Forum OSKKO - wątek

TEMAT: "Szkoło, zobacz swoje dno"
strony: [ 1 ]
Majka21-10-2003 19:22:38   [#01]

http://www1.gazeta.pl/wyborcza/1,34474,1733408.html

Ciekawa wypowiedź :)

Marek Pleśniar21-10-2003 19:48:19   [#02]
matko i córko. Bolało;-)
Marek Pleśniar21-10-2003 20:04:05   [#03]

czytam dalej:-)))

nareszcie coś na temat.

np to:

Panie doktorze habilitowany! Nie do szkoły te apele o przeglądanie się w lustrze. Przed lustrem stańże sam! Nie obrażaj się na niewiedzę o Arystotelesie i Platonie.
Zacznij ją wykładać! Od zera. Weź przykład z mamy! Za kilkadziesiąt lat efekt gwarantowany. Ależ jakie to mało spektakularne, nieprawdaż?

To pouczające dość jak dla mnie. I dla nas wszystkich. Nieprawdaż? ;-)

Lojar21-10-2003 20:04:12   [#04]

no to...

odrzuciłem całą dumę i resztę tego tam....
spojrzałem w to dno i co ?
nic. czarna dziura.... i pustka.

I teraz nie wiem, czy powinienem zrobić sobie test inteligencji, czy od razu w te pędy do okulisty??
Jarek
Marek Pleśniar21-10-2003 20:10:15   [#05]

a najbardziej powalił mnie na kolana tekst (podkreślenia moje:-)

Dlaczego teksty polskie, będące orbazem naszej kultury,
redagowane na łamach internetu tak wiele pozostawiają do
życzenia, roi się od błędów stylistycznych,
drukarskich,gramatycznych - resztę zostawiam uważnym.

:-)))

Adaa21-10-2003 20:19:31   [#06]

a mnie powaliło cos innego

a kto ma nauczać mądrości w szkole polskiej?
...niedouczeni nauczyciele?
to tak jak z wychowaniem seksualnym... czasem ucza tego
przyuczeni peowcy albo rusycysci
a przedsiębiorczości? ...
bywają nauczyciele, dla których komunikacja to
jedynie...tramwaje i autobusy

to nie kij w mrowisko

Leszek21-10-2003 20:28:48   [#07]

No i czas zapłakać,...wszyscy tacy ważni,... nikt filozofa nie zrozumie,...

a szkoły już na dnie?...

Pozdrawiam

Marek Pleśniar21-10-2003 20:32:14   [#08]
jeszcze gdzieniegdzie puszczają bąble:-)
Janusz Pawłowski21-10-2003 21:07:34   [#09]

No cóż ...
Każdy z każdego artykułu weźmie dla siebie to co wziąć chce.

A jeśli w dodatku ów artykuł poważa tu i ówdzie jego dotychczasowy byt i wyobrażenia - weźmie i zapamięta tylko to, do czego chętnie się będzie mógł przyczepić, a wyrwawszy z kontekstu poddawać ośmieszeniu.

Mój, nieżyjący już ojciec, na pytanie, dlaczego w odpowiednim momencie nie rzucił legitymacji partyjnej odpowiedział:
"A co, synu miałem zrobić?
Spojrzeć wstecz w 40 lat swojego życia i powiedzieć, że to wszystko bez sensu było?
Że je zmarnowałem?
Że wierzyłem w coś co tak niegodziwym się okazało?"

To jego słowa - nie moje - więc ewentualnych zwolenników lewej sceny politycznej proszę o polemikę za pośrednictwem odpowiedniego medium, nie moim.

Tak samo i w tym wypadku.
Nie potrafimy przyznać, sami przed sobą, że to co oferujemy, to jedna wielka pomyłka.
Czym bowiem nagle byśmy się stali?
Jak w twarz spojrzeć sobie?

I przede wszystkim - co z tą wiedzą począć?
Nikt z nas nie ma zielonego pojęcia jak i kto mógłby uczyć inaczej.

Więc leziemy w te kretyńskie ścieżki przedmiotowe, ewaluujemy co się rusza, tworzymy programy - i wchodzimy w ten cały bełkot pseudo-dydaktyczny, którego nikt z nas tak na prawdę nie rozumie (a większość w duchu gardzi).

Jakież bowiem nam pozostaje wyjście?
Palnąć sobie w łeb?

