Forum OSKKO - wątek

TEMAT: To mnie autentycznie przeraziło
strony: [ 1 ]
RomanG13-10-2002 21:24:20   [#01]
Brałem udział w dyskusji na temat diagnozowania uczniów po pierwszym etapie kształcenia (po kl. 3), którą prowadziła dr Hanna Małkowska-Zegadło. Dyskusja miała na celu zgłoszenie postulatów nauczycieli do Kuratora i MENiS-u.

Wielkim bólem nauczycielek, jak się okazało, jest współpraca z poradniami i rodzicami.
Zgłosiłem wniosek, aby postulować wprowadzenie obowiązku przesyłania opinii Poradni do szkoły, bo teraz jest tak, że jak rodzic nie chce, to jej nie pokaże i szkoła nadal musi działać w ciemno.
Na sali była obecna dyrektor poradni psychologiczno-pedagogicznej w ...
Pani dyrektor oburzona wygłosiła pogląd, że od tego kierunku poradnie za nic nie odejdą. "Cała USŁUGA jest nakierowana na rodzica!"
Na moje pytanie, co począć w przypadkach, kiedy rodzic jest nieodpowiedzialny bądź nieudolny, gdy na dziecku najbardziej - okazuje się - zależy nauczycielowi, pani dyraktor odrzekła: trudno, muszą być ludzie, którzy żyją pod mostem.

Co Wy na to?!

Czy oświata, to tylko usługa, czy też pełni w społeczseństwie inne również funkcje?
Jak mamy wspomagać rolę rodziny? Gdy nie spełnia ona społecznych oczekiwań, rola instytucji wspomagających polega przecież właśnie na przejęciu od rodziców obowiązków, których ci nie mogą czy też nie chcą wykonywać.

Zdaniem pani dyrektor, niemające na nic jeszcze wpływu dziecko z winy nieodpowiedzialnych rodziców ma wylądować pod mostem. Świetne rozumienie nauczycielskiego posłannictwa.

W tym samym mieście szkoliłem kiedyś Radę jednej ze szkół. Pani wicedyrektor po szkoleniu powiedziała mi: To, co pan mówi, należałoby powiedzieć naszym rodzicom. Szczególnie tym matkom, które pracują w naszej poradni.
Marek z Rzeszowa13-10-2002 21:39:22   [#02]

Skoro to ma służyć jedynie rodzicom, to umieśćmy Poradnie w systemie opieki zdrowotnej i nie udawajmy, że Poradnie współpracują ze szkołą.

Cóż z tego, że nauczyciel misternie przygotuje wniosek, zrobi wywiad - wyniki i zalecenia będzie znać mamusia i tatuś. Tylko po co im to? Przecież oni znają swoje dziecko bardzo dobrze, a zalecenia Poradni są skierowane głównie do szkoły.

Moim zdaniem czas skończyć z tą fikcją!

Nie się nasi pedagodzy i psycholodzy szkolni wezmą za robotę. Niech diagnozują i współpracują z nauczycielami.

A Poradnie w takim kształcie jak dziś - rozwiązać. Szkoda oświatowej kasy...

Marek

jerzyk13-10-2002 21:44:05   [#03]

popieram

 Marka:-)

Joru13-10-2002 22:08:14   [#04]

Jeśli mogę

Wydaje mnie się, że mamy zbyt wielu zajętych sobą rodziców, co dzieci stawia od razu na pozycji przegranej. Od dawna sądzę, że poradnie pracują nie koniecznie dobrze. A już przepływ informacji poradnia - rodzic - szkoła jest beznadziejny. Jako, że staramy się o dobro dzieci usilnie, za zgodą rodziców szkoła także otrzymuję opinie.
Marku z Rzeszowa, według mnie trochę za wiele chyba oczekujesz od pedagogów szkolnych, a może inaczej - zbyt wiele zależy od rodziców, aby pedagog mógł swobodnie działać. Nauczyciel, jak sam dobrze wiesz, też często ma "związane ręce". Wiele aspektów jest co najmniej dziwnych. Większość ma swoje źródło w postawach roszczeniowych tak rodziców, jak i ich dzieci. Co Ty na to? Jola.
Iwona213-10-2002 22:22:00   [#05]

Marku

podpisuję się pod tym, co napisałeś rękami i nogami.

Nauczyciel przygotuje wniosek, zrobi wywiad - a opinia Poradni to właściwie powielenie twoich spostrzeżeń. I co z tego, że Poradnia napisze - "wskazane jest, aby uczeń powtórzył klasę" - jeśli wcześniej poinformowano rodzica, że nie musi wyrazić zgody na powtórzenie przez dziecko klasy. Komu się robi krzywdę - szkole??? Nie - tylko i wyłącznie dziecku. Mądry rodzic - wyrazi zgodę, ale co zrobić z rodzicem, który nie wyrazi zgody, bo... "co powiedzą sąsiedzi?" Nauczyciele w klasach 1 - 3 nic nie mogą zrobić - "przepuszczają" dzieci z klasy do klasy. Dziecko dochodzi do klasy 4 - i co wtedy? Tragedia - dla dziecka. Nauczyciele uczący w klasach starszych też wysuwają zastrzeżenia do koleżanek uczących w klasach młodszych - "to dziecko nic nie umie", "ono nie zna liter i nie umie czytać"... Ano właśnie... i co teraz... Zostawić takiego delikwenta w klasie 4? - chyba nie, a może jednak. Czy w klasie 4 uzupełni braki (to dziecko nie zna przecież liter)??? Komu zrobiono krzywdę - znowu dziecku.
Poradnie powinny badać, diagnozować i współpracować, a decyzje o pozostawianiu na drugi rok pozostawiać nauczycielowi - nie rodzicowi.
Iwona
Marek z Rzeszowa13-10-2002 22:32:45   [#06]

Nie widzę tu żadnych ograniczeń dla pedagoga i psychologa. W ramach swoich obowiązków mogą, bez żadnych przeszkód (zarówno prawnych jak i organizacyjnych), przeprowadzić pełną diagnozę wykorzystując zarówno metodę wywiadu środowiskowego jak i  specjalistyczne badania psychologiczno-pedagogiczne.

