Forum OSKKO - wątek
TEMAT: |
kompetencje dyrektora szkoły wobec rady rodziców i odwrotnie |
Gaba | 21-05-2003 10:37:05 [#01] |
---|
jakie uprawnienia ma dyrektor szkoły wobec rady rodziców - proszę o Wasze zdanie i pomoc w analizie sytuacji prawnej. np. 1. Nie chodzi o pokazywanie - ja wam pokażę, bo wy mi... albo siedzieć mi tu cicho... robić, co ja każę. 2. Chodzi o budowanie porozumienia ludzi, którym trudno się czasem dogadać, a trzeba i warto. Czasem rodzice sądzą, że dyrektor szkoły działa przeciwko ich dzieciom, itp. znacie to wszytsko. 3. Określić wyraziste kompetencje - wzajemne kompetencje tych dwóch organów - bywa (bywa naprawdę), że rodzice nie przyjmują do wiadomości, że dyrektor tylko może to czy to. Bywa, że żądają działań aprawnych... |
RomanG | 21-05-2003 20:47:22 [#02] |
---|
To może ja Ustawa o systemie oświaty:
Art. 39. 1. Dyrektor szkoły lub placówki w szczególności:
1) kieruje działalnością szkoły lub placówki i reprezentuje ją na zewnątrz,
2) sprawuje nadzór pedagogiczny, z zastrzeżeniem art. 36 ust. 2,
Art. 53. 1. W szkole i placówce może działać rada rodziców, stanowiąca reprezentację rodziców uczniów.
2. Zasady tworzenia rady rodziców uchwala ogół rodziców uczniów tej szkoły lub placówki.
3. Rada rodziców uchwala regulamin swojej działalności, który nie może być sprzeczny ze statutem szkoły lub placówki.
...........................................
Dyrektor sprawuje nadzór i kieruje całością, więc przede wszystkim kontroluje, czy regulamin RR jest zgodny ze statutem szkoły.
Poza tym RR jest ciałem autonomicznym, jednak dyrektor ma przecież do nich chociaż tyle, ile do rodziców uczniów w ogóle. A więc może wydawać im polecenia na mocy uprawnień do kierowania zakładem, czy te wynikające z troski o prawidłowość realizacji obowiązku szkolnego przez uczniów.
A odwrotnie?
Art. 54. 1. Rada rodziców może występować do rady szkoły lub placówki, rady pedagogicznej i dyrektora szkoły lub placówki z wnioskami i opiniami dotyczącymi wszystkich spraw szkoły lub placówki.
Z wnioskami i opiniami. Decyzje podejmuje dyrektor. |
benedu gda | 22-05-2003 06:45:17 [#03] |
---|
Po nocy, o miłym poranku, na dobry dzień:-) Gabo, po prawnym (elementarnym – bo na więcej nie było stać „racjonalnego ustawodawcy”J:)) wprowadzeniu Romana G, trochę bardziej praktyczne podpowiedzi bibliograficzne: Bogusław Śliwerski, Rada szkoły. Rada oświatowa. Przewodnik dla samorządowych władz oświatowych, dyrektorów szkół, nauczycieli, rodziców i uczniów, Impuls, Kraków 2002; Lechosław Gawrecki, Kompetencje menedżera oświaty, eMPi2, Poznań 2003 (rozdział „Współpraca z rodzicami” całe 8 stron); Antoni Jeżowski, Statut szkoły, IBO, Wrocław (aż cztery akapity 115-118). Przykłady regulaminów rad rodziców masz w: Tadeusz Komorowski, Prawo w praktyce oświatowej, eMPi2, Poznań 2003; Józef Pielachowski, Organizacja i zarządzanie oświatą i szkołą, eMPi2, Poznań 2002. I do tego jeszcze: Maria Mendel (red.), Animacja współpracy środowiskowej, A. Marszałek, Toruń 2002 (chyba najbardziej praktyczne, solidnie osadzone teoretycznie kompendium wiedzy na temat współpracy z rodzicami w szkole). Podaj na priva nr faxu do szkoły, to podeslę do południa choć 20 stronJ |
Grzegorz | 26-05-2003 00:13:36 [#04] |
---|
Jakie uprawnienia ma dyrektor wobec RR? Nie do końca rozumiem sens tego pytania. A raczej cel. Moim zdaniem nie o uprawnienia powinno tu chodzić lecz o współpracę. Rozszerzając nieco fragmenty uoso cytowane przez Romana dodam jeszcze Art.39, ust.4: "Dyrektor szkoły lub placówki w wykonywaniu swoich zadań współpracuje z radą szkoły lub placówki, z radą pedagogiczną, rodzicami i samorządem uczniowskim." Nigdzie poza tym nie ma zapisu "odwrotnego", tzn. że rodzice współpracują z dyrektorem szkoły. Zatem tak sformułowany przepis ukierunkowuje kolejność wyciągania przyjaznej dłoni. :) Co do formalnych