Forum OSKKO - wątek

TEMAT: oświatowy przegląd prasy
strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 66 ][ 67 ][ 68 ] - - [ 242 ][ 243 ]
zgredek21-04-2008 23:32:21   [#3301]

to jest własnie reklama

też nie wiedziałam na jakiej zasadzie można zrealizować program liceum w rok

i tu na forum sie dowiedziałam - działa to na zasadzie kursu przygotowującego do egzaminów eksternistycznych

grażka21-04-2008 23:33:08   [#3302]
http://forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=33&w=78635757&v=2&s=0
grażka22-04-2008 07:52:12   [#3303]

Testowanie uczniów, czyli parcie na wynik

Magdalena Warchala, Ewa Furtak, Katowice 2008-04-17, ostatnia aktualizacja 2008-04-16 20:41

Lekcja w gimnazjum często przypomina taśmę produkcyjną - czytamy w raporcie dla Centralnej Komisji Egzaminacyjnej.

http://serwisy.gazeta.pl/edukacja/1,51805,5127213.html

AnJa22-04-2008 08:05:02   [#3304]
liceum eksternistyczne to marketingowa nazwa kursów przygotowujcych do zdawania egzaminów eksternistycznych w OKE

OKE ogłasza (na razie) jakie egzaminy w sesji robi, takie"liceum" prowadzi tylko te przedmioty, które w danej sesji są zdawane

nie ma toto zadnych uprawnień, nie korzysta z pieniędzy publicznych, nazwa liceum nie jest znakiem towarowym i nie podlega zastrzeżeniu
Marek Pleśniar22-04-2008 14:52:55   [#3305]

Testowanie uczniów, czyli parcie na wynik

Magdalena Warchala, Ewa Furtak, Katowice 2008-04-17, ostatnia aktualizacja 2008-04-17 10:21
 

Lekcja w gimnazjum często przypomina taśmę produkcyjną - czytamy w raporcie dla Centralnej Komisji Egzaminacyjnej.

Zobacz powiekszenie
 
Szkoły ogarnęła testomania, bo nauczyciele chcą jak najlepiej przygotować uczniów do egzaminów kończących podstawówki i gimnazja. Specjaliści ostrzegają: to ma coraz mniej wspólnego z prawdziwą nauką.

Gimnazjaliści z Rudy Śląskiej co miesiąc piszą próbny test. To pomysł Joanny Kwiecińskiej, dyrektorki Miejskiego Zakładu Obsługi Placówek Oświatowych. Jak mówi, chce poprawiać wyniki uczniów, bo od kilku lat zdobywają na egzaminie gimnazjalnym najmniej punktów w województwie. - Praktyka czyni mistrza. Dzięki ćwiczeniom uczniowie lepiej wytrenują rozwiązywanie zadań, oswoją się z arkuszami i nauczą planować pracę w czasie - tłumaczy Kwiecińska.

Katowickie Gimnazjum nr 17 raz w tygodniu po lekcjach organizuje obowiązkowe zajęcia przygotowujące do egzaminów. - Powinny być dobrowolne, ale muszę jakoś zmobilizować mniej pilnych. Dzięki temu nawet przy ewentualnych niedostatkach wiedzy będą umieli podejść do testu od strony formalnej - mówi Beata Golańska, wicedyrektorka zespołu szkół, w skład którego wchodzi gimnazjum.

Nauczyciele łapią się za głowę. Ale anonimowo. - To zwykłe tresowanie. Wolałabym uczyć np. umiejętność formułowania własnych opinii. Ale to nie pomoże w napisaniu testu - mówi polonistka z Katowic.

Testomanię w szkołach postanowiła zbadać Centralna Komisja Egzaminacyjna, która... przygotowuje wszystkie zewnętrzne egzaminy w oświacie. Badania i napisanie raportu zleciła prof. Krzysztofowi Konarzewskiemu, pedagogowi i psychologowi społecznemu z Polskiej Akademii Nauk. Ten przepytywał anonimowo nauczycieli, głównie z gimnazjum. Historie, które usłyszał, określa krótko - przerażające.

Jedna z nauczycielek przyznała, że celowo stara się zestresować uczniów. Kiedy oceni próbne testy, wypisuje na tablicy nazwiska uczniów, którzy najlepiej je napisali. Reszta to ci, którzy nie dostaną się do liceum.

Inna mówiła uczniom: "Ten, kto siedzi koło ciebie, to jest twój wróg, który czatuje na to miejsce, które możesz zająć, ale tylko jeżeli będziesz lepszy od niego".

Wnioski z raportu? •  Nauczyciele zaczynają przygotowywać uczniów niemal wyłącznie do egzaminów. •  Ćwiczą umiejętności dające się opanować małym kosztem, a przynoszące duży zysk na teście. •  Zasypują uczniów testami z minionych lat. •  Nieustannie porównują wyniki poszczególnych klas czy szkół. •  Rezygnują z omawiania na lekcjach tematów, których nie spodziewają się na egzaminie, by więcej czasu poświęcić na te, które bywają na nim wysoko punktowane.

- Nie ma wątpliwości, że polskie gimnazjum żyje w cieniu egzaminu zewnętrznego, a lekcja często przypomina taśmę produkcyjną. Pojawiło się zagrożenie, że uczniowie będą coraz lepiej wypadać na testach, ale coraz mniej umieć - ostrzega Konarzewski.

Roman Dziedzic, dyrektor Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Jaworznie, broni pomysłu z testami. - Jeśli nauczyciel ćwiczy z klasą umiejętność czytania ze zrozumieniem czy pisania rozprawek do testu, to uczniom się to przyda - mówi Dziedzic.

Raportem CKE o testomanii - jak nam powiedziała posłanka Bożena Kotkowska (LiD) - zajmie się teraz sejmowa komisja edukacji.


Źródło: Gazeta Wyborcza
 
a co oni myśleli, że w szkole są kto? Frajerzy? :-)
Skoro się ocenia szkołe po wynikach, skoro to drukuja gazety a wójt robi ochrzan "najsłabszym" to tylko ktoś bez instynktu samozachowaWCZego nie przygotuje szkoły do testów
 
Małgoś22-04-2008 15:35:07   [#3306]
po tym jak rok temu jedna z naszych najlepszych kosmetyczek oblała egzamin zew. też zachęcam nauczycieli, żeby uczyli słuchaczy jak ...zdawać egzamin ;-)
...z czystym sumieniem zachęcam
aza23-04-2008 12:06:29   [#3307]

300 dodatkowych miejsc w przedszkolach

ula 2008-04-22, ostatnia aktualizacja 2008-04-22 00:39

Wczoraj o godz. 13 warszawskie przedszkola wywiesiły ostateczne listy przyjętych. Nie obyło się bez problemów - niektóre dzieci dostały się do przedszkola piątego czy szóstego wyboru, często oddalonego od miejsca zamieszkania, inne nie dostały się nigdzie. Takich dzieci jest w Warszawie ponad 3 tys. Ratusz tworzy dodatkowe miejsca.

- Naradzamy się z burmistrzami dzielnic i dyrektorami przedszkoli - mówi Jolanta Lipszyc, dyrektor biura edukacji. - Na razie udało się nam utworzyć 300 nowych miejsc, ale liczba ta prawdopodobnie jeszcze wzrośnie. Nabór będą prowadzić dyrektorzy.

Rodzice są niezadowoleni z elektronicznego systemu rekrutacji, który przyznaje pierwszeństwo w przedszkolach dzieciom samotnych i niepełnosprawnych rodziców. Ratusz podkreśla, że rzeczywistym problemem nie jest system rekrutacji, tylko zbyt mała liczba przedszkoli. - Dzięki systemowi po raz pierwszy mamy wiarygodne dane, ile tak naprawdę zabrakło miejsc w przedszkolach - tłumaczy dyrektor Lipszyc. - Zrobimy wszystko, by zwiększyć liczbę miejsc. Jeżeli sprawdzi się pierwsza kontenerowa szkoła w Białołęce, szybko postawimy dwa-trzy takie przedszkola.

I dodaje, że tak duże zainteresowanie publicznymi przedszkolami świadczy o ich wysokim standardzie i o tym, że mają bardzo dobrą renomę.

Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
kasiek23-04-2008 15:16:09   [#3308]

Gimnazjaliści wiedzieli, że będzie Gall Anonim [GW]

http://serwisy.gazeta.pl/edukacja/1,51805,5146549.html

 

Gimnazjaliści pisali wczoraj pierwszą część egzaminu na koniec szkoły. Dzień wcześniej znaleźliśmy na jednym z młodzieżowych forów internetowych wpisy o tym, co będzie na teście humanistycznym

Zobacz powiekszenie
Fot. Andrzej Monczak / AG
Prawie 500 tys. trzecioklasistów z gimnazjów napisało test humanistyczny
Zobacz powiekszenie
Informacje w internecie jeszcze przed rozpoczęciem egzaminu
Zobacz powiekszenie
Informacje w internecie jeszcze przed rozpoczęciem egzaminu
SERWISY
Na forum portalu www.o2.pl, w wątku „Egzamin gimnazjalny - przeciek?" w poniedziałek, czyli dzień przed testem, o godzinie 20.45 użytkownik podpisujący się najprawdopodobniej swoim numerem z Gadu-Gadu napisał: „Dzisiaj udało mi się zobaczyć kawałek testu. No będą to czasy XII wieku i teksty Galla Anonima”.

Wczoraj na egzaminie znalazły się trzy teksty źródłowe, na podstawie których gimnazjaliści mieli odpowiedzieć na kilkadziesiąt pytań zamkniętych. Jednym z nich był tekst Galla. Do tego tekstu gimnazjalistom zadano osiem pytań, każde warte po jednym punkcie (w sumie z całego testu można ich było uzyskać 50).

Również w wieczór poprzedzający egzamin, o 22.01 użytkownik podpisujący się thund3r0 napisał: "Na teście mają być czasy Krzywoustego, Galla Anonima oraz obraz Szermanowskiego".

Na teście humanistycznym rzeczywiście było siedem pytań dotyczących Bolesława Krzywoustego na podstawie tekstu Galla Anonima.

Wprawdzie nie ma i nie było takiego malarza jak "Szermanowski", ale prawdopodobnie internauta błędnie wpisał to nazwisko, bo na teście znalazły się trzy zadania za 3 punkty każde, w którym trzeba było posłużyć się interpretacją dołączonego do testu obrazu Józefa Szermentowskiego pt. "Stary żołnierz i dziecko w parku".

Jak dowiedzieliśmy się w Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, testy gimnazjalne są pakowane w specjalne folie i nie da się ich wyciągnąć bez uszkadzania. CKE dostarcza dzień przed egzaminem do okręgowych komisji tyle testów, ilu jest uczniów w danym okręgu, i nigdy żaden arkusz nie zostaje wolny. Okręgowe komisje jeszcze tego samego dnia dostarczają testy do szkół. Uczniowie otrzymują swoje zafoliowane arkusze tuż przed rozpoczęciem egzaminu.

- Te zabezpieczenia sprawiają, że jestem całkowicie przekonany o tym, że żaden test nie mógł trafić w niepowołane ręce - mówi Marek Legutko, dyrektor CKE. - To, co znalazło się na forach, uważam za zwykłe strzały, które akurat się sprawdziły. Gdyby ktoś umieścił całe zadania wtedy na pewno odpowiednio byśmy reagowali, a tak to zwyczajnie trafiony strzał - dodał.

Dla wielu gimnazjalistów był to jednak dowód, że warto wieczorem poczytać, co dziś może być na części matematycznej.

Źródło: Gazeta Wyborcza
===========================
 
Kurde, jasnowidz jaki się trafił czy co? /Jeden strzał to rozumiem, mi też się kiedyś udało, ale trzy??? Moze strzeli cos przed maturą jeszcze? ;-)))
 
Marek Pleśniar23-04-2008 17:26:01   [#3309]

już nie wierzę mediom

po tym jak głupkowato umieli zauważyć Sienkiewicza oraz nie zauważyć NIC poza tym

jak idiotycznie potrafili podjąć sprawę habilitacji a pominęli 50 stron czego innego bo za trudne

stad powstaje przytomnościowe pytanie: a ile jeszcze takich "przecieków" jest na forach w Internecie oraz jak w nich typowano? Jaki jest rozkład przypuszczeń co do pytań.

Jersz24-04-2008 08:13:21   [#3310]
Szkoły potrzebują pomocy dydaktycznych

Cześć szkół nie dostaje od samorządów potrzebnych pomocy dydaktycznych. Rzecznik Praw Obywatelskich zwrócił się w imienu nauczycieli do minister edukacji z z wnioskiem o uregulowanie tego problemu.

 

Nauczyciele piszą do RPO, że ich szkoły nie zapewniają im wystarczających środków i pomocy potrzebnych do prowadzenia lekcji. Janusz kochanowski postanowił więc wystąpić w ich interesie -

 

"Brak jednoznacznych i powszechnie obowiązujących uregulowań dotyczących np. wyposażenia szkół w środki dydaktyczne umożliwiające realizację zadań statutowych szkoły, czy też podstawowego pakietu przysługujących nauczycielom przyborów, materiałów, odzieży ochronnej itp. powoduje, że w niektórych placówkach szkolnych istnieją zaniedbania w tym zakresie" - pisze w liście do minister edukacji Katarzyny Hall.

 

Zdaniem Rzecznika Praw Obywatelskich resort eduakcji powinien dawno juz wydać odpowiednie rozporządzenie w kwestii wyposażenia stanowiska pracy nauczyciela, ponieważ poprzednie straciło ważność w 2000 roku po nowelizacji Karty Nauczyciela.

 

(źródło: samorząd.pap)

Delikatnie powiedziane - Cześć szkół nie dostaje od samorządów potrzebnych pomocy dydaktycznych

grażka26-04-2008 07:50:54   [#3311]
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,5157902.html
Jersz26-04-2008 11:15:14   [#3312]

Posłowie chcą odpytać Hall z „Syzyfowych prac”

Renata Czeladko, Łukasz Zalesiński 26-04-2008, ostatnia aktualizacja 26-04-2008 07:52

Awantura o egzamin. Pytanie z lektur, których uczniowie nie czytali, to kolejna wpadka minister edukacji – triumfuje opozycja

Krystyna Łybacka, była minister edukacji: Liczę, że minister edukacji zbada skalę problemu i szybko znajdzie rozwiązanie
źródło: Rzeczpospolita
Krystyna Łybacka, była minister edukacji: Liczę, że minister edukacji zbada skalę problemu i szybko znajdzie rozwiązanie

Posłowie z Sejmowej Komisji Edukacji żądają od minister Katarzyny Hall wyjaśnień, jak to możliwe, że na egzaminie gimnazjalnym uczniowie dostali pytanie z lektur, których nie przerabiali.

