Forum OSKKO - wątek

TEMAT: oświatowy przegląd prasy
strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 59 ][ 60 ][ 61 ] - - [ 242 ][ 243 ]
jatoja04-02-2008 14:50:48   [#2951]
Ja nie o tym? :-)
AnJa04-02-2008 14:54:47   [#2952]
a, bo właściwie to ja mam kłopoty z rozumieniem dowcipów Rowińskiego

nie, zebym taki wyrfinowany był- bo kazda d... w dowcipie czy przewrócenie się na skórce budzą moją wesołość - ale akurat jego nie rozumiem

więc i nic dziwnego, że ja nie o tym:-)
jatoja04-02-2008 14:56:49   [#2953]
paniała...:-)
grażka05-02-2008 07:40:18   [#2954]
http://www.rp.pl/artykul/89647.html
beera05-02-2008 08:09:25   [#2955]
uważacie, że to jest OK?

Tam założona przez rodziców fundacja płaci anglistom za dodatkowe godziny. – Stawka to 50 zł brutto, ale jeśli nauczyciel dobrze uczy i rodzicom zależy właśnie na nim, to gotowi są ją podnieść – mówi dyrektor.

nprawdę szczerze zachęcam do posłuchania Bliklego na naszej konferncji. On stawia myślenie o regulacjach placowych na głowie. Co więcej, mimo tego, ze jego tezy sa absurdalne (sam tak o nich mówi) nie sposób im przyznać racji.

jak myślicie, jakie relacje są w tym gronie pedagogicznym? Nie stawiam, żeby były dobre....

AnJa05-02-2008 08:16:49   [#2956]
myslę jedno - wreszcie zaczętoodkrywać, że król jest nagi (co zresztą, samo w sobie nie jest złe chyba?)

tzn. napisano, czym różni się szkoła dobra od znakomitej (w przypadku liceum):

1. przyjmuje uczniów z najlepszymi wynikami gimnzjalnymi (min.140-150 p.)

2.organizuje dodatkowo płatne zajęcia pozalekcyjne (min.100 zł/miesięcznie od ucznia, to 50 zł to kwota, o którym nawet mnie słyszałem- podejrzewam, ze w w tamtej szkole dodatkowo ganiają na korki na potegę, ok.200 zł byłaby to kwota optymalna w warunkach naszego misteczka)
Gaba05-02-2008 08:20:19   [#2957]

Asiu, przenies ten wątek jako przedsmak Miętnego na oddzielne miejsce...

1. Wolę złe relacje niz nijakie, uduchowione, ba! nawiedzone płytkim posłannictwem.

2. Wolę nakarmic swoje dzieci i pojechać w godziwe miejsce na superwakcje niz harować jak głupi wół przez wakacje na koloniach.

3. Wolę mieć satysfakcję niż cieszyć się świadomościa to mamy po równo.

4. Wolę...

- ludzie nie są równi!

(to prowokacyjnie tak jest...)

 Drobna uwaga dla Andrzeja, te szkoły przyjmuja dzieci od 170 do 200 pkt


post został zmieniony: 05-02-2008 08:22:10
beera05-02-2008 08:31:31   [#2958]

gaba - wiesz miałam dokładnie tak samo

i mam jakoś ciągle w podswiadomości,

profesor zburzył jednak moją pewność.
Mówi o pracy jak o zyciu,
a o pracownikach, jak o ludziach z emocjami, takimi samymi, jakie się ma po niej

Czyli, że jeśli twoja płaca zalezy od pracy, pracownik nigdy nie powie, gdzie popełnił błąd, tylko będzie starał się go ukryć.
Ze jesli ktoś za taką samą pracę dostaje większy pieniążek, to jest wokół niego pewna pustka - ludzie nie chcą mu pomagać.

Upraszczam bardzo - ale coś w tym jest

a watek zrobię:)

AnJa05-02-2008 08:42:17   [#2959]
czasami zależy od punktacji kuratoryjnej- ale faktycznie- te najświetniejsze (mamy 2 w województwie) od około 170.
Marek Pleśniar05-02-2008 08:52:37   [#2960]
według badań niemieckich (wiem wiem) ZZ, motywacja nauczycieli niezmienia się w związku z płacą ale zmienia się bardzo wyraźnie przy zmianie atmosfery pracy
Małgoś05-02-2008 09:58:31   [#2961]
są badania, które dowodzą, że ludzie po podwyżkach gorzej pracują ;-)
grażka05-02-2008 10:02:05   [#2962]
Znużeni wydawaniem nadmiernej kasiorki?
Małgoś05-02-2008 10:17:18   [#2963]

nie :-) to znacznie poważniejszy mechanizm (dysonansu poznawczego)

u człowieka, który nagle zaczyna dużo więcej zarabiać, (a zwłaszcza, gdy więcej niż ci, z którymi sie porównuje) powstaje wątpliwość, czy jego praca rzeczywiście jest aż tak atrakcyjna, skoro mu tyle płacą i zaczyna innym okiem patrzeć na swoje obowiązki (że sa uciążliwe, mało ambitne, nieciekawe itd.) - w efekcie jego motywacja spada

dlatego lepsze są częste, ale nieduże podwyżki i zawsze w korelacji z tym co sie dzieje na rynku

cos w tym jest :-)

pracownicy w firmach, które słyną z wysokich zarobków, gorzej nas obsługują - tzn. byc może profesjonalnie, ale bez zaangażowania :-)

grażka05-02-2008 10:32:48   [#2964]
a, psychologicznie uwarunkowane :) zapomniałam przy poprzednim uśmieszek wstawić.
Adaa05-02-2008 10:35:39   [#2965]

pracownicy w firmach, które słyną z wysokich zarobków, gorzej nas obsługują

nie zauwazyłam odwrotnego zjawiska, że ci co zarabiaja mało - lepiej nas obsługują:-)

poza tym, pojecie "duzo więcej zarabiać" jest dosyc subiektywne

dla mnie duzo więcej to drugie tyle co zarabiam ... nie wiem jak u innych

zawsze podchodze sceptycznie to tego typu badań i rewelacji z nimi związanych

mogłabym zaryzykować teze,że podwyzka znaczna, wiąże sie ze wzrostem samopoczucia pracownika, co z kolei przekłada sie na realacje z jego współpracownikami ( człowiek zadowolony reaguje z sympatią), a co z kolei tworzy dobra atmosfere w pracy:-)

 

Małgoś05-02-2008 10:38:39   [#2966]

efekt zadowolenia z podwyżki jest bardzo nietrwały

i jako taki jest słabym wmocnienim dla motywacji

teza o "podwyżce znacznej" to ..myślenie życzeniowe, niestety ;-)

Adaa05-02-2008 10:51:40   [#2967]

efekt zadowolenia z podwyżki jest bardzo nietrwały

a efekt niezadowolenia z braku podwyzki tez jest nietrwały?;-)

Małgosiu...tak blizej ziemi się posadzę i powiem - pochwałami , wzmocnieniami pozytywnymi nie spowodujesz wzrostu entuzjazmu i zapału do pracy, gdy pracownik wyłamał sobie zeba z przodu i nie ma za co go sobie wstawić, gdy nie stac go na zapewnienie swemu dziecko dobrego leczenia w szybkim czasie itp.

Małgoś05-02-2008 11:12:51   [#2968]

Adaa, nic nie poradzisz na to, że tak jest i już :-)

człowiek nie jest iwcale stotą logiczną :-)

ci bez zęba z przodu zasuwają jak maszyny dalej, tylko w niektórych coś pęka i uciekają w nieznane szukać lepszych światów

 

Adaa05-02-2008 11:18:04   [#2969]

jak nie jest logiczną to wartośc badań na nielogicznym materiale jest nielogiczna:-))

ale w sumie i tak nic nie zmieni tego,że uwazam podwyzki za cos fajnego:-)

Małgoś05-02-2008 13:16:28   [#2970]

jak duża porcja lodów latem, jazda na karuzeli od czasu do czasu i bal sylwestrowy :-)

ale tak nonstop nie da się zyć samymi przyjemnościami ;-)

Adaa05-02-2008 13:41:09   [#2971]

ale tak nonstop nie da się zyć samymi przyjemnościami ;-)- to myslenie zyczeniowe niestety:-))

dobrze wiesz, że nie ma samych przyjemności w zyciu - los na bardzo róznicuje, nie zawsze sprawiedliwie

ale by nie udowadniac w nieskończonośc kto ma rację jestm w stanie pójśc na kompromis - zwłaszcza, że juz lekko się pierwotny sens tej dyskusji wypaczył:-)

szkolna psycholozka mówi, że niektórzy potrafia sie bardzo okopac na swoich pozycjach- chyba też potrafię :-))

Małgoś05-02-2008 14:22:42   [#2972]
:-)
malmar1505-02-2008 19:39:50   [#2973]
Jak pracodawca może kontrolować swoich pracowników?