Pozostaje tylko jedno małe ale...

Psychologów praktycznie w szkołach nie ma.

A pedagodzy dziś, w większości przypadków, pełnią rolę szkolnych policjantów. Prowadzą dochodzenia, tworzą i realizują programy (profilaktyczne i wychowawcze), skupiają się na funkcjach opiekuńczych.

Przyczyną jest z jednej strony oczekiwanie ze strony dyrekcji (tak, tak) a z drugiej brak odpowiedniego przygotowania. Przecież funkcję pedagogów pełnią z reguły absolwenci pedagogiki opiekuńczo-wychowawczej albo coś w tym rodzaju. Pokażcie mi szkołę, w której pedagogiem jest absolwent kierunku "pedagogika szkolna". Owszem był kiedyś taki kierunek. I np. UW wykształcił całkiem sporą grupę "pedagogów szkolnych". Tylko gdzie oni teraz pracują...?

Marek

Karolina13-10-2002 22:47:58   [#07]

Pozwólcie, że ja jako rodzic.

Nie wyobrażam sobie aby odebrano mi możliwość decydowania o moim dziecku. Nie wyobrażam sobie aby kiepską i tak z powodu nieudolnosci badania opinie o moim dziecku czytano przy kawie w pokoju nauczycielskim. Mam parę swoich osobistych doświadczeń. Chcialabym was uchronić przed nastawieniem, że naprawienie świata leży w waszych (naszych=nauczycieli) rękach.

Tu musi być spójność i jeśli owo dziecko ma nieudolnych rodziców, patologiczną sytuacje w domu, to powinno się zastosować jakieś formy pomocy spolecznej , ktora również w naszym kraju nie zawsze jest w porę i na odpowiednim poziomie.Wówczas rozumiem, że szkola, MOPS, PPP itd..powinni jednoczyć siy aby pomóc rodzinie. Zaznaczam - w przypadkach patologicznych i skrajnych.

Zgadzam się z przedmówcami, że poradnie często produkują opinie, ktore mają kiepską jakość, zalecenia podobne wśród wielu, powtarzane slogany. Poza tym nie wszyscy maja czas i ochotę na tzw indywidualizację pracy.

Sprawa drugoroczności, to zupenie inny temat. To nauczyciel z jednej strony, mądry pedagog, psycholog z drugiej powinni tlumaczyc rodzicom, że to nie kara dla dziecka. Zdecydowanie popieram Gabę z innego wątku, że powinno istnieć w prawie oświatowym jakieś rozróżnienie pojęć drugoroczności. Bo co innego jest nieuctwo z niedopilnowania, lenistwa i patologii a co innego z powodu problemów neurologicznych. Wiem, że to nie tak. Ja chcialabym "pozostawić" mojego syna , ponieważ z wielu powodów będzie to dla niego lepsze, jednak prawo oświatowe jest obecnie tak skonstruowane, że w tych dwóch wymienionych przypadkach jest znak=

Pozwólcie więc decydować rodzicom, to tak jak z lekarzami, on może cos zapisać, doradzić...ostateczna decyzja zalezy od rodzica. To jest świętość.

Nie naprawiajcie tego na silę.

Marek z Rzeszowa13-10-2002 22:55:05   [#08]

Ale jak doradzać, jak prowadzić pracę w klasie (przecież dziecko spędza 1/3 swojego czasu w szkole) nie znając podstawowych rzeczy?

To tak jakbyś przyszła do lekarza i powiedziała, że Cię boli brzuch, i chciała lekarstw i terapii, nie przedstawiając wyników USG (bo to Twój brzuszek...).

To jest jakiś sposób. "Decyzja należy do Ciebie"

;-))

Marek

RomanG13-10-2002 23:01:47   [#09]
Z lekarzami nie jest do końca tak.
Gdy rodzice są np. Świadkami Jehowy i nie zgadzają sie na transfuzję, lekarz może sam zdecydować, jeśli ratuje to życie.
Iwona213-10-2002 23:03:37   [#10]
Wysyłam dziecko na badania po to, aby fachowcy go zdiagnozowali i udzielili mi wskazówek jak z nim pracować. Nie wysyłam dziecka do Poradni dla jakiegoś "widzi mi się". To nie jest uczciwe, że ja wysyłam ucznia na badania, a opinię dostaje tylko rodzic.
Po co rodzicowi ta opinia? Powiesi ją sobie na ścianie? W większości przypadków rodzic i tak nie wie o co w tej opinii chodzi (niestety taka jest prawda).
Iwona
RomanG13-10-2002 23:08:06   [#11]
Rodzicowi piszesz: dziecko czyta głoskując, a rodzic: no to czego się pani czepia? Czyta, znaczy czyta.
Karolina13-10-2002 23:08:43   [#12]

Nie twierdzę, że ma ja sobie powiesić na scianie, tylko przedyskutować ja z nauczycielem, pedagogiem, psychologiem szkolnym jeśli takowy istnieje. Oczywiście jeśli chce aby ktokolwiek pracowal w sposob indywidualny z dzieckiem musi znać zapisy tej opinii.

Oczywiście, że musi być zdrowy przeplyw informacji, chyba mnie nie zrozumieliscie do końca. Chcę tylko powiedzieć, że rodzic ma prawo do ostatecznej decyzji. Pod każdym względem.

Świadkowie Jehowy to jest skrajnośc i to są decyzje dotyczace życia. To inna dzialka.