– Chcą powołania nadzwyczajnej komisji, na której będzie obecna minister – mówi Andrzej Smirnow z PO, przewodniczący komisji.

Sławomir Kłosowski z PiS, wiceprzewodniczący Komisji Edukacji, dodaje, że zwróci się też do marszałka z wnioskiem o odpytanie szefowej MEN przed całym Sejmem. – Ta kolejna wpadka minister Hall stanowi dowód, że nad niczym nie panuje, a szkodę ponoszą uczniowie – krytykuje poseł.

Burza wybuchła po wtorkowym teście gimnazjalnym z przedmiotów humanistycznych. Do okręgowych komisji egzaminacyjnych i kuratoriów niemal w całej Polsce zaczęły docierać skargi, że nauczyciele nie zdążyli przerobić „Syzyfowych prac” Żeromskiego i „Kamieni na szaniec” Kamińskiego, które pojawiły się na egzaminie. I to w najwyżej punktowanym zadaniu, w którym uczniowie mieli napisać charakterystykę bohatera jednej z tych lektur. Tymczasem punkty z egzaminu na równi z ocenami decydują o przyjęciu do liceum.

Tytuły należą do lektur obowiązkowych, jak to więc możliwe, że uczniowie ich nie poznali? – Rok szkolny trwa niemal do końca czerwca. Nauczyciele mają wolną rękę w wyborze programów. U mnie polonistka zaplanowała te lektury na maj i czerwiec – mówi Jolanta Węglowska, dyrektorka Zespołu Szkół EKOLA we Wrocławiu.

Liczę, że minister edukacji zbada skalę problemu i szybko znajdzie rozwiązanie Krystyna Łybacka była minister edukacji

– Nauczycielka miała prawo tak rozplanować materiał. Przecież uczniowie po egzaminie muszą się dalej uczyć, a nie grać w piłkę. Mam wątpliwości, czy Centralna Komisja Egzaminacyjna powinna tak sformułować pytanie, skoro wiadomo, że cały materiał nie został przerobiony – popiera szkołę Juliusz Piłasiewicz, ojciec gimnazjalisty. Wrocławska szkoła z pomocą prawnika napisała do CKE prośbę o umożliwienie uczniom podejścia do egzaminu w dodatkowym, czerwcowym terminie. – Nie szukamy winnych, lecz rozwiązania sytuacji, by konsekwencji nie ponosiły dzieci – podkreśla dyrektorka.

Krystyna Łybacka, posłanka SLD, była minister edukacji, nie ma wątpliwości, że Katarzyna Hall powinna szybko pochylić się nad sprawą feralnego egzaminu: – Liczę, że zbada skalę problemu i szybko znajdzie rozwiązanie. Bo jeśli którykolwiek z rodziców pójdzie do sądu i udowodni, że jego dziecko straciło punkty, ponieważ nie przerobiono lektury, to sprawę wygra.

Co na to minister Hall? – Nauczyciel ma realizować program i tak rozplanować czas, by zdążyć go przerobić przed egzaminem – przekazuje stanowisko szefowej resortu rzeczniczka Joanna Dutkiewicz.

Winna nie czuje się też CKE. – Na egzaminie mamy prawo pytać z konkretnej wiedzy, także z lektur. „Syzyfowe prace” i „Kamienie na szaniec” to książki, które powinien znać każdy uczeń. Kuratoria mogą sprawdzić, dlaczego tak się nie stało – mówi Marek Legutko, dyrektor CKE. Kuratoria już odwiedzają szkoły. A pechowych „Syzyfowych prac” nie ma w zaproponowanym przez Hall nowym spisie lektur. „Kamienie na szaniec” zostają.

Źródło : Rzeczpospolita
Marek Pleśniar26-04-2008 12:23:25   [#3313]

wpadka cke jak dla mnie

natomiast awantura jest kompletnie tu bez sensu

 

awanturę ma zrobić minister cekae a posłowie niech myślą nad prawem a nie nad medodyką

 

grażka26-04-2008 13:56:50   [#3314]

Myślisz, że zrobi? Fragment artykułu, który wkleiłam:

"Żadne przepisy nie określają, kiedy którą lekturę trzeba omówić.

Teraz poloniści boją się o pracę. Minister edukacji Katarzyna Hall kazała kuratoriom sprawdzić, w ilu szkołach i którzy nauczyciele nie przerobili lektur przed egzaminem.

Marek Legutko, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, która egzamin układa, wezwał kuratorów do rozliczenia nauczycieli. W szkołach w Gdyni już wczoraj wizytatorzy kserowali dzienniki lekcyjne.

- Żałuję, że moimi decyzjami wpędziłam uczniów w kłopoty. Ale lektury są tylko częścią programu, który zrealizowałam naprawdę wzorcowo, tylko że na innych przykładach -mówi polonistka. Jej uczniowie przy zadaniu nr 32 zostawili puste miejsce.

- Lektury są elementem podstawy programowej, nauczyciele bezwarunkowo muszą ją realizować -uważa Hall."

Marek Pleśniar26-04-2008 17:19:57   [#3315]
to jakaś paranoja
malmar1528-04-2008 16:41:44   [#3316]
Wojna o egzaminy gimnazjalne. Będą powtórki?

Minister edukacji narodowej Katarzyna Hall poinformowała w Szczecinie, że wnioski i konkretne rozwiązania w sprawie egzaminu gimnazjalnego zostaną podjęte po pełnej analizie prawnej i skali zjawiska. Ma to nastąpić w ciągu 2,3 dni.

W trakcie ubiegłotygodniowej humanistycznej części egzaminu, gimnazjaliści musieli napisać dwa teksy własne, w tym charakterystykę wybranego bohatera "Syzyfowych prac" Stefana Żeromskiego albo "Kamieni na szaniec" Aleksandra Kamińskiego. W niektórych szkołach lektury te nie zostały przerobione.

Minister dodała, że sytuacja jest wnikliwie analizowana. Kuratoria, okręgowe komisje egzaminacyjne oraz Centralna Komisja Egzaminacyjna zbierają szczegółowe dane. W tej chwili wiadomo, że taka sytuacja nastąpiła w dwudziestu kilku gimnazjach spośród 7 tys. tego typu szkół w Polsce - mówiła szefowa resortu edukacji.

Hall powiedziała, że poszczególne kuratoria analizują, dlaczego tak się stało, że w niektórych szkołach nie została zrealizowana podstawa programowa przed egzaminem, na ile zawinili dorośli, na ile nadzór pedagogiczny nie zadziałał. - Będą na pewno wyciągnięte wnioski w trybie nadzoru pedagogicznego - dodała.

Zapewniła, że resort chce pomóc uczniom, którzy znaleźli się w tej niefortunnej sytuacji. - Będziemy się starali wyjść naprzeciw tym uczniom i spowodować zgodny z prawem sposób, by zostali jak najbardziej sprawiedliwie potraktowani podczas rekrutacji do szkół. Szukamy zgodnego z prawem rozwiązania. Wysuwany przez niektóre środowiska postulat, by powtarzać egzamin byłby bardzo trudny dla zdecydowanej większości uczniów, która jest po teście i poradziła sobie z tym pytaniem - zaznaczyła minister.

Pytana przez dziennikarzy, czy resort planuje podwyżki dla nauczycieli przypomniała, że nakłady na edukację wzrosły istotnie w ubiegłym roku. - Będziemy się starać utrzymać to tempo wzrostu. Prowadzimy na ten temat rozmowy w komisji trójstronnej. Swoim torem idą przygotowania przyszłorocznego budżetu, który ma zapewnić środki na poprawienie sytuacji nauczycieli. Mnie szczególnie zależy, by nauczyciele początkujący byli doceniani w tym systemie - zaznaczyła.

- Mam nadzieję, że nauczyciele są zadowoleni ze stawek za sprawdzanie prac egzaminacyjnych, one też ostatnio znacznie wzrosły - dodała.

Hall przyjechała do Szczecina w związku z odbywającymi się w całym kraju konsultacjami nad propozycjami reform w polskim systemie oświaty. W ramach reformy programowej MEN chce m.in. obniżyć wiek obowiązku szkolnego z siedmiu do sześciu lat, co pociąga za sobą konieczność zmian w podstawach programowych nauczania, chce także połączyć ze sobą treści nauczania w gimnazjach i szkołach ponadgimnazjalnych. Reforma ma być wprowadzona do szkół od wrześniu 2009 roku.

W czerwcu, po zakończeniu serii konsultacji i zebraniu opinii, projekt reform i nowej podstawy programowej ma być gotowy.

INTERIA.PL/PAP
Małgoś29-04-2008 23:30:46   [#3317]

Spór o matematykę we wrocławskim liceum

Agnieszka Czajkowska 2008-04-29, ostatnia aktualizacja 2008-04-29 22:21

W XVII LO prawie połowa klasy teatralnej dostała na półrocze jedynki z matematyki. Teraz boją się, że będą musieli powtarzać rok. To wina szkoły czy uczniów?

Zobacz powiekszenie
Fot. Paweł Kozioł/AG
- Tyle jedynek w jednej klasie to niepokojący sygnał, też dla nauczyciela - uważa Janina Jakubowska z kuratorium oświaty
Większość uczniów z klas o profilu teatralnym w XVII LO im. Agnieszki Osieckiej to humaniści. Nieźle się uczą polskiego, historii i języków obcych. Gorzej idzie im z przedmiotami ścisłymi. A już najgorzej z matematyką, którą będą musieli zdawać na maturze.

W I e - właśnie o profilu teatralnym - na półrocze nauczycielka wystawiła aż 13 jedynek, czyli prawie połowie klasy. Jedna z uczennic (prosi o anonimowość, podobnie jak rodzice, z którymi rozmawialiśmy): - Już na pierwszej lekcji pani od matematyki zapowiedziała, że nie lubi klas teatralnych, bo z nami są same kłopoty. Zapanowała panika.

Uczennica opowiada, że popołudnia spędza na korkach z matmy, wieczory na wkuwaniu zadań: - Pomimo to boję się, że i tak nie zaliczę i zostanę na drugi rok.

Jak się dowiedzieliśmy - korepetycje z matematyki ma prawie cała klasa. Niektórzy uczniowie mają nawet po dwóch korepetytorów. Uczennica: - Bez korepetycji nie dałabym rady nawet na mierny [2 to ocena dopuszczająca - przyp. red]. Nie mamy w szkole żadnych dodatkowych konsultacji. Poza tym, pani strasznie goni z materiałem.

Uczniowie, którzy nie zaliczyli sprawdzianu, muszą go poprawiać na lekcji, kiedy reszta uczy się już nowych zagadnień. W ten sposób ci słabsi zawsze pozostają w tyle.

Ojciec uczennicy I e: - Nic tylko wydaję pieniądze na korepetycje. Zatrudniłem dwóch nauczycieli, bo jedna godzina tygodniowo córce nie wystarcza. Sam nie wiem, czy to ona jest taka oporna na wiedzę, czy trzeba zmienić nauczyciela? W gimnazjum z matematyki miała nawet dobre oceny.

O problemie z przedmiotami ścisłymi w XVII LO wie już kuratorium oświaty. - W ubiegłym roku w tej szkole było też sporo jedynek z biologii - mówi Janina Jakubowska z kuratorium. - Zobowiązaliśmy szkołę do opracowania tzw. programów naprawczych i nauczyciele to zrobili. Tyle jedynek w jednej klasie to niepokojący sygnał, choć nie tylko dla uczniów, ale też dla nauczyciela. Musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy zrobił wszystko, żeby dobrze nauczyć. Niedopuszczalne jest robienie sprawdzianu poprawczego podczas lekcji, na której realizowany jest program. Szkoła powinna zapewnić na to dodatkowe zajęcia.

Żeby ratować sytuację, dyrektor "siedemnastki" dołożył I e dodatkową lekcję matematyki. W kwietniu zorganizował czterogodzinne szkolenie dla nauczycieli, jak w interesujący sposób uczyć matematyki i uruchomić potencjał tkwiący w młodzieży. Monitoruje też ocenianie w tej klasie.

Roman Kowalczyk, dyrektor Zespołu Szkół nr 6: - Te jedynki, nie ukrywam, to też nasze zmartwienie. Ale czy mamy obniżyć wymagania? Raczej nie odpuścimy, bo przecież według nowych zaleceń matematyka jest obowiązkowa na maturze.

Nauczycielka, która wystawiła 13 jedynek, odmówiła nam komentarza.

Dyrektor Kowalczyk nie pochwala korepetycji, ale uważa, że to wybór rodziców: - Sytuacja jest trudna, ale opanowana, bo na koniec roku w tej klasie zapowiada się tylko kilka niedostatecznych.

Dla "Gazety" komentuje Maciej Osuch, rzecznik praw ucznia, doradca rzecznika praw obywatelskich ds. wychowania i edukacji:

Jeśli na półrocze nauczyciel wystawia 13 jedynek i prognozy są takie, że uczniowie będą mieli kłopoty, to szkoła powinna zrobić wszystko, żeby im pomóc. To jest podstawowe prawo ucznia. Chwali się dyrektorowi liceum, że dodał tej klasie godzinę matematyki, ale moim zdaniem to nie rozwiązuje problemu. Nauczyciel przedmiotu powinien zindywidualizować proces nauczania: to znaczy spróbować dostosować go do Pawła, Krzysia, Agnieszki, bo każdy z nich jest inny.

Szkołę poznaje się po aktywności nauczycieli. Rozumiem, że w klasie humanistycznej poziom z matematyki może być mizerny, ale twarde egzekwowanie wiedzy tylko pogarsza sytuację. Młody człowiek, który zbiera same pały, może się zniechęcić i sfrustrować. Wyjście jest jedno: wspierać uczniów, pomagać im, żeby zaliczyli przedmiot, o którym po maturze najpewniej zapomną.

Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław
rzewa29-04-2008 23:51:54   [#3318]
hmm...

różnie może być... będąc młodą nauczycielką wystawiłam prawie całej klasie oceny niedostateczne (22 na 25 osób w klasie) i to nie na półrocze a na koniec roku...

i w najmniejszym stopniu nie czułam się winna - to była 2 klasa technikum, która uznała, że nie ma potrzeby traktować poważnie mojego przedmiotu, bo i tak "młoda" nie wystawi przecież wszystkim dwój (wtedy jeszcze jedynek nie było)

pomimo, że dostali te dwóje na półrocze nadal trwali w swoim przekonaniu - to była taka próba sił...

ta sytuacja zmusiła mnie do opracowania tak jasnego i czytelnego systemu oceniania, by każdy mógł stwierdzić zasadność wystawionej oceny

okazało się to ze wszech miar słusznym posunięciem - wykazałam czarno na białym rodzicom, dyrektorowi i wizytatorom, że takie oceny się należały (uczniom nie musiałam, oni to doskonale wiedzieli :-))
Marek Pleśniar30-04-2008 15:51:21   [#3319]

http://www.tvn24.pl/-1,1547993,wiadomosc.html

08:55, 30.04.2008 /Polska

Pytania o seks przed pierwszą spowiedzią

KONTROWERSYJNY TEST DLA OŚMIOLATKÓW
Zanim ośmiolatkowie przystąpią do pierwszej spowiedzi, muszą odpowiedzieć na kontrowersyjne pytania
TVN24
Czy bawiłem się w nieskromne zabawy z kolegą/ koleżanką? Czy oglądałem filmy niedozwolone dla dzieci? Czy zachowywałem się nieskromnie? Między innymi na takie pytania miały odpowiedzieć drugoklasiści z bełchatowskiej podstawówki, którzy przygotowują się do pierwszej komunii - donosi dziennik "Polska".

Wymienione pytania to fragment rachunku sumienia, w którym wyszczególnione są grzechy przeciwko każdemu z Dziesięciorga Przykazań. Pytania, choć są pomocne w przypomnieniu sobie grzechów, są jednak co najmniej kontrowersyjne.



Rodzice ośmiolatków nie ukrywają swojej irytacji i zaniepokojenia. Mama Zosi - uczennicy z Bełchatowa opowiedziała "Polsce" o całej sytuacji.

- Córka zapytała mnie: co to znaczy bawić się w nieskromne zabawy z kolegą. Pokazała mi też poradnik do pierwszej spowiedzi, który dostała w szkole. Ktoś w tej szkole stracił zdrowy rozsądek. Jak można dawać dzieciom coś takiego? Mam opowiadać córce o pornografii i seksie? - mówiła zdenerwowana pani Anna.

Dyrektorka nic nie wiedziała

"Polska" zapytała o wzornik grzechów dyrektorkę podstawówki. Honorata Kwaśniewska była zszokowana materiałem, który katechetka wręczyła drugoklasistom. Zapewniła, że nie miała pojęcia o kontrowersyjnej broszurce.

- Nie wiem, co przyszło do głowy pani katechetce. Nie mogę sobie wyobrazić, że tłumaczy takim małym dzieciom, na czym polegają nieskromne zabawy -

      Nie wiem, co przyszło do głowy pani katechetce. Nie mogę sobie wyobrazić, że tłumaczy takim małym dzieciom, na czym polegają nieskromne zabawy      
Honorata Kwaśniewska, dyrektorka szkoły

mówi dyrektor Kwaśniewska. Dyrektor obiecała, że natychmiast zajmę się sprawą.

Katechetka od bulwersujących pytań milczy

Katechetka Maria Brzezowska nie chciała rozmawiać z dziennikiem. Odesłała gazetę do proboszcza miejscowej parafii.

Proboszcz parafii Najświętszej Marii Panny Matki Kościoła i Św. Barbary w Bełchatowie, ksiądz Władysław Ostrowski, który już za kilka tygodni ma udzielić ośmiolatkom pierwszego sakramentu komunii, zdenerwował się pytaniami o wzornik.

- Naprawdę bardzo się dziwię, że rodzice informują prasę o takich sprawach, a nie przyszli do mnie z tym problemem. Żeby odpowiedzieć na ich zarzuty, muszę przejrzeć biuletyn, który rozdała katechetka - powiedział proboszcz.

"Chodzi o sumienie małego człowieka"

Franciszkanin ojciec Bielecki z Poznania na łamach dziennika nie ukrył zdziwienia kontrowersyjnym pomysłem na wykorzystanie wzornika grzechów w podstawówce. - W przygotowaniu ośmiolatków do spowiedzi należy wykazać się dużą delikatnością, bo chodzi tu o sumienie małego człowieka - tłumaczył "Polsce" ojciec Leonard.

Również inni eksperci zabrali głos w sprawie. Według Martyny Twarowskiej, psychologa dziecięcego, pytania "o skromność w kontekście seksualności ośmioletniego dziecka jest absolutnym nieporozumieniem".

grażka02-05-2008 08:28:42   [#3320]

http://www.gazetawyborcza.pl/1,75478,5174208.html

Takie dzieci w naszych przedszkolach, szkołach... Bywają?

http://www.idn.org.pl/lodz/psch/

Jest tam przygotowany poradnik dla nauczycieli.


post został zmieniony: 02-05-2008 08:37:40
Małgoś02-05-2008 22:55:47   [#3321]

Poloniści ukarani za maturalny bunt sprzed roku

Agnieszka Czajkowska 2008-05-02, ostatnia aktualizacja 2008-05-01 19:29

Weryfikatorów matur z języka polskiego, którzy rok temu protestowali przeciw zbyt niskim stawkom, w tym roku w ogóle nie zatrudniono. Twierdzą, że to zemsta za to, że odważyli się walczyć o swoje. I dyrektor okręgowej komisji egzaminacyjnej pośrednio to potwierdza

Zobacz powiekszenie
Fot. Paweł Kozioł/AG
Halina Jędrychowska była przed rokiem jedną ze zbuntowanych weryfikatorek matur
ZOBACZ TAKŻE
Weryfikatorzy, elita polonistów z Dolnego Śląska i Opolszczyzny, protestowali rok temu, bo OKE obniżyła im stawki za każdą sprawdzoną maturę. Domagali się utrzymania wynagrodzenia z lat ubiegłych, gdy zarabiali ok. 2 tys. zł netto. Bunt poparli przewodniczący komisji egzaminacyjnych. Matury w obu województwach miało weryfikować 120 polonistów, ale 70 nie podpisało umów i odmówiło sprawdzania prac. Ich obowiązki przejęli inni członkowie komisji.

Wśród zbuntowanych była Halina Jędrychowska z XII LO we Wrocławiu. W lutym, zgodnie z procedurą, zalogowała się na stronie internetowej OKE i wyraziła gotowość do pracy. - Nie wybrano mnie nawet na egzaminatora. To zemsta za to, że odważyliśmy się mówić otwarcie o tym, co nam się nie podoba. Znam jeszcze ośmiu innych pominiętych weryfikatorów, którzy też protestowali. O takim potraktowaniu nas zadecydowały względy pozamerytoryczne, bo przewodniczący komisji wysoko nas oceniali.

W Jeleniej Górze pracy nie dostało co najmniej sześciu ubiegłorocznych polonistów-buntowników, m.in. Jarosław Kotliński, polonista z liceum w Kowarach: - To szykana. Przecież nie jesteśmy ludźmi przypadkowymi, na nasze szkolenie wydano sporo pieniędzy. Zostaliśmy uznani za najlepszych, a bunt przecież nie odebrał nam kompetencji. Czujemy się poniżeni. Czy jako nauczyciele nie mamy prawa do walki o swoje?

O doborze egzaminatorów, weryfikatorów i przewodniczących komisji egzaminacyjnych decyduje Okręgowa Komisja Egzaminacyjna we Wrocławiu.

Wojciech Małecki, jej dyrektor, zaprzecza, że celowo pomijano polonistów-buntowników. - Mogę się tylko roześmiać słysząc takie zarzuty. Nie ma żadnej czarnej listy - twierdzi. I tłumaczy, że w tym roku potrzeba mniej zespołów egzaminacyjnych, bo będzie mniej matur do sprawdzenia.

Wiele się jednak wyjaśnia, gdy dyrektor tłumaczy, jakie kryteria stosowano wybierając polonistów: - Jednym z nich była niezawodność. Jeśli ktoś deklaruje, że będzie pracował, a potem rezygnuje, jest dla mnie niewiarygodny.

W tym roku jedna trzecia egzaminatorów to nowi ludzie, Małecki podpisał już z nimi umowy. - W tej profesji konieczna jest rotacja - tłumaczy.

Pominięci weryfikatorzy twierdzą, że już podczas ubiegłorocznego protestu ostrzegano ich, że mogą stracić pracę. - Przewodnicząca mojej komisji sugerowała, że ryzykujemy, i że po buncie będzie selekcja negatywna - twierdzi polonista z IV LO, który postanowił porzucić pracę nauczyciela.

Jarosław Kotliński, choć już nie jest weryfikatorem, nie żałuje, że rok temu się zbuntował: - Bo dzięki nam weryfikatorzy mają teraz zarobić więcej. My o to walczyliśmy, a skorzystają inni.

Małecki to potwierdza: - Stawka wzrosła o jakieś 60 procent.

Czy weryfikatorzy, których pominięto, bo odważyli się protestować, mają w przyszłości szansę na pracę?

Małecki: - Każdy ją ma.

Komentarz: Dziel i rządź

Przewrotność: poloniści, którzy nie walczyli o podwyżki, podwyżki dostaną. Z kolei ci, którzy nadstawiali karku, nie zarobią nic.

Jeśli rzeczywiście weryfikatorów-buntowników odsunięto celowo i za karę, to mamy tu do czynienia z mechanizmem rodem z niechlubnej epoki. Wychyl się tylko, a my już ci pokażemy, gdzie twoje miejsce. Szkoda, że to spotyka akurat grupę zawodową, która rzadko mówi jednym głosem i rzadko ma odwagę się wychylić.

Nie dziwię się, że jeden z polonistów zapowiada odejście z pracy. Dziwię się, że władze edukacyjne lekką ręką tracą najlepszych, najbardziej doświadczonych nauczycieli. Widocznie uznały, że to im się opłaca.

Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław
cynamonowa04-05-2008 17:46:07   [#3322]

Urban wraca do szkoły na maturę

mpr 2008-05-04, ostatnia aktualizacja 2008-05-04 16:56

Cezary Urban wraca na stanowisko dyrektora XIII LO. Prezydent Szczecina zgodził się, by Urban łączył funkcję dyrektora z pełnieniem obowiązków posła

Urban zrezygnował z prowadzenia najlepszego w kraju ogólniaka 21 października, gdy został wybrany do Sejmu. Złożył jednak prośbę do prezydenta miasta o pozwolenie na dalsze kierowanie szkołą. W piątek Piotr Krzystek podpisał decyzję umożliwiającą Urbanowi powrót do szkoły.

Ogólniakiem ponownie zacznie kierować od poniedziałku, czyli dnia kiedy rozpoczynają się matury. Pełniąca obowiązki dyrektora XIII LO Jolanta Konieczna wraca na stanowisko zastępy dyrektora. Urban zapewnił w Polskim Radiu Szczecin, że zrobi wszystko, by godzenie pracy dyrektora nie miało negatywnych skutków z pełnieniem obowiązków posła.

Źródło: Gazeta Wyborcza Szczecin
malmar1505-05-2008 19:53:33   [#3323]
Urlop dla wybranych nauczycieli


Nauczyciele urodzeni w latach 1949-1968, którzy mają prawo do wcześniejszej emerytury, nie mogą skorzystać z urlopu dla poratowania zdrowia.

Zdaniem Związku Nauczycielstwa Polskiego obowiązujące przepisy pozbawiają prawie 40 tys. nauczycieli w wieku od 39 do 60 lat możliwości skorzystania z urlopu dla poratowania zdrowia. Na urlop taki nie można bowiem skierować nauczyciela, któremu do nabycia praw do emerytury brakuje mniej niż rok. Ponadto urlop zdrowotny nie może być udzielony na okres dłuższy niż do końca miesiąca poprzedzającego miesiąc, w którym nauczyciel nabywa uprawnienia emerytalne.

Tymczasem zgodnie ze zmienionym na mocy ustawy z 7 września 2007 r. o zmianie ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych oraz niektórych innych ustaw (Dz.U. nr 191, poz. 1369) brzmieniem art. 88 ust. 2a Karty Nauczyciela, nauczyciele urodzeni po 31 grudnia 1948 r., a przed 1 stycznia 1969 r., zachowują prawo do emerytury bez względu na wiek, jeżeli mają 30 lat pracy, w tym 20 lat przepracowali w szkole oraz nie przystąpili do OFE.

- W ten sposób Karta Nauczyciela pozbawia prawa do urlopu zdrowotnego nauczycieli, którzy nabyli prawo do wcześniejszej emerytury, ale chcą jeszcze wykonywać swój zawód przez kilka lat - mówi Jolanta Gałczyńska z ZNP.

Dlatego Związek chce zwrócić się do Komisji Przyjazne Państwo o przeanalizowanie przepisów pozbawiających grupę nauczycieli możliwości skorzystania z urlopu zdrowotnego.

Autor: Jolanta Góra

Źródło: GP
krystyna09-05-2008 01:07:43   [#3324]

Podpisała apel o zmianę

Autorka matur wstydzi się klucza

Czuję się winna, to nie tak miało wyglądać - mówi DZIENNIKOWI była wiceminister edukacji Irena Dzierzgowska, która przygotowywała wielką reformę polskiej szkoły przed trzema laty. Dzierzgowska podpisała się pod listem otwartym, w którym najwybitniejsi polscy naukowcy proszą minister edukacji Katarzynę Hall o jak najszybszą zmianę sposobu oceniania prac maturalnych z języka polskiego. Ich zdaniem, ma on niszczący wpływ na intelektualny rozwój młodych ludzi.

