Forum OSKKO - wątek

TEMAT: oświatowy przegląd prasy
strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 54 ][ 55 ][ 56 ] - - [ 242 ][ 243 ]
słonko03-11-2007 21:03:45   [#2701]

Eksperci szacują, że 5 proc. dzieci w wieku szkolnym cierpi z powodu niewydolności mechanizmów konwergencji. Mogą występować u nich bóle głowy, zawroty głowy i nudności, które wywołują drażliwość, niskie poczucie własnej wartości i niemożność skupienia uwagi. Lekarze i nauczyciele często przypisują te zachowania zaburzeniom skupienia uwagi i szukają dla nich medycznego wyjaśnienia. Matka Raei mówi, że jej pediatra nigdy nie słyszał o zaburzeniach konwergencji.

http://dziecko.onet.pl/3163,0,42,to_nie_autyzm_ani_adhd_8211_to_problemy_ze_wzrokiem,artykul.html

słonko03-11-2007 21:46:21   [#2702]

Coraz mniej studentów otrzymuje stypendia socjalne, chociaż rząd przeznacza na nie coraz więcej pieniędzy. Ustawowo określone kryterium dochodowe uprawniające do pomocy finansowej jest zbyt niskie. Pieniądze trafiają też do dobrze sytuowanych osób, bo uczelnie nie mogą sprawdzić ich rzeczywistej sytuacji finansowej.

http://matura.onet.pl/1447661,informacje_artykul.html

cynamonowa05-11-2007 11:27:18   [#2703]

http://fakty.interia.pl/kraj/news/wypisuja-dzieci-ze-szkoly,1004752

nauczanie domowe

Marek Pleśniar05-11-2007 14:09:14   [#2704]

Katarzyna Hall zgodziła się na kierowanie MEN

awe, PAP 2007-11-05, ostatnia aktualizacja 2007-11-05 13:07

Zastępca prezydenta Gdańska ds. polityki społecznej Katarzyna Hall przyjęła propozycję objęcia w rządzie Donalda Tuska teki ministra edukacji narodowej. O decyzji Katarzyny Hall poinformował w poniedziałek Urząd Miejski w Gdańsku.

W komunikacie napisano, że Hall rozmawiała o objęciu teki ministerialnej 2 listopada z szefem PO Donaldem Tuskiem, kandydatem tej partii na premiera.- Otrzymałam szansę na bardzo ważne, odpowiedzialne zadanie, które po sobotnio-niedzielnych konsultacjach z rodziną zdecydowałam się przyjąć - oświadczyła Hall, cytowana w komunikacie. - Wiem, że wiele środowisk oświatowych pokłada we mnie wielkie nadzieje. Chciałabym sprostać tym oczekiwaniom, różne przesyłane mi opinie i postulaty analizuję bardzo poważnie - dodała.

Zaznaczyła, że obecnie zajmie się przygotowaniami do objęcia nowego stanowiska. - Jeśli je obejmę, chciałabym być gotowa do przedstawienia głównych kierunków swojego działania - oświadczyła.

Tusk: Genialna kobieta

W ostatnim dniu października Tusk potwierdził, że rozważa kandydaturę wiceprezydent Gdańska Katarzyny Hall na ministra edukacji. "Bardzo mi zależy na tym, aby w polskim rządzie były bardzo dobre panie minister" - powiedział w środę Tusk dziennikarzom w Sejmie.Pytany, dlaczego akurat ta kandydatura, odparł: "genialna kobieta". Jarosław Gowin, wymieniany wcześniej jako kandydat na szefa MEN, zapowiedział, że nie wejdzie do rządu PO-PSL.
Małgoś05-11-2007 22:59:16   [#2705]

Rodzice, uważajcie na te kreskówki

Za wyjątkowo szkodliwe kreskówki amerykańscy naukowcy uznali Power Rangers i Star Wars.

