Forum OSKKO - wątek

TEMAT: o pewnym poczuciu humoru
strony: [ 1 ]
Gaba03-03-2003 05:36:03   [#01]

Co zrobilibyście? 

W obecności p. pedagog szkolnej oraz dyrektora szkoły odbyła się rozmowa z ucz. kl. II w sprawie zajścia z dnia poprzedniego, kiedy nauczycielka: zgłosiła p. wicedyrektor szkoły, że ww. uczeń zachowuje się dziwnie, jest pobudzony, śmieje się nienaturalnie, wicedyrektor szkoły wezwała pogotowie ratunkowe w celu zbadania ucznia, czy nie jest pod wpływem jakiegoś środka.

 

Badania nic nie wykazały.

 

Chłopiec w trakcie zajścia proszony był o podanie telefonu do rodziców, odmówił, że nie zna i nie poda. Nie było szans na kontakt z rodzicem.

 

Dzień wcześniej policja zabrała innego pijanego ucznia na posterunek.

 

Zapytany dnia następnego o wyjaśnienia chłopiec (o przedstawienie swojej wersji) powiedział, że zachowywał się normalnie, tak jak zwykle, że nie rozumie dlaczego został przez nauczycielkę, a potem przez dyrektorkę tak potraktowany, że się trochę śmiał, że kolega rozwiązywał krzyżówkę, że to nieprawda, że był hałaśliwy, był taki jak zawsze, że owszem leżał cały czas na ławce, ale to przecież normalne i on będzie, tak robił, a zapytany przez nauczycielkę, co się dzieje - odpowiedział, że jest zmęczony i będzie sobie spał i nikt mu nie przeszkodzi.

 

W trakcie rozmowy dnia następnego na pytanie dyrektora szkoły – czy to prawda, co powtórzyła lekarka przed pracownikami szkoły, że chłopiec jej opowiedział, że tak będzie się tak zachowywać, bo szkoły nienawidzi, a to jest taki wygłup, że się będzie cały czas w taki sposób zgrywać, a sam chłopiec twierdzi, że nie zażywał niczego.

 

Badania rzeczywiście nic nie wykazały.

 

Chłopiec potwierdził przy świadkach, że to prawda, że tak lekarce powiedział, że się będzie wygłupiać w taki sposób. Dodał także, że ojciec poda szkołę do sądu, na co dyrekcja szkoły oraz pedagog odpowiedzieli zgodnie, że chętnie, jeżeli jest taka potrzeba, to poznają się wreszcie w sądzie, gdyż nie mieli przyjemności poznać rodzicieli  ww. chłopca, którzy unikają kontaktu ze szkołą.

 

Na pytanie, czy istnieje możliwość kontaktu z rodzicami, powiedział, że nie wie, gdzie rodzice pracują, mają jakieś sklepy, ale go to nie interesuje.

 

Nauczyciele tego samego dnia donieśli, że ww. chłopiec ubliżał nauczycielom i groził, że teraz to  wszystkich powykańcza.

Marek Pleśniar03-03-2003 06:41:12   [#02]

no zaraz - szkoła nie ma adresu rodziców? hę?

A wracając - warto by szkoła nie rozmawiała z tym uczniem jako adwokatem rodziców - o sądzie czy innych sprawach. Warto by wrócił ten uczeń na swoje miejsce - do roli dziecka;-) (18tu nie ma?)

beera03-03-2003 09:11:17   [#03]

to jakaś rzeczywiscie absurdalna rzeczywistość

Uczeń został potraktowany jak partner :-)

Zawsze mi się wydaje, że partnerskie traktowanie dziecka ma jednak inne znaczenie.

I mam kilka uwag

  w obecności p. pedagog szkolnej oraz dyrektora szkoły odbyła się rozmowa z ucz. kl. II  moim zdaniem podczas rozmowy powinien byc rodzic

W trakcie rozmowy dnia następnego na pytanie dyrektora szkoły – czy to prawda, co powtórzyła lekarka przed pracownikami szkoły, jak to "potwtórzyła lekarka innym pracownikom? Mam wrażenie, że zrobiono sobie na temat dziecka ciekawe pogaduchy w pokoju nauczycielskim

na co dyrekcja szkoły oraz pedagog odpowiedzieli zgodnie, że chętnie, jeżeli jest taka potrzeba, to poznają się wreszcie w sądzie, gdyż nie mieli przyjemności poznać rodzicieli  ww. chłopca, którzy unikają kontaktu ze szkołą.Nauczyciele obciążyli dziecko swoimi frustracjami z powodu niemożności spotkania się z rodzicami. W zasadzie dziwecku należałoby tylko współczuć, a nie czynić go współwinnym.