"Klucz maturalny zabija umiejętność samodzielnego myślenia. Ten sposób oceniania matur oburza całe środowisko akademickie. Jesteśmy zgodni, że jest on absurdalny" - mówi DZIENNIKOWI historyk idei, profesor Marcin Król.

O wadach maturalnego klucza piszemy od kilku dni. Narzekali na niego sami maturzyści, ale również ich nauczyciele. Twierdzili, że to właśnie z powodu klucza, czyli ustandaryzowanego sposobu oceny, przez ostatnie dwa lata nauki w liceum uczniowie, zamiast pogłębiać wiedzę, zaliczali kolejne testy. Wszystko po to, by na maturze trafnie odgadnąć, jakie były intencje osób układających test oraz tych, które będą go sprawdzać.

Naukowcy nie mają z kolei wątpliwości, że taki system wychowuje miernych studentów. "Szkoła powinna uczyć rozumienia problemów, umiejętności wyśledzenia różnych punktów widzenia, a także odwagi w stawianiu trudnych kwestii i formułowaniu własnych opinii. Krzewiąc te umiejętności, szkoła wyrabia w uczniach inteligencję i wnikliwość. Narzucając im schematyzm, dławi ich dociekliwość i pomysłowość" - twierdzi filozof i etyk, profesor Jacek Hołówka, tłumacząc, dlaczego podpisał się pod listem otwartym. Inni sygnatariusze listu dodają zgodnie: klucz szkodzi i dlatego należy go jak najszybciej zmienić.

RENATA KIM: Jest pani jednym z autorów wielkiej reformy polskiej edukacji. To pani maturzyści zawdzięczają tzw. klucz.
IRENA DZIERZGOWSKA*: Tak. I czuję się winna tego, co się teraz dzieje. To nie tak miało wyglądać.

Czym pani zawiniła?
Tym, że przygotowując nową maturę, nie przewidzieliśmy pewnych sytuacji i nie wprowadziliśmy procedur, które zapewniłyby wystarczającą kulturę oceny prac.

Więc jak to powinno wyglądać?
Przygotowując program "nowa matura", czerpaliśmy głównie z wzorców angielskich, a tam zanim zespół egzaminatorów przystąpi do oceniania prac, bierze jedną i ją omawia. I dopiero, gdy wspólnie wypracują coś w rodzaju klucza, dostają prawdziwe prace do oceny. Jeśli któraś odbiega od wyznaczonej przeciętnej, jest omawiana zespołowo. U nas istnieją oczywiście elementy takiej procedury, ale wyraźnie widzę, że są niewystarczające. Poloniści skarżą się, że klucz krzywdzi najlepszych uczniów.

Więc może czas coś z tym zrobić?
Najwyższy czas, bo to już nie dotyczy tylko języka polskiego, ale wszystkich dziedzin humanistycznych. Zdarzają się genialni uczniowie, którzy wymyślają inny sposób rozwiązania - taki, którego nikt nie przewidział. Powinni za to dostać maksimum punktów, ale jeśli nie trafili w klucz, mogą nie zaliczyć matury.

Jak można usprawnić ten system?
Trzeba natychmiast omówić sprawę z polonistami, bo oni najlepiej znają jego wady. Jestem za tym, by spróbować zmian jeszcze w tym roku, bo to nie wymaga żadnych specjalnych rozporządzeń prawnych. A przede wszystkim trzeba odejść od wszelkiego rodzaju kluczy i oceniać prace raczej przy pomocy zdrowego rozsądku.

A kto powinien zająć się "reformą" klucza?
Centralna Komisja Egzaminacyjna, bo tylko ona może dokonać takich zmian. Na szczęście - podkreślam raz jeszcze - to nie wymaga zmian proceduralnych pisanych w prawie. W ustawie jest tylko napisane, że sprawdzanie matur ma być obiektywne, rzetelne i możliwe do porównania. Nikt nie twierdzi, że ma to zrobić jeden nauczyciel, może to być komisja działająca na zasadzie bardzo rzetelnych uzgodnień. Tylko to będzie gwarancją, że wreszcie zmienią się kryteria oceniania.

Irena Dzierzgowska, była wiceminister edukacji

http://www.dziennik.pl/wydarzenia/article170216/Autorka_matur_wstydzi_sie_klucza.html#reqRss

 

Marek Pleśniar09-05-2008 10:57:52   [#3325]

jak już wspomniałem - produkujemy durne roboty

mam nadzieję że w końcu to się zmieni trochę

malmar1510-05-2008 08:43:00   [#3326]
Będą zmiany w ocenianiu egzaminów


Ministerstwo naprawi błędy w maturach

Doskonała wiadomość dla przyszłorocznych maturzystów. Po serii krytycznych publikacji DZIENNIKA w sprawie sposobu oceniania matur z języka polskiego minister edukacji Katarzyna Hall obiecuje nam, że zrobi wszystko, by zmienić ten system. Chodzi między innymi o nieszczęsny "klucz ocen". Jej zastępca deklaruje, że może to nastąpić już w 2009 roku.

"Już w tej chwili przygotowujemy rozporządzenie o nowej podstawie programowej, które każe myśleć inaczej o systemie oceniania matur" - deklaruje w rozmowie z DZIENNIKIEM wiceminister edukacji Zbigniew Marciniak.

Ta zapowiedź to reakcja na bezprecedensowy apel, jaki na naszych łamach zamieścili wczoraj najwybitniejsi polscy naukowcy. W liście otwartym do minister Katarzyny Hall zaapelowali oni o jak najszybszą zmianę obecnego systemu ocen prac maturalnych.

Naukowcy napisali, że tzw. klucz maturalny niszczy w młodych ludziach umiejętność samodzielnego myślenia i zmusza ich, by już na dwa lata przed maturą zamiast pogłębiać wiedzę przygotowywali się do ocenianego według jednego schematu testu. "To system absurdalny i niemądry" - tłumaczyli sygnatariusze listu.

Naukowców, wśród których byli m.in. profesorowie: Jadwiga Staniszkis, Hanna Świda-Ziemba, Henryk Samsonowicz i Marek Safjan, martwi również to, że na uczelnie wyższe trafiają od kilku lat uczniowie, którzy nie wynieśli ze szkoły średniej umiejętności rozumienia problemów, stawiania pytań i szukania na nie odpowiedzi.

Pod apelem w sprawie zmiany klucza podpisała się również była wiceminister edukacji Irena Dzierzgowska, która była jedną z autorek nowej matury. Dzierzgowska przyznała szczerze, że czuje się winna złemu działaniu systemu. "To nie tak miało wyglądać" - powiedziała nam.

O tym, jak złym system jest tzw. klucz, piszemy od ponad tygodnia. Doskonale pokazał to eksperyment, który przeprowadziliśmy w dniu pisemnej matury z polskiego. Maturalny esej napisali dla nas pisarz Antoni Libera oraz historyk idei, profesor Marcin Król. Polonistka, która oceniła ich teksty według przybliżonego klucza, uznała, że profesor Król sromotnie oblał test, a ocena Libery nie pozwoliłaby mu dostać się na studia polonistyczne. Z jednego tylko powodu: obaj napisali zbyt oryginalne wypracowania, zapominając o słowach kluczach, których oczekuje od nich egzaminator.




Wiceminister edukacji: Matury muszą być oceniane inaczej

Renata Kim: Polscy naukowcy zaapelowali do minister edukacji o zmianę systemu oceniania matur z języka polskiego. Co ministerstwo na to?

Zbigniew Marciniak*: Bardzo się cieszę, że DZIENNIK rozpoczął debatę na ten temat. I zgadzam się w stu procentach ze stwierdzeniami listu otwartego, że powinno nam wszystkim zależeć na mierzeniu poziomu samodzielnego myślenia i umiejętności wyższego rzędu u młodych ludzi. To jest absolutnie zbieżne z myśleniem ministerstwa edukacji.

Skoro to jest zbieżne, to może należałoby jak najszybciej coś zrobić?

Jasne. Podejmujemy działania, choć - chciałbym bardzo klarownie wyjaśnić - nie ma mowy o likwidacji klucza. Bo w tak dużym pomiarze, jakim jest ocena kilkuset tysięcy prac maturalnych, niezbędne jest narzędzie, które pozwoli ocenić je w miarę jednakowo. Chodzi o to, żeby jeden uczeń z Rzeszowa i drugi ze Szczecina dostali taką samą ocenę, jeśli napiszą maturę tak samo. Bo oni potem ze swoimi maturalnymi świadectwami konkurują o miejsca na wyższych uczelniach.

Naukowcy nie proszą jednak o likwidację klucza, tylko o jego zmianę.

Tak, tu się absolutnie zgadzamy.

Czy resort edukacji ma pomysł, jak zmieniać ten klucz?

Tu jest kilka elementów: jeden to arkusz, potem schemat oceniania, czyli klucz, następnie system szkolenia osób sprawdzających testy i wreszcie sposób weryfikacji tych ocen. Wszystkie te elementy trzeba doskonalić.

Kiedy te zmiany nastąpią?

Już nad tym pracujemy. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, zmiany nastąpią w roku 2009.

Czy może pan złożyć w tej sprawie twardą deklarację? System się zmieni?

Tak, widzimy mankamenty i możliwości poprawy. Na pewno się zmieni na lepsze. Już teraz przygotowujemy rozporządzenie o nowej podstawie programowej. Opublikowaliśmy projekt na naszej stronie internetowej i czekamy na głosy do konsultacji.

Więc tegoroczni maturzyści się na zmiany nie załapią?

Tutaj nawet nie wolno niczego zmieniać. Ludzie muszą wiedzieć co najmniej rok wcześniej, jak będzie wyglądał egzamin. Nie wolno przy tym pochopnie majstrować. A z pewnością nie da się tego zrobić w ciągu tygodnia.

A kto zawinił w sprawie klucza?

Minister Handke i minister Dzierzgowska, którzy przygotowywali nową maturę? Nie, oni zaczęli fajną reformę, a my ją dokończymy.

*Zbigniew Marciniak jest wiceministrem edukacji narodowej

Renata Kim, Klara Klinger

www.dziennik.pl
Marek Pleśniar10-05-2008 08:47:00   [#3327]

podoba mi się zdanie min Marciniaka - w kwestii nieszukania winnych lecz poprawiania tego co sie nie udało

To by generalnie dobrze Polakom zrobiło - takie myślenie;-)

Marek Pleśniar10-05-2008 09:01:34   [#3328]

Dyrektor szkoły da obiad

Aleksandra Pezda2008-05-10, ostatnia aktualizacja 2008-05-09 19:59

Dłuższe przerwy między lekcjami, żeby dzieci zdążyły się najeść, i darmowe obiady bez zaświadczeń o dochodach w rodzinie - tak rząd chce nakarmić głodne dzieci w szkołach. Ale bez dodatkowych na to pieniędzy.


Krakowskie Gimnazjum numer 2: Dzieci, o których nauczyciele wiedzą, że przychodzą do szkoły głodne, jest najmniej 25. Tych, którym pomoc społeczna funduje obiady - tylko siedmioro. Ale jedzą wszystkie, bo szkoła znalazła dla nich prywatnych sponsorów.

Nowa Huta, zespół szkół na 460 dzieci: obiady jada 170 dzieci, niektóre dzięki prywatnym sponsorom - funduje im np. z własnej kieszeni szkolny katecheta.

Co roku rząd wydaje na dożywianie 500 mln zł. Tak zdecydował jeszcze rząd PiS. Jest też kilka organizacji pozarządowych, które zajmują się tylko dożywianiem, m.in.: Caritas, Polska Akcja Humanitarna z "Pajacykiem" , Banki Żywności czy kampania "Podziel się posiłkiem". Czy to za mało?

- Nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to, że nie wszyscy rodzice starają się o pomoc dla dziecka - mówi Przemysław Pohrybieniuk, jeden z koordynatorów kampanii "Podziel się posiłkiem".

Rozumie to Danuta Wyrwas, dyrektorka SP nr 4 w Słupsku: - Trzeba zanieść do ośrodka pomocy społecznej zaświadczenie o niskich zarobkach. Potem przychodzą panie z ośrodka na wywiad społeczny: wypytują sąsiadów, jak żyje twoja rodzina, sprawdzają, jak mieszkasz. Kto by tego chciał?

Wyrwas wie, że nie wszyscy rodzice jej uczniów przyznają się do biedy: - Nie chodzi o to, że dzieci w ogóle nie jadają, ale zdarza się, że nie jedzą przez kilka dni mięsa albo do szkoły przynoszą kanapki tylko z masłem. Wtedy je zabieramy na stołówkę bez zaświadczeń.

Na razie jednak robi to, obchodząc prawo. Albo korzystając z nadwyżki porcji zamówionych przez dzieci, które za obiady płacą (dyrektorka szkoły w Nowej Hucie: "Jak się gotuje 170 obiadów, to troje dodatkowych dzieci spokojnie się wyżywi").

Ale premier Donald Tusk zapowiedział w orędziu przed tygodniem: "Wprowadzimy program, dzięki któremu każde dziecko w publicznej szkole podstawowej będzie miało prawo zjeść obiad bez pokazywania zaświadczeń, kwitków, udowadniania, że jest wystarczająco biedne. Jeśli dziecko prosi o jedzenie, to znaczy, że jest głodne i ma być nakarmione".

Jak rząd PO-PSL chce to zrobić?

- Zawierzymy dyrektorom szkoły i nauczycielom. Oni wiedzą, które dzieci potrzebują pomocy. Wprowadzimy do ustawy zapis, że dofinansowanie na obiady dziecko na wniosek dyrektora szkoły może uzyskać bez wymaganych zaświadczeń - mówi szef zespołu doradców premiera minister Michał Boni. Zastrzeżenie: regułą nadal będzie praca ośrodków pomocy społecznej, dyrektorskie wnioski mają być wyjątkiem.

- Wszystko dobrze, jeśli to oznacza łatwiejszy dostęp do pieniędzy na dożywianie - ocenia Wyrwas.

Tylko że pieniędzy więcej na dożywianie nie będzie.

- Stawiamy raczej na lepszą organizację szkolnego żywienia - mówi "Gazecie" Boni. - Sprawdzimy, czy katering naprawdę jest tańszy. Czy może prosty posiłek w prostej szkolnej stołówce nie będzie lepszy?