stosunków i powinności między dyrektorem a RR, to odsyłam, Gabo, do wątku sprzed mniej więcej 3 miesięcy pt. "podpisy rodziców": http://www.oskko.edu.pl/forum/thread.php?t=2266 Wracając jednak do współpracy - chętnie podzielę się swoimi doswiadczeniami i wnioskami z mojego czteroletniego wolontariatu w RR. Otóż uważam, że w układaniu przyjaznych i partnerskich stosunków między dyrekcją a RR kluczowe znaczenie ma profesjonalnie zorganizowany przepływ informacji oraz odpowiednia wzajemna komunikacja. Trudno jest zbudować porozumienie między ludźmi, jeśli ci ludzie nie mają pełnej wyczerpujacej informacji o funkcjonowaniu szkoły, podstawach prawnych, itp... Jak możemy mówić o partnerstwie między dyrekcją a rodzicami , jeśli ta pierwsza wie o szkole wszystko, a drudzy prawie nic. Partnerstwo powinno polegać na równym dostępie do informacji. I nie wystarczy tu wywieszka na drzwiach dyrekcji: "Dyrektor przyjmuje rodziców w godz. x.xx-y.yy". Jestem przekonany Gabo, że gdyby twoi rodzice byli lepiej poinformowani, znali przepisy oświatowe, itp... nie napisałabyś na początku tego wątku: "Czasem rodzice sądzą, że dyrektor szkoły działa przeciwko ich dzieciom, itp. znacie to wszytsko." "bywa (bywa naprawdę), że rodzice nie przyjmują do wiadomości, że dyrektor tylko może to czy to. Bywa, że żądają działań aprawnych..." Uważam, że dla dobra szkoły i atmosfery w niej panującej należy raz na zawsze skończyć z chowaniem rąk pod stół i ciągłym budowaniem barykad na wszelki wypadek. Teraz trochę pogdybam. Tak więc gdybym sam był dyrektorem szkoły, stworzyłbym profesjonalne standardy komunikacji i wymiany informacji z rodzicami (jesteśmy przecież społeczeństwem informacyjnym). Podałbym do publicznej wiadomości (a nie na prośbę rodziców) takie dokumenty szkolne jak: statut, plan rozwoju szkoły, program wychowawczy, WSO, program profilaktyki, plan finansowy szkoły (czemu nie?), itp... Ponadto każdy "nowy rodzic", który pojawiłby się w szkole wraz z dzieckiem otrzymałby wydane w formie broszury kompendium wiedzy o funkcjonowaniu szkoły wraz ze wspomnianymi wyżej dokumentami, oraz podstawowe przepisy oświatowe zwłaszcza te, gdzie jest mowa o prawach rodziców. (Jeśli szkoła nie ma na to funduszy - niech taką broszurę sprzedaje po kosztach - albo zaproponuje partycypowanie RR). Ponadto wciągnąłbym przedstawicieli RR w procesy decyzyjne (oczywiście nie wszystkie), np. zaprosiłbym ich do prac przy przygotowywaniu programu wychowawczego lub programu profilaktycznego ( a nie przekazał już gotowe programy do zaopiniowania). Wówczas rodzice sami przekonaliby się, jak trudna i odpowiedzialna jest to praca. Czuliby się też współodpowiedzialni za te programy, więc prawdopodobnie obniżyłby sie poziom narzekania a wzrósł poziom odpowiedzialności. Jeśli chodzi o komunikację to zaproponowałbym prezydium RR stałe cykliczne spotkania robocze, na których przekazywałbym wszystkie bieżące informacje z życia szkoły, jak również zasięgałbym na bieżąco opinii w sprawach, w których głos rodziców jest ważny. Pozwoliłoby to uniknąć niepotrzebnych niedomówień, przypuszczeń, a wręcz plotek, które nie sprzyjają tworzeniu zdrowej atmosfery w szkole. Zabiegałbym też zdecydowanie o wzmocnienie pozycji RR w szkole. Przy dobrej współpracy z RR i jednocześnie jej silnej pozycji w szkole, mogłaby ona stać się moim sprzymierzeńcem w ewntualnych sporach z konfliktowymi rodzicami, którzy z byle powodów robią w szkole zamieszanie ( a takich czasem nie brakuje). Mógłbym tak jeszcze trochę powymieniać, ale czas mnie goni. Powtórzę na zakończenie, co juz kiedyś napisałem: informacja = wiedza = zrozumienie Bez informacji nie ma wiedzy a tym bardziej zrozumienia. I stąd się potem biorą wizyty naburmuszonych rodziców w gabinecie dyrektora. |
Ewa z Rz | 26-05-2003 06:08:54 [#05] |
---|