Iwona213-10-2002 23:12:09   [#13]

Romanie...

rodzicowi w ocenie opisowej piszę wiele rzeczy, a on przychodzi i pyta - "ale na ile on umie" lub "a przejdzie do następnej klasy" ;-)
Niestety ocena opisowa to osobny - obszerny temat.
Iwona
Konto zapomniane14-10-2002 14:28:12   [#14]

rzetelność

Mam niestety bardzo nieciekawe doświadczenia z opiniami wychodzącymi spod ręki "pedagogów" poradni. Na całe szczęście nie wszystkie ale duża część tych opinii z którymi się spotkałem jest tylko powielaniem - tak  powielaniem - pewnego szablonu. Pracuję w domu dziecka, gdzie te opinie są  nieraz bardzo istotne dla dalszych losów dziecka. A ich rzetelność oraz jakość budzą wiele wątpliwości. Nazbyt często porady typu  : " wychowanek domu dziecka potrzebuje więcej ciepła i zainteresowania" czy " dziecko trudne wymaga zrozumienia" są radami, które udzielić może każdy z nas - nie koniecznie specjalista z poradni. Od nich oczekujemy znacznie więcej i bardziej konkretnie.
Co do informowania rodziców jestem zdania, że tak być powinno. Lecz - jak w całym życiu - wszystko zależy od człowieka. Jeden rodzic wyniki badań konsultuje z nauczycielem inny nie chce. By tak mogło być musi mieć do nauczyciela zaufanie, a z tym już bardzo różnie bywa.
Mimo wszystko jest tutaj chyba coś nie tak, że szkoła czy placówka wnioskująca przebadanie dziecka i przygotowująca dokumentację do badań nie otrzymuje ich wyników.
A co do USŁUG o których wspomina Roman z Opola. Czy to nie jest co najmniej żenujące, że ośrodki adopcyjne świadczą również USŁUGĘ w postaci szukania rodzin dla dzieci a rodziny poszukujące dzieci do adopcji to  KLIENCI ośrodków ? To słownictwo coraz częściej nabiera charakteru hipermarketowego.
Pozdrawiam Marek
Gaba14-10-2002 16:10:27   [#15]
Przepraszam, że namnażam przykłady, bardzo nie chciałabym, by się tworzyło atmosferę... choćby cień atmosfery nagonki na PPP, tak jak nie wyobrażam sobie pracy bez orzeczeń, tak niektóre z opinii są nie do przyjęcia...

co to znaczy... "obniżyć wymagania do minimum"

- kiedy zapytałam, odpowiedziano mi, że to znaczy do minimum, ale co to jest?

czy jeżeli nic, to nic - tak?

Chciałabym, by określano mi zawsze to minimum. To żadna sztuka napisać taki frazes.

A orzeczenia w wykropkowanym miejscem na imię i nazwisko?

Jako kuriozum podaję inf. ostatnią. Swego czasu widziałam gdzieś stronę, przy jakimś popularnym tygodniku (WPROST chyba), gdzie mnożono cytaty z takich opienii, była tam swoista poradnia jak się uleczyć z dysleksji wmówionej przez szarlatanów i biznes psychologów. Hmm! Signum temporis.
Marek Pleśniar14-10-2002 16:41:36   [#16]

bo nie ma minimum!

kurcze!

nie do minimum - lecz obniżyć - adekwatnie do mozliwości.. A jeśli nie jest dziecko w stanie spełnić standardów - podstawy programowej - uzupełnia lub powtarza.

nie minima, maxima czy inne tam takie lecz standardy osiagnięć.
I nie dla spełnienia czegokolwiek, np realizacji programu, lecz dla dobra dziecka czynności:

  • opiniowanie w PPP
  • obnizanie wymagań - niech walczy ze swoimi ograniczeniami a nie narzuconymi równo z innymi, zdolniejszymi
  • zostawianie na drugi rok gdy trzeba dać mu szansę

Ale tu pytanie (po napisaniu tego wszystkiego). W takim razie po co PPP? Jesli własnie nie poda - jak dalece wymagania obnizyc?
Hmm, odpowiedź sensowna tylko jedna mi się nasuwa - dla czynności ewaluacyjnych - dla podania stanu zastanego - jak jest z dzieckiem, czego potrzebuje. A decyzję na podstawie tego podejmuje dyrektor szkoły. I tu postulat. W takim razie niech zarówno odpowiedzialność jak i prawo decydowania spocznie na dyrektorze,

Opowiem jak z tą ewaluacją jest:
Ewaluacja czysta  - dostarcza jedynie informacji pomocnej w podjęciu decyzji. Zgodnie z tą zasadą - poradnia nie powinna mieć prawa sugerować wyjścia - zostawić np. dziecko na drugi rok czy nie, obnizyć wymagania czy nie. Dostarcza informacji a jej odbiorca dokonuje wyboru. Nie jest więc sensownie zasadne oczekiwanie by szkoła czekała na poparcie PPP. Bo jesli już tak - to niech PPP ponosi odpowiedzialność za swe opinie. Tymczasem nigdy to sie nie dzieje. Słyszymy, jak wczesniej Iwona2 mówiła, "widzimisię" ale nikt na siebie nic nie weźmie.

Bowiem ewaluacyjne podejście -a takie moim zdaniem obecnie w praktyce zachodzi, służy - uważajcie - dostarczeniu informacji pomagającej podjąć decyzję,.

Jest więc logicznie bezprawne, bezzasadne żądanie by opinia poradni była konieczna. Zachodzi więc obecnie  sytuacja nieuprawniona. Ale zachodzi. Jestem za działaniem z naszej strony by to zmienić.

