Forum OSKKO - wątek
TEMAT: |
Świat w jednym, belferskim kolorze |
|
beera | 18-11-2002 10:28:41 [#01] |
---|
Wyznaczanie granic. Często zastanawiam się (a czasami nawet częściej;-) czy to wyznaczanie granic przez nas jest ich wyznaczaniem DLA NAS, czy dla innych. Prościej zdecydowanie jest wyznaczać granice innym. Jeszcze prościej tym innym, którzy są od nas jakoś zależni. Prosto jednak tylko wówczas gdy wyznaczamy te granice przez całe życie dziecka według pewnej reguły " ja wiem, co jest dla Ciebie dobre" I w dodatku gdy ta postawa mimo wzrastanie dziecka i jego dojrzewania nie staje się elastyczna. Gdy dwulatek bije matkę po głowie, ta mu mówi- "Nie rób tego". I wyznacza w ten sposób granice wolności dziecka, tak aby ono rozszerzając je nie naruszalo granic cudzej wolności. Gdy dwulatek chce wejść do kałuży i tu usiąść, matka może powiedzieć" Nie rób tego, bo zmoczysz pupę" ale może również pozwolić dzieciakowi na wlezienie do kałuży i zmoczenie tej pupy. Wyznaczanie garnic musi więc wynikać z pewnej świadomości, które z nich stwarzają dziecku poczucie bezpieczeństwa pozostawiając mu szansę na bycie sobą i na popełnianie błędów, a które zaburzają jego wiedzę na temat samego siebie i świata. Wyznaczanie tak ścisłe granic - NASZEJ tolerancji, NASZEGO pojmowanie rzeczywistości, NASZYCH prawd, NASZYCH rozwiązań spowoduje, że dziecku w tej "naszości" zabraknie powietrza na niego samego. W gronach nauczycielskich pracuje masę ludzi. Matematyk nie lubi brązu, a polonista dredów, pani od muzyki nie znosi dziewczyn w spodniach, a pani dyrektor łysych facetów.Pan od chemi nie lubi pączków, a pani od niemieckiego mleka. Fajnie być uczniem chcącym zadowolić oczekiwania każdego belfra z osobna. Hura, że to za mną! A może po prostu i nauczyciele zrezygnowaliby by z postawy " Udowodnię Ci, że jak się napijesz mleka to będziesz lepszy" ............ Może nauczyciele po prostu mogliby dać prawo uczniom do bycia jakimi są, pod warunkiem, że nie narusza to innych granic? Hm..no tak..ale jak to zrobić, skoro wyznaczają oni tak daleko granice , iż trzeba balansować na linie, aby ich nie przekroczyć? Mam często wrażenie, ze w szkołach traktuje się konflikty z uczniami po partnersku :-) Tzn- nauczyciel zniża się do poziomu dwunastolatka, który dla udowodnienia swoich racji ima się najprostszego sposobu- "zawołam starszego brata" Czyli używa przewagi nie wynikającej z racji, a z siły. ......... Czytam tu wątki i ciągle , przyznam, przeraża mnie posiadanie prostych recep. Nie miej dredów- będzie OK Ściągnij kolczyk- będzie OK Zetnij włosy..o nie! Nie na łyso!- będzie OK A mamy pewność? Mamy pewność, że zastosowanie tych prostych recept spowoduje, że będzie OK? Dlaczego tak mocno się tu koncentrujemy nad zewnętrznością? Może dużo bardziej wychowawcze byłoby działanie nie na poziomie dredów, a na poziomie uczciewego podchodzenie do sprawdzianów i nie ściągania?...O kurka? Ale to cholera, trudniejsze... Bo prościej jest znaleźć receptę na długie włosy, niż na postawę " ściągam, bo to jest OK" .............. Świat w moich belferskich barwach. Dlaczego lepszy? Skąd wiemy, że lepszy? Co daje nam te cholerne przekonanie, że to jak my widzimy świat jest światem? |
Renata | 18-11-2002 12:01:34 [#02] |
---|
Wyznaczanie granic...
Wyznaczanie granic, jakby na nie nie patrzeć zawsze wprowadza czyjeś poczucie naruszenia wolności osobistej, zwłaszcza w relacjach uczeń - nauczyciel, pracodawca - pracownik, ale także mąż - żona,
ja - ty...
Wyznaczając granice ograniczamy także siebie samych. Ograniczamy się na ja i świat, ja i moje ciało.. traktując je tylko jako dodatek, ja i mój umysł... popatrz jaki jestem mądry...
Gdzie powiedziane, że owe granice mamy wprowadzać?
Dlaczego dziś dążymy do wejścia do unii, choć doskonale wiemy, że w Europie jesteśmy od lat? Znudziły się nam granice? Marzy nam się bogactwo rynku pracy? Zmusza nas do tego bieda? Czy może zrobiło się zwyczajnie za ciasno...
Dom, nasz azyl, to także ograniczenie, choć czujemy się w nim bezpiecznie...
Tylko jak byśmy się czuli w środku, gdyby nie było w nim okien i drzwi?
Zwariować można? Prawda?
Jak się czuje uczeń ograniczony zakazami i nakazami w klasie, na lekcji, na korytarzu?
Jak się czuję z uczniem, który narusza granice wytyczone przeze mnie, jak się czuje on, jeśli naruszam wytyczone przez niego?
Na pewno przecież nie są jednakowe. Na pewno wprowadzają konflikty. Inaczej nie byłoby tu dyskusji..
Na pewno tyle granic ile osobowości, ile ich typów, tyle. A jeśli jeszcze weźmiemy pod uwagę reguły wyniesione z domu?
Dążenie do wolności jest naturalną ludzką potrzebą, taką potrzebę czują
i uczniowie, taką potrzebę czuje i każdy belfer, każdy dyrektor, każdy...
A o tym gdzie granice?
------------------------------------------------
Wklęsłe jest zawsze jednocześnie i wypukłością – jakby na to nie patrzeć.
Patrząc na ten tekst, czytając go, widzisz nie tylko pojedyncze literki, ale całe wyrazy, całą kartkę elektroniczną, monitor, a także to co poza nim. Może także
i w tej chwili uczniów w tle.
Gdzie granice twojej obserwacji?
Gdzie granice naszego słusznego wyglądu?
Niski czy wysoki jest lepszy? Chudy czy gruby? Mający dredy czy bez?
Gdzie granice naszego słusznego zachowania?
Bijący matkę po głowie maluch czy tulący się do niej? Nauczyciel traktujący ucznia z dystansu, czy ten który pozwoli sobie na poklepanie go po plecach, objęcie w chwili, gdy dziecko tego potrzebuje?
Gdzie granice naszej kultury?
Gdzie granice naszej TOLERANCJI?
Gdzie granice słusznego marudzenia? Spadam.;-) |
SławekL | 18-11-2002 15:06:29 [#03] |
---|
granice? Asiu, myślę że to nie całkiem tak. Nasz świat, belferski, jest wypadkową naszego doświadczenia, wiedzy, marzeń, oczekiwań i wielu jeszcze innych czynników. Oczywiście trudno jest wyznaczyć właściwą granicę innym (skąd wiadomo że są właściwe), ale myślę, że "boję się myśleć" co by było gdyby ich nie było. |
beera | 18-11-2002 15:09:15 [#04] |
---|
Też się boję... Boję się gdy pomyślę, co byłoby gdyby ich nie było.. Jeszcze jednak straszniejszy wydaje mi się świat, gdy wyobrażę sobie te granice wyznaczone nazbyt ściśle przez osobę, która je wyznacza, "bo tak". W swoim poście nie sprzeciwiam się granicom , kurka! |
SławekL | 18-11-2002 15:29:52 [#05] |
---|
Czasami jest trudno powiedziec dlaczego tak będzie lepiej. Poprostu to tak czujesz i już. Oczywiście to nie to samo "tak, bo tak" dla zasady. |
maeljas | 18-11-2002 15:35:39 [#06] |
---|
mokra pupa Asiu - jasny komunikat do dzieciaka "nie rób tego, bo zmoczysz pupę"
jest wyznaczeniem granicy - dzieciak ma wybór:
- może zgodnie z komunikatem ominąć kałużę, lub zmoczyć pupę
-jeżeli zmoczy - poniesie przy tym naturalną konsekwencję w postaci mokrych majtek (i w takich np. wróci do domu).