Źródło: Gazeta Prawna nr 9 z dnia 2008-01-14

Do sprawdzania podwładnych pracodawcy wykorzystują kamery wideo, alkomaty, oprogramowanie śledzące pracę w internecie oraz użytkowanie poczty elektronicznej przez pracownika. Kontrola poczynań podwładnego nie może jednak naruszać jego dóbr osobistych.


1. Czy pracodawca może przeszukać pracownika?

Pracuję w hurtowni artykułów spożywczych. Po serii kradzieży pracodawca wyrywkowo rewiduje pracowników przed opuszczeniem miejsca pracy. Czy ma do tego prawo?

Tak
Stosowanie przeszukania pracowników w celu zapobieżenia wynoszeniu mienia pracodawcy jest zgodne z prawem i nie narusza dóbr osobistych pracowników, jeśli zostali oni uprzedzeni o możliwości stosowania tego rodzaju kontroli, a pracodawca nie nadużywa swego prawa (wyrok Sądu Najwyższego z 3 kwietnia 1972 r., I PR 153/72, OSNC 1972/10/184). Możliwość przeszukania pracowników powinna być przewidziana w wewnętrznych przepisach regulujących porządek i organizację pracy w zakładzie, tj. w regulaminie pracy lub - jeżeli pracodawca nie jest obowiązany do tworzenia takiego regulaminu - w wewnętrznym zarządzeniu. W przeciwnym razie podwładni będą mogli oskarżyć pracodawcę, który przeprowadzi rewizję osobistą, o naruszenie dóbr osobistych i na tej podstawie żądać od niego zapłaty zadośćuczynienia.

Podstawa prawna
Art. 24 ustawy z 23 kwietnia 1964 r. Kodeks cywilny (Dz.U. z 1964 r. nr 16, poz. 93 z późn. zm.).
Art. 100 ustawy z 26 czerwca 1974 r. Kodeks pracy (t.j. Dz.U. z 1998 r. nr 21, poz. 94 z późn. zm.).



2. Czy szef może zmusić do badania alkomatem?

Prowadzę firmę usługową i zatrudniam dziesięciu pracowników. Podejrzewam, że jeden z nich stawia się do pracy pod wpływem alkoholu. Czy mogę zmusić go do poddania się badaniu alkomatem?

Nie
Pracodawca nie może przeprowadzić badania stanu trzeźwości bez zgody podwładnego. Przepisy zobowiązują jednak pracodawcę do niedopuszczenia do pracy pracownika, wobec którego zachodzi uzasadnione podejrzenie, że stawił się w zakładzie w stanie nietrzeźwym albo spożywał alkohol w czasie pracy. Ponadto pracodawca jest uprawniony do zastosowania wobec takiego pracownika sankcji - nałożenia kary porządkowej (w tym kary pieniężnej), a nawet rozwiązania umowy o pracę ze skutkiem natychmiastowym. W razie podejrzenia podwładnego o spożycie alkoholu szef może także wezwać policję, która ma prawo przeprowadzić badanie trzeźwości.

Alternatywnie pracodawca może sporządzić protokół, wskazując w nim powody podejrzenia pracownika o spożycie alkoholu (np. charakterystyczne zachowanie) oraz świadków, którzy mogą potwierdzić podejrzenia pracodawcy. Z orzecznictwa SN (por. wyrok SN z 11 kwietnia 2000 r., I PKN 89/599, OSNP 2001/18/57) wynika, że pracodawca, który nie dopuścił pracownika do pracy, ma obowiązek umożliwić mu wykazanie trzeźwości przez badanie krwi.

Podstawa prawna

Art. 17 ust. 3 ustawy z 26 października 1982 r. o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi (Dz.U. z 2007 r. nr 70, poz. 473 z późn. zm.).



3. Czy podwładnego można badać wariografem?

Prowadzę sieć jednostek zajmujących się serwisem samochodowym. W firmie często dochodzi nie tylko do kradzieży, ale również zamieniania części samochodowych. Wiem, że inne firmy z mojej branży poddają swoich pracowników badaniom na wykrywaczu kłamstw. Czy zgodnie z prawem można przeprowadzić takie badania w zakładzie pracy?

Tak
Poddanie się badaniom na wykrywaczu kłamstw nie może jednak wynikać z polecenia służbowego. Wydaje się natomiast, że można je przeprowadzać, jeśli pracownicy wyrażą na nie zgodę przed rozpoczęciem badania, znają jego cel i wiedzą, na czym będzie ono polegało. Żaden przepis nie zakazuje bowiem przeprowadzenia takich badań w miejscu pracy po spełnieniu wspomnianych warunków. Jednak zdaniem części prawników poddanie podwładnych takim testom jest nielegalne, gdyż kodeks pracy jasno wskazuje, jakich informacji może żądać pracodawca od pracownika. W katalogu tym nie ma danych, jakie uzyska szef po przeprowadzeniu badań na wykrywaczu kłamstw. Dlatego stosując taką metodę kontroli, pracodawcy powinni zachować szczególne środki ostrożności, aby nie naruszać dóbr osobistych pracownika. W ich trakcie prowadzący badanie nie może więc pracownikowi zadawać np. pytań dotyczących ich prywatnego życia, konfliktów z prawem czy stosunku do innych pracowników. W ten sposób może uniknąć także zarzutu, że narusza przepisy kodeksu pracy, które nakazują mu chronić godność swoich podwładnych.

Podstawa prawna
Art. 111 i 221 ustawy z 26 czerwca 1974 r. Kodeks pracy (t.j. Dz.U. z 1998 r. nr 21, poz. 94 z późn. zm.).
Art. 24 ustawy z 23 kwietnia 1964 r. Kodeks cywilny (Dz.U. z 1964 r. nr 16, poz. 93 z późn. zm.).



4. Czy można żądać danych biometrycznych?

Mój pracodawca chce wprowadzić ewidencję czasu pracy na podstawie czytników odcisków palców lub tęczówki oka. W ten sposób chce również kontrolować dostęp pracowników do szczególnie ważnych informacji. Czy szef może żądać ode mnie, abym przekazał mu swoje dane biometryczne?

Nie
Kodeks pracy jasno wskazuje, jakich informacji od pracownika może żądać pracodawca. Zawarty w kodeksie katalog takich danych nie przewiduje obowiązku przekazania szefowi danych biometrycznych, czyli np. odcisków palców czy struktury tęczówki oka. Sam pracownik, na prośbę przełożonego, może jednak podać mu wspomniane informacje, a ten za zgodą pracownika może je wykorzystywać, np. do ewidencji czasu pracy lub wprowadzenia zabezpieczeń w dostępie do tajnych informacji firmy. Jeśli pracodawca będzie żądał od pracownika przekazania danych biometrycznych, podwładny może złożyć skargę na jego działanie do Państwowej Inspekcji Pracy, Głównego Inspektora Ochrony Danych Osobowych oraz pozwać go do sądu z tytułu naruszenia dóbr osobistych.

Podstawa prawna
Art. 221 ustawy z 26 czerwca 1974 r. Kodeks pracy (t.j. Dz.U. z 1998 r. nr 21, poz. 94 z późn. zm.).
Art. 24 ustawy z 23 kwietnia 1964 r. Kodeks cywilny (Dz.U. z 1964 r. nr 16, poz. 93 z późn. zm.).



