Forum OSKKO - wątek

TEMAT: Rodzic pyta
strony: [ 1 ][ 2 ]
jmz06-06-2005 15:45:32   [#01]
ile dziecko ma mieć nieusprawiedliwionych nieobecności, żeby szkoła powiadomiła go, że syn nie uczęszcza na zajęcia? Dziecko mieszka z rodzicem, ale ten ostatni unika kontaktu ze szkołą  (nieobecny na wywiadówkach, comiesięcznych spotkaniach, nie podał aktualnego telefonu, korespondencja wraca). A teraz pyta i jeszcze chce podstawy prawnej. Znalazłam tylko art 18 UoSO. Proszę o podpowiedzi.
Marek Pleśniar06-06-2005 15:48:50   [#02]

to kwestia "kultury firmy" i jakości pracy wychowawcy

niektózy dzwonią po jednej nieobecności;-)

--------------

nie może się klasa zrzucić na komórkę dla wychowawcy (nie na własność) z kartą na ich koszt? Do celów wychowawczych;-)

Marek Pleśniar06-06-2005 15:49:53   [#03]
nie ma takiej podstawy prawnej, niech sie odczepi:-)
AnJa06-06-2005 16:08:20   [#04]
I nie ma takiego obowiązku, innego niz ewentualnie zapis statutowy, coby szkoła go informowała osobiście, jesli ma ustalone formy powiadamiania - a tu to chyba nawet ich za dużo nawet.

Jakbym był kontrola z Op to wydatek na korespondencje (o ile nie jednostkowy) uznałbym za naruszenie dyscypliny finansów publicznych.
Magosia06-06-2005 17:18:22   [#05]

Jak Marek- to kwestia wewnętrznych rozwiązań szkoły i wychowawcy

ale - jak Twoim zdaniem szkoła zrobiła, co mogła, to może niech rodzic poszuka pp, która zobowiązuje nauczycieli do poszukiwania rodzica?

Oczywiście , każde zjawisko ma dwa oblicza- Ty najlepiej wiesz, gdzie leży problem - tak myślę.

Gaba06-06-2005 17:27:07   [#06]

zatrzepało mną - ja nie pozwalam wydzwaniania do rodziców.

Za telefony i za znaczki pocztowe pogoniłbym dyrektora - AnJA w pełni popieram.

jmz06-06-2005 18:24:06   [#07]

Dziękuję za wypowiedzi.

Gabo, jeśli nie pozwalasz na wydzwanianie i listy do rodziców, to jak rozwiązujesz problem powiadomienia rodziców np. o przewidywanej ocenie ndst, jeśli rodzic nie przychodzi do szkoły, nie zastajesz go w domu? Jaką masz "podkładkę", że ze swojej strony dopełniłaś obowiązku poinformowania rodziców (mam na myśli podkładkę dla "pań z kuratorium" w razie skargi rodzica, że nie był poinformowany).

Marek Pleśniar06-06-2005 18:41:15   [#08]
jak wspomniałem, łatwo można rozwiązać kwestię łączności z rodzicami. Nie wiem w czym problem - oprócz braku chęci i oświatowej niemożności. Pewno mi się nalezy jakaś uwaga o punkcie widzenia i siedzenia, biedzie, wsi itp itp;-) A może warto czasem spojrzeć z innego siedzenia?
BożenaB06-06-2005 18:47:43   [#09]

To proste

nie uzyskał informacji, bo jej nie chciał. Jakby chciał, to by do szkoły przyszedł; w szkole jest źródło informacji ;-) Jakby przyszedł i by mu odmówiono informacji, to miałby pp do skargi.
AnJa06-06-2005 19:03:14   [#10]
Z naszego Statutu - na razie niesprawdzone w sytuacji kryzysowej:

7. W celu wymiany informacji  na temat pracy klasy i szkoły są organizowane stałe spotkania wychowawców z rodzicami (nie rzadziej niż raz na kwartał) oraz spotkanie ogólne rodziców z poszczególnych poziomów klas z dyrekcją szkoły (przynajmniej raz w roku)

8. W celu wszechstronnej wymiany informacji nauczyciele poszczególnych przedmiotów, w ustalonych w kalendarzu  roku szkolnego terminach, pełnią popołudniowy dyżur w szkole.