By decydowano w szkole o działaniach - ale po zasięgnięciu informacji w PPP a nie opinii. A PPP niech rzetelnie te informacje w postaci raportu ewaluacyjnego tworzy. Z pieczątką:-)

maeljas14-10-2002 17:01:22   [#17]
Gaba - pracuję z dziecmi z trudnościami w uczeniu się - dla nas dobra opinia to podstawa. To co mamy w dokumentacji to delikatnie mówiąc nieporozumienie. Zdarzają się opinie identyczne w treści z omyłkami w adresach. Na temat obniżania wymagań wyraziłam swoje zdanie odpowiadając RomanowiG w innym wątku. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że odpowiedzialnośc za to wszystko ponosi szkoła - poradania dała "zalecenia" - reszta należy do szkoły.  Tylko jak wytłumaczyć nauczycielom na czym ma polegać dostosowanie wymagań i jak to się ma do wymagań na sprawdzianach czy egzaminach kończących szkołę. mamy w szkole chłopca z autyzmem - poradnia w opinii " zaleciła" opracowanie specjalnego programu edukacyjnego - nie wyjaśniając bliżej o co chodzi. Wiedząc  co nas czeka - chłopiec rozpoczał w tym roku naukę w klasie IV - opracowaliśmy dla niego programy autorskie z j. polskiego, matematyki i historii ( miał mieć z tych przedmiotów nauczanie indywidualne) - ale  by móc dostosować wymagania do jego możliwości zaproponowaliśmy rodzicom, by zgodzili się na kształcenie specjalne ( wg ramowego planu nauczania dla uczniów z autyzmem w normie intelektualnej). Chcieliśmy także, aby poradnia wyraziła zdanie na temat w/w programów. Poradnia odradziła rodzicom ten krok argumentując, że w ten sposób zamykają dziecku drogę na przyszłość.  Schowaliśmy programy do szuflady - bez orzeczenia nie mają one racji bytu - został w klasie z opinią o potrzebie specjalnych programów edukacyjnych. Tylko  że z poczucia obowiązu wobec dziecka dałam mu nieformalnie  indywidualne lekcje z języka polskiego ( mnie łatwiej, bo chodzi o szkołę społeczną). Cała nasza praca ( chodzi do nas od I klasy ) pójdzie na marne -  nie sprosta obecnym wymaganiom a nie ma podstaw ( czyli konkretnych zaleceń poradni) by dostosować wymagania do jego możliwości.
beera14-10-2002 18:31:28   [#18]

!!!!!!!!!!

Kurka!!!

Marek!!! Moje napisales! To , co ja chcialam!!!

Ale co tam napiszę tu jeszcze raz :-)

W tej dyskusji pojawiło sie kilka problemow. Jak zwykle zaczęliśmy od czego innego niz kończymy, a wszystkie z poruszanych watkow to sedno innego problemu. I w dodatku, każde sedno świetnie przyskrzynione i opisane .Nie wiem, jak to robimy :-)

Nie odmowie jednak sobie komentarza

1.Poradnie i ich kontakt ze szkołą:

Cała USŁUGA jest nakierowana na rodzica!" Takie zdanie za pania dyrektor PPP przytoczył tu Roman.

I pewnie tu tkwi sedno. Czyli jak zwykle nie chodzi o dziecko. Zarówno szkołę jak i PPP obowiązują okreslone przepisy. Nie jest ważne w jakim stopniu przepisy te pomagają dziecku. Wazne jest, że są i w ramach RWD każdy dyrektor ich przestrzega.

Rodzic musi byc niewatpliwie partnerem szkoły w rozwiązywaniu problemow dziecka. Lecz to jest wariant optimum. Co robic jesli tym partnerem byc nie chce lub nie potrafi? Moje doświadczenia z nauczaniem indywidualnym ucznia są zatrwazające. Zeby załatwić dziecku to nauczanie musiałam chorą psychicznie matkę wozić od PPP do lekarza i z powrotem.

Dziwnym jest, że tak bardzo szkołę zepchnieto na drugi plan . Zdaje się ona byc tylko wykonawcą decyzji, bez wpływu na nie.

Mnie przeraża konieczność uzyskania zgody rodzica podczas procesu odroczenia obowiązku szkolnego, dziecka, przebadania go w PPP, chęci pozostawienia w klasie. I przeraża uzaleznienie działań od PPP.

Mam wrażenie, ze pewna subiektywizacja ocen rodzica co do wlasnego dziecka nie pozwala na walkę z byc może powaznym problemem ucznia i nie pozwala w związku z niewiedzą tym problemom zapobiec

Wydaje sie , po przeanalizowaniu tej sytuacji, że  zaufanie do działań szkoły jest znikome. Co więcej zaufanie to odebrano szkołom przy pomocy oświatowych aktów prawnych, tak więc jest to zaufanie odebrane nam przez nas samych.

Marek dotknął tu zaś problemu, ktory jest dla mnie kluczowy , bowiem ściśle sie wiąże z tym, co napisalam wyżej.  Na ile szkoła może być samostanowiącą o uczniach i sobie placówką?

Oczywiście we współpracy z rodzcami, we wspólpracy z PPP- ale w jakiejś fazie procesu zbierania informacji.

Pojawia się tu problem stworzenia  mechanizmów  ustrzegania szkoły przed  błędami, ( przeciez takich nie ma PPP wydajaca trudno podważalne opinie)

 

2. Kolejny problem to opinie PPP

Dziwi mnie zdziwienie w świetle tego co wiemy o pracy w oswiacie. Coż mają te panie napisać po 8 godzinnym badaniu? jakieś sztampowe zwroty i tyle...

Często czytam oceny opisowe nauczycieli po roku pracy. Bywaja bardzo niedoskonale...

Żeby pani psycholog wiedziała, to by napisala Ci Gabo, co to znaczy "minimum"  ( swoja drogą zadajemy podobne pytania ;-)))

Nauczyciel oczekuje odpowiedzi na pytanie- gdzie tkwi kres umiejętności dziecka. A tego kresu nikt nie potrafi okreslić. Bo dzieci się rozwijają zadziwiająco i co dzis jest kresem jutro nim już nie jest

Ale nauczyciel oczekuje także informacji typu- bardzo slaba pamięć, trudności w abstrahowaniu- wtedy cos by juz wiedział..ale i takiej informacji nie otrzymuje

Nauczyciele postawieni sa więc i tak w sytuacji osób diagnozujących i wydających decyzje co do dalszej pracy z dzieckiem

Więc znowu pojawia sie to ważne pytanie: Na ile  nauczyciele potrafią kompleksowo i kompetentnie ocenić problem i sobie z nim  samodzielnie poradzić.