Ja bym mu dała szansę wyboru - licząc,że inteligentne dziecko na drugi raz tego nie zrobi.
Wyznaczanie granic to właśnie dawanie mozliwości wyboru. |
SławekL | 18-11-2002 15:43:55 [#07] |
---|
pupa jaka? mokra No tak granica, to możliwość wuboru. A gdzie twoja granica zdrowego rozsądku, humanitaryzm. Czy prywatnemu dziecku też pozwolimy się zmoczyć? |
Marek Pleśniar | 18-11-2002 16:17:16 [#08] |
---|
pupa jak pupa nie znosimy gdy dziecko włazi w kałużę i energicznie tupie stojąc w jej środku. Ale dzieci to uwielbiają:-) Zazwyczaj wskazywałem dziecku wszystkie kałuże po drodze i mówiłem - "o, zobacz jaka fajna do potupania" Zawsze wcześniej zadbałem by mialo gumaki. Natomiast gdy mój synek leciał jak opętany prosto na ulicę (jest taki zwierzaczkowy wiek gdy dzieci to robią) byłem przy nim w ułamku sekundy i bez zadnych tam nowoczesnych pierdół strzelałem klapsa w tyłek. Jest miejsce na reczy nierozsądne i nie ma miejsca na rzeczy nierozsądne i szkodliwe. Warto pokazać przykłady jednych i zabraniali drugich by dziecko nam zaufało - ze gdy naprawdę będzie niebezpiecznie - powiemy - a ono zareaguje. Bo wie że głupstwami nie zawracalibyśmy sobie głowy. Tak myslę. Niewatpliwie rodzice są od pokazywania granic Nauczyciele też, lecz na mniejszych uprawnieniach. Instancją ostateczną uczynić jestem skłonny tylko rodzica. Uzyto tu kiedyć dość nieładnego porównania z wychowaniem psa. A z psem jest tak: ma słuchac jednego trenera. Oraz wpojonych przez niego poleceń w przyszłości. Dzieci to nie psy, ale jesli ktoś lubi wpajanie, metody marchewki i kija itd to owa zasada powinna mu przemówic:-) |
Grazia | 18-11-2002 16:20:59 [#09] |
---|
Życie bez granic jest niemożliwe. Wyznaczają je ustalone zasady i reguły postępowania. Bez granic wszelkiego typu panowałoby bezprawie, a to prowadzi do chaosu. Najważniejsze, jak mówi Asia tworzyć sensowne granice, takie, które do czegoś prowadzą, czegoś uczą, coś pozytywnego kreują. Dla nas nauczycieli najważniejszą rzeczą powinien być rozwój intelektualny i psychiczny uczniów, a nie ich aparycja. Jak wcześniej stwierdziliśmy, wygląd bezpośrednio nie wiąże się z inteligencją człowieka. Zasady powinny być opracowane i ustalone wspólnie z uczniami. Wtedy uczniowie rzadko je łamią, a nawet starają się dopilnowywać ich przestrzegania przez innych, bardziej krnąbrnych i opornych. Najsmutniejsze jest to, że nauczyciele wyznaczają granice, ale sami ich nie respektują. Specjalnie nie uznają również regulaminów obowiązujących w szkole ( a podpisują się pod nimi, gdy są o to poproszeni przez dyrekcję). Śmieszą mnie i martwią jednocześnie sytuacje, gdy nauczyciele krytykują innych nauczycieli wiedząc (a może i nie! ), że postępują podobnie. Podam przykład: nauczycielka dawniej była dyrektorem, a obecnie po utracie stanowiska (zmniejszenie oddziałów w szkole) jest normalnym nauczycielem (od roku). Jako dyrektor spóźniała się na lekcje i realizowała je byle jak. Teraz pracuje na zmiany, nadal przychodzi na lekcje średnio 10 minut po dzwonku, lekcje ma przegadane w typie-ja mówię, a wy mnie słuchajcie. Bez pomocy dydaktycznych i metod uaktywniających do pracy uczniów. Pozostałe grono nauczycieli przygląda się jej bacznie, ba - nawet z zegarkiem w ręku kontroluje czas przyjścia i wyjścia tej osoby ze szkoły. A tymczasem, te same osoby, które z oburzeniem krytykują tę nauczycielkę, potrafią grubo po dzwonku stać na korytarzu i plotkować na różne tematy. Potem zadawać sporo pracy domowej uczniowi, bo jak tłumaczą, nie mogą zdążyć z programem. Uczniowie narzekają, ale cóż- nauczyciel nasz pan-słuchać go trzeba. Jest to przerażające w naszym zawodzie, że nie tworzymy zgranego grona, że nie jesteśmy zgodni, prawdomówni i rzetelni w każdej sytuacji ( uogólniam, ale wiadomo dotyczy to pewnych osób). Że nie potrafimy ze sobą właściwie współpracować bez zawiści, donosicielstwa,podkopywania stanowiska itd. Nie potrafimy prawidłowo reagować na sukcesy innych. Owszem, zewnętrznie cieszymy się, że komuś się powiodło, ale w głębi serca myślimy-dlaczego on (ona), a nie ja. Tak myślę, (a może się mylę) , że najwięcej durnowatych granic wyznacza ten nauczyciel, który ma wysokie mniemanie o sobie, a sam w rzeczywistości sobą niczego szczególnego nie reprezentuje. |
hania | 18-11-2002 17:01:17 [#10] |
---|
rozmawiaj ze mną, a nie - mów do mnie Cięgle słyszę to w podświadomości. Dzieci tego oczekują. Jak pisze Grazia -
Zasady powinny być opracowane i ustalone wspólnie z uczniami. Wtedy uczniowie rzadko je łamią, a nawet starają się dopilnowywać ich przestrzegania przez innych, bardziej krnąbrnych i opornych. Zgadzam się w pełni. A jednocześnie - zgadzam się z Markiem, że w rzeczach ważnych musi być stanowcze nie. Żeby dziecko czuło się bezpieczne. A wymaganie od dzieci tego, czego sami nie respektujemy uważam zwyczajnie za niemoralne. Ewntualnie - dajmy możliwość czasem sobie i im "zmoczenia pupy" - celem doświadczenia konsekwencji( my też ponosić winniśmy konsekwencje!) i uczenia się na błędach. Jeśli jest to w sytuacji nie krzywdzącej drugiego człowieka..... hania |
beera | 18-11-2002 17:31:27 [#11] |
---|
:-) Wstrzelony w moje postowe intencje ten Twój post, Grazia. Chcesz zmieniać świat- zacznij od siebie. Mamy jako grupa zawodowa strasznie dużo wad i przywar. Nauczyciele i dyrektorzy- żeby było jasne :-) Jednoczesnie mamy w zanadrzu wiele zdań wygłaszanych z piedestału "nieomylności" A tak naprawdę..popatrzmy na nasze programy wychowawcze..czego one dotyczą? Co w tych planach ustalone zostalo przez nas za najwazniejsze? Pewnie prawdomowność, obowiązkowość, może punktualność, odpowiedzialność, inicjatywność... Jak zbudować odpowiedzialność, inicjatywność, niekonwencjonalność nie pozwalając uczniom na wyrażanie samego siebie , każąc mu żyć w świecie NASZYCH granic. Pzwolenie uczniowi na ustalenie JEGO granic i wskazywanie mu jak te granice powinny ( naszym zdaniem) przebiegać to sedno- moim zdaniem. Danie mu mozliwości wyboru zmusi go do podejmowania decyzji. JEGO decyzji. ......... A zwazywszy na to, ze częstokroc obserwuję sytuacje opisane przez Grazię i inne także, zastanawiam się, na ile mamy prawo do budowania świata ucznia ścisle wedle własnych reguł. |
maeljas | 18-11-2002 17:57:13 [#12] |
---|
i to jest to
niektórzy wyznaczanie granic utożsamiają z nakazami i zakazami - stąd te dyskusje nt dredów etc.
