Forum OSKKO - wątek

TEMAT: Gwiazdkowi oszuści
strony: [ 1 ]
Konto zapomniane19-12-2003 10:55:29   [#01]

Gwiazdkowi oszuści
Tomasz Lipko 18-12-2003, ostatnia aktualizacja 18-12-2003 18:29


Jest ich coraz więcej i są bezkarni. Na oszukańczych zbiórkach pieniędzy zarabiają przed świętami nawet po kilkaset tysięcy złotych - pisze Tomasz Lipko
Było to rok temu przed świętami. Kiedy pierwszy raz pokonałem zażenowanie i szczegółowo przyjrzałem się laminowanym identyfikatorom, młodzieńcy wymienili się zaczepnymi spojrzeniami.

Świąteczna atmosfera pękła jak bańka mydlana. Dwa niezdarki w świątecznych przebraniach z trudem zaczęły ukrywać agresję. Teraz bardziej wyglądały na wyrośniętych młokosów z groteskowymi czapkami krasnali. W końcu większy wyszarpnął mi identyfikator, mówiąc: "Właściwie to możemy je pokazywać, tylko jak dostaniemy pieniądze".

Zapamiętałem nazwę, zresztą było to logo znanej fundacji. Kiedy zadzwoniłem z pytaniami do centrali, usłyszałem: - Są wszędzie. Oszuści z puszkami kwestujący na ulicach.

- Najbardziej cwani żyją z tego przez cały rok, ale prawdziwe apogeum następuje każdego roku przed Gwiazdką - mówi Michał Mikołajczyk z Zarządu Głównego PCK - ich pomysłowość nie ma granic.

Lekcja dobroczynności

Ani policja, ani fundacje charytatywne nie były w stanie odpowiedzieć mi na pytanie, ile w taki sposób można zarobić. Cwaniaków, którzy zaczęli się ze mną szarpać w centrum Warszawy, zacząłem nachodzić codziennie, awanturując się, nazywając ich głośno złodziejami i strasząc policją. Byłem prawdopodobnie od bardzo dawna najpoważniejszym problemem w ich życiu. Trzeciego dnia zapytali, ile chcę kasy. Powiedziałem, że dwa tysiące albo naukę dobroczynności w weekend. Wybrali to drugie, "pod warunkiem że znikasz z naszego terenu".

Paweł i Adrian. Jedyny prawdziwy fakt, do którego się przyznają, to wychowanie w domu dziecka, gdzie się poznali. Mają po dziewiętnaście lat, mieszkają z przybranymi rodzicami, dziś już emerytami. Trzymają się w jednej paczce wychowanków, która pracuje w całym mieście. Obydwaj nie skończyli liceum, nie pracują. Choć, jak sami przyznają, byli wielokrotnie notowani "za włamy i zadymy", to właśnie wyłudzanie pieniędzy na ulicach od trzech lat uchodzi im bezkarnie.

- Robota pewna i bezpieczna - mówi Paweł, zaciągając się jointem w cieniu Pałacu Kultury - znam kilkudziesięciu ludzi w branży i nie słyszałem, żeby któregoś zamknęli.

- Lekcja pierwsza - instruuje Adrian - zaczynamy od przygotowania identyfikatora. Możesz zrobić go sobie w godzinę, wszystko masz pod ręką.

Rzeczywiście, do zdjęcia z dworcowego automatu wystarczy prosty program graficzny dostępny w internetowych kafejkach - kolorowa matryca dobrze imituje nawet fioletowe pieczątki. Do tego logo fundacji, koniecznie znanej z telewizji. Kiedy legitymacja jest już zafoliowana, zostaje jeszcze hologram.

- Najlepsze są z płyt kompaktowych, ale osobiście wolę zdjąć żyletką z butelki wyborowej.

Dzieło wieńczy puszka po kawie lavazza owinięta wydrukiem w skromnej tonacji oraz plomby z drutu i plasteliny. Na obszerne markowe dżinsy do pracy narzucają szare ortalionowe skafandry z punktów pomocy społecznej.

Sezon właśnie się zaczyna


- Pierwszy sygnał mieliśmy cztery lata temu, ale w zeszłym roku to już była prawdziwa plaga - przyznaje Stanisław Kowalski, prezes Fundacji Dzieciom "Zdążyć z Pomocą" - o każdej porze dnia dzwonią do nas ludzie, że zaczepiają ich podejrzane dzieci, powołując się na nas. Od kiedy pojawiliśmy się w telewizji, dostajemy sygnały z miejscowości, o których istnieniu nie mieliśmy nawet pojęcia. Ale najbardziej szkodzą nam w dużych miastach. Oceniamy, że okradają znane fundacje i organizacje na kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. A przed świętami nawet na kilkaset.