5. Czy można sprawdzać prywatną pocztę?

W pracy bardzo często korzystam ze służbowej poczty elektronicznej. Pracodawca uniemożliwił wszystkim pracownikom korzystanie z prywatnych skrzynek pocztowych. Czy szef może zapoznać się z treścią prywatnych wiadomości, które wysyłam z poczty służbowej?

Nie
Treść wszelkich e-maili oznaczonych jako prywatne, nawet jeśli zostały one wysłane na lub ze służbowego adresu pracownika, powinna pozostać poza zainteresowaniem pracodawcy. Tajemnica korespondencji jest bowiem dobrem osobistym pracownika i podlega ochronie na mocy kodeksu cywilnego. Ze względu na brak regulacji dotyczących wprost dopuszczalności monitorowania przez pracodawcę poczty elektronicznej pracowników, trudno jest określić pozostały zakres kontroli takiej korespondencji.

Wydaje się, że co do zasady, pracodawca ma prawo wglądu do służbowej poczty elektronicznej pracownika. Wynika to z podległości pracownika pracodawcy, w zakres której wchodzi m.in. kontrola i ocena jego działalności. Dodatkowo komputer i skrzynka służbowa to mienie pracodawcy, które pracownikowi zostało jedynie oddane w użytkowanie w miejscu pracy. Szef ma więc prawo do sprawdzenia, jak podwładny z nich korzysta. Wydaje się także, że choć pracodawca nie może zapoznać się z treścią prywatnej poczty pracownika, to jednak może on kontrolować samą liczbę prywatnych e-maili wysłanych z i na służbową skrzynkę pocztową.

Kwestia dopuszczalnego zakresu sprawdzania elektronicznej korespondencji pracownika może być wkrótce uregulowana w kodeksie pracy. Rzecznik praw obywatelskich wystosował bowiem pismo w tej sprawie do ministra pracy i polityki społecznej. Podkreśla w nim, że każdy pracownik powinien być uprzedzony o kontroli poczty elektronicznej.

Warto także przypomnieć, że pracownicy, którzy uznają, że ich szef nie powinien sprawdzać pracowniczej poczty elektronicznej, mogą powoływać się na wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z kwietnia ubiegłego roku w sprawie Lynette Copland przeciwko Wielkiej Brytanii (sygn. 62617/00). Trybunał orzekł, że ze względu na konieczność poszanowania życia prywatnego i tajemnicy korespondencji podwładnych pracodawca nie może czytać prywatnej korespondencji pracownika i podsłuchiwać jego prywatnych rozmów telefonicznych.

Podstawa prawna
Art. 23 ustawy z 23 kwietnia 1964 r. Kodeks cywilny (Dz.U. z 1964 r. nr 16, poz. 93 z późn. zm.).
Art. 100 ustawy z 26 czerwca 1974 r. Kodeks pracy (t.j. Dz.U. z 1998 r. nr 21, poz. 94 z późn. zm.).



6. Czy można śledzić pracę na komputerze?

Prowadzę firmę konsultingową i zatrudniam 15 pracowników. Każdy z nich pracuje na stanowisku komputerowym. Podejrzewam, że wielu z nich czas pracy poświęca np. na surfowanie po internecie lub prowadzenie prywatnej korespondencji elektronicznej. Czy mogę zainstalować oprogramowanie śledzące ich pracę na służbowych komputerach?

Tak
Komputer udostępniony pracownikowi stanowi własność pracodawcy, jest narzędziem pracy i powinien być do niej wykorzystywany. Dotyczy to także służbowej poczty elektronicznej. Pracodawca ma prawo kontrolować wykorzystanie komputerów do celów służbowych. Powinien jednak uprzedzić pracownika o tym, że nie może on korzystać z nich w celach prywatnych, oraz że taka kontrola będzie dokonywana.

Dodatkowo jeśli zainstalowane oprogramowanie śledzi pocztę elektroniczną lub komunikatory internetowe, szef nie może naruszyć zasady tajemnicy korespondencji. Nie powinien więc czytać prywatnej poczty pracownika. W razie niedochowania wspomnianych warunków kontroli pracownik może pozwać szefa do sądu z tytułu naruszenia dóbr osobistych lub złożyć skargę do głównego inspektora ochrony danych osobowych.

Podstawa prawna
Art. 100 ustawy z 26 czerwca 1974 r. Kodeks pracy (t.j. Dz.U. z 1998 r. nr 21, poz. 94 z późn. zm.).
Art. 24 ustawy z 23 kwietnia 1964 r. Kodeks cywilny (Dz.U. nr 16, poz. 93 z późn. zm.).

Opracował Łukasz Guza
Marek Pleśniar05-02-2008 21:42:46   [#2974]

Maturzyści nie mogą już streszczać

Piotr Burda 2008-02-04, ostatnia aktualizacja 2008-02-04 20:01

Koniec ze streszczeniami utworów zamiast ich interpretacji. Takie rady znajdujemy w komunikacie, który komisja egzaminacyjna prześle do szkół.

"Rady dla maturzystów" przygotowane przez CKE powinny dotrzeć do adresatów w najbliższych dniach. - Oprócz informatorów maturalnych, będą tam też dodatkowe informacje dotyczące egzaminu dojrzałości. To są rzeczy, które warto sobie przypomnieć przed egzaminem - mówi Juliusz Zaborowski z kieleckiej delegatury Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej.

Maturzysta znajdzie tam najważniejsze zasady oceniania zadań i podpowiedzi jak uniknąć błędów. Np. rady z języka polskiego (zdają go wszyscy maturzyści) ujęto w dziewięciu punktach.

Egzaminatorzy przypominają m.in. że wypracowanie nie może być krótsze niż 250 słów i zasady wykorzystywania brudnopisu. Są tam też dwa punkty (7. i 9.), na które tegoroczni maturzyści powinni zwrócić szczególną uwagę.

- To istotne ostrzeżenie. W poprzednich latach uczeń, który zamiast interpretować fragmenty utworu dokonywał streszczenia całości mógł liczyć, że zostanie za to doceniony. Teraz, jeśli nie przejdzie do interpretacji, nie dostanie żadnych punktów. Na to, że maturzyści nadużywają streszczeń zwrócono uwagę już w raporcie z ubiegłorocznej matury - mówi Małgorzata Miazga, egzaminator z języka polskiego i nauczyciel VI LO im. J. Słowackiego.

Na ubiegłorocznej maturze, w wypracowaniu z języka polskiego uczeń miał nakreślić portrety matek i ich relacje z synami na podstawie fragmentów "Przedwiośnia" Stefana Żeromskiego i "Granicy" Zofii Nałkowskiej.

- Uczniowie pisali szeroko o losach Cezarego Baryki, popisywali się znajomością utworu, pomijając często rolę matki w jego życiu - mówi Małgorzata Miazga.

Do tych rad nasi maturzyści będą mogli zastosować się już podczas próbnej matury. - Przewidywana jest jeszcze w lutym, pod koniec miesiąca - mówi Juliusz Zaborowski.

Za to do 7 lutego mogą zmieniać przedmioty, które będą zdawać podczas majowego egzaminu. Pierwsze deklaracje składali we wrześniu ubiegłego roku. Ci, którzy od tego czasu zmienili preferencje, bo np. zamierzają studiować prawo, a nie medycynę, mają jeszcze dwa dni na zmianę maturalnego przedmiotu (w tym wypadku np. biologii na historię).

Komisja egzaminacyjna na podstawie tych zgłoszeń przygotuje zestawy na maturę majową i próbny egzamin.



Dwa punkty, ostrzeżenia

7. Przypominamy, że należy uważnie czytać temat i polecenia w nim występujące. Punkty przyznawane są za analizę i interpretację, nie za streszczenie podanego tekstu.

9. Pisemny egzamin maturalny z języka polskiego sprawdza m.in. tworzenie tekstu własnego. Praca odtworzona z podręcznika lub innych źródeł nie jest tekstem własnym maturzysty i dlatego nie przyznaje się za nią punktów.

