W niedzielę obejrzałem trzeci odcinek filmu Roberta Glińskiego (tego od "Cześć, Tereska!") pod powyższym tytułem. I co widzę? Dziewczyna wraca z przepustki i od razu idzie do pokoju wychowawców, gdzie 2 panie dokładniutko przepatrują jej rzeczy. Film kręcono w jednym z Młodzieżowych Ośrodków Wychowawczych. Więc ja szybciutko przeglądam przepisy regulujące pracę takich ośrodków, szukając wyraźnej delegacji, że tak wolno. Daję konia z rzędem temu, kto takową znajdzie. :-) Dzwonię do tego ośrodka, rozmawiam z panią dyrektor, czy nie boi się oskarżeń o naruszenie Konwencji o prawach dziecka (bo ponoć może tylko policja itd. - znacie te argumenty). Pani dyrektor się nie boi. Mówi, iż Konwencja przyjmuje dobro dziecka za najwyższe kryterium, jej zadaniem jako dyrektora jest przede wszystkim sprawować skutecznie pieczę nad dziewczętami, zapewnić bezpieczeństwo i uchronić przed demoralizacją. Mówi, że jeśli ktoś jej udowodni, że takie przewidziane przez regulamin ośrodka procedury są sprzeczne z dobrem dziecka i z jej obowiązkami zapisanymi w prawie, to regulamin zostanie zmieniony. Ciekaw jestem, czy któryś rzecznik praw dziecka ośmieliłby się zaskarżyć taki regulamin jako sprzeczny z prawem... Film pani dyrektor obiecała mi przegrać. Od teraz, gdy jakiś rzecznik powie, że nauczyciel nie ma ustawowej delegacji do przeszukania rzeczy dziecka, po prostu pokażę mu kasetę. Anno Domini 2003, pisane pod rządami obecnej Ustawy o systemie oświaty :-) |