-----------------------

W artykule dają się wydzielić dwie części - "częśc informacyjna" - pokazująca bezsens tego co się i jak się dziś uczy.
I druga część - zawierająca pewną propozycję.

Jak każda konstruktywna krytyka - pokaż złe strony i zaproponuj rozwiązanie.

Taki ma autor pomysł na lekarstwo - według niego uratować oświatę może filozofia.
Nie musimy się z tym pomysłem zgadzać - szczególnie dlatego, że nie ma komu podjąć się roli owych wybawców.
Wszak, w wyniku stu lat scjentycyzmu, nie tylko wymarli scientyści - ale również pozostali filozofowie, którzy mogliby uczyć w szkołach.

Kto nie chce więc przyjąć do wiadomości części informacyjnej - ten zapamięta z całego artykułu to, że Jan Hartman (nota bene absolwent matematycznego LO, o ile wiem, syn wybitnego profesora matematyki, filaru matematyki Wrocławskiej i nie tylko, dumy Instytutu Matematycznego UW) - ten zapamięta tylko to, że proponuje wprowadzenie do szkół filozofii kosztem godzin nauk przyrodniczych.

Kto nie chce przyjąć do wiadomości wyników sławetnego testu, wykazującego mizerny poziom polskiej młodzieży - zapamięta tylko to, że ów test nie był przygotowany przez Polaków.

Kto nie chce przyjąć do wiadomości złych wiadomości - z ulgą zabije owe wieści przynoszącego.


Kto zaś chce - może zastanowić się nad diagnozą i wysłuchać propozycji leczenia.
Może owe propozycje uzna za niecelne.
Ale nie słyszałem, żeby jakikolwiek lekarz, uznając, że zaproponowane metody leczenia są niewłaściwe uznał, że samym tym faktem pacjent został wyleczony.

Chory jest chory - i to jest chore.

Ale - prawda jest taka, że to my sami owymi pacjentami jesteśmy.
A pacjent - jak to pacjent - nie zawsze przyjmuje do wiadomości informację o swojej chorobie - tym bardziej jej nie przyjmuje im ona cięższą jest.

Janusz Pawłowski21-10-2003 21:12:38   [#10]

A - i dodam, jeszcze, że autor tych słów - moich, jest również absolwentem owego sławetnego liceum.
I zna na pamięć hymn owej szkoły.
I ukończył matematykę w Instytucie, w którym pracował prof. Hartman.
I wykładał w tym instytucie.

I podziela zdanie Jana Hartmana. ;-)))
Również na to, że filozofia i logika są tym, czego szkole najbardziej brakuje - i niechby weszły one do szkół nawet kosztem połowy zajęć z matematyki - a niech tam. ;-)))

Leszek21-10-2003 21:19:44   [#11]

Pomysł jest, czas tworzyć grupę nacisku...

Może wyjdzie... najłatwiej wskazać dno, czas już się odbić.

Dzięki za wytłumaczenie treści artykułu Januszu.

Pozdrawiam

Janusz Pawłowski21-10-2003 21:26:41   [#12]

:-))

Cwaniak - ten to potrafi być finezyjnie złośliwy. ;-)))

Leszek21-10-2003 21:38:41   [#13]

Rozszyfrował mnie...

:-)

Pozdrawiam

Diter Kalla22-10-2003 20:07:29   [#14]
Przeczytałem, przemyślałem i ... zwątpiłem. Zapraszam Pana filozofa do naszej szkoły, aby dobił swoją wysublimowaną filozofią niedouczone nauczycielstwo i krnabrną młodzież, bo przecież filozofia królową nauk wszelkich jest. DK
Marek Pleśniar22-10-2003 20:22:26   [#15]

to takie miłe i łatwe recepty, Jest psycholog Samson, brakowało nam filozofa.

Gaba22-10-2003 20:34:00   [#16]
Ja nic z tego nie rozumiem... nic... chciał mnie ktoś obcyndolić, no to se ulżył - ma receptę - niceh realizuje, dam mu nawet na bułkę, mam byc winna - to jestem... ale Pan Jezus nie był Żydem, Palestyńczykiem a Aramejczykiem...

jestem nawet za tysiącem spraw... by były w szkole - tylko niech będą. Czynu, nie gadania nam trzeba. Amen!