zrozumienie, hm... Gro rodziców jest zadowolonych, jak im szkoła głowy nie zawraca... Tu raczej chodzi o uświadomienie, a nie o wzajemne zrozumienie... |
RomanG | 26-05-2003 20:12:57 [#06] |
---|
Dwa obrazki Do gabinetu niezwykle doświadczonej, zasłuzonej, uprzejmej i miłej dyrektorki szkoły podstawowej (w wieku juz raczej słusznym) wchodzi tato, wiek ok. 30 lat, siada nieproszony, rozpierając się nonszalancko w fotelu, dumnie zakłada ręce na piersiach i mierząc panią dyrektor drwiącym wzrokiem zaczyna rozmowę: - Dlaczego nie zostałem zapoznany ze statutem szkoły (styczeń br.)? - Statut, proszę pana, jest wyłożony w bibliotece, o czym zostali Państwo poinformowani na początku roku, odpowiednia informacja wisi też na tablicy ogłoszeń. Takie zasady udostępniania dokumentów szkoły przyjęliśmy i takie są zapisane w statucie właśnie. - Ja napiszę skargę do Kuratotium! - Proszę bardzo. Służę. Oto papier i długopis. Nie napisał. Ani wtedy, ani później. .............................................................. Nauczycielka z 15-letnim stażem została obrażona przez ucznia gimnazjum podczas pełnienia dyżuru na przerwie. Nawet nie wyciągnęła żadnych konsekwencji, oczywiście była jakaś wymiana zdań, na drugi dzień w szkole zjawiła się matka, nauczycielka została wezwana na dywanik, gdzie mama palnęła jej tak: - Pani jest od uczenia, jak dupa od srania! Choćby mój syn pluł pani w twarz, to pani będzie stać i go uczyć! ................................................... Tak wygląda partnerstwo według wyobrażeń niektórych rodziców. |
Gaba | 26-05-2003 20:31:24 [#07] |
---|
Mogłabym kolejne obrazki, ale moje pytanie nie dotyczyło tego i jak się kto głupiej zachowuje. Muszę nazwać od początku sprawy. W kilku materiałach wyczytałam to samo - na początek określenie wzajemne kompetencji 1. rodzicom jest bardzo ciężko. Mają pseudokompetencje, a niektórym wydaje się, że mogą wszytsko - powiedzmy... mogą nie wiele. To system nie zinteresowany prawnym wspieraniem rodziców. Nie ma w tym winy dyrektora, który jest jak d... do s... 2. Nie mają wiedzy - no, bo przecież nie rodzą się z takową nt. zarządzania. 3. Potrzebujemy siebie na wzajem, ale... Myślę, myślę i myślę. >>Nie do końca rozumiem sens tego pytania. A raczej cel << - ja go rozumiem tak normalnie - muszę wreszcie pomóc sobie, pomagając rodzicom. Nie ma gniewu we mnie, ale sprzeciw. Jest to bardzo trudne, bo krytycznie patrzę na swoją pracę, nauczycieli i RR. Współ-praca, magiczne słowo. Mam takie przekonanie, że musze wejśc pod warstwę słowną. |
Grzegorz | 26-05-2003 21:51:27 [#08] |
---|
Ja też myślę, myślę i myślę... Gabo, rozumiem twoje rozgoryczenie. Chcielibyście po prostu uczyć i wychowywać dzieci, ale ktoś wam w tym najwyraźniej przeszkadza. I nic na to nie poradzimy. Nie zamkniemy szkoły przed rodzicami - takie są realia. Więc mamy do wyboru: albo dalej brniemy we wzajemnych frustracjach albo próbujemy to wszystko jakoś unormować, czyli, jak pisze Gaba, określić wzajemne kompetencje i uprawnienia. Rodzice są różni - wiadomo. Jednym, jak pisze Ewa, sukcesem będzie uświadomienie elementarnych rzeczy, drudzy - ci bardziej już świadomi - potrzebują czegoś więcej - chcą rozumieć i współuczestniczyć - do szkoły chodzą ich dzieci. Obserwując dzisiejszych rodziców mam wrażenie, że jednak zwiększa się liczebnośc tej drugiej grupy. Taki jest trend - moim zdaniem. W każdym jednak przypadku kluczem jest informacja. Przy odpowiedniej informacji i komunikacji jest szansa na zrozumienie, współpracę i większą kulturę stosunków dyrektorsko-rodzicielskich. Bez tego nie ma nawet szansy. A co do chamstwa i ignoracji (vide obrazki Romana) - ono jest wszędzie. Nie widzę racjonalnych powodów, żeby w szkole miało być inaczej. Przecież rodzice to są ci sami ludzie, którzy wyzywają się w sklepach, urzędach, autobusach, itp... Ktoś w końcu potem głosuje na Leppera i podobnych. :) |
