Forum OSKKO - wątek

TEMAT: oświatowy przegląd prasy
strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 69 ][ 70 ][ 71 ] - - [ 242 ][ 243 ]
bogna25-06-2008 23:10:37   [#3451]

http://www.nik.gov.pl/index.php?form_user_lang=pl

W dniu 24 czerwca br. w sali konferencyjnej Najwyższej Izby Kontroli w Warszawie odbyła się konferencja prasowa, podczas której przedstawiono informację o wynikach kontroli:

Funkcjonowanie szkół niepublicznych o uprawnieniach szkół publicznych.

W konferencji udział wzięli Józef Górny, Wiceprezes NIK oraz Grzegorz Buczyński, Dyrektor Departamentu Nauki, Oświaty i Dziedzictwa Narodowego NIK.

Skrót audiowizualny z przebiegu konferencji (plik WMV, 9 MB)

   
bogna25-06-2008 23:20:29   [#3452]

wyniki tej kontroli NIKu stanowią poniekąd poparcie naszego stanowiska

Stanowisko I Krajowej Konferencji Dyrektorów Szkół Kształcenia Zawodowego
OSKKO, Warszawa-Miętne, 11-04.2008

http://www.oskko.edu.pl/kkdsz2008/index.html

Zebrani na I KKDSKZ  widzą potrzebę dokonania zmian w organizacji kształcenia zawodowego wg poniższego zestawienia:

V. Nadzór.

Widzimy potrzebę:

·         spójnego i efektywnego  systemu nadzoru pedagogicznego nad kształceniem zawodowym praktycznym i teoretycznym realizowanym w formie kursów

·         stworzenia skutecznego systemu weryfikacji statusu słuchacza i kosztów kształcenia w szkołach policealnych i dla dorosłych (wyeliminowanie subwencjonowania i dotowania osób zapisujących się do szkoły tylko w celu uzyskania zaświadczenia (WKU, ZUS, zniżka na środki komunikacji publicznej)

beera25-06-2008 23:21:01   [#3453]

o ale raport

dzięki!

AnJa26-06-2008 00:42:41   [#3454]
w publicznych zaocznych dla dorosłych też ciekawie jest

słuchacz przecież nie ma obowiązku uczęszczania na zajęcia

niejasny jest status tzw. słuchacza oczekującego

na około 50 przyjętych do klasy I klasę III ukończyło 27, do mtury przystąpiło 14

ilu zda?

po zawodowkach z niemal 70 dotrwało do konca II klasy 24, do matury przystąpiło 7

pytanie jak wyżej

rzecz bowiem i w tym, że większości z nich matura niepotrzebna (wystarczy srednie)a w czsie zajęć (soboty i niedziele) pracują
Jersz26-06-2008 00:53:34   [#3455]

A co powiedzieć o szkole kształcącej w zawodzie technik fryzjer - zajęcia w sobotni ranek i południe. W tym czasie słuchaczki są zasadniczo w pracy ;-)) , a kasa dotacja z powiatu płynie, do kieszeni osoby prowadzącej i trochę do kieszeni nauczyciela, a zajęć to właściwie nie ma bo i po co ? ;-)

Takie rzeczy dzieją się w całym kraju, i na wschodzie i na zachodzie. Czas na zmiany.


post został zmieniony: 26-06-2008 00:54:07
beera26-06-2008 07:39:15   [#3456]

wiem, ze bardzo o to apelowali też samorządowcy

 

annah26-06-2008 13:57:00   [#3457]
coś wiem na temat kształcenia w tych szkołach...

mam nadzieję, że w końcu nastąpią jakieś zmiany i oby nie było tylko tak, że nadzieja matką głupich jest ;)
malmar1527-06-2008 09:39:44   [#3458]
Biedne kobiety, bogaci nauczyciele


Z raportu Ministerstwa Pracy wynika, że kobiety na kierowniczych stanowiskach zarabiają o 30 proc. mniej niż mężczyźni. Nauczyciele, w przeliczeniu płacy na godzinę pracy, są w czołówce zawodów - pisze "Gazeta Wyborcza".

Jak ministerstwo tłumaczy niższe zarobki kobiet? - Może to wynika z cech charakterologicznych mężczyzn, które szczególnie cenią pracodawcy: łatwości nawiązywania kontaktów, silnej motywacji do pracy, odpowiedniego wykształcenia mężczyzn? - zastanawia się Iga Magda z Departamentu Analiz Ekonomicznych i Prognoz resortu pracy, współautorka raportu. Ale dodaje, że może to być też wyraz zwykłej dyskryminacji kobiet.

Dr Ewa Lisowska ze Szkoły Głównej Handlowej, która bada dyskryminację kobiet na rynku pracy, obwinia pracodawców. - Kobiety postrzegane są przez szefów jako opiekunki do dzieci, w które nie warto inwestować, bo za chwilę odejdą na urlopy wychowawcze - mówi Lisowska.

Irena Wóycicka z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową dodaje, że kobiety są skazane na opiekę nad małym dzieckiem, bo brakuje żłobków i przedszkoli, a prawie się nie zdarza, by ojciec wziął urlop wychowawczy.

Niedawno Wóycicka apelowała w "GW" do rządu Tuska, by rozważył wprowadzenie urlopów macierzyńskich, z których korzystaliby tylko ojcowie - rozwiązanie przyjęto już w wielu krajach Europy. Bez odzewu. Ani rząd, ani opinia publiczna nie są gotowi na taki sposób promowania równości płci.

Joanna Kluzik-Rostkowska, minister pracy w rządzie PiS, zwraca uwagę, że kobiety są od mężczyzn lepiej wykształcone. W 75 proc. to właśnie one uzupełniają kwalifikacje, idą na dodatkowe studia i kursy. Mimo to rzadziej awansują. Raport wskazuje, że tylko 20 proc. kierowników w dużych firmach to kobiety.

Badania resortu mają być podstawą do zmian przepisów ułatwiających kobietom pogodzenie życia zawodowego z rodzinnym.

Raport ujawnia też rewelacje na temat zarobków grup zawodowych, zwłaszcza tych, które czują się szczególnie poszkodowane, w tym nauczycieli. Pod względem zarobków za godzinę pracy nauczyciele są w pierwszej dziesiątce na 112 zawodów. W tyle zostawiają m.in. inżynierów i kierowników małych firm.

Wszystko dlatego, że w szkołach pracuje się - jak wynika z raportu - zaledwie 26-27 godzin tygodniowo (obowiązkowe pensum nauczycielskie to 18 godzin, pozostały czas zajmują przygotowanie do lekcji, sprawdzanie klasówek i zajęcia dodatkowe).
malmar1527-06-2008 09:41:23   [#3459]
Co czwarta praca magisterska niesamodzielna


Kupowanie i kopiowanie prac magisterskich to norma. Dlatego Ministerstwo Nauki rusza z systemem, który wyłapie oszustów - ostrzega "Dziennik".

Resort kręci bicz na studentów, którzy plagiatują prace magisterskie i licencjackie. Prawdopodobnie już od nowego roku akademickiego Państwowa Komisja Akredytacyjna, która kontroluje działalność wyższych uczelni w Polsce, będzie korzystała z programu umożliwiającego wykrywanie oszustw. Problem jest pilny, bo zdaniem specjalistów co najmniej jedna czwarta prac nie jest pisana samodzielnie - czytamy w gazecie.

Jak wielka jest skala zjawiska, widać w internecie. Wystarczy wstukać w wyszukiwarce hasło "kupię, sprzedam pracę magisterską", by otrzymać ponad 100 tys. odpowiedzi. Gazeta postanowiła sprawdzić jedną z ofert. Telefon odebrał mężczyzna. - Praca ma być gotowa czy pisana od nowa? - zapytał rzeczowo. I wyjaśnił, że gotowe opracowania może dostarczyć w ciągu trzech dni. - Kosztują od 250 do 350 złotych, ale tych tańszych nie polecam, bo są kiepskie - ostrzegł.

- A skąd mam pewność, że nie były jeszcze używane? - zaniepokoił się "Dziennik". - Każdą wysyłamy tylko raz do jednego miasta, więc jeśli pani jest z Warszawy, to dostanie pani listę tych, które jeszcze w stolicy nie były - uspokoił gazetę sprzedawca. Koszt - 30 zł za stronę, razem z badaniami.

Eksperci nie mają wątpliwości: oferowane w internecie prace są tanie, bo nikt ich samodzielnie nie pisze - są sklejane z innych tekstów. W Polsce od kilku lat jest dostępny program Plagiat, który skutecznie wykrywa takie oszustwa. Kłopot jednak w tym, że choć blisko 70 wyższych uczelni wykupiło licencję, korzystają z niego rzadko, bo uważają, że problemu nie ma.

- Wieloletnie tradycje uczelni i relacja mistrz - uczeń sprawiają, że praca powstaje w dialogu pomiędzy magistrantem a promotorem. I wszystkie "zapożyczenia" są wyłapywane - twierdzi rzeczniczka Uniwersytetu Warszawskiego Anna Korzekwa. Z kolei władze Uniwersytetu Jagiellońskiego uważają, że... skala plagiatowania nie jest duża.
rzewa27-06-2008 10:00:00   [#3460]
.
post został zmieniony: 27-06-2008 10:05:14
Marek Pleśniar27-06-2008 10:36:49   [#3461]

i wszyscy państwo profesorowie są zadowoleni bo jest ok

wyższe uczelnie to kompletna prehistoria - niezreformowana wcale

Marek Pleśniar27-06-2008 10:51:06   [#3462]

;-)

– Ty d$#$$$$$$, id^&&*****, bez*&^$$$$! – tak dyrektorka szkoły podstawowej w X. , nauczycielka YYYYYYYY , ma zwyczaj komplementować swoich uczniów. Na nauczycielkę poskarżyli się rodzice. Wójt X., któremu podlega szkoła, broni dyrektorki: – Perfekcyjnie prowadzi swoją szkołę. Jej placówka jest czysta i zadbana. Realizuje w swojej placówce ogólnopolskie programy: „Szkoła na tak” i „Szkoła marzeń”.

 

grażka28-06-2008 10:06:04   [#3463]

http://miasta.gazeta.pl/lodz/1,35136,5404989,Ucznowie_nie_przeskoczyli_urzedniczych_progow.html

Ucznowie nie przeskoczyli urzędniczych progów

Grzegorz Blachowski 2008-06-27, ostatnia aktualizacja 2008-06-27 19:45

Dziesiątki zapłakanych nastolatków i zbulwersowanych rodziców! Choć magistrat obniżył progi w ofercie szkoły ZSP nr 19, wczoraj na liście przyjętych uczniów z niższą punktacją nie było. - To oszustwo! - komentuje Jan Stupak, dyrektor szkoły.