- Puszka na wysokości brody i mówisz tylko: „Zbieramy na paczki świąteczne w ramach akcji »Gwiazdka w domach dziecka «, nie odpuszczasz, widząc odruch zawahania - mówi Paweł - nauczysz się szybko, w sezonie możesz mieć z tego nawet ponad tysiąc złotych dziennie.

"Sezon" to okresy przedświąteczne i momenty wielkich katastrof. Kiedy w zeszłym roku Europę nawiedziła fala powodzi, Adrian i Paweł "na bezdomnych Niemców i Czechów, który utracili dorobek całego życia", zarabiali trzy tysiące tygodniowo.


Obserwuję obydwu moich nauczycieli z baru w centrum miasta. Tłum ludzi obwieszonych torbami, w rozpiętych płaszczach ma w kieszeniach nieprzebrane zasoby bilonu. Najlepsi są klienci drogich knajp, kiedy najedzeni i napici wyruszają na zakupy. - Dobrze jest też postać na parkingach, jak ładują zakupy do wozu - śmieje się Adrian - nie za bardzo mają gdzie uciec. Nawet nie musisz gadać, wystarczy, jak postoisz trochę nad głową gościowi, kiedy ładuje fanty do bagażnika.

Policjanci wierzą w telewizję

- Boję się nawet o tym mówić, bo tacy oszuści zniechęcają do pracy naszych wolontariuszy, ludzie od nas odchodzą - mówi Michał Mikołajczyk z PCK - ale są grupy błyskawicznie reagujące na każdą naszą akcję, którą nagłośnimy w telewizji. Kiedy zrobiliśmy "Wyprawkę dla żaka", podszyli się pod nas we wszystkich 16 miastach wojewódzkich.

- Od kiedy zaczęli wyłudzać pieniądze na "Pajacyka", naszą internetową akcję zbierania datków na dożywianie dzieci, zastanawiamy się nawet nad oficjalnym ogłoszeniem, że nie prowadzimy ulicznych zbiórek - mówi "Gazecie" szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej Janina Ochojska - boję się tylko, że ludzie nie będą wiedzieli, o co nam chodzi.

- Ostatnio zaczęła do miasta zjeżdżać duża konkurencja - Paweł i Adrian ostrzegają mnie, że najlepsze tereny w mieście są już obstawione - najgorsze są grupy spod Warszawy. Bardzo agresywni. Dopadają cię w bramie i spuszczają wpierdol, kiedy ludzie nie widzą. A szkoda, mieliby przynajmniej niezłe widowisko za te drobne. Dwie bandy sierotek z puszkami okładające się pięściami.

- Na "rynek" wchodzą coraz bardziej bezwzględni - przyznaje Stanisław Kowalski, prezes Fundacji Dzieciom "Zdążyć z Pomocą" - niektórzy np. zabierają nam ulotki albo kartki okolicznościowe i sprzedają na ulicach jako cegiełki wsparcia. W Elblągu kartki z logo "Fundacja Dzieciom - Zdążyć z Pomocą" sprzedawały na ulicach miejscowe prostytutki.


Stanisław Kowalski i kilkudziesięciu innych działaczy akcji charytatywnych z Janiną Ochojską na czele wielokrotnie dzwoniło na policję, praktycznie bez żadnego skutku. - Policji nie chce się zajmować takimi sprawami, bo prokuratura i tak umorzy je ze względu na niską szkodliwość społeczną czynu - mówi Kowalski - za dziesiątym razem policjanci po cichu poradzili mi, żebym zainteresował tą sprawą telewizję. Mówili, że może to coś pomoże.

Według oficjalnych policyjnych statystyk w Poznaniu, Warszawie i Krakowie przestępstw polegających na wyłudzaniu pieniędzy na ulicach nie ma praktycznie w ogóle. Tymczasem na mnożące się grupy oszustów narzekają nie tylko dobroczynne fundacje i organizacje, ale ostatnio coraz częściej także domy dziecka i przytułki dla starców. - Młodzi oszuści są na tyle bezczelni, że telefonują i pytają o nazwiska dyrektorów, żeby mieć się na kogo powoływać. Coraz odważniej zaczynają też chodzić po domach.