9. Obecność na spotkaniach klasowych, ogólnych oraz popołudniowych dyżurach nauczycielskich jest prawem i obowiązkiem rodziców. Nieskorzystanie przez nich z tego prawa nie skutkuje obowiązkiem dla  Dyrekcji, wychowawców i nauczycieli do przekazywania w  innych formie i trybie informacji tam przekazywanych, w tym dotyczących ustalania ocen klasyfikacyjnych śródrocznych i rocznych.
beera06-06-2005 19:15:56   [#11]

hm...

a ja zachęcam tez nauczycieli, żeby wydzwaniali

..........

Ale i tak uważam, że rodzic opisany w #1 oczekuje nazbyt wiele w kontekście tak marnego zainteresowania dowiedzeniem się o problemach dzicka w normalny sposób.

Gaba06-06-2005 19:28:37   [#12]

BożenaB oraz AnJa - dokładnie tak - czy urzędnik się martwi co zrobić z człowiekiem/stroną, który ma się dowiadywać, a mu się nie chce... nie może, bo robi całe boże dnie... to urzędnik wypisuje pisemka o  stan sprawy budowy domu... zupt czy wzizt.

- z jednym może wyjątkiem... się zgadzam: rodzic ma prawo dowiadywać się o oceny zawsze (!!!), a nie obowiązek (nic nie musi), chce to przyjdzie, oceny czekają... - ja mam obowiązek je przygotować czyli zorganizować spotkania, miesięczne - majowe (u nas już w sierpniu wiadomo, kiedy jest spotkanie majowe) i kiedy są dyżury wychowawcy.

Chyba ze UoSo narzuci ten obowiązek na rodzica.

Dosyć, naprawdę dosyć tego pieszczochania, podgłaskiwania, bubusiowania (ati, ati bobasku rodzicku).... 

Należy być dobrym, życzliwym, otwartym, ale na Boga nie pieszczochać. To jest niesłychanie smarkateryjne traktowanie rodzica. tu telefonik, tu pisemeczko, tu powiadomionko. Uprzejmie informuję, se pani córeczka właśnie nawiała z lekcyjki... (mam parę uroczych anegdotek od koleżanki z LO, jak to powiadamia i ściga uroczych licealistów, a mamuśka wyraża zdziwionko, ze Krzysia nie ma w szkole, a tyłu Krzysin głosik zapodaje... te, q... matka, ale napier... do wychowawczyni...)

Jest obraźliwe dla dorosłego takie stawianie sprawy. Mnie by to bardzo denerwowało - ja jestem dorosłym rodzicem. Nie chodzę do szkoły, bo nie lubię i nie będę. I jest to moja decyzja.

Taka podstawówa się porobiła w całej oświacie...

AnJa06-06-2005 19:33:45   [#13]
Bo widzisz, to od specyfiki zależy - jakbym miał takich dzieciaków 3-5  to może nawet bym proponował jechać do domu.
rzewa06-06-2005 19:34:50   [#14]

ale...

zgodzisz się, że interesujący się dzieckiem rodzic, często bywający w szkole, może prosić by powiadomić go, jeśli tylko jego dziecka nie będzie na lekcji, a on nie uprzedzał o tej nieobecności? I szkoła nie powinna tej prośbie odmówić...

To tak w ramach współpracy rodziców i szkoły...

beera06-06-2005 19:36:16   [#15]

nie zgadzam się

To jest niesłychanie smarkateryjne traktowanie rodzica. tu telefonik,

To jest często WALKA o dziecko. Walka, ktorą świadomie i WSPÓLNIE  podejmują nauczyciele i rodzice.

To często pomoc, współdziałanie, porozumienie, a nie "smarkateryjne traktowanie"

Nie wiem tez, co masz na myśli pisząc:

Taka podstawówa się porobiła w całej oświacie...

beera06-06-2005 19:37:31   [#16]

tzn

oczywiście ZGADZAM się z RZewą, a nie zgadzam z gabą

.....

Maelka06-06-2005 19:50:17   [#17]

O matko!

Biję się w pierś obfitą: wyszło mi, że "pieszczocham i bubusiuję" rodziców. I rzeczywiście, czasami tego żałowałam...

Czasami.

;-)

grażka06-06-2005 19:53:26   [#18]

MIC, i ja też. Bo dzwonię i zapraszam na uroczystości - a to Mikołaja, a to Dzień Matki albo wycieczkę jakąś :(((

Dobrze, że z prywatnego telefonu.

beera06-06-2005 19:54:22   [#19]

:-))

Co Wy dziś o tych piersiach :-)

Małgoś z niej spadł kamień, a Ty się w nie bijesz;-))

Czasami, to jest wynik na plus, Maelko :-))

Magosia06-06-2005 19:55:45   [#20]

Bo to wiecie...

bardziej cieszy jedna nawrócona owieczka niż stado grzecznych i obowiązkowych.