 
Spór z wydziałem edukacji Urzędu Miasta Łodzi i dyrektorem Stupakiem toczy się od kilku miesięcy. We wrześniu wydział ogłosił, że kandydat do liceum - tak jak rok temu - musi zdobyć minimum 70 pkt (na 200 możliwych), do technikum - 60. Jeśli ma mniej - trafi do zawodówki. Powód? Miastu brakuje fachowców.

W kwietniu dyrektor Stupak zbuntował się i obniżył progi do liceum - z 70 pkt na 50. Wydział edukacji nie zgodził się na to. Interweniowali nauczyciele. Napisali skargę, że to szkoła powinna ustalać kryteria naboru, a nie gmina. Sprawą zajęła się Wiesława Zewald, łódzki kurator oświaty. I stwierdziła: - Stupak ma rację. Kryteria ustala dyrektor szkoły. Takie prawo daje mu rozporządzenie ministra edukacji i sportu z 2004 r.
 
 
...
 
Jacek Człapiński, szef wydziału edukacji, niechętnie rozmawia o sprawie dyrektora Stupaka. Twierdzi, że wydział nie ma sobie nic do zarzucenia. - Powtarzałem, że choć w ofercie szkoły był ustalony próg 50 pkt, to i tak będziemy przyjmować uczniów od 70. Tak jak w innych łódzkich placówkach. Ale nie dziwię się, że w tej całej sytuacji rodzice i uczniowie mogą być rozgoryczeni. To dorośli ich oszukali, nie wydział edukacji - kwituje Człapiński.

malmar1528-06-2008 10:13:25   [#3464]
Jest nowy podręcznik do etyki

MEN zatwierdziło pierwszy podręcznik od 1994 do nauki etyki w szkołach ponadgimnazjalnych. Jest nim książka ks. prof. Andrzeja Szostka pt. "Pogadanki z etyki". Jej autor był m.in uczniem papieża.

Poprzedni podręcznik autorstwa prof. Jacka Hołówki i prof. Magdaleny Środy pojawił się w szkołach 14 lat temu. Został przygotowany dla uczniów czteroletnich Liceów Ogólnokształcących i przestał obowiązywać po reformie oświaty z 1999 roku.

"Pogadanki z etyki" zostały wydane po raz pierwszy w 1993 r. w serii Biblioteki "Niedzieli". Podręcznik wprowadza ucznia w problematykę filozoficzną i etyczną poprzez omówienie takich tematów jaki: czyn, norma moralności, godność osoby ludzkiej, dobroć i słuszność, prawo naturalne a prawo pozytywne, sumienie a prawda, cnoty kardynalne i teologiczne, wady.

Ksiądz autor, uczeń Karola Wojtyły, były rektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, obecnie wykładowca na Katedrze Etyki Wydziału Filozoficznego KUL-u, porusza w niej także zagadnienia bioetyczne: aborcja, zapłodnienie in vitro, klonowanie, eutanazja.

Źródło: PAP
Marek Pleśniar30-06-2008 22:03:23   [#3465]
30.06.200808:06

Nie zaprosił kolegów na urodziny? To dyskryminacja!

Fot. Misha Japaridze / AP

Władze pewnej szwedzkiej szkoły zarzuciły 8-letniemu chłopcu łamanie praw innych dzieci, ponieważ ten nie zaprosił na swoje przyjęcie urodzinowe dwóch kolegów z klasy - powiadomił w niedzielę internetowy serwis BBC. 

Jeden z uczniów szkoły podstawowej w Lund na południu Szwecji postanowił rozdać zaproszenia na swoje urodziny w trakcie szkolnych zajęć. Gdy nauczyciel spostrzegł, że dwóch chłopców zostało pominiętych, skonfiskował wszystkie zaproszenia. 

Władze placówki argumentują, że ich obowiązkiem jest dbanie o to, aby nikt nie był dyskryminowany, gdy zaproszenia są rozdawane na terenie szkoły. 

Natomiast ojciec 8-latka powiadomił o zajściu rzecznika praw obywatelskich. Jak wyjaśnił, jego syn nie zaprosił na przyjęcie dwojga dzieci, ponieważ jedno z nich wcześniej nie zaprosiło go na własne urodziny, natomiast z drugim się pokłócił

 

malmar1501-07-2008 09:00:50   [#3466]
Szkolna sekretarka przyznała, że dopisała piątki

Szkolna sekretarka z Piotrkowa, która dopisywała uczniom oceny w dzienniku lekcyjnym, przyznała się do winy i zgodziła dobrowolnie poddać karze. Wczoraj prokurator uzgodnił z podejrzaną wymiar kary i skierował do sądu akt oskarżenia przeciwko Danucie M., z wnioskiem o wymierzenie kary w trybie uproszczonym. Za dopisanie trzech piątek z wuefu przy nazwisku jednej z uczennic kobieta będzie musiała zapłacić grzywnę. Jej wysokości prokuratura na razie nie ujawnia.

Akt oskarżenia dotyczy podrobienia dokumentu poprzez dopisanie ocen w dzienniku klasy piątej - mówi Dorota Mrówczyńska, prokurator rejonowy w Piotrkowie Trybunalskim.


O sprawie dwa tygodnie temu pisał "Polska Dziennik Łódzki", po interwencji jednego z zaniepokojonych rodziców uczniów Szkoły Podstawowej nr 8. Dyrekcja placówki potwierdziła, że sekretarka dopisała trzy piątki z wuefu uczennicy piątej klasy, która co prawda sama świetnie się uczy, ale akurat wychowanie fizyczne nie było jej najmocniejszą stroną. Świadkiem tego niecodziennego incydentu miała być zarówno dziewczynka, jak i nauczyciel kształcenia zintegrowanego w klasach I-III.

Dyrektor szkoły powiadomił policję i zwolnił kobietę dyscyplinarnie z pracy. Śledztwo w sprawie podrobienia dziennika szkolnego wszczęła piotr- kowska prokuratura. Teoretycznie za takie przestępstwo kobiecie groziło nawet do pięciu lat więzienia. Dzięki temu, że przyznała się do winy i zgodziła na dobrowolne poddanie karze, kara jest łagodniejsza, prokuratura nie musi zlecać specjalistycznych ekspertyz grafologicznych, a wszystkie strony unikną żmudnego procesu sądowego. O ile, oczywiście, sąd przychyli się do wniosku o wymierzenie kary w zaproponowanym wymiarze.

Nie wiadomo, jakie motywy przyświecały sekretarce. W liście do naszej redakcji sama wyjaśnia, że oceny te dostawiła - jak twierdzi - za zgodą nauczyciela wuefu. Ową zgodę interpretuje jednak w dość specyficzny sposób: "Nauczyciel nie wnosił żadnego sprzeciwu, przecież one [piątki - przyp. red.] istniały w dzienniku lekcyjnym przez tydzień. Gdyby nauczyciel miał jakiekolwiek zastrzeżenia, pretensje do owych ocen, zgłosiłby to bezzwłocznie. Być może by skreślił oceny lub prosił mnie o ich wykreślenie, lecz nic takiego nie zaistniało" - pisze sekretarka, podając swoje dane do wiadomości redakcji.

Ukaranie sekretarki dla piotrkowskiej podstawówki, w której pracowała, nie kończy jeszcze całej sprawy. Kobieta zaskarżyła bowiem swoje dyscyplinarne zwolnienie przez dyrekcję do sądu i może zostać, przynajmniej teoretycznie, przywrócona do pracy. Zbigniew Włodarczyk, dyrektor SP nr 8, nie wyobraża sobie jednak dalszej współpracy.

Nie mogłem inaczej postąpić, zwłaszcza że został zaburzony proces wychowawczy młodego człowieka - tłumaczy swą decyzję.
malmar1501-07-2008 14:46:13   [#3467]
Co najmniej 3 tys. zł grzywny za dyskryminację

ZMIANA PRAWA - Nie tylko pracownicy będą mogli występować do sądów ze sprawami dotyczącymi dyskryminacji. Takie prawo zyska każdy obywatel, który spotka się z nierównym traktowaniem.

Sprawca dyskryminacji będzie musiał udowodnić, że jego zachowanie nie było zakazane prawem. Z kolei osoba, który wystąpi do sądu z roszczeniem w sprawie dyskryminacji, będzie jedynie musiała uprawdopodobnić, że była nierówno traktowana. Takie rozwiązanie zakłada projekt ustawy o równym traktowaniu, którym ma się zająć Rada Ministrów na następnym posiedzeniu.

Projekt miał zostać uchwalony do końca ubiegłego roku. Rząd nie zakończył jednak nad nim prac. Tymczasem Unia Europejska wymaga od Polski ich przyspieszenia. Projekt ma bowiem dostosować polskie prawo do dyrektyw europejskich.

Jak wyjaśnia Łukasz Bojarski z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, art. 32 konstytucji gwarantuje wprawdzie obecnie równe traktowanie obywateli, jednak jest to ogólny przepis, do którego nie ma aktów wykonawczych i na który w razie sporu przed sądem trudno się powoływać.

Projekt ustawy przewiduje, że każdy, kto naruszy tę zasadę, będzie podlegał karze grzywny nie niższej niż 3 tys. zł. To policja będzie wnioskować do sądu grodzkiego o ukaranie sprawcy dyskryminacji wspomnianą grzywną na wniosek ofiary dyskryminacji. Nie będzie to oczywiście zamykać poszkodowanemu możliwości dochodzenia wyższego odszkodowania w sądzie cywilnym.

Zakaz dyskryminacji w stosunkach pracy, zgodnie z projektem, zostanie rozszerzony na osoby uczestniczące w rekrutacji i szkoleniach, a także na osoby wykonujące dla pracodawcy zadania w ramach umów zleceń i umów o dzieło.

Autor: Izabela Rakowska-Boroń
Źródło: Gazeta Prawna nr 127
Marek Pleśniar01-07-2008 15:48:05   [#3468]
fajowo
bogna02-07-2008 10:09:22   [#3469]

Jeden dyrektor szkoły zarabia jak belfer, a drugi jak menedżer

Nie ma jednolitych zasad opłacania szefów placówek oświatowych prowadzonych przez samorządy terytorialne i administrację rządową. Wskutek tego różnice w ich pensjach sięgają nawet kilku tysięcy złotych 2008-07-02 07:50Renata Majewska

malmar1503-07-2008 12:54:41   [#3470]
Remonty warszawskich szkół

Do końca 2008 roku w Warszawie zostanie wyremontowanych 445 z 739 szkół. Miasto wyda na to aż 92 miliony złotych, ponieważ firmy budowlane nie są zainteresowane zleceniami na sumę kilkudziesięciu tysięcy.

Remonty obejmą także przedszkola oraz inne placówki oświatowe, place zabaw, do których wstawi się nowe ogrodzenia, sale gimnastyczne oraz lekcyjne mają zostać ocieplone, będą wymieniane okna i parkiety .

Zostanie wyremontowanych najwięcej placówek z Centrum Warszawy: Śródmieścia, Mokotowa oraz Pragi-Południa.

