Demografia - reforma - kasa - różne strony tego samego Jestem jedną szefową miejskiego zespołu gimnazjum i dwie klasy podstawówki - szkoda, że na tak długo rozciągnięto etap wygaszania podstawówki w takim ogromnym mieście jak nasze. tu dzieci nie czkaja na gmibusy, miedzy szkołami odległość jest 15 minut. Uważam, że tam gdzie były możliwości techniczne trzeba było zakończyć ten etap po roku. To surowe, ale prawdziwe. Moja gmina wybrała bardzo drogi wariant - można było te pieniądze oddać szkołom na polepszenie bazy, to są pieniądze, którym żal by było nawet najbogatszym. Ileż pieniędzy jest zmarnowane na podstawówkę w wymiarze dwóch klas. Jesteśmy widocznie bardzo zamożni jako gmina, dlatego nie dostałam żadnych pieniędzy na remont. W imię dziwnej łagodności/rozmycia nie podjęto słusznej decyzji - szybkiego przesunięcia dzieci do zagrożonych deficytem podstawówek, gdzie nabór jest dramatycznie niski. Wszędzie tam gdzie była wola dyrektora szkoły, przede wszystkim wola dyrektora szkoły takiej jak moja (a więc specyficzna sytuacja - wszędzie blisko), powinno się podjąć taką decyzję. Podkreślam - dwie podstawówki rejonowe, moi sąsiedzi, są pustawe, a my uczymy się do 18.00. Nie pomogły prośby, negocjacje, że nie mam takich krzeseł, nie mam już nauczycieli, nie kupię pomocy dla podstawówki, itp. Nic rzucanie grochem o ścianę (i nie mam żalu do rodziców, cóż). Władze są dla mnie zbyt miękkie. Nie chodzi o kłócenie się z rodzicami - ale jasne określenie sytuacji. Powiedzcie - klasa szósta, tylko 20 osób, 8 klas u sąsiadów... Ta moja klasa bardzo słaba, tym dzieciom byłoby lepiej - nauczyciele podstawówkowi, nastawienie na styl podstawówkowy, a ja mam wielką analitykę księgową na gimnazjum i dwie klasy podstawówkowe - dwójmyślenie, schizofrenia. Nadgodzin, ile się da. Fuj! Dwie klasy - ile to kasy? Ile to etatów uratowanych obok, u sąsiadów - jakiś taki brak decyzyjności - niech się Państwo dogadają, niech Państwo przekonują, no i tak się przekonujemy kulturalnie drugi rok. Debata - spotkanie - pokazanie argumentów - konsultacja społeczna i ... rachunek ekonomiczny, bo fajne pieniądze lecą. Zadano mi takie pytanie niedawno - jak to może być... o 2700 zmniejszyła się w tamtym roku liczba dzieci w szkołach... co daje ok. 230 etatów przeliczeniowych. Ani jeden etat nie został zlikwidowany w szkołach - summa summarum. Dlaczego? A jak Wy myślicie? - czy możliwe jest pojawianie się ubytków etatów skokowo? - teraz pozbywają dopiero nadgodzin w kierunku czystych etatów? - liczba 2700 była liczbą za małą? - ta sama liczba ubędzie w roku 2003 - czy znowu 460 etatów się ukryje? - w naszym mieście jest nas ok. 11 tys. - rzeczywiście da się gdzieś pozbyć, rozmyć 500 etatów? To jest sytem wręcz niesamowity - albo takie bagienko w naszej gminie, że własnie nie poczyszczono tego wczesniej, albo dzieja się cuda. O co w tym wszystkim chodzi - interesują mnie te problemy, bo to będą również moje problemy, myśląc są to już moje problemy. - Ja wiem, że są ukryte etaty, ja wiem, że biedy daje się, ale chętnie oddam dwie klasy, są chętni na nie, tylko, że nie mogę. Ja bym zrobiła zupełnie inaczej - szanowni Państwo sytuacja naszego budżetu jest dramatyczna, przepraszamy, ale musimy przenieść 2 klasy. |