Forum OSKKO - wątek

TEMAT: oświatowy przegląd prasy
strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 8 ][ 9 ][ 10 ] - - [ 242 ][ 243 ]
Gaba26-08-2006 10:12:06   [#401]
wiecie, fakt - okey, w sumie po co to zapisywać na świadectwie, można by trudniej promować, trudniej to nie powinno oznaczać odwrócenia wahadła o 180%
Marek Pleśniar26-08-2006 10:16:08   [#402]
myślenie "informacja dla następnego nauczyciela, dyrektora kolejnej szkoły lub rektora uczelni, z kim ma do czynienia" mierzi mnie
Małgoś26-08-2006 15:04:13   [#403]

a ja myslałam, że nie da się już bardziej zohydzić szkoły....

najpierw zbiurokratyzowanie wszelkiej inicjatywy, potem przymus miłości 

teraz kary, represje, kontrole, przymus - najlepsze sposoby zabijania motywacji

:-(

AnJa26-08-2006 15:13:38   [#404]
jakoś takjest, że do pracy to przychodzić trzeba

a do szkoły to czsem można(o ponadgimnazjalnej piszę), mimo, że się do niej zapisało - jak juz nie ma innego zajęcia w danym dniu

czyli - jestem za wpisywaniem na świadectwie

dla jasnosci - frekwencję w szkole mamy na poziomie ok. 95% i dlatego jest tak niską, że w każdej klasie są 2 czy 3 osoby mające ok. 200 godzin nieobecności i niepromowane z powodu nieklasyfikowania na koniec roku

są - bo nie mamy zwyczaju wyrzucania ze szkoły (bo to strasznie pracochłonne jest)
Gaba27-08-2006 21:43:26   [#405]
SLD: Większa ochrona dzieci przed pedofilami
TVN24

Posłowie chcą większej ochrony dzieci przed pedofilami. Sojusz Lewicy Demokratycznej złoży niebawem do laski marszałkowskiej projekt ustawy zmieniający przepisy o Krajowym Rejestrze Karnym.
W nowelizacji chodzi o to, by przy podejmowaniu niektórych zawodów pracodawca mógł sprawdzić, czy kandydat do pracy był w przeszłości karany za pedofilię. Do tej pory - takiej możliwości nie było.

Katarzyna Piekarska z SLD wyjaśnia, że taką informację będzie można uzyskać właśnie w KRK za każdym razem przy przyjmowaniu nowych wychowawców, opiekunów czy trenerów dzieci. .onet-ad-main2-box { display: none }
REKLAMA Czytaj dalej
 
Posłanka mówi, że głównym celem zapisu ma być niedopuszczenie do sytuacji, aby osoba opiekująca się dziećmi była karana za pedofilię lub przemoc.

Zdaniem posłanki zbyt łatwo jest w Polsce zostać na przykład wychowawcą kolonijnym. Katarzyna Piekarska twierdzi, że w kwestii ochrony przed pedofilami, w naszym prawie są wyraźne luki. Przypomina, że już niebawem rodzice zapiszą swoje dzieci do domów kultury lub na zajęcia sportowe. Jej zdaniem każdy rodzic powinien mieć zagwarantowany spokój, że jego pociesze nic nie zagraża.

Pomysł poparł poseł Platformy Obywatelskiej, Tomasz Głogowski. Członek sejmowej komisji edukacji uważa, że każde działanie na rzecz ochrony dzieci przed pedofilami powinno uzyskać poparcie.

Zdaniem Głogowskiego zmiana w ustawie o KRK będzie wówczas spełniała swoje założenia, jeżeli skutecznie zablokuje dostęp osób skazanych do najmłodszych.

Być może projekt zostanie zaakceptowany także przez koalicję rządzącą. Propozycja spodobała się Tadeuszowi Cymańskiemu z Prawa i Sprawiedliwości. Poseł - w rozmowie z IAR - wyraził opinię, że dziecko jest jednym z cudów świata i należy je szczególnie chronić. "Lepiej kamień młyński do szyi zawiesić i rzucić w otmęty niż zgorszyć jednego z maluczkich" - podkreślił.

Istnieje jednak obawa, że informacja, czy osoba była karana za pedofilię może złamać ustawę o ochronie danych osobowych. Ale według Tadeusza Cymańskiego - zdrowie dzieci jest ważniejsze niż czyjeś dane osobowe.

Na razie tylko nauczyciele muszą wykazać, czy w przeszłości byli karani. Jeżeli nowelizacja wejdzie w życie, przepis ten obejmie dużo większą liczbę zawodów.
Marek Pleśniar27-08-2006 21:50:54   [#406]
idą wybory;-)
beera27-08-2006 21:51:27   [#407]

ale to akurat dobre

powinno sie takie rzeczy sprawdzać

beera27-08-2006 21:54:43   [#408]

nie chcę Was martwic

ale "dziennik" planuje wydac poradnik jak pomoc rodzicom uzyskac pomoc ze szkoły i gminy.

współczuję dyrektorom serdecznie

Marek Pleśniar27-08-2006 21:54:46   [#409]

yhm

tak

Gaba27-08-2006 21:56:33   [#410]
no, to pomyślelismy o tym samym - jak załatwic pieniądze ze szkoły... - az mnie zmroziła ta informacja...
beera27-08-2006 22:55:09   [#411]

lekkie "apropos"

Dlaczego podręczniki szkolne nie są tańsze?
Minimum 300 złotych muszą w tym roku wydać rodzice na wyprawkę szkolną dla swojego dziecka. Lwia część tej sumy to podręczniki. W zeszłym roku Ministerstwo Edukacji zapowiadało, że książki będą tańsze, ale z zapowiedzi nic nie wyszło.

Pół roku temu ówczesny PiS-owski wiceminister Jarosław Zieliński podpisał nawet umowę z wydawcami podręczników, ale nigdy nie weszła ona w życie. "Gdybyśmy zrealizowali to porozumienie, to podręczniki byłyby tańsze w sposób zauważalny" - mówi Zieliński.

Krótko po objęciu fotela ministra edukacji umowę z wydawcami zerwał Roman Giertych. Jego zastępca Mirosław Orzechowski tłumaczy, że dokument zawierał błędy. W dodatku wymagał jeszcze zmiany ustawy o systemie oświaty, co oznacza, że resort i tak nie zdążyłby ze zmianami przed 1 września. Zamiast nowego porozumienia z wydawcami, ministerstwo zapowiedziało nowy program - "Tani Podręcznik". Tyle, że wejdzie on w życie dopiero za rok. Pomysł zakłada, że resort wybierze po trzy książki z danego przedmiotu i dofinansuje zakup szkołom.

Od kilku lat najuboższe rodziny mogą korzystać z innego rządowego programu - "Wyprawka szkolna". W tym roku komplet podręczników otrzyma według szacunków Ministerstwa Edukacji 91 tysięcy pierwszaków.

http://wiadomosci.onet.pl/1376723,11,item.html

bogna28-08-2006 06:40:29   [#412]

Spór o płace nauczycieli

NSZZ Solidarność protestuje przeciwko obniżeniu wynagrodzeń nauczycieli. Minister edukacji rozważa zmianę rozporządzenia.


Zrobię wszystko, aby nauczyciele nie posiadający tytułu licencjata, ale tylko kwalifikacje do nauczania, nie zostali przesunięci od 31 sierpnia do najniższej grupy zaszeregowania płacowego – powiedział Stefan Kubowicz, przewodniczący Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ Solidarność.

Poinformował też, że Roman Giertych, minister edukacji narodowej, rozważy jeszcze raz możliwość zmiany rozporządzenia o wynagrodzeniach nauczycieli. O przedłużenie o rok dotychczasowych przepisów płacowych walczy też Związek Nauczycielstwa Polskiego.

Stefan Kubowicz chce także przekonać Ministerstwo Edukacji, aby obowiązkowy egzamin z matematyki na maturze został wprowadzony dopiero w 2012 roku. Jego zdaniem do 2007 roku przyszli maturzyści nie zdążą odpowiednio przygotować się do niego. Wielu z nich ma bowiem zaległości jeszcze z gimnazjum.