Amen?
Adaa22-10-2003 20:36:08   [#17]

Mam nadzieje  Diterze ,że czytałes też post Janusza

Czy drwisz z Hartmana? Nie zauwazyłes ,że w tym co pisał jest wiele gorzkiej prawdy?

Mój znajomy lekarz twierdzi,ze nauczycieli mozna poznac na oddziale szpitalnym od razu,  najczęściej wiedzą lepiej od lekarza co im i innym dolega:-)

Nie lubimy gdy nas się krytykuje , co?

Marku...

Brakowało nam Filozofa ale nigdy nie brakowało nam filozofów;-)

Marek Pleśniar22-10-2003 20:38:11   [#18]
jakoś nie widzę w tym facecie mojego Filozofa. Co robić?
Adaa22-10-2003 20:41:28   [#19]
patrzeć dalej
Marek Pleśniar22-10-2003 20:48:34   [#20]

:-)

aha.

a swoją drogą. Lektura bardzo mnie ugodziła. On ma wiele racji w swej krytyce. Ale recept nie daje. A raczej..

Robi błąd dając. Nie sa jedyne i najlepsze, moim zdaniem.

Tym niemniej.. naprawdę źle jest młodzież wykształcona. I naprawdę niewiele wie. A przeciez uczymy? A przecież tyle tej pracy? Co więc do jasnej Anielki jest?

Jakoś dziś jesiennie więc nie mam ochoty szukać adaa. i mam duzo pracy. Może i ta bezcelowa? 8-)

Majka22-10-2003 21:33:17   [#21]

Podzielam żal autora artykułu- jego obserwacje dotyczące coraz bardziej szczątkowej, "poszarpanej" wiedzy młodych ludzi są (wg mnie) trafne.

Obawiam się też, że będzie jeszcze gorzej, bo odwiedziwszy ostatnio rozmaite spotkania związane z maturą 2005 mam wrażenie, że moja rola ma się ograniczyć do "realizacji założeń informatora maturalnego" - mam ich wyłącznie przygotować do matury.

Małgoś22-10-2003 21:57:37   [#22]

uczymy... tego, co nam każą

stajemy sie mistrzami wciskania kitu, co do którego sami nie mamy przekonania

a jak przekonać kogoś do czegoś, co i nam wydaje sie niesensowne

kto z ręka na sercu, uczciwie przyzna , że realizuje ideę ścieżek w LO, że nauczyciele i uczniowie traktują to poważnie,że nie są to zajęcia zmarnowane,często nieudolne, bez znaczenia?

którzy matematycy (i gdzie) dokonują cudów, żeby uczniowie uwierzyli w konieczność znajomości logiki i rachunku prawdopodobieństwa (praktycznie na każdym kierunku studiów tę wiedze się przecież wykorzystuje)?

dlaczego nauczyciele tak łatwo zrezygnowali z obowiązkowej matury z matematyki?

dlaczego na każdym poziomie uprawia się beznadziejną fikcję: programy wychowawcze, profilaktyczne, naprawcze, statuty pełne frazesów, programy rozwoju zawodowego i sprawozdania "po koleżeńsku" (czyt. po ludzku) akceptowane przez dyrektorów, choć....  itd. itp.?

w których szkołach nauczycieli etyki traktuje się jak ekspertów przy wątpliwościach moralnych - z szacunkiem przynajmniej równym temu jaki okazuje się  np. poloniście, który rok w rok "płodzi" kolejnych olimpijczyków?

ja też nie mam recept, a nawet gdybym miała,to ...co z tego?

ale uważam, że niebezpiecznego cos się wkradło m.in. tu do tego forum

bo coraz częściej każda krytykę wrzuca się do jednego worka pt. KRYTYKA NIEKONSTRUKTYWNA (bez recept, z receptami niemożliwymi do zaakceptowania, bez sensu, bez znajomości realiów, zbyt atakująca, zbyt filozoficzna, zbyt psychologiczna, zbyt szczegółowa, zbyt ogólna....)

więc  sobie pozwoliłam na krytyke krytyki krytyki ... i tak wciąż kręcimy sie wokół formy, a nie treści

a kto powiedział, że ten kto krytykuje musi zawsze wiedzieć, jak naprawiać?

nie musi ...ważne, że woła

może obudzi tych, którzy znajdą sposoby i środki na poprawę sytuacji

Marek Pleśniar22-10-2003 22:05:32   [#23]

hmm, spróbuję:-) "jest źle!"

nieźle wyszło:-)

a teraz wersja enhanced.

mam nawet oprócz krytyk receptę: "róbmy swoje".

