Forum OSKKO - wątek

TEMAT: Kontrakt z uczniami, czyli niepartnerskie partnerstwo
strony: [ 1 ]
beera05-09-2002 15:13:55   [#01]

Rozmawiałam dziś z dość rozsądnym gimnazjalistą.

Opowiedział mi szkolną historię.

Przyszła nauczycielka na lekcję i powiedziała dzieciom, że uważa , iż powini wszyscy spisać kontrakt, ktory pozwoli im lepiej pracować przez cały rok.

dzieciaki ucieszyły się- fajnie brzmi "kontrakt" Fajnie też brzmi "partnerzy" i nieźle też "razem pracować"

Więc z ochota patrzyli na rozwój wydarzeń.

No i pani pisała punkty kontraktu..i im ( bo durni nie są) miny rzedły :-)

I w końcu jeden z dzieciaków powiedział:"proszę pani! Wszystkie punkty tego kontraktu dotyczą nas !, A gdzie te pani?"

na co pani, że przeciez to o zdyscyplinowaniu też jest jej, bo ona kawy na lekcji nie będzie pić :-)))

dzieciak wrócił do domu przekonany, że wykrył niecny podstęp pani od czegoś tam :-)

........

A ja tak sobie myślę

O co tu chodzi?

Nauczycielka zastosowała jakąs tam nową ( tak sobie, ale jednak) metodę.

Ale nic tu nie pomogą żadne metody, gdy w niej się nic nie zmieniło.

........

I w ogóle mam takie generalne.

Od kogo w szkole powinno się więcej wymagać- od ucznia?

A może jednak od nauczyciela?

PawełR05-09-2002 15:20:12   [#02]
Asiu, myślę, że przesada w drugą stronę też nie byłaby wskazana. Tu najlepszy jest umiar, czyli tzw. złoty środek. Jeśli już spisujemy kontrakt, to obie strony niech dadzą na wagę tyle, aby się równoważyło. Ale tu zawsze mogą pojawiać się pretensje, bo jak pani nie pali paierosów, a uczeń pali, to on musi rzucić palenie, a nie pani... itd.  

Ale zgadzam się, że to od nauczyciela trzeba wymagać mądrości ppedagogicznej przy korzystaniu z takiej metody kontraktu.
beera05-09-2002 15:23:19   [#03]

ale to śmieszne..

śmieszą mnie te kontrakty :-)

Bo co?

Uczeń ma tam napisane- bedzie odrabiał zadania.

A nauczyciel- będzie sprawdzł zadania.

czasem przerost formy nad treścią mnie wkurza

 

Poza tym mam wrażenie , ze to takie "uspokajacze sumień"

Niby coś sie robi, ale co i po co?

PawełR05-09-2002 15:30:34   [#04]
Legenda głosi, iż dawniej profesorowie mieli swoje zasady, uczniowie te zasady znali, przestrzegali albo nie. Jeśli tak, wiedzieli, czego mogą się spodziewać, jeśli nie, też wiedzieli.
Były to niepisane kontrakty, polegające na pewnej wychowawczej konsekwencji.

W tym wszystkim - tak mi się wydaje - chodzi o konsekwencję w relacjach z uczniami i uczniem. Przede wszystkim to nauczyciel musi być konsekwentny, mieć swoje zasady i wymagania, ale także swój autorytet, aby jego uśmiech, nawet najmniejsza pochwała stanowiły dla dziecka, młodzieńca nagrodę za przestrzeganie pewnych, przyjętych zasad (nawet jeśli sa narzucone przez nauczyciela lub regulamin).

