Może nie znudzę? N., 4.07.2002
SZUKAM PRACY – DAM PRACĘ -Tak, szukam anglisty...Na cały etat...Oczywiście, można liczyć na nadliczbówki...Kwalifikacje do nauczania języka Pani ma – oczywiście? A...po kursach i podejmuje pani naukę w kolegium językowym...- to ja proszę o telefon, jak Pani je skończy. -Słucham, dyrektor szkoły przy telefonie. Tak, poszukuję magistra matematyki. Proszę o złożenie swojej oferty, być może się umówimy na rozmowę. -Zgadza się, zwalnia się etat geografa. Tak, można złożyć ofertę, co prawda, już jestem prawie zdecydowana, ale być może czymś mnie Pan przekona do swojej osoby. Tak, jak najbardziej, referencje mile widziane... -Dzień dobry. Cieszę się, szukam anglisty – jakie ma Pan kwalifikacje? Rozumiem, ale pobyt w Anglii to za mało. Tak, wierzę, że Pan świetnie mówi po angielsku, ale jeszcze trzeba mieć umiejętności nauczania innych. Zgadzam się, ale ja poszukuję kwalifikowanej kadry... Chętni bez kwalifikacji
Która to już rozmowa dzisiaj...Sekretarka ma za zadanie łączyć rozmowę z każdym kandydatem na stanowisko nauczyciela w trzech interesujących mnie specjalnościach: szukam anglisty(właściwie nawet dwóch!), geografa i matematyka. Ofert od przyszłych (i obecnych) nauczycieli matematyki i geografii mam sporo, najgorzej jak co roku z anglistami. Dzisiaj rozmawiałam z pięcioma chętnymi, niestety, poza chęciami, umiejętnością mówienia po angielsku udokumentowaną wszelakimi kursami i pobytami w krajach anglosaskich, moi rozmówcy nie mogli wykazać się świadectwami wymaganymi w rozporządzeniu o kwalifikacjach. Jak narazie, najlepsza kandydatka to Pani, z którą przeprowadziłam rozmowę wstępną: magister historii po dwóch latach studiów licencjackich z języka angielskiego. Uczyła już angielskiego w liceum, musi zmienić miejsce pracy ze względów osobistych, dyrektor, do którego zadzwoniłam z pytaniem o opinię, żałował, że odchodzi. To dobre referencje, ryzykuję niewiele, bo niewiele mam do wyboru... Selekcja wstępna Za to duży wybór chętnych do nauczania królowej nauk. Kogóż my tu mamy? Po raz kolejny analizuję posegregowane według specjalności oferty. W selekcji negatywnej zaczynam od kwalifikacji. Na bok odkładam kandydatkę po SN (byłam wiele lat inspektorem oświaty, chcę dorobić do emerytury...), nie zadowala mnie licencjat, bez namysłu przebiegam wzrokiem po podaniach absolwentów kierunków rolniczych, budowlanych (na studiach miałem wiele przedmiotów matematycznych...), nie wzbudzają mojego zainteresowania osoby, które się przekwalifikowały: biolog i plastyk po studiach podyplomowych: matematyka z informatyką (mogę uczyć także fizyki i chemii...). Szukam Magistra Matematyki. Na moim biurku zostaje pięć ofert. Ich autorkami są świeżo upieczone absolwentki uniwersytetu. Czytam fachowo przygotowane curiculum vitae (chyba już nikt nie pisze życiorysów...), porównuję drogę życiową –podobna: szkoła podstawowa-liceum- studia; doświadczenie zawodowe – porównywalne: praktyki asystenckie, pedagogiczne, kolonie, korepetycje, zastępstwo za chorego nauczyciela, agent ubezpieczeniowy, hostessa; analizuję predyspozycje -wszystkie kandydatki są dyspozycyjne, kreatywne, otwarte na zmiany, gotowe do współpracy, do szkolenia, łatwo nawiązują kontakty, bez problemów posługują się komputerem...-jakbym podręcznik z cyklu „Jak napisać list motywacyjny” czytała... Kogo wybrać? Ostatecznie po porównaniu wszystkich wybieram dwie oferty- autorki zainteresowały mnie swoją dodatkową pracą: wolontariat w hospicjum i organizacja imprez masowych. Czas na kontakt osobisty. Obie Panie podały oczywiście swoje telefony, stacjonarny nie odpowiada, dzwonię na komórkę. Jesteśmy umówione... Rozmowa z pracodawcą To już drugi tydzień wakacji, więc do szkoły pozwalam sobie przychodzić nieco później. Dzisiaj mam spotkanie z Panią Agnieszką – kandydatką na nauczyciela matematyki, specjalistkę od organizacji imprez masowych. Okazuje się, że już na mnie czeka, mimo iż do umówionej godziny jeszcze prawie 15 minut. To potwierdza motywację do zdobycia pracy, podobnie jak okrzyk radości w telefonie zapraszającym na rozmowę wstępną. Proponuję coś do picia, choć rzadko kiedy stremowany kandydat deklaruje chęć skorzystania z propozycji. Mnie zaś ceremoniał podawania kawy, herbaty, napoju potrzebny jest do uspokojenia rozmówcy, pozwolenia mu na rozejrzenie się po gabinecie, zebranie myśli. Najpierw zadaję kilka pytań pozornie nie związanych z pracą: o dojazd, o wrażenia z drogi do szkoły. To najczęściej rozluźnia nieco atmosferę. Czas na konkrety –proszę o takie