- Każdego roku otrzymuję kilkadziesiąt sygnałów z całego miasta - mówi dyrektor Domu Dziecka przy ul. Dalibora w Warszawie Gertruda Zagoździńska. - Dzwonią do mnie ludzie z pretensjami, że są zaczepiani napastliwie na ulicy, że dzieciaki wyłudzają pieniądze na moje nazwisko. Policja i prokuratura zapewniały dyr. Zagoździńską, że zlikwidują problem, ale sygnałów z warszawskich ulic jest coraz więcej. - Trochę już się nawet z tym pogodziłam, nie stanę przecież przed Teatrem Wielkim i nie zacznę się z nimi szarpać. Poza tym i tak niektórzy zaczynają już chodzić po domach - dodaje dyr. Zagoździńska.

- W weekendy sprzedajemy na osiedlach porcelanowe słoniki po 5,90 "zrobione przez dzieci w domach dziecka" - Adrian śmieje się z fajansowego brzydactwa - w soboty wszyscy siedzą w domach, no i przede wszystkim nie można sprawdzić telefonu z legitymacji, bo "fundacja pracuje od poniedziałku do piątku od 8.30 do 17". Kiedy jeden dziadzio zamknął nam drzwi i zaczął dzwonić do dzielnicowego, to dostał w palnik. Ma nauczkę, że z domem dziecka trzeba grzecznie.

- Dobra, wiesz już wszystko, jesteśmy kwita - Paweł kończy - na koniec powiem ci tylko, że biznes staje się coraz bardziej zorganizowany, do gry wchodzą wyspecjalizowane firmy.

Z firmą lepiej

Większość właścicieli tych firm to tacy sami cwaniacy jak Adrian i Paweł. Tyle tylko, że posługują się prawdziwymi pieczątkami, a nie chamskimi podróbkami z komputera. Dzięki temu są partnerami dla największych centrów i galerii handlowych w całym kraju.

W biznesowym slangu nazywa się to "działalnością charytatywną". Firmy trudniące się "działalnością charytatywną" w okresach świątecznych zatrudniają na umowy o dzieło dziesiątki "hostess i modeli", którzy prowadzą wśród kupujących zbiórkę pieniędzy na cele dobroczynne. Wszystko dokumentują standardowymi umowami handlowymi.

W dokumentach firma gwarantuje, że "część pieniędzy ze zbiórki" będzie przekazana na konta chorych dzieci. Trzeba te konta tylko dokładnie ustalić, zaś od rodziców oprócz dokumentów lekarskich najlepiej wycyganić jeszcze zdjęcie dziecka. Wtedy interes jest legalny na 100 proc.

- Kilku dobrze rozstawionych Świętych Mikołajów na terenie średniej galerii handlowej? - zastanawia się Adrian, marszcząc brwi - niech połowę odpalają ochronie albo właścicielowi, i tak są w stanie wyciągnąć przed świętami do siedmiu tysięcy w weekend.

Nie wiadomo, ile z tego dostają dzieci. To tajemnica handlowa firm.


Fundacje dobroczynne? Zakaz wstępu.

- Kilkanaście razy w roku spotykam w centrach handlowych młodych ludzi ubranych stosownie do najbliższego święta kościelnego - mówi Jarosław Potapczuk ze Stowarzyszenia Misji Afrykańskich - w zależności od pory roku sprzedawali opłatki albo cegiełki. Uparłem się i sprawdziłem dwie organizacje wymienione w dokumentach - Centrum Zdrowia Dziecka i Polską Akcję Humanitarną. Nie dostały ani grosza.

Szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej miała zresztą w zeszłym roku wyjątkowo zepsutą Gwiazdkę. Dzwonili do niej znajomi, mówiąc, że w całej Warszawie PAH prowadzi intensywną "wielką zbiórkę"; wolontariusze zbierają pieniądze w Galerii Centrum, Galerii Mokotów, Tesco i Géancie. - Z żadną z tych akcji nie mieliśmy nic wspólnego - mówiła "Gazecie" przerażona Ochojska.

W oficjalnych dokumentach za akcję brała odpowiedzialność komercyjna firma Magnus zatrudniająca 50 hostess i księgowego. Przed Adrianem, Pawłem i całą rzeszą podobnych spryciarzy byli chronieni przez ochroniarzy uzbrojonych w pałki. Hostessy zarabiały 6 zł za godzinę. W przebraniach świątecznych, udając wolontariuszy, sprzedawały opłatki za zgodą zarządców obiektów. Oszustwo było szyte grubymi nićmi - Kościół od lat ostrzega, że sprzedaż opłatków poza organizacjami kościelnymi to wielka lipa.

