Forum OSKKO - wątek

TEMAT: Problemy szkolnictwa specjalnego
strony: [ 1 ][ 2 ]
Małgoś30-04-2008 13:59:30   [#01]

W związku z planowanyym spotkaniem Pani Minister Hall z zaproszonymi przez Nią przedstawicielami szkolnictwa specjalnego ( w tym - członka OSKKO), zwracam się z prośbą o infromację jakie jest obecne stanowisko OSKKO w sprawie problemów tych szkół.

Wiem, że na Kongresie w ubiegłym roku OSKKO pracowało nad tym tematem, a teraz chodzi o to, że jest okazja bezpośrednio rozmawiać o tym z p. Hall. Co jest najważniejsze, priorytetowe itd.

Kto obecnie się tą problematyką zajmuje w OSKKO i mógłby udzielić takich informacji?

Małgoś30-04-2008 14:03:19   [#02]

Pozwalam sobie wkleić tu - w nowym wątku, dotychczasowe wypowiedzi  Maelki  i Bratka:

Maelka 30-04-2008 03:54:11   [#4203]

Mnie gryzie angielski w klasach I-III sp dla niesłyszących, pisałam o tym kiedyś.

Jeśli będzie potrzeba, mogę przesłać moje uwagi w tej sprawie. Rozmowy z koleżankami oraz informacje z innych placówek pozwalają mi sądzić, że nie są to zastrzeżenia odosobnione.

 

A tak na marginesie - kilka dni temu ukazał się artykulik na temat zbyt wczesnego nauczania dzieci języka obcego. Konkluzja - u dzieci, które nie mają jescze dobrze utrwalonej poprawnej wymowy, mogą pojawiać się (i pogłębiać dotychczasowe) wady wymowy spowodowane odmienną realizacją głosek w jezyku obcym.

bratek 30-04-2008 12:58:42   [#4204]

Małgoś i Maelka!

A może przenieśmy dyskusje i pytania dotyczące tego tematu w osobny wątek- np. "Hall versus specjalne"? Tu mało osób zagląda a sprawa ważna przecież dla nas wszystkich.

Co o tym myślicie? Sama mam sporo przemyśleń ale opiszę wieczorem, bo teraz zamykam jakieś nadmiary spraw przed week-endem.

Małgoś - dzieki za ruszenie kwestii- to naprawdę ważne!!!

zgredek30-04-2008 19:59:05   [#03]
do góry!
AnJa30-04-2008 20:21:28   [#04]
Małgoś- a może weź to, jesli sie orientujesz i masz potrzebę?
Małgoś30-04-2008 23:27:25   [#05]

AnJa, ale co ja mam brać?

Ja się na tym nie znam

Moje doświadczenia z niepełnosprawnymi - to raptem 2 lata szkoleń dla dorosłych w ramach projektun unijnego.

Ale uważam, że to temat b. ważny - niepełnosprawnych nie ubędzie, a wręcz odwrotnie - taka jest cena za cywilizację

...

PS. Moja koleżanka w zwykłej szkole na około 20 uczniów ma 5 z orzeczeniem o upośledzeniu, wśród pozostałych "na oko" około 3-5 tez się kwalifikuje

Ona nie wie jak się robi program w takiej sytuacji. Nie mówiąc o wynikach egzaminu gimnazjalnego.

znikąd pomocy, ani wsparcia

jest problem - brak rozwiązań.....

jerzyk01-05-2008 00:04:13   [#06]
to chyba tez sie wiąże
 
Projekt rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej w sprawie orzekania o potrzebie kształcenia specjalnego albo indywidualnego obowiązkowego rocznego przygotowania przedszkolnego lub indywidualnego nauczania dzieci i młodzieży oraz wydawania opinii o potrzebie wczesnego wspomagania rozwoju dziecka, a także szczegółowych zasad kierowania do kształcenia specjalnego lub indywidualnego nauczania

projekt_rozporzadzenia_20080425.pdf - 71 KB
projekt_rozporzadzenia_20080425_uzasadnienie.pdf - 40 KB
projekt_rozporzadzenia_20080425_zal1.pdf - 37 KB
projekt_rozporzadzenia_20080425_zal2.pdf - 30 KB
projekt_rozporzadzenia_20080425_zal3.pdf - 32 KB

 

Podmiot udostępniający informacje: Ministerstwo Edukacji Narodowej
Informację wytworzył: Romuald Ponczek
Informację wprowadził do BIP: Marian Romanowski
Data wytworzenia informacji: 2008-04-30
Data udostępnienia w BIP: 2008-04-30
Data ostatniej aktualizacji:
Marek Pleśniar01-05-2008 00:47:04   [#07]

Stanowisko Ogólnopolskiego Stowarzyszenia kadry Kierowniczej Oświaty Po II Kongresie Zarządzania Oświatą

http://www.oskko.edu.pl/oskko/stanowiskooskko2007/index.htm

pobierz w formacie Word

IV. Problemy szkolnictwa specjalnego i integracji.

Rośnie liczba uczniów z niepełnosprawnościami. Trafiają oni do bardzo różnych placówek zarówno specjalnych jak i ogólnodostępnych, publicznych i niepublicznych – zgodnie z wolą rodziców. Rodzicom dano wybór i prawa. Prawa te często jednak nie są respektowane.

Placówki wybrane przez rodziców często nie są przygotowane na przyjęcie i prowadzenie uczniów niepełnosprawnych zarówno od strony organizacyjnej jak i sprzętowej a przede wszystkim od strony zasobów kadrowych.  

System nie uwzględnia wielu specyficznych potrzeb osób niepełnosprawnych zarówno na wszystkich etapach życia, nauki, zatrudnienia jak i dostępu do dóbr kultury, zaopatrzenia społecznego, ochrony zdrowia i innych. Powoduje to nieefektywność działań i ich chaotyczność, doraźność.

Poprawy (lub wręcz zmiany) wymagają kwestie: 

1. Wprowadzenie spójnego (interdyscyplinarnego) i czytelnego systemu wczesnej, wielospecjalistycznej diagnozy, wczesnej interwencji i wspomagania oraz permanentnej wielospecjalistycznej asysty życiowej dziecka z niepełnosprawnością (także sprzężoną).

2. Wypracowanie spójnego, obejmującego wszelkie rozpoznane potrzeby, systemu placówek zarówno kształcenia specjalnego, jak i integracyjnego. Systemu obejmującego także zasady przechodzenia z jednej placówki do drugiej, certyfikacji pobytu (wypełniającego spełnianie obowiązku szkolnego) a przede wszystkim czytelnie i odpowiednio do potrzeb finansowanego.

3. Ustalenie zasad kierowania-przyjmowania dzieci do poszczególnych placówek. Samo kryterium opłacalności (np. poprzez skupienie wszystkich uczniów w jednej placówce) nie może tutaj mieć zastosowania.

4. Odpowiednie zorganizowanie (w tym także liczebność) i wyposażenie ww. placówek  w sprzęt, pomoce, kadrę pedagogiczną i w kadrę wspierającą. Potrzebne jest danie ww. placówkom możliwości działania zgodnego z realnie występującymi potrzebami i współczesną wiedzą a nie ograniczanie ich przez sztywne, nie znające odstępstw przepisy.

5. Przygotowanie odpowiednio, zgodnie z realnymi potrzebami, wykształconej kadry, która znajdzie swoje miejsce wszędzie tam, gdzie trafi uczeń z niepełnosprawnością. Także do placówek ogólnodostępnych. Powinny się zmienić przepisy, które obecnie decydują o tym, kto i gdzie może uczyć, jakie zasoby kadrowe mogą występować w danym typie placówki.

6. Dostosowanie programów szkół wyższych kształcących kadrę nauczycielską do potrzeb i postulowanych zmian w tym zakresie. Ideałem by było, gdyby każdy nauczyciel, niezależnie od tego gdzie pracuje, posiadał obowiązkową, podstawową wiedzę i umiejętności pracy z uczniem niepełnosprawnym.

7. Dostrzega się potrzebę, by każda szkoła rejonowa miała charakter szkoły włączającej i była przygotowana na ewentualność przyjęcia ucznia niepełnosprawnego.

8. Zwraca się także uwagę na to, że w samych szkołach specjalnych też są bardzo różni uczniowie. Niektórych uczniów – z uwagi na niemożność zaspokojenia ich specyficznych potrzeb (np. uczniów z mpd) – mimo faktu ich upośledzenia umysłowego, szkoły specjalne, nawet te nominalnie dla nich powołane, nie przyjmują.

W środowisku ooświatowym dominuje także przekonanie, że obecnie posyłanie dziecka głębiej upośledzonego umysłowo do placówki ogólnodostępnej jest niewłaściwe. Podobnie za niewłaściwe uważane jest posyłanie do placówek specjalnych dzieci będących w normie intelektualnej ale z innymi zaburzeniami rozwoju (np. ze względu na zaburzenia zachowania i brak mowy).

9. Kolejnym postulatem jest znaczące uzupełnienie sieci placówek o specjalistyczne ponadgimnazjalne przeznaczone dla uczniów ze znaczącymi problemami, takimi, które uniemożliwiają uczęszczanie do ogólnodostępnych.