zaprezentowanie swojej osoby, aby mnie przekonać, że jest to najlepsza z wybranych kandydatek na stanowisko nauczyciela matematyki. Stawiam mojego gościa w trudnej sytuacji – musi się zareklamować, uważając, by nie wpaść w pułapkę chwalenia się bez pokrycia. Pytam o wrażenia z praktyk, o problemy z uczniami mało zdyscyplinowanymi, o chwile radości doświadczone w kontakcie z młodzieżą. Słucham przekonującej relacji o pracy w zastępstwie chorego nauczyciela, o próbach zagięcia młodziutkiej studentki przez niewiele młodszych maturzystów i wyjściu z twarzą z opresji. Przeglądam indeks, o którego przywiezienie poprosiłam telefonicznie. Oglądam zdjęcia potwierdzające prowadzenie wigilijnego spotkania dla całej uczelni, charytatywnej imprezy dla dzieci. Interesuje mnie, jak Pani Agnieszka wyobraża sobie pracę wychowawcy klasowego. Wreszcie stawiam swoje dyżurne pytanie: Co może Pani zaoferować uczniom oprócz bycia Panią od matematyki? Rozmowa trwa godzinę. Rozmówczyni zrobiła na mnie dobre wrażenie, jednak szczerze mówię, że jest narazie jedną z osób, które biorę pod uwagę, jako przyszłego matematyka w moim gimnazjum. Informuję, w jakim czasie podejmę decyzję, umawiam się na telefoniczny kontakt. Żegnając się, podkreślam swoje dobre wrażenie, starając się jednak nie obiecywać zbyt wiele. Jutro czeka mnie kolejna rozmowa. Punkty za pochodzenie
Pani Ania wchodzi do sekretariatu trzy minuty przed umówioną godziną. Ujmuje mnie od pierwszego wrażenia, biała „egzaminacyjna” bluzeczka podkreśla, jak bardzo ważny to dla niej życiowy egzamin. Prowadząc rozmowę wstępną zawsze staram się nawiązać osobisty kontakt z rozmówcą, próbuję go otworzyć, zobaczyć na tle relacji z innymi ludźmi, poznać motywację kierującą wyborem zawodu. I kiedy na pytanie skierowane do mojego gościa o przyczyny wyboru studiów, słyszę:...moja mama była nauczycielką matematyki...- staram się nie pokazać zbyt jawnego zadowolenia, choć dalsza wypowiedź utwierdza mnie w odczuciach, że to chyba będzie właściwy kandydat. Mama nawet mi najpierw odradzała ten zawód, ale ja się uparłam. Teraz też chciałabym udowodnić, że potrafię sama znaleźć pracę, choć może w rodzinnych stronach byłoby mi łatwiej...Czego się boję? Że nie sprostam oczekiwaniom rodziców moich uczniów, wiem, że oczekują teraz od szkoły tak wiele... Z dziećmi mam dobry kontakt, zawsze - i na koloniach, i na praktykach udawało mi się dogadać nawet z tymi sprawiającymi kłopoty. Nasza rozmowa przeciąga się ponad standardową godzinę. Staram się jak najlepiej poznać przyszłą panią od matematyki. Mimo sympatii, wewnętrznego przekonania, że to właściwa osoba, kończę rozmowę podobnie jak poprzednią. Muszę sobie zostawić czas do namysłu, jeszcze raz przeanalizować pozostałe oferty, być może spotkać się z kolejnymi kandydatkami. Nadal nie wiem, komu powierzę nauczanie matematyki i wychowawstwo jednej z klas pierwszych. Ale Ania ma u mnie dodatkowe punkty za pochodzenie – ja też jestem skazana genetycznie na zawód pedagoga i nigdy tego nie żałowałam... Sztuka budowania zespołu
Kończy się pierwszy tydzień lipca. Poza typowo wakacyjnymi zajęciami dyrektora szkoły: przeprowadzeniu rozmów kwalifikacyjnych z nauczycielami stażystami, uporządkowaniu całej dokumentacji, rozplanowaniu dyżurów, udziałem we wstępnych czynnościach związanych z remontami, skoncentrowałam się przede wszystkim na doborze przyszłej kadry. W ciągu roku szkolnego zbieram oferty, prowadzę rozmowy telefoniczne, informuję o wymaganiach. Początek wakacji to rozmowy wstępne, decyzje podejmowane bez ostatecznego podpisu. Przełom lipca i sierpnia- drugi wakacyjny dyżur – to rozstrzygnięcie wątpliwości, poinformowanie kandydatów o zatrudnieniu bądź rezygnacji z oferty. W ten sposób na sierpniowym posiedzeniu rady pedagogicznej mogę już przedstawić i zatwierdzić plan zajęć. W świadomie prowadzonej polityce kadrowej szczególne znaczenie przywiązuję do sztuki doboru nauczycieli, którzy będą pasować do naszego twórczego, aktywnego grona. Staram się unikać, jeśli tylko to możliwe zatrudniania krewnych i znajomych królika, chyba, że to ludzie kompetentni, wykwalifikowani i z pasją. W swojej koncepcji budowania zespołu pedagogicznego stawiam bowiem na ludzi z osobowością, którzy będą dla moich uczniów nie tylko nauczycielami, ale także, a może przede wszystkim, wzorem, autorytetem. Kimś z klasą. Bo szkoła może mieć klasę tylko wtedy, jeżeli tworzą ją LUDZIE Z KLASĄ. I takich poszukuję...i zatrudniam. Małgorzata Nowak
(Tekst był opublikowany w "Gazecie Szkolnej" sierpień (?)2002) |