dzieci czytać, pisać i liczyć najlepiej jak potrafi.

Hm..
czemu mam zażenowanie czytając to?

Nie wiem, co się stalo, nie wiem, kto jest winny, nie wiem, kto krnąbrny, niemądry, psychicznie wykończony

Jedno wiem:
nauczycielka stajaca na glowie w związku z n/o przypadkiem- chroń mnie panie przed takimi
nauczycielka udowadniająca, ze traktuje dobrze ucznia w taki sposób- jw

Co do wniosków wysnutych na tej- wybaczcie-anegdotycznej historyjce, dotyczacych nieporadności systemu wobec siedmiolatka, to się z nimi nie zgadadzam- wyrażając się delikatnie

;-)

Marek Pleśniar16-03-2004 10:21:59   [#16]

zaniósł aby udowodnić że jest dobrze traktowany:-)))))))))))))))))))

małgocha16-03-2004 10:43:24   [#17]

to niesprawiedliwe!

A ja rozumiem tę nauczycielkę. Ma poczucie że to co ją spotkało jest głęboko niesprawiedliwe, zwłaszcza jeżeli w ciągu całej swojej pracy jest to pierwsza skarga rodzica. być może zareagowała histerycznie, ale nikt nie udzielił jej wsparcia, a dyrektor właściwie ją ukarał sugerując obcięcie dodatku motywacyjnego, nie dając możliwości wyjaśnienia tej sprawy chociażby w obecności rodzica- dyrektor właściwie stanął po jego stronie!!!!

RomanG16-03-2004 10:47:09   [#18]
Dość podobny mechanizm zadziałał tutaj:
http://forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=14486&w=10848701
beera16-03-2004 10:57:38   [#19]

Małgosiu...

ale skąd to wszystko wiesz? Z jej relacji?
Ja wiem tyle ile napisał Roman i jedno, co mi sie nasuwa po przeczytaniu tej relacji, to powtórzenie komentarza Małgoś:

Ona nie szuka rozwiązania problemu... ona pragnie by ktos ją bronił przed ...pracą (i jej skutkami)

........

jako rodzic, dyrektor, czlowiek wreszcie ( i były uczeń- w dodatku)  nie bardzo chcę, by nauczycielka udawadniała coś komukolwiek...

Niech pracuje dobrze...

...

medal ma ZAWSZE dwie strony

nie jest niesprawiedliwością  próba patrzenia na obie;-)

Gaba16-03-2004 11:02:18   [#20]

Dyrektor musi być czasem odgromnikiem!

Marku - dziękuję!

Na kłopoty takie to tylko DYREKTOR, tak też przemyśliwałam sobie, że gdzieś mi brakło dyrektora... jego odwagi cywilnej, otwartości, szczerości, chęci pomocy, wiary w ludzi, że mogą się dogadać, zaproponowania kontraktu + dobrze rozumianej lojalności zawodowej, sympatii do matki, która przecież kocha, ale my nie wiemy, czemu aż tak nerwowo reaguje na (chyba) Bogu winną nauczycielkę, wspracia dla miłej nauczycielki, która jest fachowcem w jego szkole i nie może zostawać wiecznie sama!

- jak jakieś rozrabianki są, niezadowolenia - to leceeee do klasy, wyjaśniam, daję podstawy prawne! Zachęcam do gadania ze sobą... czasem zapraszam pisemnie do siebie rozżalonych rodziców. Wolę tak niż za plecami, wolę rozwiązywać problem niż go przyklepywać.

Marek Pleśniar16-03-2004 11:03:50   [#21]

zaraz zaraz

dyrektor powinien być bezstronny. Nie stać "po czyjejś stronie".

Jedyna "strona" to - prawa ucznia, prawidłowość procesu dydaktycznego i wychowawczego, prawo pracy (w tym KN)

Nie znamy faktów, nie wiemy kto tu bardziej winien - znamy tylko opowieść o nauczycielce. Nikt z nas nie zbadał sprawy, nie przeprowadził kontroli prawidłowości zachodących procesów. Stąd emocje nakręcane są bez większego sensu.