10. Problemy natury szczegółowej:

  • nauczanie indywidualne. Zbyt często orzeka się o konieczności nauczania indywidualnego w sytuacji, gdy powodem jest niewydolność organizacyjna.

  • nauczanie indywidualne uczniów ze specyficznymi zaburzeniami (typu z. Aspergera, z nadpobudliwością, autyzmem) lecz z normą intelektualną.

  • diagnoza i orzekanie. Postuluje się wcześniejsze rozpoznawanie i diagnozowanie (znane są przykłady uczniów otrzymujących orzeczenie o potrzebie kształcenie specjalnego dopiero na poziomie gimnazjum). Diagnostyka jest spóźniona, nieprawidłowa i tylko częściowa. Postulujemy też, by zalecenia zawierane w orzeczeniach miały charakter praktyczny, były bardziej rozbudowane tak, by mogły służyć pedagogom realną pomocą. Potrzebne są standardy diagnostyczne i podobnie jak w medycynie należy stosować algorytmy postępowania.

  • w powyższym kontekście zwracamy też uwagę na potrzebę takiej korekty kształcenia lekarzy – zwłaszcza pierwszego kontaktu, w klinikach położniczych – by dziecko mogło wcześniej (od momentu urodzenia, przez pierwsze lata życia aż do momentu pójścia do szkoły) otrzymywać stosowną pomoc i wsparcie pedagogiczne i psychologiczne.

  • pojawia się obawa o kształt przyszłego egzaminu zewnętrznego z języka obcego dla uczniów z lekkim upośledzeniem umysłowym;

  • sygnał o konieczności zmiany przepisów tak, by pomoc nauczyciela była obligatoryjnie obecna we wszystkich klasach, nie tylko w klasach I-IV szkoły podstawowej;

  • postulat wprowadzenia standardów wyposażenia w pomoce naukowe i sprzęt placówek kształcenia specjalnego (np. szkoła dla umiarkowanie i znacznie upośledzonych umysłowo często nie potrzebuje ławek ale potrzebuje wózków, nie potrzebuje mikroskopów ale potrzebuje pionizatorów itp.). Uwaga ta dotyczy wielu placówek zarówno specjalnych jak i integracyjnych i wszystkich tych, w których obowiązek szkolny realizują uczniowie z upośledzeniem umysłowym i innymi znaczącymi problemami.

  • sygnał o konieczności zmiany we wszelkich dokumentach, aktach prawnych nomenklatury. Obecnie posługujemy się (w ślad za aktami prawnymi) pojęciami, które nie są już ani używane ani akceptowane w świecie; Istnieje konieczność podjęcia dyskusji i wypracowania wspólnego rozumienia samego pojęcia „osoba niepełnosprawna”. Dzisiaj pojęcie to jest różnie rozumiane. Pociąga to za sobą szereg także konsekwencji formalno-prawnych oraz finansowych


post został zmieniony: 01-05-2008 00:47:30
Iwa1205-05-2008 10:31:02   [#08]

tak na szybko: szykuje się zmiana rozporzadzenia o kwalifikacjach (tak mówiła p. minister na debacie oświatowej w Szczecinie). Czas pomyśleć o kwalifikacjach pedagogów specjalnych (odniose się wyłącznie do oligofrenopedagogów). Czy koniecznym jest np. ukończenie trudnych i zwyczajnie nie do przejścia dla wielu, studiów z matematyki by uczyć dzieci upośledzone umysłowo podstawowych umiejętności i operacji matematycznych (często w oparciu o konkrety)? Za chwilę wykruszy się "stara kadra", która te kwalifikacje posiada z mocy prawa. Brakuje studiów podyplomowych nadajacych kwalifikacje do tego typu placówki.

kolejna rzecz- sama nazwa "specjalna". Nalezy pomyślec o zmianie nazewnictwa! Dziś na szczeście upośledzonych umysłowo nazywa się "niepełnosprawnymi intelektualnie", czy nie można by naszych szkół nazwać np. "placówkami specjalistycznymi" "placówkami kształcenia dzieci o specjalistycznych potrzebach edukacyjnych"?

 

podstawa programowa kształcenia ogólnego - moim zdaniem powinna być opracowana dla lekko up. um. zupełnie odrębnie. Język obcy w klasie I-III SP to naprawde przesada. (tak na marginesie: w przypadku dzieci głuchych język polski też jest językiem obcym)

 

podręczniki dla lekko - przestarzałe, od kilku lat brak wznowień zeszytów ćwiczeń!!!! Nauczyciele tworzą podręczniki i rozmaite karty ćwiczeń sami!

ramowe plany nauczania dla lekko up. um.: zapomiamy, że uczniowie ci nie napiszą matury, nie ukończą studiów. potrzebne im umiejętności praktyczne, które wykorzystają w przyszłej pracy. potrzebne im lekcje techniki, znajomośc technologi informacyjnej. W ramówce SP są 2 godziny techniki na cykl i 2 godziny informatyki! To zdecydowanie za mało!!! Póki co dodatkowe godziny dajemy z godzin dyrektorskich (kosztem np. kół zainteresowań).

 orzekanie o potrzebie indywidualnego nauczania z powodu niepełnosprawności umysłowej (wymuszone przez rodziców) to prawdziwa plaga. Brakuje informacji dla rodziców o naszych specjalistycznych placówkach na etapie pracy z rodzicami w PPP

to na tyle tak na gorąco...

tegie05-05-2008 12:15:35   [#09]
Krótko pracuję w Szkole specjalnej(specjalistycznej), ale obiema rękoma podpisuję się pod komentarzem Iwy12...
Iwa1205-05-2008 17:56:01   [#10]

i jeszcze jedno: nie może być tak, że orzeczenie PPP jest własnością rodzica i tyko od niego zalezy czy pokaże je w szkole. Dla mnie wszystko postawione jest na głowie, bo czyż nie prościej i z korzyścią dla dziecka był taki schemat postępowania:

1. wczesna diagnoza i wczesna interwencja - jak najwcześniejsze włączenie specjalistycznych metod pracy z dzieckiem w zależności od stwierdzonych deficytów

2. kierowanie od najwcześniejszych lat do specjalistycznych placówek lub kształcenia integracyjnego (ale tylko tam, gdzie są odpowiednio przygotowani do pracy z daną niepełnosprawnościa pedagodzy specjalni) w miarę postępów dziecka ponowne włączanie go do szkolnictwa masowego. Pozostawienie wyboru wyłacznie rodzicom, bez pracy z nimi powoduje, że dziecko ląduje w najbliższej rejonowej szkole, gdzie najczęściej nie ma osób z odpowiednimi kwalifikacjami i umiejętnościami praktycznymi. W rezulatacie rodzice często dostają alternatywę: za cenę świadectwa z "masówki" proszę załatwić nauczanie indywidualne

3. Szeroko zakrojona akcja skierowana do rodzin i środowisk - pokazanie, jak pogodzić się z niepełnosprawnością własnego dziecka, jak  zaakceptować psychicznie ten fakt.

tak na koniec z własnego podwórka szkolnego: przychodzi mama ucznia klasy III SP wraz z nim do mojej "specjalnej" szkoły. W ręku trzyma orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego, które ma już od 3 lat. Do tej pory chłopiec chodzi do szkoły intergracyjnej. Mówi, że widziała przez te wszystkie lata, że syn jest odrzucony przez klasę, bity, znieważany, ale jakoś myślała, że to minie. Nie minęło, problemy zaczęly się pogłębiać, u chłopca zaczęły pojawiać się stany lękowe. Po około 30 minutach pobytu w naszej szkole, rozmowie ze mną, z sekretarką, obejrzeniu swojej przyszłej klasy i wymianie zdań z rówieśnikami, uradowany powiedział z całą mocą: mamo ja chcę tu chodzić od jutra, wiem, że tu nikt nie będzie mi dokuczał, proszę pozwól mi nie iść więcej do mojej starej szkoły!. Mama się popłakała...Zobaczymy się we wrześniu