Janusz Pawłowski | 27-05-2003 00:05:54 [#10] |
---|
A ja chciałbym wiedzieć, jaką korzyść mogą wynieść rodzice ze współpracy ze szkołą? Moje doświadczenia w tym zakresie są bowiem, tak samo rozgoryczające, ja Gaby, czy Romana w odwrotną stronę. Co szkoła ma rodzicom do zaproponowania w zamian za ich aktywną pomoc? Podam i ja przykład: Gdyby pani w sklepie warzywnym prosiła mnie o to, żebym pomógł jej przenieść skrzynkę pomidorów na właściwe miejsce - zgodziłbym się chętnie. Gdyby zaraz potem, patrząc, jak sobie z tej skrzynki wybieram co ładniejsze okazy krzyknęła: "Proszę nie wybierać! Wybierze pan najładniejsze i co innym zostanie?! Towar podaje sprzedania - w tej czynności klient nie ma tu nic do wybierania!" Gdyby tak było - nie mogłaby liczyć już nigdy na moją pomoc przy przenoszeniu skrzynek. Szkoła oczekuje pomocy rodziców - wiadomo, w setkach spraw - pieniądze, organizacja, wsparcie, opieka, ... Ale, gdy rodzic próbuje wybrać sobie te pomidory, to słyszy: "Nic w tej mierze nie ma pan do powiedzenia!" Dostanie pan to, co ja panu wybiorę i nie ma pan wyboru - obowiązek szkolny ... a jak nie to do sądu. I piszę to z własnego, niedobrego doświadczenia. Należałem kiedyś do tych aktywnych, wspierających rodziców. Gdy jednak przyszło mi prosić, wraz z innymi rodzicami, o coś co leży w wyłącznej gestii dyrektora szkoły dowiedziałem się, że nie mam tu głosu - mogę se jedynie obserwować i patrzeć jakie będą efekty. No ... obserwuję już trzy lata ... i ... e ... szkoda gadać. I dziś - istotnie - należę do tych rodziców, którzy nie chcą, aby zawracano im głowy skrzynkami pomidorów, bo nie odpowiada mi taka współpraca, w której tylko jedna strona ma wsłuchiwać się w potrzeby drugiej. Piszę to po to, abyśmy się zastanowili - jeśli oczekujemy pomocy i współpracy rodziców, to czy sami jesteśmy na ową prawdziwą współpracę gotowi i do niej chętni? Czy chcemy na prawdę się wsłuchiwać w oczekiwania rodziców? |
RomanG | 27-05-2003 12:22:04 [#11] |
---|
Sklep na moim osiedlu Niedaleko mojego bloku jest 5 czy 6 sklepów spożywczych. Jeden to taki market. Niby jest wszystko w kupie, długie godziny otwarcia, ale moich ulubionych produktów nie ma. Jest za to stoisko mięsne, wiec gdy w moim ulubionym mięsnym jest wielka kolejka, idę właśnie tam, przy okazji kupuję wszystko, a że akurat najlepszej wody mineralnej nie sprzedają - cóż, mówi się trudno i kupuje inną. W drugim jest dobry chleb. Poza tym bardzo średnio. Nie zawsze chce mi się iść osobno za chlebem, często kupuję gorszy, ale razem z innymi zakupami w markecie. Najbliżej domu mam sklepik bardzo fajny. Jest chałwa w czekoladzie, której nie ma nigdzie indziej, no i ogólnie w porządku. Kilka razy jednak złapałem ich na sprzedaży przeterminowanych produktów. chodzę tam jednak najczęściej, bo jako się rzekło, jest najbliżej :-) I uważnie sprawdzam daty ważności. Nie ma sklepów idealnych :((( Nie opisuję ich jednak w gazetach, nie piszę skarg do rzeczników praw konsumenta, nie żalę się na różnych forach. dostosowałem się do otaczającego mnie świata, jakim po prostu jest. A tej pani, która próbowała mi wcisnąć przeterminowane masło, pomogę zawsze przenieść skrzynkę, kiedy mnie poprosi. Przecież jest kobietą, a ja - było nie było - najczęściej kupuję jednak u niej :-))) |
Janusz Pawłowski | 27-05-2003 12:31:40 [#12] |
---|
Romanie Może nie piszesz skarg na rodziców - ale tu najwyraźniej się na nich skarżysz. O to chodzi, czy o to, żeby nawiązać z nimi współpracę? Przykłady zazwyczaj są bardzo fajne, ale zbyt często oddalają od głównego tematu i wiodą w bliżej nieokreślone obszary, gdzie już nikt nie wie o co komu chodzi. Powtarzam więc swoje pytania: Jaką korzyść mogą wynieść rodzice ze współpracy ze szkołą? Czy chcemy na prawdę się wsłuchiwać w oczekiwania rodziców? | UWAGA! Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.
|