Nie zmieniła się z tego co opowiada Roman wyskość dodatku motywacyjnego tej nauczycielki, mamy tylko rzucone zdanie Romana (czy też przez niego usłyszane): "na przykład przy przyznawaniu dodatku motywacyjnego"

No i nie mamy wypowiedzi dyrektora o całej tej historii, a jakoś na niej najbardziej bym polegał.

Z poczuciem nauczycielki - co do sprawiedliwości czy niesprawiedliwości historii całej nie dyskutuję - bo poczucia dyskutowalne nie są. Pewnie czuję się źle skoro płacze i popełnia żenujące zabiegi typu udowadniania na siłę swej przydatności do zawodu. Oczywiście żal kobiety, no jasne.. Ale co to ma do profesjonalizmu działań nie wiem.

W takich sytuacjach nie jest złe pożalenie się komuś, ale najlepsze co może nauczyciel, uczestnik sprawy uczynić, to spisanie wszystkiego porządnie na kartce papieru (wolałbym komputer) i przemyślenie - które z opisanych faktów mają jaką wagę.

Marek Pleśniar16-03-2004 11:04:26   [#22]

o, gaba

o, asia

nie widziałem Was:-)

RomanG16-03-2004 11:07:04   [#23]
W ten sposób z poszkodowanego można często zrobić współwinnego.
Patrząc na obie strony medalu trzeba by o tym pamiętać.

Można być dobrym prawnikiem, a zagubić się w sytuacji niesprawiedliwej oceny dokonanej przez szefa kancelarii, w której liczyliśmy na zrobienie kariery.

Można być świetnym nauczycielem i mieć podejście do dzieci, a kompletnie nie radzić sobie z podłością ze strony dorosłych.

Czy nie dlatego wielu nauczycieli wybiera ten zawód? Bo mogą obcować z dziećmi i być trochę z dala - przynajmniej do tej pory - od bezwzględnej rywalizacji i deptania sobie po głowach?
Czy łagodność i nieumiejętność obrony swoich racji "po trupach" nie są czasem pożądanymi cechami w kontaktach z dziećmi?
emeryt16-03-2004 11:08:15   [#24]

klient nasz pan..

Jakże trudno zrozumieć,że czasy się zmieniły.Że uczeń i rodzic są klientami szkoły.Że szkoła pełni funkcję usługową poprzez swoich pracowników - w tym nauczycieli.I usługa winna być jakościowo najlepsza.W poście Asi jest odpowiedź.Ta nauczycielka nie jest dawcą usługi najwyższej jakości. Trybik w maszynie kuleje.I to w wielu miejscach. Nerwowo porusza się udając,że funkcjonuje prawidłowo.Czas na wymianę tego trybika.
Marek Pleśniar16-03-2004 11:08:33   [#25]

znaczy, niezaradność?

brak asertywności?

uległość?

Marek Pleśniar16-03-2004 11:09:20   [#26]

za szybko piszecie-)))

moja wypowiedź była do Romanowych pytań:-)
RomanG16-03-2004 11:17:58   [#27]

za szybko

Poprzednie moje odnosiło się do postu asi.

Marek, wolę uległość, brak asertywności u nauczyciela mojego dziecka niż agresję i poczucie wszechmocy - że co to nie ja!

