Forum OSKKO - wątek

TEMAT: Rekrutacja nauczycieli
strony: [ 1 ]
Konto zapomniane27-04-2005 00:09:05   [#01]
Czy ktoś mógłby mi napisać jak przeprowadzić rekrutacje, aby wybrać najlepszego nauczyciela. Jakimi metodami się posługujecie? Jakie czynniki decydują, że zatrudniacie kandydata? Może znacie jakieś książki lub artykuły, w których pisze o rekrutacji nauczycieli. Dziękuje za odpowiedz.
Gaba27-04-2005 02:00:34   [#02]
nas uczono na studiach, włącznie z grami, scenkami... - świetne zajęcia p. dr Żyry.
beera27-04-2005 08:30:41   [#03]

poczytaj

o Finlandii- tam jest świetny sposób, co prawda naboru na studia, ale można skorzystac

zastosował go dyrektor z Krakowa jakiś czas temu- moim zdaniem niezla rzecz

Gaba27-04-2005 09:22:19   [#04]
jaki?
Marek Pleśniar27-04-2005 09:49:06   [#05]
no przecież na naszym forum człek pisał - o kastingu;-)
beera27-04-2005 09:51:45   [#06]

Marek

wklej artykuł ode mnie- ok?
Marek Pleśniar27-04-2005 10:09:32   [#07]

wklejam asi materiał!

BożenaB27-04-2005 18:43:09   [#08]

" Od każdego co najmniej 5-letnich studiów wyższych..."

A u nas dopuścili 3-letnie, 2-kierunkowe :-(

Ciekawe, jak ma się ta raczej skromna pensja do przeciętnej w kraju?

Magosia27-04-2005 19:01:47   [#09]

Może nie znudzę?

                                                                                        N., 4.07.2002

 

SZUKAM PRACY – DAM PRACĘ

           

            -Tak, szukam anglisty...Na cały etat...Oczywiście, można liczyć na nadliczbówki...Kwalifikacje do nauczania języka Pani ma – oczywiście? A...po kursach i podejmuje pani naukę w kolegium językowym...- to ja proszę o telefon, jak Pani je skończy.

            -Słucham, dyrektor szkoły przy telefonie. Tak, poszukuję magistra matematyki. Proszę o złożenie swojej oferty, być może się umówimy na rozmowę.

            -Zgadza się,  zwalnia się etat geografa. Tak, można złożyć ofertę, co prawda, już jestem prawie zdecydowana, ale być może czymś mnie Pan przekona do swojej osoby. Tak, jak najbardziej, referencje mile widziane...

            -Dzień dobry. Cieszę się, szukam anglisty – jakie ma Pan kwalifikacje? Rozumiem, ale pobyt w Anglii to za mało. Tak, wierzę, że Pan świetnie mówi po angielsku, ale jeszcze trzeba mieć umiejętności nauczania innych. Zgadzam się, ale ja poszukuję kwalifikowanej kadry...

Chętni bez kwalifikacji

Która to już rozmowa dzisiaj...Sekretarka ma za zadanie łączyć rozmowę z każdym  kandydatem na stanowisko nauczyciela w trzech interesujących mnie specjalnościach: szukam anglisty(właściwie nawet dwóch!), geografa i matematyka. Ofert od przyszłych (i obecnych) nauczycieli matematyki i geografii mam sporo, najgorzej jak co roku z anglistami. Dzisiaj rozmawiałam z pięcioma chętnymi, niestety, poza chęciami, umiejętnością mówienia po angielsku udokumentowaną wszelakimi kursami i pobytami w krajach anglosaskich, moi rozmówcy nie mogli wykazać się świadectwami wymaganymi w rozporządzeniu o kwalifikacjach. Jak narazie, najlepsza kandydatka to Pani, z którą przeprowadziłam rozmowę wstępną: magister historii po dwóch latach studiów licencjackich z języka angielskiego. Uczyła już angielskiego w liceum, musi zmienić miejsce pracy ze względów osobistych, dyrektor, do którego zadzwoniłam z pytaniem o opinię, żałował, że odchodzi. To dobre referencje, ryzykuję niewiele, bo niewiele mam do wyboru...

