Forum OSKKO - wątek

TEMAT: oświatowy przegląd prasy
strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 65 ][ 66 ][ 67 ] - - [ 242 ][ 243 ]
AnJa07-04-2008 17:52:49   [#3251]
za Onetem:
Uzbrojone nastolatki zaatakowały szkołę
Grupa australijskich nastolatków uzbrojonych w maczety i kije bejsbolowe zaatakowała nauczycieli i uczniów szkoły w zachodniej części Sydney - podała australijska policja. 18 osób odniosło obrażenia.
Po ataku policjanci aresztowali pięciu chłopców w wieku od 14 do 16 lat. Dwie osoby trafiły do szpitala.

Agresywna młodzież rozbijała szyby w oknach budynku szkoły, demolowała jej wnętrze i zaczepiała uczniów. Władze szkolne postanowiły więc zamknąć placówkę. Nauczyciel, który próbował powstrzymać napastników, został zraniony.

- Spowodowali poważne szkody - podkreślał rzecznik policji. - Doszło do kilku napaści, ale w rezultacie nikt nie został ciężko ranny - dodał. Nieznane są motywy ataku.

Na miejsce natychmiast przybyli zszokowani rodzice.

Bójki w szkołach w Australii są niezwykle rzadkie. Do napaści doszło jednak w dzielnicy, gdzie pojawiał się już problem gangów młodzieżowych.
cynamonowa07-04-2008 19:12:02   [#3252]
http://miasta.gazeta.pl/kielce/1,35255,5093614.html
jerzyk07-04-2008 23:02:37   [#3253]
 

Studia o. Rydzyka do kontroli

Jacek Hołub, Toruń 2008-04-07, ostatnia aktualizacja 2008-04-06 20:00  
 
Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej
Fot. Wojciech Kardas / AG

Ministerstwo Nauki sprawdza, czy studia podyplomowe - na które szkoła o. Tadeusza Rydzyka dostała 1,2 mln zł dotacji - są legalne.

Zobacz powiekszenie
Fot. Piotr Janowski / AG
Ojciec Tadeusz Rydzyk
Na podyplomowy kierunek "Polityka ochrony środowiska - kompensacja przyrodnicza" Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej o. Rydzyka dostała 1,2 mln zł z narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.

„Gazeta” dotarła do pisma z 13 marca minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbary Kudryckiej do wiceministra środowiska Stanisława Gawłowskiego (nadzoruje NFOŚiGW). Okazuje się, że uczelnia powinna mieć pozwolenie na uruchomienie nowego kierunku. A nie ma. „WSKSiM w Toruniu nie ubiegała się o wyrażenie zgody na prowadzenie studiów podyplomowych. W mojej opinii, zakres studiów - zwłaszcza w kontekście »kompensacji przyrodniczej « - wymagał wystąpienia do Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego o wyrażenie zgody na ich prowadzenie” - czytamy.

Ale zajęcia ruszyły - od połowy marca naukę w toruńskiej uczelni podjęło 24 słuchaczy z całej Polski, każdy zapłacił 1,9 tys. zł za semestr. Czy bez zgody ministerstwa studiują legalnie?

Urzędnicy resortu nauki sprawdzają program nauczania nowych podyplomowych studiów w WSKSiM i porównują go z programem na studiach licencjackich i magisterskich. - Zwrócimy się w najbliższych dniach do uczelni o wyjaśnienia dotyczące studiów podyplomowych - mówi wiceminister nauki prof. Grażyna Prawelska-Skrzypek. Wątpliwości ministerstwa budzi zwłaszcza druga część kierunku - "kompensacja przyrodnicza" - której nie ma na poziomie licencjatu i magisterki.

Z kolei według wiceministra Gawłowskiego NFOŚiGW powinien przed przyznaniem dotacji uczelni o.Rydzyka sprawdzić, czy ma uprawnienia do prowadzenia nowego kierunku. Czy wszczęta kontrola to podstawa do rozwiązania umowy o dotację? - Umowa jest wiążąca. Mam nadzieję, że w przyszłości takie praktyki, które mają wymiar cwaniactwa, nie będą miały miejsca. Winni zostali już ukarani, prezesów Funduszu odwołano - odpowiada Gawłowski.

Umowę między szkołą o.Rydzyka a NFOŚiGW podpisano 19 listopada, niespełna miesiąc po przegranych przez PiS wyborach. Zawarł ją zarząd Funduszu jeszcze z nominacji PiS-owskiego ministra środowiska Jana Szyszki. To właśnie Szyszko zabiegał o dotację dla WSKSiM. Potem jego nazwisko znalazło się na pierwszym miejscu wśród wykładowców "podyplomówki".

Poza szkołą o. Rydzyka pieniądze dostaną trzy renomowane uczelnie publiczne: Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu - 972 tys. zł., SGGW w Warszawie - 934 tys. zł i Akademia Rolnicza w Krakowie 307 tys. zł. Wszystkie uruchamiają bezpłatne uzupełniające studia magisterskie z rozwoju regionalnego na istniejącym już kierunku gospodarka przestrzenna.

Ewentualne konsekwencje wobec uczelni o. Rydzyka ministerstwo nauki ogłosi po zakończeniu kontroli nowego kierunku.

Źródło: Gazeta Wyborcza
hania08-04-2008 18:26:32   [#3254]
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,5100353.html

no to powtórka z rozrywki.......
nawet termin prawie identyczny...
tylko nie mówi się o 2 godzinach....
radzę poszukać wątków sprzed roku:-)
malmar1508-04-2008 19:53:22   [#3255]
Sowińska: Dobrze wypełniam swoje obowiązki

Moje największe przewinienie, to zbyt rzadkie kontakty z mediami, stąd wzięło się wiele nieporozumień - uznała Rzecznik Praw Dziecka Ewa Sowińska. We wtorek na konferencji prasowej odpierała stawiane jej przez polityków zarzuty.

Wniosek o odwołanie Sowińskiej zgłosiła we wtorek Platforma Obywatelska; od lutego na rozpatrzenie czeka też wniosek złożony przez LiD. Zdaniem posłów, Sowińska nie wypełnia swych obowiązków bezstronnie, a w swojej pracy nie kieruje się wyłącznie dobrem dzieci.

- Ataki na moją osobę mają charakter personalny i wynikają z pobudek politycznych. Jestem obecnie jedynym wysokim urzędnikiem państwowym, wywodzącym się z ugrupowania, które nie jest już u władzy. Wygodnie jest mnie atakować, bo nie stoi za mną duże wsparcie - powiedziała Sowińska.

Jej zdaniem, nie bez znaczenia jest również fakt, że społeczne i medialne oczekiwania co do roli RPD przewyższają możliwości prawne urzędu.

Sowińska zaznaczyła, że wiele jej wypowiedzi cytowanych przez media było wyrwanych z kontekstu bądź przeinaczonych. - Począwszy od sprawy teletubisia, która była zmanipulowana, jest to ciąg nieporozumień. Nigdy nie chciałam wprowadzenia zakazu pracy z dziećmi dla homoseksualistów, ale na prośbę przewodniczącego sejmowej komisji sprawiedliwości przygotowywałam listę osób, które były karane za pedofilię - wyjaśniła RPD.

Podkreśliła także, że zawsze była przeciwniczką bicia dzieci i występowała w tej sprawie do ministra Ćwiąkalskiego. Przypomniała, że propozycja rejestracji związków partnerskich była spowodowana wyłącznie troską o dzieci wychowywane przez rodziców, którzy nie mają ślubu. Podobnie, jeśli chodzi o zalecenia dla kobiet w ciąży - podyktowane były troską o zdrowie przyszłych matek i ich dzieci.

Zaprzeczyła także, że często bywa gościem w mediach związanych z ojcem Tadeuszem Rydzykiem oraz że nie współpracuje z organizacjami pozarządowymi. Podkreśliła, że regularnie kontaktuje się z instytucjami i organizacjami związanymi z dziećmi, a ona sama i jej pracownicy angażują się w wiele spraw, w których zagrożone jest dobro dzieci.

Sowińska wyraziła żal, że marszałek Komorowski, którego w zeszłym tygodniu poprosiła o spotkanie, nie znalazł dla niej czasu. Podkreśliła, że jest zadowolona z prac nad nowelizacją ustawy o RPD, dziwi ją jednak, że do współpracy nie zaproszono nikogo z jej biura.

Według niej, nie jest konieczne wyposażanie RPD w tzw. twarde środki, które posiada Rzecznik Praw Obywatelskich, jak możliwość występowania do Trybunału Konstytucyjnego. - Nie należy dublować uprawnień, zamiast tego lepiej propagować dobrą współpracę obu rzeczników - powiedziała Sowińska. Zaznaczyła przy tym, że RPO i RPD często działają wspólnie i jej współpraca z dr. Kochanowskim dobrze się układa.

- W moim przekonaniu nie złamałam ślubowania i dobrze wywiązuję się ze swoich obowiązków, chroniąc interesy dzieci - podkreśliła Sowińska.

Posłowie PO zarzucają Sowińskiej m.in. stronniczość i wykorzystywanie urzędu do prezentowania prywatnych poglądów. Wypominają jej także nieinformowanie opinii publicznej o działaniach podejmowanych przez Rzecznika (np. ustanowieniu medalu "Pro Infantis Bono", obradach rad doradczych działających przy RPD) i unikanie otwartych debat publicznych na ważne tematy dotyczące dzieci.

Aby wzmocnić urząd RPD, PO proponuje, by funkcję rzecznika mogła pełnić jedynie osoba o odpowiednich kompetencjach i doświadczeniu. Zgodnie z zaproponowanymi poprawkami do Ustawy o RPD, rzecznik mógłby m.in. występować do właściwych organów z wnioskami o podjęcie inicjatywy ustawodawczej, o wydanie lub zmianę innych aktów prawnych oraz zlecać sporządzanie ekspertyz i opinii. Nakładałaby także na te instytucje obowiązek współdziałania z RPD.