Iwa1206-05-2008 09:05:30   [#11]
czy nikt nie ma nic do powiedzenia w temacie? "specjalni" wyraźcie swoje opinie
poziombka06-05-2008 12:54:54   [#12]
Myślę, że wszędzie jest tak samo: trafiają do nas dzieci z orzeczeniami wystawionymi 3, 4 lata wcześniej. Rodzice ciężko przerażeni, bo tyle się już nasłuchali, o tej okropnej "specjalnej" szkole....Po kilku dniach dzieciak odżywa, a rodzice uszczęśliwieni, bo dziecko chce chodzić do szkoły i jest zadowolone.
Dlatego bardzo potrzebna jest "promocja" szkolnictwa specjalnego - nie wiem jak, może zachęcić do współpracy centra pomocy rodzinie?
Kolejna kwestia, to zatrudnianie pomocy nauczyciela w szkołach. Taka pomoc jest potrzebna nie tylko w szkole podstawowej czy gimnazjum, od kiedy powstały szkoły przysposabiające, jest wielki problem braku pomocy w tych klasach.
A rzecz, która ostatnio bardzo mnie nurtuje, to kwestia zatrudnienia w szkole specjalnej rehabilitanta - tak, aby nie było to zależne od dobrej woli OP.
tegie06-05-2008 13:10:03   [#13]
Widzisz Iwa - obecnie jest taka tendencja europejska (czyli obowiązująca również w Polsce), by stawiać na szeroką integrację kosztem zmniejszenia liczebności szkół specjalnych. Jak to wygląda w praktyce - dobrze wiemy... Przypadek opisany przez ciebie w #10 jest często spotykany, w mojej szkole też już(trzy miesiące) trzy takie przypadki. Niemniej rodzice mają prawo zapisać swoje niepełnosprawne dziecko(bez względu na rodzaj upośledzenia) do niemal każdej szkoły, w tym tzw.masowej. Wierz mi - nie jest łatwo zaakceptować, że dziecko "skazane"jest na szkołę specjalną.My wiemy, że to "skazanie" to najczęściej najlepsza droga dla dziecka. Ale jak to rodzicom wytłumaczyć - nie wiem. Wiem,że często dziecko trafia zbyt późno do szkoły specjalnej i chciałbym tę tendencję odwrócić. Jak?
Iwa1206-05-2008 16:38:28   [#14]
jak odwrócić? ja mam np. taki pomysł: rodzic, który stoi przed decyzją: szkoła masowa, integracyjna czy specjalistyczna powinien być przed jej podjęciem prawnie zobowiązany do zapoznania się z warunkami, ofertą i możliwościami każdej z form kształcenia. Niech ma mozliwość i obowiązek obejrzenia zajęć, porozmawiania z innymi rodzicami, nauczycielami. Niech ma obligatoryjnie czas na podjęcie decyzji. To chyba nie jest trudne do wprowadzenia w życie, ale wymaga zmian stosownych przepisów prawa i dobrej woli każdej ze stron.
Grzesiek06-05-2008 22:20:06   [#15]

Integracja edukacyjna uczniów niepełnosprawnych w normie intelektualnej - TAK!

Integracja społeczna uczniów niepełnosprawnych intelektualnie - TAK!

Język obcy w klasach I-III szkoły specjalnej?! Pozostawić decyzję i możliwość wyboru dyrektorowi.

Egzamin gimnazjalny z języka obcego w planowanej formie w szkołach specjalnych?! Jestem bardzo sceptyczny - czy musimy uczyć się na błędach i na dodatek topić skąpe fundusze (lepiej przeznaczyć je chociażby na podręczniki, jak wspomniano wyżej)

Małgorzata Sz07-05-2008 07:41:15   [#16]
Z mojego ogródka: rewalidacja indywidualna prowadzona indywidualnie - i nie na 5, 6, 7 godzinie, gdy dziecko pada ze zmęczenia po obowiązkowych zajęciach.
poziombka07-05-2008 08:37:16   [#17]
Rewalidacja to faktycznie problem - nie wolno dzieci zabierać z zajęć obowiązkowych, a później są tak zmęczone, że niewiele da się zrobić. KO argumentuje, że nie można płacić za tą samą godzinę dwa razy: nauczycielowi prowadzącemu zajęcia obowiązkowe i temu od rewalidacji...A dlaczego nie? Przecież ten od obowiązkowych nie zostaje sam w klasie, ma resztę dzieci, a ten od rewalidacji bierze konkretne dziecko ze sobą.
W Holandii tak pracują, ten system działa, sama widziałam i nie ma tu żadnego naciągania.
tegie07-05-2008 09:08:33   [#18]
Iwa 12 - a propos #14. Masz rację, ale każdy (prawie) rodzić chce, by jego dziecko nie odbiegało od tzw.normy i nie tak łatwo mu zaakceptować to, co tak dobitnie wyraził mój wykładowca - "od oligo nikt się nie wymigo..."
Annax07-05-2008 11:34:34   [#19]

Ciągle jednak w naszym kraju daleko do integracji, któraby była taką integracja z marzeń, Myśłę tu o osobach z upośledzeniem umysłowym. To ciągle w Polsce moim zdaniem bardziej moda niż rzeczywiste działania. Uparcie twierdzę, że każdy rodzaj szkolnictwa ma swoje miejsce w systemie. Są dzieci i uczniowie dla których będzie najlepszą formą nauczanie integracyjne, ale są i BĘDĄ zawsze uczniowie dla których najlepszym rozwiązaniem będą szkoły specjalne.  Krzyk i namawianie do pójścia wyłącznie w stronę integracji robi więcej szkody niż jakiegokolwiek pożytku. To jest wylewanie dziecka z kąpielą.

Praca w szkołach specjalnych to praca oparta o inne programy, inne metody. Inne tez jest nastawienie i świadomość nauczycieli. A już nie wspomnę nawet o rodzicach i uczniach. Dobre i właściwe przykłady - pozostają tylko przykladami podobnie jak te skrajnie złe i niewłaściwe.

I niestety często inauczyciele i pedagodzy w PPP ulegają presji rodziców i właśnie takimu sterotypowi, który tak określił tagie: "każdy (prawie) rodzić chce, by jego dziecko nie odbiegało od tzw.normy i nie tak łatwo mu zaakceptować to, co tak dobitnie wyraził mój wykładowca - "od oligo nikt się nie wymigo..." (o zgrozo!)

Była u mnie nie tak dawno mama wahająca się czy dać dziecko do nas czy zostawić w szkole ogólnodostępnej (upośł. w st. umiarkowanym). Obejrzała szkołe, była na zajęiach i rozmawiała z nauczycielami, dziećmi i rodzicami. Zdecydowała się na nas. powiedziała: Ulżyło mi. Ja wiem, że ta decyzja wcześniej lub później musiała zapaść. Ja widzę, ze on tu będzie maił lepiej. ALe wie pani ja wymusiłam [kilka lat temu] w PPP, żeby mu wpisali lekkie. On na wtedy był mocno rozwinięty. My z nim dużo pracowaliśmy. ALe teraz [4 klasa sp] to ja już widzę, że ponad pewną granicę nie da się wyjść. No i on już pomału nie chce chodzić do szkoły. Widzi róznice pomiędzy sobą i kolegami. Zaczyna się tam czuć coraz gorzej."

Przyjechała po kilku dniach. I co mówi? - " Pani dyrektor [w tamtej ogólnodostępnej szkole] przekonała mnie, że jednak jeszcze jakiś czas niech zostanie u nich. Zawsze to jednak normalna a nie specjalna szkoła".

O to więc chodzi? O dobre samopoczucie rodziców? Czasami tak mi się wydaje. Podobnie jak wprowadzony po reformie 2000 podział taki jak wszędzie : sp, gimnazjum, - także w kształceniu uczniów z up umiarkowanym i znacznym. To bzdurne rozwiązanie. Napewno lepiej być w dobrej szkole specjalnej niż w byle jakiej ogólnodostepnej z tzw. integracją. Ja wiem, że sytuacja rodziców z dzieckiem niepełnosprawnym a do tego upośledzonym - jest inna bo oni od początku muszą uczyć się akceptacji ograniczeń swoich dzieci. Ale droga do pomocy im nie powinna prowadzić przez uleganie takiej presji lub wmawianie,że stanie się cud.

Integracja to u nas chyba ciągle jeszcze coś w rodzaju eksperymentu. Wszystko chyba zamarło na początkowym etapie ideii i chęci lub presji.

To nieprawda, ze szkoła specjalna zamyka uczniowi szanse! Odwrotnie - dobra  - te szanse daje. Dziś już przecież nie są to szkoły dla uczniów zaniedbanych społecznie i dlatego opóźnionych.

Edukować trzeba ciągle ogół społeczeństwa, żeby nie traktować upośledzonych jako gorszych a jednie po prostu innych. Wtedy i rodzicom łatwiej będzie akceptować to, że ich dzieci są właśnie takie.

No i potem trafiają do nas do specjalnego uczniowie ze szkół przróżnych zestresowani, wystraszeni, z fobią szkolną. A czasemi niedostosowani społecznie.

Nasze dzieci mają podobne cechy cechy jak ich rówieśnicy choc są przeciez rózni od nich specyfiką swoich schorzeń. Ich potrzeby z tego względu są bardzo zróznicowane.

Brakuje mi wartościowych a jednocześnie osiągalnych finansowo dla nauczycieli form doskonalenia, dokształcania.

Muszę kończyć - obowiązki wzywają.

tegie07-05-2008 12:24:35   [#20]
Annax - prześlij ten komentarz do Hall (serio).Naprawdę cieszę się, że mamy właśnie takich pedagogów od szkolnictwa specjalnego...
JACOL13-07-2008 20:39:11   [#21]

Męczy mnie jedna myśl związana ze szkolnictwem specjalnym. Szkoła specjalna to nie powinna być szkoła tak jak się rozumie szkołę powszechnie. Do szkoły specjalnej trafiają uczniowie, którzy do czegoś takiego jak "szkoła" się nie nadają. Nazwa "szkoła" ta sama, ale treść zupełnie inna. Wydaje mi się, że logika funkcjonowania placówki specjalnej powinna być inna niż placówki dla dzieci sprawnych intelektualnie.