A post zdzisławaF w kontekście tego, jaką pełni on funkcję natchnął mnie niezbyt miłymi wspomnieniami:
W jednym z miasteczek w moim województwie rodzice kiedyś poskarżyli się do organu prowadzącego. Nauczycielka stresuje dziecko podczas dowozu! On chciał chodzić po autokarze w trakcie jazdy, a ona na niego krzyknęła, bo na normalną uwagę nie zareagował.
Skarga do gminy... Czy to przypadek, że właśnie tam?

nauczycielka nie jest dawcą usługi najwyższej jakości
Aparat pojęciowy charakterystyczny dość... Może za dużo kursów marketingowych, hm?
Marek Pleśniar16-03-2004 11:52:48   [#28]
a co złego w usługach najwyższej jakości?
RomanG16-03-2004 12:25:10   [#29]
Zależy jak się rozumie usługę najwyższej jakości.
Szkoła, w której dyrektorem skutecznie targa jedna matka mającego problemy z dostosowaniem się do wymagań nauczyciela pierwszoklasisty, szkoła, w której nauczyciel chcący zdyscyplinować dziecko nie otrzymuje odpowiedniego wsparcia, taka szkoła psuje dzieci i w mojej ocenie nie świadczy usługi najwyższej jakości.

Ocena jakości pracy nauczyciela nie jest tu w ogóle tematem wpływającym na istotę sprawy.
Albo nauczyciel nie nadaje się w ocenie dyrektora i się go zwalnia, albo trochę choćby się nadaje, ale popełnia błędy, więc się go dyscyplinuje, aby uchybień nie było. To jednak trzeba udowodnić, a to w tym przypadku nie zostało zrobione, bo żadne postępowanie wobec nauczycielki wszczęte nie zostało. Odbyły się tylko jakieś tajemnicze zakulisowe manipulacje, półsłówka i sąd kapturowy.

Niezależnie od ewentualnyech uchybień w pracy nauczyciela zdyscyplinować trzeba również ucznia. Póki w ocenie dyrektora jest na tyle ok, że nauczyciel pracuje w placówce, póty uczeń ma go generalnie słuchać i stosować się do jego słusznych wymagań.

Rodzice w świetle prawa nie są przełożonymi nauczyciela. "Usługa" ma być nakierowana na wszystkich rodziców i uczniów, na tworzenie klimatu sprzyjającego nauce i wychowaniu.
O tym nie może decydować zdanie jednej matki. Szkoła ma być stabilna i przewidywalna. Dziś przyjdzie jedna matka i zażąda skrojenia "usługi" do jej oczekiwań, jutro przyjdzie druga z innymi oczekiwaniami. Będziemy się wtedy miotać?
Małgoś16-03-2004 12:26:41   [#30]

armaty na wróble...

Mam mniej więcej taki ogląd sytuacji:

siedmiolatek nie stosuje sie do reguł panujących w szkole (klasie)

w domu znajduje potwierdzenie swoich racji (mama nie staje po stronie szkoły i nauczycielki, ale reaguje obronnie i szuka sposobów na uznanie racji dziecka)

- nie wiemy dokładnie dlaczego dziecko az tak reaguje (całkiem prawdopodobne, że matka popełnia błąd wychowawczy, ale tez jest prawdopodobne, że dziecko naprawdę źle czuje się w szkole, pod opieką nauczycielki)

- matka szuka pomocy, reakcji u przełożonych (bo tak wygodniej, bo to na skróty, bo może nie wierzy w dobrą wolę nauczycielki)

Dyrektorka nie rozdmuchuje sprawy, informuje nauczycielkę i ostrzega przed konselwencjami finansowymi

Taka sytuacja może się zdarzyć we wszystkich firmach - bez wzgledu na charakter usług.

Klient niezadowolony z usługi informuje o tym szefostwo firmy, które to ostrzega pracownika przed konsekwencjami.

Mysle, że dyrektorka w ten sposób komunikuje nauczycielce - "Rozwiąż kobieto ten problem. Bądźże profesjonalistką - pedagogiem i wychowawcą. Nie widzę tu konieczności interwencji. Daj sobie i mnie szansę na pozytywne postrzeganie twojej pracy. A jesli nie potrafisz, czy nie chcesz to ... nie zarobisz.

Czy ktos oczekuje od dyrektora banku ochrony kasjera przed klientem, ktory skarzy sie, ze zle sie czuje w tym banku, bo kasjer go traktuje niezbyt zyczliwie...