Od kilku lat parające się "działalnością charytatywną" podejrzanej proweniencji spółki usługowo-handlowe na wyścigi rezerwują terminy zbiórek w największych galeriach handlowych w kraju. W ciężkich czasach dla prawdziwych fundacji dobroczynnych nie ma tam już za wiele miejsca.

- W tym roku objeździłem całą stolicę, Carrefour, Makro, Centrum Handlowe Janki, Fort Wola, M1, nigdzie nie było dla nas miejsca - mówi Kazimierz Szałata, prezes Fundacji Raoula Follereau - dyrektorzy obiektów mówili nam, że nie są zainteresowani naszą "ofertą handlową", prawie wszystkie podania zostały odrzucone. Obawiam się, że normalne fundacje nie mają już do takich miejsc wstępu. Nie gwarantują odpowiednio wysokiego "utargu dobroczynnego".

Unikaj Orkiestry Owsiaka, bo dostaniesz wpierdol, i PCK w maju, bo cię zwiną psy - Paweł i Adrian nie żałują swoich starych sekretów, wkrótce nie będą im potrzebne. - Za dwa tygodnie rejestrujemy własną firmę: Agencja "Zaczarowany Manekin" - marketing i pośrednictwo dla modelek.


- Życzymy powodzenia - żegna się Adrian - i Wesołych Świąt!




Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - www.gazeta.pl - 2003 © Agora SA
http://www1.gazeta.pl/wyborcza/1,34474,1833007.html

 

Oceńcie sami....

Marek Pleśniar19-12-2003 11:05:36   [#02]

ja oceniłem dawno - nie daję, wolę sam sfinansować coś komuś niż wpakować w nawet oficjalnie znaną i uznaną organizację, która większość wpuści w koszta.

Maryśka219-12-2003 11:13:20   [#03]
Oj stoją wszędzie stoją, ja też nie daję. Wole w innej formie pomóc potrzebującym. Marek ma rację, te wielkie firmy, organizacje wiele pieniedzy puszczają w koszta i nasz dar się rozmywa nie trafiając tam , gdzie trzeba.
bea6619-12-2003 12:25:40   [#04]
Po którejś próbie wyłudzenia ode mnie pieniędzy, wymyśliłam  sposób na  pomoc bezpośrednią. Mam swoją "podopieczną" samotną panią, której 3 razy w roku (po mojej trzynastce i przed Świętami wysyłam przekazem drobne sumy. I mam rodzinę z dziećmi, której wysyłam paczki. To rodzina z mojej ulicy. Ale chcę być anonimowa. Taka "niewidzialna ręka":)
     Pomysłem podzieliłam się z kuzynką. Dopasowała mój pomysł do swoich mozliwości. Od trzech lat i ona ma takich swoich "podopiecznych"...
     Dziś dzielę się nim z Wami. Taka forma pomocy innym pozwala mi  na omijanie z czystym sumieniem ulicznych zbieraczy. Wiem, komu pomagam.
Karolina19-12-2003 15:36:06   [#05]

Czytałam ten artykuł...

Ponieważ mnie samej zdarza się prosic o pomoc na rehabitację syna to powiem wam o tym trochę.

Żadna duża fundacja, pomagająca dzieciom nie wysyła wolontariuszy z puszkami. Może wyjątkiem jest WOŚP - ale to znan wszytskim akcja.

Przeważnie odbywa się to tak, że rodzice wysyłają do firm i instytucji listy (z załączonym zaświadczeniem lekarskim, pismem wspierającym od fundacji, która się akcją opiekuje) z prośbą o pomoc. Jeśli ktoś zdecyduje się wspomóc wpłaca pieniadze na konto fundacji z adnotacją dla jakiego dziecka. Szanująca się fundacja nie zabiera ani gorsza z tej sumy (najwyżej 1,50 na koszt podziękowania). Rodzice mogą przeznaczyć pieniądze tylko na określony w liście cel i muszą się z tej sumy rozliczyć z fundacją.