I w tej walce- asiu- zgadzam się ,to czasem walka :-( czasem robimy więcej, niż sam rodzic by chciał i sobie życzył, ale ...czasem warto, bo dla dziecka to robię nie dla rodzica.

Wracając do # 1 -problem chyba zdecydowanie po stronie rodzica.

kasiek06-06-2005 19:56:23   [#21]

...

Mój znajomy nauczyciel z niemieckiej podstawówki opowiadał mi, że u nich jest to wręcz obowiązkiem szkoły - jeśli nie ma ucznia dłużej niż 3 dni w szkole, to sekretarka dzwoni to rodzica z pytaniem o powód nieobecności ucznia, odnotowuje to w jakimś kajeciku, a uczeń dostarcza dodatkowo jeszcze oczywiście usprawiedliwienie na piśmie. Ale tam nie ma:

- raczej sytuacji, że dzwoni się do ucznia, rodzic jest zdziwiony, że ucznia nie ma w szkole (daje się poznać po głosie:-)) i na poczekaniu wymyśla powód...

- usprawiedliwień typu: "z powodu wyjazdu na zakupy", " musiał pomagać w domu - (przez cały tydzień)", "był zmęczony po wycieczce szkolnej" (mój osobisty hit). Zauważyłam, że dla niektórych rodziców wysyłanie dziecka do szkoły to nie obowiązek, lecz sposób zorganizowania jego wolnego czasu... Ważniejsze są rzeczy wymienione powyżej. Tłumaczenia, że zakupy to nie jest dla mnie usprawiedliwienie, bo sklepy są u nas otwarte w soboty (dla ych, którzy nie robią zakupów w niedzielę)spotyka się ze zdziwieniem rodziców- owszem, nie wszystkich, ale się zdarza

- problemów ze finansami i opłacaniem wysokich rachunków telefonicznych ...

kasiek06-06-2005 20:03:33   [#22]

Mój głos nie miał być absolutnie obroną strony rodzica -ja też uważam, że to rodzic przede wszystkim ma okazać zainteresowanie swoim dzieckiem: po to są  wywiadówki, spotkania, dni otwarte, no i oczywiście możliwość rozmowy telefonicznej z nauczycielem/wychowawcą - jeśli ktoś tłumaczy się godzinami pracy np., to nie wierzę, że nie może wykonać parominutowej rozmowy telefonicznej...

Ja osobiście staram się dzwonić - jeżeli mi się to nie udaje w szkole, to dzwonię wieczorami z prywatnego telefonu, przynajmniej uczniowie czują moją "kontrolę":-)))

AnJa06-06-2005 20:05:44   [#23]
Asieńko, ja Cię proszę:-))))

............

W statucie to mam zasadę - na tego upierdliwego, głupszego z 10 razy od swego dzieciaka rodzica.

Poza tym większość z nas jest nie tylko pedagogami, ale także ludźmi a nawet rodzicami;-)

Więc jak prośba rodzica o informowanie czy nawet bez prośby a objawy nietypowego zachowania - to się zwyczajnie informuje, spotyka, gada.

Tym więcej i częściej im więcej zainteresowania podtrzymywaniem tej wymiany informacji jest. Albo dopóki potrzeba przy  minimalnym chocby zainteresowaniu.

Ale kolejno i w tej samej sprawie:kartka przez dziecko, telefon, list, list polecony, list z potwierdzeniem odbioru???  I tak kilka spraw w roku! A o takich cudach słyszałem też.
Gaba06-06-2005 20:05:49   [#24]

podstawówa - to jedynie metafora jak maziaje i Kopytko.

Może lepszy były żłobek. ;-)

Asiu, my jesteśmy dla rodziców stale, szkoła otwarta, konsultacje co tydzień, telefon do pokoju nauczycielskiego i sami korzystamy z telefonu, kiedy trzeba, nawet mamy mejle z informacjami i ogłoszeniami - ale doprawdy wydzwanianie nachalne (bo tylko o takim mówię) jest nieporozumieniem.

Kiedy krzyczy ktoś do telefonu, żeby rzucić jeszcze Kowalską, bo jest w drodze i nie będzie mógł dzwonić... Grzecznie rozmawiam z nim i informuję go o jego prawach i przekazuję, kiedy można podejść do p. wychowawczyni. Mamy rodziców chorych, przykutych do łóżka... to jasne - a ja mówię np. o mamie dzwoniącej z knajpy do p. wychowawczyni w trakcie zebrania. Mówię o mamie, ktora mieszka dwie kamienice dalej...