Pewnie, że spisywanie kontraktów to tylko pismo, a my - dyrciowie - spisujemy pisama najczęściej mówiąc, że to dla RWD. PO co spisywać z uczniem? Z drugiej jednak strony, ktoś to może robić i mieć dzięki temu sukcesy. Ok. Nie ma sprawy. Myślę jednak, ze w procesie wychowania i kształcenia najważniejsza jest konsekwencja, o którą tak trudno w dzisiejszych rozchwianych emocjonalnie czasach, a któej Państwu i sobie życzę :-)))))))))
Toffi05-09-2002 15:38:10   [#05]

:)

Jako nie tak dawny uczeń, pamiętam swoją wspaniałą polonistkę, która ustalała również coś w rodzaju kontraktu z nami czyli uczniami - polegał on na tym, że uczeń miał prawo być 2 razy w semestrze nieprzygotowany, bo mu się np. nie chciało. Wszystkim się to podobało, a jednocześnie pojawiło się jakieś zaufanie do tej nauczycielki. Jestem młodym nauczycielem i również stosuję tę zasadę. Taki "kontrakt" to może jest może śmieszny jednak, szkoła to partnerstwo, ale jeśli uczeń nie zechce się uczyć to Ty przegrasz.
Marek Pleśniar05-09-2002 15:43:57   [#06]

taak

kontrakty wprowadzałem i ja

ale dotyczyły sytuacji szczególnych. Gdy chcieliśmy coś naprawić, gdy trudna sprawa z uczniem, odbywały się z nim rozmowy, dogadywano sie z nim - że nie będzie:-)
i przy wszystkich w klasie spisywano kontrakt, a on to podpisywał. Czasem działało. Przypominam sobie jak mnie podeszli w dzieciństwie - dałem słowo honoru że pójdę do dentysty:-))) I nie było wyjścia:-)

Nie widzę nic złego w każdej metodzie, która pomoze w jakimś wychowawczym kopocie. W miłości, na wojnie i w szkole kazdy sposób dobry by dotrzeć do serca obiektu (zwalczanegio, hmmm.. potrzebnego czy wychowywanego:-)))

Natomiast wpychanie dzieciakom modnego kwitu do podpisania, a przede wszystkim (i za to obedrzeć symbolicznie ze skóry - za popsucie fajnego sposobu) nie ustalenie tego razem - tych reguł kontraktu!!!! to kompletne nieporozumienie i kpina ze sprawiedliwości ,,,, i inne tam takie:-))))

stan05-09-2002 16:00:06   [#07]
...znam ten typ kontraktu.
To się nazywa "propozycja nie do odrzucenia"...
... też kontrakt ...
;-)
Pozdrawiam
stan
beera05-09-2002 18:20:44   [#08]

:-))

:-))))

No właśnie :-)

I jeszcze składana z przekonaniem o własnej wyjątkowej pomysłowości :-))Dzieciaki durne nie są i swoje zauważają..

W kontrakty sama się bawiłam, ale były one jakoś zazwyczaj "obok" dydaktyki.

Z nauką sprawa jest jasna- moim zdaniem.

Oboje uczymy. Ja jego, on się :-)

I to byłby koniec kontraktu :-)

Marek Pleśniar05-09-2002 18:32:43   [#09]

i co??

dotrzymujecie - obie strony - go?

;-)))

beera05-09-2002 18:38:34   [#10]

NO własnie!!

nawet tego nie napisanego- nie :-)
Marek Pleśniar05-09-2002 18:43:02   [#11]

:-)))))))))))))

jasne - to jak już od jakiegoś czasu - od kilku tysięcy lat mniej więcej - idzie w szkole:-)
hania05-09-2002 20:57:52   [#12]

2 lata temu..

zaczynając wychowawstwo w pierwszej klasie gimn też chciałam coś...co działało mi w podstawówce. nie nazwałam tego modnie kontraktem, ale na jednej z pierwszych lekcji wychowawczych spytałam uczniów, co chcieliby aby było przestrzegane, aby w klasie - jako pemnej szkolnej grupie było fajnie. Metodą dyskusji zgodzili się wszyscy na trzy punkty:

Słuchamy siebie nawzajem

Nie przezywamy się

Dbamy o porządek w naszej klasie( chodziło im o salę, którą mają pod opieką)

Punkty mieli przestrzegać wszyscy - ja też. I wszyscy, że mną na czele podpisali , co ustalili. po pół roku, a potem po roku wracałam do sprawy i ocenialiśmy, na ile nam się udaje... Ocena ze strony uczniów wypadała na jakieś 70% średnio- tzn, na tyle przestrzegają. Każdy punkt omawialiśmy oddzielnie.