mądre wyznaczanie granic to dawanie wyboru - uczmy młodych ludzi odpowiedzialności
Boimy się tego - bo takie podejście wymaga od nas dorosłych konsekwencji - a z tym to już gorzej -łatwiej zakazać niż uczyć |
Małgoś | 18-11-2002 18:24:07 [#13] |
---|
A nie macie wrażenie, że wlasnie młodzi ludzie, których rodzice obdarzają sporym zaufaniem, których zdanie sie liczy w świecie dorosłych i którzy dość wcześnie mają możliwość podejmowania decyzji dotyczących własnych spraw - szybko stają sie ludźmi odpowiedzialnymi i samodzielnymi? Rok temu byłam świadkiem sceny rodzinnej, która mnie zamurowała: W wieczór sylwestrowy znajomi szykują się do wyjścia na bal. Przygotowuje się równiez ich 17-letnia córka (mimo swobody i niezłych warunków materialnych - dość skromna dziewczyna). Wtem zwraca się do ojca: Tato dasz mi jakiś alkohol na tego Sylwestra? A ojciec ...pyta o preferencje znajomych, rzuca kilka słów o skutkach mieszania różnych typów alkoholu itp. Po czym wybiera cos z barku - cos co pasuje do tej imprezy. Mam dość liberalne poglądy dot. wychowania młodziezy, ale to mnie przerosło. Po jakims czasie zrozumiałam, że brak hipokryzji, brak niemożliwych do zrealizowania zakazów w programie wychowawczym moich znajomych itp. sprawił że mimo trudnego wieku dojrzewania, kryzysów wartości itp. ta dziewczyna potrafi i chce otwarcie rozmawiac o swoich sprawach z rodzicami - ona ich nie oszukuje i nie naduzywa ani swobody, ani zaufania. PS. A z imprezy wróciła na własnych nogach i bez znanych nam wszystkim dorosłym skutków kaca na drugi dzień. |
RomanG | 18-11-2002 19:55:21 [#14] |
---|
Znów ten stary ZDRED ;-) Marek z O.
"Instancją ostateczną uczynić jestem skłonny tylko rodzica."
Jeśli rodzic pozwalałby dziecku w domu jeść palcami a Ty zabrałbyś to dziecko na szkolną wycieczkę, wymagałbyś od niego, aby jadło nożem i widelcem? Dlaczego?
Do Janusza: Gdyby rodzic uważał to za przejaw indywidualizmu, a próby nauczenia zasad w tym zakresie uznałby za tłamszenie tegoż, za ograniczanie dziecka, zarzucałby, że działania takie powodują u dziecka niepotrzebny stres, ograniczają jego wolność, źle wpływają na rozwój jego osobowości, co Ty byś zrobił?
Jakie Wasze przekonania ległyby u źródła takiego postepowania, aby się tu rodzicowi przeciwstawić, aby dziecko jednak tego nauczyć? Zakładamy oczywiście, że rodzic żadną miarą nie daje się przekonać.
Asia:
"Wyznaczanie tak ścisłe granic - NASZEJ tolerancji, NASZEGO pojmowanie rzeczywistości, NASZYCH prawd, NASZYCH rozwiązań spowoduje, że dziecku w tej "naszości" zabraknie powietrza na niego samego."
"A zwazywszy na to, ze częstokroc obserwuję sytuacje opisane przez Grazię i inne także, zastanawiam się, na ile mamy prawo do budowania świata ucznia ścisle wedle własnych reguł."
Cytaty chyba à propos ("Jak wychować dobre dziecko" Brenda Houghton):
"Jeszcze nie tak dawno wiele osób gotowych było bronić powszechnego przekonania, że istnieją pewne zasady, których należy przestrzegać. Urzędnik wyłapujący wagarowiczów, policjant lub znajomi rodziców powstrzymywali krnąbrne dzieci przed złymi występkami. Chociaż byli postrzegani jako psujący zabawę starzy wtrącalscy, których powinno przechytrzyć każde sprytne dziecko, to jednak stanowili symbol powszechnie uznawanych norm i wyrzekliśmy się ich na swoją zgubę." (s. 222)
"Moja mama była nauczycielką i nigdy nie wahała się odezwać: Hej, ty, przestań natychmiast!, a ja myślałam wtedy: Mamo, bądź cicho! Potrzebni są jednak w szkole ludzie, którzy stale bedą zwracać uwagę: Nie wpychaj się dokolejki, nie bij tego dziecka! Wszyscy zresztą powinni zabierać głos w takich sytuacjach, bo przecież agresywne zachowania są tak samo niedopuszczalne w środku miasta jak w szkole." (s.141)
"Jeżeli dom nie zapewni dziecku właściwego przewodnictwa i edukacji moralnej, szkoła może zająć się niektórymi zagadnieniami." (s. 165)
"Dzieci nie należą wyłącznie do swoich rodziców. Nie powinniśmy uskarżać sie na złe zachowanie współczesnych dzieci, jeżeli, będąc jego świadkami, przymykamy na nie oko." (s.221)
Jeszcze niedawno, obserwując grupę dzieci czy młodzież na wycieczce szkolnej, widzieliśmy zdyscyplinowanych młodych ludzi, idących parami, ubranych i uczesanych mniej więcej w tym samym stylu.
Dziś widzimy bezładnie idące stada baranów, niektórych z kolczykami w nosie, niektórych z dredami, niektórych z włosami na pomarańczowo, krzyczących, nawołujących się, nie potrafiących się przez 5 minut skupić na tym, co mówi przewodnik lub nawet ich wychowawca.
Trudno czasem nauczycielowi udowodnić słuszność akurat tego konkretnego wymagania. Dopiero gdy zobaczymy skutki całej takiej filozofii przyzwalania na wszystko w imię troskliwego pochylania się nad indywidualnością każdego dziecka, zobaczymy, do czego to wszystko prowadzi, otwieramy szeroko oczy ze zdziwienia, z nostalgią wspominając szkołę swego dzieciństwa i tych nauczycieli, którzy - nie wdając się w filozoficzne rozważania - uczyli nas po prostu tego, co sami uważali za słuszne.
P.S. Asieńko :-) Przepraszam, że mieszam Ci na Twoim wątku, który - jak rozumiem - założyłaś dlatego nowy, bo na moich "nie możesz zaczerpnąć oddechu". Jestem świnia z potrzebą słowa ;-)
P.S.II "bez żadnych tam nowoczesnych pierdół strzelałem klapsa w tyłek"
:-))))))))) |
Renata | 18-11-2002 20:01:59 [#15] |
---|
Tak Gosiu, zaufanie jest podstawą.
Dodam bezgraniczne zaufanie i taka sama bezgraniczna miłość. Na nich buduje się mocne charaktery, głęboko rozumiejące drugiego człowieka.
Dlatego dla mnie granice można przesuwać w każdą stronę.