W nowelizacji znalazłby się również zapis o współdziałaniu rzecznika ze stowarzyszeniami, ruchami obywatelskimi, innymi dobrowolnymi zrzeszeniami i fundacjami na rzecz ochrony praw dziecka.

Źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
aza09-04-2008 13:12:55   [#3256]

Zamieszanie z przedszkolami

Urszula Jabłońska

2008-04-08, ostatnia aktualizacja 2008-04-08 21:52


Dyrektorzy przedszkoli alarmują, że nowy system elektronicznej rekrutacji nie pozwala im decydować, które dzieci przyjąć. - Muszą być jasne kryteria - ripostuje ratusz.

Wczoraj do godz. 12 mogli w systemie zobaczyć, ile osób wybrało ich przedszkole, i nanieść poprawki. - Jeżeli kilka osób miało taką samą liczbę punktów, mogłam wyżej ustawić te, które wybrały moje przedszkole jako pierwsze - mówi Anna Kosk, dyrektorka Przedszkola nr 247 na Żoliborzu . - I to wszystko! A moje przedszkole jest integracyjne i muszę dbać o dobór dzieci w grupie. A teraz będę miała integrację dzieci niepełnosprawnych z dziećmi samotnych matek, bo one mają największe szanse na przyjęcie.

Dyrektorka jednego z przedszkoli w Ursusie (woli pozostać anonimowa): - Wolałabym, żeby dostały się tu dzieci, które mieszkają w okolicy i wybrały moje przedszkole jako pierwsze, a nie jako dziesiąte.

Ratusz uspokaja. - To nie są gotowe listy dzieci przyjętych, system wciąż analizuje dane - zapewnia Jolanta Lipszyc, dyrektorka biura edukacji. - Właściwe będą ogłoszone w piątek. Wtedy dyrektorzy będą mogli sprawdzić, czy zakwalifikowani spełniają kryteria. Nie może jednak być tak, że dyrektor wyrzuca wszystkie dzieci z listy i wyznacza własne. Miejsc w przedszkolach jest za mało i muszą być jasne kryteria naboru.

Warszawski klub PiS zwołał na czwartek nadzwyczajną sesję Rady Warszawy w sprawie rekrutacji do przedszkoli. Radni stanęli w obronie dzieci 2,5-letnich, mimo iż ratusz już przyznał im równe prawa w procesie rekrutacji.

Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna

 

Małgoś09-04-2008 22:17:15   [#3257]

Szokująca decyzja dyrektora

Dwójka chorych dzieci ma zakaz wstępu do szkoły

Dwójka chorych dzieci ma zakaz wstępu do szkoły

Dwójka chorych uczniów z Bełchatowa ma zamknięte drzwi do własnej szkoły. Jeden z chłopców cierpi na autyzm, a drugi na mutyzm. Obaj mieli do tej pory indywidualny tok nauczania. Aż do dzisiaj, kiedy to dyrektor szkoły zakazał rodzicom przyprowadzać dzieci na zajęcia.

czytaj dalej...
REKLAMA

W szoku są wszyscy. Chyba także i sam dyrektor, który zamknął się w swoim gabinecie i odmawia jakichkolwiek wyjaśnień. Tą decyzją oburzony jest tamtejszy wicestarosta, który jednak niewiele może w tej sprawie zrobić - twierdzi Informacyjna Agencja Radiowa.

Dyrektor wyjaśnił jedynie, że podjął taką decyzję, bo znalazł taką interpretację przepisów. Dzieci będą mogły wrócić do szkoły, jeśli on się powtórnie na to zgodzi. Niedawno wybrano go na pięcioletnią kadencję i jest on nieusuwalny ze swojego stanowiska.

Do tej pory obaj chłopcy mieli indywidualny tok nauczania w szkole po to, by mieć kontakt z innymi uczniami. Psycholog Anetta Garbul powiedziała, że miało to znaczenie terapeutyczne i pomagało im to w walce z chorobą.

zgredek09-04-2008 22:19:17   [#3258]

no i popatrzcie jak można napisać

zgredek09-04-2008 22:20:39   [#3259]

a to, że durmowate przepisy są i dyrektorzy często je łamią własnie po to, żeby pomóc - to tego już nikt nie napisze

bo po co sprawdzać

:-(((((((((

cynamonowa09-04-2008 22:36:53   [#3260]
i to, ze "indywidualny tok nauczania" mieli...
Marek Pleśniar09-04-2008 23:20:22   [#3261]
w szkole;-)
rzewa09-04-2008 23:33:05   [#3262]
i dyrek nieusuwalny jest - pan starosta niewiele może...
annah09-04-2008 23:36:09   [#3263]

a ja powiem: durne prawo i durny dyrektor

bo gdyby czytał prawo, a nie to co napisali w orzeczeniu, to by do tego nie doszło

uprzedzam wszystkich swoich dyrektorów, że jak robią coś niezgodnie z prawem, to niech liczą się z tym, że nadstawiają głowę na własne zyczenie 

u nas też kiedyś była afera z dzieckiem, które koniecznie chciało chodzić w ramach indywidualnego na wf na basen z klasą i jeden wfmen miał go pilnować, a drugi pozostałych 14

rodzic nie przyjmował do wiadomości, że tak być nie może, a dyrek wahał się miedzy nami a rodzicem

ale wydarzył sięwypadek na tym własnie basenie - mysmy zdania nie zmienili, a dyrektor usztywnił się tak, że przekonał rodzica

nie doszłoby do tych przepychanek, gdyby poradnia nie pisała, ze wskazany jest kontakt w szkole z klasą

 

anmar09-04-2008 23:46:44   [#3264]
http://www.express.bydgoski.pl/look/article.tpl?IdLanguage=17&IdPublication=2&NrIssue=873&NrSection=230&NrArticle
=97845

Nadzwyczaj uczynny sadysta
Gimnazjaliści z Łabiszyna ujawniają szokującą prawdę o koledze i metodach, jakie wobec nich stosował

Katarzyna Pietraszak, Wtorek, 8 Kwietnia 2008
Zmniejsz tekst Domyślna wielkość tekstu Powiększ tekst

17-letni Marcin trzymał kolegów głową w dół, potrząsał nimi tak, żeby z ich kieszeni wypadły monety. Jeśli nie skutkowało – wkładał głowy do pisuaru.

Trudno w to uwierzyć, ale takie właśnie metody stosował uczeń gimnazjum w Łabiszynie. Sprawa nie wyszłaby na jaw, gdyby nie czujność pedagoga szkolnego. W miniony czwartek podczas rozmowy z nim, jeden z gimnazjalistów wspomniał o niby żarcie, jaki 17-letni Marcin zafundował w primaaprilisowy wtorek innemu uczniowi.
Reklama

W łazience gimnazjalista wziął na ręce 13-letniego kolegę z klasy, wyniósł na hol, po czym posadził na parapecie za oknem na drugim piętrze. - A teraz cię wysadzę - zapowiedział. Do nieszczęścia nie doszło tylko dzięki dwóm kolegom ofiary, którzy zaczęli odciągać dryblasa i zdjęli kolegę z parapetu.

Pedagog szkolna usłyszała też o innych szokujących „żartach” 17-letniego Marcina. - Teraz wiem, jak jego koledzy z klasy musieli się go bać, skoro wcześniej nawet rodzicom nie opowiedzieli o tym, co ich spotkało – mówi pedagog, Beata Słowikowska.

- Wykręcał też sutki, ale niech Pani o tym nie pisze, bo on tu wróci - opowiadał wczoraj nam jeden z uczniów. Prosił o dyskrecję z obawy przed ewentualną zemstą.

- Dzieciaki przychodzą i pytają, czy on wróci. Wciąż się go boją - opowiadała wczoraj pedagog.

Nie miał problemów z poskromieniem nawet najbardziej opornych. Wykorzystywał swoją wiekową i siłową przewagę - od kolegów z klasy była starszy i o dwie głowy wyższy. Uczył się w pierwszej klasie czwarty rok z rzędu. - Gdy trzeci raz nie zdał do drugiej klasy, zorganizowaliśmy mu zajęcia przy bydgoskim OHP. Miał uczęszczać na nie od września tego roku szkolnego. Nie chodził, więc skreślono go z listy. W grudniu wrócił do nas – mówi dyrektorka gimnazjum, Krystyna Poremska.

Policja ustaliła, że Marcin stosował sadystyczne metody od czasu powrotu do szkoły. - Gimnazjalista odpowie przed sądem za wszystkie przestępstwa, czyli za narażenie na utratę zdrowia lub życia młodszego kolegi, rozbój, wymuszenie rozbójnicze oraz stosowanie gróźb karalnych. I potraktowany zostanie jak dorosły przestępca - mówi kom. Krzysztof Jaźwiński, oficer prasowy w Komendzie Powiatowej Policji w Żninie.

Wczoraj sąd aresztował 17-latka na trzy miesiące. Kuratorium zarządziło kontrolę w szkole. - Obserwowaliśmy i prowadziliśmy tego ucznia jak tylko mogliśmy, bez współpracy ze strony rodziców - Marcin mógł mieć dwie twarze. - Gdy było trzeba w czymś pomóc, zawsze miał rękę w górze. - mówią nauczyciele.
ania0110-04-2008 09:48:02   [#3265]
#kitek {font-size:12px}
Czwartek, 10 kwietnia 2008

Dzieci w przedszkolu były przywiązywane do krzeseł?