Dla mnie był wazny ten pierwszy. Słucham moich uczniów( czy to przy odpowiedzi czy zwyczajnie w rozmowie) i uczę ich tego samego, może swoim skromnym przykładem. Z opinii nauczycieli wiem, że lubia mieć lekcje u mnie w klasie, bo... uczniowie słuchają i nauczyciela i jak ktoś cos ma do powiedzenia....Cieszy mnie to ogromnie. Z przezywaniem jest tak, że niektórzy maja jakieś przezwiska, na które zwyczajnie się zgadzają, nie obraźliwe, raczej to przydomki. Ale im chodziło o przezywanie typu:głupek, idiota, świnia... Tego raczej nie ma... Do dbania o salę ciągle muszę mobilizowac....

Gosia T06-09-2002 22:42:19   [#13]

Ja mam dobre doświadczenia z kontraktami

 Zawierałam je z uczniami, a dotyczyły np. jak u Hani  reguł bycia ze sobą, inny ustalaliśmy przed pierwszą wycieczką, pierwszą klasówką. Teraz często zawieram umowy z nauczycielami przed rozpoczęciem kursu. Trudność polega na ustaleniu wzajemnych oczekiwań,  zgody każdego członka grupy (a zatem i nauczyciela) na konkretne ustalenia i sformułowanie ich tak, by wszyscy je rozumieli jednakowo (bo diabeł często tkwi w szczegółach ;-) Ustalanie zapisów w kontrakcie trwa długo, ale ma charakter wychowawczy, integrujący, ujaśnia pewne stanowiska, zapobiega zbędnym konfliktom.  Często mam informacje zwrotne po takich zajęciach, ze uczestnicy (duzi i mali) czują się szanowani, zostali wysłuchani, zostały wzięte pod uwagę ich oczekiwania i  opinie. Na koniec zawsze ktoś wpada na pomysł sankcji, w sytuacji gdy uczestnik grupy umowę zerwie ( wszyscy się zgodziliśmy,  był przy ustalaniu, wiedział, że to  ważne... tak się napracowaliśmy...).W efekcie, po intensywnej dyskusji, żadne sankcje nie są zapisywane:  nikt chyba specjalnie umowy nie złamie... Ale to już inna bajka, bo książkę można napisać na temat różnych reakcji uczestników, gdy jednak ktoś postąpi wbrew wspólnie wypracowanym ustaleniom.  No tom się rozpisała...

Maelka06-09-2002 22:52:26   [#14]

A zatem...

...kolejny przykład, że nie wystarczy wiedzieć, "co", ale trzeba wiedzieć "jak".

Ale o ile tego pierwszego można się nauczyć, to z tym drugim trzeba się urodzić.

I dobrze by było, gdyby niektórzy, zamiast realizować na siłę modne pomysły, których nie czują, zaczęli poszukiwać własnych rozwiązań.

Może niezbyt modnych i "na fali", ale za to skutecznych i oryginalnych.

GosiuT., cieszę się, że należysz do tych, co to wiedzą i "co", i "jak".

:-)))

Gosia T06-09-2002 22:58:13   [#15]

Maelko, dzięki

a tego drugiego też się nauczyłam :-)
Maelka06-09-2002 23:05:20   [#16]

GosiuT. :-)

Powiedzmy, że rozwinęłaś świadomie to: "coś"...

:-))

Gosia T06-09-2002 23:07:58   [#17]

uhm...

i baaardzo mi się to rozwinięcie podoba...

UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

strony: [ 1 ]