3. I kolejny problem, to nasze, nauczycielskie przekonanie "wi

em lepiej"

Patrzymy na świat oczyma nauczycieli. OK - jestesmy nauczycielami.

Ale żeby zobaczyć rzeczywistość z jej prawdziwym obliczem warto popatrzec na szkołę oczyma rodzica

Nie wyobrażam sobie aby odebrano mi możliwość decydowania o moim dziecku. Nie wyobrażam sobie aby kiepską i tak z powodu nieudolnosci badania opinie o moim dziecku czytano przy kawie w pokoju nauczycielskim. Mam parę swoich osobistych doświadczeń. Chcialabym was uchronić przed nastawieniem, że naprawienie świata leży w waszych (naszych=nauczycieli) rękach

Czy Nam sie to podoba, czy nie Karolina dotknęła tu prawdy o szkole z punktu widzenia rodzica.

Jesteśmy przekonani ( ja sama bywam), że PPP źle opiniuja, nietrafnie oceniają, ślizgają sie po powierzchni problemow i bywają niekompetentne. Czy nie tak czasem ocenia się szkoły?

Tych nauczycieli, ktorzy postanowili wyleczyć z trafnie zdiagnozowanej dysleksji przy pomocy jedynek? Tych, ktorzy nie moga zrozumieć, że bywaja dzieci umiejące świetnie wiersz na pamięć o 19 wieczorem i nie pamiętające ani slowa rano? Tych belfrow wreszcie, ktorzy sądzą, że nadpobudliwość ucznia wyleczy się krzykiem.

 

Co prowadzi do  zadania  sobie zbudowanego na kanwie pytań dotyczczasowych, kolejnego pytania:  "Na ile można zaufać szkole w jej działaniach na rzecz ucznia"

RomanG14-10-2002 20:41:15   [#19]

motto: Plujmy sobie nawzajem w kaszę...

...to takie polskie, to takie nasze!

"Wydaje się, po przeanalizowaniu tej sytuacji, że  zaufanie do działań szkoły jest znikome. Co więcej zaufanie to odebrano szkołom przy pomocy oświatowych aktów prawnych, tak więc jest to zaufanie odebrane nam przez nas samych.
Marek dotknął tu zaś problemu, ktory jest dla mnie kluczowy , bowiem ściśle sie wiąże z tym, co napisalam wyżej.  Na ile szkoła może być samostanowiącą o uczniach i sobie placówką?"

Mam nieodparte wrażenie, iż sami pozwolilismy sobie odebrać pewne uprawnienia. Czy nie jest przypadkiem tak, że sami nie mamy wystarczająco silnego przekonania o własnej kompetencji i fachowości? Doświadczony nauczyciel ma bardzo ważną cechę, która nazywa się "widoczna pewność siebie" (podaję za J. Robertsonem "Jak zapewnić dyscyplinę, ład i uwagę w klasie"; Warszawa 1998). Taki nauczyciel wie, że ma prawa, choćby i ZWYCZAJOWE, i zdecydowanie się ich domaga.
A więc postulat pierwszy: domagajmy się dla szkoły praw do podejmowania dotyczących uczniów decyzji, praw do samostanowienia o uczniach i o sobie. Domagajmy się w rozmowach z rodzicami i PPP, a także na drodze urzędowej, jeśli rzecz jest w niedoskonałych przepisach; przecież zawsze można je zmienić.

"Na ile  nauczyciele potrafią kompleksowo i kompetentnie ocenić problem i sobie z nim  samodzielnie poradzić?"
Ano właśnie. Im więcej będzie fachowości w naszych działaniach, tym solidniejsza podstawa do domagania się praw.

"Nie wyobrażam sobie aby kiepską i tak z powodu nieudolnosci badania opinię o moim dziecku czytano przy kawie w pokoju nauczycielskim."

A ja sobie wyobrażam. Przecież nie wnikasz, Karolino, gdzie i w jakich warunkach lekarze dyskutują o stanie zdrowia Twojego dziecka. Problem w tym, że do lekarzy masz większe zaufanie niż do nauczycieli, również z tego powodu, że lekarze nie pozwolą sobą pomiatać i się lekceważyć :-)
Nauczyciel obowiązany jest dotrzymać tajemnicy zawodowej.
Ale zgadzam się, że niedopuszczalne jest, aby było to plotkowanie o dziecku.  Fachowa dyskusja - jak najbardziej.
Ba! Są niestety badania, że nauczyciele miedzy sobą nie dyskutują na tematy fachowe, nie używają specjalistycznego słownictwa. Najczęściej pierniczą o dzieciach, rodzinie, przepisach kulinarnych, plotkują o uczniach, ciuchach itp. (ale mi się dostanie...).

I wreszcie, Asiu, jest co najmniej jeden przepis, który pozwala nauczycielom domagac się rzetelnych informacji z PPP. Mam na myśli art. 4 UoSO - mamy obowiązek działać "dla dobra ucznia", potrzebujemy wobeec tego fachowej i wyczerpującej informacji o nim.
Kto nam broni napisać zdecydowane w tonie pismo do PPP i ZAŻĄDAĆ opinii o dziecku? Jeśli poradnia odmówi - skarga do kuratorium. Może Kurator, obmyslając przy porannym goleniu treść oficjalnej odpowiedzi, dojdzie do wniosku, że przepisy są tu w konflikcie, i podejmie działania, aby je pogodzić. Jeśli nie, kto broni szkołom zwracać się z petycjami i wnioskami do Ministerstwa? A może wezwiemy Rzeczników Praw Ucznia - tak aktywnych na innych polach dzisiaj :-) - do działań na rzecz zmiany tej kuriozalnej sytuacji?
Dziwi mnie powszechna u nauczycieli postawa bierności, przyzwolenia na rolę wykonawcy cudzych decyzji tylko.