Rodzice dzieci z przedszkola Bajka na Podolszycach oskarżają opiekunki o przemoc. Dzieci miały być przywiązywane sznurkiem do krzeseł, bite kapciami. Sprawą zajęła się już prokuratura.


Rodzice przedszkolaków zawiadomili kuratorium, a ono - ratuszowy wydział oświaty. Rodzice przedstawili w liście zarzuty wobec dwóch nauczycielek oraz dyrektora przedszkola - przyznaje Ewa Adasiewicz, dyrektor wydziału. Informowali o stosowaniu przemocy wobec dzieci. Na przykład o przywiązywaniu sznurkiem do krzesła czy biciu maluchów kapciami. To jednak wersja rodziców. Dlatego razem z kuratorium musimy sprawę wyjaśnić. Jeżeli zarzuty się potwierdzą, to w najlepszym przypadku wszystko zakończy się zwolnieniem dyscyplinarnym nauczycieli i odwołaniem z funkcji dyrektora. Będą przesłuchiwani rodzice, którzy złożyli zawiadomienie, a także rodzice innych dzieci z przedszkola Bajka.

Beata Poprawa, dyrektor przedszkola nr 31, tłumaczy, że cała sprawa bardzo ich zaskoczyła i zabolała. Przedszkole cieszy się przecież dobrą opinią - twierdzi. I zapewnia: Podeszliśmy do problemu bardzo poważnie, nie zbagatelizowaliśmy go. Postaramy się wszystko jak najlepiej wyjaśnić, bo nie chcemy niczyjej krzywdy. Ani dziecka, ani rodziców, ani pedagoga z wieloletnim doświadczeniem. Bardzo łatwo jest rzucić na kogoś oskarżenia, trudniej je potem odwołać.
emeryt10-04-2008 20:41:06   [#3266]

Hall: podręczniki dla pierwszaków - bezpłatne

amk 10-04-2008, ostatnia aktualizacja 10-04-2008 17:18

Uczniowie, którzy we wrześniu 2009 roku rozpoczną naukę w pierwszych klasach szkół podstawowych i pierwszych klasach gimnazjów, otrzymają w szkole podręczniki za darmo.

Księgarnia przy ul. Jasnej w Warszawie
autor zdjęcia: Jakub Ostałowski
źródło: Fotorzepa
Księgarnia przy ul. Jasnej w Warszawie

Jak wyjaśniła, podręczniki te będą własnością szkoły i będą użyczone temu rocznikowi, a później następnym. Zapewniła, że uczniowie z pierwszego rocznika reformy przez cały okres wprowadzania jej będą mieli prawo do takich podręczników, czyli na przykład po trzech latach nauki w gimnazjum otrzymają bezpłatne podręczniki również w szkole ponadgimnazjalnej.

Minister edukacji przypomniała, że kiedy poprzednio wprowadzono reformę edukacji rodzice dzieci pierwszego objętego przez nią rocznika ponieśli duże koszty finansowe reformy, gdyż musieli kupować tylko nowe podręczniki.

Hall poinformowała, że rozmawiała już o kosztach tej operacji z ministrem finansów. Zaznaczyła jednak, że mimo iż MEN ma już pewne szacunki potrzebnych środków, nie chce ich jeszcze ujawnić publicznie. Wyjaśniła, że chce wcześniej rozmawiać z wydawcami podręczników na temat cen książek. Minister dodała, że nie wyklucza, że może uda się na ten cel pozyskać część środków z funduszy Unii Europejskiej.

W gimnazjum - dwa obowiązkowe języki obce

Uczniowie gimnazjów będą uczyć się obowiązkowo dwóch języków obcych - zapowiedziała minister edukacji.

Zgodnie z założeniami reformy programowej, jeden z dwóch obowiązkowych języków obcych, których będą uczyć się uczniowie gimnazjów, będzie językiem, którego uczyli się wcześniej w szkole podstawowej. Nauka języka kontynuowanego ma odbywać się w grupach odpowiadających poziomowi zaawansowania umiejętności ucznia.

"Naszym priorytetem jest doprowadzenie do sytuacji, w której po raz pierwszy w powojennej historii uczeń kończący szkołę będzie posługiwał się na poziomie zaawansowanym przynajmniej jednym językiem obcym" - powiedziała Hall.

Źródło : PAP
cynamonowa10-04-2008 22:02:08   [#3267]

Zgodnie z założeniami reformy programowej, jeden z dwóch obowiązkowych języków obcych, których będą uczyć się uczniowie gimnazjów, będzie językiem, którego uczyli się wcześniej w szkole podstawowej -

znaczy to zdanie sugeruje, ze to nie KONIECZNIE angielski ma wejść do I-III?

zgredek10-04-2008 22:04:06   [#3268]

nie bardzo;-)

bo jak wszyscy się będą wcześniej uczyć angielskiego to będzie jeden z dwóch;-)))))))

grażka10-04-2008 22:09:50   [#3269]

Od nowego roku szkolnego w podstawówkach będzie wystarczająco wielu nauczycieli języków obcych przygotowanych do pracy z najmłodszymi uczniami - zapewniała w Sejmie wiceminister edukacji Krystyna Szumilas.

Odpowiadała na pytanie posłów Platformy Obywatelskiej - Izabeli Leszczyny i Cezarego Urbana, którzy prosili o wyjaśnienia dotyczące wprowadzenia od września tego roku obowiązkowej nauki języka obcego od pierwszej klasy szkoły podstawowej. Posłowie chcieli m.in. wiedzieć czy w Polsce jest wystarczająco wielu dobrze przygotowanych do tego nauczycieli.

- Powszechną niestety opinią (...) jest, że, w odróżnieniu od wyższych etapów kształcenia, nauczyciel językowy w okresie wczesnoszkolnym nie musi mieć wysokich kwalifikacji. (...) Nic błędniejszego. Ten nauczyciel musi mieć wyższe kwalifikacje od swoich kolegów, ponieważ małe dzieci nie korzystają z tekstów czytanych, nie potrafią samodzielnie się uczyć i od procesu dydaktycznego w klasie zależy bardzo wiele - mówiła Izabela Leszczyna i pytała, co MEN chce zrobić, aby takich wykwalifikowanych nauczycieli nie zabrakło.

Szumilas przypomniała, że od września 2006 r. w ok. 65 proc. szkół podstawowych prowadzony jest pilotażowy program nauczania języka angielskiego w klasach 1-3. Program ten, jak zapewniła, przebiega prawidłowo, co oznacza, że uczący tam angliści są dobrze przygotowani do pracy z najmłodszymi uczniami. Dodała, że od pierwszego września tego roku we wszystkich podstawówkach będzie obowiązkowy język obcy od pierwszej klasy. Nie będzie to jednak tylko angielski, ponieważ MEN chce, aby rodzice mieli wybór, jakiego języka będą się uczyć ich dzieci.

 

http://www.rp.pl/artykul/118932.html

Gaba11-04-2008 05:36:53   [#3270]
Umiera strona internetowa zbudowana przez Giertycha za 19 mln zł

Roman Giertych
(fot. AFP)


Umiera Scholaris.pl, portal dla nauczycieli zbudowany za pieniądze Unii. O kolejnej wpadce Ministerstwa Edukacji Narodowej pisze "Puls Biznesu".


Internetowy serwis dla nauczycieli, kosztujący ponad 19 mln zł, w 75% sfinansowany został z unijnego Europejskiego Funduszu Społecznego. Z końcem grudnia skończyła się umowa na zarządzanie serwisem. Portal przeszedł we władanie MEN i ...padł. Od przejęcia projektu resort nie wydał na niego grosza, nie finansował rozwoju, zapomniał o administracji.

MEN twierdzi, że to wina ekipy Giertycha. "Poprzednie kierownictwo MEN nie było zainteresowane utrzymaniem i rozwojem portalu, w związku z tym w roku 2007 nie była zawarta umowa na prowadzenie portalu Scholaris" - informuje biuro prasowe resortu.

Za czasów unijnej umowy firmy tworzące portal oddelegowały do prac nad serwisem zespół ponad 20 osób. Obecnie zarządzeniem portalem zajmuje się jedna osoba, która administruje też stroną interentową MEN. Resort obiecuje, że zajmie się projektem - zapowiada "PB". (PAP)

izabelamaciejka11-04-2008 06:25:13   [#3271]

http://wiadomosci.wp.pl/wiadomosc.html?kat=50316&wid=9845658&rfbawp=1207887667.075

MEN wykreśla klasyków ze szkolnej listy lektur

Młodzież nie chce czytać lektur
(fot. JupiterImages/EAST NEWS)


Liceum bez prozy Sienkiewicza. Gombrowicz i Słowacki tylko we fragmentach. Uczniowie w szkole podstawowej nie przeczytają Kubusia Puchatka, a w gimnazjum szekspirowskiego dramatu. Tak wygląda propozycja zmian w kanonie lektur opracowana przez Ministerstwo Edukacji Narodowej - donosi "Dziennik".


Ma być fragmentarycznie, bo uczniowie i tak nie czytają - przekonuje prof. Jacek Żurek, który opracował nowy spis. Poza tym poloniści będą mieli większą możliwość wyboru tytułów do omówienia. "Zbrodnia i kara" nie będzie już lekturą obowiązkową, bo nauczyciel będzie miał obowiązek omówienia dowolnego tytułu Fiodora Dostojewskiego.

Propozycje przygotowane przez resort edukacji spotykają się z ostrą krytyką. Nauczyciele przekonują, że zezwalanie uczniom na to, by czytali jedynie fragmenty lektur, doprowadzi jedynie do tego, że przestaną czytać w ogóle. Projekt nowych podstaw programowych, w tym listy lektur, będzie teraz konsultowany - zapowiada "Dziennik". (PAP)


Jacek11-04-2008 13:42:10   [#3272]

źródło: Gazeta Prawna, 7 kwietnia 2008 r., Jolanta Góra

Od września 2009 r. na jednego ucznia w czasie zajęć informatyki musi przypadać jeden komputer.