Leszek22-10-2003 22:31:09   [#24]

Pamiętam moje liceum doskonale, były chwile dobre i złe...

Jednak po przeszło dwudziestu latach od ukończenia szkoły osobiście nigdy nie powiem nic złego o "moim" liceum jeśli dokładnie nie rozpoznam przyczyn tego "czegoś złego".

I chętnie zawsze podyskutuję o tym co i jak w "mojej" szkole zmienić. Zawsze staram się patrzeć pozytywnie na "moje" liceum.

Ale taki stan można osiągnąć mając już trochę lat życia za sobą i przeróżne doświadczenia, a nie zły nastrój wywołany przez np. "bandę półanalfabetów".

Na nastroje i filozofia nie pomoże...

:-)

Pozdrawiam

Majka23-10-2003 13:51:19   [#25]

do artykułu-KOMENTARZ UCZNIA (wiem, że to długie :)

Niestety polski uczeń uczy się mniej więcej tak, jak modli się słuchaczka Radia Maryja-klepiąc bez zastanowienia. Niektórzy nauczyciele stawiają sobie za wzór wyuczyć dzieci jakiejś litanii, której recytacja będzie uznana za podstawę zaliczenia danego przedmiotu. Już tylko od indywidualnych zainteresowań zależy, czy dziecię  jakoś rozwinie dane zagadnienie i będzie umiało samodzielnie rozwijać horyzonty. Standardowy przykład to nauka wszelkiej gramatyki, której na ogół uczy się na pamięć, zapominając, że jest to dziedzina całkowicie oparta na ludzkiej działalności, a więc w 100 % logiczna.

Generalnie panuje zasada "nauczyciel-twój wróg". I takiego nauczyciela się lekceważy, usprawiedliwione i nawet popierane jest w szkole działanie półlegalne lub nielegalne. Jeżeli jest szacunek, jeżeli nauczyciel znajdzie płaszczyznę porozumienia z uczniami, to i oni będą go szanować, będą się starać. Do tego jednak potrzeba zdolnych pedagogów,  ludzi, a nie mądrych głów ze złamanym życiem.

Sądzę, że wprowadzenie greckiego terminu lykeion nadwyrężyłoby lingwistyczne zdolności polskich licealistów, a szkoda, bo nie tylko angielski i kanciasta wymowa Polaków, którzy myślą, że znają ten język, jest podstawą kultury. Gdy u mnie powiedziano, że wypada znać trochę łacinę, na niektórych padł blady strach, choć nikt nie pomyślał, że tak może być łatwiej. Nikt dziś nie będzie kreował sobie nowego imaż, każdy będzie miał nowy ymidż (nie chce mi się przełączać na czcionkę z alfabetem fonetycznym). Dzisiejszy świat jednak wymaga ograniczonej wiedzy, zawężenia do jakiś kilku zagadnień. Stąd może takie wielkie poczucie niepotrzebności pewnej wiedzy.

Liczba godzin niczego nie zmieni jeśli medody nauczania będą sprzeczne z logiką. Myśmy mieli logikę, a przynajmniej jej podstawy w I klasie i potem się to przydało, no ale trzeba myśleć nad tym, co się robi. Nie uważam, by filozofia w wymiarze 5 godzin tygodniowo była najszczęśliwszym pomysłem, bo dzieci wysypiałyby się w szkołach. Nas szlag trafiał, jak musieliśmy rozwiązywać zadania, w których wychodziło, że pokrowiec na poduszkę o wymiach 30 na 40 winien mieć powierzchnię dwa pi plus pierwiastek z dwóch, bo nie znajdowaliśmy tu przełożenia na życie codzienne. Ale matematyka w tym codziennym życiu i myśleniu wykształconego człowieka jednak się przydaje.  