/Marta Nowak/

bogna28-08-2006 06:55:31   [#413]
"Metropol": Polscy nauczyciele pilnie poszukiwani
Brytyjczycy gorączkowo poszukują polskich nauczycieli chętnych do pracy na Wyspach. Jak podaje "Metropol" polskich pedagogów chętnie zatrudnią też szkoły niemieckie.

Wielka Brytania cierpi na deficyt pedagogów m.in. z powodu wymiany kadr i odchodzenia nauczycieli na emeryturę. Szczególnie wysokie niedobory występują na północy kraju - w ciągu dwóch lat Szkoci będą musieli zatrudnić 1,7 tys. nauczycieli. Brytyjczycy robią więc wszystko, aby znaleźć potrzebnych pedagogów za granicą. Szczególnie poszukiwani są nauczyciele przedmiotów ścisłych: matematyki, fizyki i podstaw ekonomii, oczywiście z płynną znajomością języka angielskiego. Potrzebni są także lektorzy języków obcych.

Polscy nauczyciele chwaleni są za zaangażowanie i... wymowę, podobno znacznie staranniejszą niż nasiąknięta dialektami wymowa nauczycieli brytyjskich - podkreśla dziennik.

Brytyjski system edukacyjny nie jest jedynym, który przeżywa kryzys z powodu braku osób chętnych do nauczania w szkołach. Z podobnymi problemami borykają się także Niemcy. Rok szkolny w Berlinie już się rozpoczął, ale w wielu klasach nauka nie może się odbywać. W Carl-Sonnenschein-Grundschule w Berlinie klasa czwarta rozpoczęła rok szkolny bez wychowawcy.

Z brakami kadrowymi boryka się wiele szkół. Najgorzej jednak jest na wiejskich terenach wschodnich landów. W Nadrenii-Północnej Westfalii wolnych jest blisko 2 tys. etatów, w Berlinie do końca sierpnia dyrektorzy szkół zgłosili zapotrzebowanie na 200 nauczycieli. W kraju brakuje 10 tys. filologów, za mało jest nauczycieli matematyki, informatyki i biologii.

W ciągu następnych lat liczba wakatów w szkołąch może wzrosnąć nawet do 80 tys. Wszystko przez brak zainteresowania kierunkami nauczycielskimi. Niemiecki nauczyciel przez 5 lat musi studiować 3 kierunki - przedmioty, których będzie nauczał, i do tego blok pedagogiczny. Tylko po takich studiach może pracować w szkole - to właśnie z tego powodu młodzież wybiera inne kierunki.

"Metropol" informuje, że ministerstwo edukacji w Bawarii już obniżyło wymagania wobec nowo zatrudnianych nauczycieli. (PAP)
irwin28-08-2006 08:44:10   [#414]
Trzy kierunki, a potem pomiatanie przez uczniów. Nic dziwnego, że się nie garną.
Marek Pleśniar28-08-2006 09:09:17   [#415]
pomiatali tam Tobą?? W tej Szkocji?
irwin28-08-2006 09:13:35   [#416]
O Niemczech piszę.
słonko28-08-2006 09:30:14   [#417]

:)

w sumie to jest inne rozwiązanie

nie obniżać pensji nauczycieli, o których mowa w #412, tylko zdecydowanie podwyższyć pobory pozostałych nauczycieli

Marek Pleśniar28-08-2006 09:53:51   [#418]
tam pomiatali Tobą? No napisz coś jak wiesz
Marek Pleśniar28-08-2006 12:39:17   [#419]

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,3578209.html

 

Uczniowie przez szkoły stracą ulgi PKP?

-->

Część uczniów może stracić ulgi na bilety kolejowe. Wszystko przez niewymienione w terminie stare legitymacje szkolne.

Zobacz powiekszenie
 
Fot. Sergiusz Pęczek / AG
Wiceminister Mirosław Orzechowski
var rTeraz = new Date(1156761360529); function klodka (ddo) { if (rTeraz.getTime()>=ddo.getTime()) document.write(''); }
0-->
Problem będą miały osoby których legitymacje wydano przed 2002 rokiem, a więc głównie gimnazjaliści i uczniowie starszych klas podstawówek. Właśnie 4 lata temu zmniejszono ulgę na bilety kolejowe z 50 do 37 procent. Do końca tegorocznych wakacji każdy uczeń miał wymienić legitymację, ale tak się nie stało. Stąd we wrześniu niektórych może czekać niemiła niespodzianka.

Kolejarze nie wiedzą, czy mają respektować stare dokumenty, czy w takich przypadkach będą wypisywać mandaty. Jak mówi Zofia Dziewulska z Zakładu Przewozów Regionalnych w Lublinie, odpowiedzi na to pytanie nie dało jeszcze Ministerstwo Transportu.

Wiceminister edukacji Mirosław Orzechowski mówi, że zawiniły szkoły, które powinny wymienić wszystkie stare legitymacje już rok temu. Teraz resort poprzez kuratorów będzie starał się zmusić szkoły do jak najszybszego załatwienia sprawy. "Na początku września mamy naradę z kuratorami, będziemy ich uwrażliwiać na ten problem" - dodaje Orzechowski w rozmowie z IAR.

W największym stopniu rzecz dotyczy uczniów z małych miejscowości, bo takie osoby często dojeżdżają do szkół pociągami.
 
--
no i wypowiedź na ich forum na ten temat;-)
 
Nie! Nie! Roman Edukator lada moment ogłosi obietnicę, że wszyscy uczniowie
będa podróżować za darmo.... Po czym zapomni podpisać rozporządzenie ;-)
Majka28-08-2006 12:47:07   [#420]

będzie się starał zmusić

Resort prężny , choć nie wierzy w siebie ;)
"Teraz resort poprzez kuratorów będzie starał się zmusić szkoły do jak najszybszego załatwienia sprawy."
irwin28-08-2006 14:48:20   [#421]
Nie musieli mną pomiatać, żebym wiedział o zjawisku.
Gaba28-08-2006 16:34:57   [#422]
I plusy, i minusy
Edukacja: zaszła zmiana?
Rozmowa z Anną Radziwiłł, historykiem i pedagogiem

ANNA MATEJA: – Od rozpoczęcia reformy edukacji minie pierwszego września siedem lat. Kiedy spodziewane jest zakończenie wprowadzania zmian?

ANNA RADZIWIŁŁ: – Jakie siedem lat?! Reformowanie szkoły rozpoczęło się, jak większość zmian w Polsce, w 1989 r., a tak naprawdę każda lekcja była i jest kolejną odsłoną reformowania edukacji.

Reforma uchwalona w 1998 r., którą rok później zaczęto wcielać w życie, zakładała zmianę struktury szkolnictwa – pojawiły się więc sześcioletnia szkoła podstawowa, trzyletnie gimnazjum, trzy- lub czteroletnia szkoła ponadgimnazjalna – a także zmianę programów, systemu zarządzania oświatą i wprowadzenie egzaminów zewnętrznych. Formalnie wszystko to się dokonało, ale edukacja z natury swojej nie jest sferą, w której precyzyjne określenie „tu zaszła zmiana” jest możliwe. W nowej strukturze szkolnictwa bez trudu można wyłowić niedoróbki, np. wciąż za mało dzieci uczy się w przedszkolach, powstały zbyt liczebne gimnazja, na dodatek nieoddzielone od podstawówek, nie do końca logiczne jest zróżnicowanie szkół ponadgimnazjalnych.

  • Siła spokoju

Minister Krystynie Łybackiej, która wbrew założeniom reformy utrzymała technika, zabrakło konsekwencji?

A może utrzymanie techników wcale nie było błędem? Przecież nie dane nam było sprawdzić, jak funkcjonuje oświata bez nich. Na pewno jednak tzw. licea profilowane w obecnej formie, które są ni to szkołą zawodową, ni to ogólnokształcącą, okazały się pomyłką. Zgodnie z reformą, miało być zupełnie inaczej: szkoły ponadgimnazjalne, poza zawodowymi, miały być liceami profilowanymi, wewnętrznie zróżnicowanymi. Utrzymano jednak i ogólniaki, i technika, zaś licea profilowane stały się niepasującym do niczego tworem.

Ale to jest właśnie skutek braku zdecydowania: utrzymać technika czy nie, wprowadzić „nową maturę” czy poczekać; pojawiają się już pomysły likwidacji gimnazjów, bo nie spełniają nałożonych na nie zadań.