Dodaję, że prawa do otrzymywania takich informacji domagać się możemy również na podstawie sformułowań w preambule UoSO (Szkoła winna zapewnić każdemu uczniowi warunki niezbędne do jego rozwoju) oraz na przykład art. 1 ust. 1, 4 i 5 Ustawy, bo bez rzetelnych informacji o poziomie rozwoju ucznia prawa te stają się iluzoryczne.

Poza tym według prawa, instytucje państwowe mają w Polsce uprawnienia wspomagać rodzinę, jeśli służy to dziecku. Są obowiązkowe szczepienia i badania lekarskie, których wyniki lekarze poznają z urzędu niejako.
Widzę tu wyraźne analogie, Szanowni Forumowicze.

P.S. Może te mysli chaotyczne nieco, wybaczcie, nie czas uładzać.
Stefan Wlazło14-10-2002 21:14:18   [#20]

Może za wiele oczekujemy od Poradni, od rodziców, od niektórych dzieci.Czy naprawdę nie potrafimy sami stwierdzić w klasach młodszych istotnych trudności dziecka, np. w czytaniu i zgłosić problem dyrektorowi, bo może temu dziecku zamiast powtarzania klasy trzeba poświęcić  więcej czasu w zespole wyrównawczym? Nie oglądajmy się na innych, przy - nazwijmy ich tak - "niepełnowartościowych edukacyjnie" rodzicach -jesteśmy dla tego dziecka z trudnościami jedyną nadzieją. Nie tyle więc mówmy o zasadach, obowiązkach i zadaniach róznych, co o zwykłym pedagogicznym sercu dla dziecka, które się urodziło takie, jakie jest i które też trzeba kochać i które naszego zainteresowania nim i wsparcia od nas oczekuje, a nie dziwić się w czwartej klasie, że nie umie czytać. To o wiele za późno.

P.S. Podziwiam Was za tyle mądrych wypowiedzi i spostrzeżeń, ale nie gubcie najważniejszego punktu odniesienia w każdym naszym myśleniu: dziecko, które nam oddano w opiekę, aby je uczyć. Serdeczności. Stefan Wlazlo

Karolina14-10-2002 23:27:11   [#21]

Romanie - sęk w tym, że ja do lekarzy też zaufania nie mam:-) Taka już ze mnie wyedukowana matka, która czuje się na siłach (ponieważ wcześniej wielu "specjalistów" mnie zawiodło) aby samodzielnie decydować o swoim dziecku. Dlatego mnie obecne przepisy odpowiadają idealnie.

Wiem jednak (parę osób tu na forum pomogło mi to zrozumieć), że nie mogę patrzeć na cały świat przez pryzmat swojej osoby. Wiem, że są rodzice, ktorym trzeba w tym pomóc.

I popieram wypowiedź prof Wlazło - serce!! Odnieście się do niego zanim zaczniecie wyszukiwać paragrafy:-)

Starałam się doszukac w przepisach dotyczących działania PPP  czegoś pozytywnego. Jest tego mnostwo, ich dzialalnośc powinna być idealna, powinni wspierac rodziców i nauczycieli, wyciągać rękę wręcz z propozycjami pomocy.

Dlaczego tak nie jest?

Grazia16-10-2002 17:15:20   [#22]

Dlaczego tak nie jest?

  1.  Poradnie zartudniaja za mało specjalistów. Dziecko na badanie czeka często ponad pół roku.
  2. Obejmują swoim działaniem za duży obszar placówek oświatowych.
  3. Ograniczaja się tylko do wydania opinii o dziecku.
  4. Rzadko kiedy dzieci i rodzice podlegają działaniom terapeutycznym prowadzonym w poradni.
  5. Poradnie nie dają konkretnych wskazówek do dalszej pracy z uczniem.
  6. Istnieje słaba współpraca poradni z pedagogami szkolnymi.
  7. .......................itd.

A pedagog szkolny:

  1. Ogranicza swoją działalność do wysłania wniosku napisanego przez nauczyciela, włączeniu opinii z poradni do dokumentacji szkolnej.
  2. Często nie informuje kadry uczącej, że takowa opinia dotarła do szkoły.
  3. Nie dokonuje spotkań merytorycznych zespołu nauczycieli uczących danego badanego ucznia, aby ujednolicic formy i metody pracy z danym uczniem.
  4. Nie śledzi wyników nauki i zachowania danego ucznia.
  5. Nie prowadzi zajęć wyrównawczych, logopedycznych i terapeutycznych nawet gdy ma w tym kierunku dodatkowe wykształcenie, wychodząc z złożenia, że pracuje tylko na etacie pedagoga, bo tak jest zatrudniony.
  6. Przejął funkcje pomocy społecznej, dzialacza TPD....itd. kosztem pracy pedagogicznej.
  7. Ma mnóstwo czasu dla siebie, a i tak trudno go zastać w gabinecie, bo podobno załatwia ważne sprawy. Tymczasem czas przecieka mu przez palce.
  8. Często z jego powodu badanie w poradni sie odwleka, bo wniosek nauczyciela leżakuje na jego biurku parę miesięcy.
  9. ....................itd

Być może się mylę, ale takie nasuwaja się wnioski. Nie twierdze, że wszyscy pedagodzy pracują w ten sposób. Ostatnio dyskutowałam z koleżankami z innych szkół na ten temat. Miały podobne odczucia.

RomanG16-01-2003 03:47:47   [#23]
Przypomnę tu trzy cytaty objaśniające m.in. sposób dokonywania wykładni prawa oświatowego i uprawnienia dyrektora szkoły i nauczycieli wobec rodziców dziecka.