Dlatego pisząc o nich skłaniam sie do mówienia, że lepiej bez granic...
I robię to z całą świadomością...
----------------------------------------------
I jeszcze jedno, granice powodują, że każdy z nas nakłada na siebie niezliczone ilości masek.
Zakładamy je jedna po drugiej, świadomie i nieświadomie... Stajemy się aktorami w teatrze, coraz to lepszymi... Tyle, że sceną jest nasze życie.
Po co nam owe maski? Przede wszystkim do ukrycia własnych słabości, nie chcemy być wyśmiani, nie chcemy stracić twarzy, poczucia godności... Bo życie jest tylko życiem, ale to także przysłowiowa walka o ogień.
----------------------------------------------
Odpowiedzialności mogę nauczyć tylko poprzez siebie, poprzez bezgraniczne zaufanie i miłość do drugiej osoby.
By zrobić to prawdziwie, muszę pozbyć się wszystkich masek...
Nie każdy to zrobi, nie każdy to chce zrobić...
Stąd mamy to co mamy, nasze granice...
Jeśli tak się zastanowić, to o czym piszę, to przecież nic nowego...
---------------------------------------
Haniu, ja bym ujęła to jeszcze inaczej: po prostu słuchaj mnie, całym ciałem, całym sobą.. |
Renata | 18-11-2002 20:05:07 [#16] |
---|
Romanie :-) nie doszłam do Twojego postu... ups... ;-) Ale już nie mieszam także... |
Marek Pleśniar | 18-11-2002 20:12:50 [#17] |
---|
tylko odpowiem - skoro pytają;-) Jeśli rodzic pozwalałby dziecku w domu jeść palcami a Ty zabrałbyś to dziecko na szkolną wycieczkę, wymagałbyś od niego, aby jadło nożem i widelcem? Dlaczego bo nie chciałbym zawstydzić ucznia - to marna sytaucja - tak nie umieć jak inni koledzy. A po wycieczce spróbowałbym go nauczyc - żeby nie przezywał takich upokorzeń - bo brak obycia upokarza. bez żadnych tam nowoczesnych pierdół strzelałem klapsa w tyłek" :-))))))))) strzelę w tyłek moje dziecko gdy jest zagrożone niebezpieczną dla zdrowia i zycia bzdurę. Ale to moje dziecko. Jestem właściwą instancją:-)Wyznaję zasadę: mozna zbić dziecko, ale tylko z miłości. |
beera | 18-11-2002 20:16:43 [#18] |
---|
Do Romana :-) Tylko tak poza meritum :-) Zalozylam te watki, bo uznalam, ze czas na druga nóżkę ;-) Ale jestem przekonana, ze warto, aby obie nogi razem :-)) ( matko- jakas obscena mi wyszla!!!) Fuj! |
Małgoś | 18-11-2002 20:33:13 [#19] |
---|
Renata napisała: By zrobić to prawdziwie, muszę pozbyć się wszystkich masek... Wychowujemy, uczymy innych sobą - więc jesli nie jesteśmy aniołami to bądźmy przynajmniej PRAWDZIWI (świadomi swoich niedoskonałości i uczciwi wobec innych - tez niedoskonałych) anglista nauczy angielskiego germanista - niemieckiego biolog - biolologii a kłamca - kłamstwa a hipokryta - obłudy a cynik - cynizmu itd. itp. itd. |
Maelka | 19-11-2002 20:09:55 [#20] |
---|
Małgoś :-) Wybacz, jeśli odczytałam niewłaściwie (a pewnie tak jest) twoją intencję, ale chciałabym odwołać się do przywołanego przez ciebie przykładu:
"W wieczór sylwestrowy znajomi szykują się do wyjścia na bal. Przygotowuje się równiez ich 17-letnia córka (mimo swobody i niezłych warunków materialnych - dość skromna dziewczyna). Wtem zwraca się do ojca: Tato dasz mi jakiś alkohol na tego Sylwestra? A ojciec ...pyta o preferencje znajomych, rzuca kilka słów o skutkach mieszania różnych typów alkoholu itp. Po czym wybiera cos z barku - cos co pasuje do tej imprezy.
Mam dość liberalne poglądy dot. wychowania młodziezy, ale to mnie przerosło.
Po jakims czasie zrozumiałam, że brak hipokryzji, brak niemożliwych do zrealizowania zakazów w programie wychowawczym moich znajomych itp. sprawił że mimo trudnego wieku dojrzewania, kryzysów wartości itp. ta dziewczyna potrafi i chce otwarcie rozmawiac o swoich sprawach z rodzicami - ona ich nie oszukuje i nie naduzywa ani swobody, ani zaufania.
PS. A z imprezy wróciła na własnych nogach i bez znanych nam wszystkim dorosłym skutków kaca na drugi dzień."
Pewnie, że można i tak. Pewnie, że dziecko wykazało wobec rodziców zaufanie i uczciwość.
Ale ....
Mam wątpliwości, co do zachowania rodziców...
Nie chciałabym oceniać nieznanych sobie,pewnie sympatycznych i miłych ludzi, ale....
Czy to na pewno brak hipokryzji?
Czy ich postawa nie świadczy czsem o wybraniu prostszej (dla nich) drogi? Łatwiej chyba być takim równym, uczciwym i rozumiejącym rodzicem, popierającym konformizm własnego dziecka (bo jak można nazwać postawę dziewczyny bezkrytycznie podporządkowującej się panującej w jej środowisku modzie i zwyczajom?), niż tym, który próbuje wykształcić w dziecku krytyczny i własny osąd otaczającego świata...
Wśród nas, dorosłych jest wielu takich, którzy za nic się nie wychylą, którzy za wszelką cenę pragną zachować we własnym środowisku opinię "równego człowieka"...
Są też tacy, którzy potrafili powiedzieć: "Nie", choć mogło to kosztować utratę akceptacji...
To "nie" kosztuje i boli...
Ale wcale nie wiem, czy ci pierwsi są szczęśliwsi...
Chociaż....
Może faktycznie są? |
Małgoś | 19-11-2002 20:37:01 [#21] |
---|
Wiesz, to nie są ludzie tego typu. Oni wychodzą z założenia, że lepiej jest kontrolować niebezpieczeństwo znane, niż obawiać się niespodzianek. Pamiętaja jacy byli w tym wieku i dzięki dobremu kontaktowi z własnymi dziećmi, wiedzą czego mozna się spodziewać w środowisku wspólczesnych młodych ludzi. A ich córki nie są konformistkami. 17-latka wbrew modzie waha sie między fil.polską a fil. ang. (choć mogłaby startowac na cos bardziej "na topie"). Od lat już wie, że będzie życ wśród natury i hodowac konie. Czyta niemodną poezje i książki dla idealistów. Nie wiem czy to jest dobre ...ja bałabym sie chyba. Nie mam az takiego zaufania do młodzieży. Ale ...podziwiam końcowy efekt wychowawczy moich znajomych :-) |
RomanG | 19-11-2002 21:10:52 [#22] |
---|
"lepiej jest kontrolować niebezpieczeństwo znane, niż obawiać się niespodzianek"
Dokładnie z takiego założenia - myślę - wyszli niemieccy nauczyciele na wycieczce szkolnej, którą tu kiedyś opisywałem i którą miałem nieprzyjemność pilotować.
Dzień był dżdżysty, więc wieczorem dali swojej młodzieży (16-17 lat) skrzynkę piwa i kilka butelek wina, bo "zmarzli", bo "lepsze jest picie kontrolowane niż ukrywane", "lepsza jawnie statystyczna butelka piwa niż w ukryciu nie wiadomo ile" itd.
Na drugi dzień kilku uczniów po tej "statystycznej" cokolwiek było niedysponowanych. Jeden nawet miał niejakie trudności z utrzymaniem się na siedzeniu w autokarze.