Stawiam taką tezę: wiele problemów szkolnictwa specjalnego związanych jest z tym, że wyobraźnia tych, którzy te placówki organizują, tworzą, nimi zarządzają i w nich pracują, skażona jest wzorem normalnej typowej szkoły. Siła tego wzoru jest przeogromna i dlatego bardzo trudno oderwać nam od niego swoją wyobraźnię.

Zgodzicie się ze mną?

tegie13-07-2008 22:28:11   [#22]
Myślę Jacolu, że dotknąłeś ciekawej sprawy, która mnie również intryguje i którą można dostrzec głębiej analizując szkolnictwo specjalne, czy choćby wypowiedzi o tymże szkolnictwie na forum.Jak napisałeś (...)"wiele problemów szkolnictwa specjalnego związanych jest z tym, że wyobraźnia tych, którzy te placówki organizują, tworzą, nimi zarządzają i w nich pracują, skażona jest wzorem normalnej typowej szkoły. Siła tego wzoru jest przeogromna i dlatego bardzo trudno oderwać nam od niego swoją wyobraźnię."(mam mozillę, więc nie mogę puścić cytatu kursywą:-)To sedno problemu!Cytowane słowa warte są komentarzy ludzi zajmujących się tą problematyką.Można zacząć od tego,że powyższa dyskusja potwierdza tezę Jacola. Np.jak już tu, wyżej, ktoś wspomniał, taka sama podstawa programowa dla uczniów z "masówek" i specjalnych to niewypał.Ja dorzucę kilka uwag z mojego "podwórka".
Mam wrażenie, że szczególnie szkoła specjalna dla uczniów z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu lekkim skażona jest wzorem normalnej, typowej szkoły(używając nazewnictwa Jacola). Mój OP (przynajmniej niektóre wydziały urzędu miasta)traktują szkołę, w której pracuję jako jedną z wielu sp i gimnazjów w mieście i czasami muszę przypominać, że to szkoła specjalna.Lepiej ową specyfikę dostrzega KO i właściwie kształtuje się nasza współpraca.Co do nauczycieli to podzielam również zdanie Jacola,bo u wielu jest mniej lub bardziej widoczny syndrom wypalenia, zniecierpliwienia, znużenia.I widzę, że często moi kochani nauczyciele mają pretensje, że ich dzieci nie rozumieją, że muszą im powtarzać kilkakrotnie, że nietaktownie odnoszą się do nich, że nie potrafią skupić długo uwagi na temacie etc. Nie mówię, że częściowo nie mają racji, ale są też inni(na szczęście) którzy wchodzą do klasy i wychodzą z lekcji z uśmiechem i bez narzekania:-)
To tylko kilka moich uwag wstępnych, bo - przypomnę raz jeszcze - temat wywołany przez Jacola - dość ważki i intrygujący.
JACOL15-07-2008 14:41:48   [#23]

Sądzę, że ważne jest zrozumienie różnic pomiędzy szkolnictwem specjalnym, a masowym. Jest ich wiele. Zastanawiając się nad tym problemem doszedłem do wniosku, że podstawowa różnica związana jest z faktem, iż do szkoły masowej uczeń musi się umieć dostosować (np. osiągnoć tzw. dojrzałość szkolną). Szkoła specjalna powinna zaś umieć dostosowywać się do ucznia. To bardzo złożone, wieloaspektowe zagadnienie. Szkoła jako instytucja to twór ogromny. Jak tym tworem zarządzać, aby był zdolny dostosować się do każdego pojedyńczego ucznia?

Szkoła masowa przystosowana jest do zunifikowanego przeciętnego ucznia. Jej elastyczność działania nie musi byc taka duża, jak szkoły specjalnej, gdyż sami uczniowie są elastyczni. Uczniowie w szołach specjalnych, nie są elastyczni, co wymaga podejścia indywidualnego.

Problemem jest już samo zdiagnozowania potrzeb i zrozumienie właściwego kierunku pracy z uczniem. To zrozumienie jest zależne od profilu metodycznego jaki powinna, jak myślę wypracować sobie każda szkoła specjalna. To do konkretnego podejścia metodycznego (do tego, do którego ma się przekonanie) trzeba "ustawić" wszyskie parametry szkoły. To podejście metodyczne trzeba oczywiście najpierw mieć. Dobrym przykładem są szkoły tworzone przez behawiorystów. Oni ustawiają całą szkołę w taki sposób, aby na poziomie pojedyńczego nauczyciela rozwiązywać problemy ucznia zgodnie z tą metodyką z jaką się utożsamiają. To nie jest taka szkoła w której zatrudnia się nauczycieli, zamyka w klasach i wymaga się od nich, aby sobie radzili. To nie są szkoły tworzone wg wzoru szkoły masowej. Nie jestem behawiorystą, ale uważam, że tak należy postępować w przypadku każdego podejścia metodycznego.

Szkoła masowa związana jest z pracą pojedyńczych nauczycieli z uczniami w klasach. To taki wypróbowany model, którego podstawę stanowi kontakt pojedyńczego nauczyciela z grupą uczniów. Ten model nie jest właściwy, jak sądzę, w przypadku szkoły specjalnej. Na poziomie pojedyńczego nauczyciela nie da się rozwiązać większości problemów z jakimi mamy doczynienia w szkołach specjalnych. To dopasowanie się do ucznia powinno się odbywać na poziomie całości szkoły. Wymaga to jak sądzę pracy zespołowej całej kadry szkoły. Praca zespołowa wymaga zaś innego niż typowy modelu kierowania szkołą.

Ciekawy jestem jak inni widzą różnice pomiędzy szkołą masową i specjalną.

Annax15-07-2008 15:42:46   [#24]

Moim zdaniem tych różnic jest (a właściwie: powinno być) bardzo dużo. I dotyczą one każdego pozoimu i każdej płaszczyzny tej szkolnej rzeczywistości.

To o czym pisze Jacol: "Na poziomie pojedyńczego nauczyciela nie da się rozwiązać większości problemów z jakimi mamy doczynienia w szkołach specjalnych". Rzeczywiście w szkolnictwie specjalnym KONIECZNE jest działanie zespołowe!!! Pojedynczy nauczyciel - nawet najlepszy - nie może dać żadnemu z naszych uczniów tego co dobrze zorganizowana, rzetelna, konsekwentna praca całego zespołu nauczycieli, terapeutów, specjalistów. Ale nie tylko - także całego pesonelu tzw. niepedagogicznego - całej kadry. Tylko niestety - nie jest to takie proste.

I rzeczywiście nigdzie tak jak u nas (myślę o szkolnictwie specjalnym)  nie jest aż tak ważne to podążanie za uczniem i przystosowanie placówki do niego. Dziecko upośledzone, niepełnosprawne ciągle - w czasie całego życia jest narażone na ryzyko opóźnień w rozwoju a co za tym idzie - zakłóceń w normalnym funkcjonowaniu. Wszystkie te braki trzeba potem z dużym wysiłkiem wyrównywać -  i samo nigdy nie da sobie z tym rady.

Owo "podążanie za..." dotyczy też chyba nie tylko naszych wychownków, ale i ich rodziców. Jakże inaczej można i tzreba z nimi rozmawiać, współdziałać,wymagać, proponować im - niż w szkołach ogółnodostepnych.

 Kreatywność nauczycieli -potrzebna w każdej szkole - tu pożądana nadzwyczajnie mocno. Optymizm, wiara w możliwość sukcesu (choć przecież jakże on inny niż w szkołach ogólnodostępnych...)- to cechy bez, których też pracować się nie da. (choć może brzmi to jak frazez).

Nauczycielom naszym wyjątkowo mocno potrzeba współpracy i wzajemnego elastycznego wsparcia ze strony kolegów. I to nie tylko tych z naszego środowiska. Coraz częściej mam wrażenie, że problem izolacji to nie tylko problem naszych uczniów, ich rodziców, ale i nasz - nauczycieli specjalnych.

 Nasi uczniowie napotykają o wiele więcej przeszkód na drodze swojej edukacji. Spowodowanych ich schorzeniami, upośledzeniami, ale także stereotypami i mentalnością społeczną. O wiele więcej trzeba im dać od społeczeństwa - nie licząc na zwrot tej inwestycji...

Tyle na razie. Boję się, że to temat zbyt szeroki i zbyt nieuporządkowany - stąd i moja wypowiedź taka pewnie jest...