Wszystkie rady dla maturzystów z poszczególnych przedmiotów można już znaleźć na stronie internetowej CKE (www.cke.edu.pl) wchodząc w "Komunikat w sprawie przygotowań do egzaminu maturalnego w roku 2008".

pio

Źródło: Gazeta Wyborcza Kielce
Marek Pleśniar06-02-2008 23:48:54   [#2975]

;-)

Image

beera06-02-2008 23:58:46   [#2976]
:)))))))))))))))))))))))
grażka07-02-2008 08:39:01   [#2977]

ze względu na konteksty oświatowe:

http://serwisy.gazeta.pl/kraj/1,34314,4898051.html

ciekawe dotyczące przedszkoli:

Politycy i publicyści ze wschodniej Polski pokazują wskaźniki, z których wynika, że poziom wykształcenia w Podlaskiem jest wyższy niż w zachodniej części kraju. I dodają, że wolą, by budowano u nich drogi niż uniwersytety.

- Tak? Proszę pani, w Polsce są gminy, które mają 1,5-2 proc. mieszkańców z wyższym wykształceniem - a najwięcej jest ich na wschodzie! Owszem, osób z wyższym wykształceniem na wschodzie przybywa szybciej niż gdzie indziej, ale ciągle jest ich tam znacznie mniej niż w dynamicznych regionach kraju.

Ważna jest też jakość tego wykształcenia. Po pierwsze, na terenach pozametropolitalnych, szczególnie wiejskich, niski jest społeczny kapitał kulturowy. Szkoły wiejskie tego nie nadrabiają, bo nikt nie uznał tego za jeden z najważniejszych celów polskiego systemu edukacyjnego. A nakład na edukację jednego przedszkolaka czy ucznia na wschodzie powinien być znacznie większy niż np. w Warszawie. Tak, żeby nauczyciel mógł siedzieć z dzieckiem pięć godzin w klasie, a potem trzy w świetlicy. I ta świetlica musi być podłączona do internetu, a szkoła mieć książki, bo dzieciak nie znajdzie ich w domu, a rodzice mu ich nie kupią.

Marek Pleśniar07-02-2008 10:10:58   [#2978]

a ja wolę jednak uniwersytety - mimo że moim jednym z głównych zajęć jest tłuczenie się po drogach:-)

 

AnJa07-02-2008 10:28:36   [#2979]
ciekawe, że wszyscy o tym Podlasiu- a to za mało drog, a to za mało przedszkolu

a u nas przecież wsiewo chwatit'
Marek Pleśniar07-02-2008 13:42:27   [#2980]
sprawę chyba dobrze wyjasnił Jan Himilsbach (1931–1988), z zawodu kamieniarz. ... Tyle dróg budują, tylko, k..., nie ma dokąd iść! ...
Gaba07-02-2008 13:50:02   [#2981]
jakość tychże studiów tez jest marna, w Wyższej Oczywiście Szkole Czegos Tam jest zarządzanie jako licencjat, jako podyplom i kończy cóś takie cóś - Zarządzanie Kapitałem Ludzki, Dziedzictwem Kulturowym, Wizerunkiem...
Marek Pleśniar07-02-2008 14:04:30   [#2982]
zarządzanie dziedzictwem ??????
Marek Pleśniar07-02-2008 22:32:32   [#2983]
www.GazetaOlsztynska.pl » Nauczyciel więcej odpoczywa niż pracuje?
2008-02-06

Nauczyciel więcej odpoczywa niż pracuje?

Ministerstwo edukacji chce, aby nauczyciele sami decydowali ile czasu mają pracować. - To jest dobry pomysł. Pytanie tylko, jak go wprowadzić w życie - mówi Jolanta Gregorczuk, Warmińsko-Mazurska Kurator Oświaty.

- Nauczyciel to ma klawe życie: pracuje 18 godzin w tygodniu i odpoczywa przez trzy miesiące w roku. Zgadza się Pani z takim osądem?

- Rzeczywiście niektórzy uważają, że nauczyciele zarabiają niewiele, ale w zamian za to mają dużo wolnego i mało pracują. Ktoś nawet wyliczył, że nauczyciel więcej odpoczywa niż pracuje. Przypominam tylko, że 18 godzin lekcyjnych w tygodniu to pensum. Do tego dochodzą dodatkowe zajęcia: sprawdzanie klasówek, prac domowych i tym podobne. Jedni oczywiście, przykładają się do tego bardziej, drudzy mniej. Tak naprawdę, zgodnie z przepisami nauczyciel powinien pracować tygodniowo 40 godzin, wliczając w to oczywiście lekcje i wszelką działalność pozalekcyjną. Nikt jednak tego nie ewidencjonuje.

- Tymczasem, minister edukacji Katarzyna Hall ma pomysł, żeby zrezygnować z 18-godzinnego pensum, a w jego miejsce wprowadzić pensum ruchome. Zgodnie z tym pomysłem nauczyciel sam decydowałby, czy chce pracować 20, 24 czy 28 godzin. W ten sposób dokonywałby wyboru: więcej pracować i więcej zarabiać, czy pracować mniej, za mniejsze pieniądze.

- To jest dobry pomysł. Pytanie tylko, jak go wprowadzić w życie.

- Widzi Pani, jakieś związane z tym zagrożenia?

- Gdyby dyrektor miał obowiązek przydzielenia na wniosek nauczyciela, powiedzmy 27-godzinnego pensum, to mogłoby się okazać, że dyrektor musi zwolnić część kadry, bo zabraknie pracy dla niektórych nauczycieli.

- Myśli Pani, że nauczyciele chcieliby pracować więcej niż te 18 godzin w tygodniu?

- Sama byłam nauczycielką, a później dyrektorem szkoły. Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że tak właśnie by było. Pamiętam, że kiedy jeszcze pracowałam w szkole, zdecydowana większość nauczycieli, o ile były ku temu możliwości chciała pracować na półtora etatu, czyli 27 godzin w tygodniu. Ta zasada nie dotyczyła właściwie tylko nauczycieli języka angielskiego.

- Ci chcieli tylko goły etat?

- Przeważnie tak. Łatwo to jednak wytłumaczyć. Angliści mają mnóstwo pracy w prywatnych szkołach językowych, nie zależy im tak bardzo, żeby pracować więcej w szkole publicznej. Przez ten czas więcej zarobią gdzie indziej.

- Myśli Pani, że prawie trzydzieści lekcji w tygodniu nie jest dawką, która negatywnie wpłynie na jakość nauczania?

- Starsi nauczyciele pamiętają jeszcze czasy, kiedy pracowali ponad 30 godzin tygodniowo. Nie sądzę więc, żeby te kilka dodatkowych godzin odbiło się na jakości nauczania. Na pewno jednak bardziej skutki wprowadzenia rychomego pensum odczuliby finansowo nauczyciele dyplomowani i mianowani, a mniejszym stopniu nauczyciele kontraktowi i stażyści.

Adam Pietrzak rozmawiał z Jolantą Gregorczuk

Marek Pleśniar08-02-2008 06:51:32   [#2984]

Czy we Francji można policzkować dzieci?

barmi 2008-02-08, ostatnia aktualizacja 2008-02-07 22:09

Po raz pierwszy w historii kraju nauczyciel, który spoliczkował ucznia, stanie przed sądem. Murem stanęli za nim inni nauczyciele, minister edukacji, a nawet część rodziców

- Uważam, że policzkowanie ucznia nigdy nie jest najlepszym rozwiązaniem, ale zarazem w pełni popieram nauczycieli, którym należy się szacunek - powiedział wczoraj premier François Fillon, odnosząc się do głośnej od kilkunastu dni sprawy uderzenia ucznia przez nauczyciela.

Pod koniec stycznia w gimnazjum w Berlaimont w północnej Francji doszło do starcia pomiędzy 11-latkiem a nauczycielem zajęć praktyczno-technicznych José Laboureurem. Ten ostatni, zirytowany bałaganem, jaki panował na ławce chłopca, nakazał mu sprzątnąć swoje rzeczy. Nauczyciel ociągającego się nastolatka najpierw popchnął, a gdy ten nazwał Laboureura durniem - spoliczkował.

