Długo AnJa napisałeś, muszę to sobie zatem dla wygody podzielić. Piszesz:
- sytuacja, w które nauczyciel interpretuje program swojego autorstwa wydaje mi się nieco paradoksalna (choć zgodna z polska praktyką w dziedzinie stanowienia i stosowania prawa, nie tylko oświatowego i podatkowego), chyab, że pod pojęciem program rozumiesz coś innego niż program wychowania?
Sądzę, że nie mamy tu konfliktu pojęciowego. Interpretacja programu jest konieczna - albowiem program musi być napisany i zatwierdzony odpowiednio wcześniej, niż zaczyna być stosowany przez nauczyciela. Musi zawierać treści zapisane w podstawie. A potem przychodzą dzieci i mamy rzeczywistość "niezaprogramowaną". Wolę osobiście programy ogólniejsze, dające mi autonomię – a odpowiedzialności za decyzje się nie boję. Miarą mojej pracy są obserwowane umiejętności wychowanków (oczywiście upraszczając, wpływ środowiska domowego jest decydujący), a nie tematy zajęć czy trzymanie się kanonu wybranych wierszyków. Interpretacje właśnie po to robię, aby sprostać potrzebom dzieci - w grupie dzieci biegle liczących nie będę robić monografii liczby. Z racji składania origami od trzylatków, nie wprowadzam osobno, specjalnym zajęciem nazw figur - dzieci nabywają tę znajomość niejako przy okazji. Jak trafi mi się młody człowiek, który nie potrafi myć zębów (a np. jako pięciolatek trafia do przedszkola) uczę go tego, a nie mówię - mycie zębów to mieliśmy w trzylatkach. Mogę sobie poprzesuwać treści - dziecko ma umieć określone rzeczy na koniec przedszkola, mam mu w tym pomóc, a jak pomimo wsparcia różnistego nie opanuje, mam o tym rodzicom napisać.
Nie oczekujesz też chyba, że znów tak jak kiedyś w całej Polsce o jednej godzinie będziemy święcić Dzień Górnika.
Twoje dalsze wątpliwości:
- no- właśnie- arkusz obserwacji dziecka: funkcjomuje na pewno?
- dasz ze choćby paznokcia uciąc, ze to:"monitoruje dyrektor: zatwierdzając plan pracy oddziału - dopisek: a dlaczego taki być musi nie wystarczy program?;
powinny rozwiać zapisy z ramowego statutu przedszkola - na szybko znalazłam jakiś projekt - nie wiem - podpisany? ale i w starym tak lub podobnie to było:
ZAŁĄCZNIK Nr 1
RAMOWY STATUT PUBLICZNEGO PRZEDSZKOLA
2. Statut przedszkola określa ponadto:
16) zadania nauczycieli związane z:
a) współdziałaniem z rodzicami w sprawach wychowania i nauczania dzieci, z uwzględnieniem prawa rodziców do znajomości zadań wynikających w szczególności z programu wychowania przedszkolnego realizowanego w danym oddziale i uzyskiwania informacji dotyczących dziecka, jego zachowania i rozwoju, b) planowaniem i prowadzeniem pracy wychowawczo-dydaktycznej oraz odpowiedzialnością za jej jakość,
c) prowadzeniem obserwacji pedagogicznych zakończonych analizą i oceną gotowości dziecka do podjęcia nauki w szkole (diagnozą przedszkolną);
czytając (lub sprawdzając tylko czy są) wpisy nauczyciela (dopisek: jaki jest stopień szczegółowości? w pocz/ lat 90. był b. duży) w dzienniku oddziału;
O rozporządzeniu w sprawie dokumentacji to tu przedszkolanki długo dyskutowały :) Pamiętam problem tematów wpisywanych i obecności sprawdzanej co godzinę - bez zdroworozsądkowego podejścia nieźle by to wyglądało, zatem też jakoś tam jakość owego prawa się przełożyła na praktykę. Wpis w dzienniku w moim przedszkolu opisuje aktywność dzieci, jest czasem jakiś temat, literatura....
czy i jak są prowadzone arkusze obserwacji dziecka (dopisek: no właśnie- czy i zwłaszcza jak?);
to już opisałam wyżej. Chciałabyś wystandaryzowane? Jednakowe? No to zastanówmy się, była kiedyś tzw. Karta Dziecka Sześcioletniego. Niech MEN wprowadzi taki dokument i po krzyku.
A jak robią teraz robią przedszkola? W podstawie programowej każdy zakres wspierania rozwoju dziecka - już poza celami - zaczyna się od słów: Dziecko kończące przedszkole i rozpoczynające naukę w szkole - i tu są wymienione umiejętności. Nauczyciel kończący trzy lub pięcioletnie studia nie da rady sprawdzić, albo ewentualnie zmodyfikować arkusza obserwacji tak, aby mieć tu jasność wyczerpania zestawu wskaźników z arkusza obserwacji? A odniesieni owych dokumentów do zapisów podstawy sprawia, że są one jednak w jakiś sposób podobne.
prowadząc podsumowujące pracę dydaktyczno-wychowawczą posiedzenia rady pedagogicznej - nauczyciel/ki oddziału dokonują ogólnej oceny grupy oraz analizy indywidualnych przypadków (dopisek: tak samo wyglada to w przedszkolu z 1 czy 12 oddziałami?) jest oczywistą oczywistością w przedszkolach? bo jakoś podobnie jest w szkołach- a ja wiem, ze nie jest w nich oczywistością
A ja powiem tak - przez ponad dwadzieścia lat - jeżdżąc po moim mieście i po Polsce nie spotkałam przedszkola, w którym nie istniałyby wymienione przeze mnie elementy pracy i dokumentacji. Zawsze jest to podczas takich spotkań przedmiot analizy i wymiany doświadczeń - żelazne pytanie: jak się u was pisze plany? :) (bo trafiały się curiosa na 14 stron drobnym maczkiem, gdzie nawet odpowiedzi dzieci są przewidziane. Szkoda, że nie uwzględniają epidemii wiatrówki). Nawet montessorianki mają jakieś podobne dokumenty.
Liczba oddziałów przedszkolnych nie ma tu nic do rzeczy, może moim zdaniem wpływać jedynie na czas trwania posiedzenia. Mam nadzieję, że nie czyta się już monotonnym głosem owych analiz, a co najwyżej dyskutuje o trudnych przypadkach i wnioskach. A konieczność analizowania własnej pracy to chyba też z rozporządzenia o nadzorze wynika.
Być może jednak ORE dysponuje wiedzą, że nie ma takich działań w zatrważającej swą większością liczbie przedszkoli. Rozumiem więc wtedy ideę konkursu.
Problem widzę gdzie indziej - w konieczności zastosowania wypracowanych w waszym poradniku rozwiązań tam, gdzie istnieją inne, już sprawdzone, dobre procedury. Bo musi być "po nowemu". „A” nie dostaniemy, laboga rety!
A po nowemu to ja bym np. wolała plan lub plany pisać i rysować z dziećmi - bo to z nimi potem zadania z owego planu mam zrealizować, zmieniać, rozwijać. Uczyć ich planowanie owego planowania.
Ale się nie da zamiast, mogłabym sobie robić obok. Tylko to niekompatybilne, niestety. Robię więc od czasu do czasu, obok właśnie, jak mam czas na interpretacyjne fanaberie. |