Selekcja wstępna

            Za to duży wybór chętnych do nauczania królowej nauk. Kogóż my tu mamy? Po raz kolejny analizuję posegregowane według specjalności oferty. W selekcji negatywnej zaczynam od kwalifikacji. Na bok odkładam kandydatkę po SN (byłam wiele lat inspektorem oświaty, chcę dorobić do emerytury...), nie zadowala mnie licencjat, bez namysłu przebiegam wzrokiem po podaniach absolwentów kierunków rolniczych, budowlanych (na studiach miałem wiele przedmiotów matematycznych...), nie wzbudzają mojego zainteresowania osoby, które się przekwalifikowały: biolog  i plastyk po studiach podyplomowych: matematyka z informatyką (mogę uczyć także fizyki i chemii...).  Szukam Magistra Matematyki.

Na moim biurku zostaje pięć ofert. Ich autorkami są świeżo upieczone absolwentki  uniwersytetu. Czytam fachowo przygotowane curiculum vitae (chyba już nikt nie pisze życiorysów...), porównuję drogę życiową –podobna: szkoła podstawowa-liceum- studia; doświadczenie zawodowe – porównywalne: praktyki asystenckie, pedagogiczne, kolonie, korepetycje, zastępstwo za chorego nauczyciela, agent ubezpieczeniowy, hostessa; analizuję predyspozycje -wszystkie kandydatki są dyspozycyjne, kreatywne, otwarte na zmiany, gotowe do współpracy, do szkolenia, łatwo nawiązują kontakty, bez problemów posługują się komputerem...-jakbym podręcznik z cyklu „Jak napisać list motywacyjny” czytała...

Kogo wybrać? Ostatecznie po porównaniu wszystkich wybieram dwie oferty- autorki zainteresowały mnie swoją dodatkową pracą:  wolontariat w hospicjum i organizacja imprez masowych. Czas na kontakt osobisty. Obie Panie podały oczywiście swoje telefony, stacjonarny nie odpowiada, dzwonię na komórkę. Jesteśmy umówione...

 

Rozmowa z pracodawcą

            To już drugi tydzień wakacji, więc do szkoły pozwalam sobie przychodzić nieco później. Dzisiaj  mam spotkanie z Panią Agnieszką – kandydatką na nauczyciela matematyki, specjalistkę od organizacji imprez masowych. Okazuje się, że już na mnie czeka, mimo iż do umówionej godziny jeszcze prawie 15 minut. To potwierdza motywację do zdobycia pracy, podobnie jak okrzyk radości w telefonie zapraszającym na rozmowę wstępną. Proponuję coś do picia, choć rzadko kiedy stremowany kandydat deklaruje chęć skorzystania z propozycji. Mnie zaś ceremoniał podawania kawy, herbaty, napoju potrzebny jest do uspokojenia rozmówcy, pozwolenia mu na rozejrzenie się po gabinecie, zebranie myśli. Najpierw zadaję kilka pytań pozornie nie związanych z pracą: o dojazd, o wrażenia z drogi do szkoły. To najczęściej rozluźnia nieco atmosferę.

 Czas na konkrety –proszę o takie zaprezentowanie swojej osoby, aby mnie przekonać, że jest to najlepsza z wybranych kandydatek na stanowisko nauczyciela matematyki. Stawiam mojego gościa w trudnej sytuacji – musi się zareklamować, uważając, by nie wpaść w pułapkę chwalenia się bez pokrycia. Pytam o wrażenia z praktyk, o problemy z uczniami mało zdyscyplinowanymi, o chwile radości doświadczone w kontakcie z młodzieżą. Słucham przekonującej relacji o pracy w zastępstwie chorego nauczyciela, o próbach zagięcia młodziutkiej studentki przez niewiele młodszych maturzystów i wyjściu z twarzą z opresji. Przeglądam indeks, o którego przywiezienie poprosiłam telefonicznie. Oglądam zdjęcia potwierdzające prowadzenie wigilijnego spotkania dla całej uczelni, charytatywnej imprezy dla dzieci. Interesuje mnie, jak Pani Agnieszka wyobraża sobie pracę wychowawcy klasowego. Wreszcie stawiam swoje dyżurne pytanie: Co może Pani zaoferować uczniom oprócz bycia Panią od matematyki?

            Rozmowa trwa godzinę. Rozmówczyni zrobiła na mnie dobre wrażenie, jednak szczerze mówię, że jest  narazie jedną z osób, które biorę pod uwagę, jako przyszłego matematyka w moim gimnazjum. Informuję, w jakim czasie podejmę decyzję, umawiam się na telefoniczny kontakt. Żegnając się, podkreślam swoje dobre wrażenie, starając się jednak nie obiecywać zbyt wiele. Jutro czeka mnie kolejna rozmowa.