Źródło; Gazeta Wyborcza
Roman K03-07-2008 22:10:51   [#3471]

http://interia360.pl/artykul/dlaczego-uczniowie-bija-nauczycieli,10747

Dlaczego uczniowie biją nauczycieli?

Anthony Ivanowitz (zredagowany przez: Anna Mielczarek)

Słowa kluczowe: agresja młodzieży, reformy szkolnictwa, szkoły publiczne

fot. kat callard/sxc.hu

fot. kat callard/sxc.hu

Ujawniane przez media, liczne przypadki fizycznej agresji uczniów wobec nauczycieli, bulwersują społeczeństwo. Gdzie leży przyczyna zdziczenia obyczajów w polskiej szkole?

Człowiek (jak i wiele innych istot) jest zwierzęciem stadnym. Wszystkie zwierzęta żyjące w stadzie wytworzyły ten sam mechanizm organizacji życia społecznego. Na czele każdego stada stoi przywódca. Najczęściej jest nim najsilniejszy i najsprytniejszy samiec, choć nie zawsze. Wśród słoni, przywódczynią stada jest zawsze najstarsza słonica, gdyż doświadczenie i mądrość życiowa pozwala jej pewnie i szybko odnaleźć najkrótszą drogę do wodopoju. Ta umiejętność jest dla słoni, pozbawionych naturalnych wrogów, najważniejsza.

Hierarchia "ważności" poszczególnych osobników w stadzie jest ustalana na drodze bezustannych walk i potyczek, toczonych pomiędzy członkami stada już od pierwszych dni życia poszczególnych osobników. Przywódca stada wymusza posłuszeństwo podległych sobie członków stada używając kłów i pazurów lub tylko demonstrując gotowość ich użycia. Jeśli z jakiś powodów (na przykład nagłej śmierci przywódcy stada) przedstawiona organizacja życia społecznego stada ulega zakłóceniu, stado idzie w rozsypkę i jeśli szybko nie nastąpi "reorganizacja" i ustalenie nowego przywódcy, to poszczególne osobniki giną w paszczach drapieżników.

Każda organizacja społeczna tworzona przez ludzi na przestrzeni całej historii istnienia ludzkości zawsze opierała się na uniwersalnych prawach rządzących życiem istot stadnych. W każdej grupie społecznej (od rodziny poczynając, a na Państwie kończąc), istnieje formalny bądź nieformalny przywódca stada. W rodzinie jest to najczęściej ojciec (czasami matka) . W wojsku istnieje wieloszczeblowa struktura podległości, od szeregowca - do generał . W Kościele: od wikarego - do papieża. W fabryce: od pracownika - do właściciela. W Państwie: od obywatela - do króla (prezydenta, premiera, cesarza, itp.) .

Przywódca każdej ludzkiej struktury społecznej musi mieć narzędzia, z pomocą których wymusi posłuszeństwo członków grupy. Wśród zwierząt wystarczą z reguły ostre kły i pazury, ludzie wymyślili bardziej złożone systemy kar i nagród wymuszających posłuszeństwo. Ksiądz straszy wiernych ogniem piekielnym i obiecuje wieczne szczęście w niebie , jeśli tylko jego "owieczki", podporządkują się jemu i naukom Kościoła, (z reguły wystarczy, jeśli regularnie będą wrzucać na tacę). Kapral w wojsku gnoi rekrutów psychicznie i fizycznie, a w nagrodę wypuszcza ich z koszar na przepustkę. Państwo każe własnych obywateli, wtrącając ich do więzień, jeśli tylko nie przestrzegają ustalonych reguł.

"Przyrodnicze" reguły rządziły światem,nazwijmy to, edukacji, przez tysiące lat jej istnienia. Nauczyciel był jednocześnie przywódcą stada, ze wszystkimi tego konsekwencjami: mógł wymuszać posłuszeństwo uczniów poprzez bogaty system kar i nagród, przy pełnej aprobacie społeczeństwa i rodziców. Zmieniło się to stosunkowo niedawno, dwadzieścia (trzydzieści) lat temu, za sprawą "światłych reformatorów" (komunizujących socjologów), rekrutujących się z reguły z amerykańskich środowisk akademickich. To oni otumanili polityków, (ci zaś dużą część społeczeństw), którzy przy społecznej aprobacie "zreformowali" szkolnictwo, pozbawiając nauczycieli przywileju bycia przywódcą stada, który wymusza posłuszeństwo, w sposób który uzna za stosowny.

Nauczyciel pozbawiony możliwości stosowania kar (w tym cielesnych) w celu wymuszenia posłuszeństwa uczniów, jest równie żałosny jak ślepy, czy kulawy samiec przewodzący stadu lwów. W obu przypadkach kończy się to w podobny sposób: w stadzie wybuchają walki, które prowadzą do wyłonienia "nowego" przywódcy (w szkole nieformalnego), który "starego" zneutralizuje (przepędzi go lub pozbawi życia), albo (jeśli nie jest to możliwe, jak w przypadku nauczyciela angielskiego w szkole w Toruniu), uczyni z niego pośmiewisko.

Przywódca każdego ludzkiego stada, jeśli grupa którą kieruje ma działać sprawnie, musi posiadać odpowiednie cechy osobowościowe. Tylko wówczas grupa uzna go za autentycznego lidera i podporządkuje się mu bez szemrania. Przypomnijmy sobie naszych nauczycieli, którzy takie cechy posiadali. W moich wspomnieniach zachowali się nauczyciele, autentyczni przywódcy, czasami drobnej, niepozornej postury, którzy z bandą rozwydrzonej młodzieży robili co chcieli, nie podnosząc nawet głosu! Byli prawdziwymi przywódcami stada! Byli, gdyż polityka kolejnych polskich rządów wobec nauczycieli, polegająca na wypłacaniu im coraz to niższych wynagrodzeń (aż do obecnych głodowych), wypłoszyła ich ze szkół... czas również zrobił swoje!

Połączenie polskiej polityki płacowej wobec nauczycieli z reformami "światłych" socjologów, doprowadziło szkolnictwo do obecnego, opłakanego stanu. Marnym dla nas pocieszeniem jest fakt, że dzieje się tak w szkołach publicznych w całej Europie i USA, czyli wszędzie tam gdzie, szkolnictwo "zreformowano", niszcząc mechanizmy społeczne, regulujące życie stadne. Efekt: zdziczenie uczniów, przemoc i agresja skierowana wobec siebie i nauczycieli, przestępczość, narkomania, katastrofalne wyniki nauczania!

W wielu państwach, których rządy dały się ogłupić uniwersyteckim "reformatorom", wprowadzając zalecone przez nich reformy szkolnictwa publicznego następuje powolne otrzeźwienie opinii publicznej, czego jednym z objawów jest renesans szkolnictwa prywatnego. Nauczanie i wychowanie odbywa się tam według "staromodnych", tradycyjnych wzorców. Ci, których na to stać, wysyłają swoje dzieci do szkół prywatnych, przerażeni tym, co się wyprawia w szkołach publicznych!

Reformy szkolnictwa publicznego nie są w najbliższym czasie możliwe: wpływy "światłych" reformatorów są nadal silne, zaś polityczna poprawność (czyli strach, by nie narazić się uniwersyteckim debilom i "światłej" prasie) paraliżuje polityków. Przyszłość europejskiego i amerykańskiego szkolnictwa to publiczne, "zreformowane" szkoły publiczne, ze zdziczałą młodzieżą, kształcące półanalfabetów oraz funkcjonujące na ich obrzeżach szkoły prywatne, nauczające i wychowujące w oparciu o sprawdzone, przyrodnicze wzorce.

bogna04-07-2008 11:54:16   [#3472]
 
Renata Czeladko 04-07-2008, ostatnia aktualizacja 04-07-2008 03:09

MEN rozważa podjęcie niepopularnej decyzji. Chce podnieść próg punktów, od którego zdaje się maturę

„Rz” dowiedziała się, że Ministerstwo Edukacji, planując reformę programów nauczania, myśli o podwyższeniu maturalnej poprzeczki. – Rozważamy podniesienie progu punktów, który daje zaliczenie matury. Obecne 30 proc. to niewielkie wymagania, by zdać – przyznaje prof. Zbigniew Marciniak, wiceminister odpowiedzialny za przygotowanie nowych programów nauczania.

Dodaje, że taka zmiana to decyzja polityczna, którą trzeba skonsultować z premierem i rządem. – Wyższe wymagania sprawią, że podniesie się jakość kandydatów na uczelnie, ale jednocześnie zwiększy się liczba tych, którzy nie dostaną się na studia. Gospodarka musi być przygotowana na ich przyjęcie, by nie groziło im bezrobocie – wyjaśnia prof. Marciniak. Reforma wejdzie do szkół w 2009 roku. Jeśli MEN przeforsuje pomysł, to wyższa maturalna poprzeczka czekałaby uczniów w roku szkolnym 2014/2015. Zanim resort określi nowy próg, musi przeprowadzić pilotażowe badania. Od wprowadzenia nowej matury próg jej zdania zawsze wynosił 30 proc. Jedynie w jej pilotażu w 2002 roku poziom rozszerzony należało napisać na co najmniej 40 proc. punktów. Co roku matur nie zalicza ok. 20 proc. uczniów. W tym również oblał co piąty. A średnie wyniki z egzaminów nie były zadowalające. Na łatwiejszym poziomie z języka polskiego średnio uczniowie uzyskali 52 proc., z biologii, WOS, geografii – ok. 40 proc. – 30 proc. to minimalne wymagania, jakie stawiamy uczniom. Określone według zasad tzw. pomiaru dydaktycznego. Jeśli je podniesiemy, to okaże się, że matury nie zda 50 proc. Społecznie będzie to nie do zaakceptowania – mówi Barbara Czarnecka-Cicha, kierownik wydziału matur Centralnej Komisji Egzaminacyjnej.

30 procent punktów trzeba zdobyć, by zaliczyć maturę. Dla porównania średni wynik z WOS, który zdawał co trzeci uczeń, wyniósł ok. 40 proc.

Dlatego prof. Jerzy Woźnicki, prezes Fundacji Rektorów Polskich, uważa, że podniesienie maturalnej poprzeczki trzeba rozważyć w trzech relacjach: uczeń – szkoła, kandydat na studia – uczelnia oraz obywatel – państwo. Bo uczeń, wybierając szkołę, oczekuje, że przygotuje go ona do zdania egzaminu. W jego interesie nie jest zaostrzanie kryteriów. Z kolei uczelnie chciałyby mieć jak najlepszych kandydatów. W ich interesie jest więc jak najwyższy próg, pod warunkiem że pokona go dostatecznie duża liczba maturzystów.