Biorąc pod uwagę emocje, jakie obudziłaby likwidacja gimnazjów, i narzędzia, jakie trzeba byłoby stworzyć, mogę powiedzieć jedno: absolutnie nie ruszać! I mam nadzieję, że nikt nie wpadnie na taki pomysł przynajmniej przez najbliższą dekadę. W strukturze szkolnictwa potrzeba spokoju – nawet liceów profilowanych nie powinno się drastycznie likwidować: jeśli nie będzie chętnych, same zanikną. Broniłabym gimnazjów i dlatego, że tzw. krótsze cykle edukacyjne – sześcioletnie podstawówki, trzyletnie gimnazja i licea – są efektywniejsze w nauczaniu i socjalizacji młodych niż szkoły ośmio- czy dziesięcioletnie. Gimnazjum nastawione na tzw. najtrudniejszy wiek powinno być jednak szkołą małoliczną. To, że nie zakazaliśmy tworzenia szkół-molochów, to nasz błąd.

Samorządom łatwiej takie szkoły utrzymać.

System finansowania opiera się na założeniu, że wysokość nakładów na szkołę zależy od liczby uczniów. Tymczasem koszt utrzymania np. 35-osobowej klasy jest niemal taki sam, jak liczącej np. 20 osób. Bo co się składa na koszty? Policzmy: pensje nauczycieli (80 proc. kosztów), elektryczność, ogrzewanie, utrzymanie budynku, kreda. Wszystkie elementy są niezależne od liczby uczniów. Problem zaczyna się wówczas, gdy samorząd mówi: „Ale po co tworzyć dwie klasy po 18 osób, zróbmy jedną – 35-osobową. Będzie oszczędniej” (do takiego rozumowania prowadzi, robiący ostatnio sporą furorę wśród polityków, bon „idący” za uczniem).

Polska średnia jest przyzwoita: ponad 20 osób w klasie, ale składają się na nią zarówno oddziały 10-osobowe, jak liczące dużo ponad 30 uczniów. Powstało też sporo kompleksów szkół z liczbą uczących się grubo przekraczającą 500, w tym gimnazja połączone z podstawówką.

A to już wypacza sens reformowania edukacji, bo akurat te dwa typy szkół miały się pod żadnym pozorem nie łączyć.

Do tej zasady trzeba wrócić. Powinniśmy też pomyśleć o rozszerzeniu zadań szkoły. Po 1989 r. oświata stała się powszechna, także matura – z 40 proc. młodzieży, która uczyła się w szkołach kończących się maturą, zrobiło się ponad 80 proc. A szkoła w sensie organizacyjno-zadaniowym się nie zmieniła, choć przy tak dużej liczbie młodzieży, pochodzącej wszak z różnych środowisk i o nie zawsze łatwych warunkach materialnych, już dawno powinna nie tylko uczyć, ale i douczać. Niejako wziąć odpowiedzialność za sposoby odrabiania lekcji, zajęcia pozalekcyjne, rozbudzanie zainteresowań. Bo niby jak inaczej miałoby wyglądać wyrównywanie szans edukacyjnych – zapewnianie, że „każda szkoła jest dostępna”? Szkoła jest dostępna, ale nauczenie się tego, czego wymaga, dostępne może nie być. I nic tu nie pomoże np. stypendium, by uczeń mógł dojechać do szkoły czy wynająć stancję, ponieważ różnica między nim a kolegami z klasy tkwi w jego uboższym wyposażeniu cywilizacyjnym.

O tym, czy rzeczywiście wyrównują się szanse edukacyjne, decyduje się w szkole, a nie w toku rekrutacji. Ale właśnie w rekrutacji pojawia się dodatkowa trudność: przy gorącym zapewnianiu o potrzebie wyrównywania szans, nie brakuje tych, którzy mówią o „naturalnym prawie” do wyboru szkoły, do uczenia się w tzw. lepszej, a więc nie w każdej szkole. Ten swoisty elitaryzm nie wynika z odgórnie narzucanej polityki, ale rodzi się z postaw ludzi oraz z przekonania, że pozwoli on ocalić diamenty – tych, którzy umieją więcej i chcą więcej się uczyć – a także zapobiec frustracji uczniów słabszych. Nie zgadzam się z tym. Głęboko wierzę, że najlepiej jest mieszać – mniej i bardziej zdolnych, pracowitych i leniwych, tych, którzy mają w domu regały książek i kilka komputerów, z tymi, którzy nie mają ani książki, ani komputera. Ale to oznacza ograniczenie wolności, bo wszystkie szkoły musiałyby być rejonowe.

  • Żółta książeczka

Kiedy w 2002 r. opóźniono wprowadzenie „nowej matury”, chyba po raz pierwszy pojawiło się przekonanie, że jeśli klimat polityczny sprzyja, w edukacji można zmienić każdą decyzję. Czy nie za często dochodzą w niej do głosu interesy polityczne?

Nikt nie wie, jak wtedy by z tą maturą poszło, ale odroczono ją niepotrzebnie chociażby dlatego, że taki ruch wywołał sporo złych emocji. Mimo to, choć polityce oświatowej tak radykalna zmiana decyzji nie wystawia wysokiej noty, nie przypuszczam, by poszczególnym szkołom jakoś silnie to zaszkodziło. Nie upatrywałabym jednak wszędzie interesów politycznych, bo tak rozumując można dojść do wniosku, że Mirosław Handke stworzył gimnazja na zlecenie polityczne... Przyznam, że chciałabym żyć w państwie, w którym Sejm nie miałby co robić, bo prawo by się nie zmieniało, ale że to niemożliwe, wróćmy do rzeczywistości.

Może tego nikt już nie pamięta, więc przypomnę zapisane w „żółtej książeczce” ze stycznia 1998 r. – punkcie wyjścia do reformowania – priorytety: dostosowanie edukacji do tempa rozwoju cywilizacyjnego, zażegnanie kryzysu roli wychowawczej szkoły i nierówności szans edukacyjnych, rozładowanie przeciążonych programów etc. Z rozlicznych zadań najsłabiej poradziliśmy sobie z reformą programową – szczególnie w szkołach ponadgimnazjalnych, w których nauczyciele często próbują realizować program cztero- czy pięcioletniej szkoły sprzed reformy w czasie o rok krótszym – i zarządzaniem oświatą.

W porównaniu z początkiem lat 90. mocno narusza się autonomię szkoły, a więc nauczycieli i dyrektora. Szkoła, po prostu, znalazła się w kleszczach zależności od administracji samorządowej i rządowej, którą uosabia kurator. Kolejne kleszcze to nadmiernie szczegółowe prawo oświatowe. Jako była wiceminister edukacji też muszę uderzyć się w piersi: za każdym razem, gdy pojawiałam się w ministerstwie, byłam przekonana, że np. spośród stu zastanych rozporządzeń pozostawię trzydzieści. Niestety, zostawiałam 120. Przepisów jest tyle, na dodatek niejasnych i zbyt szczegółowych, że nie ma pewności, czy nauczyciel, mając jakiś problem z uczniem, rozwiązuje go zgodnie ze zdrowym rozsądkiem, czy też na wszelki wypadek szuka paragrafu. W jeszcze gorszej sytuacji jest dyrektor, stłamszony żądaniami samorządu i kuratora. Reformowanie zarządzania oświatą nam nie wyszło, a rozporządzenia ubezwłasnowolniają szkoły.

  • Janko i Antek

Zmiany programowe też leżą odłogiem. Za to pojawiają się pomysły oddzielenia nauczania historii powszechnej od historii Polski czy wprowadzenia lekcji patriotyzmu.

Podstawy programowe na pewno wymagają zmian, ale przede wszystkim powinno się zlikwidować programy nauczania – dokumenty zatwierdzane przez ministra, tkwiące między podstawą a podręcznikiem. Przypuszczam, że całkiem spory procent nauczycieli podstaw programowych nie widział – wystarcza im program nauczania zatwierdzony przez MEN, który, zgodnie z rozporządzeniem, zawiera to, co jest w podstawie, i pomysły autora programu, a te mogą być różne. W efekcie, część uczniów po prostu nic nie umie, po czym kończy szkołę; część dostaje nerwicy z racji przeładowania materiału; część wylatuje ze szkoły. Tymczasem od dawna powinien rządzić triumwirat: podstawa, podręcznik i nauczyciel, a więc znowu – mniej ubezwłasnowolnienia. Ale jakie ministerstwo się na to zdecyduje?