Punkty za pochodzenie

            Pani Ania wchodzi do sekretariatu trzy minuty przed umówioną godziną. Ujmuje mnie od pierwszego wrażenia, biała „egzaminacyjna” bluzeczka podkreśla, jak bardzo ważny to dla niej życiowy egzamin. Prowadząc rozmowę wstępną zawsze staram się nawiązać osobisty kontakt z rozmówcą, próbuję go otworzyć, zobaczyć  na tle relacji z innymi ludźmi, poznać motywację kierującą wyborem zawodu. I kiedy na pytanie skierowane do mojego gościa o przyczyny wyboru studiów, słyszę:...moja mama była nauczycielką matematyki...- staram się nie pokazać zbyt jawnego zadowolenia, choć dalsza wypowiedź utwierdza mnie w odczuciach, że to chyba będzie właściwy kandydat. Mama nawet mi najpierw odradzała ten zawód, ale ja się uparłam. Teraz też chciałabym udowodnić, że potrafię sama znaleźć pracę, choć może w rodzinnych stronach byłoby mi łatwiej...Czego się boję? Że nie sprostam oczekiwaniom rodziców moich uczniów, wiem, że oczekują teraz od szkoły tak wiele... Z dziećmi mam dobry kontakt, zawsze - i na koloniach, i na praktykach udawało mi się dogadać nawet z tymi sprawiającymi kłopoty.

 Nasza rozmowa przeciąga się ponad standardową godzinę. Staram się jak najlepiej poznać przyszłą panią od matematyki. Mimo sympatii, wewnętrznego przekonania, że to właściwa osoba, kończę rozmowę podobnie jak poprzednią. Muszę sobie zostawić czas do namysłu,  jeszcze raz przeanalizować pozostałe oferty, być może spotkać się z kolejnymi kandydatkami.

Nadal nie wiem, komu powierzę nauczanie matematyki i wychowawstwo jednej z klas pierwszych. Ale Ania ma u mnie dodatkowe punkty za pochodzenie – ja też jestem skazana genetycznie na zawód pedagoga i nigdy tego nie żałowałam...

Sztuka budowania zespołu

            Kończy się pierwszy tydzień lipca. Poza typowo wakacyjnymi zajęciami dyrektora szkoły: przeprowadzeniu rozmów kwalifikacyjnych z nauczycielami stażystami, uporządkowaniu całej dokumentacji, rozplanowaniu dyżurów, udziałem we wstępnych czynnościach związanych z remontami, skoncentrowałam się przede wszystkim na doborze przyszłej kadry. W ciągu roku szkolnego zbieram oferty, prowadzę rozmowy telefoniczne, informuję o wymaganiach. Początek wakacji to rozmowy wstępne, decyzje podejmowane bez ostatecznego podpisu. Przełom lipca i sierpnia- drugi wakacyjny dyżur – to rozstrzygnięcie wątpliwości, poinformowanie kandydatów o zatrudnieniu bądź rezygnacji z oferty. W ten sposób na sierpniowym posiedzeniu rady pedagogicznej mogę już przedstawić i zatwierdzić plan zajęć.

            W świadomie prowadzonej polityce kadrowej szczególne znaczenie przywiązuję do sztuki doboru  nauczycieli, którzy będą pasować do naszego twórczego, aktywnego grona.

Staram się unikać, jeśli tylko to możliwe zatrudniania krewnych i znajomych królika, chyba, że to ludzie kompetentni, wykwalifikowani i z pasją. W swojej koncepcji budowania zespołu pedagogicznego stawiam bowiem na ludzi z osobowością, którzy będą dla moich uczniów nie tylko nauczycielami, ale także, a może przede wszystkim, wzorem, autorytetem. Kimś z klasą. Bo szkoła może mieć klasę tylko wtedy, jeżeli tworzą ją LUDZIE Z KLASĄ. I takich poszukuję...i zatrudniam.

Małgorzata Nowak

(Tekst był opublikowany w "Gazecie Szkolnej" sierpień (?)2002)

aleksandra200429-04-2005 22:03:35   [#10]
Obym nie musiała być nigdy kandydatką w białej bluzce. Aż ciarki mi przeszły po skórze.
Magosia29-04-2005 23:11:27   [#11]

Możesz rozwinąć????

ciarki mi przeszły po skórze.

Może po SIO, arkuszu, spradzianach i egzaminach inteligencja mi szwankuje - ale nie łapię Twojego odbioru ...

Biała bluzka to co prawda skrót myślowy..ale naprawdę nie wiem dlaczego taka reakcja.