– W końcu rozpatrując trzecią relację obywatel – państwo, musimy wziąć pod uwagę, że konstytucja narzuca kształcenie młodzieży. Obywatele mają więc nadzieję, że egzamin będzie obiektywnie weryfikował wykształcenie, a szkoła zagwarantuje wysoki poziom zdawania. Bo na niski obywatel patrzy jak na niewywiązanie się państwa z zobowiązania – mówi profesor. Dodaje, że wzrost wymagań powinien nastąpić dopiero w ślad za wzrostem jakości kształcenia. – Przy obecnej kondycji szkół 20 proc. tych, którzy nie zdają, to dość dobry wynik – ocenia.

Źródło : Rzeczpospolita
Majka04-07-2008 15:10:13   [#3473]
Moja miłość do OKE narasta.

2008-07-04
Maturzyści chcą weryfikacji ocen



Kiedy kilka dni temu Centralna Komisja Egzaminacyjna podała wyniki matur, maturzyści ustawili się w kolejkach do okręgowych komisji egzaminacyjnych aby sprawdzić swoje arkusze. Młodzież nie wierzy, że aż tak źle poszła im matura i doszukuje się błędów egzaminatorów. Tym bardziej, że tegorocznej maturze wytknięto już mnóstwo wad, łącznie z błędnością tzw. klucza do oceny języka polskiego oraz zwykłych błędów merytorycznych w zadaniach z matematyki oraz innych przedmiotach.


Zdaniem dyrekcja warszawskiego OKE arkusze są poprawne, a wszystkie zażalenia maturzystów to po prostu ich fanaberie: "Oczywiście uczniowie mają prawo się odwoływać. Ale ponieważ w arkuszach nie ma błędów, więc ich pisma nie wpłyną na zmianę przyznanych punktów.
Maturzyści piszą bzdury, a potem im się coś wydaje" - twierdzi kierownik wydziału ds. matur w OKE Janina Grzegorek.



Tegoroczni maturzyści pokazują jednak konkretne przykłady niesprawiedliwego zaliczenia pracy, np. nie uznano im odpowiedzi, których nie było w kluczu. Nie oznacza to jednak, ze odpowiedzi są niepoprawne. Taki przykład podaje maturzysta z Warszawy, który na teście na poziomie rozszerzonym z biologii udzielał odpowiedzi na pytanie dlaczego Aborygeni mają tylko dwie grupy krwi spośród czterech istniejących. Napisał, że byli nosicielami tylko dwu pozostałych alleli. Odpowiedź w kluczu brzmiała jednak inaczej: Aborygeni mają tylko dwie grupy krwi spośród czterech istniejących dlatego iż żaden z przodków nie był nosicielem jednego z trzech alleli. Odpowiedź Andrzeja nie była błędna, tylko inaczej sformułowana.


Dla maturzystów liczy się każdy punkt w wyścigu o miejsce na wybranych uczelniach. Ale nawet jeśli maturzystom uda się uzyskać poprawioną punktację, co, według dyrektorów OKE, będzie wyjątkowym przypadkiem, to nie zdążą z rekrutacją na wyższe uczelnie.

Źródło: Dziennik
hania05-07-2008 13:39:14   [#3474]
http://wiadomosci.onet.pl/1496415,2678,1,policzek_za_800_euro,kioskart.html
Policzek za 800 euro
Z francuskim nauczycielem, który w afekcie uderzył ucznia, solidaryzuje się dziś cały kraj
W jego obronie stanął nawet premier. Wszyscy są zgodni, że zachowanie młodzieży wobec pedagogów coraz częściej jest skandaliczne.
11-letni Alexandre nic sobie nie robi z poleceń nauczyciela, patrzy na niego wyzywająco, aż w końcu rzuca mu w twarz: "Dupek!". Doświadczony, 49-letni pedagog traci panowanie nad sobą, zrzuca książki chłopaka na podłogę, stawia go pod ścianą i wymierza mu policzek. Taka scena rozegrała się 28 stycznia w szkole Gilles-de-Chin w miejscowości Berlaimont na północy Francji.
Nikt zapewne nie usłyszałby tej historii, gdyby nie fakt, że nauczyciel José Laboureur zasiadł niedawno na ławie oskarżonych w sądzie w Avesnes-sur-Helpe pod zarzutem "stosowania przemocy" wobec nieletniego. Zgodnie z obowiązującym prawem grozi mu za to kara nawet pięciu lat więzienia, choć w tym wypadku prokurator zadowolił się żądaniem 800 euro grzywny. Laboureur stanął przed sądem, ponieważ ojciec ucznia, z zawodu żandarm, natychmiast złożył przeciwko niemu formalne oskarżenie. Wobec nauczyciela zastosowano areszt prewencyjny – spędził 24 godziny na komisariacie.

To zdarzenie wywołało prawdziwą burzę we francuskim środowisku nauczycielskim. Związki zawodowe wystąpiły w obronie pedagoga (zebrały 60 tys. podpisów pod petycją o umorzenie sprawy), a minister edukacji Xavier Darcos osobiście dopilnował, by 11-latka spotkała przykładna kara: na trzy dni został zawieszony w prawach ucznia. Nawet sam premier François Fillon wyraził swoją solidarność z nauczycielem i przekonanie, że sankcja zastosowana wobec chłopca była zbyt łagodna.

Gwałtowne reakcje na aresztowanie nauczyciela są zrozumiałe, jeśli weźmiemy pod uwagę problemy z brakiem dyscypliny i przemocą we francuskich placówkach oświatowych. Z oficjalnych informacji na ten temat, podanych niedawno do wiadomości przez rozgłośnię radiową France Info, wynika, że podczas jednego trymestru przynajmniej czterech na tysiąc uczniów dopuszcza się poważnych aktów przemocy. Większość incydentów odnotowanych w grudniu 2007 roku i w styczniu 2008 roku (80,1 procent) to ataki na inne osoby. W połowie przypadków uczniowie zastosowali przemoc fizyczną, w pozostałych słowną. Ofiarami małych agresorów byli częściej ich koledzy (40 procent), ale również osoby dorosłe (35 procent), zarówno nauczyciele jak i personel pomocniczy. W 10 proc. szkół poziom przemocy trzykrotnie przekracza średnią krajową.

Szkoła Gilles-de-Chin w Berlaimont nie należy do najgorszych. Dotąd nikt nie określał jej mianem szczególnie trudnych czy konfliktowych. 11-letni Alexandre, którego rodzina przeniosła do innej szkoły, był dotąd uważany raczej za dobrego, niesprawiającego kłopotów ucznia. Nauczyciel również nie miał na swoim koncie podobnych incydentów, nawet jeśli podczas procesu ujawniono (rozprawy sądowe mają to do siebie), że czasami lubił się napić. Dlaczego więc zachował się w ten sposób? Laboureur tłumaczył, że tego dnia puściły mu nerwy. – Przez trzydzieści lat nikt nie odezwał się do mnie w taki sposób – powiedział.

Prokurator chętnie mówił o "impulsywnym" charakterze oskarżonego, nie potwierdził też jego wersji wydarzeń. – To nie był zwykły policzek, ale użycie przemocy z wyraźnym zamiarem upokorzenia – stwierdził. Wyrok w tej bulwersującej całą Francję sprawie zapadnie 13 sierpnia.
hania05-07-2008 13:45:09   [#3475]
ciekawe co by było po innych incydentach, jak kosz na głowie, inne obelgi itp....
z tą solidarnością kraju....
czemu nerwy puszczają nauczycielom - jak widac nie tylko u nas....

a młodzież jest ciągle taka sama, potrzebuje uwagi,słuchania jej, miłości, szacunku.....wtedy oddaje to samo, nawet drań - tak wynika z moich dotychczasowych doświadczeń....
hania05-07-2008 13:48:31   [#3476]
i jeszcze tu..
http://wiadomosci.onet.pl/1399324,2678,kioskart.html
Seks i przemoc w szkolnym mundurku
Włoska szkoła przeżywa największy w swojej historii kryzys
Uczniowie masowo demolują budynki szkolne, tłumacząc, że chcieli się trochę rozerwać. Brutalny gwałt to według nich tylko zabawa. Narkotyki, gra w karty i seks podczas lekcji są na porządku dziennym. Uczniowie zrobiliby wszystko, żeby wystąpić w "Wielkim Bracie". Wypasiona komórka to ich fetysz.
Do gimnazjum Livatino w neapolitańskiej dzielnicy San Giovanni, gdzie siedmiu uczniów zgwałciło niepełnosprawną koleżankę, a potem nagrany film rozpowszechniło w internecie, wysłano ekipę psychologów. Szefujący grupie Raffaele Felaco, wiceprezydent związku psychologów włoskich, swój pobyt w placówce podsumował: – Między uczniami panuje hierarchia identyczna jak między małpami, bazuje ona na współzawodnictwie. To, jakie miejsce zajmujesz, zależy od stopnia twojej agresywności. Stwierdzenie narobiło takiego zamieszania, że regionalny kurator, Angela Cortese, pospieszyła wyjaśnić, że małpim zachowaniem w pedagogice nazywa się zjawisko naśladownictwa.

– U dzieci i młodzieży jest ono bardzo silne – dodała. Stefano Trapani, przewodniczący sądu dla nieletnich w Neapolu, nie do końca zgodził się z tą opinią. – Nasza społeczność jest niezwykle agresywna. Środki masowego przekazu codziennie pokazują przykłady, w których silniejszy triumfuje nad słabszym. Młodzież jedynie naśladuje dorosłych. Bez przykładu idącego z góry nieletni nigdy nie dopuściliby się tak karygodnych i budzących wstręt czynów. Nie można winą obarczać wyłącznie młodzieży. Alberto Bottino, regionalny dyrektor do spraw szkolnictwa, podkreślił, że do haniebnego zachowania doszło w cieszącym się złą sławą i zaniedbanym kulturalnie regionie. – Dzielnica ta powinna się znaleźć pod specjalnym nadzorem, uczniowie wymagają opieki i zwiększonej uwagi. Zbyt często są świadkami gwałtu i przemocy, w domu, na ulicy, wszędzie. Trzeba dać im pozytywny przykład. Faktem jest jednak, że podobne epizody mnożą się w całych Włoszech. W jednej ze szkół pod Turynem uczniowie znęcali się nad kolegą z zespołem Downa. W Palermo grupa chłopców w wieku od 12 do 18 lat zgwałciła 14-letnią, upośledzoną umysłowo uczennicę. W maleńkim Tempo Pausania koło Sassari trzech uczniów podstawówki (najmłodszy, będący szefem grupy, ma 11 lat, a najstarszy o dwa więcej) wielokrotnie wykorzystywało seksualnie dziewięcioletnią dziewczynkę. Trzej nieletni z Nuoro (Sardynia) zmusili 13-letnią koleżankę do rozebrania się i zrobili zdjęcia, które potem upowszechnili w internecie. Grożąc, że pokażą je rodzicom, zmuszali ofiarę do seksu.


