Reczywistość jest trudna, kiedy masz jedno dwa, trzy nauczania, to jakoś pogadasz, przegadasz, masz rękę na pulsie. Ja mam nauczań ok. 20. Nie dyskutuję, czy słuszne, i czy aby komuś bardzo - bardzo potrzebującemu coś ktoś nie zabrał. To inny temat. I (!) miałam już przedziwne sytuacje, nie wiem, czy oszustwo, czy olewactwo - nie wiem, czy kombinacje, nie wiem, czy inne licho... zgodnie z moim (na Boga, nie tylko moim!) regulaminem pracy dowodem odbycia lekcji jest wpis do dziennika (analizowałam z nauczycielami dzienniki jako dokumenty księgowo-płacowe, bo są takowymi w rozumieniu ustawy o rachunkowości - temat, data, podpis i stan - obecny/nieobecny). Przypadek 1. - telefon mamy po dwóch miesiącach nauczania, że nikt nie przychodzi do syna... - pytam nauczycielkę, ze łzami odpowiada, że nikt jej nie wpuszcza..., faktycznie problem zgłaszała, nie udawało się nam skontaktować z rodzicami... dziecko jest umierające - rzeczywiście, córka tych Państwa nie wpuszczała do brata nauczycieli...bo nie wiedziała, bo bojkotowała decyzję rodziców o nauczaniu Przypadek 2. -Marysia niedowidzi i niedosłyszy, i bardzo, bardzo chora. - nauczycielka przestawia stale jej lekcje, jak nie może to przestawia, ale Marysia jest ustawiona przez nas i przychodzi zawsze do sekretariatu i dopytuje się o nauczycielkę. Zapytałam mamę, czy to jej przeszkadza, stwierdziła, że nie, bo ze względu na stan Marysi ustalają z nauczycielką, że pewne lekcje odbywają się w innym rytmie niż zaplanował plan. To takie mocno zindywidualizowane podejście - jeżeli obie strony akceptują, to... nie widzę problemu. Przypadek 3. Panienka ma dzieciątko, więc ma nauczanie indywidualne ( w ramach pomocy młodym matkom gimnazjalistom) - dziewczyna myślała, że jeżeli ma dziecko, to se będzie odwoływać i namawiać nauczycieli wg planu sobie ważnego - dzwoniła do szkoły cyganiła, by się ze swym miłym w ramach zajęć indywidualnych bardziej spotkać. Tu była kwestia uporządkowania pewnych relacji - skarbie, rzekłam, masz ślicznego dzidziusia, ale lat masz tyle i tyle, szkoła to obowiązek do tego i tego wieku, więc dzidziuś w domu zostaje (nosi sobie tego chłopczyka jak małpkę do pokazywania), a Ty do książek! U nas takim dowodem (!) jest dziennik, kto nie wpisał, ten się spowiada u vice, a ja "kontroluję" moja vice, więc chodzi i pogania ludek. g. |