Marek Pleśniar16-03-2004 12:35:03   [#31]
rozsądne
Grazia16-03-2004 14:44:40   [#32]

Ale wśród rodziców są ludzie i ludziska.

Parę lat temu miałam podobną sytuację. W środku roku szkolnego przyszła do klasy II dziewczynka - jedynaczka, istny diabeł wcielony. Rozrabiała lepiej niż kilku chłopców razem wziętych. Mama nie chciała przyjąć do wiadomości, że ma dziecko nadpobudliwe i do tego niegrzeczne. Dziewczynka bardzo dobrze się uczyła. O wybrykach informowałam rodziców na bieżąco, tak więc codziennie dziecko szło do domu z uwagą w dzienniczku, a na drugi dzień matka bywała w szkole. Robiła mnie straszne awantury .

Pewnego dnia napisałam w dzienniczku (a był to piątek), że dziecko od poniedziałku nie reaguje na uwagi nauczyciela. Wtedy rozgniewana matka wpadła do gabinetu dyrektora z awanturą, że dziecko jest w szkole od wtorku, a ja piszę że od poniedziałku. Oczywiście pomyliłam się. Pisałam uwagę z głowy, ale przecież to nie było istotą mojej uwagi. Matka jednak była tak rozsierdzona, że wymachiwała torebką przed oczami dyrektorki okropnie wrzeszcząc. Dla dyrektorki były to stresujące chwile. Dopiero wtedy wezwała mnie dyrektorka i skwitowała tę sytuację słowami "Boże, współczuję pani, pani Grażyno takich rodziców".

Uczennica świetnie się uczyła. Bardzo ją lubiłam i zawsze mogłam na niej polegać. Była pewna siebie. Nigdy nie miała tremy ani oporów do występowania publicznie przed rówieśnikami. Współpraca z pedagogiem szkolnym dała rezultaty. Dziecko miało po prostu zapracowanych rodziców, ktorzy mało mu poświęcali czasu. Siedziało stale samo w domu, a do towarzystwa miało jedynie wielkiego psa. Mama się wyciszyła po wielu wielu rozmowach, a potem współpracowała ze mną jeszcze parę lat, bo wychowawczynią tej klasy byłam do klasy VI.

Marek Pleśniar16-03-2004 15:04:22   [#33]

oczywiście ze są

są dyrektorzy trąby, nauczyciele nieudacznicy i rodzice awanturnicy, Tacy też bywają. podobnie jak czasem uczniowie mordują nauczycieli, nauczyciele uczniów itd itd

no jasne że tak. Warto jednak spoglądać na sprawy bez teorii spiskowych, bez budowania "systemów", "typowych zjawisk" itp - bo się człowiek zacznie bać każdego dziecka, rodzica, nauczyciela i dyrektora.

To się schizofrenia nazywa. Paranoidalna. Nie ulegajmy jej po powariujemy a na pewno ulegniemy czarowi historii z tak zwanej "literatury dla kucharek".

Ale większość rodziców to zwykli ludzie, nie awanturują się i nie czynią burd wychowawcom, nauczyciele jakoś tam - całkiem nieźle uczą, dyrektorzy zarządzają.

===========================

Zobaczcie jakim ulegamy złudzeniom - podobnym ja ci, którzy szukają win w szkole.

Gdy ktoś z uczeztników Forum ukradnie baton w sklepie, wiecie jak napisze prasa? (To autentyk) "38-letnia nauczycielka ukradła baton"

Gdy zabija kobieta dziecko swego kochanka (przepraszam za brukowe historie) - pisze prasa: "nauczycielka zabija ucznia w gabinecie lekarskim szkoły"

Gdy wyborcza informuje o morderstwie kolejnym - ktos tu zaraz nam wkleja pisząc wielkimi literami: "uczeń zabił nauczyciela!!".

Nauczyciele pracuja między ludźmi (jest podobno taka teoria, której może nie zaufają wszyscy, że dzieci to też ludzie;-). Ludzi tych są miliony.