Oglądanie agresywnych kreskówek i programów telewizyjnych wpływa negatywnie na rozwój dziecka. Amerykańscy specjaliści zwracają uwagę, że najbardziej podatni na przejęcie wzorców agresji z brutalnych bajek i gier komputerowych, są chłopcy, którzy między drugim a piątym rokiem życia mieli dostęp do tego typu programów.

Takie dzieci uczą się antyspołecznych i agresywnych zachowań. Szybko przyswajają złe wzorce postępowania i funkcjonowania w rodzinie i społeczeństwie. Wykazują brak dyscypliny w szkole - mówi Dimitri Christakis, autor tekstu opublikowanego w magazynie naukowym "Pediatrics".

Większość rodziców nie zauważa negatywnego wpływu kreskówek na rozwój ich dzieci. Bajki postrzegane są nie jako odzwierciedlenie rzeczywistości, ale jako element rozrywki w życiu małego dziecka. Problem tkwi jednak w tym, że dzieci między drugim a piątym rokiem życia nie są w stanie odróżnić fantastyki od rzeczywistości. Dzieci wierzą w to, co jest w bajkach.

Amerykańscy badacze wykorzystali dane z ostatnich 40 lat, żeby sprawdzić, jakie typy programów oglądało 184 chłopców i 164 dziewczynki w wieku 2-5 lat.

Jako najbardziej szkodliwe uznano: Power Rangers, Star Wars oraz mecze amerykańskiego futbolu.

Wśród "bezpiecznych kreskówek" wymieniono: Toy Story oraz Flinstonów. W tej kategorii znalazła się również Ulica Sezamkowa.

Te badania przeprowadzono w celu uczulenia rodziców na problem beztroskiego oglądania telewizji przez dzieci, których psychika dopiero się kształtuje.

�r�d�o informacji: AFP

Marek Pleśniar05-11-2007 23:02:54   [#2706]

Ulica Sezamkowa promuje Wielkiego Ptaka a Flinstonowie ekologię

nie do przyjęcia w Dotychczasowym Resorcie Oświaty ;-)

Małgoś05-11-2007 23:14:46   [#2707]
i jeszcze to hołubienie ...sponsorów :-)
Agnieszka z Krakowa06-11-2007 00:07:24   [#2708]

z GAZETY WYBORCZEJ

 

Jak uchronić ucznia przed samobójstwem

Zaniedbany wygląd lub rzucone w rozmowie "ja się zabiję" - to mogą być autentyczne sygnały, że uczeń myśli o samobójstwie - ostrzegają poradniki, które trafią do krakowskich szkół. - Dajcie nam psychologów, a nie uspokajajcie sumień broszurami - komentują nauczyciele


Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że rocznie wśród 15-19-latków w całej Polsce dochodzi do 280 samobójstw, wśród dzieci w wieku 10-15 lat do około 50. Nieudanych prób samobójczych nikt nie liczy. Jednak tylko w tym roku szkolnym w VIII krakowskim LO na swoje życie próbowały się targnąć dwie uczennice. Jedna z nich podjęła tę próbę już po raz drugi. - To się stało całkiem niedawno. Akurat dziś mamy zebranie na ten temat - mówi Zdzisław Kusztal, dyrektor "ósemki".

Psycholog z poradni psychologiczno-pedagogicznej nr 3, Ewa Soja, w poniedziałek interweniowała w jednym z krakowskich gimnazjów, którego uczniowie zaalarmowali dorosłych: "Koleżanka wciąż grozi, że się zabije".

- Problem jest coraz większy, a nauczyciele czują na sobie rosnący ciężar odpowiedzialności. Może te broszury podpowiedzą im, co robić, żeby w porę zapobiec tragedii - ma nadzieję Soja.

Poradniki uczą, że sygnałem do podjęcia działań powinien być zaniedbany wygląd ucznia, nagłe opuszczenie się w nauce, a nawet pozornie żartobliwe i często przez młodych ludzi rzucane w rozmowie "ja się zabiję". Ostrzegają, że najwięcej uczniów odbiera sobie życie w maju lub czerwcu. Dwukrotnie częściej na życie targają się dziewczynki.