We Francji, gdzie nierzadko zdarza się, że rodzice za karę policzkują swoje dzieci, takie zajście uszłoby zapewne płazem impulsywnemu nauczycielowi, gdyby ojcem 11-latka nie okazał się żandarm. Zaalarmowany przez syna natychmiast przyjechał do szkoły, przeprowadził ostrą rozmową z Laboureurem, a potem podał go do sądu. Doprowadził też do tego, że 49-letni nauczyciel spędził dobę w komisariacie. Pod koniec marca Laboureura czeka pierwsza rozprawa, podczas której będzie sądzony za przemoc wobec nieletniego.

W międzyczasie wyszło na jaw, że nauczyciel ma skłonność do alkoholu i dosyć gwałtowny temperament. - Przyznał się, że od czterech lat ma problemy z alkoholem. Zarazem zobowiązał się, iż zacznie się leczyć - powiedział miejscowy prokurator. - Potwierdził również, że wieczorem przed zajściem wypił połowę butelki anyżówki.

W obronie nauczyciela stanęło wiele organizacji skupiających jego kolegów po fachu i rodziców, a nawet minister edukacji i premier. Jeden z nauczycielskich związków zawodowych zbiera w internecie podpisy pod petycją w obronie Laboureura. Do wczoraj podpisało ją blisko 27 tys. pedagogów. Wielu z nich dodało komentarze, w których poza słowami otuchy dla kolegi znalazły się również opinie, że to przeważnie nauczyciele są ofiarami agresji zarówno słownej, jak i fizycznej ze strony uczniów.

Szef francuskiego MEN zażądał od dyrekcji szkoły, żeby ta "odpowiednio ukarała ucznia, który dopuścił się zniewagi". A premier Fillon wyznał, że jest zszokowany tym, że pedagog spędził dobę w komisariacie.

Ostatecznie 11-latka zawieszano w prawach ucznia na trzy dni, co wielu ludzi uznało za niewystarczającą sankcję. - Moim zdaniem za taką obelgę należy się wyższa kara - stwierdził Fillon.
Marek Pleśniar08-02-2008 07:11:53   [#2985]
06:54, 08.02.2008 /Polska

Matura za 3 dychy

W INTERNECIE KWITNIE HANDEL MATURAMI
Maturzyści nie stresują się już tak jak dawniej egzaminem - pracę można kupić i wykuć na pamięć
TVN24
"Znów za rok matura..." - takie piosenki nie przestraszą już naszej młodzieży. Dlaczego? Bo dziś matura to nic trudnego. A jeśli uczeń nie ma pomysłu - maturę może sobie kupić już za 30 zł. Potem tylko wykuć tekst na pamięć i można iść na egzamin.
Nawet groźba więzienia nie działa, strony internetowe, które handlują gotowcami maturalnymi przeżywały prawdziwe oblężenie - pisze dziennik "Polska". W czwartek minął ostateczny termin zgłaszania tematów ustnej matury.

Kupno matury w internecie nie sprawia większego problemu. Wystarczą dwie minuty i transakcja jest gotowa. Można też poszukać wśród znajomych. - Pracę kupiłam już na początku września od kolegi - przyznaje jedna z tegorocznych maturzystek z Technikum Ekonomiczno-Hotelarskiego w Bełchatowie. Jak dodaje, w jej ślady poszło trzy czwarte klasy. Pytana o temat pracy, przyznaje, że nawet go nie pamięta. Potem trzeba będzie wykuć na pamięć.

Według nauczycieli prace maturalne kupuje około 30 proc. uczniów. Osoby handlujące pracami przyznają, że zakupu dokonują także zapobiegliwi rodzice.

Przedstawianie cudzych prac jako własnych to przestępstwo, podobnie jak późniejsze posługiwanie się w ten sposób uzyskanym świadectwem maturalnym. Ale uczniowie się tego nie boją. I - jak się okazuje - rzeczywiście kara ich za tonie spotka. Policja przyznaje, że maturzystów-oszustów nie ściga, bo nie da im się udowodnić popełnionego przestępstwa.

mon
grażka08-02-2008 07:50:09   [#2986]

Miliard euro na startegię:

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,4909985.html

grażka08-02-2008 07:51:14   [#2987]

Reforma w liceach:

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,4909486.html

i ten link:

http://www.rp.pl/artykul/90557.html


post został zmieniony: 08-02-2008 07:58:34
Robi6508-02-2008 08:13:49   [#2988]
Pani kurator nie wskazuje na motywy nauczycieli "chcących więcej pracować" - niskie pensje. Więcej nie znaczy lepiej. Dokładnie widać to po różnego rodzaju "dorabiaczach" i latających holendrach. Sądzę, że wykresy z artykułu pani Pezdy w Wyborczej powinny wszystkim zmusić do myślenia - pensum dydaktyczne w wielu krajach jest porównywalne lub nawet niższe niż w Polsce, a płace o wiele wyższe, nawet w bratnich Czechach.
AnJa08-02-2008 09:04:44   [#2989]
z tą Maturą za 3 dychy to wraca corocznie

po co ta piana?

egzamin ustny z polskiego w obecnym kształcie ma 1 zaletę- zmusza do wygłoszenia kilkuminutowej, poukładanej wypowiedzi

powrór do egzaminu ustnego z polskiego w poprzednim kształcie nie ma żadnych zalet

aha - oba mają jeszcze jedną pozytywną, a wspólną cechę- jak przyjdzie ładna,zgrabna, dobrze ubrana dziewczyna to popatrzeć przyjemnie jest
malmar1508-02-2008 18:53:40   [#2990]
Służba medycyny pracy będzie szkoliła pracowników z pierwszej pomocy (06.02.2008)


Projekt nowelizacji ustawy z 27 czerwca 1997 r. o służbie medycyny pracy (DzU z 2004 r. nr 125, poz. 1317 z późn. zm) został przyjęty przez Rząd.

Po nowelizacji, do obowiązków jednostek służby medycyny pracy nie będą już należały rozpoznawanie i ocenianie czynników szkodliwych dla zdrowia w środowisku pracy oraz ryzyka zawodowego. Zadania te przejmie pracodawca a jednostki medycyny pracy mają pełnić jedynie funkcje pomocnicze. Mają współdziałać przy rozpoznawaniu zagrożeń w pracy. Służby mają też informować pracodawcę i załogę o ewentualnych niekorzystnych następstw zdrowotnych ryzyka zawodowego w firmie.

Zgodnie z projektem służby medycyny pracy mają obowiązek szkolenia pracowników w udzielaniu pierwszej pomocy przedmedycznej w nagłych przypadkach.

Nowelizacja dostosowuje przepisy do orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z 25 lipca 2006 r. uchylającego art. 21 ust. 1 pkt 3. Zobowiązał on samorząd województwa do finansowania kosztów profilaktycznej opieki zdrowotnej w odniesieniu do osób pracujących podczas odbywania kary pozbawienia wolności lub w czasie przebywania w areszcie. Zgodnie z projektem opieka zdrowotna takich osób finansowana jest z budżetu państwa, którego dysponentem jest minister sprawiedliwości (chyba że obowiązek opieki profilaktycznej dla tych pracowników ma pracodawca).

Rządowy projekt określa sankcje dla lekarzy, pielęgniarek i psychologów, u których stwierdzono uchybienia dotyczące zakresu i jakości przeprowadzanych badań profilaktycznych. Możliwe jest więc wszczynania postępowania dyscyplinarnego lub postępowania w ramach odpowiedzialności zawodowej.

Resort zdrowia, który przygotował projekt chce, aby umowy na świadczenie profilaktycznej opieki zdrowotnej (badania wstępne, okresowe i kontrolne) zawierane przez pracodawców z placówkami ochrony zdrowia były w formie pisemnej.