JACOL16-07-2008 17:34:26   [#25]
Dotknęłaś Annax sprawy rodziców. Ja też uważam, że rola rodzica dziecka niepełnosprawnego jest nieporównywalnie większa niż dziecka sprawnego. Relacje rodzice-nauczyciele w szkolnictwie specjalnym mają dużo większe znaczenie dla rozwoju dzieci niż masowym. Patrząc na moich nauczycieli wydaje mi się jednak, że brak im serca do pracy z rodzicami (nie mówiąc już o umiejętnościach). Przygladam sie temu i zastanawiam jak dodać im ducha.
JACOL18-07-2008 12:58:04   [#26]

Czyli tak:

1. Szkołę (placówkę) specjalną trzeba dostosowywać do zindywidualizowanych potrzeb poszczególnych uczniów, co jest zadaniem trudnym - uczeń niepełnosprawny nie jest w stanie dostosować się, jak jego sprawny rówieśnik, do wymagań szkolnych. Owo dopasowywanie się szkoły wymaga pracy zespołowej, czyli podejmowania wspólnych decyzji na niskim poziomie poprzez dogadywanie się nauczycieli między sobą. Dyrekcja w szkole specjalnej powinna w dużo wiekszym stopniu niż w szkole masowej wsłuchiwać się w oddolne głosy nauczycieli i realizować ich postulaty dopasowywania się szkoły do uczniów. Problemem szkoły specjalnej, dużo bardziej niż masowej, będzie wyrugowanie rywalizacji z grona nauczycieli. Rywalizacja jest zaprzeczeniem współpracy. Tylko współpracując ze sobą zespół może dobrze dopasowywać warunki nauczania do indywidualnych potrzeb uczniów. Wyrugowanie rywalizacji jest jednym z najtrudniejszych zadań dyrektora szkoły specjalnej. W szkole masowej rywalizacja nauczycieli nie szkodzi tak bardzo, gdyż nie jest wymagana współpraca pomiedzy nimi, bo nauczanie polega na indywidualnej relacji nauczyciel - uczeń podczas zajęć w klasie. Kontekst całości nie wpływa tak bardzo na efekty, nauczania jak to ma miejsce w placówce specjalnej.

2. W szkole specjalnej, na wyniki nauczania, wpływa bardzo mocno zachowanie się rodzica wobec dziecka w domu. Tego zjawiska nie ma w szkole masowej. Dla nauczenia sprawnego dziecka matematyki nie trzeba się zastanawiać nad postawą rodzicielską jego rodzica. W szkole specjalnej od postawy rodzica zależy większość sukcesów (lub ich brak) w nauczaniu niepełnosprawnego dziecka. Szkoła specjalna powinna więc mieć przemyślany system postepowania z rodzicem - uczenia rodzica postępowania z jego niepełnosprawnym dzickiem, wspierania go, pomagania mu. Stwarza to szereg trudności i wymaga specjalnych umiejętności od nauczycieli, którzy uczą niepełnosprawne dzieci. Nauczyciele w szkołach specjalnych spotykają się z silnymi negatywnymi emocjami rodziców, które raczej nie wystepują w szkolnictwie masowym.

Zgadzacie się? Co jeszcze?

Annax19-07-2008 00:00:08   [#27]

Jacku, nie ze wszystkim co napisałeś zgadzam się w 100%. Niestety nie mogę teraz pisać dłużej. Tylko więc wypunktuję to z czym nie do koćca się zgadzam.

Nie wydaje mi się, żeby tak ważne i absolutnie konieczne było zupełne wyeliminowanie z zycia szkoły specjalnej rywalizacji między nauczycielami. Poza tym nie wydaje mi się  aby w ogóle było to możliwe. Myślę, że rywalizacja, (która moim zdaniem może mieć bardzo wiele twarzy) w jakiś sposób leży w naturze człowieka. I jestem przekonana (przynajmniej w tej chwili), że rywalizacja - także między nauczycielami - i także w szkole specjalnej - nie musi być zawsze czynnikiem złym, rozbijającym zespół.

"W szkole specjalnej, na wyniki nauczania, wpływa bardzo mocno zachowanie się rodzica wobec dziecka w domu. Tego zjawiska nie ma w szkole masowej" . Myślę, ze jest to zjawisko także w szkołach ogólnodostępnych. W każdej placówce  ma znaczenie postawa rodzicielska. (wszak w szkołach uczy się nie tylko matematyki! :-) )

"W szkole specjalnej od postawy rodzica zależy większość sukcesów (lub ich brak) w nauczaniu niepełnosprawnego dziecka." - z tym twierdzeniem też się nie zgadzam.

"Nauczyciele w szkołach specjalnych spotykają się z silnymi negatywnymi emocjami rodziców, które raczej nie wystepują w szkolnictwie masowym." No nie - Jacku - Przecież spotykamy się z bardzo dużą ilością emocji pozytwnych również!! A może jakoś nie do końca rozumiem co miałeś na myśli?  Wiem z całą pewnością, że w szkołach ogólnodostępnych złych, negatywnych emocji - także tych rodzicielskich - bywa STRASZNIE  wiele!!!

Natomiast rzeczywiście róznią się jedne od drugich w swoim rodzaju. Może dotyczą innych sfer? No i na pewno inne są nasze mozliwości i powinności reagowania na te emocje.

Muszę zmykać.

anmar21-07-2008 20:24:44   [#28]
Jacol napisał:"Tylko współpracując ze sobą zespół może dobrze dopasowywać warunki nauczania do indywidualnych potrzeb uczniów"

Współpraca nauczycieli musi mieć miejsce nie tylko w szkole specjalnej, ale w każdej placówce w której znajduje się dziecko o specjalnych potrzebach edukacyjnych. Nie może mieć miejsca żle pojęta rywalizacja. Niestety, bardzo często nauczyciele w pogoni za awansem czy gratyfikacjami finansowymi nie współpracują ze sobą. Praca zespołu specjalistów musi być zgrana. Brak takiej współpracy, uzgodnienia działań może przecież przynieść szkodę dziecku. Spotkałam się już z sytuacją, gdzie jeden nauczyciel zaczął uczyć dziecko niewidome z lekką niepełnosprawnością indywidualną alfabetu brajlowskiego, a drugi wprowadził system Moona. Przecież to totalny absurd. Uzgodnienie współpracy, nie wchodzenie w czyjeś kompetencje jest podstawą pracy z dzieckiem niepełnosprawnym.

Pozytywne i negatywne reakcje rodziców występują zarówno w placówkach ogólnodostępnych jak i specjalnych. Tylko, niestety, w szkołach specjalnych rodzice niejednokrotnie nie pogodzili się z niepełnosprawnością dziecka i bardziej to widać.

Dla mnie osobiście najgorsze jest, kiedy szkoły ogolnodostępnie przyjmują dzieci niepełnosprawne i nic, poza pobieraniem wyższej dotacji, w tym kierunku nie robią.
Antośka21-07-2008 21:37:25   [#29]

 

 Ja z "ogólnodostępnej" z mnóstwem dzieciaków z niepełnosprawnościami( oczywiście orzeczenia do kształcenia specjalnego)...teraz nie mam za bardzo czasu na szczegółową dyskusję

 ...ale  anmar"Dla mnie osobiście najgorsze jest, kiedy szkoły ogolnodostępnie przyjmują dzieci niepełnosprawne i nic, poza pobieraniem wyższej dotacji, w tym kierunku nie robią."

      ogólnodostępne nie widzą dodatkowych dotacji na niepełnosprawne dzieci, to zatrzymuje się(przynajmniej u nas) na poziomie OP......my jako szkoła nie mamy nic, poza 2 godzinami rewalidacji przysługującemu dziecku z orzeczeniem na rewalidację indywidualną.

No i ogólnodostępne nie mają wiele do gadania jeśli rodzic zdecyduje sie na taką szkołę.

Co do robienia czegoś lub niczego dla dzieci,to już jest różnie.

To takie spostrzeżenie na gorąco ;-)

 

JACOL22-07-2008 12:43:35   [#30]

Jak miło, że możemy sobie pogadać :-)))).

Annax napisała:

Nie wydaje mi się, żeby tak ważne i absolutnie konieczne było zupełne wyeliminowanie z zycia szkoły specjalnej rywalizacji między nauczycielami. Poza tym nie wydaje mi się  aby w ogóle było to możliwe. Myślę, że rywalizacja, (która moim zdaniem może mieć bardzo wiele twarzy) w jakiś sposób leży w naturze człowieka. I jestem przekonana (przynajmniej w tej chwili), że rywalizacja - także między nauczycielami - i także w szkole specjalnej - nie musi być zawsze czynnikiem złym, rozbijającym zespół.

Pamiętam, jak w czasie studiów czytaliśmy artykuły z zakresu psychologii pokazujące, że nie wszyskie kultury są rywalizujące. Żyjemy po prostu w kulturze rywalizacji,k co zapewne związane jest z istotą kapitalizmu, więc rywalizacja wydaje nam się zgodna z naszą naturą. Jeżeli już to jest to nasza druga natura, jak sądzę.

W jednym z art. prof. Bliklego jest przytoczone klasyczne badanie z zakresu rywalizacji. W pewnej sieci sklepów właściciel wpadł na pomysł zwiększenia sprzedaży. Aby zmobilizować pracowników wprowadził system premiowania pracowników sklepów wg. przyrostu sprzedaży od najlepszego sklepu do najgorszego. Co się okazało? Wyniki całości sieci spadły! Dlaczego? Bo poszczególne sklepy zaczęły ze sobą rywalizować zamiast współpracować. Zamiast odsyłać sobie klientów, jak czegoś nie miały, szukać wspólnie tańszych dostawców itd. - pilnowały tylko swojego interesu.