Mówię o mamie, która krzyczy, że syn jest w szkole - a syn jest w kafejce, albo że jest w domu, a jest pod szkoła, itp. Wielokrotnie weryfikowaliśmy wersje dzięki telefonom. 

Bywało, że to nauczyciel mówił nieprawdę. ;-(

Kiedy ktoś uporczywie nie rozumie, co się dzieje z jego dzieckiem - korzystam z innych służb niż TPSA.

Chodzi mi bowiem o stan, kiedy szkolne generowane urzędniczo sumienie jest uspokajane po telefonach... - telefon nie jest odznaką załatwienia czegoś. Mam grupkę rodziców artykułującą, iż chętnie otrzymywałoby komunikaty o ocenach telefonicznie.

Dlatego się buntuję, bo dla nauczycieli zadzwonienie oznaczało załatwienie. Dla urzędników oświatowych także. Wpisywanie w statuty telefonu jako sposobu powiadomienia o ocenach,  jest nie do przyjęcia.

Ostatnio mam taką telefoniczną mamę, która nie może przyjść do szkoły, bo jest zajęta (500m, nie pracuje, dziecka nie ma w szkole od listopada). Telefon telefonem - ale żyć trzeba konkretnie. Po wezwaniu do spełniania obowiązku szkolnego, przyszły i inne działania - jest niestety sprawa o ograniczenie (tak zadecydował sąd), bo to... mama nie dziecko jest za bardzo chora. Świat ograniczyła do telefonów... zamiast prawdziwego życia. Rzeczywistość się nawet jej zgadzała. tylko nie taka, w której powinno funkcjonować dziecko.

Ja mówię o jawnym pasożytnictwie i robieniu głąbów z nauczycieli, a nie o walce i nękaniu partyzantów (w naszym żargonie wojna partyzancko-zaczepna) o dziecko.

Bywają jednak metody lepsze i skuteczniejsze. Wolę do dziecka jechać niż dzwonić, bo go przynajmniej widzę - mam zawodową nieufność do oświadczeń telefonicznych. Nie udzielam informacji telefonicznych o dziecku - nigdy nie wiem, z kim rozmawiam. A były już historie trudne. Były madammy udające mamy, byli rzekomi tatusiowe zwalniający dziecko. Miała porwanie dziecka z uzyciem telefonu.

Adaa06-06-2005 20:06:36   [#25]

ja tez jestem podstawówa;-)

bo dzwonię...i nawet pozwalam dzieciakom dzwonic do rodziców jak zapomną wyłączyc zelazka;-)
Gaba06-06-2005 20:08:14   [#26]
a angielskiej szkole - obowiązkiem rodzica jest dzwonić do szkoły, szkoła po 3 dniach to zawiadamia policję o nieobecnościach!!!
beera06-06-2005 20:09:20   [#27]

anja?

a ja zachęcam tez nauczycieli, żeby wydzwaniali

..........

Ale i tak uważam, że rodzic opisany w #1 oczekuje nazbyt wiele w kontekście tak marnego zainteresowania dowiedzeniem się o problemach dziecka w normalny sposób.

beera06-06-2005 20:11:10   [#28]

o...

mamy inne dane o angielskiej szkole, gaba
Gaba06-06-2005 20:11:54   [#29]

asia, normalną rzeczą jest, że się dzwoni do mamy, bo się zgłubiło klucze, albo boli brzuch, albo skończyliśmy wcześniej, bo... - ja nie muszę pozwalać, u nas tak jest - muszę do mamy... i dzwoni.

Bywa, że z mojego telefonu, bo ktos coś załatwia w sekretariacie, a jakieś sprawy osobiste dzieciak musi...

- mnie chodzi o pewien charaktersytyczny stosunek do szkoły wymodelowany przez szkołę - my za panią/pana załatwimy i zadzwonimy i... będziemy żyć.

Gaba06-06-2005 20:12:50   [#30]

no to mamy inne szkoły angielskie. ;-)

Northampton.

AnJa06-06-2005 20:17:24   [#31]
No to się dogadalismy:-)

Co do #1 konkretnie, ale i tegoż jako egzemplifikacji zjawiska.