Należymy do Fundacji Dom w Opolu - właśnie tydzień temu byłam na zebraniu tam, mówilismy i o naciągaczach. Uważam, że powinno się problem nagłaśniać, ponieważ ludzie są zmęczeni ciągłym wołaniem o pomoc i jak już zdecydują się coś dać, chcą wiedzieć komu i na co. I słusznie. Dlatego omijam łukiem kwestujących obecnie. Oni musza zrobić na siebie, na tego kto go wysłał i dopiero ok 10gorszy od osoby wpada do jakiegoś potrzebującego.

W szkołach - przy okazji zbiórek, kupowania kalendarzy i kartek - powinnismy dziecom mówić w jaki sposób można pomagać innym. Zbiórki na ulicy nie są najlepszym sposobem przekazywania pomocy.

RomanG19-12-2003 15:50:39   [#06]
Była w Opolu i nawet słówka nie pisnęła...
Grzegorz20-12-2003 17:46:48   [#07]

Rzeczywiście

Naciągacze są również w moim mieście - najczęsciej w hipermarketach. Mają podrobione pozwolenia na przeprowadzanie zbiórek, identyfikatory, itp... Gdy patrzę na adres jakiejś tam fundacji z drugiego końca Polski - nigdy nie uwierzę, że opłaci im się jechać taki kawał, żeby zebrać tych parę złotych. Nigdy im nic nie wrzucę i innym też odradzam.

Natomiast wrzuciłem wczoraj do skarbonki harcerzy, którzy pomagali w moim osiedlowym supersamie pakować klientom zakupy do reklamówek. To mi się spodobało. Zapytałem tylko: na co zbieracie? Odpowiedź była krótka, bo harcerz był zajęty pakowaniem: "Na zimowisko dla biednych dzieci".

Gaba20-12-2003 18:08:07   [#08]

nie wiem, co robić

i... mojej córki koleżanka jest taką harcerką..., to także nie jest takie różowe... to, co ta dziewczynka opowiada jest przykre - przepraszam Cię, że tak dość brutalnie.

- dać ludziom sprawdzonym - parafii - takiej mądrej...

+ szkolne akcje - sami wiemy, komu damy i co damy... - nie trzeba mówić, że to te pieniądze...

+ szkolne zbiórki, działalność charytatywna...

+ są poważne stowarzyszenia (np. artyści malujący ustami - bardzo ich cenię i piękne kartki można od nich kupić - podoba mi się taka formuła rozsyłania kartek)

+ jest PCK...

Z takich rzeczywiście trudnych dla mnie scen (i groteskowych i... tragicznych), pamiętam ochlapusa stojącego w bramie... a przed tą bramą jego mama, starowinka co dostała w drżącą rękę, to łobuz synalek wciągał babcię i odbierał...

pamiętam też tych, co rzucają danym chlebem.

Powiem szczerze, że coraz mniej umiem się zachować - nie dać - okropieństwo, widzieć - pogardę - rzucanie do kosza, wykrzywiane się na kanapkę z serem, nauczycielską...

nie pomóc dzieciom, kalekom, starcom, sąsiadce - świat mój stanął na głowie - nie daję nigdy żebrzącym (te... ile nam jeszcze zbrakło na flacheee - słyszę po dziś dzień).

- przepite zasiłki na książki, okłamywanie szkoły, MOPSu, wymuszanie - a nawet szantaż psychiczny (mnieeeee Pani nie pomoże, niech Panią spotka najgorsze, moich dzieci Pani nie zwolni z PZU - to była reakcja na odmowę i wyjaśnienie, że moje dzieci nie mają komórki, ale mają PZU, a mojej córce starcza kieszonkowego jedynie na lody i kosmetyki naturalne...).

 

Ja nic nie wiem, nie rozumiem - dlaczego tak się okropnie boję tych naciągaczy, że przestałam reagować na prośby.

Karolina20-12-2003 18:30:19   [#09]

Roman - wlasnie, jak  ja mogłam przegapić:-( Sama jestem na siebie zła teraz...

Rozumiem Gaba Twoje obawy, myslę, że większośc z nas ma podobne. Strasznie sie obojętni robimy w obliczu tylu spraw i tylu próśb - kurcze.

Całego świata nie naprawimy, chyba każdy z nas musi liczyć na swoją logikę i własne serce, które po prostu czuje kiedy otworzyć się dla drugiego czlowieka w potzrebie a kiedy nie.

Małgoś20-12-2003 20:09:30   [#10]

mamy silna potrzebe pomagania innym

mamy silną potrzebe pomagania  innym,

ale jednoczesnie boimy się żeby, ktos nas nie wykpił, nie wykorzystał

to zwykły konflikt wew.