Z projektu rozporządzenia Ministra Edukacji w sprawie ramowych planów nauczania w szkołach publicznych wynika, że liczba uczniów na lekcjach informatyki nie może być większa niż liczba komputerów w pracowni, a w klasach może być maksymalnie 18 komputerów. Obecnie pracowni komputerowej nie ma 6% szkół podstawowych, 19% gimnazjów i 33% liceów.

Początkowo rozporządzenie miało obowiązywać już od września tego roku. Jednak na wniosek Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty (OSKKO), resort edukacji postanowił, że wejdą one w życie dopiero za półtora roku. W uzasadnieniu do projektu resort stwierdził, że nie spowoduje on dodatkowych skutków finansowych dla budżetu państwa i samorządów.

- Gminy znajdą pieniądze na pracownie informatyczne, ponieważ w obecnym świecie każdy powinien obsługiwać komputer i znać podstawowe oprogramowanie - tłumaczy Marek Olszewski, przewodniczący związku Gmin Wiejskich.

Jednak ograniczenie liczby komputerów w jednej pracowni do 18 spowoduje konieczność podziału na grupy zespołów klasowych, liczących mniej niż 24 uczniów. Zwiększy się więc liczba godzin informatyki, za które trzeba będzie zapłacić. Dotychczas podział na grupy był obowiązkowy w klasach liczących więcej niż 24 uczniów.

Dyrektorzy szkół negatywnie oceniają też określanie górnego limitu liczby komputerów. Obecnie wiele szkół wyposaża pracownie w większą liczbę komputerów.

cynamonowa11-04-2008 18:38:32   [#3273]

Uwaga! Gimnazjaliści piszą za dużo testów

Małgorzata Szlachetka 2008-04-10, ostatnia aktualizacja 2008-04-11 10:37

"Polskie gimnazjum żyje w cieniu egzaminu zewnętrznego" - twierdzi Krzysztof Konarzewski z Polskiej Akademii Nauk w swoim raporcie o polskiej szkole.

Zobacz powiekszenie
Fot. Rafal Michalowski / AGENCJA GAZE
Gimnazjaliści zdają egzamin dwuczęściowy. Pierwszego dnia piszą test humanistyczny, a drugiego matematyczno - przyrodniczy.
Raport Instytutu Spraw Publicznych "Przygotowanie uczniów do egzaminu: pokusa łatwego zysku" został opracowany na zlecenie Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, która od lat przygotowuje treść testów do szkół. Jego autor, prof. Krzysztof Konarzewski (Instytut Psychologii PAN), to uznany pedagog. Ostatnio był krajowym koordynatorem międzynarodowego badania osiągnięć dziesięciolatków w rozumieniu czytanego tekstu (PIRLS). Profesor analizował też wyniki egzaminu kończącego gimnazjum z 2006 r. W raporcie zwraca uwagę na niepokojące zjawisko - szkoły nadmiernie koncentrują się na przygotowaniach do testów organizowanych na koniec nauki. Gimnazjaliści od drugiej klasy piszą mnóstwo wewnętrznych egzaminów próbnych. W trzeciej klasie specjalnie organizuje się dodatkowe lekcje przeznaczone tylko na rozwiązywanie testów.

Konarzewski przestrzega: "Najczarniejszy scenariusz przewiduje coraz więcej przygotowań do egzaminu, coraz lepsze wyniki egzaminacyjne i coraz gorsze wykształcenie absolwentów".

Ale te wyniki są obecnie jednym z najważniejszych kryteriów oceniania poziomu szkoły, więc nauczyciele coraz wcześniej zaczynają uczyć dzieci "pod testy", na przykład systematycznie oceniając zwykłe klasówki według klucza egzaminacyjnego. - Brakuje czasu na omawianie lektur i zajęcia z nauki o języku - skarży się "Gazecie" polonistka z lubelskiego gimnazjum.

Ankietowani przez Konarzewskiego nauczyciele żalą się, że cały system oświaty jest podporządkowany takiemu myśleniu: "(...) to jest coś, co mnie trochę denerwuje, ponieważ mam wrażenie, że uczę matematyki pod egzamin, a nie po prostu uczę matematyki. Czasami chciałabym rozwinąć skrzydła w jakimś temacie, a jestem zobligowana kanonem egzaminów".

Problem zauważa także lubelskie kuratorium. Wicekurator Jolanta Misiak porusza go na odbywających się właśnie w województwie spotkaniach z dyrektorami szkół.

Stanisław Rodak, dyrektor Gimnazjum nr 5, w Lublinie: - Do egzaminu przygotowujemy się już od pierwszej klasy. Nauczyciele systematycznie zapoznają uczniów ze standardami egzaminacyjnymi i rozwiązują testy z poprzednich lat. Nie widzi zagrożenia: - Standardy egzaminacyjne są przecież zgodne z podstawą programową.

Badanie Konarzewskiego pokazuje jednak, że sami nauczyciele widzą ograniczenia testów. Przyznają, że test "mobilizuje uczniów do nauki", ale jednocześnie "nie prowadzi do poprawy nauczania". Pedagodzy wymienili szereg wad testu, m.in. to, że jest niesprawiedliwy, przypadkowy i stereotypowy.

Prof. Konarzewski dochodzi do wniosku, że egzamin testowy coraz mniej mierzy poziom wykształcenia gimnazjalistów, a jedynie "czas i wysiłek poświęcony przez szkołę na przygotowanie ich do egzaminu".

Niektóre placówki wolą dodatkowo samemu sprawdzić kandydatów na uczniów. Na przykład w lubelskim Prywatnym Liceum i Gimnazjum im. Królowej Jadwigi młodzież pisze otwarte zadania z języka polskiego i matematyki.

- Konieczne są zmiany systemowe. Testy muszą być opracowywane tak, żeby zadania nie powtarzały się i nie opierały na jednym schemacie. Wtedy nie będzie powodów do uczenia "pod testy" - podsumowuje wicekurator Jolanta Misiak.
grażka11-04-2008 23:59:29   [#3274]
http://wiadomosci.onet.pl/1727482,11,priorytet_men_obnizenie_wieku_szkolnego,item.html
grażka12-04-2008 07:37:55   [#3275]
http://www.gazetawyborcza.pl/1,76842,5109103.html
aza14-04-2008 09:46:49   [#3276]

Kłopotliwy baby boom

Urszula Jabłońska 2008-04-11, ostatnia aktualizacja 2008-04-11 23:26

Przybywa dzieci. Ale nie przybywa miejsc na porodówkach. Ani miejsc w przedszkolach; w tym roku może ich zabraknąć dla trzech tysięcy dzieci. Ratusz: - Urządzimy je w kontenerach

Zobacz powiekszenie
Fot. Bartosz Bobkowski / AG
Włodzimierz Paszyński, wiceprezydent Warszawy ds. edukacji
ZOBACZ TAKŻE
Padają kolejne rekordy - w ciągu doby rodzi się nawet 20 dzieci. Szpitale są przepełnione, odsyłają kobiety w ciąży pod Warszawę. Na miejsca w 37 żłobkach czeka w kolejce prawie 2 tys. maluchów. Tegoroczna rekrutacja do przedszkoli budzi ogromne emocje - rodzice na forach zażarcie dyskutują o kryteriach, które trzeba spełnić, by na pewno udało się umieścić dziecko w placówce. Zapisują dziecko nawet do kilkunastu przedszkoli, by mieć pewność, że gdzieś się dostanie.

Wczoraj po południu w Przedszkolu nr 351 na Ursynowie było pełno rodziców. - Tłoczą się przed wywieszonymi listami, ciągle dzwoni telefon - narzekała Małgorzata Serenak, referentka. Właśnie zakończył się pierwszy etap rekrutacji. Przedszkola wywiesiły listy dzieci, które się zakwalifikowały, a rodzice mogli sprawdzić w internecie, czy i gdzie dostało się ich dziecko. W Przedszkolu nr 351 znalazło się miejsce dla 50 dzieci, 64 odeszły z kwitkiem, a siedmioro trafiło do innych placówek. Nie są to jeszcze listy ostateczne. Rodzice do 16 kwietnia muszą potwierdzić chęć posłania dziecka do danego przedszkola, a 21 kwietnia system elektronicznej rekrutacji "wypluje" obowiązujące listy. - Liczba przyjętych jeszcze ulegnie zmianie - zapewnia Jolanta Lipszyc, dyrektor biura edukacji. Jednak ciężko sobie wyobrazić, że będzie to zmiana znacząca.

Brak 3 tys. miejsc w przedszkolach można było przewidzieć dzięki prognozom demograficznym czy obserwując gwałtowny rozwój nowych osiedli na obrzeżach miasta. Według danych biura edukacji w Warszawie od 2003 roku systematycznie wzrasta liczba dzieci. - Budowę przedszkoli należało planować z wyprzedzeniem, z roku na rok nie da się stworzyć tak wielkiej liczby miejsc - tłumaczy dyrektor Lipszyc. Tymczasem w latach 2004-06 zamiast tworzyć zlikwidowano 675 miejsc, równocześnie wydając pozwolenia na budowę dużych osiedli bez koniecznej infrastruktury.

W tym roku w wyniku przeniesienia 22 zerówek do szkół i budowy nowego przedszkola na Ursynowie w przedszkolach przybyło w sumie 605 miejsc.





Rozmowa z Włodzimierzem Paszyńskim, wiceprezydentem Warszawy ds. edukacji:

Urszula Jabłońska: W zeszłym roku do przedszkoli nie dostało się około tysiąca dzieci. W tym roku może być znacznie gorzej. Czy dla trzech tysięcy dzieci zabraknie miejsc?