Troskliwy niemiecki pedagog pożyczył od kierowcy elektryczny wentylator, stanął nad uczniem i pomógł mu przetrwać te trudne chwile.
Zaiste to się nazywa troska o dziecko!
P.S. Marku, nie indycz się :-))) Naprawdę nie zamierzam bić cudzych dzieci :-)
Zacytowałem to, bo strasznie mi się spodobał Twój politycznie niepoprawny język :-))))) |
Majka | 19-11-2002 21:24:28 [#23] |
---|
Oj, przypomniały mi się refleksje Wańkowicza z "Ziela na kraterze". Podczas gdy jego znajomi przysięgali z dumą, że ich dorastające dzieci nie tknęły alkoholu i nie tkną, on na urodziny starszej córki przygotował dorosły bankiet, ustawił cyt."gustowne rynienki" ;-) i pokazał na drugi dzień rodzicom , w jakiej wygodnej ułudzie żyli. Córki zapamiętały na zawsze, że alkoholu używać należy elegancko i w miarę. :-) |
Małgoś | 19-11-2002 21:31:15 [#24] |
---|
RomanieG - zarzucasz mi demagogię, a sam stosujesz manewr polegający na ośmieszaniu lub spłycaniu czjejś wypowiedzi. Tendencyjnie wybierasz tylko te fragmenty, które pasują do Twoich koncepcji, a potem się nad nimi pastwisz - nie wykazujesz nawet pozoru uprzejmej chęci zrozumienia całości. Tak, tak, tak masz rację, ...moi znajomi to ci sami niemieccy nauczyciele - skrzynkami rozdają alkohol cudzym dzieciakom, a zamiast bagażu osobistego wożą w słoikach wodę z ogórków bo dobra na kaca. A to dlatego, że są nadopiekuńczy i zbyt empatyczni i wierzą w te wszystkie nowomodne bzdury o zaufaniu, samodzielnosci i szacunku do gówniarza. I naiwniacy nie wiedzą, że przeciez smarkaczy trzeba krótko trzymać na smyczy i bezwzględnie na siłę wtłoczyć w jedynie słuszny porządek - bo inaczej to zatwardzieją się łobuzy, tak, że nawet publiczne szarpanie za uszy nie skłoni ich by szanować DOROSŁEGO. |
RomanG | 19-11-2002 21:40:45 [#25] |
---|
Broń mnie, Panie Boże! Nie to miałem na myśli, Gosiu, na litość boską! To nie była polemika z Tobą i z całością Twoich wypowiedzi.
Tak mi się tylko skojarzyło, chciałem pokazać problem od innej strony, bo bałbym się zalecać to jako sposób postępowania (czego Ty - oddaję Ci sprawiedliwość - nie robisz), chociaż nie przeczę, że w przypadku tej 17-latki - mądrej i godnej zaufania - mogło to byc jak najbardziej na miejscu. Rodzice znają swoje dziecko i wiedzą, na co je stać. Zresztą z opisu wynika, że to inteligentni ludzie.
Jestem jednak zdania, że w szkole dzieciom powinno się pozwalać na mniej niż w domu mogą im pozwolić rodzice. Ze względu chociażby na innych, którzy na tak wielkie zaufanie i tak daleko idące przywileje nie zasługują.
Dlatego zawsze będę przeciw alkoholowi na studniówkach ;-)
Demagogię zarzucam dlatego, że... zresztą wyjaśnię to w tamtym miejscu.
Gosiu, uśmiechnij się :-))) |
Małgoś | 19-11-2002 21:58:30 [#26] |
---|
RomanieG :-) i znowu się z Tobą nie zgadzam! To juz nawet nie rózniece typu: Wenus - Mars, ale jak odległe galaktyki :-) Od 11 lat pracuję w LO, gdzie tylko raz - na początku był zakaz alkoholu na studniówce. Od lat jest alkohol, toasty, elegancja-francja i wspólna zabawa, żadnego chowania się po kątach, wyciagania przez n-li wódki spod stołów i udawania, że mozna się przeciez wspaniale bawic bez alkoholu ;-) można - z pewnością i bez, ale jeśli to wszystkim odpowiada, a alkohol jest używką dla ludzi dorosłych - może dość kontrowersyjną, lecz całkiem legalną i bardzo popularną (wręcz normą na polskich zabawach spotkaniach towarzyskich) U nas studniówka jest uroczystą i bardzo elegancką imprezą dla dorosłych (rodzice też bywają) - opócz jedzenia, tańców, toastów są popisy estradowe uczniów, konkursy dla nauczycieli i jak dotąd ani razu nie żałowalismy decyzji o jawności alkoholu na studniówce poza tym - jest to impreza, której gospodarzami są uczniowie i rodzice - nauczyciele to zaproszeni goście ...i bardzo nam ta rola odpowiada |
Marek Pleśniar | 19-11-2002 21:59:56 [#27] |
---|
hmm z tym alkoholem na szkolnej imprezie to ja bym protestował ale może ja jestem niedzisiejszy (nie mylić z "wczorajszym":-) |
RomanG | 19-11-2002 22:08:08 [#28] |
---|
Art. 4 Ustawy o systemie oświaty to raz.
Dwa, że pomagacie tworzyć normę kulturową, o której niektórzy - są tacy - usilnie chcą zapomnieć.
Jedni lansują nowe zwyczaje - bezalkoholowe wesela, inni (i to nauczyciele) obracają to wniwecz. Wstyd!
I jeszcze mit, że studniówkę organizują rodzice. Nie!!!
Studniówkę organizuje szkoła. I szkoła odpowiada za nadzór wychowawczy i w ogóle merytorycznie.
Jak rodzice chcą prywatnie, proszę bardzo, ale noga żadnego nauczyciela nie powinna tam postać - takie jest zdanie wielu dyrektorów, na których rodzice usiłowali wymóc choćby "symboliczną lampkę szampana".