Nauczyciele tego samego dnia donieśli, że ww. chłopiec ubliżał nauczycielom i groził, że teraz to  wszystkich powykańcza.

 

Rekapitrulując- oskarżono dziEciaka, ze coś bierze, choć nie brał, przeprowadzono n ajego temat rozmowy- lekarka opowiadziała, co wie pracownikom szkoły.

Przeprowadzono z nim pogadanki dośc osobliwe, na temat rodziców i ewentualnego spotkania z nimi w sądzie i łączącą się z tym radością...

 

czego jak czego, ale chęci pomocy dzieciakowi to ja tu nie wyczytalam

I choć zdaję sobie sprawę, że ten chłopiec to grzecznym misiem nie jest , to moja sympatia jest w tej opisanej sytuacji po jego strnonie...

Adaa03-03-2003 13:07:55   [#04]

inspirująca

 waga problemu ......;-)

czasami uczniowie są   mnej rozhisteryzowani niż  naczyciele:-))

Basik03-03-2003 14:10:31   [#05]
Jest taka nauczycielska chęć do pokazania, kto tu mądrzejszy. I ta chęć chyba miała miejsce w tym przypadku. Niepokorny uczeń nie budzi sympatii - ogólnie rzecz biorąc.
Marek z Rzeszowa03-03-2003 16:49:35   [#06]

No cóż.

Pozwólcie, że zgodzę się z Waszymi opiniami. Jest w wielkomiejskich szkołach, dzielnicach szczególnie zagrożonych patologią, a i w niejednej małej wiejskiej szkółce by się znalazła, grupa uczniów tatalnie nie poddajęca się naszym zabiegom wychowawczym.
Owszem są metody i środki skuteczne w pracy z takimi dziaćmi ale należą one raczej do kategorii resocjalizujących i są stosowane przez inne placówki.
Są to (abstrahując od przyczyn ich degeneracji), młodociani przestępcy, charaktro i socjopaci. Chłopcy i dziewczyny, którym nie jesteśmy w stanie pomóc naszymi metodami.

I o takim przypadku opowiedziała Gaba. Zwierzyła się nam ze swojej bezradności.
Ciekaw jestem Waszych recept na niesfornego Jasia.

Przypomnę, że nie mamy w takich przypadkach wsparcia sądów - z reguły stosują delikatne środki w rodzaju upomnienia, nadzoru kuratora, czasem osądzają pobyt w domu dziecka (sic!), bardzo rzadko pobyt w placówce przeznaczonej i wyspecjalizowanej do pracy z takimi młodzianami.

Marek

Gaba03-03-2003 17:47:38   [#07]

To nie jest mój przypadek, a koleżanka konsultuje ze mną, jest tą nieszczęsną vice, która poniosły nerwy, dzień wczesniej odesłała dziecia do izby wytrzeźwień (miała, jak sadze więcej szczęścia)

 

to fragment notaki - to dzieciak rzucił się z sądem na nauczycieli, że...

- skoro tak, to chyba dobreze, żeby się poznali, nawet w sądzie.

 

A gdyby zażył? A gdyby umarł? to co? Skąd masz człowieku pewność, że teraz nie, w kiedyś tak? wtedy - brak czujności...

 

Lekarka podobno była zszokowana, że zwierzyła się z wywiadu z chłopcem, że takiego drania to jeszcze nie widziała. A gdyby zażył to wtedy byłoby mniej zdziwienia.

Adres jest znany w tej szkole - nikt nie przychodzi na wezwania, pedagoga się nie wpuszcza.

Dziwne jest dla mnie to, że nie można z dzieciakiem porozmawiać o jego wersji zadrzeń. (tu jestem zaskoczona), że trzeba brać zakładników w postaci rodziców - dyrektor nie może porozmawaić bez rodziców, cos się dzieje?

 

no nic, musimy to przemyśleć.

 

 

moim zdaniem - nie ma żadnej winy szkoły - skoro nabrał, oszukał, zakpił, powinien za to odpowiedzieć. Jeżeli rodzic waży się na sąs, trzeba pokazac zakres żartu i odpowiedzialności tego ucznia, łącznie z sądem dla nieletnich - kto wprowadza w błąd... jestesmy odpowiedzialni za tego dzieciaka, zachowanien wskazywało na to, że jest pod wpływem, tylko badanie może wskazać jednożnacznie, że tak lub nie.

zrobiłabym (chyba?) podobnie.

 

a teraz się będe bała, bo jak nie... jest pod wpływem to pod sąd.

UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

strony: [ 1 ]