Wśród tych ludzi ktoś czasem coś kradnie, czasem kogoś zabija, czasem się awanturuje. Jak wszędzie na świecie.

I to nastolatek zabija dorosłego, dorosły nastolatka, to 38-letnia kobieta kradnie baton. To dorosły dorosłemu robi awanturę.

Czemu u licha szukać ich profesji czy funkcji społecznej?

Że to uczeń, nauczyciel, dyrektor?

Zabijają też kolejarze, kradną też księża, profesorowie uniwersytetów i pisarze. I bezdzietni tez:-)

Ludzie kradną

ot co:-)

hanabi16-03-2004 15:16:49   [#34]

"o żesz Ty"

święte słowa z ust mych wyjęte ;-)))))))))))))))))))))))))))))))))
Małgoś16-03-2004 15:56:36   [#35]

i jeszcze cos dorzucę

ludzie mają prawo prosić i oczekiwać pomocy, ze strony innych - w każdej sytuacji

ale korzystając z tego prawa nadmiernie muszą się liczyć z tym, że postrzega się ich jako mniej sprawnych, zaradnych ...profesjonalnych

Nie wiem czy to symptom ostatnich lat - bo za moich czasów dziecięcych było ciut inaczej - tzn. szkoła była bardziej samodzielna w czynnościach wychowawczych.

Bo jaki sens ma informacja dla rodzica (w formie niestety najczęsciej uwagi), że jego dziecko:

- nie integruje się z grupą (przeciez rodzić nie zorganizuje w domu terapii grupowej i nie nauczy dziecka tej .,..integracji)

- nie stosuje sie do norm szkolnych (przeciez matka nie przestawi dziecka na podnoszenie rączki w górę, gdy zechce ono skorzystac z WC),

- nie siedzi grzecznie w ławce, ale się kręci i rozmawia z kolezanką (przeciez rodzic nie wyćwiczy siedzenia 45 min nieruchomo przy stole bo sąd rodzinny ukarałby go za ..znęcanie się nad własnym dzieckiem)

- używa wulgarnych słów (jesli rodzic sam takich słów nie używa, to nic nie poradzi na to, że dzieckom naśladuje w szkole jakiegos Kazia z klasy)

- śmieje sie głośno podczas lekcji (ewentualnie rodzic mógłby... usiąść z dzieckiem w ławce szkolnej zamiast chodzic do pracy i hamować jego potrzebe nagłego smiechu)

- nie chce bawić sie z Jasią, bo woli Anię i Franię (rodzic nie jest w stanie zmusić dziecka by lubiło kogos, kogo nie lubi)

itd itp (wszystkie przykłady to autentyczne uwagi zgłaszane rodzicom przez nauczycieli nauczania poczatkowego)

Rodzic może jedynie z dzieckiem porozmawiać, wysłuchac jego racji, cos niecoś sprostować, wyjasnić, wyrazic niezadowolenie i ..oczekiwac, że pani w szkole potrafi: integrowac grupę, uczyć norm społecznych obowiązujących w szkole, zachęcac dziecko do koncentracji uwagi, tłumaczyc, że wulgarne słownictwo nie przystoi porządnym ludziom itd.

Uwielbiam nauczycieli, którzy mówią tak:

"mamy problem w klasie, bo jest konflikt między A i B, ale pracujemy własnie nad tym. Mam jedynie prośbe, aby pani porozmawiała z Marysią na temat tego, jak naprawic tę sytuację " 

albo "Romuś ma jeszcze problemy ze zrozumieniem wymagań jakie stawiamy w szkole uczniom w zakresie zachowania, jednak każdy najmniejszy postęp jest dostrzegany i wierzę, że niedługo wszystko będzie ok. Prosze jedynie o tłumaczenie mu, że bicie dzieci nie jest najlepszą metodą rozwiązywania problemów - dobrze, żeby i w domu i szkole spotykał się z podobnym zdaniem na ten temat"

(no coś w tym rodzaju)

PS. Nie zapomnę poczucia smutku i bezradności, gdy po pierwszych dniach pobytu mojej 3-letniej córki  w przedszkolu, pytając o jej zachowanie usłyszałam: No wie pani, niby wszystko jest w porządku, ale ona troche dziwna jest. Jakoś tak zbyt czesto się ...przewraca. Niech pani coś z tym zrobi"

Mąż mnie powstrzymał przed bieganiem po neurologach, ortopedach itp.