Włodzimierz Paszyński, wiceprezydent Warszawy ds. edukacji: W zeszłym roku na wiosnę brakowało miejsc dla 1 tys. dzieci, a na jesieni już mieliśmy 600 miejsc wolnych. Na wiosnę zawsze jest pospolite ruszenie do przedszkoli, a przez wakacje ludzie zmieniają zdanie, przeprowadzają się, wynajmują nianie.

Co pan mówi? Przecież mnóstwo dzieci zostanie bez miejsca w przedszkolu.

- Jest wyż demograficzny. Przez ostatnie lata rocznie rodziło się około tysiąca dzieci więcej. Teraz te dzieci weszły w wiek przedszkolny. Co roku też inna liczba rodziców ubiega się o miejsca w przedszkolach. Ostatnio sporo mówiło się o tym, że edukacja przedszkolna jest bardzo potrzebna. Poza tym Warszawa się rozbudowuje, trochę ludzi przyjeżdża.

Co zrobił ratusz, by zwiększyć liczbę miejsc? Planowano w miarę możliwości przenosić zerówki z przedszkoli do szkół. Ten pomysł spotkał się jednak z ostrym sprzeciwem rodziców.

- Rodziców wspieranych przez opozycję. PiS zwołał nadzwyczajną sesję rady miasta, by sprzeciwić się wysłaniu sześciolatków do szkół, a ostatnio zwołał drugą w sprawie przyjmowania do przedszkoli dwulatków. To jest schizofrenia. Przecież wszystkie te dzieci się w przedszkolach nie pomieszczą.

Minister Hall zapowiedziała w czwartek, że już w 2009 roku sześciolatki pójdą do szkół. Czyli za rok nie będzie już problemu z miejscami w przedszkolach?

- Nie ukrywam, że bardzo na to liczę. To by dało nam około 7 tys. dodatkowych miejsc. Ale to nie jest tak, że ratusz nic nie robi. Naszym celem jest, by na każde dziecko czekało miejsce w przedszkolu. Do 2014 roku wybudujemy 23 nowe przedszkola. Zarezerwowaliśmy na to 148 mln zł. Planujemy też rozbudowę 15 przedszkoli za kolejne 49 mln.

Niestety, poprzednie władze miasta zupełnie nie wzięły pod uwagę zbliżającego się wyżu i przedszkola likwidowały. Teraz my zbieramy efekty ich działań, a to, co robimy, będzie widoczne dopiero, gdy znowu zmieni się władza.

Ale rodzice mają problem już teraz. Co z projektem budowy kontenerowych przedszkoli? Czy nie dałoby się postawić w ciągu roku chociaż kilku takich obiektów?

- No właśnie. Konstrukcje kontenerowe stawia się szybko i tanio. Sprawdziliśmy, jakie są możliwości i zachęcamy burmistrzów do wprowadzania takich rozwiązań. Niestety, ten pomysł nie cieszy się dobrą sławą. A szkoda, bo te konstrukcje świetnie się sprawdzają w wielu krajach Europy. Nie możemy jednak niczego narzucać. W tym roku na Białołęce powstanie pierwsza kontenerowa szkoła. Mam nadzieję, że przekona innych do tego pomysłu.

Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
aza15-04-2008 16:37:43   [#3277]

Praskie pięciolatki pójdą do szkół

Urszula Jabłońska 2008-04-14, ostatnia aktualizacja 2008-04-15 09:17

We wrześniu w trzech szkołach na Pradze-Północ powstaną specjalne klasy dla pięciolatków. Dzieci z rodzin patologicznych nauczą się tam trzymać ołówek, zanim trafią do zerówki. Dostaną codziennie ciepły posiłek.

- Niektóre dzieci, które przychodzą do szkoły, często nie rozumieją znaczenia podstawowych słów - tłumaczy Jadwiga Chrobak z wydziału oświaty Pragi- Północ - Nigdy nie widziały na oczy kredek, nie trzymały w ręce ołówka. Wydaje się, że sześciolatek powinien umieć korzystać z toalety czy jeść nożem i widelcem. W ich przypadku to wcale nie jest oczywiste.

Na Pradze wiele dzieci chowa się w rodzinach patologicznych, w których rodzice borykają się z problemem alkoholowym. Są zaniedbywane, rodzice nie fatygują się, by nauczyć ich podstawowych czynności. Dzieci z Pragi-Północ mają najniższe w Warszawie wyniki na sprawdzianie szóstoklasistów i egzaminie gimnazjalnym. W zeszłym roku szóstoklasiści z Pragi-Północ na sprawdzianie zdobyli średnio 27,47 na 40 możliwych punktów, podczas gdy ich rówieśnicy z Ursynowa 32,89.

Miasto postanowiło zadbać o praskie dzieci, by jak najwcześniej rozpoczynały edukację. - Utworzymy sześć klas dla pięciolatków w trzech szkołach podstawowych - zapowiada Jadwiga Chrobak. - Każde dziecko dostanie wyprawkę, by rodzice nie musieli nic kupować, oraz codziennie darmowy ciepły posiłek.

Już niebawem na Pradze-Północ zawisną plakaty zachęcające rodziców pięciolatków do posłania ich do szkół. Do akcji udało się także wciągnąć ośrodek pomocy społecznej, który będzie namawiał rodziny korzystające z pomocy socjalnej do takiego rozwiązania.

To oferta dla dzieci pięcioletnich, które nie są jeszcze objęte edukacją przedszkolną. Według wydziału oświaty dzielnicy Praga-Północ jest ich 250. Sporo dzieci nie jest jednak zameldowanych. - Jeżeli okaże się, że zgłosi się więcej chętnych, będziemy tworzyć kolejne klasy, tak aby dla wszystkich starczyło miejsca - zapowiada Jadwiga Chrobak.

Jak będą wyglądały takie szkolne przedszkola? - Standardy będą bardziej wyostrzone niż w szkolnych zerówkach - zapowiada Jolanta Lipszyc, dyrektor biura edukacji. Dzieci mogą liczyć na m.in. na plac zabaw, niskie stoliki i krzesełka oraz w miarę możliwości izolację od starszych kolegów.

Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
malmar1515-04-2008 19:14:10   [#3278]
Sowińska zaskarży posłów, bo chcieli ją odwołać?

Rzecznik Praw Dziecka chce zaskarżyć do sądu 51 posłów, którzy podpisali się pod wnioskami o jej odwołanie - dowiedziało się radio RMF FM. Ewa Sowińska zarzuca im pomówienie, ale nie jest jeszcze pewna, czy faktycznie złożyć pozew.
Napisała o tym w liście do marszałka Sejmu. Pismo przekazała też premierowi Donaldowi Tuskowi i prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu.

Sowińska uważa, że jej odwołanie z funkcji rzecznika byłoby złamaniem prawa i ma dwie ekspertyzy, które to potwierdzają. Odwołania rzeczniczki, która zasłynęła wieloma kontrowersyjnymi pomysłami, kategorycznie domagają się PO i SLD. Ewa Sowińska poinformowała rozmowie z Bronisławem Komorowskim, że "będzie kolejne spotkanie z marszałkiem Sejmu". Jak dodała, spotkanie ma odbyć się w piątek lub poniedziałek, po nim podejmie decyzję o ewentualnej dymisji.

Sowińska przedstawiła marszałkowi ekspertyzy prawne dotyczące jej odwołania. Jedna z nich zawiera opinię, że posłów-wnioskodawców mogłaby oskarżyć o pomówienie. Podkreśliła, że nie podjęła jeszcze decyzji w tej sprawie.

Sowińska dodała, że jest bardzo zadowolona ze spotkania z marszałkiem. - Obraz człowieka buduje on sam i budują media. I są to czasem dwa różne obrazy. Cieszę się, że mogłam porozmawiać z panem marszałkiem, na pewno nasze spotkanie było potrzebne - powiedziała.

Komorowski: nakłaniałem panią rzecznik do odejścia

Nakłaniałem Rzecznik Praw Dziecka, aby rozważyła możliwość rezygnacji z funkcji - powiedział marszałek Sejmu Bronisław Komorowski po spotkaniu z Ewą Sowińską. Jego zdaniem, "byłoby to w interesie wszystkich".

- Starałem się w sposób maksymalnie łagodny i rzeczowy przekazać moją opinię na temat sytuacji, w której znalazła się pani rzecznik i urząd, który zajmuje - podkreślił Komorowski.

Przyznał jednocześnie, że nakłaniał Sowińską, aby w obliczu nieuchronnego postawienia wniosków o jej odwołanie i debaty nad nimi "rozważyła możliwość zrezygnowania z funkcji, w sposób dla siebie jak najbardziej komfortowy i najmniej kosztowny".

Zdaniem Komorowskiego, najlepszym wyjściem "byłoby podjęcie przez Rzecznik Praw Dziecka decyzji o rezygnacji z funkcji na warunkach, które pozwoliłyby zachować jej twarz i poczucie przyzwoitości". Nie wykluczył, że jeszcze raz spotka się z Sowińską. Jak podkreślił, jeśli takiego spotkania nie będzie "to wnioski (klubów PO i LiD o odwołanie Sowińskiej - PAP) będą głosowane stosunkowo szybko".

Komorowski zaznaczył, że z ekspertyz, które przekazała mu Sowińska i które on zamówił u prawników sejmowych wynika, że "mało który prawnik uważa, że istnieje jakikolwiek mankament prawny we wnioskach zgłoszonych przez kluby PO i LiD".