Zastanawiam się czy różnica zdań między nami nie dotyczy różnic w rozumieniu słowa współpraca? Co rozumiesz pod pojęciem współpracy w szkole specjalnej? Ja wzięcie przez zespół odpowiedzialności za szkołę jako całość, czyli za wzięcie odpowiedzialności za pracę koleżanek i kolegów z pracy. Ja wiem, że to zjawisko rzadkie w Polsce, więc trudno je sobie wyobrazić - ale gdzieniegdzie występuje.

Annax napisała:

"W szkole specjalnej, na wyniki nauczania, wpływa bardzo mocno zachowanie się rodzica wobec dziecka w domu. Tego zjawiska nie ma w szkole masowej" . Myślę, ze jest to zjawisko także w szkołach ogólnodostępnych. W każdej placówce  ma znaczenie postawa rodzicielska. (wszak w szkołach uczy się nie tylko matematyki! :-) )

W szkole masowej postawa rodzica wpływa przede wszyskim na wyniki wychowawcze. W szkole specjalnej - na wszysko i to bardzo mocno, decydująco mocno. Jeżeli rodzice nie szanują pracy szkoły to po wakacjach dziecko cofa się do poziomu sprzed wakacji. Nie chodzi o to aby rodzice byli terapeutami dla swojego dzicecka (można się zastanawiać co to znaczy) ale aby prezentowali wobec niego pozytywna postawę rodzicielską i zaspokajali jego wszyskie potrzeby.

Annax napisała:

"Nauczyciele w szkołach specjalnych spotykają się z silnymi negatywnymi emocjami rodziców, które raczej nie wystepują w szkolnictwie masowym." No nie - Jacku - Przecież spotykamy się z bardzo dużą ilością emocji pozytwnych również!! A może jakoś nie do końca rozumiem co miałeś na myśli?  Wiem z całą pewnością, że w szkołach ogólnodostępnych złych, negatywnych emocji - także tych rodzicielskich - bywa STRASZNIE  wiele!!!

Natomiast rzeczywiście róznią się jedne od drugich w swoim rodzaju. Może dotyczą innych sfer? No i na pewno inne są nasze mozliwości i powinności reagowania na te emocje.

Chyba tak jest jak to zauważa anmar:

Pozytywne i negatywne reakcje rodziców występują zarówno w placówkach ogólnodostępnych jak i specjalnych. Tylko, niestety, w szkołach specjalnych rodzice niejednokrotnie nie pogodzili się z niepełnosprawnością dziecka i bardziej to widać.

W szkole specjalnej mamy doczynienia z sytuacją nienormalną, z cierpieniem rodziców. Ich oczekiwania i emocje w stosunku do szkoły są bardzo różne np. niektórzy chcą aby nauczyciele "uzdrowili" ich dziecko, albo niczego nie oczekują od nauczycieli bo z "niego i tak nic nie bedzie" - ale są one innego typu i dużo silnie wpływają na pracę nauczyciela. Dużo by o tym pisać :-).

 

JACOL22-07-2008 13:19:32   [#31]

Ja jeszcze w sprawie rywalizacji i współpracy. Prof. Blikle był gościem konferencji OSKKO. W pezentacji http://oskko.edu.pl/konferencjaoskko2008/materialy/Doktryna%20Jakosci%20Prezentacja.pdf z tej konferencji zaleca mi in:

Porzuć toksyczne metody zarządzania:

- zarządzanie na zasadzie "polecenie i nadzór"

- poszukiwanie winnych, kary, represje,

- premie prowizje nagrody

- konkursy na najlepszego sprzedawcę itp.

To wg mnie są przyczyny rywalizacji w szkołach specjalnych. :-)

 

 

 

anmar22-07-2008 16:26:04   [#32]
Jacol- są jeszcze rodzice, którzy przed nauczycielami i terapeutami wstydzą się niepełnosprawności dziecka, a nawet są do dziecka wrogo nastawieni. Z nimi najtrudniej jest rozmawiać

Antośka- wiem, że nasza oświata jest chora, że pieniądze nie zawsze trafiają do placówek. Jednak dużo też zależy od samego grona pedagogicznego. Jeżeli już w klasie jest dziecko z jakąkolwiek niepełnosprawnością, to trzeba mu pomóc a nie szkodzić. Kto to widział, żeby nauczyciel np. dyktował notatki dziecku z niedosłuchem i jeszcze chodził po klasie stukając obcasami jeżeli w klasie jest dziecko mające aparat słuchowy. Nie można takiej osobie zwrócić uwagi, bo obraza majestatu. Takich przykładów mogłabym podać dużo więcej. niestety, wielu nauczycielom brak jest dobrej woli.

Piszesz o środkach finansowych. U mnie w ogólnodostępnej jest jeszcze gorzej. Nie ma rewalidacji indywidualnej, dzieci łączy się w grupy wiekowe i mają razem ni to rewalidację, ni to zajęcia wyrównawcze. Są tam dzieci z niepełnosprawnością intelektualną, niedosłuchem, niedowidzeniem, trudnościami w nauce- wszystkie razem. Kompletny nonsens.

Znam przypadki, gdzie w szkole ogólnodostępnej nie przydziela się godzin nauczania indywidualnego zgodnie z kwalifikacjami nauczycieli, ale według stopnia zażyłości z dyrektorem. Są to godziny więcej płatne, więc koneksje.........

Resztę pozstawiam bez komentarza.
JACOL23-07-2008 10:19:56   [#33]

anmar napisała:

Znam przypadki, gdzie w szkole ogólnodostępnej nie przydziela się godzin nauczania indywidualnego zgodnie z kwalifikacjami nauczycieli, ale według stopnia zażyłości z dyrektorem. Są to godziny więcej płatne, więc koneksje.........

Zastanawiam się na ile jest powszechna praktyka nagradzania na różne sposoby"swoich" ulubionych nauczycieli. Według mnie, to schorzenie, to rodzaj raka, który zabija szkołę - zwłaszcza specjalną! Skąd to się bierze? Jak z tym walczyć? Czy dyrektorzy jako środowisko rozumieją szkodliwość takich działań? Czy takie praktyki w środowisku dyrektorkim są traktowane z wyrozumiałością czy też obojętnością? A może w percepcji środowiska takie zachowania dyrektora są jakoś naturalne? (jak rywalizacja dla Annax;-)  )

Annax23-07-2008 12:01:16   [#34]

No to może jednak najpierw trzeba wyjaśnić sobie co rozumiemy pod tymi pojęciami:

- rywalizacja nauczycieli - dlaczego jest taka TYLKO zła? czy wyeliminowanie jej nie jest tylko piękną utopią, mrzonką?

- swoi, ulubieni nauczyciele dyrektora - którzy to są ci "ulubieni"? jak i dlaczego jedni się nimi stają a inni nie?

Tylko - PROSZĘ - jasno, prosto, czytelnie i realnie ;-)

JACOL23-07-2008 14:48:09   [#35]

Nie mam teraz dużo czasu na odpowiedź, ale na szybko:

Annax napisała:

- rywalizacja nauczycieli - dlaczego jest taka TYLKO zła? czy wyeliminowanie jej nie jest tylko piękną utopią, mrzonką?

Nie znam przykładu dobrej rywalizacji w zespole. Możesz dać przykład dobrej rywalizacji? Twierdzisz, że taka jest możliwa? Rywalizując nie zależy nam przecież na dobrych wynikach rywali. W pracy zespołowej chodzi o to, aby nauczycielowi zależało (nie przeszkadzało) że koleżance idzie dobrze!

Czy jest utopią? Przecież to proste? Aby wyeliminować rywalizację trzeba wyeliminować przedmiot rywalizacji! Rywalizuje się o coś! To coś to nagroda jaką dyrektor wyznacza dla najlepszych wg. kryteriów które sobie ustali.

swoi, ulubieni nauczyciele dyrektora - którzy to są ci "ulubieni"? jak i dlaczego jedni się nimi stają a inni nie?

Tylko - PROSZĘ - jasno, prosto, czytelnie i realnie ;-)

Nie wiem, którzy są ulubieni. Właśnie tego nie rozumiem - jak tacy magą w ogóle być? Jaki mechanizm tu działa? Dla mnie to patologia...

anmar23-07-2008 20:20:45   [#36]
Jacol- dla mnie to też patologia. Jednak takie są realia. Może w dużych ośrodkach jest to mniej widoczne, ale w małych...

Zwykły szary nauczyciel nie może mieć własnego zdania. Słowo dyrektora jest święte. Je żeli jeszcze nie zaliczasz się do grupy uprzywilejowanych, to masz "przekichane". Liczą się niestety układy. Żona burmistrza, miejscowego lekarza, ktoś kto ma męża, żonę lub kogoś w rodzinie w radzie- takie osoby się liczą. Liczą się również klakierzy, czyli tacy co zawsze przyklasną.

Walczyłam swojego czasu o rewalidację dla mojego dziecka. Nie zgodziłam się na zajęcia w grupie. W orzeczeniu poradni było wyraźnie napisane o rewalidacji indywidualnej. Nawet w kuratorium nie pomogli. Pan od spraw szkolnictwa specjalnego sxtwi9erdził, że jak gmina nie ma pieniędzy to może tak łączyć. Dla mnie to absurd. Załatwiłam prywatnie logopedę i foniatrę, ale narobiłam sobie wrogów. Dyrektorka powiedziała- cytuję "podkładasz i świnię i się odwdzięczę" Odwdzięczyła się, musiałam zmienić pracę.
JACOL24-07-2008 12:45:59   [#37]

anmar napisała:

Jacol- dla mnie to też patologia.