Czasami unaukowienie niektórych zagadnień, które wynikają raczej ze zdrowego rozsądku i prawidłowego rozumowania mija się z celem.Gdyby ktoś pomyślał i zweryfikował program dotychczas wykładanych w szkołach przedmiotów, to by można było odciąć się od tej pedagogicznej mitomanii i nauczyć tak dzieci, by same widziały korzyści płynące z liberalizmu i socjalizmu, by same umiały jednoznacznie oceniać pewne zjawiska i by rozumiały naturę, a nie tylko bełkotały jak jakąś mantrę, w co zmienia się w trakcie fotosyntezy adenozynotrójfosforan. Niechże dzieci wiedzą, że się je uczy o zyciu, które nie ogranicza się jeno do czynności noworodka: zjeść, strawić, wydalić, zasnąć. Grzech pierworodny pozytywistów...

 Niechże ta młodzież sama bawi się tą nauką, niech jej to sprawia frajdę, do tego nie potrzeba dodatkowego przedmiotu, podręcznika. To tak jak uczyć się gotować jedynie na postawie książki kucharskiej. Niestety, nasza szkoła nie ma się za bardzo czym pochwalić, choć niewątpliwie by mogła, gdyby na górze stali ludzie naprawdę wykształceni i inteligentni.
Błędem jednak było w artykule  odnoszenie się jeno do przeciętności, bo tego mamy w bród. Teraz modne jest, by jak bohaterka pewnego programu promującego ekshibicjonizm emocjonalny pt. "Bar 3" wyznawać: "Ja się czułam, k...., taka zagubiona, k..., choć ja jestem taka, k... wrażliwa". Brak nam w tym morzu szarości autorytetów, podglądamy zwykłych ludzi, więc jak mamy stać się lepsi?
 
 Może nieco idealistyczne, może patetyczne chwilami, ale to spojrzenie z drugiej strony biurka, dlatego osmieliłam się zacytować :)
Małgoś23-10-2003 15:00:13   [#26]
mnie się to ...podoba
i robię swoje (jak Marek przykazał)

i byłam w poniedziałek  na lekcji historii w III gimnaz. gdzie przygotowujący się od kilku tygodni uczniowie w ramach tzw. symulacji "bawili się" Europą sprzed I wojny światowej - przez 2 godziny paktowali, negocjowali, wchodzili w konflikty i porozumienia, zawierali dynastyczne malżeństwa
- a to wszystko przy biegłej znajomoiści mapy, faktów, możliwości gospodarczych i militarnych państw europejskich z tego okresu ("zaczekaj dam ci za to moje samochody, tylko sprawdze ile ja ich wtedy już mogłem wyprodukować!")

nie uczyli się z ćwiczeń i podręczników - z własnej woli wygrzebywali z bibliotek domowych i państwowych opasłe tomiska np. Historii Włoch, buszowali w Internecie w poszukiwaniu portretów postaci, w które się wcielali (to nic, że króla Emanueala jakiegoś tam zmieniono w królową  Emanuelę - musiało tak być by doszło do slubu z cesarzem austriackim)
to było coś rewelacyjnego - zwłaszcza, gdy okazało się że potocznie zwana Turcją Federacja XXX (oj nie pamiętamn, a jej reprezentant tak stanowczo podkreślał przecież, że nie jest żadną Turcją) wywiodła Niemcy w pole i doprowadziła do wielkiej koalicji pod przywódctwem Austro-Węgier
ile ważnych terminów, dat, faktów te dzieciaki przyswoiły sobie podczas mądrej zabawy
....to nie programy, narzucone scieżki, wytyczne ...to tylko pomysłowość i zapał nauczyciela
...
po kilku dniach podsłuchałam rozmowę uczniów z tej klasy:
- Jutro idziemy na zajęcia z biologii do Ogrodu Botanicznego - na 2 godziny, pamietasz?
-No tak, ale to zahaczy o historię...
- Ojej, szkoda! Mogłoby zahaczyć o... XY

No i jestem dumna, że to w szkole, w której pracuję, ale...
ale jak te zajęcia mają się do trzaskania niezliczonych testów gimnazjalnych, kosztem nauki?
i ta obawa... a jak te moje dzieci padną na tych testach?
więc jak to ma byc Marku?
robić swoje?
czy dla swoich?
...
PS. Ale przed II wojną światową znowu "zasymulujemy coś", dobrze proszę pana?
Marek Pleśniar23-10-2003 21:55:57   [#27]

hmm, a nie da się tego pogodzic?