"Dosyć powszechna jest opinia o słabościach uzasadnienia. Marszałek Sejmu poddaje jednak po debatę i pod rozstrzygnięcie Sejmu propozycję uchwały lub ustawy, jeśli spotkają się one z pozytywną opinią komisji sejmowych, a te wnioski zostały pozytywnie zaopiniowane" - zwrócił uwagę Komorowski.

Jak przyznał, uzasadnienie nie jest najmocniejszą stroną obu wniosków, ale - dodał - "to nie uzasadnienie jest rozstrzygane przez parlament, ale sam wniosek". Zarówno PO, jak i LiD zarzucają Sowińskiej, że sprzeniewierzył się ślubowaniu składanemu przed Sejmem.
malmar1515-04-2008 19:31:17   [#3279]

nie znalazłam innego wątku, który by się nadał, więc wklejam tutaj, bo chyba przydatne ;-)))

 

Pomyłka to nie koniec świata

Autor: Emma Halsen
Źródło: Sekretariat nr 4 z dnia 2008-04-01

W pracy myli się każdy: szef, sekretarka, magazynier, a nawet księgowa. „Errare humanum est” - mylić się jest bowiem rzeczą ludzką. Ale pomyłka to nie koniec świata. Trzeba tylko umieć wyjść z niej z twarzą i naprawić, co się da.

Zaniedbania i niedopatrzenia nie są rzadkim zjawiskiem w biurowej codzienności. Nikt nie lubi być niesolidny, lecz specyfika zawodu sekretarki wymaga skupienia się naraz na tak wielu sprawach, że jeśli coś zakłóci normalny bieg spraw - łatwo traci się sterowność, a wszystko wymyka się spod kontroli. Jakie pomyłki są najczęstsze i jak się zachować w razie wpadki? Oto kilka rad.

Pomylenie nazwiska

Zdarza się podczas rozmowy telefonicznej lub osobistej. Sytuacja z pewnością nie jest miła, ale nie warto pogarszać jej dodatkowo zawiłym tłumaczeniem się i wielopiętrowymi przeprosinami. Należy zawsze dostosować rangę wyjaśnień do rangi wpadki. Tu wystarczy powiedzieć: "Najmocniej pana przepraszam, mam kuzyna o podobnym nazwisku i stąd pomyłka". Nie robią dobrego wrażenia wyjaśnienia typu: "Ma pan takie trudne nazwisko" czy wręcz odwrotnie - "Ma pan takie pospolite nazwisko" - bo wiele osób myli Kalinowskich z Kalińskimi, lecz znacznie bardziej przykre jest pomylenie pana Zająca z panem Dzikiem.

Zdecydowanie nie komentujemy więc cudzych nazwisk, choć w takim przypadku warto dodać do słowa przepraszam zwięzłe wyjaśnienie. Inaczej sprawa wygląda, gdy pomyłka nazwiska ma miejsce na piśmie. Osoba taka ma prawo czuć się urażona i zasługuje na solidniejsze przeprosiny. Powinny mieć one również formę pisemną: "Szanowny Panie Dyrektorze, przykro mi z powodu zaistniałej pomyłki, to moje niedopatrzenie. Dołożę wszelkich starań, aby takie sytuacje nie miały miejsca w przyszłości. Z poważaniem".

Nie bójmy się przyznać do gafy, a zwłaszcza nie udawajmy, że nic się nie stało. Lepiej wydobyć z siebie o jedno przepraszam za dużo niż pozostawić choć jedną osobę bez tego słowa. Nie należy też oceniać swojego postępowania: "Ale się wygłupiłam", "Ja to zawsze muszę narozrabiać", "Chyba zrobiłam panu przykrość, ale przecież nic wielkiego się nie stało?". Ocenę i ewentualny komentarz zostawmy drugiej stronie, jeśli poczuje taką potrzebę.

Jak się zachować, gdy podczas przedstawiania sobie osób zapomnimy jedno z nazwisk? Można problem rozwiązać najprościej: "Poznajcie się panowie, nasz dyrektor - nasz gość z Centrali", lub "Panie dyrektorze, nasz gość reprezentuje hurtownię X". Trudne sytuacje wymagają czasem wyboru mniejszego zła, a dzięki takiej prezentacji, po której każdy z panów wymieni swoje nazwisko, unikamy kłopotliwego kajania się.

Osobny problem rozmów telefonicznych to pomylenie głosu pani z panem i na odwrót. Tu wystarczy powiedzieć: "Przepraszam, trochę tu głośno i nie dosłyszałam".

W każdym przypadku, dotyczącym delikatnej kwestii nazwisk, warto zachować takt i umiar, przeprosić jak najszybciej i jak najkrócej, aby niepotrzebnie nie rozdmuchiwać sprawy.

Nieporozumienia

Nieporozumienie nie zawsze jest zawinione tylko przez jedną ze stron. Jednak gdy się wydarzy, nie unikaj odpowiedzialności, ale też nie bierz całej winy na siebie! Jeśli współpracujesz z osobą, która lubi winę zrzucać na innych, zamiast dawać się wciągnąć w spór, ustal fakty: "Przyznaję, że nie przygotowałam na czas zestawienia, ale zrozumiałam, że nie jest ono pilne. Zaraz się za nie zabiorę, będzie gotowe jutro". Ważne, aby zaproponowany termin był realny, bo drugiej stronie łatwiej przyjdzie poczekać dłużej, niż ponownie przyjmować twoje tłumaczenia.

W niektórych sytuacjach nie ma co dyskutować, należy przeprosić za niedopatrzenie i jak najszybciej je naprawić. Jednak gdy ktoś ze współpracowników usiłuje całą odpowiedzialnością obarczyć ciebie, krótko określ istotę nieporozumienia i skup się na tym, co możesz teraz zrobić: "Mniejsza o to, kto zawinił. Zastanówmy się, jak uratować sytuację. Proponuję, żebyś zadzwoniła do zainteresowanych i zawiadomiła ich o nowym terminie spotkania, a ja natychmiast skończę opracowanie".

A najlepiej zawsze podsumować krótko rozmowę - ustnie podczas rozmowy lub pisemnie e-mailem natychmiast po niej: "Podsumowując naszą dzisiejszą rozmowę rozumiem, że materiały otrzymam do wtorku do 11.00. Plan prezentacji przygotuję na środę do 9.30. W środę otrzymam ewentualne poprawki. Gotowa prezentacja będzie na czwartek do 15.30. Będzie to dowód, a zarazem przypomnienie ustaleń. Jeśli twój rozmówca nie skoryguje zaleceń, potraktuj je jako obowiązujące.

W rozwiązywaniu nieporozumień ważne jest unikanie zażartej dyskusji i udowadniania, po czyjej stronie jest racja. Najpierw trzeba rozwiązać problem, a na rozrachunki przyjdzie czas potem.

Zaniedbania i niedopatrzenia

Nie ma powodu, aby osobie, która ucierpiała przez nasze zaniedbanie, pozwalać na siebie krzyczeć. Każdy ma prawo do błędu, a większość z nich da się naprawić lub osłabić ich skutki. Dlatego nie wolno dać się sprowokować i doprowadzić do konfliktu. Należy okazać zrozumienie rozmówcy, przeprosić go, wyjaśnić przyczynę pomyłki, a następnie poszukać rozwiązań. Można powiedzieć: "Rozumiem, że jest pan zdenerwowany, nasz pracownik nieprawidłowo zaadresował przelew. Już łączę pana z Adamem Kwiatkowskim z działu księgowości, aby się panem zajął".

W rozmowie z osobą agresywną i poirytowaną, bez względu na to, czy jest to szef czy interesant, zawsze staraj się oddzielić fakty od emocji. Fakty to: twój rozmówca został bez środków na koncie, bo jego pieniądze skierowano gdzie indziej. Ma rację, wina jest po stronie waszej firmy. Emocje: facet krzyczy, wymyśla mi, co on sobie myśli? Ja mu pokażę! Właściwe zachowanie polega na tym, aby nie dać się obrażać, lecz wysłuchać, w czym rzecz. Zamiast wpadać w ton rozmówcy: "Jak pan śmie! Nie tym tonem proszę", lepiej spokojnie dociec, o co mu chodzi, a następnie zaproponować rozwiązanie, np. skierować go do kompetentnej osoby. Bo klient miał prawo się zdenerwować, a że zrobił to w sposób niegrzeczny, to kwestia jego kultury osobistej. Sekretarka nie ma jednak ludzi wychowywać, lecz rozwiązywać ich problemy.

Wpadki telefoniczne i mailowe

Czasem zdarza się wysłać odpowiedź na maila zamiast do nadawcy - do wszystkich odbiorców. Dlatego w korespondencji e-mailowej, z założenia szybkiej, warto kontrolować swoje wypowiedzi. Wtedy unikniemy sytuacji, w której szef, rozesławszy do 30 pracowników zaproszenie na piknik rodzinny, zamiast podziękowania, otrzymuje odpowiedź: "Jasne, że będę, ale połowa ludzi przywlecze ze sobą swoje koszmarne bachory, a my będziemy musieli udawać, że jesteśmy zachwyceni!".

Można sobie wyobrazić potem atmosferę w biurze. Dlatego unikajmy komentarzy i uwag, które mogą kogoś dotknąć. Bo nawet gdyby tego maila zaadresowano prawidłowo, przypadkowy współpracownik mógłby go odczytać na ekranie odbiorcy. Takie spostrzeżenia lepiej zostawić na prywatne spotkanie przy kawie.

Podobne zasady powinny dotyczyć rozmów telefonicznych. Nie tylko możemy być słyszani przez osoby niepowołane będące na linii czy za drzwiami, ale też nie wszyscy rozmówcy pamiętają o poinformowaniu drugiej strony, że przełączają aparat na tryb głośnomówiący. Wówczas zdania typu "Wiesz, mój stary chciał się spotkać z tym twoim yeti" słyszane przez osoby niepowołane, wystawiają nam jak najgorsze świadectwo.