"(…)przepisami prawnymi mogą być regulowane pewne obowiązki i odpowiedzialność rodziców, również w sferze stosunków prawa szkolnego. Tak jest z obowiązkami rodziców i prawnych przedstawicieli dziecka na przykład z tytułu realizacji obowiązku szkolnego (…); z kolei zadaniem władz szkolnych jest wytyczyć w przepisach wykonawczych te obowiązki i czynności, jakie rodzice powinni podjąć dla zapewnienia uczęszczania dziecka do szkoły i sumiennego jego udziału w nauce szkolnej. To daje już uzasadnienie dla postawienia tezy: rodzice z tytułu ich władzy rodzicielskiej mogą mieć również administracyjno-prawne, przez władzę szkolną konkretyzowane obowiązki. Ustawia to te władze szkolne w pozycji swoistej kontroli wobec wykonywania pewnych obowiązków władzy rodzicielskiej (w krańcowych sytuacjach niewykonywania obowiązków władzy rodzicielskiej jest możliwe wniesienie wniosku o ograniczenie lub odebranie przez sąd tej władzy rodzicom (…)."

"Z przepisów o zakresach działania i kompetencji wynika dla organu i urzędu pewna ich gestia organizacyjna, inicjatywy i aktywności. Ponieważ i ta cala sfera działania ma swe odniesienia prawne (w jej podstawach prawnych, w ocenach legalności), można mówić o władztwie organizatorskim organów i urzędów administracji oświatowej jako o ich odrębnej prawnej formie działania. Obejmie ona bardzo różnorodne czynności i funkcje tej administracji, np. rozwijanie oświatowej działalności organizatorskiej, doskonalenie kadr pedagogicznych, organizowanie współdziałania z komitetami rodzicielskimi, organizacjami młodzieżowymi itd. To wszystko stanowi przecież realizację prawnych zadań tej administracji i będzie podejmowane w różnorodnych formach prawnych: w działaniach władczych i niewładczych, czynnościach prawnych i faktycznych, nakazach, umowach i pouczeniach, zawsze jednak w granicach realizacji prawa (secundum et non contra legem)."

"Wychowywania i nauczania, z samej ich istoty, nie można zamykać w schematy norm prawnych, nie da się bowiem układać żadnego kodeksu postępowania wychowawczego.(…) Istnienie(…) samodzielności pracy szkół wynika nie tylko z istoty wychowawczo-dydaktycznej działalności, ale także z samej struktury obowiązujących przepisów. Bowiem dyrektywy norm prawnych to sformułowania z reguły ogólne i ramowe, które w zasadzie są w stanie wytyczać nakazywaną działalność, jej cele, zadania, programy, kierunki i organizację, a nie poszczególne czynności(…). Przepisy prawne stwarzają zatem raczej ramy, a działalność zgodna z prawem z reguły oznacza tylko nieprzekraczanie tych norm i ram (secundum et non praeter legem). Wszystko, co się w tych ramach mieści, nie tylko jest zgodne z prawem i nakazane, ale także oczekuje na twórczą i samodzielną inicjatywę oraz gestię organizatorską i pedagogiczną."

Zgodnie z tym, rodzic miałby bezwzględny obowiązek dostarczyć szkole opinię z poradni na żądanie dyrektora szkoły. Wydaje mi się, że można byłoby nawet w razie odmowy skierować sprawę do sądu rodzinnego o ukaranie grzywną.

Dobrze kumam?

Poza tym z przytoczonej definicji "władztwa organizatorskiego" szkoły wynika, że szkoła mogłaby żądać od samych poradni przesyłania tych opinii. W przypadku odmowy - spór kompetencyjny między urzędami administracji.

Nadal dobrze?
Gaba16-01-2003 04:51:43   [#24]
Nie, jak się rodzic uprze, to szkoła nie zobaczy opinii - mamy takie przypadki, to jest karygodne i osmieszajce szkołę, że masz pracowac, wiesz, że cos nie gra, domyslasz się, ale nie wiesz, co co chodzi!
Marek z Rzeszowa16-01-2003 10:46:41   [#25]

A ja z uporem maniaka pytam: co stoi na przeszkodzie by szkoła dokonała własnych, wewnętrznych badań dziecka (pedagog, psycholog szkolny)?

Najwyższy czas wskazać PPP i całemu lobby "psycho", że oni zupełnie nie znają szkolnej rzeczywistści i potrzeb. Stąd się później biorą potworki w rodzaju "Niebieskiej linii" i tym podobne.

Mamy dziś w szkołach wystarczająco wyszkoloną kadrę, by sobie poradzić bez poradni. Trzeba tylko ludziom dać możliwości działania. A jak PPP zobaczą, że tracą klientów (szkoły) to może coś zrozumieją...

Marek

Marek Pleśniar16-01-2003 11:08:21   [#26]

hmm

nie wylewajmy z kapielą poradni panowie:-)

Siedzą w nich ludzie (swoją drogą kilkoro członków oskko) i myślą to co Ty Marku (i masa nas) o nich - "Boże przeciez w tych szkołach nic a nic nie rozumieją".

Myslę że te wszystkie wzajemne opinie wypływają po części z praktycznych doświadczeń ale po części z niewiedzy.

Spotkałem się kilka razy  z marną reakcja poradni PPP w swej praktyce. Święta prawda. Gdy wdrażałem zewnętrzne mierzenie PPP kąśliwie sie o tym wyrażała dowodząc kompletnego braku znajomości zagadnienia - wynikało z wypowiedzi nie z kąsliwości;-) Ale spotkałem się też z mnóstwem opinii i idących za tym działań dla dobra dziecka. Ze sprawną pracą w wydawaniu opinii. Nie warto chyba wywracać wszystkiego do góry nogami gdy sie nie naprawiało niczego. Przykładem ostatnie histeryczne reakcje władz oświatowych - drastyczne czyny z byle powodu.