Drugie zadanie to połączenie w jednym rozporządzeniu standardów wymagań, czyli tego, co uczeń powinien umieć, by zakończyć pewien etap edukacji, i podstawy programowej – tego, czego powinien się uczyć. Siłą rzeczy wyłapalibyśmy wówczas sprzeczności, jakie obecnie istnieją między tymi dokumentami. Przed nami zresztą poważna dyskusja na temat tego, czego koniecznie polski uczeń powinien się uczyć; kto wie, czy nie gorętsza od tej, którą toczymy na temat lustracji. Już widzę te dziesiątki artykułów, dlaczego jest „Janko Muzykant”, a nie ma „Antka” albo odwrotnie. Rozpoczęcie takiej dyskusji wymaga dużo większej odwagi niż stworzenie nowej struktury szkolnictwa.

Jednym z najważniejszych osiągnięć reformy było zagwarantowanie nauczycielom prawa wyboru podręcznika. Dlaczego więc koalicja chce wrócić do czasów sprzed reformy, ograniczając wybór do „tanich podręczników”?

Wolność i pluralizm nie są pozbawione minusów, np. na jakiej podstawie nauczyciel ma wybierać spośród kilkudziesięciu podręczników – przecież ich nie zna. Dobrze, że MEN (sama nie zdołałam tego zrobić) sprawdza, jaki procent uczniów z jakiego podręcznika się uczy. Uważam, że nie potrzeba jednak ingerencji ani w rynek, ani w działania nauczycieli. Rynek, chociaż w długim czasie, odrzuci podręczniki, z których nikt nie będzie chciał uczyć. Nauczyciel też powinien sam dojść do przekonania, że należy być konsekwentnym w korzystaniu z jakiegoś podręcznika i że niekoniecznie musi to być ten najdroższy.

Patrząc perspektywicznie, podejście: więcej wolności i różnorodności, mniej nakazów – bardziej się opłaca. Nie tylko w edukacji, a w ogóle w demokracji, która jest przecież systemem wymagającym ogromnej cierpliwości. Tymczasem Polacy są tak niecierpliwi... Chodzi o to, by nie zmieniać zbyt szybko, pozwolić na niejako naturalne działanie mechanizmów społecznych: by uczniowie głosowali nogami, rodzice pieniędzmi, nauczyciele doświadczeniem. Dlatego też tak ważna jest autonomia społeczności szkolnej: dyrektora, nauczyciela, ucznia, którzy powinni się między sobą, mówiąc po staropolsku, ucierać. Nie można tej społeczności pętać prawem opartym na podejrzliwości wobec ludzi, po józefińsku drobiazgowo i „dla jej dobra” regulując jej działalność.

Czy to znaczy, że 10 tys. nauczycieli, którzy w ciągu siedmiu lat nie zdążyli uzupełnić wykształcenia, ma spokojnie uczyć dalej?

Jeżeli ktoś przez np. 20 lat świetnie uczy historii i języka polskiego, nie przyszłoby mi do głowy, że ma koniecznie zdać egzamin z języka staro-cerkiewno-słowiańskiego, by otrzymać magisterium z polonistyki. Z drugiej strony, wychowanie opiera się na szacunku do prawa, więc jeżeli przez siedem lat te 10 tys. nauczycieli prawu się nie podporządkowało, może powinno ponieść tego konsekwencje.

Co nas czeka na końcu wszystkich zmian? Na jakiej szkole i jakim absolwencie nam zależy?

Zależy nam na szkole łączącej kształcenie i wychowanie; kształcącej przez tłumaczenie współczesnego świata – pomagającej go zrozumieć. Szkole, która pomaga nie zwariować w świecie nadmiaru: informacji, konsumpcji i reklamy. Która nie uczy wysuwania roszczeń wobec świata, ale sprzyja kształtowaniu się postawy otwartej na innych (obowiązku, służebności, życzliwości). Zamiast uczyć na pamięć, wpaja umiejętności: selekcji informacji, ekspresji przeżyć, rozumienia kultury. To, oczywiście, ma swoją cenę – nie będziemy już erudytami.

Będziemy jednak wiedzieli, gdzie szukać, by dowiedzieć się więcej.

A nasza postawa wobec świata ułatwi nam zrozumienie nowych problemów. To ma być szkoła, w której człowiek nabiera zaufania do innych, styka się z życzliwością i obdarza nią innych. I może wcale nie jesteśmy tak dalecy od tej wizji. W 2005 r. socjolodzy z UW, na polecenie CODN i MEN, zbadali, jaki procent uczniów lubi szkołę...

Chyba nie najwyższy – maksymalnie 40 proc.

85 proc. dobrze się czuje w swojej szkole. Może warto o tym pamiętać, nim się rozpocznie kolejne zmiany w reformowaniu edukacji.

Dr ANNA RADZIWIŁŁ jest nauczycielką historii z ponad 30-letnim stażem. Działała w „Solidarności”, była wiceministrem edukacji w rządach Tadeusza Mazowieckiego, Jana Krzysztofa Bieleckiego i Marka Belki. W latach 1997–2001, za rządów koalicji AWS– –UW, była doradcą ministra edukacji narodowej i współpracowała z zespołem, który opracował reformowanie szkolnictwa rozpoczęte w 1999 r. Jest autorką wielu podręczników do nauki historii i publikacji na temat wychowania.

« 1/1 »
Gaba28-08-2006 16:39:00   [#423]

to i ja proszę absolutorium na germanistyce...

Majewski chce od Giertycha 1,5 mln zł za "zmarnowane" dowcipy
PAP - dodane 1 godzinę i 56 minut temu
Satyryk Szymon Majewski
(fot. PAP / Tomasz Gzell)


Na ten temat
» Kontrowersyjna "amnestia" maturalna
1,5 mln zł zadośćuczynienia za straty moralne zamierza domagać się znany satyryk Szymon Majewski od wicepremiera, ministra edukacji narodowej Romana Giertycha. Majewski twierdzi, że w 1987 r. nie zdał matury i z tego powodu o rok opóźniło się "rozśmieszanie" przez niego społeczeństwa, które straciło tym samym 3 tys. dowcipów.

Jak wyjaśnił na konferencji prasowej jeden z pełnomocników Majewskiego, senator Robert Smoktunowicz, ogłoszona przez ministra edukacji amnestia maturalna powinna objąć nie tylko tegorocznych maturzystów, ale także osoby z wcześniejszych lat.


REKLAMA Czytaj dalej

NPB("005");


if (NJB('srodtekst')) { document.getElementById('rekSrd05').style.display='block';} Majewski powiedział, że niezdanie matury spowodowało u niego depresję, a nawet porządne załamanie. Zasugerował, że dwója, którą dostał na maturze, obecnie jest oceną pozytywną, więc egzamin mógłby zostać uznany za zdany.

Smoktunowicz wyjaśnił, że Majewski nie zdał matury z matematyki w 1987 r. i stracił rok, aby ją poprawić. Spowodowało to wiele szkód moralnych u Majewskiego, a także pozbawienie społeczeństwa dowcipu przez rok - mówił. Wyliczyliśmy, że społeczeństwo straciło ok. 3 tys. dowcipów i wyceniamy to na 1,5 mln zł. Chcemy, aby pieniądze z zadośćuczynienia trafiły do tegorocznych maturzystów - dodał Smoktunowicz.

Drugi z pełnomocników Szymona Majewskiego, poseł Ryszard Kalisz, przywołał m.in. przepis konstytucji mówiący o prawie do wynagrodzenia szkody wyrządzonej przez niezgodne z prawem działanie organu władzy publicznej. Takie wynagrodzenia pokrywa Skarb Państwa, więc wszyscy za to zapłacimy - stwierdził.

Dodał, że wynagrodzenia strat można domagać się także z majątku osobistego od innych członków Ligi Polskich Rodzin, traktując ich jako "nakłaniających do czynu", ponieważ minister Giertych konsultował z nimi swój pomysł.