W czasie lekcji dzieci się nudzą

Nie zawsze seks w szkole wiąże się z przemocą. W gimnazjum w Tronto koło Ankony zebranie klasowe, na którym zgodnie z regulaminem uczniowie bez udziału nauczycieli dyskutują o problemach klasowych, przekształciło się w plan filmu pornograficznego. Para uczniów – on 15 lat, ona o rok młodsza – znudona przebiegiem zebrania zajęła się seksem oralnym. Asystujący wydarzeniu koledzy sfilmowali scenę i rozesłali znajomym SMS-ami, a później umieścili na szkolnej stronie internetowej. Dwójka klasowych kochanków i filmowcy amatorzy zostali zawieszeni w prawach ucznia na 15 dni.

W Neapolu prokuratura zajmuje się sprawą kilkunastu szkolnych filmików – na jednym dziewczyna rozpina bluzkę i demonstruje kolegom nagie piersi. Jak się okazuje, scenę nakręcono podczas lekcji. W sieci krąży masa zdjęć półnagich gimnazjalistek i licealistek, niektóre oferują usługi w najstarszym zawodzie świata. Często fotografie trafiają na strony internetowe bez wiedzy zainteresowanych. Koledzy uważają to za dobry żart.
W sieci znalazł się też nagrany w jednej ze szkół w Cesenie film, na którym podczas lekcji religii 17-letni uczeń proponuje nauczycielce haszysz. Ostatnio przebojem, cieszącym się największą popularnością na stronie YouTube, jest scenka zarejestrowana w klasie, tym razem autorzy nie podali nazwy szkoły, pokazująca uczniów grających w trzy karty. Wszystko odbywa się jak w kasynie, z przyjmowaniem zakładów włącznie. Nauczycielka udaje, że nic nie widzi i nie słyszy. Wygodniej i bezpieczniej. Prasa skomentowała pokaz: – Gra w karty? Lepsza niż przemoc. – To zaledwie wierzchołek góry lodowej. Codziennie do centrali policji pocztowej w Rzymie trafiają dziesiątki materiałów z całego kraju. W ciągu ostatnich miesięcy zlokalizowaliśmy ogromną liczbę zarejestrowanych w szkołach nagrań wideo o zawartości pornograficznej lub przemocy. Zmuszeni byliśmy nawet rozszerzyć oddział o ekipę psychologów, wspólnie z którymi monitorujemy i badamy to nasilające się błyskawicznie zjawisko – powiedział Maurizio Masciopinto, kierujący oddziałem dochodzeniowym policji pocztowej.

Zarekwirowane filmiki krążą wokół trzech tematów – w 70 proc. dotyczą seksu, w 20 proc. przemocy, a w 10 proc. anoreksji. Większość kręcą sami uczniowie, używając telefonów komórkowych lub kamery cyfrowej. Dlaczego pokazują je w internecie? – To rodzaj masowego narcyzmu, młodzi ludzie chcą się widzieć na ekranie, "zaistnieć" w świecie wirtualnym, być jego częścią. Znam młodzież, która filmuje swoje mecze piłki nożnej, aby chwilę później wspólnie je obejrzeć. Bardziej ich bawi oglądanie niż gra. Po prostu rzeczywistość przestała się liczyć – stwierdził Marco Lodovico, nauczyciel z rzymskich peryferii i pisarz. Wielu wini za taki stan rzeczy telewizję. Ich zdaniem, to ona każe uczniom wierzyć, że życie to przedstawienie. – Filmują i wysyłają do sieci wszystko, dla nich egzystencja to rodzaj "Wielkiego Brata".

O tym, że włoska szkoła nie jest w najlepszej kondycji, świadczą nie tylko ekscesy uczniów, ale i niestety nauczycieli. A tu skandal goni skandal. W listopadzie ub.r. w szkole średniej (będącej odpowiednikiem polskiego gimnazjum) w Brianza pod Mediolanem 33-letnia nauczycielka matematyki została zaskoczona w klasie podczas uprawiania seksu z trzema 15-latkami. W szkole zawodowej w Belluno nauczyciel został oskarżony o wykorzystywanie seksualne uczennic w zamian za dobre stopnie. W lutym br. kolejna niepedagogiczna historia – wszyscy, którzy zaglądają na internetową stronę YouTube, mogli zobaczyć 80-sekundowy film nakręcony za pomocą telefonu w prywatnym gimnazjum w Lecce. Utrwalona scenka pokazuje siedzącą za biurkiem nauczycielkę, mającą na sobie spodnie biodrówki. Wokół biurka kręcą się trzej uczniowie, jeden z nich, stojący za plecami nauczycielki, wkłada jej rękę za spodnie. Kobieta nie reaguje. Sprawą zajął się prokurator. Zanim sformułowano zarzuty, 40-letnia pani profesor poprzez swojego adwokata poinformowała, że jest nieświadomą ofiarą. – Wokół mojego biurka panowało spore zamieszanie, nie zdałam sobie sprawy z tego, co się dzieje – powiedziała. Prokurator nie dał wiary usprawiedliwieniom. Rzeczywiście, raczej trudno uwierzyć w jej niewinność. Przypadek ten wzbudził powszechny niesmak. Neapolitanka Gloria Maio, matka 14-letniego chłopca, komentując zajście, stwierdziła, że nic już jej nie zdziwi. – Poszłam na wywiadówkę do liceum syna, chodzi do pierwszej klasy. Nie mam pojęcia, dlaczego dyrekcja pozwala, żeby nauczycielki ubierały się tak wyzywająco. Nauczycielka od angielskiego miała na sobie wydekoltowaną bluzkę i tak obcisłe spodnie, że miałam wrażenie, że pękną w szwach, gdy usiądzie. Podczas spotkania ze mną nie zdjęła ciemnych okularów, a rozmawiałyśmy w pokoju nauczycielskim. Ta kobieta minęła się z powołaniem, powinna zostać gwiazdą filmową. Ale to nie Hollywood, tylko szkoła, jakieś normy powinny obowiązywać. Czego wymagać od uczennic, skoro nauczycielki dają taki przykład?

Andrea, syn Glorii, zapytany, co sądzi o anglistce, stwierdził, że jest niezła, ale uważa, podobnie jak koledzy, że nauczycielka ma "zrobiony" biust. Liceum klasyczne, do którego uczęszcza Andrea, cieszy się opinią jednego z najlepszych w Neapolu.

Kij na złych uczniów

Nauczyciele, nie radząc sobie z uczniami, coraz częściej sięgają po przemoc, a dokładnie po kij. W Casercie aresztowano 50-letnią Concettę Caruso, nauczycielkę ze szkoły podstawowej, która w taki właśnie sposób zaprowadziła rygor w swojej klasie. Kiedy zbity siedmiolatek poskarżył się rodzicom, przeprowadziła dochodzenie, a potem zagroziła matce chłopca konsekwencjami, starając się zmusić ją do milczenia. Ponieważ okazało się, że nie był to pierwszy raz, została zwolniona. Kilkanaście dni temu w Mediolanie młoda nauczycielka obcięła uczniowi język, bo na lekcji rozmawiał bez pozwolenia. Chłopcu założono osiem szwów. Nauczycielka tłumaczyła się, że chciała niesfornego ucznia postraszyć. W ciągu ostatniego tygodnia wyszły na jaw trzy kolejne przypadki zastraszania i bicia uczniów.
Również rodzice nie pozostają w tyle. 8 lutego w jednej ze szkół w Bari grupa rodziców osaczyła nauczyciela, ponieważ zabronił uczniom przynosić do szkoły telefony komórkowe. Mężczyzna musiał wezwać karabinierów. Z tego samego powodu ucierpiał nauczyciel gimnastyki w leżącym na Nizinie Padańskiej mieście Ferrara. 28-letnia kobieta i jej młody konkubent pobili nauczyciela WF, bo zabronił jej 13-letniemu synowi rozmawiać przez telefon w trakcie lekcji. 3 marca Ugo Castornina, dyrektor jednej ze szkół w Bari, został brutalnie poturbowany przez ojca i dziadka uczennicy. Dyrektor zwrócił uwagę, że mężczyźni weszli na teren placówki w momencie, kiedy uczniowie znajdowali się na korytarzu, poprosił więc, aby poczekali w holu, wtedy rzucili się na niego. Wyszedł cało, bo pospieszyła mu na ratunek część grona pedagogicznego. Jeden z agresorów, uciekając, zagroził, że go zabije. A wszystko z powodu złych ocen dziewczynki. W peryferyjnych dzielnicach Neapolu, gdzie wielu uczniów przychodzi do szkoły uzbrojonych w nóż, przypadki "ustawienia" zbyt wymagającego nauczyciela przez rozzłoszczonych rodziców są na porządku dziennym.

Wandale w mundurkach

Ogromnym problemem włoskich szkół jest również wandalizm. Liceum Sbordone w Neapolu w ciągu pięciu ostatnich miesięcy siedem razy padło ofiarą chuliganów. Nie widząc innego wyjścia, rodzice złożyli się na system alarmowy i nadzór wideo. W szkole średniej Saba, w najlepszej dzielnicy miasta u stóp Wezuwiusza, wandale weszli nocą do remontowanej części budynku i wywalili kilka ścian dzień wcześniej postawionych przez murarzy. W tej samej placówce kilkanaście dni temu uczniowie zalali całe piętro. Nie mieli ochoty na zapowiedzianą tydzień wcześniej klasówkę. 2 marca w Catanzaro policjanci przyłapali trzech uczniów, w wieku od 12 do 14 lat, podczas próby zalania szkoły. Chłopcy weszli przez okno w łazience i odkręcili wszystkie krany. W niewielkim Chiaiano sześciu młodocianych wandali kompletnie zdewastowało budowaną podstawówkę. – Chcieliśmy się trochę zabawić – przyznali policji.

Wandalizm w szkołach przybiera zatrważające rozmiary. Od początku roku szkolnego w Neapolu i na prowincji w szkołach średnich odnotowano zniszczenia na sumę 500 tys. euro. Policja zrobiła mapy szczególnego ryzyka, znajdujące się tam placówki są obserwowane 24 godziny na dobę. W 20 szkołach zostaną zainstalowane kamery, 30 szkół otworzy podwoje również po południu. Giuseppe Fioroni, włoski minister edukacji, uważa, że w ten sposób ocali od ulicy setki dzieci. Minister przeznaczył na ten cel 4 mln euro, więcej niż w innych regionach, ponieważ jak stwierdził, w Neapolu przemoc istnieje nie tylko w szkołach, ale i przeciwko szkołom.

Fioroni bije na alarm. – Dotknęliśmy dna. Szkoła sama sobie nie poradzi. Musimy działać razem: szkoła, rodzina, Kościół – powiedział. Zaproponował szeroko zakrojoną kampanię przeciwko przemocy w szkołach. Jest logo, T-shirty i inne gadżety. Powołał placówki, których zadaniem jest monitorowanie zjawiska. Szkoły mogą wymieniać doświadczenia na stronie internetowej i mają do dyspozycji specjalny numer telefonu. Według włoskiego ministra edukacji, wyrzucenie niebezpiecznego ucznia ze szkoły niczego nie rozwiązuje. Trzeba zmienić myślenie. Nie będzie łatwo. 53 proc. uczniów zapytanych o to, co by zrobili, gdyby zostali zaatakowani, stwierdziło, że obroniliby się sami. Według 24 proc. ankietowanych ci, którzy poprosiliby o pomoc dorosłych, to szpiedzy i mięczaki.