Tymczasem wielu nauczycieli uważa, że wyjściem z sytuacji nie jest jednorazowe wysłanie broszur z radami.

- Panuje nieznośna moda na rozwiązywanie problemów różnego rodzaju akcjami - komentuje Gabriela Olszowska, dyrektorka krakowskiego gimnazjum nr 2. - Za akcją idzie szum medialny, który rozbudza wśród młodych ludzi ciekawość problemu. Szum ucicha, a problem i ciekawość zostaje, a stąd już tylko krok do nieszczęścia.

Według Olszowskiej prawdziwy problem to brak pedagogów i psychologów na pełnych etatach (na 300 uczniów przysługuje tylko pół etatu psychologa lub pedagoga, jeden etat należy się placówce mającej od 300 do 600 uczniów, tam gdzie uczniów jest ponad 600, dyrektor może zatrudnić psychologa i/lub pedagoga na półtora etatu): - Tego nam naprawdę potrzeba. Wiem, co mówię, bo kilka lat temu przeżyłam samobójczą próbę uczennicy. Zadzwonił dzwonek na przerwę, a ona otworzyła okno i wyskoczyła.

Nadzieję na zmianę sytuacji nauczyciele wiążą z akcją, która ruszyła w całej Polsce w październiku. Wszystkie publiczne poradnie psychologiczno-pedagogiczne mają obowiązek otworzyć w jednej szkole punkt poradnictwa. Ma działać przez dwa miesiące. Potem kuratoria oświaty mają przesłać do Ministerstwa Edukacji sprawozdanie z ich działalności. Wszystko po to, by ocenić realne zapotrzebowanie na obecność takich poradni w szkołach i zastanowić nad tworzeniem takich punktów na stałe.

W poniedziałek próbowaliśmy porozmawiać z kimś z Ministerstwa Edukacji o przygotowanych dla szkół broszurach. Ile kosztowały? Czemu dostaną je tylko szkoły publiczne? Na ile akcja w ocenie ministerstwa ma sens? Niestety, odpowiedzi nie dostaliśmy. Również od rzecznika prasowego rzecznika praw dziecka odpowiedź nie nadeszła, "bo w kolejce czeka wiele pytań od dziennikarzy".

Co to za akcja?

Akcja rozdawania 2,5 tys. egzemplarzy poradników pt. "Zapobieganie samobójstwom" to inicjatywa Światowej Organizacji Zdrowia, rzecznika praw dziecka i Ministerstwa Edukacji. Wczoraj małopolskie kuratorium dostało 2,5 tys. egzemplarzy, które rozda w gimnazjach i szkołach ponadgimnazjalnych. - Zaczynamy już dziś - zapowiada Jolanta Mączka, dyrektorka wydziału organizacji i finansów w kuratorium.

Marek Pleśniar06-11-2007 18:34:39   [#2709]

W Warszawie powstanie Uniwersytet Dzieci

Anna S. Dębowska 2007-11-04, ostatnia aktualizacja 2007-11-06 15:42
Zobacz powiększenie

- Dzieci są z natury ciekawe świata i wszechstronnie utalentowane. Chcemy im pokazać, że można z zapałem poznawać tajniki nauki - mówi Agata Wilam, jedna z założycielek Uniwersytetu Dzieci, który od listopada zacznie działać w Warszawie

Zobacz powiekszenie
Fot.Tomasz Wiech / AG
Na pierwszy wykład na Uniwersytecie Jagiellońskim przyszło ponad 300 dzieci
 
Dzieci z warszawskich szkół nadsyłają pytania do fundacji Paideia: "Jak z niczego powstał świat?", "Skąd wzięły się zwierzęta?", "Dlaczego się nudzimy?", "Dlaczego kaktus ma kolce?" i "Skąd się wziął internet?". Niektóre są bardzo konkretne, np.: "Dlaczego bardzo słona woda wypycha przedmioty na powierzchnię?".