Giertych, odnosząc się do informacji z konferencji, powiedział, że też zdawał maturę w latach 80 i wcale nie było tak trudno zdać. Jeżeli miał pan problemy, to pańskie problemy - zwrócił się za pośrednictwem dziennikarzy do Majewskiego.

Jeżeli ktoś ma problemy osobowościowe tego typu, że po 26 latach jeszcze taka zadra funkcjonuje, to się nie dziwię jeżeli chodzi o formę i treść niektórych programów, które reprezentuje pan Szymon Majewski - dodał Giertych.

Pełnomocnicy Majewskiego oświadczyli, że ze złożeniem pozwu zamierzają poczekać do czasu ogłoszenia rozporządzenia dotyczącego maturzystów w Dzienniku Ustaw, aby zapoznać się dokładnie z jego treścią. Podkreślili, że decyzja Giertycha została ogłoszona już w lipcu, a dotychczas nie ma rozporządzenia w tej sprawie. (pp)
Dorotka N28-08-2006 17:15:42   [#424]
 jak przeczytałam powyższy artykuł to sama pożałowałam, że nie zdałam matury, moje liceum mogłoby się wzbogacić o coś... z drugiej strony, moja praca pewnie nie zostałaby wyceniona tak jak dowcipy Majewskiego... matko jedyna, co za czasy ... Misia 2 kręcą... może by minister miłościwie nam panujacy jakis epizod zagrał... z pożytkiem by to dla kinematografii było, jesli już nic z pozytkiem dla edukacji nie może zrobić...
AnJa28-08-2006 17:41:07   [#425]

do ul. Mysiej i jej prawnych następców

przepraszam- opóźnionym bowiem

bardzo proszę o odsunięcie Pani Mnister R.  od wypowiadania się na temat reformy oświaty

nawet metodą plastra na usta

i jeszcze -dla   następczyni Pani Minister, a obecnie Pani Redaktor Naczelną D. znanego dosyć czasopisma( o tytule tyż na D)- o szlaban  nawet na klawiaturę, a zwłaszcza dostęp do niej
Marek Pleśniar29-08-2006 04:15:24   [#426]

Giertych: Brak dyscypliny to wyzwanie

PAP 2006-08-28, ostatnia aktualizacja 2006-08-28 17:53

W resorcie edukacji powstaną zespoły, które zajmą się aktualizacją listy lektur szkolnych oraz sprawą uczniów, uniemożliwiających spokojną naukę innym - poinformował w poniedziałek na konferencji prasowej wicepremier, minister edukacji Roman Giertych.

0-->
Jak podał, chce by zostały wprowadzone nowe rozwiązania prawne i edukacyjne, "które pozwolą odpowiedzieć na wyzwania współczesnych czasów". "Na pewno takim wyzwaniem w szkołach jest brak dyscypliny" - powiedział. Zdaniem Giertycha, konieczne jest wypracowanie zasad, dotyczących edukacji uczniów, którzy w żaden sposób nie są w stanie dostosować się do reguł panujących w szkołach.

Zespół, który zajmie się tym problemem, ma w ciągu 2-3 tygodni przygotować projekt zmian ustawowych, które umożliwią powstanie specjalnych placówek edukacyjnych. Jak wyjaśnił minister, "miałyby one za zadanie wychowywać i edukować te jednostki, które z innych szkół z powodów wychowawczych mogłyby zostać relegowane".

Jak powiedział PAP wiceminister edukacji Stanisław Sławiński, chodzi o kilkunastoletnich uczniów, którzy m.in. stosują przemoc wobec rówieśników i nauczycieli.

Inny zespół resortowy ma zająć się aktualizacją listy lektur szkolnych. Zdaniem Sławińskiego, kanon lektur powinien być aktualizowany co kilka lat. Zająć się mają tym specjaliści, zarówno ze środowiska akademickiego, jak i nauczyciele. Wiceminister nie wyklucza, że znajdą się w tej grupie także przedstawiciele środowiska literatów. "Muszą to być miarodajni przedstawiciele środowisk merytorycznych" - powiedział. Dodał, że zaktualizowany kanon lektur miałby obowiązywać od przyszłego roku szkolnego.

Giertych poinformował, że w przyszłym tygodniu resort przedstawi założenia do programu "Tani podręcznik", który miałby obowiązywać od 2007 r.

Minister dodał, że w przyszłym tygodniu chciałby podpisać nowelizację rozporządzenia w sprawie oceniania i klasyfikowania uczniów, aby weszła ona w życie w połowie września. Znajduje się w niej m.in. zapis, zgodnie z którym maturzyści będą mogli otrzymać świadectwa dojrzałości, gdy nie zdadzą jednego z egzaminów (tzw. amnestia maturalna).

Minister edukacji powiedział, że jeszcze w poniedziałek będzie rozmawiał z ministrem transportu Jerzym Polaczkiem w sprawie niekarania uczniów, którzy posługują się legitymacjami szkolnymi z informacją o nieaktualnej wysokości zniżki na przejazdy. Chodzi o legitymacje, na których wydrukowana jest informacja o przysługującej 50-proc. zniżce, podczas gdy od 2002 r. wynosi ona 37 proc. Stare blankiety były ważne do ubiegłego roku, jednak nie wszystkie szkoły wymieniły uczniom legitymacje.

Minister edukacji przyznał także, że z analiz prawnych resortu wynika, że niemożliwa jest taka nowelizacja rozporządzenia w sprawie wynagrodzenia nauczycieli, by pedagodzy, którzy nie uzupełnili wykształcenia, po 1 września otrzymywali dotychczasowe wynagrodzenie. "Nie jest to możliwe bez zmiany obowiązującej ustawy budżetowej" - wyjaśnił.

Chodzi o 14,6 tys. nauczycieli, którzy są zagrożeni zmniejszeniem wynagrodzeń o 25-30 proc. Jest to ok. 2,4 proc. ogółu nauczycieli. Ukończyli oni studium nauczycielskie lub studium wychowania przedszkolnego, ale nie uzupełnili w przewidzianym terminie wykształcenia do poziomu co najmniej licencjatu
Ewa 1329-08-2006 06:05:29   [#427]

asiu

kiedy Ty sypiasz?
beera29-08-2006 09:12:21   [#428]

ja????

róznie, ale zazwyczaj w nocy

a co?

nie sypia marek, zgredek i gaba

i rzewa dziwnie sypia- tzn sypia gdy inni nie spią, po to, by nie spać gdy śpią inni

bogna30-08-2006 08:09:52   [#429]
Jak oceniamy pomysły MEN

Sprawdziliśmy, co Polacy sądzą o szkolnych zmianach, jakie proponuje minister edukacji Roman Giertych. Większość z nas ocenia je krytycznie

Lada dzień wejdzie w życie rozporządzenie zmieniające zasady zdawania matury. Świadectwa dojrzałości dostaną nawet uczniowie, którzy na maturze oblali jeden przedmiot, a z pozostałych zdobyli zalewie 30 proc. punktów.

Polacy wobec tego pomysłu Giertycha są najbardziej krytyczni. 21 proc. badanych uważa jednak, że amnestia była dobrym posunięciem, bo więcej młodych ludzi będzie mogło podjąć studia jeszcze w tym roku. 38 proc. uważa, że uczelnie stracą zaufanie do nowej matury i zaczną znów organizować egzaminy wstępne. Jedna trzecia obawia się, że po obniżeniu wymagańmaturalnych wykształcenie średnie straci w oczach pracodawców.

Co z innymi pomysłami ministra? Najbardziej podzielone zdanie mamy w sprawie oceny z zachowania. Resort chce, by miała wpływ na promocję ucznia do następnej klasy (teraz można zdać nawet z nagannym zachowaniem). 41 proc. jest za, a przeciw - 52 proc. badanych. - Ocena z zachowania jest zbyt subiektywna, by mogła decydować o czymkolwiek. To propozycja z księżyca - ocenia Krzysztof Wilski z Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii w Łodzi.