Źródło : Rzeczpospolita
Źródło :Gazeta Prawna
Ganges09-02-2008 08:45:48   [#2991]

Nowe pomysły resortu edukacji

Rząd chce ze szkół wypuszczać nieuków

Minister edukacji Katarzyna Hall chce wprowadzić rewolucyjne zmiany w szkolnictwie polskim

Za rok rozpocznie się kolejna rewolucja w polskim szkolnictwie. Nauczanie ogólne, na przykład lekcje historii, młodzież ma zakończyć już w pierwszej klasie liceum. Potem skoncentruje się na wybranych przedmiotach. Takich zmian chce minister edukacji Katarzyna Hall - ujawnia DZIENNIK.

czytaj dalej...
REKLAMA

W efekcie od 2009 r. uczeń liceum po pierwszej klasie, który chce np. zdać na medycynę, przez dwa ostatnie lata szkoły uczyłby się obowiązkowo: polskiego, matematyki i języków obcych oraz trzech dodatkowych przedmiotów, jak biologia, fizyka i chemia, na poziomie poszerzonym. Na pierwszym roku zakończyłby jednak całkowicie naukę historii czy geografii.

Ministerstwo Edukacji tłumaczy, że reforma jest konieczna, bo wykształcenie wyższe chce zdobyć aż 80 proc. młodzieży, a obecne treści programowe są zbyt obszerne dla wszystkich. "Nie każdy będzie bardzo dobry z polskiego czy historii, więc nie ma sensu wszystkich uczyć wszystkiego" - tłumaczy DZIENNIKOWI wiceminister edukacji prof. Zbigniew Marciniak. – By dobrze przygotować tak wielu młodych ludzi do studiów, potrzebne jest wzmocnienie wiedzy tylko z tych przedmiotów, które interesują ucznia i odciążenie go w ostatnich dwóch latach liceum nauki od tych, które na studiach będą mu zbędne – mówi.

Eksperci pytani przez DZIENNIK uważają, że to absurd.

"To niebezpieczna reforma" - uważa prof. Marcin Król, historyk idei i wykładowca uniwersytecki. "Oznaczałaby, że uczeń już na dwa lata przed maturą musiałby podjąć kluczową decyzję, jaką ścieżką rozwoju chce dalej podążać, jakie studia wybrać" - podkreśla. "Tak szybkie profilowanie jest zagrożeniem dla polskiej inteligencji" - uważa. Szkoły opuszczaliby bowiem nie inteligenci, ale wąsko wyspecjalizowani rzemieślnicy.

Reformę krytykuje też Krystyna Łybacka, była minister edukacji, dziś zasiadająca z ramienia LiD w Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży. "Ta reforma naśladuje szkolnictwo amerykańskie i daje bardzo negatywne skutki. Determinuje bowiem późniejszą edukację. Czy ktoś w wieku 16 lat jest w stanie określić, czego naprawdę chce się dalej uczyć?" - pyta.

Podobnie uważa prof. Edmund Wittbrodt, były minister edukacji, dziś senator.

"Kształcenie ogólne powinno trwać jak najdłużej" - mówi DZIENNIKOWI Wittbrodt i podaje przykład zachodnich krajów Europy, w tym Belgii. Ogólne kształcenie jest tam przeciągnięte aż na dwa pierwsze lata studiów. Wspólnie uczą się studenci uniwersytetu i politechniki, mają także wspólny nabór na studia. "To pozwala ludziom po pierwsze zdobyć szersze pojęcie o świecie, a po drugie - tym samym - bardziej świadomie zdecydować o dalszym kierunku kształcenia" - podkreśla prof. Wittbrodt.

Jeśli jednak minister Hall uda się przekonać Sejm do swojego pomysłu, reforma wejdzie w życie już w 2009 r. Teraz w resorcie trwają prace nad projektem. Mają się zakończyć przed wakacjami.

Pytanie jest fundamentalne: czy chcemy, by szkoły kończyli inteligenci, czy ciemna masa

Piotr Zaremba, komentator DZIENNIKA:

Nie można zadowolić górników czy lekarzy, warto przynajmniej podarować coś młodzieży. Zapytani, czy chcą się dalej uczyć przed maturą niepotrzebnych nudziarstw, uczniowie odpowiedzą zapewne, że nie. A zawtóruje być może większość rodziców. Skora nowa minister zapewnia ich, że zawracanie sobie głowy historią czy fizyką, gdy nie zdaje się jej na studia, jest nienowoczesne...

Każdy chce być nowoczesny i pragmatyczny. Więc zastrzeżenia profesora Marcina Króla i innych jajogłowych zostaną odłożone na półkę właśnie jako nienowoczesne. Nowoczesne są wywody wiceministra edukacji Marciniaka o „lepiej przygotowanej do studiów populacji”. Nie młodzież, nie obywatele, a populacja. Czyżby ten język oddawał myślenie nowej ekipy reformującej polską szkołę?

W samym uzasadnieniu jest racjonalne jądro. Mówiąc brutalnie: skoro edukacja ma być bardziej masowa, musi być mniej obciążająca. Rzecz w tym, że wielka operacja odchudzania programów już się odbyła wraz z reformą Handkego. Kto nie wierzy, niech spojrzy na obecną siatkę godzin z liceum i porówna z tą sprzed 10 - 15 lat.

Pytanie, czy iść dalej. Pani minister Hall sama zaprzecza swoim założeniom, zapowiadając w innym miejscu maturę z matematyki dla wszystkich. Po co taka matura humanistom? Ano po to, żeby uczyć myślenia. A więc może nie samo wbijanie sobie do głowy wiedzy pod kątem studiów jest ważne, a coś więcej. Coś, co czyni cię inteligentem, człowiekiem myślącym, pamiętającym, że przyszłym menedżerom zaleca się naukę filozofii, a nie tylko kucie wiedzy zawodowej.

Za istne horrendum uważam zapowiedź redukcji lekcji historii, z którą kontakt przyszli inżynierowie czy biolodzy kończyliby w wieku 16 lat. Tu już odchodzimy od akademickiej debaty o tym, co powinno się wkuwać w szkole, a czego szukać w internecie. Bo nauka historii (i wiedzy o społeczeństwie) to warunek zachowania tożsamości. Zarówno tej patriotycznej, polskiej, co w obliczu bitwy o pamięć ma znaczenie fundamentalne. Ale i tej obywatelskiej, która pozwala uniknąć używania nas przez władzę, każdą władzę, jako ciemnej masy podatnej na manipulację.

To nie jest wybór techniczny, zarezerwowany dla ekspertów. Tu w grę wchodzą najważniejsze wartości, więc głos powinna zabrać inteligencja.

Marek Pleśniar09-02-2008 09:24:10   [#2992]

oj, to chyba pomysł taki z kapelusza, który po przemyśleniu będzie zarzucony.

?

Marek Pleśniar09-02-2008 09:29:05   [#2993]

Nauczyciel po godzinach

Marcelina Szumer 2008-02-07, ostatnia aktualizacja 2008-02-08 14:14

Instruktor w klubie tenisowym, recepcjonistka w szkole jogi, sprzedawca w kiosku to zajęcia, jakich w ferie imają się nauczyciele. Każda chwila jest dobra, by dorobić

Na Mazowszu, Dolnym Śląsku, w Łódzkiem, na Opolszczyźnie i Pomorzu właśnie rozpoczynają się ferie zimowe. To dwa tygodnie laby dla uczniów i oddechu dla nauczycieli przed trudami kolejnego semestru. Jednak tylko w teorii. Dziś zamiast odwiedzać górskie stoki, nauczyciele coraz częściej w tym czasie odwiedzają... urzędy pracy.

- Ja po prostu muszę dorabiać - mówi Mirka, nauczycielka przyrody z jednej z łódzkich podstawówek. - Nie mam wyjścia, bo 900 zł, które dostaję jako nauczyciel stażysta, nie starcza nawet na uiszczenie wszystkich opłat.

Oprócz korepetycji pedagog dorabia więc jako terapeuta dziecięcy w poradni psychologicznej. - Prawie wszystkie moje koleżanki pracują po szkole - mówi. - Najczęściej w szkołach językowych, jako opiekunki na koloniach czy wychowawcy w OHP.