Okazało się, że dziecko nigdy dotąd nie poszturchiwane przez tłumek innych dzieci, niepewne nowej sytuacji, nie biegające dotąd po śliskim parkiecie, słabiej trzymało pion... po paru tygodniach przestałą upadać. Ale ja juz do tej pani zaufania nie nabrałam ;-)

Majka16-03-2004 17:27:06   [#36]

Małgoś :)

albo "Romuś ma jeszcze problemy ze zrozumieniem wymagań jakie stawiamy w szkole uczniom w zakresie zachowania, jednak każdy najmniejszy postęp jest dostrzegany i wierzę, że niedługo wszystko będzie ok. Prosze jedynie o tłumaczenie mu, że bicie dzieci nie jest najlepszą metodą rozwiązywania problemów - dobrze, żeby i w domu i szkole spotykał się z podobnym zdaniem na ten temat

Zgadzam się z Tobą w 100% - warunek jest jeden :)  Mama też się uśmiechnie i powie: dobrze, ja  panią wspomogę :)

Gorzej, gdy po taktownym nauczycielskim dictum pobiegnie na skargę do dyrekcji, a w domu powie dziecku: miałoś rację, pani się czepia.

RomanG16-03-2004 19:38:01   [#37]

Pociągnę myśl Małgosi

Czy ktoś oczekuje od dyrektora banku ochrony kasjera przed klientem, który skarży się, że źle się czuje w tym banku, bo kasjer go traktuje niezbyt życzliwie...

Do okienka podchodzi podpity i zaczepny klient. Ma pretensje, że kasjerka nie dość sprawnie go obsługuje, że nie dość szybko przelicza pieniądze. Od słowa do słowa dochodzi do ostrzejszej wymiany zdań, w końcu kasjerka odmawia obsłużenia klienta.
Na biurku dyrektora ląduje pisemna skarga, którą kasjerce dyrektor przedstawia dosłownie na chwilę, mając jeszcze wątpliwości, czy w ogóle powinien to robić.

Rozmowa jest mniej więcej taka:
- Nie radzi sobie pani z klientami, chyba będę musiał obniżyć pani premię.
- Ależ panie dyrektorze, ten pan był pod wpływem i był agresywny!
- Klient ma prawo zachować się różnie. Po co wysyłałem panią na szkolenia doskonalące techniki negocjacji i techniki komunikacji? Mimo wszystko jednak sobie pani nie radzi. Będę musiał zatrudnić chyba kogoś o większej inteligencji emocjonalnej.
Małgoś16-03-2004 20:08:50   [#38]

Romanie, nie! :-)

proszę,  dobieraj przykłady adekwatne do sytuacji ;-)))

podpity awanturnik w banku nijak się ma do zaniepokojonej matki siedmiolatka, którego pani nie potrafi nauczyć respektowania zasad szkolnych

pasowałoby raczej porównanie z kasjerką, która oburzona na skargę klienta, żali się dyrektorowi banku, że facet krzywo stał w kolejce, znieciepliwionmy bębnił palcami w ladę, podał jej zmięte pieniądze, natarczywie dopytywał się o sprawność maszynki liczącej banknoty,   nie usmiechał się, gapił sie jej dekolt i nie okazywał entuzjazmu z obsługi, ale domagał się Książki Zażaleń, bo jego zdaniem zbyt wolno obsługuje się ludzi  w tym  banku  - a on własnie musiał wpłacić 500 tys. zł   :-)

RomanG16-03-2004 20:28:04   [#39]

A pewnie!