Skoro zgadzasz się - jako dyrektor - zatańczyć tam poloneza, obowiązują Twoje zasady. A te powinny być inne. |
Małgoś | 19-11-2002 22:47:23 [#29] |
---|
Nie RomanieG: 1) to nie jest impreza szkolna 2) wszyscy obecni sa dorośli, 3) żadne prawo tego nie zabrania 4) Twoje "powinnaś" jest tylko ..Twoim "powinnaś" - nie moim, a ja jestem już na tyle duża, że decyzje typu powinnam i muszę podejmuje świadomie, odpowiedzialnie i zgodnie z zasadami, które nie tylko wyznaje, ale i stosuję w życiu 5) mylisz wolność z przymusem: alkohol nie jest obowiązkiem - kto chce pije, kto nie - nie pije. I nikt się nie wstydzi swoich decyzji. 6) alkohol to nie demon studniówki w naszej szkole - to temat poboczny - nie budzi podniecenia, jest tym czym powinien być ...dodatkiem 7) RomanieG - chyba lepiej wiem, kto u nas organizuje studniówkę - w 100% czwartoklasiści i ich rodzice - dla nas (n-li) to zawsze jest pewna niespodzianka ...od lat miła 8) za sam fakt zatańczenia poloneza nie miałabym śmiałości narzucać innym swoich zasad - ja nie mam skłonności do postawy typu :"Szkoła - to Ja!" 9) gdybym uznała, że nie odpowiada mi to co sie dzieje na balu studniówkowym, wierz mi, że nie ulatniałbym się po angielsku, ale raczej w stylu włoskim - jednak takiej konieczności nigdy nie było i liczę, że nie będzie (choć wszystko się zdarzyć może) 10) na koniec - gdy jestem w mieście, w lokalu, pubie itp. i spotykam moich pełnoletnich uczniów, to nie zachowuję się jak dyrka ścigająca nałogi, ale też nie udaję, że nic nie widzę - szanuje ich prawo do prywatności (mnie się nie zacieraja granice między sferą rodzicielska a sferą wpływów belferskich) |
Ewa z Rz | 20-11-2002 04:30:14 [#30] |
---|
A mnie żal... Studniówka to zawsze, tradycyjnie była ostatnia zabawa szkolna... I jako taka, moim zdaniem, powinna być: 1. organizowana w szkole, 2. w odpowiednich granicach czasowych tzn max. do 23, 3. alkohol wykluczony (to nie powinien byc zakaz, to powinno byc "nie do pomyślenia"), 4. obowiazywać powinny stroje szkolne uroczyste, 5. każdego na ta zabawę powinno byc stać - opłata symboliczna, 6. w organizacji pomagają rodzice, ale decyduje szkoła Natomiast na taka zabawę, jak opisujesz Gosiu, jest jak najbardziej miejsce. Tak powinien wygladać bal maturalny, organizowany po maturze. Z ta róznicą, że głównymi organizatorami powinni być dorośli (bo zdali egzamin dojrzałości, a nie skończyli 18 lat) absolwenci, którym pomagają rodzice. Nauczyciele i dyrekcja to zaproszeni goście (podziękowanie za n lat harówki), a szkoła w żadnym wypadku nie jest miejscem tej imprezy. |
Małgoś | 20-11-2002 09:01:01 [#31] |
---|
Ewo, moja studniówka była taka jak opisujesz ..w założeniach: galowo, niedrogo, w szkole, z wyrażną kierowniczą rolą dyrekcji, w jednym z najbardziej elitarnych ogólniaków w mieście. - alkoholu nie przynosiłam do szkoły, bo to było nie do pomyślenia :-))) - piliśmy wino w szatni w-fu z jednym n-lem, a po ciemku w pustej sali lekcyjnej - z drugim (chyba szampana)...byle jak, z butelek, wspólnego kubka plastikowego, byle gdzie...okropnie - wódki nie piłam, bo nie chciałam, - n-le siedzieli osobno - zdradzały ich rumieńce, coraz żywsze na twarzach - wtedy padło kilka moich mitów na temat dorosłości, wiarygodności i uczciwości moich belfrów - na szczeście, nie mając jeszcze świadectwa maturalnego, byłam na tyle dorosła, że stać mnie było na WYROZUMIAŁOŚĆ DLA SŁABOŚCI WIEKU DOROSŁEGO ;-) - czy tak było lepiej, niż otwarcie i bez krwistych rumieńców? - teraz, gdy "mam władzę", nie stawiam zakazów, których przestrzegania nie jestem w stanie dopilnować, a które nie są moim (innych n-li, rodziców) zdaniem konieczne dla utrzymania norm i zasad -Ewo, otwarcie godzimy się na alkohol na studniówce w wynajętym lokalu, ale za palenie papierosów w szkole i wokół, co jest objęte totalnym zakazem, karzemy nie tylko młodzież ale i dorosłych (nawet utratą pracy, jeśli mniej dotkliwe środki nie skutkują) PS. W naszej szkole nie organizuje się balów maturalnych - nie ma takiej tradycji, ani tez potrzeby - czasem jest to wspólna kolacja, czasem wycieczka do Paryża. Maturzyści, ani absolwenci się nie upijają - wielu wcale nie pije alkoholu. Jeszcze raz powtarza, że alkohol nie jest juz wtedy tematem ekscytującym. PS. Z alkoholem mamy problemy na wycieczkach w gimnazjum lub wczesne liceum - i tu jestesmy bezwzględni i nieustępliwi. Ale u nas jest nie do pomyślenia, żeby n-l opiekun podczas wycieczki pozwolił sobie nawet na kufelek piwa :-) Wiem, że to sprawa kontrowersyjna - ale u nas to się sprawdza. |
Grazia | 20-11-2002 22:04:43 [#32] |
---|
hmm........dziwne i niesamowite? Czym różni się postawa nauczyciela pijącego na balu i na wycieczce, skoro jedno jest dozwolone, a drugie zabronione? Przed balem uczeń ścigany jest na wycieczce za picie alkoholu, a na balu nie? Ma przecież tyle samo lat i jest pod nadzorem nauczycieli ( czy dyrekcji) w obu wypadkach. |
Małgoś | 20-11-2002 22:32:39 [#33] |
---|
są na ziemi i niebie rzeczy, o których się nawet filozofom nie śniło.... ;-) PS. Nie widzę sprzeczności, że na wycieczce nie, a na balu tak. Na wycieczce jest się wciąż w szkole, a na balu nie. Nic mnie nie obchodzi popijanie alkoholu przez n-la w knajpie poza pracą, ale gdyby tak popijał sobie drinki na przerwie w szkole - straciłby pracę. Wobec ucznia stosujemy podobne zasady - palisz fajki w domu Twoja sprawa, ale w szkole za to obrywasz. Pijesz piwo gdzieś tam w swoim prywatnym świecie - ok, ale podczas zajęć - nie masz prawa. Tak przecież funkcjonujemy wszyscy - my dorośli. Grazia, a może Ty to uważasz za obłudę? Mnie się wydaje, że to umiejętność dostosowania się do wymogów i zasad panujących w różnych miejscach i sytuacjach - czyli element kultury. |
Grazia | 20-11-2002 22:59:11 [#34] |
---|
Tak, może masz rację Gosiu, a może nie? Tylko, że bal jest w szkole (jeśli dobrze zrozumiałam). No i napisałaś, że uczeń jest dorosły w czasie balu, więc przed balem również. A co na to wyższe instancje (myślę o nadzorze), skoro wiadomo, że w miejscach publicznych (szkołach ! ) pić nie wolno? Tak pytam tylko z ciekawości. |
Małgoś | 20-11-2002 23:10:50 [#35] |
---|
Ależ Grazia! W jakiej szkole! W szkole jest zakaz palenia i picia, a bal jest w lokalu. :-) Natomiast, jesli chodzi o Nadzór Pedagogiczny, to jakoś takoś nie był dotąd zapraszany na bale studniówkowe (nie ma takiej tradycji) :-( |
Grazia | 20-11-2002 23:44:08 [#36] |
---|
To w takim razie dobrze, że w lokalu. |
Janusz Pawłowski | 21-11-2002 21:35:30 [#37] |
---|
