Znów w Pokarpackiem sie dzieje.
pg,ag
17-09-2002Po raz pierwszy w czteroletniej historii programu "EuroBus" jego załoga została wyproszona z szkoły. Rzecz wydarzyła się wczoraj w Leżajsku.
0-->Czwórka młodych ludzi siedzi w jednej z leżajskich kawiarni smętnie sącząc kawę. - Czuję się podle. Powinnam teraz być w szkole i prowadzić warsztaty z młodzieżą. Po czymś takim cały zapał z człowieka uchodzi - wzdycha Agata Dąmbska, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, szefująca ekipie "eurobusu", który zajechał wczoraj do Leżajska.
W niedzielę w ośmiu województwach Polski ruszyła czwarta już edycja programu "EuroBus", przygotowanego przez Polską Radę Ruchu Europejskiego, finansowanego przez Ministerstwo Edukacji Narodowej oraz Komisję Europejską. Trenerzy w kolejnych miastach spotykają się do południa z młodzieżą szkolną i prowadzą warsztaty dotyczące Unii Europejskiej, po południu spotkają się z mieszkańcami i władzami. - Nie jesteśmy agitatorami, nie uprawiamy żadnej propagandy. Mówimy o plusach, ale i o minusach przystąpienia do Unii Europejskiej. Ludzie są nam po spotkaniach za to wdzięczni. Od Wołoszańskiego niestety nie dowiedzą się, że po wejściu do UE wzrośnie bezrobocie, czy padną małe gospodarstwa rolne - podkreśla Kamil Baczyński, jeden z trenerów.
Eurobus zajechał w tym roku również na Podkarpacie. W poniedziałek jego załoga odwiedziła Stalową Wolę. Leżajsk był kolejnym punktem ich trasy.
Dzień zaczął się nieszczególnie. - Zaparkowaliśmy nasz "eurobus" w pobliżu Liceum Ogólnokształcącego im. Chrobrego, gdzie miały się odbyć warsztaty. Zaraz podszedł jakiś człowiek i kazał nam się przenieść, bo on jest przeciwnikiem Unii - opowiada Dąmbska. Chwilę później okazało się, że dyrekcja szkoły nie zezwala na przeprowadzenie warsztatów dotyczących UE. - Najpierw zarzucono nam, że nasze zajęcia zdezorganizują życie szkoły. A przecież szkoła o naszej wizycie wiedziała jeszcze w maju - mówi Dąbska.
- Wcześniej były tylko ustalenia telefoniczne. Szczegóły mieliśmy omówić na miejscu. To, co zaproponowali ci ludzie było dla mnie trochę przerażające - wyznaje dyrektor szkoły Stanisław Bartnik. Co tak zaszokowało dyrektora z 30-letnim stażem? - Ideą tych warsztatów jest to, że się odbywają bez udziału nauczycieli. W młodzieży jest straszny głód rozmowy. Przy nauczycielach nie potrafią się otworzyć, bo są przyzwyczajeni do tego, że są tylko słuchaczami. Dlatego zasugerowaliśmy, że najlepiej by było, gdybyśmy warsztaty poprowadzili sami, bez pedagogów - tłumaczy Dąmbska.
- Odebrałem to jako zniewagę i brak zaufania do mojego grona pedagogicznego. My też chcielibyśmy się przysłuchać temu, co się tam dzieje, może wziąć udział w dyskusji. Poza tym nie można tak uczniów oddać ludziom, o których się nic nie wie - odpowiada Bartnik.
-W końcu przystaliśmy na udział nauczycieli. W Stalowej Woli przeprowadziliśmy pięć warsztatów, a w jednym z nich wziął udział również nauczyciel. Wówczas jednak dyrektor kazał nam się wylegitymować. Zapytał, czy ktoś z ministerstwa wie o naszej działalności. Nie mieliśmy przy sobie żadnego takiego kwitu, ale powiedzieliśmy, że zaraz z Warszawy przyślą nam taki dokument faksem. Przecież naszą akcję finansuje ministerstwo! Nic już jednak nie pomogło - denerwuje się Agata Dąmbska. - Na teren szkoły może wejść ktokolwiek, muszę to sprawdzać - broni się dyrektor. - Po południu trenerzy mieli się spotkać w starostwie z mieszkańcami i władzami. To panu nie wystarczyło jako ich weryfikacja - pytamy Bartnika. - Wiem o tym spotkaniu nawet się tam wybieram - odparł.
Dzisiaj "eurobus" pojawi się w Łańcucie, w kolejnych dniach odwiedzi jeszcze Kolbuszową i Mielec.