- Dzieci zadają mnóstwo pytań, na które rodzice nie zawsze potrafią odpowiedzieć - mówi Anna Grąbczewska z fundacji Paideia. Odpowiedzi ma dostarczyć Uniwersytet Dzieci, na którym naukowcy prowadzą wykłady i warsztaty dla żaków w wieku od 7 do 12 lat. Tematy wykładów powstaną na podstawie pytań dzieci. Pierwszy taki uniwersytet zaczął działać pięć lat temu w Tybindze, gdzie wykładu inauguracyjnego pt. "Dlaczego wulkany zieją ogniem?" wysłuchało 500 małych słuchaczy. Pomysł doskonale przyjął się także w USA, a w Polsce zaszczepia go właśnie fundacja Paideia.

Założyła ją czwórka przyjaciół: Agata Wilam, teatrolog i menedżer kultury, Anna Grąbczewska-Krawczyk, historyk i dziennikarka, finansistka Bogusia Łuka i psycholog Jarosław Pawlak, obecnie dyrektor kreatywny jednego z portali internetowych, jedyny z całej czwórki, który nie ma dzieci.

- Gdy dowiedzieliśmy się, że za granicą działają uczelnie dla najmłodszych, pomyśleliśmy, że to strzał w dziesiątkę - mówi Agata Wilam. - Mam czwórkę dzieci i wiem dobrze, że polska szkoła może zniechęcać do nauki i zawężać horyzonty. A przecież dziś rodzice coraz poważniej i z dużym wyprzedzeniem myślą o kształceniu dzieci, a edukacja staje się elementem dobrego wychowania. Uniwersytet z jednej strony będzie zaspokajać naturalną ciekawość dzieci, z drugiej - ją pobudzać. Jest dla tych, które mają już pewien zasób wiedzy, a jednocześnie nie straciły naturalnej ciekawości - dodaje pani Agata.

I tak w maju tego roku w Krakowie w porozumieniu z Uniwersytetem Jagiellońskim fundacja Paideia zainaugurowała działalność pierwszego w Polsce Uniwersytetu Dzieci. Na dobry początek wykład pt. "Zwierzęta mówią nie tylko w Wigilię. O wyobraźni, wiedzy i zdrowym rozsądku" wygłosił dr hab. Bartłomiej Dobroczyński. - Frekwencja przerosła oczekiwania, przyszło ponad 300 maluchów, a na warsztaty nawet więcej. Słuchały jak zaczarowane - opowiada Agata Wilam.

W sobotę 17 listopada w auli Starego BUW-u na terenie kampusu Uniwersytetu Warszawskiego na Krakowskim Przedmieściu odbędzie się pierwszy wykład w Warszawie. Tematem będzie astronomia, a wygłosi go profesor Stanisław Bajtlik z PAN. Wykład będzie bezpłatny. - Dzieci koniecznie chcą wiedzieć, dlaczego Słońce jest gorące, kiedy będzie można spędzić wakacje na Księżycu, jak powstał Wszechświat. Dlatego zaprosiliśmy astronoma - mówi Agata Wilam. Aby uczestniczyć w zajęciach Uniwersytetu, trzeba zarezerwować miejsce, rejestrując się na stronie: www.ud.edu.pl. W wykładzie weźmie udział nie więcej niż 380 dzieci.

Regularne wykłady rozpoczną się w styczniu 2008 r. i odbywać się będą wraz z warsztatami raz w miesiącu w soboty o godz. 11. Fundacji udało się namówić do współpracy wykładowców z UW, PAN, Politechniki Warszawskiej.

Agata Wilam zapowiada też wykłady z kultury i sztuki, aby pobudzić ciekawość również w tej dziedzinie. Bo w tym przypadku pytań było najmniej, co świadczy jej zdaniem o nieobecności tego tematu w szkole i w domu.

Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
bogna07-11-2007 12:48:01   [#2710]

Moim wszelkim pracom związanym z wprowadzaniem bonu w powiecie towarzyszyło  zdanie, które usłyszałem od Antoniego Jeżowskiego:  „liczenie takich samych pieniędzy na każdego ucznia to bolszewizm”. 