Aż 66 proc. Polaków uważa, że złym pomysłem jest rozdzielenie lekcji historii na dzieje Polski i historię powszechną. Takie zdanie przeważa wśród samych historyków - przekonują, że dzieje Polski zawsze były silnie związane z sytuacją w Europie.

mku
bogda430-08-2006 08:54:43   [#430]

może nie oświatowy ale bliski temat


Najwięcej pracujemy, najmniej zarabiamy



To nieprawda, że Polak to leń i obibok, który zrobi wszystko, byle tylko wymigać się od pracy - pisze "Fakt".

Polak to prawdziwy tytan pracy. Potwierdzają to najnowsze badania statystyczne. Spędzamy w pracy znacznie więcej czasu niż Niemcy czy Japończycy, prawie 43 godziny w tygodniu! I łapiemy wszelkie możliwe zlecenia, by jakoś związać koniec z końcem.
NPB("005");
Chociaż jesteśmy najbardziej pracowici na świecie, to nasze wynagrodzenie przypomina raczej marne grosze niż kokosy, pisze gazeta, publikując tabelkę uzasadniającą to twierdzenie.

Oto jak według danych europejskiej fundacji EIRO zarabia się przeciętnie za granicą, w przeliczeniu na złote. Polska: 42,7 godz. - przeciętne wynagrodzenie 2500 zł;
Czechy: 41,9 godz. - 2844 zł;
Dania: 36,7 godz. - 15 968 zł;
Finlandia: 38,9 godz. - 9488 zł;
Francja: 37,4 godz. - 5892 zł;
Hiszpania: 39,7 godz. - 5068 zł;
Holandia 32,6 godz. - 8120 zł;
Irlandia: 38,5 godz. - 9264 zł;
Malta: 38,9 godz. - 4028 zł;
Niemcy: 37,5 godz. - 8820 zł;
Norwegia: 35,8 godz.- 13 520 zł;
Portugalia: 40 godz. - 3684 zł;
Słowenia: 41,2 godz. - 4632 zł;
Szwecja: 37,1 godz. - 10 396 zł;
Wlk. Brytania: 36,5 godz. - 11 160 zł;
Włochy: 38,7 godz. - 7888 zł - wylicza "Fakt".
Adaa30-08-2006 16:45:35   [#431]

okazuje sie,że kuratorzy tez nie maja lekko

Nie będzie petent mu podskakiwał

Pan Roman przyszedł do urzędu po informację, a kurator oświaty nasłał na niego ochronę i policję.


- Nie mogłem pozwolić, żeby petent zamienił się w dyktatora - przekonuje kurator Leszek Zając. (fot. Witold Chojnacki)

Wczoraj pan Roman chciał się zapoznać w kuratorium ze statutem Wojewódzkiego Ośrodka Metodycznego w Opolu. Leszek Zając, opolski kurator oświaty, nie udostępnił mu jednak statutu, choć pan Roman usilnie na to nalegał. Skończyło się tym, że został siłą wyprowadzony z gabinetu kuratora oświaty. Interweniowała ochrona, a potem policja.

- Kurator kazał mi opuścić pokój, a rozjuszyło go to, że przytoczyłem mu przepis, wedle którego urzędnik nie może odmówić obywatelowi dostępu do informacji publicznej, a wręcz ma obowiązek jej udzielić - mówi pan Roman. - Strasznie się wtedy zdenerwował.

Otworzył drzwi i kazał mi wyjść. Odmówiłem, bo znam swoje prawa; kurator nie powinien mnie odprawiać, tylko udostępnić dokumenty urzędowe. Wtedy pan Zając zadzwonił po ochroniarza. Ten złapał mnie za rękę i wyprowadził z pokoju. Potem jeszcze była policja, która spisała notatkę ze zdarzenia.

Pan Roman przyszedł do nto bezpośrednio po incydencie. Powiedział, że nie chodzi mu o dyshonor, jaki mu uczyniono, lecz by napiętnować taki styl pracy urzędników. - Jeśli się tego nie zrobi, urzędnicy w opolskim kuratorium nadal będą tak postępować - podkreśla pan Roman.

Nieco inną wersję przedstawił Leszek Zając: - Ten pan zażądał ode mnie dokumentów tu i teraz, po czym ocenił, że moi współpracownicy są niekompetentni, bo nie chcą mu od ręki udostępnić informacji. Powiedziałem, że statut WOM jest dostępny na stronie internetowej. Ja nie magazynuję statutów wszystkich podległych mi placówek. A on na to, że jest obywatelem, a ja urzędnikiem i jego prawem jest domagać się, a moim - udostępnić mu ten statut. Mówił podniesionym tonem. My robimy wszystko, by klienci wychodzili od nas zadowoleni, ale nie mogę pozwolić na to, by petent zamieniał się w dyktatora i zarządzał, co w danej chwili mają robić wizytatorzy.

Ireneusz Dąbrowski, wicewojeda opolski, któremu podlega kurator, powiedział, że rozpatrzy sprawę, gdy wpłynie do niego pisemna skarga. - Dostęp obywateli do informacji powinien być pełny - przyznaje Dąbrowski. - Jeśli skarga będzie zasadna, wyciągnę stosowne konsekwencje wobec kuratora.

Pan Roman zapowiada, że złoży dwie skargi: na kuratora (bo złamał ustawę o dostępie do informacji publicznej) i ochroniarza, który przekroczył uprawnienia (zastosował środek przymusu)

http://www.nto.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20060818/REGION/60817045

Majka30-08-2006 16:55:51   [#432]

trafi mnie zaraz :((

Posłowie LPR Arnold Masin i Bogusław Sobczak poinformowali w środę dziennikarzy, że jeśli potwierdzą się informacje o - ich zdaniem - współpracy Jacka Kuronia z SB, to zwrócą się do kapituły przyznającej Order Orła Białego o weryfikację takiej decyzji.

Poseł LPR powiedział, że jeśli dane o współpracy Kuronia z SB się potwierdzą, to zwróci się do ministra edukacji Romana Giertycha, aby sprawdził, jakie informacje o Okrągłym Stole pojawiają się w książkach dla młodzieży.

"Jeśli w książkach będą informacje, że w 1989 r. doszło do historycznego porozumienia przy Okrągłym Stole, a fakty z IPN pokażą, że porozumienie zostało zawarte w latach 1985-1989, to takie informacje trzeba będzie negować" - zaznaczył.

http://wiadomosci.onet.pl/1378302,11,item.html

Proponuję tez wywalić z podręczników agentów Mickiewicza, Miłosza i ograniczyć liczbę wieszy Szymborskiej (za wiersze z doby socrealizmu).
Gaba30-08-2006 17:05:37   [#433]

jabym skądś znała - przychodzi ktoś domaga się, ja muszę miec już, natychmiast i tak mam papiery p. kuratorze poukładane, że daje je juz i natychmiast, bo na mnie lecą ze skarga do ON. Rozumiem pana, że został pan oderwany - dziś mnie odrywano tak, ze 100 razy, ale cóz, taki dżob, taki lajf i taka... służba publiczna.

Marek Pleśniar30-08-2006 17:06:34   [#434]

ot bajka taka: pewien człowiek siedział w więzieniu za to żeby jakies miernoty mogły go bezcześcić wolno, demokratycznie i bez cenzury

Marek Pleśniar30-08-2006 17:07:28   [#435]
ad 432 oczywiście było moje:-)
AnJa30-08-2006 17:09:38   [#436]

co do kuratora - przecież on naprawdę tylko nadzoruje WOM
mego Statutu w KO nawet nie ma

rozumiałbym pretensje tego obywatela, gdyby mu statutu czy regulaminu KO nie udostępniono

a jęsli chodzi o Kuronia, Herberta, cdn - szkoda słów

Marek Pleśniar30-08-2006 17:16:45   [#437]

wiesz, nie całkiem tak - nie szkoda słów

tzn nie szkoda słów na to żeby opluwaczy postawić do kąta

 

zbyt często nam ostatnio szkoda słów jakoś.. patrzymy na to co się dzieje i udajemy że w zasadzie nic (piszę "my" bo i ja tez tak)

a taki to niby niepokorny naród

beera30-08-2006 17:25:56   [#438]

:)))))))))))

o matko

ten obywatel  z 431 jakos znajomy mi jest- czy sie mylę?

............