Od kilku lat mamy taki zwyczaj w szkole (to wyszło tak spontanicznie, bez specjalnych przygotowan i programów, własciwie wskutek samodzielnej inicjatywy kilku uczniów))

w Mikołajki, oprócz wymiany podarków w klasach, urządzamy aukcję, loterię i kiermasz książki - to świetna zabawa, mozna kupić piękne rzeczy za grosik, zdobyc dobrą książkę, jest trochę hazardu (loteria),

na aukcji licytowano juz krawat prof. od matematyki, medal sportowy pani od w-fu (poszedł za 50 zł!), wszystkie tomy Harego P. (tez wysoko wylicytowane), ale tez różne bzdurki np. mały kibelek dla lalki czy pojemnik-zbieraczka na ...kapsle

zebrane w ten sposób pieniądze oraz rzeczy (zabawki, ubrania, słodycze) zawozimy tam, gdzie tego potrzebują - to sa rózne miejsca np. Schronisko Samotnej Matki Betlejem (w tamtym roku), Dom Pomocy Społ. dla niepełnosprawnych, Dom Dziecka w małej mieścinie

Zawsze bez rozgłosu i troche z zaskoczenia (miejsca wybiera Samorząd Ucz.).

Wszysko zawożą uczniowiue, oni tez rozmawiają z mieszkańcami tych ośrodków, załatwiają formalności (np. pokwitowanie za pieniądze)

A potem, na szkolnej Wigilijce dziela się wrażeniami z resztą uczniów.

Nasza szkoła jest maleńka, ale zawsze udaje się nam zebrać taką kwote (700- 1200 zł), która jest niebagatelnym zastrzykiem gotówki dla borykających się z biedą domami pomocy

A nasi uczniowie maja cudną lekcję jak pomagać i uświadamiają sobie jak śmieszne bywają ich problemy w porównaniu z cierpieniami naprawde poszkodowanych przez los ludzi.

Sama się tez wiele nauczyłam

np. ze pomagać dobrze jest bezpośrednio - to troche zachodu więcej, bo trzeba samemu znaleźć ludzi potrzebujących i samemu zawieźć, to co się zebrało

ale warto...

wiecie jak pozornie bezduszna i egocentryczna bywa ta "dzisiejsza młodzież" ;-)

dlatego dobrze jest jak czasem wzruszy ich los bliźniego ...a bywa, że do łez

Patrząc jak chętnie ci "bezduszni" angażują się w pomaganie innym, szkoda mi, że nie jest to szkoła z tysiącem uczniów, i żal, że w wielu ogromnmych szkołach nie wykorzystuje się tej naturalnej potrzeby młodych ludzi (jednej z naszych aktywistek dyrekcja poiprzedniej szkoły nie udzieliła zgody na zorganizowanie takiej akcji)

PS. podoba mi sie wczesniej opisany tu rodzaj pomocy przez anonimowe paczki wysyłane poczta do potrzebujących ludzi :-)

MałgorzataJ21-12-2003 23:14:42   [#11]

Na pewno nie można dawać pieniędzy ulicznym naciągaczom. Jest tyle innych sposobów, żeby pomóc naprawdę potrzebującym. Wymienialiście już: anonimowe paczki do osób, o których wiemy, że potrzebują pomocy i wykorzystają ją, wpłaty na konto sprawdzonych organizacji, parafię mądrze gospodarującą darami. Warto popytać znajomych, z pewnością ktoś podpowie sprawdzony sposób lub godną zaufania organizację. A wtedy będziemy się spokojni, że dzielimy się a nie że dajemy z siebie zadrwić oszustom.

Długo zastanawiałam się, jak mogłabym w systematyczny sposób pomagać komuś, dla kogo los był mniej łaskawy. Kilka lat temu zdecydowałam włączyć się do akcji Adopcja Serca. Polega ona na comiesięcznym wpłacaniu ustalonej kwoty pieniędzy pozwalającej na utrzymanie osieroconego dziecka w jednym z krajów objętych tą akcją. Każdy "rodzic" otrzymuje fotografię i informacje o przydzielonym dziecku, może pisać do niego/niej listy. Mój Błażej ma już 7 i pół roku i może niedługo zacznie się uczyć czytać!

Nigdy do końca nie ma się pewności, jak zostają wykorzystane nasze pieniądze, zwłaszcza gdy są przekazywane daleko od Polski, ale nie można pomóc, jeśli się komuś nie zaufa.

UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

strony: [ 1 ]