 

Jaki bon

http://www.samorzad.pap.pl/?d=711061305023078

 

W programie PO dotyczącym oświaty znajduje się hasło "bonu oświatowego", jako sposobu na dobry podział pieniędzy na zadania związane z prowadzeniem szkół i placówek przez samorządy. Prezentujemy kolejny głos w samorządowej dyskusji nad tym pomysłem. O "bonie oświatowym", ale również ogólnie o sposobie finansowania oświaty pisze dla Serwisu Samorządowego PAP Stanisław Szelewa, dyrektor Wydziału Edukacji w starostwie świdnickim. W jego powiecie idea "bonu" realizowana jest od pięciu lat.

 - Podstawową sprawą jest ustalenie czym ma być bon oświatowy – czy tylko sposobem na wyrównywanie szans edukacyjnych o charakterze socjalnym (tak jak to ma miejsce z przytaczanym często przykładzie amerykańskim ), czy też miarą jednostkową pozwalająca na ustalenie samorządowi należnych pieniędzy na ogólnej zasadzie „miara razy ilość uczniów” - podkreśla Stanisław Szelewa, dyrektor Wydziału Edukacji w starostwie świdnickim.

Jego zdaniem, główny zarzut wobec aktualnego sposobu finansowania dotyczy tego, że "pieniądze nalicza się na ucznia, a wydaje na oddział". - Wołanie o standardy w oświacie jest powszechne i dla uczciwości gry parlament powinien do tego wrócić - uważa Szelewa. Jednak, jak zaznacza, jeśli standardy to przede wszystkim określenie, na jaką średnią liczbę uczniów na oddział stać państwo. - Standardy liczby zatrudnionych nauczycieli w przeliczeniu na oddział są określone cały czas – wynikają bezpośrednio z zapisów ramowych planów nauczania zapisanych w stosownym rozporządzeniu MEN - przypomina.

Jak podkreśla Szelewa, „dokładanie do oświaty” wcale nie jest w samorządach regułą. Jeśli tak się dzieje, to nie zawsze z powodu niedoszacowanej subwencji oświatowej,  a raczej z dbałości samorządów o edukację i przeznaczanie pieniędzy na zadania, których państwo nie finansuje bezpośrednio z budżetu. - I trudno to uznać za nieprawidłowość - zauważa. 

Postuluje jeszcze większego uszczegółowienie algorytmu oświatowego, niż ma to miejsce dotychczas. - Nie należy się tego bać – to tylko problem ilościowy. Mówienie o zbyt dużej liczbie wag jest nieuzasadnione. Większość z nich uwzględnia specyfikę działania szkół i placówek nietypowych, realizujących jednostkowe z reguły zadania, których koszty wymykają się spod ogólnych reguł np. szkoły artystyczne - podkreśla.

Zdaniem Szelewy, jeśli maja być zmienione reguły, pamiętać trzeba o oczekiwaniach wobec sposobu finansowania oświaty. - Jeśli bon to na pewno „sprawiedliwy” . Wszystkie środowiska oświatowe oczekują, że „nowe” będzie pozwalało na lepszą niż dotąd realizację zadań oświatowych. Nie jest to proste . Z moich doświadczeń wynika ( w naszym powiecie bon funkcjonuje już piąty rok ), że bon musi uwzględniać wszystkie podstawowe aspekty zróżnicowania kosztów prowadzenia zadań - podsumowuje dyrektor świdnickiego wydziału edukacji.