Ilu nauczycieli dorabia, dokładnie nie wiadomo. Resort edukacji statystyk nie prowadzi, ale według danych Związku Nauczycielstwa Polskiego może to być nawet kilkadziesiąt tysięcy osób. By się o tym przekonać, wystarczy przejrzeć ogłoszenia, jakie w okresie ferii pojawiają się w gazetach i portalach. Nauczyciel wf. podejmie pracę w ferie w klubie tenisowym, anglistka szuka dodatkowej pracy na czwartek i piątek - to tylko niektóre przykłady. Jednak nie zawsze nauczyciele dorabiają w szkolnictwie: - W ferie do dodatkowych prac zatrudniamy studentów, ale od kilku lat jest wśród nich jeden nauczyciel - mówi Andrzej Karski z warszawskiej firmy produkujących materiały reklamowe. - Przyjeżdża z Tomaszowa Mazowieckiego i przez dwa tygodnie skręca stojaki, nakleja naklejki, pakuje produkty do pudełek. W tym czasie zarabia więcej, niż wynosi jego miesięczna pensja.

- Zaproponowano mi, bym zastąpiła koleżankę, która pracuje jako recepcjonistka w klubie fitness. Akurat są ferie, więc co mi szkodzi - mówi Ola, pedagog ze stołecznego gimnazjum. Inni decydują się też pomagać przy remanentach albo zatrudniają się w handlu. - Ferie są trochę za krótkie, ale w wakacje pracuję zawsze jako sprzedawca na obwoźnym kiermaszu - potwierdza Krzysztof, częstochowski wuefista z kilkunastoletnim stażem. - Tygodniowo można zarobić nawet 500 zł.

Ci, którzy w ferie nie pracują, wolny czas poświęcają na... naukę. Jednak - dla odmiany - wcale nie uczą innych.

- Nauczyciele to jedna z tych grup zawodowych, których przedstawiciele najczęściej decydują się na zmianę zawodu - mówi Roma Zgłobik z firmy Randstad zajmującej się praca tymczasową i doradztwem personalnym. - Ci, którzy znają języki, kształcą się na tłumaczy albo szkolą się na pracowników call-center i decydują się na dalszą karierę, ale nie w szkolnictwie, tylko w biurach.


Jacek Santorski, psycholog biznesu:

Nie widzę nic złego, ani wstydliwego w fakcie, że nauczyciele pracują poza godzinami które spędzają w szkole. Jeśli mają na to siłę i ochotę i jeśli potrafią - jak każdy dojrzały specjalista - oddzielić swoją nauczycielską misję od innych sposobów zarobkowania, to można się tylko cieszyć, że robią obie te rzeczy na raz. Bo znam wielu takich nauczycieli, którzy porzucili szkołę na rzecz pracy w charakterze np. agenta ubezpieczeniowego. A dla tych, którzy potrafią pogodzić ze sobą różne obowiązki mam wiele szacunku. Sam każde wakacje spędzałem pracując fizycznie w Norwegii, byli tam lekarze, nauczyciele a nawet śpiewak operowy. Nikt się nie wstydził, że dorabia.
Źródło: Metro
słonko09-02-2008 10:22:37   [#2994]

http://wiadomosci.onet.pl/1689061,11,item.html

komentarze pod artykułem...

cynamonowa09-02-2008 10:31:14   [#2995]

Nie ćwiczą na WF, by nie połamać paznokci

Olga Szpunar 2008-02-08, ostatnia aktualizacja 2008-02-08 22:35
Zobacz powiększenie
Lekcja WF
Fot. Tomasz Wiech

Uczennice doradzają sobie na forach internetowych, jak zdobyć zwolnienie z zajęć wychowania fizycznego. Wuefiści narzekają, że na lekcjach nie ćwiczy pół klasy. A Małopolskie Kuratorium Oświaty rozpoczyna badania, w czym problem.

SERWISY
"Powiedziałam lekarce, że nie mogę się szybko podnosić, bo jest mi niedobrze i w głowie mi się kręci. Stwierdziła, że to wina zastawek (czy coś takiego, nie pamiętam) w żyłach, które nie pompują krwi w górę. No i dostałam zwolnienie" - pisze na forum internetowym Jula. To jej rada dla koleżanek, które pytają, co zrobić, by dostać zwolnienie z wf-u. Są też inne rady: ortopeda, alergolog. W żadnym wypadku lekarz rodzinny, bo zwolnienie od takiego ważne jest najwyżej kilka miesięcy i nie zawsze da się je przedłużyć - ostrzegają internautki.

A wuefiści alarmują, że liczba uczniów przynoszących do szkoły zwolnienia z ćwiczeń z roku na rok rośnie. Z danych Małopolskiego Kuratorium Oświaty wynika, że w ubiegłym roku na wf-ie nie ćwiczyło 10 proc. uczniów. To jest 15 tys. osób!

- Tak absolutnie nie może być - mówi małopolski kurator oświaty Józef Rostworowski.

Poprawa tego stanu to jeden z głównych priorytetów kuratorium na ten rok. Szkolni wizytatorzy przygotowują obecnie raport, który ma pokazać skalę zjawiska masowych zwolnień oraz odkryć ich przyczyny.

Wygląd, higiena i wstyd

W Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 11 w Krakowie z zajęć wychowania fizycznego zwolnionych jest 15 proc. uczniów. Wicedyrektorka szkoły Barbara Rasińska, podejrzewa, że tylko połowa zwolnień ma autentyczne podstawy. Kwestia wyglądu - to według niej prawdziwa przyczyna, dla której dziewczyny nie chcą ćwiczyć.

- Noszą sztuczne paznokcie i lakierują fryzury. I jak tu nie popsuć sobie tego wszystkiego, grając w siatkówkę? - tłumaczy z ironią widecedyrektorka.

Są jednak i inne powody. W szkole jest jeden prysznic. Kilkanaście ćwiczących nastolatek nie jest w stanie skorzystać z niego przed kolejną lekcją. A w "jedenastce", podobnie jak w innych szkołach, wielu klasom wf wypada w środku zajęć lekcyjnych. "Mam jutro dwa wf-y a, potem cztery lekcje. Zobaczymy, czy przeżyję. Yhh, spocona, śmierdząca. Nienawidzę tego" - skarży się na forum gimnazjalistka.

Barbara Rasińska: - Jak jest w szkole dużo uczniów, nie da się tak ułożyć siatki godzin, by wszyscy ćwiczyli na ostatniej lekcji.

Mało tego - przy układaniu siatki godzin, niektórzy dyrektorzy mają problemy z realizacją ministerialnego rozporządzenia, by w szkołach ponadpodstawowych dziewczynki i chłopcy ćwiczyli osobno.

Efekt? Uczennice siedzą skulone w ławkach, wstydząc się chłopców z obcej klasy, którzy po lekcjach komentują cienki podkoszulek, krótkie spodenki, sposób serwowania. "Gazeta" opisywała już taką sytuację w krakowskim Gimnazjum nr 1. Tam kilka koedukacyjnych grup ćwiczyło równocześnie w różnych kątach sali.

A do tego zakwasy

Czasami bywa nudno. Uczniowie nazywają takie zajęcia "wf-em na macie" ("Macie piłkę i se pograjcie" - mówi nauczyciel i wychodzi na całą lekcję na zaplecze). Czasem bywa ostro. - Byłabym bardzo za jakimiś ćwiczeniami fittnes. Ale nasz wuefista robi nam drogę krzyżową. Jego ulubione powiedzenie to "nie ma bólu" - skarży się gimnazjalistka Natalia.

Biuro Rzecznika Praw Dziecka zajęło się problemem pod koniec ubiegłego roku. Wnioski?

Wf w szkołach często prowadzą byli sportowcy czy trenerzy. A z tego rodzą się dwa problemy: narzucają uczniom swoją dyscyplinę sportu ("Ratunku! Prawie cały czas siatka!" - narzeka na forum uczennica liceum) i ze wszystkich chcą zrobić sportowców. Nie patrząc na naturalne zdolności ucznia, oceniają jego osiągnięcia, porównując ze średnimi wynikami, które (według specjalnych tabel) powinni osiągać. Na tej podstawie wystawiają oceny. Tymczasem na wf-ie powinna być oceniana gotowość ucznia do ćwiczeń, a nie zdolności - apelował rzecznik.