Podobna wpadka może się też przydarzyć, jeśli w emocjach komentujemy rozmowę telefoniczną natychmiast po jej zakończeniu, lecz zanim słuchawka opadła na widełki: "Akurat! Jeszcze czego!". Lepiej zatrzymać komentarz dla siebie, niż potem głowić się, co zrobić: zadzwonić powtórnie i przepraszać? A jeśli rozmówca wcześniej odłożył słuchawkę i nic nie słyszał, to po co mu tłumaczyć całą sytuację? Ale może słyszał i wypada załagodzić? To jedna z trudnych sytuacji, z których brak jest dobrego wyjścia.

Jak się zachować, gdy kilka niepotrzebnych słów komentarza "poszło w świat"? Natychmiast przyznać się do winy i przeprosić i nie bagatelizować sprawy! Można do tych samych osób rozesłać maile: "Zachowałam się źle, naprawdę mi przykro. Ogromnie was przepraszam, to się więcej nie powtórzy". Albo: "To było z mojej strony głupie, wybaczcie. Nie chciałam wam zrobić przykrości. W ramach rekompensaty upiekę wam sernik".

Cudzy błąd

Biurowa rzeczywistość pokazuje, że czasem błąd jest cudzy, ale wina - sekretarki! Najważniejsze, aby w takiej sytuacji zachować spokój. Zawsze należy pamiętać, aby najpierw zadbać o naprawienie pomyłki i rozwiązanie problemu, a dopiero potem usprawiedliwiać się i szukać sprawcy. Nie zawsze warto kryć za wszelką cenę cudze przewinienia, bo otoczenie będzie je odbierać jako twoje porażki. Nie chodzi o to, aby być niekoleżeńskim, lecz aby nie dać sobą manipulować i robić z siebie kozła ofiarnego. Tym bardziej że wprowadzony w błąd szef, gdy sprawa się wyda, może stracić do ciebie zaufanie, które jest podstawą dobrej współpracy tandemu szef - sekretarka.

Jeśli ktoś obarcza cię swoją winą, zamiast wpadać w oburzenie lub rozpacz, zbierz rzeczowe argumenty na swoją obronę. Gdy to w pierwszym momencie jest dla ciebie trudne, powiedz po prostu: "Jestem zaskoczona zarzutami, bo nie poczuwam się do winy. Proszę o chwilę, żebym mogła zebrać myśli i przypomnieć sobie dokładnie, jak to było". Możesz poprosić o wodę lub oddalić się do swojego biurka, aby poszukać dowodów w komputerze czy kalendarzu. Agresja i protest rozładują co prawda twoje emocje, ale nie wyjaśnią sprawy.

Emma Halsen

Pomyłka, i co dalej

• Pomyłkom lepiej zapobiegać, niż je wyjaśniać. Bardzo pomocne jest usystematyzowanie pracy, szczegółowe przygotowywanie się do rozmów, także telefonicznych, robienie notatek podczas spotkań i pamiętanie o tym, aby na koniec upewnić się, że obie strony tak samo rozumieją poczynione ustalenia.

Pamiętaj, aby mimo natłoku zajęć poświęcać uwagę czynności, którą wykonujesz w danej chwili, unikniesz wtedy błędów roztargnienia.

• Nie daj sobie wejść na głowę, okazuj szacunek innym, ale miej też szacunek dla siebie samej i poszanowanie dla twojej godności.

• Przeprosiny dostosowuj zawsze do sytuacji i do osoby rozmówcy. Równie źle o tobie świadczy lekceważenie, okazane mało znaczącemu interesantowi jak i uniżoność czy płaszczenie się przed przełożonymi.

• Wybaczasz innym w pracy ich omyłki i potknięcia? Pozwól więc, by inni wybaczali je tobie, a zwłaszcza nie rób dramatu i wielkiej tragedii ze zdarzeń, które oni traktują mniej surowo.

• Wysłuchaj nieprzyjemnych uwag, jeśli na nie zasłużyłaś; okaż, że rozumiesz, w czym problem i powiedz, jak chcesz go rozwiązać, lecz nie obrażaj się nawet gdy ktoś potraktuje cię niesprawiedliwie. Dochodzić swoich praw powinnaś zawsze, lecz sposób, w jaki to uczynisz, może cię przybliżyć do sukcesu lub od niego oddalić.

 

annah17-04-2008 09:44:07   [#3280]
Pierwsi kandydaci do dymisji w rządzie - "to będzie rzeźnia"
Donald Tusk. Fot. Radek Pietruszka
PAP

"Dziennik: Cezary Grabarczyk, Katarzyna Hall, Bogdan Klich, Barbara Kudrycka i Maciej Nowicki - to właśnie z tej listy mają pochodzić ministrowie, których w sierpniu zdymisjonuje premier Donald Tusk.
- W sierpniu będzie rzeźnia, poleci połowa rządu - mówi jeden z członków władz PO. To przesadzona wypowiedź, bo mowa jest o zaledwie pięciu ministrach: infrastruktury, edukacji, obrony, nauki i ochrony środowiska. Ale te słowa dobrze oddają klimat oczekiwania na rządowe przesilenie.

Szefowa MEN Katarzyna Hall miała być skutecznym remedium na czasy Romana Giertycha. Wpadła na tym samym co on, czyli lekturach szkolnych. - Mamy szczęście, że prasa nas za to nie rozjechała - mówi "Dziennikowi" jeden z polityków PO.

Minister szkolnictwa wyższego i nauki Barbara Kudrycka przez długie tygodnie przygotowywała reformę, przeciw której protestują dziś najwybitniejsi fachowcy świata akademickiego. Dziś premier ma trudny wybór: albo opowie się przeciw swojemu ministrowi, albo przeciw środowisku, które dotąd wspierało Platformę.

Minister środowiska Maciej Nowicki w ogóle nie panuje nad resortem. Wiele wywołanych przez niego pożarów ugaszono tylko dzięki skuteczności wiceministra Stanisława Gawłowskiego.

Fatalne notowania u premiera nie są jednak domeną "niepolitycznych" ministrów. Na liście kandydatów do dymisji jest dwóch polityków PO. Szef MON Bogdan Klich był już krytykowany za medialną nadaktywność. Teraz doszły do tego poważniejsze zarzuty: ulegania podszeptom generalicji czy braku odpowiednich reakcji na kryzysowe sytuacje w armii. Kłopoty ma także minister infrastruktury. Cezary Grabarczyk w gabinecie cieni był ministrem sprawiedliwości. Trafił jednak na odcinek budowy dróg i autostrad.

Czy z rządem pożegna się cała opisywana piątka? - To będą raczej dwie czy trzy zmiany, ale na pewno z tej grupy - mówi rozmówca "Dziennika" z PO.
Marek Pleśniar17-04-2008 13:49:17   [#3281]
słynna teoria buforów
Ala17-04-2008 14:49:44   [#3282]
http://media.wp.pl/kat,37976,wid,9837825,wiadomosc.html?rfbawp=1208413696.105&ticaid=15ba0
Marek Pleśniar17-04-2008 21:54:51   [#3283]

yhm:-)

czytałem bo jestem przekrojowiec:-)

Artykuł jest tak dyletancki, "z tezą", poparty rozmowami (i rozmówcami) od Sasa do lasa że otwarłem gębę ze zdziwienia

Nie podejrzewałem Przekroju o taką słabiznę

 

Dobrze że mi go przypomniałaś bo potrzebowałem się obudzić - robotę mam a sen morzy

zaś wściek jest pobudzający:-)

 

Marek Pleśniar18-04-2008 00:00:32   [#3284]

Edukacja - temat rzeka

 

Na temat nowych propozycji Ministerstwa Edukacji Narodowej zechciał wynurzyć się z niebytu były wicek Orzechowski. Do tej wypowiedzi nie będę się odnosił. Powiem krótko, "popluł się na wardze". Hadko pisać i hadko mówić.

Zdjęcie o charakterze ilustracyjnym / Fot. Gazeta KrakowskaJak kucharz przesoli zupę to najwyżej dostanie od klienta z liścia. Jak włościanin krów nie wydoi, to czeka go bolesny wydatek na weterynarza. Nauczyciel, który popełni błąd merytoryczny albo (nie daj Bóg) wychowawczy wprowadzi nie tyko zamęt w umysł ucznia lecz może przyczynić się do wywołania trwałych i niekorzystnych zmian w jego psychice.

Obowiązkowa lektura to tylko jeden z elementów kształcenia ale niezwykle istotny z punktu widzenia celu jaki zamierzamy osiągnąć. Jej nierozważny dobór może prowadzić u tak zwanego podmiotu wychowania do:

1. Bezgranicznej wiary w "posłannictwo" narodu polskiego - jedynego kraju, który wedle nich był i jest nadal przedmurzem swołoczy, ciemnoty i "braku kultury". Wiara ta podpierana jest różnymi bredniami w rodzaju przepowiednie Wernyhory, itp. To syndrom "omfalosa" - pępka świata.

2. Bezmyślnego przywiązania do postawy "bohatera romantycznego". Bywszy uczeń wychowany na literaturze wieszcza Mickiewicza, niejednokrotnie wnosi w dorosłe życie absolutne przekonanie, że tylko taka postawa jest właściwa. Świadczyć zaś ma o spolegliwości, umiłowaniu ojczyzny, wolności i przywiązaniu do "wartości" (których zresztą nie potrafi zdefiniować). Z historycznych i nieudanych zrywów niepodległościowych czyni motto życiowe - oczywiście w sferze werbalnej. Czuje i zachowuje sie jak zwycięzca bitwy pod Grunwaldem, kosynier spod Racławic, legionista Piłsudskiego, członek "Szarych Szeregów"... Kompensuje w ten sposób niedostatki wiedzy, osobiste tchórzostwo i miernotę charakteru.

