terra incognita Nie wiem, czy jest nas tu dużo edukatorów. A też i może tematyka nie dla wszystkich ciekawa? Są edukatorzy i edukatorzy, bo to nazwa modna, a i jak brzmi! I może zrobi wrażenie. Mam kolegę (pracownika WOM-u), który usilnie w swoim CV takie rzeczy wali i wpiera ludziom, że kończył kursy prowadzone w... By dziś zostać edukatorem - - albo się człek stara o papiery (kończy kurs, studia lub ma równoważny studiom dorobek edukatorski - pisząca te słowa ma 2500 godzin szkoleń w ciągu 5 lat, prowadzonych przez ekspertów UE od edukacji - z czego większość to zajęcia aktywne) - albo mieni się nazwą edukatora i jest nim (patrzy mu kto w papiry?) I co mu zrobisz? Pożyczanie cudzego dorobku jest niemiłe - bo kradzieży, się ani nieraz domyślasz, ani masz siły, by ścigać, kiedy już wiesz. Czasem proszę o sprostowanie jak jakie czasopismo poważniejsze. Nieraz z najwyższym zdumieniem obserwuję znane mi zajęcia publikowane przez kosmiczne osoby. Tak było i będzie. Nie tylko materiały warsztatowe, ale znam wiele pomysłów metodycznych zerżniętych żywcem w podręcznikach (subteksting w scenie zabicia Aliny, ileż narobił zamieszania - ile znajomych rozwiązań z jednym z podręczników z chemii) - to sprawa etyki, moralności... - jeden nigdy by się nie ważył, drugi inaczej nie potrafi i tylko żeruje. Szkoda mi osób, które w sposób naturalny umieją pracować z dorosłymi, a znam takie; które mają doskonałe sposoby pracy, znają metodykę pracy z dorosłymi i mają duży w tym względzie dorobek. Ale tylu jest partaczy, że strach... Oficjalny papir też nie załatwia sprawy. Studiuję teraz sobie i są warsztaty (jakoby) i... siedzę sobie, trzymając język za zębami, by czegoś prowadzącym nie powiedzieć. Kpina z tytułami doktorskimi. Kpina z ludzi - już jedną taką chciałam odesłać do pracy prof. Kruszewskiego Planowanie kursu na studiach wyższych. Znam też edukatorów z tytułami menisowskimi, po programach edukacyjnych, za które nie dałabym ani grosza (jest taki jeden szczególnie program, który mi się naraził, a szkodnictwa narobił tyle, że te głupoty trzeba teraz wypleniać prawie siłą). :) Tak się też może zdarzyć. Nie ma weryfikacji dorobku edukatorskiego, nie ma komisji potwierdzającej koncesje, bo to powinna być koncesja (tak jak psycholog za niuprawianie fachu traci, trzeba się wykazać...by nie stracić). Sam papirek i papirmania niczego nie załatwi - edukatora trzeba widzieć w akcji, w działaniu. Na koniec - coś bardzo gorzkiego. W 1999 roku wypuszczono 45 osób, z czego 13 po pięcioletniej pracy przygotowawczej, 37 po pracy trzyletniej. Wykształcenie (wy-edukatorowanie) pierwszej grupy kosztowało w przeliczeniu na jednego ludzia ok. 3 miliardów starych złotych środków pomocowych z UE (wyjazdy do Anglii na szkolenia, warsztaty, zjazdy nauczycielskie zagraniczne, laptopy, kursy komputerowe, językowe, zjazdy, konferencje, fantastyczny sprzęt). Nikt się o tych ludzi nie upomniał. Prawie nikt z tej grupy nie jest doradcą metodycznym. Wszyscy z pierwszym rzucie w 2000r. dostali potwierdzenie spełnienia kwalifikacji edukatorskich przez MENiS. Mają teraz albo firmy prywatne, albo tam są zatrudnieni. Czytam sobie teraz fragmenty raportu NIK i nikt za to nie odpowie. To byli ludzie przygotowani do takiej właśnie pracy, ludzie za których ręczę, że wiedzą i umieją - ludzie puszczeni w samopas. Co teraz robią? Oni robią pieniądze. WOM-y ich nie chciały na doradców, nie są zapraszani do robienia kursów, bo WOM-y się promują same - kilku z nich ma autorskie szkoły, piszą podręczniki, programy i są praktykami, pracują ze studentami (żaden z nich nie robi kariery jako warsztatowiec na uczelniach). A jutro - znowu przyjdzie trochę doradczyń metodycznych (te pilnie notują), potem spróbują od-tworzyć kurs "własny" w swoich WOM-ach, ale... rzecz nie polega na odtwarzaniu lecz na tworzeniu warsztatów. I to jest ta różnica. Ci, co przyjdą się uczyć jako nauczyciele - wygrają, ci, co przyjdą podglądać, co na swój kurs wziąć, przegrają - bo kurs nie jest o tym, jak zajęcia z dorosłymi prowadzić, ale jak pracować z uczniami, kiedy... Bardzo lubię pracę edukatorską, bardzo się cieszę na piatkowe spotkanie, bardzo się boję - jak zwykle - spotkania z grupą, PS. W 2001 w jednym z największych polskich stowarzyszeń nauczycielskich nowa szefowa wyrzuciła warsztaty ze zjazdu generalnego na rzecz spotkań warsztatowych (?) po 50 osób z osobami mającymi doświadczenie. Mnie już nie ma w tym stowarzyszeniu, oni je załatwili tak, że się nie podniesie, a spotkań z pisakami i szarym papirem mam powyżej uszu. |