Jaki skutek odniósł apel? - To też będziemy badać. Musimy poznać wszystkie złożone przyczyny niechęci uczniów do zajęć wf-u i koniecznie pomyśleć nad zmianą tego stanu - mówi kurator Rostworowski. - To chore, że przybywa nam sal gimnastycznych i basenów, a ubywa uczniów, dla których je budujemy.

Wyniki przygotowywanego przez kuratorium raportu powinny być znane za miesiąc.
Marek Pleśniar09-02-2008 12:08:53   [#2996]

"narzucają dyscyplinę"

straszne;-)

Gaba09-02-2008 13:23:38   [#2997]
a ta siatkówka, feee!
AnJa09-02-2008 13:40:18   [#2998]
ano- fee

w ciasnej i niskie sali, przy 12 zawodniczkch grających a 30 siedzących na ławeczkach i komentujących
jerzyk09-02-2008 19:29:39   [#2999]
 
(08.02) MEN chce wydać 50 mln zł na szkolenie 80 osób!

W najbliższych latach do polskiego systemu edukacji może trafić ponad 2,7 mld. euro. Ponad 1,7 mld będzie w dyspozycji samorządów, a prawie miliard w gestii MEN.

Co resort zamierza zrobić z tak ogromną kwotą? Raczej trudno będzie liczyć na co najmniej racjonalność. W planie działania na ten rok znaleźć można np. informację, że Na publikacje zawierające analizę SWOT aktualnie funkcjonującego systemu nadzoru pedagogicznego, opis wymagań jakie winny spełniać osoby wykonujące zadania nadzoru pedagogicznego, a także model struktury i organizacji nadzoru pedagogicznego wraz z opisami narzędzi sprawowania nadzoru pedagogicznego, MEN chce wydać 2,7 mln złotych! W tej kwocie mieści się też poradnik dla osób sprawujących nadzór pedagogiczny i raport końcowy projektu.

 

 Bardziej szokuje jednak inny punkt dokumentu. A jest nim przygotowanie kolejnego raport diagnozującego funkcjonowanie nadzoru w poszczególnych województwach i szkolenie 80 pracowników kuratoriów (po pięciu z każdego województwa). I tu niespodzianka. Środki przewidziane na ten cel w 2008 to ponad 50 mln zł! Dla porównania rok najdroższych(10 tys. za semestr ) studiów dla 80 osób kosztuje 1,6 mln zł.

(GN)

więcej w nr. 6/2008 GN.

http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=387

Co MEN zrobi z miliardem euro?

MEN ma do wydania miliard euro. Za taką sumę można przyrządzić niezły omlet i zaserwować go nauczycielom i uczniom do skonsumowania. Kto chce przyrządzić omlet, ten musi najpierw rozbić parę jaj. Patrząc na działania Katarzyny Hall, obawiam się, że cała suma zostanie wydana na rozbijanie jaj, a na pieczenie nie zostanie już ani grosza. Trzeba będzie pożyczyć.

Jakie jaja chce rozbijać minister edukacji? Chyba niezwykle wielkie, skoro zdecydowała się wydać 50 milionów złotych na szkolenie dla 80 pracowników. Ciekawe, w której prywatnej uczelni za szkolenie jednego studenta pobiera się opłatę w wysokości ponad 600 tysięcy złotych. Chyba że nie chodzi o szkolenie teoretyczne, lecz o zakup wyrzutni rakiet dalekiego zasięgu, z której to MEN będzie ostrzeliwać nieposłuszne szkoły. Kto wie, może taka wyrzutnia kosztuje właśnie 50 milionów, a szkolenie w zakresie jej obsługi producent daje gratis.

Trzeba bić na alarm, póki jeszcze nie wydano ani grosza. Ostrzegam, że to są pieniądze, które trzeba wydać na dzieci, a nie na wyrzutnię rakiet i szkolenia urzędników. Czy minister edukacji dzieci i młodzieży nie wie, że zostanie rozliczona z każdej złotówki? Wszystko można wybaczyć, ale nie okradania dzieci. Warto o tym pamiętać.

Piszę o planach MEN najdelikatniej jak można, ponieważ dobrze rozumiem sytuację pani minister. Dobrze wiem, że od dnia powołania na stanowisko ministerialne do Katarzyny Hall dzwoni bez przerwy mnóstwo pociotków i znajomych królika, prosząc, czy nie mogłaby wesprzeć tej albo innej inicjatywy związanej z edukacją. Już widzę, jak po sto osób dziennie szturmuje drzwi gabinetu lub wisi na telefonie, aby tylko poinformować swoją dawną przyjaciółkę, znajomą, koleżankę z pracy itd., a obecną minister edukacji, żeby tylko zechciała jakieś środki przeznaczyć właśnie dla nich. Jestem pewien, że dla zaspokojenia żądań tych sępów miliard euro to za mało. Dlatego proszę Katarzynę Hall: niech odmawia każdemu pociotkowi. To są pieniądze dla polepszenia edukacji wszystkich polskich dzieci: i dla tych z Krakowa, i dla tych ze Rzgowa, i dla tych z Warszawy, i dla tych z Mławy. Natomiast nie są to w żadnym wypadku pieniądze dla kogokolwiek z kręgu znajomych minister edukacji dzieci i młodzieży. Będziemy patrzeć na ręce i surowo rozliczać. Jaja jeszcze nie zostały rozbite, a już coś tu śmierdzi.

grażka10-02-2008 11:28:54   [#3000]

Pasuje też do oświatowego:

http://www.gazetawyborcza.pl/1,76498,4912316.html

Państwo na niby

Adam Leszczyński: Są w Polsce problemy społeczne, o których się nie mówi?

Prof. Mirosława Marody: Wyłącznie. U nas się nie mówi o rzeczach najbardziej podstawowych.

Prof. Anna Giza-Poleszczuk: Na przykład o edukacji.

Zaraz, zaraz. Mówimy o niej bez przerwy: o kolejnych pomysłach na reformę, o religii w szkołach, o mundurkach...

Anna Giza-Poleszczuk: No właśnie. Tylko nie o tym, czego i jak uczyć. Wie pan, że do niedawna nawet nie badano jakości szkół średnich w Polsce? Dopiero w ubiegłym roku w Centralnej Komisji Egzaminacyjnej pojawiły się próby mierzenia wartości dodanej edukacji, czyli tego, ile dziecko zyskuje (lub traci) przy przejściu na kolejny poziom nauczania. Gdy porówna się wyniki ucznia, które w szóstej klasie podstawówki mieściły się np. w górnych 10 proc. testu, z jego wynikami z gimnazjum, które są poniżej (albo powyżej) tej miary, to można ocenić, jak uczono w tej konkretnej podstawówce i czy gimnazjum dodało mu skrzydeł, czy wręcz przeciwnie.

Rezultaty tego pomiaru są zaskakujące. W Polsce cały czas odbywa się publiczne biadanie nad poziomem wiejskich szkół. Tymczasem okazało się, że nie jest z nimi najgorzej, a przecież wszystkie programy naprawcze koncentrują się wokół biednego, zasmarkanego, wiejskiego dziecka.

A gdzie jest najgorzej?

Giza-Poleszczuk: Na blokowiskach wielkich miast, np. na Gocławiu w Warszawie, w Oruni w Gdańsku. Tam wiele szkół ma - jak to niezbyt elegancko mówią socjologowie - ujemną wartość dodaną edukacji, czyli dzieci wychodzą z nich gorzej przygotowane, niż przyszły.

Politycy o takich rzeczach nie mówią. Ludzie o nich nie wiedzą. W Niemczech na pierwszych stronach gazet ogłasza się wyniki międzynarodowego testu PISA, czyli pomiaru tego, co potrafią uczniowie szkół średnich. Dyskutuje się o tym na ulicy, to narodowa sprawa. W Polsce jak wspomniałam na wykładzie o wynikach PISA, to moi studenci zapytali: "Co to jest?". Studenci socjologii!

strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 59 ][ 60 ][ 61 ] - - [ 242 ][ 243 ]