Majka- czasem myslę, ze to wszystko nie jest naprawdę

Majka30-08-2006 17:29:44   [#439]
Asiu, tylko to taki sen, co dusi i krzyczeć się chce :((
rzewa30-08-2006 17:32:48   [#440]

myślicie, że SbB to juz przeszłośc?

Nic bardziej mylnego! Ciągle działa, a nawet odradza się i nowych adeptów werbuje!

Panowie Arnold Masin i Bogusław Sobczak juz pod jej syktando gadają, za chwilę znajdą się w szeregach (sami nie wiedząc kiedy)

Coraz mniej Kuroniów, Borusewiczów, Wałęsów, Frasyniuków - to i SB ma się coraz lepiej.
osia30-08-2006 17:35:57   [#441]

AnJa

nie musiałeś oddać statutu do KO? Dziwne.u nas to obowiązkowe
Gaba30-08-2006 17:39:09   [#442]

wiem, że placówki musiały oddawać, niepubliczne nawet musiały uzgadaniać z KO!!!

syktando - dla mnie bomba, a Roman jakowyś znajomy czy co...

beera30-08-2006 17:49:29   [#443]

chyba znajomy

Kurcze, oddawać do ko statut, to jedno, a iśc do kuratora i na za 5 minut ządać statutu, to drugie

.............

nie wiem- takie czasy, ze się w farsę zmienia dramat?

i farsa w dramat?

człowiek się gubi, co jest czym- za późno się reaguje z powodu niewiary, że to się dzieje naprawdę

Gaba30-08-2006 17:56:02   [#444]
Asiu - pomijam obyczaje, które są wątpliwe, ileż to my musimy w 3 sekundy dawać papirów, jak nieraz do raportu my jestesmy stawiani słynnym już telefonem z organu. Może to chociaz ów smak i przestroga: nie rób drugiemu, co tobie niemiłe.
Janusz Pawłowski30-08-2006 18:42:11   [#445]
Pan Roman ... z Opola ... cytujący na poczekaniu artykułami prawa (o dostępie do informacji publicznej), oczekujący "natychmiastowego obsłużenia" w sposób przez Pana Romana (a nie kuratora) ustalony, kręcący się koło oświaty ... taaa ...
Jeśli to ten o którym myślę (a myślę, że ten - skoro myślę, że ten) - to jakby kto pytał - nie oglądałem z nim żadych filmów.
Gaba30-08-2006 20:03:51   [#446]
Sarah Cassidy/28.08.2006 16:26
Prawdziwa cena szkolnego mundurka
Brytyjskie szkoły państwowe coraz częściej wprowadzają mundurki dostarczane przez wskazanego producenta. Zdaniem rodziców taka polityka to przejaw dyskryminacji
Charakterystyczne eleganckie marynarki i krawaty w paski od dawna kojarzą się ze szkołami prywatnymi. Teraz również szkoły państwowe wymagają ich noszenia. Rodziców doprowadza to do furii. Nie chcą bowiem płacić około 30 funtów za zatwierdzoną przez szkołę marynarkę, skoro w pierwszym lepszym sklepie mogą kupić podobną już za 10 funtów.
Sprawą zainteresował się rząd i brytyjski Urząd Ochrony Konkurencji wszczął dochodzenie, w wyniku którego szkoły mogą zostać zmuszone do zmiany swoich wymogów.

W grę wchodzą duże pieniądze. Szacuje się, że rynek mundurków szkolnych wart jest 450 milionów funtów rocznie. Przedstawicieli urzędu niepokoi kwestia umów na wyłączność podpisywanych przez szkoły z wybranymi dostawcami odzieży. W konsekwencji cena całego stroju może wzrosnąć nawet o 100 funtów.

Działania urzędników to reakcja na skargi rodziców, którym szkoły odebrały możliwość kupowania ubrań w dowolnym sklepie. Czarne spodnie dla gimnazjalisty można dostać już za 5 funtów. Biała koszula kosztuje niecałe 2 funty, a marynarka – 10 funtów. U wyznaczonego przez szkołę dostawcy spodnie mogą kosztować 18, koszula 10, a marynarka ponad 30 funtów.

Istnieją obawy, że szkoły mogą wykorzystywać mundurki do przeprowadzania selekcji uczniów. Ci z biedniejszych rodzin, których nie stać na drogie ubranie, będą musieli wybrać inną szkołę, na ich miejsce przyjdą dzieci z zamożniejszych rodzin. „Rodzice chcą w zwykłych sklepach kupować dobrej jakości mundurki w przystępnej cenie – mówi Margaret Morrissey z Ogólnokrajowej Federacji Stowarzyszeń Rodziców i Uczniów. – To jest bardzo kontrowersyjna sprawa”. Margaret Tulloch, sekretarz organizacji Comprehensive Future, zgadza się z opinią, że kosztowne mundurki stanowią przeszkodę przy wyborze szkoły. „Kwestia stroju może spowodować, że pewne szkoły staną się niedostępne dla rodzin, których nie będzie na to stać” – mówi Tulloch.

Tezę tę potwierdza raport opublikowany w tym roku przez zespół ekspertów do spraw edukacji. Podkreślono w nim, że wskazywanie drogiego dostawcy mundurków było jednym z chwytów stosowanych przez szkoły przy wyborze najzdolniejszych uczniów. Dzięki temu placówki te mogły liczyć na wyższe miejsca w rankingach.

Mniej więcej połowa z 24 tysięcy szkół brytyjskich wymaga kupowania poszczególnych części stroju u wskazanego dostawcy. Mogą na tym dodatkowo zyskać nakładając swoje marże. Szkoła im. Thomasa Telforda w Telford w hrabstwie Shropshire jest jednym z najlepszych ogólniaków w kraju. Uczniowie muszą tu nosić jednakowe ubrania kupowane u konkretnego dostawcy. Spódniczka w kratę kosztuje 35 funtów, spodnie 17,99 funta, a za marynarkę w kolorze kasztanowym, z emblematem szkoły trzeba zapłacić prawie 30 funtów. Do tego dochodzi krawat za 7,50. Dyrekcja odmówiła nam komentarza na ten temat. (...)
Zdaniem Trevora Averre-Beeson, dyrektora jednej z londyńskich szkół publicznych, to rodzice chcą, aby ich pociechy chodziły w eleganckich mundurkach. Averre-Beeson zaznacza jednocześnie, że przy odpowiedniej organizacji nie muszą one być bardzo drogie. Wiele elementów stroju, jak czarne spodnie i białą koszulę, można kupić gdziekolwiek. „Nasza szkoła wybrała dostawcę, który zaproponował rozsądną cenę i pozwoliła rodzicom płacić w ratach – mówi dyrektor. – Zrezygnowaliśmy z marży, co dodatkowo obniżyło cenę o 3 funty. Mamy też fundusz zapomogowy dla rodzin, których nie stać na zakup odzieży”.

W Halifax High rodzice muszą kupić jedynie odpowiednie bluzy w barwach szkoły. Krawat uczniowie dostają za darmo. Chyba, że go zgubią – wówczas muszą zapłacić za drugi. Dyrektor Jeremy Waxman mówi, że taka polityka jest efektem kompromisu pomiędzy chęcią wyróżnienia się spośród innych szkół a koniecznością obniżenia kosztów. „Dążyliśmy do stworzenia charakterystycznego wizerunku, więc niektóre części ubioru mają barwy szkoły. Nie chcieliśmy jednak, aby cały mundurek pochodził od wskazanego dystrybutora, bo czuliśmy, że to spowodowałoby ograniczenia – mówi Waxman. – Długo zastanawialiśmy się, czy wprowadzić jednakowe marynarki z emblematem szkoły, ale w końcu postanowiliśmy zostać przy zwykłych, czarnych. Wyglądają dobrze i kupno ich nie bije rodziców po kieszeni”.

Dr John Dunford, sekretarz generalny Stowarzyszenia Dyrektorów Szkół zgadza się z opinią, że charakterystyczne i w konsekwencji droższe mundurki stają się coraz powszechniejszym sposobem stworzenia mocnego wizerunku. „Szkoły, zwłaszcza te w miastach, chcą się jasno określić. Temu właśnie ma coraz częściej służyć ubiór. Rodzice bardzo lubią mundurki. Buntują się jednak, gdy przychodzi do płacenia. – mówi Dunford. – Umowy na wyłączność są w interesie dostawców. Szkoły powinny uważać, żeby nie przesadzić z kosztami. To mogłoby bowiem być przeszkodą dla dzieci z uboższych rodzin przy ubieganiu się o miejsce”. (...)