Zdaje się, że lekko zboczyliśmy z bardzo interesującego tematu na temat picia alkoholu u Małgosi na studniówce. U Małgosi się pije jawnie - i oczywiście można ją pouczać i łajać, bo u nas się pije niejawnie, więc jesteśmy czyści - tzw. "rączki tutaj" - po prostu NIE PRZYJMUJEMY TEGO DO WIADOMOŚCI! I sam ten fakt - że nie ma tego w naszej świadomości rozwiązuje sprawę. Wiem ... wiem ... akurat u Ciebie (bez względu jak masz na imię) się nie pije nawet niejawnie - no ale Ty jesteś wyjątkowy - u nas się pije - nie radzimy se po prostu z tym. Zostawmy zatem problem alkoholizmu u Małgosi i jej przyjaciół. Wiem - łatwiej o tym niż o granicach - ale może jednak ... ;-))) Zresztą - jak chcecie - ja wrócę jednak do granic - po prostu Roman wywołał mnie do odpowiedzi, choć się w tym wątku nie odzywałem. Romanie - nie będę ustosunkowywał się do przykładów rodzaju: "Jeśli rodzic pozwalałby dziecku w domu jeść palcami a Ty zabrałbyś to dziecko na szkolną wycieczkę, wymagałbyś od niego, aby jadło nożem i widelcem?" Sam powiedz - głupawy on trochę. Równie dobrze mógłbyś bardziej wyostrzyć: "Jeśli rodzic pozwalałby dziecku w domu katować swoją siostrę i a Ty zabrałbyś to dziecko na szkolną wycieczkę, wymagałbyś od niego, aby dało jej spokój?" Albo ... jeszcze lepiej ... e ... może już nie. Sprawni dyskutanci potrafią, dość prostymi zabiegami ogłupić "interlokatora" - np takim zabiegiem: Ja mówię: 'Żyrafa ma cztery nogi" Ty mówisz: "Januszu, to może jeszcze powiesz, że wąż też ma cztery nogi?". I już nikt nie pamięta tego, że nic o wężu nie mówiłem i że mówiłem o żyrafie, że z tego co mówiłem wcale nie wynika, że wąż w ogóle ma nogi ... Wszyscy już wiedzą, że moje wywody na pewno do tego miały prowadzić. Potem atakowany w ten sposób zaczyna się bronić - mówić prawdę, że wcale nie mówił, że wniosek bez sensu ... I tak rozmowa zaczyna się toczyć na temat nóg węża, zamiast budowy anatomicznej żyrafy. Tak więc - Romanie - nie dam się wciągnąć w dyskusje na temat nóg węża - i nie będę szukał nawet odpowiedzi na pytanie, dlaczego zabroniłbym jeść palcami uczniowi, którego rodzice na to pozwalają, bo nie znam rodziców, którzy by na to pozwalali, dając jednocześnie zezwolenie na takie zajadanie na wycieczce. Jeśli Ty masz taki problem ... to wal śmiało - spróbujemy się wspólnie zastanowić co z tym zrobić. Jeśli nie masz ... to mówmy raczej o rzeczywistości. Poza tym Romanie ściemniasz w żywe oczy - aż mi monitor przygasa. Piszesz: "Jeszcze niedawno, obserwując grupę dzieci czy młodzież na wycieczce szkolnej, widzieliśmy zdyscyplinowanych młodych ludzi, idących parami, ubranych i uczesanych mniej więcej w tym samym stylu." Rany Boskie! Ile Ty masz lat Romanie? To ludzie tyle żyją? I w tym wieku mają dzieci, które nie weszły w wiek dorastania? Bo ... wiesz ... ja sobie nie przypominam, żebym widział "grupę młodzieży na wycieczce szkolnej idącą parami, ubranych i uczesanych mniej więcej w tym samym stylu." Może ... te dzieci z 2 klasy SP - ale to jeszcze nie młodzież. Może ... uczennice ze szkoły Urszulanek ... (ale od kiedy pamiętam, to to co na zewnątrz u tych uczennic, nie przekładało się na to co w ich wnętrzach się działo). Moi rodzice (a raczej dziadkowie) coś o tym wspominali - ale ... ja wtedy dorosłym nie wierzyłem. ;-))) I w końcu dodajesz: "Dziś widzimy bezładnie idące stada baranów ...". Hm ... Jeśli tak widzisz młodzież ... jeśli dla ciebie to stado baranów (w dodatku zakolczykowanych, zadredzionych, tęczowych, ...), to cóż ... Nie ma szans - nie dojdziemy do wspólnych wniosków. Dla mnie to ludzie. |
RomanG | 21-11-2002 22:11:18 [#38] |
---|
Małgoś, uważaj - możesz mieć kłopoty Jest dobrze, póki jest wszystko dobrze.
Uważaj jednak, bo KO, tym bardziej sąd najprawdopodobniej nie przyznałby Ci racji.
W razie jakiegoś wypadku na studniówce na przykład, nie daj Boże zapaści, czy w ogóle jakiegokolwiek, mogłoby wyjść na jaw, że alkohol na studniówce był obecny za wiedzą nauczycieli i dyrekcji.
Miałabyś - uważam - grube nieprzyjemności, kwalifikuję to nawet do przestępstw zagrożonych karą więzienia (np. nieumyślne spowodowanie śmierci, jeśli pijany uczeń poślizgnie się na schodach i się zabije - no, ewentualnie "tylko" niewłaściwe sprawowanie opieki nad uczniem), analogicznie w przypadku zgody na alkohol na nnych zajęciach pozaszkolnych, gdzie nadzór sprawują nauczyciele.
Nie miałoby tu - myślę - nic do rzeczy Twoje zaklinanie się, że studniówka nie jest jakoby imprezą organizowaną przez szkołę, bo jest - i nie ma tu znaczenia fizyczne miejsce zabawy.
Zastanów się, po co w ogóle uczniowie przychodzą do dyrektora po taką zgodę? Przecież mogliby nie pytać, po prostu zorganizować dobrze zaopatrzony barek, a nauczyciele nie mieliby nic do gadania.
Jak nam się rodzice zamerykanizują doszczętnie, założyć Ci mogą o takie coś również sprawę cywilną o odszkodowanie w razie wypadku. Będą się chcieli wzbogacić, powiedzą, że nie mieli pojęcia, że to ma być TAKA studniówka, będziesz kalece płacić rentę do końca życia.
P.S. Janusz :-)))
Chyba zbyt poniosły Cię emocje ;-) Nie atakujmy się tak. Nie imputujmy różnych rzeczy. Analogia wydała mi się trafna i tyle. Żadna żyrafa, tym bardziej wąż!!!
"Stado baranów" nie miało być obrazą tych ludzi (dla mnie też to ludzie). Jest to po prostu zakorzenione w języku polskim określenie wartościujące ludzi zachowujących się w określony sposób. |
Małgoś | 21-11-2002 22:37:39 [#39] |
---|
Porównując czasy - dzisiejsze ze starymi: z całą odpowiedzialnościa twierdzę, że to co kombinują moi uczniowie (gim. i LO) to PIKUŚ w porównaniu z tym, co wyprawiało moje pokolenia na wycieczkach, wagarach i nawet ....przerwach. Granatowy żakiecik z tarczą (którą dyrka osobiście nadrywała, żeby sprawdzić jakim ściegiem przyszyta), juniorki i obowiązkowe białe bluzki na studniówce - to tylko dymna zasłona.... A na studniówke, to część uczniów przyszła już pijana. Moda na alkohol, papierosy i bunt w latach 70-80 były dużo większe niż teraz. Ale jeśli ktos koncentruje sie głównie na zewnętrznym image, to rzeczywiscie różnice mogą wydawać się ogromne i oczywiscie na niekorzyść tej dawnej młodzieży Ja tam wolę dredy na głowie, w której poezja Wojaczka, muzyka "trudna" i malarstwo A.Wrubla czy F. Bacona I jeszcze - mała pomyślanka przed snem :-) "Tylko osoba należy bowiem absolutnie do siebie i nikt z zewnątrz nie może sprawować wobec niej takiej władzy ani w imię wolności, której może zwyczajnie nie chcieć, ani w imię wspólnego dobra, które może być jej w tym momencie niepotrzebne. Należy się więc zgodzić z tym, że warunkiem godności człowieka jest samodzielny wybór przyszłości i szkoła, jeśli w rzeczywistości chce rozwijać i kształtować całego człowieka oraz chce się zbliżyć do życia, musi się zająć problemem warunków sprzyjających szeroko rozumianej autodeterminacji, czyli wolności rozumianej nie jako zaprzeczenie naturalnej konieczności, lecz przeciwstawienie przymusowi kulturowemu." |