Ciekwi mnie, czy w naszym środowisku, to zjawisko jest dostrzegane jako patologia, czy też normalność.

Czy jako środowisko rozumiemy przyczyny i skutki dzielenia pracowników wg. stopnia zarzyłości z dyrektorem?

Dla porządku, myślę, że trzeba rozgraniczyć dwa zjawiska:

1 - ustawianie pracowników rywalizacyjnie wobec siebie (to błąd w zarządzaniu powodujący obniżenie jakości pracy zespołu)

2 - nierówne traktowanie ludzi ze względu na stopień lubienia pracownika przez dyrektora (to działanie nieetyczne rodzące dużo więcej negatywnych skutków w zespole pracowników niż 1)

JACOL25-07-2008 12:12:43   [#38]

Dodam coś na szybko:

Dla mnie osobiście jest oczywistym, że pracownicy mają prawo oczekiwać od szefa bezstronności w decyzjach jakie podejmuje wobec nich. Szef nie powinien kierować się swoimi sypatiami i antypatiami wobec ludzi. Sypatie i antypatie szefa są jego prywatną sprawą. Placówka, którą kieruje, nie jest jego prywatną sprawą. Pracownicy są różni, ale sprawę każdego z nich, szef powinien podejmować maksymalnie bezstronnie i zgodnie z własnym sumieniem. Bardzo należy pilnować, aby pracownicy znali uzasadnienie każdej decyzji szefa wobec nich. To uzasadnienie to procedury i zasady które każdy szef sam dla siebie wypracowuje. Zasady i procedury, acz nieformalne, powinny być znane wszyskim pracownikom. Może i nie zawsze decyzje szefa się podobają, może i wywołują sprzeciwy i złość, ale są one jasno postawione. Pracownicy mają prawo pytać szefa o powody jego decyzji a szef powinien je przedstawiać , jeśli traktuje ludzi poważnie.

Gdybym ja np. przyznawał godziny indywidualne (od tego przykładu zaczęliśmy) musiałbym podać kryteria ich przydziału.

W systuacjach w których nie potrafiłem podać kryteriów urządzałem losowanie - uznając je za najbardziej sprawiedliwe.

Takich poglądów nabyłem podglądając dyrektorów którzy są mi wzorem, ucząc się boleśnie na własnych błędach i trochę czytając książki z zarządzania ludźmi.

Nie przestrzeganie tych reguł, moim zdaniem, rodzi bardzo wiele problemów i w znaczący sposób obniża jakość pracy szkoły. Ale może się mylę?

Annax25-07-2008 13:21:00   [#39]

Ja też na szybko!

(niby wakacje - a czasu tak mało!...)

Wszystko o czym piszecie jako o patologii - i ja za patologię uważam.

JACOL

Bardzo należy pilnować, aby pracownicy znali uzasadnienie każdej decyzji szefa wobec nich.

Pracownicy mają prawo pytać szefa o powody jego decyzji a szef powinien je przedstawiać , jeśli traktuje ludzi poważnie.

Jasne i oczywiste!!! Ale przecież w gromadzie liczącej często kilkudziesięciu nauczycieli, pracowników - ZAWSZE chyba znajdzie się iluś tam ludzi niezadowolonych z decyzji, niezgadzajacych się z decyzją, z kryteriami, itp. A może się mylę?

Kurczę, Jacek - przeciez w gronie są różni nauczyciele i pracownicy. jeżeli czegoś (np. tychże godzin indyw.) nie dostaje ten, który jest niedobrym nauczycielem - to on zawsze bedzie mówił, że dyrektor faworyzuje tzw. "swoich", "ulubionych". A jeżeli oni są "swoi" i "ulubieni" właśnie dlatego,że są DOBRZY, świetnie i dużo pracują, mogą na nich liczyć i uczniowie, rodzice i koledzy i dyrekcja?

JACOL

Nie przestrzeganie tych reguł, moim zdaniem, rodzi bardzo wiele problemów i w znaczący sposób obniża jakość pracy szkoły. Ale może się mylę?

Nie mylisz się, ale niestety przestrzeganie tych ( i innych również) reguł nie zapewnia pozytywnych postaw wszystkich...

 

JACOL26-07-2008 12:47:08   [#40]

Annax,

zanim ci odpowiem, spróbuję obronić zachowanie dyrektora, który preferuje w szkole tych, których lubi.

 

Spróbujmy zanalizować dyrektora, który preferuje tych nauczycieli, których lubi. Tych dobrze pracujących jak twierdzisz Annax.

Każdy, kto zostaje dyrektorem ma swoje marzenia.  Chce być dobrym dyrektorem. To co go zaskakuje to opór materii ludzkiej. Pracownicy, którymi musi kierować dyrektor nie są aniołkami – niezadowoleni i nieszczęśliwi bardzo – każdy myśli tylko o sobie, mający pretensję o byle co, czasem aroganccy, czasem złośliwi do tego pracujący bez większego entuzjazmu i  motywacji. Negatywne emocje wylewają się na dyrektora. Dyrektor musi temu zaradzić! No i radzi sobie jak umie.

 

Bierze towarzystwo "za twarz"! Co innego może zrobić rozsądny dyrektor? Dyrektor chce mieć poczucie kontroli nad tym bractwem. W szkole specjalnej nie da się tak pracować, że każdy zamyka się w swojej klasie i uczy lepiej lub gorzej. Opieka nad uczniem przez ileś tam godzin wymaga współdziałania ze sobą całej kadry. Dyrektor musi działać.  Dyrektor zaczyna wymagać od swoich ludzi tego czy tamtego. Spotyka się często z niezadowoleniem. A czyż jego oczekiwania są złe? Są dobre przecież!  Każda próba ustawienia trochę bractwa spotyka się z oporem. Dyrektor boi się o opinię o nim i o szkole. Jaki znajduje sposób poradzenia sobie w tej sytuacji? Jakie ma możliwości?

 

Naturalnie zaczyna sprzyjać tym, którzy nie sprawiają szkole problemów! Wspiera tych bardziej zadowolonych, niearoganckich, niezłośliwych. Ci mogą liczyć na dodatkowe godziny, sympatię, nagrody dyrektora dla najlepszych pracowników. Czyż to nie jest naturalne? Takie ustawienie sprawy daje dyrektorowi kontrolę nad towarzystwem.

Nadal ludzie są niezadowoleni (co zrobić?), ale przynajmniej siedzą cicho. Wielu staje się miłymi dla dyrektora, chcąc spełnić jego oczekiwania. Szkoła działa. Czyż preferowanie „swoich” nie jest naturalnym mechanizmem kierowania szkołą i wymuszania na zespole właściwych zachowań i postaw? Gdzie tu patologia?


post został zmieniony: 26-07-2008 12:50:59
JACOL28-07-2008 10:35:29   [#41]

Gdzie nasz przykładowy dyrektor zrobił błąd? Wydaje mi się, że jego zachowanie wynika ze splotu wielu różnorodnych czynników. Mi przychodzi do głowy na szybko to:

 

Po pierwsze – niewiedza! Dyrektor nie zna innych sposobów radzenia sobie z negatywnymi uczuciami swoich pracowników i nie zna innych sposobów motywowania ich.

 

Po drugie – brak dobrych wzorów! Dyrektor nigdy nie spotkał się z innym sposobem radzenia sobie. Stąd jego reakcje wydaja mu się naturalne bo powszechne. Nawet gdyby miał wiedzę z punktu pierwszego, potraktowałby ją jako wiedzę książkową, teorie nieprzydatną w praktyce.

 

Po trzecie – brak umiejętności kontrolowania własnego zachowania! To tak jak mamę nadopiekuńczą można skutecznie przekonać, że powinna swojemu dziecku stawiać wymagania, ale ona nie będzie potrafiła tego zrobić. Albo kobietę po rozwodzie można przekonać, że nie powinna walczyć z byłym mężem wykorzystując do tego dzieci, a ona i tak będzie to robić. Brak umiejętności sterowania sobą samym skazuje dyrektora na działania impulsywne i odruchowe – w jego poczuciu naturalne.

 

Po czwarte – nastawienie dyrektora na wizerunek szkoły (i własny), a nie na jakość pracy szkoły! Nastawienie na budowanie wizerunku popycha dyrektora do działań fasadowych. Ważne jest przede wszystkim jak inni widzą szkołę. Taki narcyzm dyrektora uniemożliwia mu podejmowanie długofalowych działań podnoszących jakość pracy szkoły bo skupia jego aktywność na działaniach doraźnych. Dobre działania, wynikające z wiedzy (patrz punkt pierwszy) są działaniami przynoszącymi efekty w dłuższym czasie.

