Moje zdanie Warto popatrzeć na sprawę z kilku stron. Szkoła na wsi- mala- to konglomerat zawiłości i podskórnych wód. Szukalam wątku, na ktorym dyskutowalismy o programie "Mala szkoła" na podstawie artykułu w Polityce- niestety gdzies mi sie schował, a szkoda, bo i artykul i problematyka dośc ciekawa, bo ukazująca poza naturalnym, właściwym dla szkoły także tzw. samorządowy aspekt sprawy. Jestem dyrkirm takiej sobie wiejskiej szkółki, ktora swego czasu, rok po roku jako szkoły filialne miala szkoły z klasami łączonymi właśnie. Wszystkie dzieci z klas łaczonych przejmowałam w ktoryms momencie do swoich klas. Odbywało sie to w dodatku po likwidacji szkół filialnych, więc w dość konfilktogennych warunkach. Moje obserwacje:
- Poziom wiedzy i umiejętności dzieci był niższy- zupełnie niezależnie od ich potencjalu intelektualnego ( dość szybko wyrównywany- zwłaszcza w młodszych klasach) Tragicznym ( bo dotyczacym dzieci i ich zycia przykładem jest sprawdzian po VI klasie, gdy uczniowie po klasach łączonych odbiegali od normy wojewódzkiej 10 punktów, a po roku pracy w klasie zwyklej o punktów 5- co daje znaczący postęp w wiedzy)
- Dość duże problemy z koncentracją uwagi przez 45 minut( zwłaszcza maluchy).
- Wbrew pozorom brak umiejętności samodzielnej pracy- obserwowalismy pewne " markowanie" działań. Jesli zaś samodzielność, to dotycząca działań odtwórczych, rzadko twórczych
- trudności w funkcjonowaniu w dużej grupie dzieci- moim zdaniem to kolosalny problem w sytuacji konieczności przejścia dzieciaków do szkół gimnazjalnych i budowania tam relacji z rówieśnikami.
W tej szeroko pojętej sferze edukacyjnej wydaje mi się, że szkoła z klasami łączonymi nie daje dziecku mozliwości wykorzystania wszelkich szans. Zaburza w dodatku obraz kontekstu społecznego dziecka, lub inaczej- daje mu ten konteks dość wybiórczy i nawet jakos wypreparowany. Oczywiście opieram sie tu na swoich jednostkowych doświadczeniach. ......... Jest także jednak inny problem - klasy łączone pojawiaja sie zazwyczaj w malutkich szkółkach w malutkich wsiach. Często staja się dla mieszkańców jedynym dowodem ich ważności. Często szkołę traktuje się jako dom kultury, miejsce spotkań, klub, centrum swojego rodzaju. Bronia ich jak swojej tożsamości. Nie ma w tym, moim zdaniem , nic dziwnego. Zabrono tym ludziom w zasadzie wszystko- zostala im tylko ta szkoła , ktora traktuja jako pewien symbol. Taki ludzki czynnik warto brac także pod uwagę. Sądze, ze przeniesienie dzieci do szkół z pełnymi klasami udac sie może tylko wtedy, gdy rodzice podejmuja świadomą decyzję- z pełną wiedza na temat konsekwencji takiego, czy innego sposobu podejścia do problemu. No i oczywiście pytanie co w zamian? Bo jeśli dzieciak z klas SP ma dojeżdżać do innej szkoły 40 minut w kiepskich warunkach, ..to hm...tez bym obstawała przy pozostaniu dziecka w klasie łączonej w bliskiej szkole. ...... I kolejny problem- kadry. Tu także mam inne doświadczenia niż Basik. Kazdy z nauczycieli, który pracował w szkole z klasami łączonymi zdawał sobie i zdaje sobie sprawę z niepewności bytu tychże. W sytuacji pojawienia sie alternatywnej pracy po prostu odchodzi. Powoduje to negatywną selekcję- na pewno. W dodatku niestabilbośc sytuacji moze spowodowac brak motywacji i poczucie tymczasowości dzialań. ...... No i kolejny problem- organowo- samorzadowo- finansowy. Tu niepewnośc jest posunięta do granic wytrzymalości. Niestabilność, pewna nadoczuwalność zmian, wszelkich burz i wichrów oświatowych. ....... Jestem zdecydowanie przeciwna uczeniu dzieci w klasach łączonych. W Polsce. Bo we Francji dzieci z klas łączonych funkcjonuja świetnie, o czym opowiada z zapałem pan Wlazło. Bo te dzieci poza klasami łączonymi maja jeszcze: nauczyciela wspomagającego, pracownie świetnie wyposażone, wysmienita kadrę- maja pieniądze.. Tylko i az tyle |