To tylko część ministerialnego projektu. Nad projektem o dożywianiu pracowali, poza urzędnikami, przedstawiciele organizacji, które w Polsce zajmują się dożywianiem: Caritas, Polska Akcja Humanitarna, Banki Żywności.

Pozostałe pomysły tego zespołu to:

•  wydłużenie przerw szkolnych, żeby dzieci miały czas się najeść;

•  uproszczenie sanepidowskich przepisów przy organizowaniu szkolnych stołówek;

•  zmiana przepisów dotyczących darowizn, tak żeby się opłacały producentom (teraz lepiej wyrzucić krótkoterminowe produkty żywnościowe, jak twaróg czy chleb, niż darować).

- Postulujemy również, żeby zadbać koniecznie o jakość posiłków. Teraz polskie dzieci nawet jeśli sporo jedzą, to nie zawsze to, co powinny jeść na określonym etapie rozwoju - mówi Pohrybeniuk.

Projekt już jest gotowy, minister Boni nie chce go na razie w całości ujawniać. Jeszcze w tym miesiącu ma być prezentowany premierowi.



Ramka

Niemal co trzecie dziecko w Polsce jest niedożywione - wynika z badań SMG/KRC MillwardBrown dla kampanii „Podziel się posiłkiem”. Przebadano ponad 400 szkół. Najmniej stołówek szkolnych jest w małych szkołach do 100 uczniów (tylko połowa oferuje posiłki) i na wsiach (40 proc. nie ma stołówek). Dwie trzecie dyrektorów szkół przyznaje, że w ich szkołach są uczniowie, którzy nie korzystają z dożywiania, choć jest im to potrzebne.

Źródło: Gazeta Wyborcza
Marek Pleśniar10-05-2008 09:12:07   [#3329]

Juwenalia: Zgwałcono studentkę, z akademika poleciały noże

rik 2008-05-09, ostatnia aktualizacja 2008-05-09 17:58

Podczas juwenaliów Politechniki Koszalińskiej zgwałcona została studentka, zniszczono samochód, a z akademika rzucano nożami.

21-letnią studentkę kilkaset metrów od uczelni zaatakował zakapturzony mężczyzna - pisze Głos Koszaliński. Zaciągnął w krzaki i brutalnie zgwałcił przy dawnej stołówce studenckiej. Dziewczyna krzyczała, nikt jednak nie udzielił jej pomocy. - Wszczęliśmy śledztwo w sprawie gwałtu. Intensywnie poszukujemy sprawcy - mówi Grzegorz Klimowicz, zastępca prokuratora rejonowego w Koszalinie.

Latające noże

W nocy ze środy na czwartek ktoś rzucał nożami z okien akademika w przechodniów. Grupa studentów zdemolowała też samochód. Audi z wybitymi szybami wylądowało na dachu. Kobieta, która próbowała powstrzymać demolujących samochód studentów, zobaczyła w odpowiedzi ich nagą tylnią część ciała. Okoliczni mieszkańcy są przerażeni zachowaniem studentów. Dzikie krzyki słychać było podobno do rana.

Studenci: samochód był już zdemolowany

Studenci solidaryzują się z poszkodowaną dziewczyną. - Otoczyliśmy ją opieką, wzmocniliśmy też ochronę - mówi Łukasz Podsiadło z uczelnianego samorządu. Zapewniają jednak, że samochód został zdemolowany wcześniej, a nie podczas juwenaliów. - Tegoroczną imprezę uważam za udaną - zapewnia Głos Koszliński Kazimierz Kamieński z parlamentu studentów PK, organizatora juwenaliów. - Mamy wynajętą agencję ochrony, współpracujemy z policją, sami też dbamy o porządek. Mamy wszystkie uzgodnienia niezbędne przy imprezach masowych. Zawsze jednak znajdzie się grupa, która nie potrafi się bawić - podkreśla.

Uczelnia przeprasza i grozi

Rzecznik PK Agnieszka Kowalska przeprasza wszystkich poszkodowanych i zapowiada wyciągniecie konsekwencji. - Władze uczelni wydały oświadczenie potępiające chuligańskie wybryki, zwiększyły liczbę ochroniarzy i patroli studenckich - mówi rzecznik
 
 
"upowszechnienie wykształcenia wyższego"  sie kłania - mym zdaniem
kasiek10-05-2008 13:09:38   [#3330]

Komórki dzwonią na maturze

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,5198226.html

 

Tylko w pierwszym tygodniu trwania matur aż cztery razy na sali egzaminacyjnej w Łódzkiem zadzwoniła komórka. Przyłapanym uczniom unieważniono egzamin.

 
Na języku polskim telefon przerwał egzamin ucznia z Koluszek. Podczas pisania testu z języka angielskiego komórkę słychać było w Pabianicach i Łowiczu. W Bełchatowie pokrzyżowała plany maturzyście zdającemu wiedzę o społeczeństwie. - To rekord, chociaż nie jesteśmy jeszcze na półmetku matur - przyznaje z żalem Janina Skibicka, dyrektorka Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Łodzi. - Przez lata nie mieliśmy tylu unieważnień egzaminu maturalnego z powodu telefonu komórkowego. Rok temu były dwa takie wypadki.

Komórka wniesiona na salę potrafi sprawić niemiłą niespodziankę. Tak jak uczniowi z Łowicza, który pisał we wtorek język angielski. Telefon wniósł dopiero na drugą część testu, bo zapomniał go oddać nauczycielowi. Choć wyciszony, zadzwonił - włączyło się przypomnienie ustawione w elektronicznym kalendarzu.

- Nic nie możemy w takich sytuacjach poradzić. Przepisy mówią jasno: nie można wnosić na salę egzaminacyjną żadnych urządzeń telekomunikacyjnych. Trzeba je zostawiać w domu albo dać do przechowania dyrektorowi lub nauczycielowi - informuje Skibicka.

Szkolna komisja przed egzaminem za każdym razem przypomina uczniom, że telefon komórkowy na maturze grozi wyrzuceniem z sali. To i tak nie pomaga. - Przed polskim specjalnie jeszcze wróciłem do domu, żeby zostawić "komórę". Ale wiem, że wielu moich kolegów miało ją w kieszeni. Tylko że wyłączoną. Wolałem nie ryzykować. Ta zabawka robi czasem niespodzianki - opowiada Mateusz, maturzysta z XXVI LO.

O tego typu niespodziankach wiele może powiedzieć Jakub Kopeć z serwisu telefonów komórkowych Telsim-Service w Łodzi: - Jeśli jest błąd w oprogramowaniu telefonu, to różne cuda mogą się zdarzać. Wyłączony telefon też nie jest pewnikiem. Zdarzają się aparaty, które z powodu uszkodzenia same się włączają. W niektórych modelach nawet w wyłączonym telefonie słychać dźwięk budzika. I wtedy jest problem. Dlatego najlepiej nie brać ze sobą komórki. Bo po co komu na maturze?

Dyrektor Skibicka łapie się za głowę: - Już nie wiem, jak dotrzeć do maturzystów. Słyszałam, że nawet dyrektorzy szkół przy wejściu na salę zbierają telefony do reklamówek. A i tak wpadki z komórkami się zdarzają.

Dlatego łódzka OKE już teraz rozważa przygotowanie na przyszłoroczny egzamin maturalny specjalnych tablic ze znakiem przekreślonych słuchawek telefonicznych. - Kiedy zawisną w salach egzaminacyjnych, może przemówią do rozsądku abiturientów - zastanawia się Skibicka.

Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź
kasiek10-05-2008 13:12:07   [#3331]

Bezprawnie skrócona matura

http://miasta.gazeta.pl/rzeszow/1,34962,5194381.html

Błąd nauczyciela zaważy na losach maturzystów. Absolwenci rzeszowskiego Zespołu Szkół nr 2 chcą raz jeszcze pisać maturę z wiedzy o społeczeństwie. Odwołują się do Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej, bo egzamin musieli zakończyć 30 minut wcześniej

Zobacz powiekszenie
Fot. Franciszek Mazur / AG
23 uczniom, którzy pisali rozszerzoną maturę z wiedzy o społeczeństwie w rzeszowskim Zespole Szkół nr 2, odebrano testy na 30 minut przed czasem.


Rozszerzona matura z wiedzy o społeczeństwie zaczęła się w środę o godz. 9. Z informacji, którą miał przed sobą na teście każdy uczeń, wynikało, że na napisanie egzaminu jest 180 minut. Maturzyści powinni więc skończyć pisanie testu o godz. 12. - Przewodnicząca komisji poinformowała jednak, że na arkuszu egzaminacyjnym jest błąd. Mamy 150 minut i kończymy test o 11.30 - opowiadają maturzyści. Byli tak zaskoczeni tą informacją, że nawet nie zaprotestowali. Mimo że nie wszyscy zmieścili się z pracą w skróconym czasie. - Byłem w trakcie pisania wypracowania, nie skończyłem go i nie zdążyłem sprawdzić testu, kiedy odebrano mi kartkę i wszyscy zostaliśmy wyproszeni z sali - opowiada jeden z chłopców.

Dopiero po egzaminie na Gadu-Gadu zawrzało. - Sprawdziliśmy na stronach Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, że na napisanie testu było jednak 180 minut. Trzy godziny pisali rozszerzoną maturę nasi koledzy w zeszłym roku. Jesteśmy źli, zdenerwowani i wściekli. Część z nas chce się odwoływać, a ja jeszcze nie wiem, co zrobię. Nie jestem zadowolony z tego, co napisałem, ale wiem, że na pewno zdałem. Chcę mieć jakieś wakacje - mówi jeden z maturzystów. Nie chce zdradzać swoich personaliów, bo obawia się konsekwencji na egzaminach ustnych.

- Test był bardzo trudny, a w dodatku skrócono nam czas na jego rozwiązanie. Nie zdążyłem napisać wszystkiego, nie miałem czasu, żeby się zastanowić nad odpowiedziami, niektórych zadań w ogóle nie tknąłem. Najgorzej poszło mi z wypracowaniem, które jest bardzo ważne, bo można zdobyć za nie aż 20 punktów - skarży się Bartosz Cios, który już w czwartek zdecydowany był złożyć odwołanie do OKE.

Emilowi Bisowi, dyrektorowi Zespołu Szkół nr 2, sprawa jest doskonale znana. - Byłem w tej sali podczas egzaminu trzy razy. Nikt nie zgłaszał, że jest jakiś problem. Zorientowałem się dopiero po zakończeniu egzaminu, kiedy przyszedł do mnie z interwencją jeden z uczniów. Zareagowałem natychmiast. Poleciłem mu, by wrócił do sali i kontynuował egzamin. Mógł jeszcze uzupełnić swoją pracę. Ale pozostali maturzyści z tej grupy już się rozeszli, nikt więcej nie interweniował - twierdzi dyrektor Bis.

Nie umie wytłumaczyć, dlaczego przewodnicząca komisji skróciła czas pracy uczniów i dlaczego nikt z pozostałych członków komisji, zobowiązanych właśnie do tego, by pilnować procedur egzaminacyjnych, nie zareagował. - Zupełnie nie wiem, co się stało - denerwuje się dyrektor.

Lech Gawryłow, dyrektor OKE w Krakowie, jest zdziwiony tą sytuacją: - Nic o tym nie wiemy, a dyrektor szkoły miał obowiązek nas poinformować, że taka sytuacja miała miejsce.

Jego zdaniem to, co się stało w rzeszowskiej szkole, jest podstawą do unieważnienia matury. - Uczniowie mogą napisać do nas odwołanie. Będą mogli napisać egzamin na początku czerwca. To jest dodatkowy termin dla tych, którzy z przyczyn losowych: choroby, pobytu w szpitalu czy wypadku w normalnym terminie nie mogli przystąpić do matury. Wyniki otrzymają w tym samym czasie co pozostali maturzyści, nie zmniejszy to więc ich szans w dostaniu się na studia - wyjaśnia Gawryłow. Ale aby skorzystać z tej możliwości, sami muszą wnieść odwołanie do OKE. Mają na to czas do piątku. - Mogą to zrobić indywidualnie lub zespołowo, byleby dotarła do nas oficjalna informacja, że chcą się odwołać - mówi Dorota Szmigiel z OKE.

Jacek Wojtas, podkarpacki kurator oświaty, tak komentuje to, co się stało w Zespole Szkół nr 2: - To był błąd matematyczny, brak banalnej umiejętności odczytywania zegarka. Ale to pomyłka, która rzutuje na wynik egzaminu. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że od tego teraz zależą życiowe sprawy młodych ludzi. Pół godziny mniej czasu to utrata 10, nawet 15 punktów w 100-stopniowej skali. Przy rekrutacji na studia to bardzo dużo.

Czy odpowiedzialni za tę sytuację poniosą służbowe konsekwencje? OKE twierdzi, że leży to w kompetencjach kuratorium, a kurator - że dyrektora szkoły. - Dziś nie wiemy, jak zadecyduje dyrektor - mówił w czwartek tuż po godz. 15 Wojtas.

====================
i ciąg dalszy sprawy:
 

Przewodnicząca: To mój błąd, ale nie w całości

http://miasta.gazeta.pl/rzeszow/1,34962,5197920.html

W piątek minął termin zgłaszania odwołań w sprawie przerwanej matury. Przewodnicząca komisji, która skróciła egzamin w Zespole Szkół nr 2 w Rzeszowie, przeprasza maturzystów

W piątkowej "Gazecie" pisaliśmy o rozszerzonej maturze z wiedzy o społeczeństwie w rzeszowskim Zespole Szkół nr 2, która przez pomyłkę nauczycieli została skrócona o 30 minut. Maturzyści chcą powtórzenia egzaminu.

Skrócenie czasu to błąd proceduralny, który jest podstawą do powtórki matury na początku czerwca. Termin ten przysługuje także tym, którzy w maju nie mogli do niego podejść z przyczyn losowych. Wyniki poznają w tym samym czasie co pozostali tegoroczni maturzyści, nie zmniejsza to więc ich szans podczas ubiegania się o miejsce na studiach. Do godz. 16.30 w piątek do Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej dotarły trzy oficjalne odwołania. Maturzyści mogli je wysyłać do północy.