3. Przypisywania sobie niezasłużonych cnót i zasług podpartych mityczną "wielkością i wyjątkowością narodu", którego jest członkiem. Wiara w tę wyjątkowość prowadzi do narastania ksenofobii, pogardy dla innych przekonań niż te wyznawane, dzielenia na "naszych" i tych "drugich", z którymi należy prowadzić bezustanną walkę.

4. Braku podstawowej wiedzy o świecie, która wywołuje zjawisko zamykania się w getcie narodowościowym. Emigracja ekonomiczna niewiele zmienia. Za kilka dolarów czy "ojro" można podkablować przyjaciela, by zająć jego miejsce, "podprowadzić" paczkę kawy i flaszkę (jak nikt nie patrzy), obsmarować w rozmowie kumpla (kiedy jest nieobecny). Ludzi ci wyznają zasadę , że "dobre jest to, co dobre jest dla mnie". Poznając świat przyjmują jego prawa poprzez kontekst własnych często nieuświadomionych kompleksów. Taki siermiężny relatywizm utożsamiają z "honorem", zapobiegliwością, umiejętnością adaptacji i „misją”, którą mają do spełnienia.

Istotą rzeczy jest precyzyjne określenie celu - czy mamy kształcić "na zewnątrz" czy do "wewnątrz".
Pogodzenie obu tych opcji możliwe jest tylko w przypadku znalezienia racjonalnych proporcji między tym, co "przynależne narodowi" i lokalne, a tym co uniwersalne, ponadnarodowe. Człowiek to przecież holon. Posiada powierzchnię i wnętrze, które są nierozerwalnie złączone. Jednym z aspektów każdego holonu jest wnętrze zbiorowe – czyli jak mówi Wilber „szeroko rozumiana kultura, wszystko co łączy: język, przekonania, zasady, wartości”.
grażka18-04-2008 07:41:47   [#3285]

http://www.gazetawyborcza.pl/1,75480,5112314.html

Szkoła wyrównująca szanse to utopia. Jeśli pochodzisz z dobrego domu, szkoła pomoże ci w dalszej drodze życiowej. Jeśli nie - wypluje. Rozmowa z Alicją Sadownik o wykluczonych i elicie

Marek Pleśniar18-04-2008 11:00:42   [#3286]

a zobacz grażko jak się to kończy;-)

(śledzę losy takich ciekawych badaczy bo ich potem zapraszam do nas na konferencje:-)

http://www.scribd.com/doc/2295502/Oswiadczenie-Alicji-Sadownik

grażka18-04-2008 21:28:03   [#3287]
Czyli OP wykorzystał badania dla swoich cełów. Dzięki za wklejenie tego linku.
hania19-04-2008 00:11:56   [#3288]
ciekawe zaiste.....
jerzyk19-04-2008 23:23:25   [#3289]

http://www.wprost.pl/ar/126033/MEN-nie-pilnuje-obowiazku-szkolnego/

MEN nie pilnuje obowiązku szkolnego

2008-03-20 08:21
Ministerstwo Edukacji Narodowej w corocznie przyjmowanej polityce oświatowej pomijało problem obowiązku nauki nastolatków. Resort nie miał nawet danych, ilu z nich przestało chodzić do szkoły - informuje "Rzeczpospolita".

Zgodnie z prawem oświatowym, młodzież w wieku 16-18 lat powinna po skończeniu gimnazjum kontynuować naukę albo w szkole ponadgimnazjalnej albo w innych placówkach czy w Ochotniczych Hufcach Pracy

Najwyższa Izba Kontroli sprawdziła, jak ministrowie edukacji od 2004 r. do połowy 2007 r. kontrolowali obowiązek nauki przez tę grupę wiekową. Okazało się, że ministrowie edukacji nie prosili kuratorów o informacje na ten temat. Nie było narad ani szkoleń poświęconych przedwczesnemu porzucaniu szkoły.

Według GUS, w roku szkolnym 2005-2006 do szkoły nie chodziło 81,8 tys. uczniów w wieku 16-18 lat. MEN szacuje ich liczbę na ok. 55 tys.

Marek Pleśniar20-04-2008 00:20:08   [#3290]
a to ci sensacja;-)
grażka20-04-2008 00:41:45   [#3291]

http://www.gazetawyborcza.pl/1,75248,5135483.html

Politycy, uwolnijcie szkoły, uwolnijcie dyrektorów - a my wam zrobimy reformę!

grażka20-04-2008 00:44:09   [#3292]

http://www.gazetawyborcza.pl/1,88975,5134115.html

Jak Ministerstwo Edukacji zaszkodziło przedszkolom

Anna Blumsztajn* 2008-04-19, ostatnia aktualizacja 2008-04-18 19:45

By dorównać dzieciom z miast, dzieci wiejskie powinny chodzić do lepszych przedszkoli. A nie chodzą prawie w ogóle. Są sprawdzone recepty, jak to zmienić, jednak MEN się do nich nie zastosował

bogda420-04-2008 22:18:04   [#3293]

a tu taki miły akcent i masa pieniędzy / podobno;-)/

http://miasta.gazeta.pl/lodz/1,35136,5138149.html

cynamonowa21-04-2008 22:49:47   [#3294]

Kończą 18 lat, rzucają szkoły

Jarosław Sobkowski 2008-04-21, ostatnia aktualizacja 2008-04-21 20:21

W ciągu roku w Częstochowie zniknęły cztery klasy. - To porażka szkół - twierdzi kuratorium.

Artur był uczniem liceum. Nie przeszedł do drugiej klasy, więc przeniósł się do innej szkoły. Tam skończył pierwszą klasę, ale w drugiej uczył się tylko przez kilka miesięcy. Od jesieni - obchodził wtedy osiemnastkę - nie pokazał się już na lekcjach. - Jeszcze przez jakiś czas udawałem, że wychodzę do szkoły - opowiada. - Później rodzice dostali list, że nie będę klasyfikowany, i wszystko się wydało.

Podobne decyzje podjęło prawie 200 tegorocznych 18-latków. Jak twierdzi naczelniczka miejskiego wydziału edukacji Dorota Sobala, to o 100 proc. więcej niż w poprzednich latach. - Takie osoby nie są już objęte obowiązkiem szkolnym, więc mają do tego prawo - wyjaśnia.

- Znajomy pracuje na budowie. Ja też poszukam pracy, choć na razie jeszcze nie wiem jakiej - przyznaje Artur. Pozostaje na garnuszku rodziców, więc dla świętego spokoju zapisał się do prywatnej eksternistycznej szkoły, za którą też płacą rodzice.

Nauczyciele dają niewielkie szanse takiej formie nauki: - Eksternistyczne kształcenie wymaga dużej samodyscypliny. Po jakimś czasie ta młodzież rozejrzy się po rynku pracy i dostrzeże, że wykształcenie jest im potrzebne - uważa Joanna Myga, dyrektorka Centrum Kształcenia Ustawicznego. - Mamy wielu takich uczniów. Zwykle są to ci, którym zależy na ukończeniu szkoły.

Czy szkoły starają się powstrzymać uciekającą młodzież? Dyrektorzy przyznają, że w każdym roczniku jest kilka osób, które nie są klasyfikowane i porzucają naukę, ale to jednostki. Problem natomiast widzi kuratorium: - Jednostki składają się w setki, a w skali województwa to już tysiące młodych ludzi. Nie są przygotowani do życia, więc być może znajdą się na marginesie społeczeństwa - uważa Piotr Zaczkowski, rzecznik Kuratorium Oświaty w Katowicach. Podkreśla, że szkoła stała się dla tych ludzi nieatrakcyjna, a do tego trudno się przyznać, zwłaszcza dyrekcji. - Taka młodzież powinna już na etapie gimnazjum być diagnozowana, objęta doradztwem zawodowym i pomocą. Oczywiście gdybyśmy poszukali w sprawozdaniach, to pewnie okazałoby się, jak dużo szkoleń czy konferencji na ten temat przeprowadzono w ostatnim czasie. I co z tego? Na reakcję w szkole ponadgimnazjalnej jest już za późno.

Zdaniem Zaczkowskiego nie wiadomo, kto miałby się taką młodzieżą zająć. - Mamy chyba do czynienia z sytuacją kryzysową, a brakuje pomysłu na jej rozwiązanie - dodaje rzecznik.
bogna21-04-2008 22:56:49   [#3295]
"zapisał się do prywatnej eksternistycznej szkoły"
nie ma eksternistycznych szkół!
cynamonowa21-04-2008 23:24:00   [#3296]

bogna....jak nie ma, jak są:)

LICEUM OGÓLNOKSZTAŁCĄCE eksternistyczne

- trwa 1,5 roku
- zajęcia odbywają się 3 razy w tygodniu
  (poniedziałki, wtorki i czwartki)
zgredek21-04-2008 23:27:19   [#3297]
nie ma
cynamonowa21-04-2008 23:30:09   [#3298]

na ponadgimnazjalnych to ja " ni w ząb"......znaczy Ci rekalmuja się bezpodstawnie?

http://szkolnictwo.pl/kurs,szkolenie,Wa%C5%82cz,PB5607,Centrum+Kszta%C5%82cenia+i+Rekreacji+EPOKA

Małgoś21-04-2008 23:31:18   [#3299]
Są na niebie i ziemi rzeczy, o których nie śniło się filozofom...  ;-)
Marek Pleśniar21-04-2008 23:31:49   [#3300]

np firma typu "matura w rok"

:-)

strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 65 ][ 66 ][ 67 ] - - [ 242 ][ 243 ]