Podobno (tak gadają) te testy są na myślenie;-)

Małgoś24-10-2003 07:14:40   [#28]

teoretycznie można...ale historii jest zaledwie 2 godz. w tyg., a tego typu zabawy pochłaniają sporo czasu, jeśli dorzuicic do tego ściezki, "szkółkę rozwiązywania testów" to  albo leci sie po łebkach, albo obciąża ucznia do granic wytrzymałości pracą domową

... a wiesz, że szkoły niepubliczne są u nas kontrolowane co 2 miesiące (m.in. z realizacji scieżek, planów pracy, zgodności programu nauczania z tym, co sie realizuje na zajęciach) - swobody coraz mniej, a biurokracja zabija entuzjazm...

gordon26-10-2003 22:13:04   [#29]

Uczelnio, zobacz swoje dno

Nie pisałem do tej pory, bo chciałem sobie dać trochę czasu, by nie pisać w afekcie. Nie wiem dlaczego, gdy ostatnio czytam teksty etyków i filozofów dotyczące bieżących problemów społecznych, to podnosi mi się ciśnienie, a gdy śni mi się filozof, który z jednej strony bije się w piersi scjentystów, a z drugiej strony zabiera się za nauczanie logiki, to zrywam się z krzykiem w nocy.
Autor poruszył kilka ważkich kwestii. Odniosę się do nich w punktach.

1. Uczciwość.
W szkołach polskich się odpisuje - fakt. Nauczyciele przestają reagować - przykry fakt. Wreszcie, nauczyciele ściągają (jedni od drugich, wiemy o co chodzi) - niepokojący fakt. Jak to dobrze, że zostały enklawy uczciwości twórczej - uczelnie. To stwarza nadzieję. To dobrze, że autor pyta swoich studentów o autorstwo ich prac. Godne podziwu jest jego oburzenie i zdecydowany protest. Zawsze to łatwiej niż zapytać swoich kolegów na tej czy innej uczelni, ilu z nich jest autorami swoich ostatnich publikacji, lub czy ich wkład pracy w dany artykuł rzeczywiście uprawnia ich do dopisania się w charakterze autorów.

2. Niedobrzy nauczyciele.
Autor nazywa uczniów półanalfabetami. Nie pisze o tym wprost, ale można się domyślać, że odpowiedzialni są za to ich nauczyciele i/lub inny czynnik np. wirus toczący młode mózgi. Gdy wyeliminujemy tezę o innym czynniku (wirusie), pozostają nauczyciele albo logiki uczył mnie filozof. Pozostańmy przy złych nauczycielach.
a) nauczyciele są dobrze przygotowani przez swoje uczelnie, tylko wykazują złą wolę i/lub są leniwi - możliwy jest spisek nauczycieli celowo kształcących półanalfabetów.
b) uczelnie są dobre i uczą rzetelnie i tak jak ma być, tylko okres uczelniany jest zbyt krótki, by naprawić wszystkie wypaczenia, jakim został poddany przyszły nauczyciel w szkole.
c) nasze uczelnie kształcą dobrych nauczycieli, którzy nie podejmują pracy w zawodzie lub wyjeżdżają pracować do Zulu Gula, a nauczyciele kształceni na uczelniach w Zulu Gula uczą w naszych szkołach.