W sukurs Fioroniemu ruszył Kościół. Szczególnie zaangażował się kard. Crescenzio Sepe, arcybiskup Neapolu. Duchowny wezwał młodzież do złożenia broni. W katedrze wystawiono kosz, do którego można składać noże – te, które młodzi neapolitańczycy mają przy sobie, idąc do szkoły, na dyskotekę, na spacer z dziewczyną. Kardynał, któremu już kilkakrotnie grożono śmiercią, stwierdził, że bez moralnego odrodzenia nie może być mowy o rozwoju kraju. Również prezydent Włoch, Giorgio Napolitano, przyznał, że Włosi będą musieli odbudować system wartości. Wielu uważa jednak, że nie jest aż tak źle. W każdym razie w innych krajach nie jest lepiej. Włosi lubią się porównywać z innymi. W prasie lawinowo pojawiły się informacje o eskalacji przemocy w szkołach w Anglii, Francji i Stanach Zjednoczonych. "Jesteśmy w dobrym towarzystwie: według danych Teacher Support Network w Wielkiej Brytanii, 50 proc. angielskich nauczycieli spotkało się z fizyczną agresją ze strony uczniów, a aż 92 proc. padło ofiarą agresji werbalnej", napisał dziennik "Il Mattino". Nie ma wątpliwości, że w tym przypadku lepsze byłoby gorsze towarzystwo
hania05-07-2008 13:55:46   [#3477]
mic.. jak to czytam - to u nas chyba nie jest tak źle....
włos się jeży....
bzyczek06-07-2008 09:20:17   [#3478]
No cóż, totalnie zaniedbane wychowanie w rodzinach, jak zwykle winna jest szkoła, która przecież powinna WSPOMAGAĆ rodzinę, a nie ją wyręczać...
bzyczek06-07-2008 10:06:29   [#3479]
Kontrowersyjna minister edukacji Katarzyna Hall, zwana Anną Fotygą rządu Tuska, znów robi zamieszanie w polskiej szkole. Ale tym razem ma pomysł o niebo lepszy od osławionych matur z religii. Chce obniżyć wiek szkolny o rok.

6-latki pójdą do szkoły już w 2009 roku. Ale nie wszystkie na raz – jednorazowa zmiana byłaby za dużym obciążeniem finansowym i technicznym dla szkół. Stopniowo coraz większe grupy dzieci przyłączane będą do pierwszej klasy 7-latków. Przy dobrych wiatrach proces ten potrwa 2 lata, przy złych pierwszy pełen rocznik 6 -latków zacznie szkołę w 2012 roku.

Obniżenie wieku szkolnego to najtańszy, najprostszy i najskuteczniejszy sposób na wyrównanie szans edukacyjnych

Tak minister tłumaczyła swoją decyzję dziennikarzom. Trudno się nie zgodzić. Gorzej, że obniżenie obowiązku szkolnego idzie w parze ze zniesieniem obowiązkowych zerówek. Według Hall:

[Zerówki] to pomyłka. Dzieci idą do szkoły z zerówek tak nierówno przygotowane, że w pierwszej klasie i tak muszą powtarzać program.

Fakt. Co przedszkole, to inny program wychowawczy. Efekt jest taki, że w pierwszej klasie spotykają się dzieci płynnie czytające i takie, co ledwo rozróżniają litery. A będzie jeszcze gorzej – w szkolną rzeczywistość będą wchodzić 6-latki, które nie miały jeszcze żadnej styczności z nauką! Jak ktoś będzie mieć kasę, to wyśle dziecko do elitarnej, prywatnej placówki, gdzie będzie uczyć się języków, gry na mandolinie i grać w przedszkolnym teatrzyku. A jak nie będzie miał pieniędzy, to zostawi je w domu. To nie jest wyrównywanie szans.

Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz. 6-latek jest na takim poziomie rozwoju umysłowego, że może już uczyć się literek i cyferek. Pytanie tylko, jak poradzi sobie z tym, że będzie za swoją wiedzę oceniany. Nauka w zerówce jest bezstresowa, bo odbywa się przez zabawę. W podstawówce są już prace domowe, klasówki, odpytywanie przy tablicy. Twórcy nowego programu nauczania będą musieli opracować jakiś łagodny sposób na wprowadzenie ucznia do edukacyjnego wyścigu szczurów.

Podsumowując: obniżenie wieku szkolnego to bardzo dobry pomysł. Nareszcie dołączamy do większości zachodnich krajów, gdzie 6-latki rozpoczynają już edukację. Pytanie tylko, na ile te zmiany przyczynią się do rzeczywistego podniesienia poziomu w szkołach. Polscy uczniowie są najgłupsi w Unii nie dlatego że rozpoczynają edukację rok później niż ich koledzy z Finlandii...

Paulina Witek
beera06-07-2008 10:49:31   [#3480]

brzmi to niedobrze

w poniedziałek będę na konferncji, na której Minister Hall ogłosi swoje ostateczne postanowienia w tej sprawie. Przekażę Wam.

Mam nadzieję, ze nie tak bedzie to wszystko wygladac, jak tu wyżej opisane,

co do braku obowiązku przedszkolnego - jakby to wygladało w okresie przejściowym?

   6 latki  7 latki
20008/9   nie idą  idą po OP
2009/2010  idzie 1/3 urodzona  od stycznia do kwietnia,
bez przygotowania w OP (bo były 5 latkami, więc nie miały) 
 idą po OP
 2010/2011

 idzie 1/3 urodzona od kwietnia do sierpnia
bez przygotowania w OP

idą
bez przygotowania w OP
 2011/2012  idzie 1/3 urodzona od sierpnia do grudnia
bez przygotowania w OP
 idą
bez przygotowania w OP

współczuję nauczycielom klas I, którzy będa mieli 6latki i 7 latki w jednej klasie - wszyscy wiemy, ze to będzie problem.

i chyba jako rodzic nie zdecydowałabym sie mojego dziecka posłać rok wczesniej do szkoły - bo w zasadzie w tym okresie przejściowym w ten sposób to bedzie zorganizowane. Mysle, ze to może byc destrukcyjne i nie pozwolić na prawidłowy rozwój dziecka 6letniego - chyba, że bardzo się zmieni szkoła i w niej nauczyciele.
Krytyczny bedzie rok 2009 - bo trafią do przygotowanych 7 latków nieprzygotowane 6latki.

Marek Pleśniar06-07-2008 10:50:47   [#3481]

a skąd pomysł że polscy uczniowie sa najgłupsi?

 

zgodzę że polscy dorośli bywają najgłupsi - co do dzieci mam inną wiedzę:-)

bosia06-07-2008 11:02:21   [#3482]

chyba jakies nasze kompleksy wchodza bardziej

a dzieci? 

jakos nie mysle że są najglupsze, a mam troche obserwacji i mozliwosci porównania

 nie róznia sie od kolegów z innych krajów i radza sobie tak samo jak inni

 

beera06-07-2008 11:09:56   [#3483]

o nie zauważyłam tego cudnego zdania:
Polscy uczniowie są najgłupsi w Unii nie dlatego że rozpoczynają edukację rok później niż ich koledzy z Finlandii...

w jakiej gazecie pisze ta fachowa dziennikarka?

grażka06-07-2008 11:13:44   [#3484]

Ja natomiast przypominam - że na jednej z Konferencji w Miętnem i niedawno w jakimś artykule - autorka nowej podstawy programowej, prof. E. Gruszczyk-Kolczyńska podkreślała, że w jednym roczniku różnice między dziećmi - jeśli chodzi o wieloaspektowy rozwój - mogą siegać do 4 lat. W swojej książce "Dziecięca matematyka" cały rozdział poświęciła krytycznej ocenie systemu klasowo-lekcyjnego (str 268) i sytuacjom, gdy odroczenie obowiązku szkolnego ma dobroczynny wpływa na dalsze losy szkolne (i nie tylko) dziecka.

Więc uparte obarczanie przez Panią Minister nauczycieli przedszkoli za nierówne przygotowanie dzieci do szkoły tudzież inne przywoływanie w uzasadnieniu przesłanki (np. dotychczasowy bałagan - rodzic nie wie, co ma robić z 6 latkiem plus kuriozakne - za przedszkole trzeba płacić, za zerówkę w szkole nie) jest dla mnie dowodem polityczności tej decyzji, a nie merytorycznie uzasadnionej konieczność.

grażka06-07-2008 11:14:07   [#3485]

Poza tym Finlandia akurat 7latki :)

 

beera06-07-2008 12:24:13   [#3486]

no właśnie mnie dlatego zainteresowało gdzie pisze ta pani ;)

===

a co do akapitu 1 Twojego postu - tez pamiętam, a poza pamiętniem mamy przeciez jeszcze swoją wiedzę, więc pomysł "mieszania" mnie lekko przeraża.
Myślałam, ze uda się oddzielić w klasach 6 i 7 latki

Popieram obnizenie wieku szkolnego uczniów, ale przy spełnionych wielu warunkach dodatkowych

 

 

grażka06-07-2008 13:09:01   [#3487]
No właśnie :)
malmar1506-07-2008 13:40:23   [#3488]
bzyczku, wkleiłaś stary artykuł z 20.12.2007


"w jakiej gazecie pisze ta fachowa dziennikarka?"

asiu, masz to tutaj

http://www.pardon.pl/artykul/3433/koniec_z_zerowka_6-latki_pojda_do_szkoly
malmar1506-07-2008 13:43:26   [#3489]
mnie też to zaciekawiło, więc poszukałam w necie

super fachowość ;-)))
kasiek06-07-2008 21:24:43   [#3490]

Dlaczego szkoła nie wezwała pogotowia?

http://miasta.gazeta.pl/rzeszow/1,34962,5429716,Dlaczego_szkola_nie_wezwala_pogotowia_.html

- Dyrektorka szkoły nie zadzwoniła po pogotowie, kiedy samochód potrącił mojego syna. Skieruję sprawę do prokuratury - zapowiada ojciec dziewięcioletniego Rafała. - Nie było takiej potrzeby, a dziecko powinno być już pod opieką rodziców, nie na boisku szkolnym - twierdzi wicedyrektorka Szkoły Podstawowej nr 1 w Rzeszowie

Zobacz powiekszenie
Fot. Bartosz Frydrych /AG


Rafał został po lekcjach na terenie szkoły. Czekał, aż zajęcia skończy jego starsza siostra. Był ciepły dzień, 14 kwietnia. Rafał grał z kolegami w piłkę na szkolnym boisku. W pewnym momencie piłka przeleciała przez ogrodzenie wprost na jezdnię ul. Sobieskiego. Dziewięciolatek wybiegł po nią i wpadł na maskę samochodu.
Wersja pana Janusza, ojca Rafała:

- Chłopak wpadł na samochód. Poobijał się. Pani, która prowadziła auto, chciała dzwonić po pogotowie i po policję. Jednak nie zgodziła się na to wicedyrektorka SP nr 1 Grażyna Myśliwiec. Wysłała Rafała do domu pod opieką starszej siostry, nie informując mnie o niczym. Po tym wszystkim dziecko trafiło do szpitala na trzydniową obserwację.

