W mojej i znajomych szkołach (LO) zastanawiamy się nad planem lekcji maturzystów, którzy mają w tygodniu dość mało zajęć (w porównaniu z wcześniejszymi latami - 27, 28 h/tygodniowo). Bo mamy podobne obserwacje: plan jest zwykle ułożony tak, że jakiś dzień (albo i dwa) jest (są) luźniejsze, i to czasem znacznie. Przykład z klasy znajomej: dwa wf - polski - godz wych - etyka. Im bliżej końca roku (teraz to już nagminne), tym ludzie przychodzą częściej tylko na polski, ew. GW, kiedy wychowawca zapowie jakieś ważne sprawy (papierologia dokołamaturalna). W związku z tym mam pytanie, czy u Was tez to się zdarza i, jeśli tak, co robic z tym dalej.

Wiem, że można ułożyć plan inaczej, ale szukam innych wyjść. Robić awantury za nieobecności, wiedząc, że dana osoba naprawdę spędziła ten czas na pracy, np. w bibliotece uniwersyteckiej? Odpuszczać? A może wprowadzić legalnie (o ile można) czterodniowy tydzien na klas maturalnych (trochę jak na studiach: ważne,  zeby swoja liczbe godzin wyrobili, nieważne, że z wolnym piątkiem)? Zaproponować prace projektami - ok, macie mniej godzin "sztywnych" i wolne, ale robicie w ciągu miesiąca to a to i prezentujecie wyniki? Czy co jeszcze?