3. Niedobre programy nauczania.
Nie będę się odnosił do postulatu ograniczania treści programowych w zakresie matematyki i nauk przyrodniczych, bo poniżej pewnego poziomu po prostu nie dyskutuję. Zgadzam się z autorem co do potrzeby wprowadzenia filozofii do szkół. Jak to zrobić? O tym za chwilę. Gdzie powstają programy nauczania? W ministerstwie. A kto je recenzuje? Naukowcy z Zulu Gula - oczywiście.
Gdy miłościwie nam panująca Pani minister - z przyczyn politycznych - przekładała nową maturę i gdy dokonywane były niekorzystne zmiany w zakresie jej przeprowadzania, to szanowni koledzy autora - naukowcy (poza wyjątkami takimi jak Prof. Łukasz A. Turski) odwróceni byli plecami.  
Wypławek zamiast Platona. Czasem pytam nauczycieli biologii - dlaczego uczycie tak szczegółowej i  pamięciowej wiedzy pozbawionej często przyrodniczej refleksji? Odpowiadają zawsze tak samo - 95% uczniów liceów w klasach biol-chem zdaje egzaminy wstępne na akademie medyczne i to się tak naprawdę liczy. Wymagania egzaminacyjne tychże ustalają cały tok nauczania w tych klasach. Testy, testy i jeszcze raz testy - tego oczekują uczniowie i ich rodzice. Wskaźniki "zdawalności" na medycynę i farmację idą w świat i nie są obojętne dla szkoły. Biologia nie jest moją dyscypliną, dość zatem omawiania nieznajomych. Z matematyką jest inaczej. Od pewnego czasu tendencja dopasowywania się do wymagań egzaminacyjnych uczelni dotknęła także matematykę. Fakultety geograficzno-ekonomiczne stworzono w ogólniakach obok matematyczno-informatycznych, by na jednych uczyć matematyki tej dla uczelni ekonomicznych (krótkie zadania testowe), a na drugich tej dla politechnik i osławionej informatyki z telekomunikacją (ciężkie jak rtęć i bez polotu zadania na zmęczenie egzaminowanego). Ważna jest w obu przypadkach małpia zręczność w posługiwaniu się utartymi algorytmami w rozwiązywaniu zadań. Widziałem uczniów, którzy widząc równanie kwadratowe o stałych współczynnikach, bez zastanowienia wypisywali wartości pierwiastków rzeczywistych (jeśli takowe były) i rzadko się mylili. Dowodem twierdzenia Pitagorasa nikt już sobie głowy nie zaprząta.
Nauczyciele, rodzice i uczniowie w coraz większym stopniu stają się zakładnikami uczelnianych komisji egzaminacyjnych. Kto zatem tak naprawdę układa programy nauczania?

Mam propozycję dla Pana doktora habilitowanego. Proszę zamiast wylewać swe żale w prasie, zaproponować na Senacie UJ aby filozofia była egzaminem obowiązkowym dla kandydatów na medycynę i farmację Collegium Medicum, a efekty - ręczę - przerosną sny filozofów.

Pozdrawiam,
gordon
Marek Pleśniar26-10-2003 22:35:09   [#30]

przeczytałem z rozkoszą:-)))))))

ostatni akapit nalezy posłać owemu filozofowi-) A ja za niego mogę najwyżej postawic gordonowi piwo. Jak się nie obrazi oczywiście:-)

nasz ci on! Członek OSKKO Nr ID #65 :-)

Janusz Pawłowski26-10-2003 23:28:43   [#31]

Taki żart był.

"Ten pan ma rację! I ten pan ma rację!"
Ale tym razem to nie żart. ;-)))
Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma.
Wnioskuję stąd, że się niestety chyba zapętliło w naszej średnio-wysokiej oświacie.

Marek Pleśniar27-10-2003 00:13:37   [#32]
i nie puści żaden niestety
gordon27-10-2003 08:36:06   [#33]

nie obrazi się i kolejnym odpowie :-)

Może nadszedł czas, aby wykonać krok w kierunku nauki i szkolnictwa wyższego i przerwać to zapętlenie. Wiem, że OSKKO już takie kontakty nawiązywało, ale w formie: "pomóżcie nam rozwiązać nasze problemy". Może trzeba sprawę postawić tak: "obie sfery oświaty mają problemy, których z osobna rozwiązać nie sposób"?
Marek Pleśniar27-10-2003 11:22:37   [#34]

gordonie - tylko ze chyba strony niekoniecznie chcą. Nie istnieje coś takiego jak reforma systemu szkolnictwa wyższego. Zwłaszcza mentalna. Wybaczcie jak kogoś obrażam.

Zauważcie - twórcy reformy - sami są ze środowiska niezreformowanego. Czemu nie zaczęli od siebie?

Milibyśmy juz pierwszych absolwentów zdolnych uczyć po nowemu.

Ps. Na drugie odpowiem trzecim;-)

RomanG27-10-2003 11:31:29   [#35]

STOP!!

Bo się tu nam upijecie!
;-)
krisya27-10-2003 11:45:02   [#36]

nieco w pośpiechu

czytałam artykuł, i być może się wypowiem nie do końca na temat- ale zdecydowanie mogę stwierdzić, że mam znacznie więcej kreatywnych studentów- niż "kolegów- wykladowców"!A wszystkie próby zajęć wasztatowych witane aplauzem przez studentów przez innych uczących traktowane są zwykle bardzo nieufnie, aż w końcu się odechciewa...:((

UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

strony: [ 1 ]