O tym, że egzamin rozszerzony z WOS-u maturzyści mają pisać 150 zamiast 180 minut, zdecydowała przewodnicząca komisji Babara Balogh. Wczoraj zadzwoniła z wyjaśnieniami do redakcji: - Informację, że matura rozszerzona z WOS-u trwa 150 minut podała rano na odprawie przed egzaminem wicedyrektorka szkoły odpowiedzialna za organizację matur Maria Froń.

Froń zaprzecza jednak: - Nie pamiętam, bym takich informacji udzielała.

Balogh zapewnia, że jej wersję może potwierdzić cała sześcioosobowa komisja. W piątek w szkole przeprosiła maturzystów za swój błąd. - Co roku drukowałam z internetu, ile trwają egzaminy, które nadzorowałam. W tym tego nie zrobiłam. Popełniłam więc błąd, który by nie powstał, gdyby informacja na odprawie była rzetelna. Jako komisja nie mamy wglądu do arkuszy egzaminacyjnych, otrzymujemy ich dokładnie tyle, ilu jest zdających. Uczniowie wprawdzie zwracali uwagę, że na testach jest podany czas 180 minut, ale uznałam, że to błąd w druku, bo już w zeszłym roku taki błąd pojawił się na arkuszach. Przyznaję się do błędu, ale nie w całości - twierdzi Balogh.

Zdziwiony tłumaczeniami przewodniczącej komisji jest Emil Bis, dyrektor Zespołu Szkół nr 2. - Dziś [w piątek - przyp. red.] próbowała mi wmówić, że nawet ja mówiłem o 150 minutach. Arkusze, które otrzymała, były zapakowane w przezroczyste folie. Jeśli miała wątpliwości, mogła pytać, nie zapytała - twierdzi Emil Bis. - Pani Balogh została odsunięta od pracy przy maturze. Straciła moje zaufanie. Pozostałym członkom tej komisji na rok wstrzymam 5-proc. dodatek motywacyjny, który otrzymują za pracę przy maturze.

Źródło: Gazeta Wyborcza Rzeszów
malmar1510-05-2008 19:23:27   [#3332]
Komunikat MEN

w sprawie apelu polskich naukowców do Ministra Edukacji Narodowej o zmianę systemu oceniania matur z języka polskiego


Ministerstwo Edukacji Narodowej z dużym zainteresowaniem obserwuje publiczną debatę wokół spraw polskiej edukacji, która dociera do szerokich kręgów odbiorców za pomocą mediów. Debata ta dobrze wpisuje się w cykl działań ministerstwa, zmierzających do podniesienia jakości kształcenia w polskich szkołach.

Okres matur sprzyja szczególnie rozmowie na temat systemu egzaminacyjnego. Tego tematu dotyczy list otwarty do ministra edukacji narodowej, podpisany przez grupę czołowych polskich humanistów, jak również seria publikacji prasowych autorstwa wybitnych publicystów.

Zarówno wymowa merytoryczna listu, jak i wielu publikacji, są w pełni zbieżne z założeniami planowanych przez MEN zmian: szkoła ma przede wszystkim uczyć myśleć i działać samodzielnie – dotyczy to w równym stopniu przedmiotów humanistycznych jak i ścisłych.

Sprawiedliwa ocena prac setek tysięcy uczniów jest ogromnym wyzwaniem, któremu poświęcone są grube tomy dzieł naukowych. Podstawowy problem do rozwiązania to: jak sprawić, by dwaj uczniowie, którzy napisali mniej więcej to samo, otrzymali w dwóch różnych zakątkach Polski podobne oceny?

We wszystkich znanych nam i funkcjonujących w świecie powszechnych systemach egzaminacyjnych, problem ten rozwiązuje się za pomocą zbudowania dla każdego arkusza egzaminacyjnego tzw. schematu oceniania, obudowanego precyzyjnie zaprojektowanym i realizowanym systemem szkoleń i wielokrotnych weryfikacji prac uczniów. Według podobnego schematu skonstruowano także polski system egzaminacyjny, w szczególności – system matur. Jakość egzaminu, to po prostu łączna jakość wszystkich jego elementów, czyli arkusza egzaminacyjnego, schematu oceniania, szkoleń egzaminatorów oraz organizacji systemu weryfikacji.

Jest jasne, że krytykowany obecnie system oceniania prac pisemnych z języka polskiego wymaga doskonalenia. MEN wraz z Centralną Komisją Egzaminacyjną, wsłuchując się w głosy uczonych, nauczycieli i publicystów, którym leży na sercu dobro polskiej edukacji, pracuje nad nowym i przystającym do współczesności sposób oceniania wiedzy i umiejętności maturzystów.

Wpisany ( 10.05.2008. )
Małgoś10-05-2008 21:44:33   [#3333]

Internauci wytropili błędy w maturze z WOS

Robert Kowalik, Gazeta.pl 2008-05-09, ostatnia aktualizacja 2008-05-10 17:01

W zaskakująco trudnej w tym roku maturze z Wiedzy o Społeczeństwie internauci znaleźli jeden błąd i sporo poważnych nieścisłości. Przekazaliśmy je Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, bo od ich rozstrzygnięcia zależy los wielu maturzystów. Wraz z nimi czekamy na odpowiedź CKE.

Zobacz powiekszenie
Fot. Natalia Dobryszycka / AG
Matura z WOS-u zaskoczyła tegorocznych maturzystów. Była zdecydowanie trudniejsza niż się spodziewali
ZOBACZ TAKŻE
Zobacz jak politycy odpowiadali na pytania z WOS

W środę ponad 140 tys. uczniów pisało egzamin z Wiedzy o Społeczeństwie. 37 proc. z nich wybrało poziom rozszerzony. Po opublikowaniu zadań i klucza odpowiedzi na naszym portalu, forum zawrzało.

Po tym, co w tym roku przygotowała Komisja Egzaminacyjna, WOS - do tej pory jeden z najczęściej wybieranych przedmiotów - w jednej chwili stracił renomę łatwego egzaminu.

Rozczarowani i zatroskani maturzyści zarzucają komisji celowe podniesienie poprzeczki i zbyt szczegółowe pytania. Uczniowe nastawiali się raczej na zagadnienia związane np. z Unią Europejską czy bezrobociem niż meandry działania ustawy zasadniczej czy też podawania polskiej nazwy organizacji, w skład której wchodzi Azerbejdżan, Mołdawia, Gruzja i Ukraina.

- Za dużo było pytań związanych z geografią i historią, małe było zróżnicowanie tematów - żali się jedna z maturzystek.

Znaleźli się też tacy, którzy wnikliwie przeanalizowali pytania z WOS i klucz odpowiedzi przygotowany przez CKE.

Błąd w zadaniu nr 9

Internauci piszą, że w zadaniu nr 9 matury rozszerzonej, które dotyczy ustroju RP, odpowiedź B. jest fałszywa, a nie prawdziwa jak podano w przykładowym kluczu. Internauta Grzespelc cytuje zadanie: "Ustawa wyrażająca zgodę na ratyfikację umowy międzynarodowej jest uchwalana przez Sejm większością 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów oraz przez Senat większością 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów. Odpowiedź podana w kluczu: prawda. Nie jest to prawda - pisze dalej Grzespelc - bo nie każda, a tylko taka, która przekazuje organizacji międzynarodowej lub organowi międzynarodowemu kompetencje organów władzy państwowe (Art. 90 konstytucji). W każdym innym przypadku (art. 89) jest to zwykła większość".

Zbyt dużo wątpliwości i wieloznaczności

Sporo innych zadań można było zrozumieć na wiele więcej sposobów, niż sugeruje to CKE. Internauta o nicku Wosiarz wypunktował nawet najdrobniejsze błędy i nieścisłości. W zadaniu nr 3 do podanych przykładów należało dopisać jaki jest to rodzaj normy społecznej. Na przykład "Nie zdradzamy swoich przyjaciół" - to według przygotowujących test norma moralna. Czy pomyli się maturzysta, który napisze, że jest to norma obyczajowa, albo nawet religijna? Dalej: "Mówimy prawdę" - odpowiedź prawidłowa: ponownie norma moralna. Czy jednak nie można byłoby potraktować jej jako normy religijnej?

Nie do końca jasne jest też zadanie nr 6. Chodzi w nim o to, by do przytoczonej charakterystyki organizacji regionalnej podać jej odpowiednią nazwę. W pytaniu nr 3 chodzi o EFTA, tj. European Free Trade Association, tymczasem klucz komisji podaje Stowarzyszenie Wolnego Handlu. Niby niewiele, ale jak odniosą się do tego egzaminatorzy?

Lista zarzutów zawiera jeszcze kilka pozycji. Czy uwzględni je Centralna Komisja Egzaminacyjna? Zaraz po środowym egzaminie Komisja udała się na trzydniowe obrady dotyczące sposobu oceniania egzaminu i nie odpowiedziała na nasze pytania. Może jednak maturzyści mogą liczyć na precedens. W ubiegłym roku źle sformułowano polecenie do jednego z maturalnych zadań właśnie w teście z Wiedzy o Społeczeństwie. Wtedy Komisja przyznała się do błędu i każdy maturzysta, który test pisał, miał zaliczone zadanie. Jak będzie w tym roku?

malmar1511-05-2008 18:33:51   [#3334]
Pomoc dla nauczycieli - ofiar swoich uczniów

Punkt pomocy psychologicznej dla nauczycieli, padających ofiarami chuligańskich wybryków uczniów powstał w Mediolanie - poinformował dziennik "La Repubblica".

Gazeta podkreśla, że o tym, jak masowe jest zjawisko wyżywania się na nauczycielach we włoskich szkołach średnich świadczy to, że w stolicy Lombardii pedagodzy z dziesięciu placówek chcą skorzystać z takich porad.

Pierwszy punkt pomocy powstał na mocy porozumienia z lokalnymi władzami przy technikum, w którym ostatnio zanotowano skandaliczne przypadki chuligaństwa nastolatków.

Niektóre z tych wybryków zostały zarejestrowane przez uczniów przy pomocy telefonów komórkowych i trafiły do internetu.

Dyrektor szkoły, w której psycholog udziela pomocy nauczycielom, przyznał w rozmowie z rzymskim dziennikiem, że nie są oni w stanie wyegzekwować minimum respektu i cierpią z tego powodu.

Podkreślił, że uważna troska i pilnowanie dyscypliny nie pomaga, gdyż upokarzani nauczyciele potrzebują już pomocy specjalistów.

Gazeta opisuje liczne zanotowane w mediolańskich szkołach przykłady agresji, a także bulwersujących antysemickich zachowań.
malmar1511-05-2008 19:29:35   [#3335]
Polski belfer na Wyspach

Był szał masowego zatrudniania w Anglii i Irlandii naszych lekarzy i pielęgniarek. Teraz przyszedł czas na pedagogów, bo deficyt kadry nauczycielskiej na Wyspach wciąż wzrasta, a swój rekordowy poziom osiągnął w Szkocji.

Prognozy socjologów zapowiadają, że Szkoci będą zmuszeni do przyjęcia ok. 1700 nauczycieli w ciągu najbliższych dwóch lat. Powodem jest przede wszystkim masowe odchodzenie tamtejszych pedagogów na emeryturę. Dodatkowo, tak duże zapotrzebowanie na nauczycieli powoduje zmiana standardów nauczania. Zgodnie z nowymi przepisami, w jednej klasie nie może być więcej niż 20 dzieci. Dla Polaków oznacza to jedno - większą niż dotychczas szansę na podjęcie pracy w zawodzie.

Wśród nauczycieli cudzoziemców z Europejskiego Obszaru Gospodarczego, prowadzących zajęcia lekcyjne w państwowych szkołach w Anglii, Polacy stanowią najliczniejszą grupę - 707 Polaków na 1562 nauczycieli z obszaru EOG. Ponadto, szacuje się, że w ubiegłym roku w państwowych szkołach Anglii pracowało 16,7 tys. pedagogów, którzy przygotowywali się do zawodu za granicą i rozpoczynając pracę nie posiadali angielskich kwalifikacji.

Formalności

Chcąc pracować w Wielkiej Brytanii w pierwszej kolejności należy uzyskać status nauczyciela wykwalifikowanego tzw. QTS (Qualified Teacher Status), będącego formalnym potwierdzeniem, że dany nauczyciel jest w stanie wypełnić wymagane przez brytyjski system edukacji standardy nauczania. W tym celu należy wypełnić formularz dostępny na stronie www.gtce.org.uk, do którego trzeba dołączyć kopie dokumentów (plus tłumaczenie przysięgłe): dyplomu ukończenia studiów, potwierdzenia uprawnień nauczycielskich, paszportu (strony ze zdjęciem), aktu ślubu.

W razie niejasności porady można zasięgnąć mailem (TQhelpdesk@gtce.org.uk) lub dzwoniąc na infolinię Teachers- Qualifications Section (0044-121-3450140). Wydanie certyfikatu i numeru referencji nauczycielskich następuje zwykle po czterech miesiącach.

Następnym krokiem jest rejestracja w General Teaching Council of England (GTC), a więc wypełnienie formularza przesłanego wcześniej wraz z certyfikatem QTS oraz wniesienie opłaty 30 Ł. Na tej podstawie uzyskać można specjalny numer identyfikacyjny wymagany przez pracodawców.

Po pomyślnym zakończeniu rejestracji nabywamy pełnych praw do wykonywania zawodu nauczyciela w Wielkiej Brytanii.

Nauczyciel w pracy

Obecnie na Wyspach najbardziej potrzebni są wykładowcy przedmiotów ścisłych: matematyki, fizyki, biologii i podstaw ekonomii. Na brak zatrudnienia nie będą też narzekać nauczyciele języka angielskiego, lektorzy innych języków obcych oraz opiekunowie dzieci specjalnej troski.

Na początek dobrze jest zorientować się w brytyjskim systemie edukacyjnym (National Curriculum) oraz zapoznać z tamtejszymi procedurami, ponieważ różnią się one znacznie od polskich.

W ostatnich latach w szkołach brytyjskich przybywa dzieci z rodzin imigranckich, które słabo porozumiewają się w języku angielskim. Z tej przyczyny pojawiło się duże zapotrzebowanie na polskich Asystentów Nauczycieli czyli tzw. Teaching Assistants oraz Language Learning Supporters, których rolą jest pomoc dzieciom w czasie lekcji. Dużym ułatwieniem jest fakt, iż na stanowisku tym wolno pracować bez posiadania QTS, a więc można ubiegać się o pracę jeszcze przed otrzymaniem tego statusu.