Wersja Grażyny Myśliwiec, wicedyrektorki SP 1:

- Rafał był po lekcjach. Rodzicie nie chcą, żeby uczestniczył w zajęciach w świetlicy, więc przebywał na boisku. Wybiegł na ulicę i wpadł na samochód. Pani, która prowadziła pojazd, podkreślała, że nie potrąciła chłopca. Po prostu uderzył on w maskę. Ja, szkolny pedagog i nauczyciele uznaliśmy, że nie ma potrzeby wzywania pogotowia, bo Rafałowi nic się nie stało. Dlatego wysłaliśmy go z siostrą do domu. Naszym jedynym błędem było to, że nie wezwaliśmy rodziców.

Myśliwiec podkreśla, że Rafał powinien być odebrany przez rodziców ze szkoły po skończonych lekcjach, a tak się nie stało.

Ojciec Rafała poskarżył się na postępowanie szkoły do kuratorium. Wizytator nie dopatrzył się żadnych uchybień w działaniu pani dyrektor. - Dzieci z klas od 1. do 3. mają zapewnioną opiekę w świetlicy szkolnej, ale rodzice Rafała z tego nie skorzystali. Dziecko powinno być więc odebrane po lekcjach przez rodziców. Dyrektor Myśliwiec wytłumaczyła nam, że chłopcu nic się nie stało i dlatego nie wezwano pogotowia. Uznaliśmy, że nie ma w tym przypadku żadnych uchybień w pracy szkoły - mówi Krystyna Czubara z Podkarpackiego Kuratorium Oświaty.

Ale dziecko zostało potrącone przez samochód - mówimy. - Dyrektorka sprawdziła i uznała, że nic mu się nie stało - powtarza Czubara.

Z taką opinią nie zgadza się kategorycznie ojciec Rafała. Zapowiada, że skieruje sprawę do prokuratury i oskarży wicedyrektorkę o niedopełnienie obowiązków. - Przecież mój syn był na terenie szkoły. Co by zrobiła pani dyrektor, gdyby była np. świadkiem potrącenia dziecka na ulicy? Nie zadzwoniłaby po pogotowie? To przecież nie do pomyślenia - oburza się pan Janusz.

Po potrąceniu Rafał spędził trzy dni w szpitalu na obserwacji. Badania rentgenowskie czaszki nie wykazały żadnych urazów, ale chłopiec przez ostatnie dwa miesiące zgodnie z zaleceniami lekarzy kilkakrotnie był konsultowany przez chirurgów. Teraz czeka na badanie tomograficzne mózgu. - Często skarży się na bóle głowy - mówi wzburzony pan Janusz.

Wątpliwości co do tego, że ktoś ze szkoły powinien wezwać pogotowie, nie ma też dyrektor rzeszowskiej stacji pogotowia ratunkowego Stanisław Rybak. - Jest wiele nieuzasadnionych przypadków wzywania karetki. Często wynika to z niewłaściwej oceny sytuacji. Jednak w przypadku potrącenia dziecka zawsze należy zadzwonić po pogotowie. To lekarz powinien ocenić stan pacjenta - mówi.

Po zgłoszeniu ze szpitala, że trafiło tam dziecko z wypadku drogowego, sprawę badała także policja. Poszukiwano kobiety, która prowadziła samochód, ale bezskutecznie. Opierając się na zeznaniach chłopca i świadków, wykonano szkice sytuacyjne. Na ich podstawie oraz zapisu z kamer monitoringu wykluczono winę kierowcy. Według policji to było wtargnięcie na jezdnię. Kierowca nie miał szans na reakcję. Na ul. Sobieskiego są tak duże ruch i ciasnota, że samochody jeżdżą tam bardzo powoli.

14 maja policja skierowała sprawę do sądu dla nieletnich. - Dlatego że sprawcą zdarzenia drogowego był nieletni - mówią w Komendzie Miejskiej Policji w Rzeszowie.





Dla "Gazety"

Podinspektor Zbigniew Kocój

oficer prasowy KMP w Rzeszowie

- Choć obrażenia, jakie odniósł chłopiec, były niewielkie, nie ulega wątpliwości, że dyrektorka szkoły powinna bezwzględnie zawiadomić policję i pogotowie ratunkowe. Argumentów jest kilka. Po pierwsze, jeżeli w wypadku czy zdarzeniu drogowym uczestniczy dziecko, to koniecznie musi je obejrzeć lekarz. Dziecko może być w szoku, może się bać i nie zawsze powie, co mu dolega. Tylko lekarz może ocenić jego faktyczny stan. Nikt inny. Nawet jeżeli pozornie nic się złego nie dzieje, to przecież lekarze zostawiają dziecko na obserwacji w szpitalu.

Po drugie, także policja była potrzebna na miejscu, choćby po to, by ustalić, czy kierowca był trzeźwy. Pani dyrektor powinna spisać dane kierowcy, by ułatwić rodzicom dziecka staranie się o odszkodowanie.

not. mk



Foto: Ta brama oddzielająca boisko szkolne od ulicy wcześniej zwykle była otwarta. Po wypadku zawieszono na niej kłódkę

Źródło: Gazeta Wyborcza Rzeszów
beera06-07-2008 21:25:58   [#3491]

się czasem wierzyc nie chce

 

bzyczek06-07-2008 22:06:11   [#3492]
Nie było mnie na forum ale widzę, że znaleźliście
A wkleiłam, żeby poruszyć temat, no i ze względu na to ostatnie kuriozalne zdanie "Polscy uczniowie są najgłupsi w Unii nie dlatego że rozpoczynają edukację rok później niż ich koledzy z Finlandii..."
malmar1507-07-2008 06:57:11   [#3493]
Nie zdążą z maturą z matematyki?


Obowiązkowy egzamin maturalny z matematyki, który po raz pierwszy ma odbyć się w maju 2010 r., jest poważnie zagrożony - alarmują eksperci z okręgowych komisji egzaminacyjnych (OKE).

Choć zgodnie z przepisami najpóźniej 1 września tego roku przyszli maturzyści powinni poznać przykładowe zadania maturalne, to z ustaleń "Dziennika" wynika, że Ministerstwo Edukacji nie przedstawiło do tej pory OKE nawet pomysłu, jak ten egzamin ma wyglądać.

Zbigniew Marciniak, wiceminister edukacji odpowiedzialny za standardy egzaminacyjne, uspokaja i twierdzi, że wszystko jest w najlepszym porządku.

Jak przypomina "Dziennik", nad obowiązkową maturą z matematyki od stycznia pracuje zespół ekspertów MEN. Ich nazwiska, podobnie jak efekty ich pracy, są owiane tajemnicą. Nie znają ich nawet pracownicy centralnej i okręgowych komisji egzaminacyjnych, choć to oni odpowiedzialni są za przygotowanie, przeprowadzenie i sprawdzanie matur, a także opracowanie informatorów maturalnych, czyli przykładowych zadań, jakie mogą znaleźć się na egzaminie dojrzałości. Zgodnie z przepisami informator taki musi być opublikowany najpóźniej dwa lata przed egzaminem.

Wszystko po to, by uczniowie zostali właściwie przygotowani do matury. Uczeń musi zapoznać się z kryteriami egzaminu już na początku II klasy liceum lub III technikum, żeby móc przez dwa lata zrealizować program dający szansę na zdanie matematyki.

Tym bardziej że dla wielu uczniów po latach nieistnienia obowiązku zdawania tego przedmiotu jest to perspektywa spędzająca sen z powiek. - Do tej pory nie poznaliśmy żadnej koncepcji, jak ten egzamin ma wyglądać. Nie wiemy, jaką wiedzę ta matura ma sprawdzać, jaki ma być system oceniania prac. Tymczasem 1 września musimy ogłosić informator maturalny - opowiada "Dziennikowi" jeden z dyrektorów OKE.

Dodaje, że pomimo wielokrotnych pytań kierowanych w tej sprawie do Ministerstwa Edukacji dopiero w ubiegłym tygodniu minister Marciniak znalazł czas, by się spotkać z egzaminatorami. Na spotkaniu, które odbyło się w ostatni wtorek, wiceszef MEN miał ku ich zdziwieniu powiedzieć, że nie jest zadowolony z dotychczasowych przygotowań do matury z matematyki.

Egzaminatorzy dopytywali o szczegóły, w efekcie Marciniak zwołał kolejne spotkanie w piątek. - Jako dorobek kilku miesięcy prac tajemniczego zespołu został nam przedstawiony przykładowy arkusz pytań z poziomu podstawowego. Nic po za tym. Wygląda na to, że resort edukacji nie zamierza rozpocząć eksperckiej dyskusji o formie tego egzaminu - zdradza "Dziennikowi" uczestnik spotkania.

Tymczasem komisje egzaminacyjne zaczynają być bombardowane pytaniami zaniepokojonych pedagogów. Nauczyciele chcą wiedzieć, do jakiego egzaminu mają przygotować uczniów.

Wiceszef MEN w rozmowie z "Dziennikiem" zapewnia, że wszystko jest w najlepszym porządku, a we wrześniu na pewno ujawni szczegóły obowiązkowej matury z matematyki.

- Kto więc przygotowuje egzamin? Jakich zadań mogą spodziewać się maturzyści? - dopytywał "Dziennik". - To najściślejsza tajemnica - odparł wiceminister. "Dziennik" zapytał, dlaczego po kilku miesiącach prac opracowany jest tylko poziom podstawowy egzaminu. - Poziom rozszerzony jest łatwiej opracować, bo nie trzeba uważać na to, by pytania nie były za trudne - tłumaczył wiceminister.
cynamonowa07-07-2008 09:59:48   [#3494]

- Poziom rozszerzony jest łatwiej opracować, bo nie trzeba uważać na to, by pytania nie były za trudne - tłumaczył wiceminister.

Jeśli w ten sposób powstają poziomy rozszerzone.......

cynamonowa07-07-2008 10:08:41   [#3495]

Kolejka chętnych do obejrzenia matur

Piotr Burda 2008-07-06, ostatnia aktualizacja 2008-07-06 19:04

Od wtorku już 93 świętokrzyskich maturzystów zgłosiło się do łódzkiej komisji egzaminacyjnej, aby przejrzeć swoje prace. Komisja nie zgadza się na wysyłanie prac maturalnych do Kielc.