AnJa29-04-2005 23:16:27   [#12]
A po Ci Małgosiu rozwinięte ciarki?

Też nie chciałbym nigdy być kandydatem w białej koszuli.

Niebieskiej zresztą też.

Ba! Kandydatem nawet bym nie chciał- zwłaszcza na matematyka.
Marek Pleśniar29-04-2005 23:56:31   [#13]

ani ja;-) Zbyt szkoda dzieci:-)))

--------------

Co do "ciarki po plecach"

I słusznie.

Nauczyciel codziennie egzaminuje i pyta kogoś. Co miesiąc robi klasówkę i sprawdza coś tam. Stawia ucznia (licząc na białą bluzkę i ręce nie w kieszeniach) i pyta....

Wymagajmy więc od się tyż;-)

To stress, no wiem. Ale pracy nie zdobywa się codziennie.

Grażyna Stanek30-04-2005 08:21:47   [#14]

magosiu

A mnie się tak spodobał Twój sposób, że sobie skopiowałam Twój artykuł. Kiedyś go czytałam w Gazecie Szkolnej, ale wersja elektroniczna jest nieraz bardziej przydatna.
Myślę, że miałabym u Ciebie szanse.
Poza tym jesteś chyba bliżej Europy, niż inni.
We Francji np. rekrutacja nauczycieli odbywa się centralnie - Konkurs ogólnopaństwowy - test i zajęcia praktyczne-przeprowadzenie lekcji na wylosowany temat. Znajomi Francuzi - młodzi ludzie, tuż po studiach nauczycielskich francuskich, 3 razy stawali do takiego konkursu, za trzecim razem zostali nauczycielami. To tak skrótowo o Francji, bo szczegółów nie znam. Ale mnie się to podoba. Potem rzeczywiście mają inne pensje niż my.

"Bo szkoła może mieć klasę tylko wtedy, jeżeli tworzą ją LUDZIE Z KLASĄ."
"I takich poszukuję...i zatrudniam." - i mnie się to podoba, mam nadzieję, że nie tylko mnie.
Nadmieniam, że nie jestem, broń Boże w tych czasach, dyrektorem szkoły, tylko zwykłym nauczycielem z 28-letnim stażem.

gause730-04-2005 22:29:37   [#15]

.........

Miło się czyta, gdy Dyrektor szkoły szuka dobrze przygotowanego nauczyciela do zawodu- mgr, bo ja znomu powtarzam sytuację sprzed roku. Szukam pracy, bo w szkole po zmanie dyra, sytaucja się nie zmieniła dla mgr matematyki nie ma pracy; a dla podyplomówki jest, bo ........

dlatego złota sowa jako trofeum dla mądrego dyrektora.

Skąd pomysły i kwalifikacje dla podyplomówki, gdy mgr gotów z doświadczeniem. Zastanawiam się czy nie "wrzucić" informacji z prośbą o wyjaśnienie rzecznikowi co do zasadności przyznawania kwalifikacji np;w szkole ponadgimnazjalnej podyplomówce z mat., bo jak to możliwe, by tak nie równo traktować ludzi. Dlatego całym sercem popieram takiego Dyrektora jak#09.

 Pozdrawiam serdecznie

Ewav30-04-2005 22:45:51   [#16]

Potrzeba też "Iskry Bożej"

Co z tego, że kandydat po uniwersytetach, jak Bozia poskąpiła talentu. Nie wiem, może zgorzkniałam już po 20 latach pracy, ale mam wrażenie, że ci nowi to niedouczeni jacyś. Często słyszę zza drzwi klasy dziki ryk pani magister po studiach CISZA!!!!! A pani pedagog po studiach zamiast rozwiązywać problemy, leci ze skargą do wychowawcy. Na szczęście rozstajemy się za chwile koniec umowy blisko. Chyba już jestem stara, bo za moich czasów tego nie było.
Marek Pleśniar30-04-2005 23:43:58   [#17]

a ja znam kilkoro młodych nauczycieli, których chętnie natychmiast postawiłbym na miejscu tych z długim stażem i muchami w nosie

nie warto chyba więc generalizować;-)

Ale fakt, może to ta iskra w nich

Małgosia01-05-2005 00:16:47   [#18]

fakt...