Moje wotum separatum tylko: jestem przeciw zachęcaniu do dzwonienia.
U mnie telefonu w pokoju nauczycielskim nie ma i nie będzie.
Chyba, że pokój bedzie.
Marek Pleśniar06-06-2005 20:18:42   [#32]

często nauczyciele obrywają od rodziców - za to że im do ich świętego domu dzwonią i śmią zawracać głowę

ale to świadczy o poziomie rodzica a nie nauczyciela

rolą dyrektora jest tu wsparcie tak poszkodowanego nauczyciela i utwierdzenie w przekonaniu że zrobił dobrze

----------

dyskutantów popierających owo dzwonienie odbieram tu jednoznacznie - jako zwolenników informowania rodziców, że coś się dzieje źle a może oni nie wiedzą lub coś się dzieje źle i zaniepokojona szkoła nie wie

oba powody są wystarczające

AnJa06-06-2005 20:19:53   [#33]
O Angolach i innych Brtach nie będę.

Une są dziwne: lewą stroną jeżdżą i białego ginesa warzą.
Marek Pleśniar06-06-2005 20:23:00   [#34]
ciepłe piwo, brrr
Gaba06-06-2005 20:26:41   [#35]
a Polsce to za bardzo je chłodzą, i też brrr!
AnJa06-06-2005 20:29:07   [#36]
U nas to jeszcze ze 25 lat za bardzo będa chłodzić - coby wyrównać tych 40 lat PRL, kiedy jakby za ciepłe to piwo było.
Gaba06-06-2005 20:33:53   [#37]
przecież w ogóle go nie było, z wyjątkiem takiego jednego, co to jego nazwy nie mogę podać, bo mi Marek nie pozwolił, bo jeszcze nie zasponsorwałło to piwi kolejnego  zjazdu ani niczego...
Marek Pleśniar06-06-2005 20:35:54   [#38]
myślę że to piwo i kilka innych sponsoruje zloty od początku;-)
Rycho06-06-2005 20:41:24   [#39]
jako ekspert od piwa i innych alkoholi ;-) muszę poprzeć Tu Marka.
 
Powtórzę więc za moim znajomym, który mówi, że z napitków od ciepłego piwa gorszy jest tylko ciepły mocz. ;-))
 
Co do innych spraw się nie wypowiadam, bo ja tylko z podstawówki :-)))
AnJa06-06-2005 20:41:44   [#40]
Nasze lalki  w kurpsich strojach były.
Kwaśne, bo kwaśne, ale były.

I takie jedno o nazwie jak zalew w Buiałymstoku tez było.
Uj, to dopiero kwaśne było.

A jak pojechałem dobrowolnie na obowiązkowy OHP w Beskidy i spróbowałem takiego jednego, co to się z CK Dynastią kojarzy to zgupiałem

Ono było zimne i wcale nie kwaśne.

Do dzisiaj go nie lubię!
Magosia06-06-2005 21:07:36   [#41]

Prawie ekumeniczny ton ;-)

Poza tym większość z nas jest nie tylko pedagogami, ale także ludźmi a nawet rodzicami;-) cytuję z #23

AnJa -coś bardzo sporządniałeś:-)
AnJa06-06-2005 21:11:46   [#42]
Przepraszam. Już nie będę.

Bo faktycznie, nie bardzo mi jakos takie pozytywne teksty wychodzą
Magosia06-06-2005 21:14:12   [#43]

Wychodzą wychodzą;-)

tylko myślę: choryś czy zmęczony ździebko;-)

Ja też pokojowo nastawionam, bo uroczystości u nas wielkie:-)

AnJa06-06-2005 21:16:20   [#44]
A co do Vaterlandu wróciliscie?
Magosia06-06-2005 21:18:01   [#45]

O, dowcip Ci się wrócił?

A uroczystości religijne -peregrynacja obrazu.
AnJa06-06-2005 21:20:06   [#46]
A!

Od soboty coś się podobnego zaczyna  i chyba z tydzień trwać będzie.

Ale za bardzo w temacie to nie jestem.
Gaba06-06-2005 21:21:09   [#47]
pe... co macie?
Magosia06-06-2005 21:25:10   [#48]

Gaba - nie kpij.

Nawiedzenie prze kopię obrazu Matki Bożej - rekolekcje prowadzone mądrze. Zamykam dygresję- nie chcę o tym w lekkim tonie pisać.
AnJa06-06-2005 21:25:42   [#49]
Uroczystości o charakterze ceremonialno-religijnym.

Z akcentem na ceremoniał- o ile słyszałem dobrze.
Adaa06-06-2005 21:27:08   [#50]

trzeba miec styl...

to z innego wątku
strony: [ 1 ][ 2 ]