Co to jej przeszkadza, że facet się w dekolt pogapi?
Większy jeszcze powinna nosić - tak zalecił dyrektor po kursie z zarządzania. Bo zadowolenie klienta najważniejsze.

Im większy dekolt, tym klient częściej będzie te swoje 500 tys. przynosić.
Iwon16-03-2004 20:37:48   [#40]
Wiecie, że nieszczere umizgi do dzieci i rodziców faktycznie mogą przypominać taki dekolt (po kursie komunikacji, zarządzania, czy czegoś tam). Rany!!!
Małgoś16-03-2004 21:11:40   [#41]

Romanie - bajdurzysz

sama prowadzę czasem takie treningi :-)

i nawet w "skutecznej sprzedaży" żadnych dekoltów się nie zaleca, a wręcz odwrotnie...

natomiast wobec klienta nakłania się do asertywnej kurtuazji - bo on tez musi szanować firmę, która go obsługuje - jesli firma nie da się szanować, to klient odejdzie ;-)

pierwszym atrybutem osoby obsługującej klenta musi byc profesjonalizm, a nie żaden ...dekolt ;-)

PS. Romanie, gdzie sa tacy faceci, co to omamieni dekoltem rozstają się z pół milionem PLN??!!

Adaa16-03-2004 21:12:33   [#42]

przepraszam Romanie

ale musze Ci powiedzieć..

Przeczytałam to co piszesz tu i stwierdzam,że jestes tendencyjny. Zdecydowanie w tym co piszesz dostrzegam obronę nauczycielskich postaw za wszelką cenę. Konfrontujesz swiadomość ucznia, często jeszcze dziecka ,ze swiadomością dorosłego człowieka-nauczyciela.

Naprawdę, nie przyda to szacunku dla pracy nuczycielskiej, udowadnianie,że za wszelkie niepowodzenia wychowawcze ponoszą jedynie winę rodzice-klienci szkoły. Nie ma jednoznacznych sytuacji...

Jesli istnieje konflikt to zawsze podłożem jest postawa obu stron równoczesnie, mozliwe,że  rózne są proporcje winy.

Czasami ,udowadnienie,że nie jest się/ktos nie jest wielbłądem strasznie uwypukla garby:-))

Adaa16-03-2004 21:15:48   [#43]

co do dekoltu

to zgadzam się z małgosią po części gdyż stawiam na...profesjonalny dekolt:-))))
Małgoś16-03-2004 21:25:10   [#44]

Adaa :-))))

;-)

a "hamstwo nalezy zwalczać siłom i godnościom osobistom"

...najlepiej nr 80 C lub D - i to dopiero jest profesjo-nalizm  ;-)

ergo16-03-2004 22:01:00   [#45]
...wężykiem, wężykiem...
Iwon16-03-2004 22:07:28   [#46]

:-))))))))))))))))))))))))))))))))))

AnJa16-03-2004 22:33:00   [#47]

"najlepiej nr ..." ;-)))

Nie z nami te numery, Brunner:-)

A Roman to raczej lubi tendencyjnie odginać, to co nasz system edukacyjny lat 1990-2004 przegina, odginając przegięcia naszego systemu edukacyjnego z lat 1956-1989.

Więc proszę tu  jego tendencyjnie i zbiorowo nie ustawiać do bicia!

"Bo on dobry człowiek jest!" ( cyt. za zgredkiem z innego wątku)

zgredek16-03-2004 22:55:56   [#48]
zastrzegam sobie

tego cytatu nie wykorzystywać proszę, bo on tylko do jednej osoby ma zastosowanie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Gaba17-03-2004 05:37:50   [#49]
Zgredku, jak widać na fotografiach, to niejedna z tymi numerami paraduje!
RomanG17-03-2004 08:29:21   [#50]

tak w ogóle

to AnJa (#47) najpełniej zrozumiał intencje moich wypowiedzi na tym forum.
strony: [ 1 ][ 2 ]