Od 1 lipca maturzyści, którzy mają wątpliwości co do wyników, mogą sprawdzać swoje prace maturalne. Jest to uzasadnione, bo przykłady z tegorocznych egzaminów gimnazjalnych pokazały, że w arkuszach może znaleźć się dużo błędów, które powstały nie z winy uczniów, ale mogą rzutować na wyniki ich sprawdzianów. - Do tej pory zgłosiły się do nas 93 osoby, które chciałyby mieć wgląd do prac - informuje Janina Skibicka, zastępca dyrektora łódzkiej OKE, obejmującej swym zasięgiem województwo świętokrzyskie.

Terminy i miejsce wglądów ustala komisja. I tu zaczyna się problem. Świętokrzyscy maturzyści nie mogą bowiem obejrzeć pracy w Kielcach, muszą pojechać do Łodzi, do siedziby komisji przy ul. Praussa 4. - Mamy prośby o udostępnienie wyników matur w Kielcach. Jeden z maturzystów argumentował to na przykład tym, że pracuje i nie ma czasu ani pieniędzy na przyjazd do Łodzi. Nie możemy jednak łamać obowiązujących zasad, dlatego odmówiliśmy - tłumaczy Skibicka. Jej zdaniem, w kieleckiej delegaturze OKE pracuje zbyt mało osób, żeby można obarczać je dodatkowymi obowiązkami. Na obejrzenie pracy maturzysta ma 15 minut, musi odbywać się to w obecności pracownika OKE, który dba o to, aby arkusz maturalny nie został podmieniony.

Czytaj dalej »
Reklamy google

 

W Łodzi, w samym wydziale sprawdzianów, egzaminów gimnazjalnych i matur pracuje 19 osób, wspieranych przez inne wydziały. W Kielcach wszystkimi sprawami (nie tylko egzaminacyjnymi) zajmuje się Jan Korczyński, któremu pomagają trzy osoby.

Problemy naszych maturzystów są jednak niczym w porównaniu z sytuacją w krakowskiej OKE. Obejmuje ona swym zasięgiem województwa małopolskie, podkarpackie i lubelskie. - U nas do przeglądania prac zgłosiło się już ponad 600 maturzystów - informuje Krystyna Szmigel, wicedyrektorka krakowskiej OKE. - Przyjeżdżają do nas maturzyści z Lublina, którzy nawet wynajęli busa, żeby było dla nich szybciej i taniej - dodaje. Ale tamtejsza komisja w niektórych uzasadnionych przypadkach zgodziła się, żeby maturzyści obejrzeli swe prace w delegaturach w Tarnobrzegu i Lublinie.

Być może z takim problemem uczniowie spotkali się po raz ostatni. W planach Katarzyny Hall, minister edukacji narodowej jest reorganizacja pracy kuratoriów oświaty. Ich wizytatorzy mieliby wspierać komisje egzaminacyjne. Na razie obydwie te instytucje działają niezależnie.

Wnioski o udostępnienie prac można składać do 15 lipca. Formularz znajduje się na stronie internetowej łódzkiej komisji.

Źródło: Gazeta Wyborcza Kielce
bogna08-07-2008 18:04:33   [#3496]

Co zrobić, żeby nauka nie była katorgą?

Rozmawiała Agnieszka Drzewiecka 2008-07-07, ostatnia aktualizacja 2008-07-07 17:55

Tylko 76 proc. wielkopolskich uczniów zdało maturę. To poniżej średniej krajowej, która była o 2 proc. wyższa. Jak poprawić ten wynik?

Agnieszka Drzewiecka: Uczniowie i nauczyciele twierdzą, że tegoroczne matury były wyjątkowo trudne.

Elżbieta Leszczyńska, wielkopolski kurator oświaty: - Również spotkałam się z takimi opiniami. Czy poziom matur był wyższy i uczniowie sobie nie poradzili, czy klucz egzaminacyjny był za bardzo precyzyjny? - tego nie wiem. Bo na pewno nie chodzi o to, że matury pisała młodzież mniej zdolna. Tegoroczna matura, podobnie jak egzamin gimnazjalny, stawia wyzwanie systemowi budowania egzaminów zewnętrznych. Dlatego będzie on doskonalony tak, by można było porównywać poziom trudności matur, wyniki między przedmiotami i między rocznikami.

Zbieramy głosy i opinie nauczycieli, ekspertów Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej i będziemy analizować przygotowanie uczniów do matury z matematyki, która będzie obowiązkowa.

Diagnozowanie stanu ich wiedzy musi jednak zacząć się wcześnie, będziemy to robić od września w drugich klasach szkół ponadgimnazjalnych. Dzięki temu ocenimy przed egzaminami maturalnymi możliwości uczniów, co pomoże dostosować poziom nauczania w kolejnych latach przed maturą.

A co się dzieje z biologią? Na poziomie podstawowym wynik wyniósł tylko 39,78 proc.

- Rozmawiałam o tym z wieloma egzaminatorami. Kwestionowali restrykcyjność klucza, według którego sprawdza się testy. Nie pozwalał uznawać pewnych odpowiedzi, które egzaminator uznałby za prawidłowe. Na przykład pytanie na poziomie rozszerzonym o funkcję błony komórkowej uznano za zbyt szczegółowe. Egzaminator rozumiał wypowiedź ucznia, wiedział, że uczeń na lekcji nie realizował treści tak dokładnie, i nie mógł uznać za poprawną odpowiedź bardziej ogólną. Ten problem nie istniałby, gdyby test nie był tak trudny.

Dzisiaj jest widoczny rozdźwięk między wynikami na wschodzie kraju i na zachodzie. W Podlaskiem maturę zdało 81 proc. abiturientów, w Wielkopolsce - 76 proc.

- Dziwi nas ta różnica. Metody pracy nauczycieli na wschodzie i na zachodzie na pewno nie różnią się od siebie, podobnie jak poziom inteligencji uczniów. Być może ma tu znaczenie fakt, że relacje międzyludzkie w tamtej części kraju są bliższe, co wpływa na cieplejszy klimat w szkole. A być może udowodniona przez naukowców zasada mówiąca, że bardziej dostatnie społeczności mają mniejsze ambicje.

Jakie wnioski po tegorocznych egzaminach płyną do kuratorium?

- Po tegorocznym teście gimnazjalnym i maturalnym jedno jest pewne - szkoły powinny mieć łatwość kontrolowania realizacji całej podstawy programowej, bo jest ona kanwą do tworzenia zadań egzaminacyjnych. To ważne, żeby uniknąć takich zaskoczeń jak problem z pytaniem nr 32.

Naszym priorytetem przez ostatnie dwa lata było wspomaganie nauk przyrodniczych. Teraz chcemy to rozszerzyć również na WOS. Po słabych wynikach widać, że z tym przedmiotem uczniowie też sobie nie radzą.

Jak to zrobić?

- W polskich szkołach panuje niewłaściwy trend. Kładziony jest nacisk na samo nauczanie, zamiast na stwarzanie uczniom środowiska uczenia się. Brakuje przestrzeni do swobodnego wchłaniania wiedzy, eksperymentowania, wyciągania wniosków, bo wnioski są zwyczajnie narzucane. Jest to widoczne w niskich ocenach tych części egzaminów, w których wymagane jest twórcze myślenie.

Uczniowie powinni więc wykonywać więcej doświadczeń, mieć więcej zajęć laboratoryjnych, a do tego potrzebne są nowe pomieszczenia, a więc pieniądze. Poza tym powinny zmienić się relacje między nauczycielem i uczniem.

Nauczyciel powinien wspierać ucznia w zdobywaniu wiedzy, pomagać dochodzić do wniosków. A dziś nauczyciele są trudno dostępni, przerwy spędzają w pokojach nauczycielskich, a po swoich zajęciach idą do domu. Wprawdzie mają dyżury, ale uczniowie nie są przyzwyczajeni do tego, by z nich korzystać.

Kiedy w polskich szkołach to się zmieni?

- To długi, wieloletni proces, wymagający wspólnej pracy wszystkich instytucji oświatowych. Gdy się uda, nauka stanie się przyjemnością, a nie - tak jak jest dziś - niejednokrotnie katorgą dla ucznia. To bardzo przykre. Uczniowie są przemęczeni pracą, mają za dużo godzin zajęć, często nawet muszą rezygnować z własnych pasji i zainteresowań, bo nie mają na nie czasu.

Źródło: Gazeta Wyborcza Poznań
malmar1508-07-2008 20:05:15   [#3497]
Językowe kwiatki na maturze z języka polskiego

Matura z języka polskiego nie wypadła w tym roku źle. Na poziomie podstawowym zdawalność wyniosła 94 proc., natomiast na rozszerzonym aż 99 proc. Średni wynik na poziomie podstawowym wyniósł jednak tylko 52 proc. i był niższy niż średni wynik z języka angielskiego (61 proc.).

Jednak profesor Andrzej Markowski, przewodniczący Rady Języka Polskiego, który przeanalizował tegoroczne wypracowania maturalne, nie wyraża się pozytywnie o poziomie językowym tegorocznych prac. Matury z języka polskiego pełne były niefortunnie sformułowanych zdań oraz niepoprawnie użytych wyrazów. Wśród nich znalazły się m.in. następujące:

- Młode pokolenie jest przedstawiane jako bezduszni szkieletorzy;
- Izabela była wymagającą damą i miała wielu partnerów, ale trudno było jej dogodzić;
- Izabela postanowiła oddać się duchowieństwu;
- Izabela popada w chwilowy szezlong;
- Mickiewicz był filatelistą w okresie studiów;
- Bohaterka jako żywy organizm posuwa się do przodu poprzez starzenie;
- Stosunek zawsze jest ukorzeniony w ojcostwie;
- Dobrym przykładem jest Marysia, która przez długi czas utrzymywała swoją cnotę, lecz z czasem głód okazał się silniejszy;
- Bohaterka miała wnękliwe spojrzenie;
- Stała się ikonom dobrych manierów;

Źródło: Gazeta.pl
Małgosia08-07-2008 20:16:12   [#3498]
Szezlong mnie powalił ;-)))
AnJa08-07-2008 20:21:51   [#3499]
14 lat temu zaczynałem pracę w ogólniaku - wtedy mnie trochę to raziło, ale jeszcze bardziej raziło to nauczycieli, kiedy mówiłem co jakiś czas, ze spory procent maturzystów nie umie czytać i pisac

teraz się uodporniłem i takie tam bzdurki nie ruszaja mnie nic, a nic- ot- w naszych szkołach wciaż uczymy na pamięć, bez zrozumienia tego, co mówimy i piszemy
Małgosia08-07-2008 20:27:06   [#3500]
Oczywiście, takie kwiatki były, są i bedą. A nawiasem - nauczycielskie uwagi o uczniach w dziennkach to też niezły materiał przecież ;-))
strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 69 ][ 70 ][ 71 ] - - [ 242 ][ 243 ]