Zarobki

Wysokość zarobków zależy od doświadczenia i kwalifikacji, oraz tego, w której części Wielkiej Brytanii się pracuje. Najwięcej zarabiają nauczyciele w Londynie.

Najniższa oferowane wynagrodzenie dla początkującego pedagoga to ok. 20 tys. Ł rocznie. Nauczyciel w Wielkiej Brytanii zarabia przeciętnie ok. 3000 Ł miesięcznie, zaś emigrant na początek, gdy pracuje jako asystent nauczyciela, może liczyć na ok. 1100 Ł co miesiąc. Znacznie lepsze pieniądze czekają osoby zatrudnione jako specjalna pomoc nauczycielska (Special Education Needs) np. dla dzieci z autyzmem. Dzień pracy to nawet 120-140 Ł.

Agnieszka Damieszko
AsiaJ11-05-2008 22:48:16   [#3336]
Kusząca propozycja
Marek Pleśniar11-05-2008 23:58:20   [#3337]

tak Ci się tylko wydaje;-)

gastarbajter - nauczyciel to przykrawa rola

grażka12-05-2008 23:04:44   [#3338]

http://miasta.gazeta.pl/krakow/1,35798,5205716.html

Spotkanie w Krakowie było ósmą z cyklu debat MEN ze środowiskami nauczycielskimi we wszystkich województwach. Proszona o ich podsumowanie Hall mówi na razie tylko o jednym konkrecie. - Ze spotkań, które odbyłam, dowiedziałam się, że potrzebne jest znacznie więcej informacji na temat planowanych zmian - powiedziała wczoraj.

Dlatego też MEN chce otworzyć w każdej gminie punkty informacyjne dla rodziców dzieci, których będą dotyczyć zmiany w systemie edukacji. Hall ma nadzieję, że będą one służyć przede wszystkim matkom i ojcom sześciolatków, które w 2009 r. pójdą do pierwszej klasy szkoły podstawowej (zostaną objęte tym samym programem, co rozpoczynające naukę siedmiolatki i będą pisać wspólnie z nimi taki sam test kompetencji na zakończenie nauki w szkole podstawowej).

- Wsparciem zostaną też objęci nauczyciele. Planujemy opracowanie dla nich informatorów w oparciu o zagadnienia, pytania i wątpliwości, które pojawiły się na wszystkich przeprowadzonych debatach - zapowiada minister.

Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków
zgredek12-05-2008 23:07:11   [#3339]
niebieska książeczka;-)
Jersz12-05-2008 23:15:55   [#3340]

Dlatego też MEN chce otworzyć w każdej gminie punkty informacyjne dla rodziców dzieci, których będą dotyczyć zmiany w systemie edukacji.

A powiedziała Pani Minister , kto bedzie te punkty prowadził, za nie płacił?

Jersz12-05-2008 23:15:57   [#3341]

Dlatego też MEN chce otworzyć w każdej gminie punkty informacyjne dla rodziców dzieci, których będą dotyczyć zmiany w systemie edukacji.

A powiedziała Pani Minister , kto bedzie te punkty prowadził, za nie płacił?

cynamonowa12-05-2008 23:17:03   [#3342]

:)

i  gdd w kasach II i III - mógłby ktos w tym informatorze doprecyzować:)

AsiaJ12-05-2008 23:20:53   [#3343]

Do #3337  Tak sobie czasem myślę czasem,że fajnie byłoby popracować w angielskiej szkole, zobaczyć jak jest, porównać, potem wrócić i zastosować pewne rozwiązania  u nas...

Marek Pleśniar12-05-2008 23:57:45   [#3344]
sadząc po doświadczeniach wiadomej Finki - niezabardzo chciałbym
aza13-05-2008 01:12:51   [#3345]

się zgadzam -

bardzo niewdzięczna rola....

Małgoś14-05-2008 23:44:49   [#3346]

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,5213393.html

Dyrektor każe małym Romom wchodzić oddzielnym wejściem

mar 2008-05-14, ostatnia aktualizacja 2008-05-14 22:19

Dyrektor Szkoły Podstawowej w Maszkowicach zorganizował oddzielne wejście do budynku dla romskich uczniów. Większość z nich uczy się w osobnych klasach - podaje Polsat.



Dyrektor szkoły tłumaczy, że uczniowie romscy regularnie opuszczają lekcje i nie nadążają w nauce za uczniami polskimi. - Dzięki temu dzieci te mogą kończyć szkołę podstawową, bo mają obniżone wymagania - mówi dyrektor.

- Mamy XXI wiek. Musimy jakoś się traktować - komentuje sprawę działacz romski, Janusz Kamiński. O sytuacji w Maszkowicach informował już MSWiA i sejmową komisję ds. mniejszości. MSWiA zapowiada kontrole.

- To apartheid - komentuje senator Kazimierz Kutz.
Małgoś14-05-2008 23:46:51   [#3347]

Indeks ksiąg zakazanych w szkole urszulanek

Magdalena Warchala 2008-05-13, ostatnia aktualizacja 2008-05-14 10:01

W bibliotece rybnickiego Zespołu Szkół Urszulańskich istnieje indeks ksiąg zakazanych. Uczniom nie wolno wypożyczać m.in. "Kodu Leonarda da Vinci", a "Pachnidło" jest dostępne tylko dla maturzystów.

Zobacz powiekszenie
Fot. Dawid Chalimoniuk / AG
''Kod Leonarda da Vinci'' cieszył się dużą popularnością nie tylko wśród czytelników bibliotek, ale i kinomanów
Co o tym sądzisz? Czekamy na Wasze listy: listydogazety@gazeta.pl

Ograniczyć młodzieży dostęp do niektórych tytułów postanowiło grono nauczycielskie. Na czarnej liście znalazły się cztery pozycje: oprócz powieści Browna i Suskinda także "Samotność w sieci" Wiśniewskiego oraz "Fantastyka" Akunina.

Siostra Aleksandra Stachnik, przełożona rybnickich urszulanek, które są organem prowadzącym szkołę, tłumaczy, że te tytuły trafiły do szkolnej biblioteki przez przypadek. - Bibliotekarka kupiła je, bo było o nich głośno. Po przejrzeniu stwierdziła jednak, że ich tematyka i język nie są odpowiednie dla młodzieży pomiędzy 13. a 19. rokiem życia, w dodatku uczącej się w szkole katolickiej, której zadaniem jest przekazywanie określonych wartości. Nauczyciele mają prawo chronić uczniów przed nieodpowiednimi treściami. To, że bibliotekarka przejrzała książki, zanim je wypożyczyła uczniom, świadczy o jej odpowiedzialności - wyjaśnia siostra Aleksandra.

Zaznacza, że uczniowie mogą bez ograniczeń wybierać spośród 24 tys. tytułów, które znajdują się w bibliotece. Te cztery, których zostali pozbawieni, to naprawdę wyjątki.

Zakazany owoc smakuje jednak najlepiej. Jedna z uczennic zdradza, że wielu jej kolegów właśnie na przekór nauczycielom sięgnęło po zabronione tytuły. Ona też je przeczytała. - To książki, o których dużo się mówi w ostatnim czasie. Trzeba je przeczytać, żeby być na bieżąco i wyrobić sobie własne zdanie. Dlatego gdy nie dostałam "Pachnidła" w szkolnej bibliotece, pożyczyłam je od koleżanki - przyznaje uczennica.

Siostra Aleksandra zdaje sobie sprawę, że uczniowie mogą zdobyć książki poza murami szkoły. - Nie ukrywamy przed nimi, że książki istnieją. Nie ograniczamy się też do zakazów. Dużo rozmawiamy i z młodzieżą, i z rodzicami, którzy też interesują się tym, po co sięgają ich dzieci - tłumaczy siostra Aleksandra.

Z siostrami nie zgadza się jednak rzecznik kuratorium oświaty Piotr Zaczkowski, który jest zdziwiony wprowadzoną w ich szkole cenzurą. - Nie wiem, czy siostry są odpowiednimi specjalistkami, by oceniać, które treści są szkodliwe dla młodzieży, a które korzystne. Każdy może mieć swoje zdanie na ten temat, ale zakazywanie uczniom czytania legalnie dostępnych w Polsce tytułów to jednak przesada. Siostry starają się cofnąć zegar. Nie biorą pod uwagę faktu, że w dzisiejszych czasach jakakolwiek prohibicja nie ma szans przynieść zamierzonego efektu. Jeśli uczniowie będą chcieli, książkę i tak dostaną. Powiem przekornie: jeśli siostrom zależało, by w szkole wzrosło czytelnictwo, to im się to niewątpliwie udało - mówi Zaczkowski.

Oburzony jest także Maciej Osuch, społeczny rzecznik praw ucznia, który uważa, że ograniczanie dostępu do dóbr kultury jest niezgodne z prawem. - Dziwi mnie, że w czasach, gdy młodzież czyta coraz mniej, są nauczyciele, którzy starają się jeszcze zniechęcić ją do sięgania po literaturę. Przecież żadna książka nie jest w stanie zepsuć człowieka. Przeciwnie, rozmawiając z uczniami na temat kontrowersyjnych tytułów, siostry mogły pokazać wychowankom promowane przez siebie wartości na tle innych, których nie pochwalają - mówi Osuch.

Dodaje, że zepsuć uczniów mogą nie książki, a przykład, jaki nieświadomie dały im siostry. - Swoim zachowaniem pokazały młodzieży, że cenzura jest dopuszczalna, a zakazy są dobrym sposobem wychowywania - mówi Osuch.

Urszulanek broni jednak ks. Marek Bernacki, rejonowy duszpasterz młodzieży i asystent kościelny Klubu Inteligencji Katolickiej. - Gdyby uczeń przyniósł do domu kontrowersyjną książkę i powiedział, że dostał ją w szkolnej bibliotece, rodzice mogliby mieć pretensje do sióstr, którym powierzyli swe dzieci. Dlatego miały one prawo dokonać selekcji tytułów. Cała sprawa wydaje mi się jednak nieco śmieszna. Robi się wielką awanturę z takiego drobiazgu, gdy w szkołach jest tak wiele innych poważnych problemów - mówi ks. Bernacki.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
emeryt17-05-2008 18:10:31   [#3348]
2008-05-16 12:32

Irena Dzierzgowska

Zagadnienia związane z nowym nadzorem będą szeroko omawiane podczas III Zjazdu Akademii Zarządzani „Dyrektora Szkoły”

Historia nie całkiem nieprawdziwa

Wyobraź sobie...

Dyrektor szkoły, nazwijmy go Jan Kowalski. W chwili, w której rozpoczyna się nasza opowieść odbiera telefon. Dzwoni audytor jakości. Dyrektor nie jest zdziwiony, oczekiwał tego telefonu, zresztą zna dobrze zasady sprawowania nowego nadzoru i wie, czego się spodziewać.

Głos audytora brzmi życzliwie. Mężczyźni umawiają się na spotkanie jeszcze tego dnia. Po kilku godzinach audytor zasiada w gabinecie dyrektora, przedstawia się, pokazuje certyfikat wydany przez ministra edukacji. Kawa, ciasteczka, otwarte kalendarze, życzliwość z odrobiną zaciekawienia ułatwiają nawiązanie rozmowy. I już po chwili panowie ustalają dzień i godzinę spotkania z radą pedagogiczną, termin rozpoczęcia i zakończenia audytu.
Posiedzenie rady pedagogicznej z udziałem audytora i jego zespołu ma spokojny przebieg. Dość szybko nauczyciele przekonują się, że goście mają sporą wiedzę i umiejętności, że dobrze znają system oświaty, są życzliwi i zainteresowani badaniami szkoły. Nauczycieli przekonuje najbardziej to, że ich udział nie ogranicza się do biernego słuchania, odwrotnie – audytorzy oczekują, że to rada pedagogiczna określi problemy szkoły. I tak też się dzieje. Na flipcharcie pojawia się coraz więcej zapisów zgłaszanych przez nauczycieli. Dlatego ostatnia część posiedzenia rady to czas poświęcony na ostateczne ustalenie celów i zakresu badania pracy szkoły. Za najważniejsze zagadnienia, poza, naturalnie, poziomem nauczania, uznano bezpieczeństwo uczniów, umiejętności kluczowe oraz postawy tolerancji, uczenie i przestrzeganie praw człowieka w szkole.

Nie, nie będę szczegółowo opisywała przebiegu audytu. Wystarczy, że powiem, że trwał siedem dni, był rzetelny i głęboki. Audytorzy starali się nie zakłócać pracy szkoły i nie przeszkadzać dyrektorowi. Zakończeniem ich badań był raport, który umieszczono na stronie internetowej szkoły. Stał się on bazą do poważnej dyskusji, najpierw na forum internetowym, gdzie pojawiły się opinie rodziców, uczniów i nauczycieli, a potem na specjalnie zorganizowanym seminarium, otwartym dla zainteresowanych.

Należą się jeszcze państwu słowa wyjaśnienia, kim są audytorzy. To grupa kompetentnych, przygotowanych do swojej roli osób. Ich status jest podobny do ekspertów zajmujących się awansem czy do egzaminatorów. Są to więc zwykle pracownicy oświaty: nauczyciele, wicedyrektorzy, pedagodzy, pracownicy szkół wyższych, którzy przeszli gruntowne szkolenie, wykonali praktycznie co najmniej trzy badania, na tej podstawie uzyskali certyfikat ministra edukacji i zostali wpisani na listę audytorów. Do wykonania audytu konkretnej szkoły zatrudnia ich najczęściej organ prowadzący, ale również dyrektor szkoły może „wynająć” audytorów. Zdarza się, że zlecenie przychodzi od rady rodziców.

A co z kuratoriami? Czy istnieje jeszcze taka instytucja? Spieszę uspokoić – wydział kuratorium w urzędzie wojewódzkim nadal działa, choć w mocno okrojonym składzie. Bo też i zadania ma znacznie skromniejsze, sprawuje jedynie nadzór legalnościowy, czyli ogranicza się do badania zgodności z prawem działalności szkół, uchwał rad pedagogicznych i uchwał organów prowadzących. Nowe kuratorium nie zajmuje się natomiast badaniami jakości pracy szkoły.