Mam więc wniosek - zróbmy coś by poradnie poznać. Niech się wypowiedzą ludzie z tychże. Tylko błagam bez oficjalnego tonu:-) Akurat niedawno rozmawiałem z pewną kandydatką do stowarzyszenia. Jesteś tam? hm?

Karolina pisze:

Starałam się doszukac w przepisach dotyczących działania PPP  czegoś pozytywnego. Jest tego mnostwo, ich dzialalnośc powinna być idealna, powinni wspierac rodziców i nauczycieli, wyciągać rękę wręcz z propozycjami pomocy.

Dlaczego tak nie jest?

no własnie? PPP?

Marek z Rzeszowa16-01-2003 12:38:02   [#27]

No właśnie.

Trzeba tylko byśmy wszyscy wspólnie zauważyli, że klientem i szkoły, i PPP jest dziecko a nie rodzice. I dobro dziecka, a nie rodziców jest nadrzędne.

 

Marek

Anka z Gdańska16-01-2003 12:42:53   [#28]

Działalność poradni znam z praktyki rodzicielskiej i zawodowej - jak pracują zależy od zatrudnionych tam ludzi, a nie od przepisów. Różne jest też nastawienie nauczycieli kierujących dzieci na badania- niektórzy robią to szeptem, na boku, jakby to był wstyd.

Dobra PPP (taka jest współpracująca z moja SP) nie tylko wyda opinię, ale powie konkretnie jak pomóc dziecku. Bo tylko dobro dziecka powinno być ważne.

Ale jak przekonać matkę, by zaprowadziła dziecko do PPP. Kieruję dwukrotnie uczennicę z całym ceremoniałem dokumentacyjnym, a mama nie może dotrzeć na badanie :-(

Ile razy na radzie klasyf. na koniec roku słyszymy nauczycieli I- III, że A. nie zna liter, nie liczy, nie odwzorowuje itp., PPP wydała opinię o upośledzeniu, a rodzice nie zgadzają sie na przeniesienie A. do szkoły specjalnej ani nie wyrażają zgody na powtarzanie. "Moje dzieci sie wolniej rozwijają"- mówi matka. Później A. kończy 3. klasę, a 4. mam już prawo go zostawić, nie pytając nikogo o zdanie. Tylko co to da, gdy nie ma środków na zajęcia wyrównawcze, a na żadnej lekcji nie nie wracam do uczenia liter?

To problem ciągle powracający, bo mamy tzw. trudny rejon- taka dzielnica.

Gaba17-01-2003 03:59:42   [#29]

ja jednak ciut się uprę - klientem szkoły jest dziecko i jego rodziec (to zespół nauczń połączonych), jak nie gra coś z dzieciakiem, to najczęściej nie gra z rodzicami (najczęściej i najłatwiej to zobaczyć na matce), wspierając matkę (rodziców) - pomaga się dziecku... - Spotykam się często z tym stanowiskiem i z zespołem działań tak nakierowanych. Dla mnie to ma sens. nie da sie dzieciaka odsłączyć od mamy (zakładam pierwotny układ dziecko + dwoje rodziców), nie ma takiej potrzeby.

 

Kiedy mój nabroi w szkole - najbardziej przeżywam ja, potem kiedy jest mi niefajnie przeżywa mój syn... chyba to ak jakoś jest.

 

:)

Anka z Gdańska17-01-2003 05:55:27   [#30]

Dokładnie tak!

Dziecko i rodzice, problemy dorosłych odbijają się w zachowaniu dzieci. Wiele mogę zrobić, jeżeli rodzice chcą pomocy, ale jeśli tylko niby chcą?

Marek z Rzeszowa17-01-2003 09:14:45   [#31]

Tym bardziej nie można oddawać w ręce rodziców decyzji o wykorzystaniu wyników badań. To tak, jak by być sędzią we własnej sprawie.

Brak obiektywizmu, brak wiedzy pedagogiczno-psychologicznej, często brak dobrej woli...

Marek

Maryśka217-01-2003 10:14:19   [#32]

Poradnie, poradnie...

Toną w papierach, są zawalone robotą, niby mają służyć pomocą a rzeczywistość jaka jest każdy widzi.

Opinie, orzeczenia czy jakby je zwał w swej treści zupełnie nie wykraczają poza adnotacje z wniosków nauczycieli. Psycholog powtarza to, o czym sami dokładnie wiemy, tylko za nic nie można dopatrzyć się w owych "dokumentach" pomocy, dobrej rady, podpowiedzi, jak działać, co robić, aby rzeczywiście pomóc uczniowi (ponoć taki jest cel wizyty w poradni i owego orzeczenia względnie opinii). Oczywiście mówię o papierkach, które dzięki dobrej woli rodziców, docierają do szkoły, a raczej nie mamy z tym problemu.

Zresztą na wydaniu papierka i jednej w ciągu roku szkolnego wizycie pani z poradni w szkole (w sprawie orientacji zawodowej) się kończy. I nie ma szansy, żeby ściągnąć kogokolwiek w innej sprawie.

Mieliśmy problem wychowawczy, nie będę opisywała szczegółów, teraz pomału dajemy sobie radę. Poprosiłam o pomoc PPP, chciałam , aby ktoś z poradni pojawił się na radzie pedagogicznej, by nauczyciele mogli zadać pytania i uzyskać poradę, pomoc, wszak na studiach psychologię ledwo liznęliśmy i przydałaby się pomoc fachowca.

Niestety, dowiedziałam się, że wszystkie panie mają terminarze zapchane ( dzwoniłam na początku września). Udało mi się wprawdzie ustałić termin spotkania ucznia wraz z rodzicami w poradni z psychologiem, ale my nadal działamy trochę po omacku.

Mamy małe sukcesy i są one raczej wynikiem działania intuicyjnego, bo konkretnej pomocy z poradni nie otrzymaliśmy.

UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

strony: [ 1 ]