Tymczasem wytwórcy mundurków bronią się twierdząc, że za wyższą ceną ich wyrobów idzie lepsza jakość. Zdaniem producentów są one trwalsze niż tanie ubrania kupowane w sklepie. „Ubrania szkolne wytwarzane są z bardzo wytrzymałych materiałów – twierdzi Anthony Buckland z firmy Price & Buckland. – Uczniowie noszą je codziennie. Dzięki temu zwykła, domowa odzież mniej się zużywa. Normalne ubranie nie wytrzymałoby trudów życia szkolnego, przez co częściej trzeba by je zmieniać. Można więc powiedzieć, że rodzice oszczędzają ubierając dzieci w mundurki”.

Jednak zdaniem handlowców umowy na wyłączność są nieuczciwe. ”Wielu klientów skarży się – mówi Angela Spindler z sieci supermarketów Asda. – Rodzice muszą przepłacać, bo szkoły nie pozwalają im kupować u nas”.
« 1/1 »
Marek Pleśniar30-08-2006 21:51:57   [#447]
apropos potrzebuję na priva namiarów na takie firmy co szyją mundurki:-)
irwin30-08-2006 22:35:42   [#448]

z urzędnikami ostrożnie

Do sądu za nazwanie urzędnika "ignorantem"

Joanna Wojciechowska 2006-08-30, ostatnia aktualizacja 2006-08-30 18:25

Petent stanął przed sądem za to, że w liście do prezydenta Czesława Małkowskiego nazwał urzędnika odpowiedzialnego za funkcjonowanie sygnalizacji świetlnej w Olsztynie ignorantem i pseudofachowcem.

Zobacz powiekszenie
Fot. Przemyslaw Skrzydlo /
Znany, olsztyński prawnik (nie chce ujawniać nazwiska) napisał list do prezydenta Czesława Małkowskiego w styczniu. - To była moja reakcja na to, co na łamach prasy mówił pan Zbigniew Gustek. Krytykował zieloną falę, argumentując, że przez nią kierowcy zanadto się rozpędzają - mówi prawnik. - Usiadłem i napisałem prezydentowi, co myślę o takich urzędnikach.

Oto fragmenty listu: "Widzę, że zatrudnia Pan na tym stanowisku [tj. inżyniera ruchu drogowego w Olsztynie - red.] ignoranta i dlatego sugeruję, aby powołać jakiegoś rozsądnego człowieka, który by trochę usprawnił ruch na drogach naszego miasta. (...) Myślę, że średnio rozgarnięty kierowca, jak przejedzie się ulicami naszego miasta, to może tak wyregulować ruch drogowy, zwłaszcza światła, które są tam, gdzie trzeba i nie trzeba, że nie potrzeba zatrudniać pseudofachowca z kierunkowym wykształceniem na stanowisku, którzy tworzy kolejne przeszkody, aby co roku nam się gorzej jeździło".

Prawnik podpisał list imieniem i nazwiskiem oraz dodał "Zatroskany obywatel miasta i codzienny kierowca".

Ale zamiast odpowiedzi petent dostał od Zbigniewa Gustka pozew do sądu. - W naszym kraju wszyscy uważają, że znają się na medycynie i ruchu drogowym. A tak nie jest. Także w przypadku autora tego utrzymanego w bardzo złym tonie listu. Poczułem się nim urażony - tłumaczy Zbigniew Gustek.

Skąd miał skierowany do prezydenta list? - Ja mu go przesłałem - nie kryje prezydent Małkowski. - Pismo dotyczyło pracy pana Gustka, chciałem, by się do niego ustosunkował, nie wiedziałem, że zareaguje w ten sposób...

Proces prawnika toczy się za zamkniętymi drzwiami. Odbyło się już sześć rozpraw. Wczoraj zeznawali bezpośredni przełożony Gustka - Paweł Jaszczuk, dyrektor Miejskiego Zarządu Dróg, Mostów i Zieleni, i prezydent.

- Czy nie przeszkadza panu, że w godzinach pracy urzędnik ciąga po sądach petenta? - spytałam prezydenta.

- Skoro w godzinach pracy urzędnik został obrażony, to i w godzinach pracy docieka sprawiedliwości - mówi Małkowski.

- Nie boi się pan, że po tej sprawie ludzie będą się bali pisać do urzędników listy?

- Nie sądzę - odpowiada Małkowski. - Poza tym ludzie, zwłaszcza z wyższym wykształceniem, muszą liczyć się z odpowiedzialnością za słowo.

Prezydent przyznał, że dostaje gorsze listy, ale nie pozywa ich autorów do sądu. - Ale ja chciałem być prezydentem miasta i liczyłem się z tym, że obejmując urząd, wystawię się na publiczną krytykę, że będę dostawał obrzydliwe listy. I tak jest. A pan Gustek jest zwyczajnym urzędnikiem i miał prawo poczuć się urażony takimi słowami - uważa Małkowski.

Pozwany petent na salę sądową wysyłał wczoraj kolegę po fachu, mecenasa Wojciecha Wrzecionkowskiego. - Nie chcę się już denerwować. Czułem się na tych rozprawach jak na "Procesie" Kafki . Napisałem list jako zatroskany obywatel, a sądzą mnie jak bandytę. Co więcej, pan Gustek w pozwie napisał, że pozywa mnie z artykułu 211 kodeksu karnego, który mówi o porwaniu, a zniesławienie to artykuł 212 tego kodeksu. Mimo to sprawa trafiła na wokandę... - mówi prawnik.

Zbigniew Gustek: - Ten błąd to zwyczajna omyłka, pozwany doskonale wie, dlaczego znalazł się w sądzie.

Mecenas Wrzecionkowski: - Jak mi kolega powiedział, jaką ma sprawę w sądzie, to mu przypomniałem, że to nie prima aprilis, nie mogłem w to uwierzyć.

Urzędnik domaga się od petenta grzywny, nawiązki na cel charytatywny i przeprosin. Ogłoszenie wyroku w piątek.

Inny fragment listu

"Wystarczy już, że Pan Jaszczuk zajął się pisaniem książek, zamiast poprawieniem ruchu ulicznego, sądząc pewnie, że wszechobecne światła za niego wszystkie problemy załatwią. Nie są już potrzebne, jak pokazuje rondo Sielska - Bałtycka - Artyleryjska, gdzie dzięki brakowi świateł znikły korki.

Mam jednak wrażenie, że Pan Jaszczuk nie pomaga, ale i nie szkodzi, w przeciwieństwie do Pana Gustka".

Groźny Zarząd Dróg

Urzędnicy Zarządu Dróg, Mostów i Zieleni nie pierwszy raz spotykają się z petentami w sądzie. Wielokrotnie opisywaliśmy historię Zbigniewa B., mieszkańca dzielnicy Redykajny, który przed swoją posesją wymienił starą lampę oświetleniową na nową za własne pieniądze. Urzędnicy MZDMiZ, wydając petentowi zgodę na zmianę lampy, nie powiedzieli mu, że musi oddać obudowę starej. Gdy upomnieli się o nią dopiero po kilku miesiącach, Zbigniew B. już jej nie miał. Został pozwany. Najpierw sąd przyznał rację urzędnikom, uznając, że petent zatrzymując starą lampę "zubożył mienie gminy Olsztyn", ale apelacja uchyliła ten wyrok. - Petent nie może odpowiadać za niedomówienia urzędników - uznał wtedy sąd.
Ewa 1330-08-2006 22:40:35   [#449]

#431 okazuje sie,że kuratorzy tez nie maja lekko

Jak dobrze w tych niektórych KO mają... nawet ochroną dysponują...
bogna30-08-2006 23:59:57   [#450]

wyniki badań wg MEN

Ocena propozycji oświatowych Ministra Edukacji Narodowej - sondaż PGB więcej...

jak różne od tych tu [#429]

strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 8 ][ 9 ][ 10 ] - - [ 242 ][ 243 ]