Zalety nowego systemu

Nowy system sprawowania nadzoru jest nastawiony przede wszystkim na pomoc szkole. Bo też nie da się poprawiać jakości i wprowadzać zmian bez dobrej diagnozy i informacji, „jak jest”. Celem audytu jest wykonanie takiego badania i określenie silnych i słabych stron szkoły. Musi to być zrobione w sposób wiarygodny, głęboki, rzetelnie udokumentowany.

Ogromne znaczenie ma ustawienie funkcji audytorów poza strukturą władzy. Tylko w takim układzie szkoła nie będzie musiała ukrywać swoich problemów z obawy przed konsekwencjami dla dyrektora czy nauczycieli. Odwrotnie, mądry dyrektor będzie zainteresowany rzeczywistym obrazem swojej placówki, po to, aby wiedzieć, co i jak poprawić.

Audytorzy będą dobrze przygotowani do swojej roli. Zestaw przygotowanych narzędzi i klarowna, jasna procedura ułatwi im przeprowadzenie badania. Będą też potrafili udzielić szkole rad i sugestii dotyczących zmiany. Ale pod warunkiem, że rada pedagogiczna zażyczy sobie tego.

W nowym systemie nadzoru kuratorium nie ma funkcji władczych i nadrzędnych w stosunku do szkół. Nie ogranicza ich autonomii. Wizytatorzy nie zastępują dyrektora, np. przy podejmowaniu decyzji organizacyjnych. Nie może być mowy o akceptowaniu arkuszy organizacyjnych. Kuratorium nie podejmuje również decyzji wpływających na działania organów prowadzących szkoły. Może jedynie opiniować ich uchwały pod względem zgodności z prawem. Takie usytuowanie urzędu kuratora oświaty pozostawia wolność decyzji szkole i samorządom lokalnym.

Nowy system nadzoru prowadzi do jasnego podziału kompetencji między różne instytucje oświatowe. Kuratorium przestaje dublować i ograniczać władze terytorialne, a dyrektor szkoły przestaje podlegać władzy dwóch panów: wójta i wizytatora. Każdy wie, za co odpowiada. Nie ma sytuacji, gdy kurator podejmuje decyzje, za które płacić musi, i to dosłownie, samorząd lokalny.

Nowy system nadzoru jest znacznie, znacznie tańszy. Można liczyć, że oszczędności wynoszą kilka milionów złotych rocznie. Te pieniądze trafiają do kasy samorządów terytorialnych, które będą opłacały wynajęcie niezależnych audytorów.

Jak dojść do takiego rozwiązania?

Na pewno zmiana nadzoru nie będzie łatwa. Można przewidywać, że napotka ona silny opór. Nie tylko pracowników kuratoriów oświaty obawiających się utraty pracy, ale również tych wszystkich, którzy mają złe doświadczenia z władzami lokalnymi i obawiają się, że zbyt duża rola wójtów, burmistrzów i prezydentów może zagrozić autonomii szkoły i spowodować, że decyzje oparte będą nie na kryteriach merytorycznych, a finansowych. Takie niepokoje można zmniejszyć tylko w jeden sposób, opracowując bardzo starannie projekt zmiany i poddając go szerokim konsultacjom społecznym.

Bardzo istotną sprawą będzie sporządzenie rejestru obecnych obowiązków kuratorów oświaty i rozdzielenie ich pomiędzy wojewodę, szkołę, audytorów i organy prowadzące. A potem sprawdzenie, czy nie zginęło jakieś ważne zadanie.

Najważniejszym zadaniem, jeszcze na etapie tworzenia koncepcji, będzie szczegółowe ustalenie, co ma być diagnozowane w szkole, według jakich procedur i za pomocą jakich narzędzi. Audytorzy powinni być wyposażeni w przygotowane i sprawdzone zestawy takich narzędzi. Ta część pracy przygotowawczej wymaga szerokiej debaty publicznej i wielu działań pilotażowych.

Szkolenie, rekrutacja i selekcja kandydatów na audytorów to kolejny znaczący etap zmiany. Bardzo, bardzo ważny. Przecież to od nich będzie zależała praktyczna realizacja nowej koncepcji nadzoru. Nie może się powtórzyć sytuacja, jaka miała miejsce po wprowadzeniu awansu zawodowego, gdy spora grupa ekspertów swoimi kryteriami znacznie wykroczyła poza wymagania rozporządzenia, żądając dowodów („papierów”) potwierdzających wykonanie każdego zadania przez awansującego nauczyciela. Po kilku latach tego typu działań awans stał się już tylko „papierowy”.

Oczywiście tego typu przeorganizowanie nadzoru wymaga poważnych zmian prawnych. Nowelizacja musi obejmować nie tylko ustawę o systemie oświaty, ale również Kartę Nauczyciela, ustawy samorządowe, przepisy dotyczące funkcjonowania urzędów wojewódzkich. No i rozporządzenia: o nadzorze, o podziale subwencji, o ocenie nauczyciela i wiele, wiele innych. Można pomyśleć o wykorzystaniu audytorów również przy innych decyzjach oświatowych, np. przy konkursie na dyrektora szkoły. To musiałoby pociągnąć za sobą jeszcze więcej zmian prawnych.

Nowa koncepcja nadzoru, jak prawie wszystkie zmiany, może być wprowadzana trzema sposobami:
• „Brutalna słuszność” – to mało polecana, acz często stosowana metoda, gdy decydenci „rzutem na taśmę” wprowadzają zmianę jednocześnie w całym systemie. Jej zaletą jest krótki czas wdrażania, wadą możliwość popełnienia błędów mających „globalne” skutki.
• „Skokami do przodu” – to powolne, rozłożone na lata wdrażanie zmian, w tempie, które pozwala dostosowywać nowy system do pojawiających się problemów.
• „Pilotaż” ¬– umożliwia monitorowanie zmian wprowadzanych na wybranym obszarze, np. w jednym województwie i dopracowanie koncepcji przed jej upowszechnieniem w całym kraju.

Pieniądze

Na pewno nowy nadzór byłby znacznie tańszy. Tak się zwykle dzieje przy rezygnacji ze stałego zatrudnienia, w tym wypadku audytorów, na rzecz umów – zleceń wykonania konkretnego zadania. Można przewidywać, że koszt wykonania audytu przeciętnej szkoły nie powinien przekroczyć 4000 zł. Zakładając, że szkoła powinna podlegać diagnozie nie rzadziej niż raz na pięć lat, trzeba szacować, że rocznie nadzorowi podlegać będzie ok. 6000 szkół, co oznacza wydatki w wysokości 24 milionów złotych. To znacznie mniej niż kosztuje dzisiaj funkcjonowanie kuratoriów oświaty.

Dodatkowe spore środki pociągnie sam proces wprowadzania zmian. Trzeba przecież opracować projekt, wykonać symulację, wykształcić audytorów, przygotować narzędzia, przeprowadzić akcję promocyjno-informacyjną. Skromne nawet wyliczenia każą szacować wydatki na około 5 milionów złotych. Na szczęście istnieje źródło, z którego można czerpać. W Europejskim Funduszu Społecznym są środki przeznaczone na wdrożenie nowego systemu nadzoru i zarządzania. Kwoty tam zapisane są wielokrotnie większe niż potrzeby. Wystarczy powiedzieć, że na rok 2008 na ten cel zaplanowano ponad 50 milionów złotych. A tak na marginesie, pozwoliłoby to na zdiagnozowanie i przygotowanie raportu dla około 12 000 szkół.

Pytania, pytania...

Opisana koncepcja jest jedynie ramowym projektem. Wymaga bardzo wielu dyskusji, wyjaśnienia wszystkich wątpliwości i odpowiedzi na wiele pytań:
1. Jaki los czeka pracowników kuratoriów oświaty? Czy część z nich mogłaby zostać audytorami, przechodząc krótszą drogę selekcji? A może zatrudnią ich samorządy terytorialne, które zapewne będą miały większe uprawnienia kontrolne w stosunku do szkół?
2. Jak liczny będzie wydział nadzoru prawnego w urzędzie wojewódzkim? Czy utrzymać nazwę „kuratorium oświaty”? Czy nie spowoduje to tendencji do ponownego poszerzenia kompetencji nadzorczych urzędu?
3. Kto i w jaki sposób będzie prowadził rekrutację audytorów? Kto ich będzie szkolić? A kto i w jaki sposób przygotuje narzędzia i opisze procedury?
4. Najważniejsze i najtrudniejsze będzie określenie, co i jak badać w szkole? Wszyscy dobrze wiemy, że wskaźniki jakości mają dwie cechy: rzetelność i trafność. Im trafniejszy wskaźnik, tym trudniej rzetelnie go badać. To, co w szkole najważniejsze, czyli warunki rozwoju uczniów, najtrudniej poddaje się rzetelnej, zewnętrznej diagnozie.
5. Cała grupa pytań dotyczyć będzie wyboru, zatrudnienia audytorów i samego przeprowadzenia audytu. Jak ustalać, kto będzie badał daną szkołę? Jak wykluczyć subiektywizm? Jak duża grupa osób powinna uczestniczyć w audycie? Jaką formę nadać raportom? Czy łączyć nadzór z akredytacją szkół? Jak zmniejszyć niepokoje nauczycieli?
6. Kolejne niepokoje związane są z kompetencjami różnych instytucji w nowej sytuacji. Jaki będzie zakres wolności szkoły? Kto będzie organem odwoławczym od decyzji dyrektora? Do kogo zwracać się będą mogli zaniepokojeni czymś rodzice? Jak zabezpieczyć interesy szkół w przypadku władzy lokalnej, która kieruje się jedynie względami oszczędnościowymi?
7. Wreszcie poważnym problemem jest język. Czy używać starych słów w nowym znaczeniu? A może zrezygnować z terminu „nadzór pedagogiczny”? Ale czym go zastąpić? Czy uda się wrócić do „mierzenia jakości pracy szkoły”? I jaką nazwę nadać osobom prowadzącym nadzór: audytorzy, eksperci ds. jakości?

Czyj to pomysł?

Pora na wyjaśnienie. Opisana tu koncepcja nie jest projektem przygotowanym przez MEN i gotowym do wdrożenia. Jest jednym z wielu zapewne pomysłów, które można wykorzystać dla zmiany nadzoru.
Jedno jest tylko pewne. Obecny system jest nieefektywny i nie przyczynia się do podnoszenia jakości pracy szkoły. Wymaga zmiany. Być może w sposób opisany w tym artykule. A może inaczej?
Czekamy na ministerialną koncepcję. Tymczasem dzielimy się pomysłem. Jego genezą jest program TERM, doświadczenia mierzenia jakości, przemyślenia i rozmowy wielu osób. Zachęcamy również naszych czytelników do tworzenia własnych projektów i przesyłania ich do „Dyrektora Szkoły”. Najciekawsze na pewno opublikujemy.

malmar1518-05-2008 13:11:53   [#3349]

Podpis elektroniczny w szkołach i przedszkolach

Szkoły i przedszkola nie mają obowiązku posiadania elektronicznych skrzynek podawczych. Oznacza to, że nie muszą akceptować podań i wniosków oraz innych czynności w postaci elektronicznej.


Prawnik Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji poinformował Serwis Samorządowy PAP, że szkoły i przedszkola nie są zobowiązane, na podstawie art. 58 ust. 2 ustawy z dnia 18 września 2001 r. o podpisie elektronicznym (Dz.U. Nr 130, poz.1450 z późn. zm.) do umożliwienia odbiorcom usług certyfikacyjnych wnoszenia podań i wniosków oraz innych czynności w postaci elektronicznej.

Stosownie do art. 58 ust. 2 ustawy o podpisie elektronicznym w terminie do dnia 1 maja 2008 r. organy władzy publicznej umożliwić mają odbiorcom usług certyfikacyjnych wnoszenie podań i wniosków oraz innych czynności w postaci elektronicznej w przypadkach, gdy przepisy prawa wymagają składania ich w określonej formie lub według określonego wzoru.

W opinii eksperta szkoły i przedszkola nie sa jednak instytucjami wykonującymi władzę publiczną. W zakresie wykonywania zadań, określonych w ustawie z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty (Dz.U. z 2004 r., Nr 256, poz. 2572 z późn.zm.), szkołom i przedszkolom nie zostały przypisane kompetencje umożliwiające władcze kształtowanie sytuacji jednostki. Organem władzy publicznej dla szkoły organem egzekucyjnym w zakresie obowiązków edukacyjnych będzie wójt, burmistrz lub prezydent miasta, a nie dyrektor szkoły.


Źródło: samorząd.pap.pl

malmar1518-05-2008 13:13:26   [#3350]

Karta nauczyciela uniemożliwia podwyżki

Pensja nauczycielska nie może wzrosnąć z powodu niektórych zapisów w Karcie Nauczyciela. Trzeba je zmienić - proponuje premier.  Zdaniem wiceminister edukacji należy ją ograniczyć do minimum. Samorządowcy przygotowali propozycje zmian.

Zmiany postulane przez samorządowców dotyczą:

- zwiększenia tygodniowego obowiązkowego wymiaru godzin zajęć dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych, prowadzonych bezpośrednio z uczniami

- sprecyzowanie zajęć wynikających z zadań statutowych szkoły, które nauczyciel ma realizować w ramach 40 godzinnego tygodnia pracy bez dodatkowego wynagrodzenia

- możliwość awansu zawodowego i motywacji do pracy w czasie trwania całej kariery zawodowej, a nie tylko przez 10 lat, jak w przypadku obowiązujących obecnie przepisów

W obecnym systemie dodanie środków z budżetu państwa na wynagrodzenia dla nauczycieli nie spowoduje automatycznie promowania najlepszych nauczycieli - uważa Krystyna Szumilas, wiceminister edukacji.

Ograniczenie do minimum Karty Nauczyciela umożliwi większe podwyżki, o które zabiegają związkowcy.

ZNP domaga się wzrostu wynagrodzenia dla nauczycieli o 50% do 2010 roku.

Źródło:samorząd.pap.pl

strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 66 ][ 67 ][ 68 ] - - [ 242 ][ 243 ]