Można być starym zgredem (wybacz, Zgredku ;-) w wieku lat dwudziestu i lekko szurniętym pasjonatem w wieku "wnukodajnym".
gause701-05-2005 00:18:14   [#19]
Ta "Iskra Boża" to sedno i zgadzam się z Ewav, ale ten ryk,a może wycie pani mgr- może pomyliła dzień z pełnią księżyca.
Magosia01-05-2005 23:23:01   [#20]

Dzięki za dyskusję

przyznam,że trochę nawet jestem zdziwiona, bo całkiem normalna dla mnie procedura rekrutacji, okazuje się być nie całkiem normalna.

Dalej nie wiem, dlaczego tak zareagowała aleksandra??

Szkoda,że autorka wątku nie odzywa się - ciekawa jestem, w jakim celu postawiłaś pytanie, Gabriello? Szukasz pracy czy materiałów do pracy licencjackiej;-)))

Ostatnio szukałam pedagoga- tak to wyglądało:

19.01.2005. Środa.

Wstaję wcześnie, o ósmej jestem umówiona na rozmowę z kandydatką na stanowisko pedagoga szkolnego. Panią B. wybrałam z ponad 10 osób starających się o tę pracę. Ma wymagane kwalifikacje, czteroletnie doświadczenie jako pedagog w domu samotnej matki, szereg ukończonych szkoleń. Od pół roku w kulturalny, lecz konsekwentny sposób przypomina o swojej gotowości do podjęcia pracy w naszej szkole. Na rozmowę stawia się kilka minut przed wyznaczonym czasem, jest sympatyczna, łatwo nawiązuje kontakt, z pasją mówi o swoich sukcesach, przekonująco i szczerze wyjaśnia przyczyny chęci zmiany pracy. Na pierwszym miejscu wymienia możliwość awansu, jaki daje jej zatrudnienie w szkole. Wrażenie robi dokumentacja dokonań – gruby segregator zapełniony wycinkami prasowymi, konspektami zajęć, fotoreportaże z imprez, podziękowania od podopiecznych, adresy firm współpracujących, ogłoszenia, zaproszenia... Profesjonalnie przygotowane portfolio, jeszcze rzadkość w oświatowym środowisku, poza dokumentacją przygotowywaną w procedurze awansu. Podoba mi się ta dziewczyna, spotkanie trwa ponad półtorej godziny. Jutro podejmę ostateczną decyzję, czeka mnie jeszcze jedna rozmowa. (...)

 

 

20.01.2005. Czwartek.

Rano znów spotkanie  z kolejną kandydatką na pedagoga. Podświadomie porównuję ją do wczorajszej rozmówczyni, niestety, traci na tym. Chcąc uczciwie przeprowadzić proces rekrutacji, poświęcam pani H. prawie dwie godziny. Zadaję podobne pytania, przedstawiam równie skomplikowane sytuacje do rozwiązania, proszę o prezentację dokonań, pasji, wartości. Interesuje mnie wizja przyszłej pracy, nie zadawalają mnie slogany w stylu: kocham dzieci i chcę z nimi pracować. Sprawdzam orientację w prawie oświatowym, kandydatka jest przed egzaminem na nauczyciela kontraktowego, coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to nie jest ta osoba, której szukam. Wstępnie informuję o swoich wrażeniach, obiecuję, że dziś zadzwonię i poinformuję o swojej decyzji. Jeszcze raz analizuję dokumenty i notatki z rozmowy z wczorajszą kandydatką, podejmuję decyzję. Telefony do obu pań- wybuch radości i... telefoniczna sekretarka. Może to i dobrze, ominęła mnie przykra  rozmowa. Czy dobrze wybrałam? Życie pokaże. Na szczęście, zatrudniam nowego pracownika na czas określony- do czerwca, pełny etat będę miała dopiero od września. Te pięć miesięcy to w rzeczywistości okres próbny dla wybranej pani B.

(Fragment większej całości)

A teraz:Pani Basia pracuje u nas już 3 miesiące, w arkuszu na przyszły rok już ją wykazałam na cały etat.

ma Iskrę Bożą , ogromnie chce pracować w szkole, nie boi się problemów i nie czeka na instrukcje :-)

Konto zapomniane07-05-2005 23:09:31   [#21]

a może lekcja pokazowa?

Ciekawe wypowiedzi...Co myślicie o pokazowej lekcji, jako metodzie wyboru nauczyciela?
Marek Pleśniar07-05-2005 23:14:27   [#22]

brzmi pięknie

a jak zrobisz tę lekcję pokazową w sierpniu?? hę?

AnJa08-05-2005 00:18:59   [#23]
A w maju?

Z dzieciakami, które pierwszy raz widzi?

Szoł to mozna, ale lekcję...

UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

strony: [ 1 ]