 

Po piąte – kompleksy dyrektora! Dyrektor nie jest w stanie znosić uwag krytycznych pod swoim adresem, bo czuje się zagrożony. Nie toleruje on innego zdania niż własne. Każde zdanie inne niż jego, wywołuje u niego poczucie zagrożenia i reakcję obronną.

 

Po szóste - nierefleksyjna natura dyrektora. Aby kierować ludźmi, trzeba nieustannie myśleć i umieć sobie wyobrazić skutki własnych działań. Dobry dyrektor musi być trochę intelektualistą - nie ma rady! Brak refleksji sprawia, że każde swoje zachowanie dyrektor spostrzega jako dobre. Brak refleksji jest związany z bezkrytycznym stosunkiem do siebie samego i rzeczywistości, która go otacza. Dla takiego dyrektora zawsze wszysko jest proste.

 

 

Czy cos jeszcze przychodzi Wam do głowy?

 

 

Iwa1228-07-2008 18:38:46   [#42]
Wróćmy do tematu wątku: problemy szkolnictwa specjalnego
JACOL29-07-2008 09:02:31   [#43]

Iwo, jeżeli masz jakiś ciekawy problem, to go zaproponuj. Rozmawiamy o dyrektorowaniu bo dyrektorowanie szkole specjalnej jest, jak sądzę, trudniejsze niż masowej. Bardzo dużo ustaleń dotyczących takiej szkoły, jeżeli ma ona pracować dobrze, musi być ustalane na bieżąco no wyższym szczeblu niż pojedyńczego nauczyciela. Dlatego szkoła specjalna jest bardziej wrażliwa na jakość kierownictwa niż masowa.

Annax napisała:

w gromadzie liczącej często kilkudziesięciu nauczycieli, pracowników - ZAWSZE chyba znajdzie się iluś tam ludzi niezadowolonych z decyzji, niezgadzajacych się z decyzją, z kryteriami, itp. A może się mylę?

To prawda. Zawsze są jacyś niezadowoleni. :-(((

Jeżeli jednak dyrektor pozwala być ludziom niezadowolonymi -inaczej - nie zakazuje okazywania niezadowolenia - to w dłuższej perspektywie (powiedzmy - rok, dwa) liczba niezadowolonych spadnie do poziomu minimalnego. Generalnie ludzie będą autentycznie szanowali szefa. Co nie oznacza, że od czasu do czasu, ktoś z czegoś nie będzie niezadowolony - o czym szefowi natychmiast w mniej lub bardziej emocjonalny sposób powie. Powie mu dlatego, że nie będzie się swojego dyrekora bał. Nie będzie się bał konsekwencji mówienia niemiłych dla dyrekora rzeczy.

Jeżeli dyrektor będzie reagował obronnie wyróżniając tych co lubi, pracownicy nie chcąc się narażać, nie będą okazywali niezadowolenia oficjalnie i publicznie, tylko będą to robić pod stołem. Taka zła atmosfera będzie się ciągnąć latami. Ludzie fasadowo będą przyklejać sobie oficjalnie uśmiechy na twarzy, a kopać będą się pod stołem, jak dyrektor nie widzi. Nawet ci, którzy będą w szkole pupilkami szefa (to ci, którzy dostają dodatkowe godziny i premie dla najlepszych nauczycieli), nie będą się czuli w takiej szkole dobrze i nie będą mieli wysokiej motywacji do pracy.

Annax napisała:

niestety przestrzeganie tych ( i innych również) reguł nie zapewnia pozytywnych postaw wszystkich...

Nie jest to wykluczone w tym sensie, że WSZYSCY będą pracować ZDECYDOWANIE lepiej z dziećmi. Oczywiście nikt nie będzie pracował idealnie. Piszę o tym dlatego, że nauczycieli nie da się podzielić prostym kryterium: pozytywna postawa - negatywna postawa. Każdy z pracowników jest oryginalny i nieporównywalny. Każdy ma inne zasoby i możliwości. Każdy ma też inne wady i ograniczenia. Rolą szefa jest wspierać u absolutnie WSZYSKICH pracowiników te mocne strony, jak sądzę. Dzielenie ludzi na gorszych i lepszych to uniemożliwia.

Czynniki, które wymieniłem w [#41] znam z własnego doświadczenia. :-))). To mój opis psychologiczny. Nigdzie tego nie wyczytałem. Po prostu wiem to z autopsji. Znam dyrektorów, którzy naturalnie umieli sobie radzić z ludźmi zdecydowanie lepiej niż ja. Ja uczę się kirowania ludźmi na własnych błędach. Dyrektor, jak każdy człowiek, może się zmieniać na lepsze. Dobrym dyrektorem można się nauczyć być! I tym optymistycznym akcentem zakończę tę mą wypowiedź. :-))))

JACOL30-07-2008 15:34:30   [#44]

Iwa 12 napiasała:

Wróćmy do tematu wątku: problemy szkolnictwa specjalnego

Moja znajoma ucząca na dobym wysokim poziomie alternatywnych i wspomagających metod komunikacji przeprowadziła kilka lat temu w pewnej szkole specjalnej kilkudniowe szkolenie na w.w. tematy. Ta sama szkoła zaprosiła ją jeszcze raz. Cóż się okazało? Nic z tego co było na pierwszym szkoleniu nie pamietają i nic z tego nie robią. Rodzi się pytanie - zagadka (dobra zwłaszcza dla dyrektorów - mnie w każdym razie zastanowiła) - dlaczego tak się stało? Co jest powodem odporności niektórych szkół na wiedzę? Co myślicie?

AnJa30-07-2008 15:45:14   [#45]
czasami sposób jej prezentowania

ale sam napisałeś, ze uczy na dobrym, wysokim poziomie

może więc nie rozpoznała grupy i zaczęła na zbyt wysokim?

jakby nie patrzeć niezbyt ufnie podchodzę do tłumaczeń: " bo społeczeństwo nie dorosło", a Ty coś takiego napisałeś właśnie

pomysł zaś powtórnego zaproszenia tej samej osoby na to samo szkolenie dla tych samych odbiorców odbieram dosyć...

hmmm, no- jednoznacznie
Małgoś30-07-2008 16:00:09   [#46]

żeby przyswoić sobie podawaną wiedzę, trzeba tego po prostu ...chcieć

jesli n-le nie mają motywacji, bo kolejny raz spędzono ich na szkolenie narzucone przez dyrekcję to owszem - przyjść przyjdą... odbębnią obecność i wracają do starych nawyków

Nauczyciele to chyba najbardziej szkolona grupa zawodowa. Nie ma szkoły, gdzie nie prowadzono zajęć np. z komunikacji interpersonalnej, a przecież dogadać się z wieloma nie sposób ;-)

JACOL30-07-2008 16:02:24   [#47]

To osoba, do której na szkolenie trzeba się zapisywac rok wcześniej. Prowadzi je świetnie. Zresztą zaprosili ja bo byli zachwyceni jej poprzednim szkoleniem. :-)))

Myślę, że ci nauczyciele nauczyli się bardzo dużo.

Problem polega moim zdaniem na tym, że na poziomie pojedyńczego nauczyciela nie da się zaabsorbować wielu metod właściwych pedagogice specjalnej. Aby wdrożyć w szkole skutecznie metody AAC (aletrnatywne i wspomagające metody komunikacji) - trzeba przeorganizować pracę CAŁEJ szkoły. Pojedyńczy nauczyciel tego nie zrobi. Nie zrobi to też grupa pojedyńczych, dobrze przeszkolonych nauczycieli. Nie zrobi tego dyrektor swoim rozporządzeniem. Dyrektor co najwyżej może utrzymać pozory stosowania w szkole tych metod. Wprowadzić efektywnie metody AAC może jedynie zespół. Dyrektor musi wiedzieć jak taki zespół zorganizować i musi umieć to co wie wprowadzić w życie.

JACOL30-07-2008 16:06:24   [#48]

Małgoś napisała:

jesli n-le nie mają motywacji

Jakie znamy sposoby motywowania nauczycieli? Co może zrobić dyrektor wg Was?

bosia30-07-2008 16:09:50   [#49]

Jacol napisałeś, że szkoła ją zaprosiła, tzn. kto?

Dyrektor, jakiś nauczyciel, były akurat pieniądze?

Przy szkoleniach z komunikcji najwazniejsza jest dobra komunikacja. Nie twierdze, ze Twoja znajoma nie potrafi tego robić, tylko, że nie trafiła w zapotrzebowanie ze swoimi umiejetnościami, albo  rozpoznała potrzeb.

Opór jest naturalna skłonnością człowieka, kiedy się obawia, nie widzi sensu, kiedy musi włożyć wysiłek w zmianę. Najcześciej tkwimy w tym co znamy choć może nam to przynosić szkody, albo nie wpływać na rozwój,  znajome nie jest niebezpieczne, nowe jest niebezpieczne.

Pracując metodami Gestalt pracuje się właśnie na oporze, ale nie łamie się go.

A po co to drugie szkolenie i takie samo, to już nie rozumiem...

i skąd ta wiedza, że nie pamiętają, nic z tego nie robią?

bosia30-07-2008 16:11:08   [#50]
pisałam trochę długo i nie oświeżyłam
strony: [ 1 ][ 2 ]