Małgoś | 21-11-2002 23:05:59 [#40] |
---|
RomanieG - czasem mam wrażenie, że jesteś przemęczony. Co ma KO do imprezy organizowanej w restauracji przez dorosłe osoby? Poza lekcjami, poza budynkiem szkolnym, poza godzinami pracy? Nikt z n-li, ani ja nie jest wtedy w pracy. Jakie zapaści, połamane nogi itp? Jakie sprawowanie opieki (jesli są tam rodzice).Przeciez to dorosli ludzie. Nawet, gdyby doszło do demolki lokalu, to jego klientem nie jest szkoła, ale konkretne osoby X i Y (pelnoletnie, które podpisały stosowną umowę). Wiesz, Tobie naprawdę zatarły się granice między władzą ojcowską a belferską - to dość niebezpieczne, bo grozi albo wypaleniem zawodowym, albo ...śmiesznością. Najwyższy czas zrozumieć, że w tym kraju 18-latek jest człowiekiem dorosłym. Nie rozumiem dlaczego niektórzy n-le nie mogą się z tym pogodzić? Rzeczywiście Janusz ma rację - Twoja metoda polega na ściemnianiu. Obowiązek opieki ustawodawca nakłada na dorosłych wobec dzieci, a dziecko w rozumieniu prawa międzynarodowego, to człowiek poniżej 18 lat. Za śmierć dorosłego człowieka w lokalu z powodu śliskich shodów może odpowiadac najwyżej właściel tych schodów. Poza tym, jeśłi walczysz z prawem to go najpierw je poznaj - dorosły kaleka sam wytacza sprawę cywilną - rodzice już nie mają takich uprawnień. Fakt bycia rodzicem, nie daje mu praw nieograniczonych tak, jak fakt bycia nauczycielem, nie daje praw i obowiązków mu rodzicielskich. a zresztą... nie zrozumiemy się..z powodu podstawowego: Ty traktujesz ucznia jak kogoś ułomnego, niedoskonałego, jak bezkształtną skałę do wyrzeźbienia na kształt, który Tobie odpowiada. Dla mnie uczeń to CZŁOWIEK - bardziej kruchy, z dobrymi intencjami, początkowo ufny i nastawiony na współpracę. Chciałabym w procesie wychowania jak najmniej zmienić w nim, a jak najwięcej ocalić z tej pierwotnej niewinności. Żeby nie niszcząc indywidualności i naturalnej godnosci ludzkiej poprowadzić go w świat dorosłych. Bo jesli uda mu się ocalić wiarę w prawdę, uczciwość, wolność i sprawiedliwość, to wtedy może będzie miał tyle siły, aby rzeźbić tak świat, by stawał się lepszy i zyczliwszy dla w/w wartości. |
Mariola | 21-11-2002 23:12:55 [#41] |
---|
faktycznie wątek miał być o czymś zupełnie innym ale alkohol na studniówce to jest temat który mnie bardzo interesował od dawna.
Kiedyś już była tu na forum całikiem duża dyskusja na ten temat
Każdy pozostał przy swoim zdaniu i teraz pewnie nic się nie zmieni.
Jednak kilka zdań chcę napisać.
Ja jestem przeciwniczką picia alkoholu na studniówce zarówno przez nauczycieli jak i uczniów, i zupełnie nie ma dla mnie znaczenia gdzie odbywa się studniówka.
Natomiast co do tego,że na studniówce są wszyscy dorośli, to jest całkowite kłamstwo ponieważ uczniowie przychodzą z osobami towarzyszącymi i te osoby są bardzo często nieletnie.
A tak przy okazji skoro już zdecydowałam się na zabranie to pyta zupełnie nie na temat, które za mną chodzi od jakiegoś czasu...
Romanie ile Ty masz lat? -jeżeli można zapytać?
:-))) |
Mariola | 21-11-2002 23:47:57 [#42] |
---|
Małgosiu wydaje mi się jeszcze ,że jakby skala zjawiska jakim jest studniówka w Twojej szkole jest inna niż np. w mojej.
U nas klasy liczą po 30-35 osób i klas jest 8. Do tego trzeba dodać osoby towarzyszące...
W całym mieśice nie ma lokalu który pomieściłby tyle osób na raz.
Dlatego studniówka odbywa się w szkole.
A u Ciebie ile jest klas i jak są liczne? |
Małgoś | 21-11-2002 23:53:04 [#43] |
---|
Małe jest piękne :-) U nas cała impreza (wszyscy goście) to liczba maks. kilkadziesiąt osób (do 100) - więc rzeczywiście każdy się czuje na pierwszym planie, a to chyba tez pomaga trzymać fason. Osoby niepełnoletnie nie biorą udziału w studniówce - to nie tylko kwestia alkoholu, ale własnie opieki oraz późnej pory zabawy (czasem do 4 - 5 nad ranem) |
Janusz Pawłowski | 22-11-2002 00:23:07 [#44] |
---|
"Stado baranów jest to po prostu zakorzenione w języku polskim określenie wartościujące ludzi zachowujących się w określony sposób." Właśnie chodzi o to wartościowanie Romanie - ja młodych ludzi nie watościuję - a w każdym razie nie negatywnie - chyba, że ty tez lubisz i cenisz barany. ;-))) Mam wrażenie, że dla Ciebie młodzież, to naprawdę stado baranów, które trzeba poganiać, zaganiać, zapędzać, zakazami i nakazami szczuć. Durne barany, które nie mają nic do gadania - co najwyżej beczą - i do zagrody należy je zapędzić i wskazać im płot, którego przekraczać im nie wolno, bo zostawione same sobie jedyne co mogą zrobić, to w paszczę wilka wleźć - nieuchronnie zresztą. A wiadomo - baran pogryziony - gryźć barany zaczyna. Romanie - ja naprawdę zupełnie inaczej patrzę na świat młodych ludzi i na nich samych. |
RomanG | 22-11-2002 00:32:50 [#45] |
---|
Wiem, Gosiu :-)) Obraziłaś się za tę demagogię ;-)
Fakt, trochę błędów argumentacji (pomijam argumenty ad hominem) słusznie mi wytknęłaś.
Dziwi mnie jednak, dlaczego tak swoiście traktujesz swoje nauczycielskie posłannictwo.
Dla mnie podstawowy jest art. 4 UoSO. Skoro na jego podstawie nie pozwalasz pełnoletnim uczniom palić papierosów, czemuż pozwalasz na alkohol?
Teza, że studniówka jest poza szkołą, jakoś mnie nie przekonuje (pomijając, że jest nieprawdziwa).
Dawniej nauczycielowi nie mieściło się w głowie, że mógłby swojego pełnoletniego, ale jeszcze ucznia, spotkać, dajmy na to, w kawiarni palącego papierosa, nie przeszedłby nad tym do porządku dziennego.
Ty beztrosko - w imię ...właściwie do końca nie wiem czego - jako dyrektor szkoły (sic!) pozwalasz oficjalnie na alkohol na szkolnej zabawie i nie widzisz w tym ani sprzecznośći z nauczycielskim powołaniem, ani z prawem oświatowym, ani z dobrymi obyczajami, nie widzisz naruszenia norm społecznych wreszcie... Hmm... |
Małgoś | 22-11-2002 07:08:06 [#46] |
---|
RomanieG - ...bo wiem, gdzie kończy się moje pozwala ...a dawniej juz minęło i to, że szkoła, tego jakoś nie może przyjąć powoduje, że jej funkcja przygotowania młodych ludzi do efektywnego funkcjonowania w świecie jest ...nierealizowana ... zakaz picia i palenia na terenie szkoły obowiązuje wszystkich bez wzgledu na wiek - bo takie są przepisy, ...natomiast zakaz picia i palenia w ogóle obowiązuje niepełnoletnich - bo takie jest prawo ...i nie mam juz siły wciąż tego tłumaczyć, bo Twoje rozumowanie to pomijanie jednych faktów prawnych przy zbyt dowolnej interpretacji innych | UWAGA! Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.
|