Publikujemy cały artykuł na ten temat: Bon, ale jaki?

amk/

Majka07-11-2007 15:53:32   [#2711]
Bożena Głowacka z poznańskiej agencji Personnel College przypomina starą prawdę rekrutacyjną:
- Ludzi przyjmuje się za ich kompetencje. A dopiero zwalnia za osobowość.

http://praca.gazeta.pl/gazetapraca/1,74785,4646474.html

Nauczycieli by tak przetestować.....
Ale by było ;)
Marek Pleśniar07-11-2007 18:23:34   [#2712]
kto by uczył
Agnieszka z Krakowa07-11-2007 18:41:49   [#2713]

zwróćcie uwagę na komentarze pod artykułem, o wiele ciekawsze i rzetelniejsze niż on sam...


aha, a na pytanie "kto by uczył"... hm, ja w szkole, której dyrektor ma czas i ochotę na opisane zabawy pseudorekrutacyjne na pewno nie :) wiele z nich jest poniżających i chyba nie ma się co zachłystywać ich pozornym nowatorstwem i psychologiczną głębią


i jeszcze jedno, znani mi nauczyciele to ludzie w większości inteligentni, ambitni i sumienni, Wasz odbiór tej grupy zawodowej jest inny? bo takie widzę tu podteksty ;)

AnJa07-11-2007 19:14:36   [#2714]
a skąd my możemy wiedzieć jacy są znani Ci nauczyciele?

znani mi są w większości inteligentni i odpowiedzialni np.
Marek Pleśniar07-11-2007 20:47:56   [#2715]

znani mi nauczyciele?

szczerze?

serio mam?

cynamonowa07-11-2007 23:42:19   [#2716]

Nauczyciele odetchną - koniec planowania

Jarosław Sobkowski 2007-11-07, ostatnia aktualizacja 2007-11-07 18:43

W szkołach panuje zbędna biurokracja - uznał MEN i nakłania do zaniechania pisania dokumentów, które przez lata były obowiązkowe.

Chodzi m.in. o opracowywanie planów wynikowych, które zabierały nauczycielowi każdego roku po kilkadziesiąt godzin. Plany te tworzono równolegle z programem nauczania i rozkładem godzin (w dużej części są to dublujące się dokumenty) zazwyczaj do końca września. Wtedy też trafiały do rąk dyrektorów i najczęściej ginęły w czeluściach jakiejś szuflady, czekając na wizytatora z kuratorium. Przed kilkoma dniami z pisma sekretarza stanu w MEN-ie Andrzeja Waśki dowiadujemy się, że "nieuzasadnionym jest nakładanie na nauczycieli obowiązku pisemnego opracowywania tzw. planów wynikowych. Pojęcie takiego planu nie występuje w żadnym z obowiązujących aktów prawnych". Sekretarz wysłał list do kuratoriów w odpowiedzi na ,,sygnały dyrektorów i nauczycieli dotyczące obarczania ich nie zawsze uzasadnionymi obowiązkami biurokratycznymi".

- Kto wymyślił plany wynikowe? Nie wiadomo. Kiedy przed kilkoma laty zostałem rzecznikiem, już istniały - przyznaje Piotr Zaczkowski, rzecznik Śląskiego Kuratorium Oświaty.

Wiadomo, że od nauczycieli wymagali ich dyrektorzy, ci z kolei zobowiązani byli do ich opracowywania przez wizytatorów.

- Nie był to obowiązek godzący w ich niezależność, a jedynie kodyfikujący poczynania - mówi Urszula Bauer, dyrektorka częstochowskiej delegatury ŚKO. - Dla mniej doświadczonych nauczycieli mogła to być spora pomoc, syntetyczna forma pozwalająca określić zadania.

Podobnego zdania jest rzecznik kuratorium: - Sądzę, że było to takie samo narzędzie jak każde inne i w pewnych sytuacjach mogło być przydatne. Trzeba jednak traktować to elastycznie. Nie można nauczycieli otaczać pancerzem procedur, ale bardziej zadbać o realizację planów - stwierdza.

Z pisma zadowoleni są dyrektorzy szkół: - Przychylam się do tezy, że to biurokracja i zbędne tony papieru, z którymi nie wiadomo co zrobić - uważa Barbara Glińska, wicedyrektorka VII LO im. Kopernika. - Ale taki list o tej porze, to musztarda po obiedzie, więc w tym roku mamy te plany wynikowe, a w przyszłym zobaczymy. Pewnie od sierpnia wrócimy do starych, czytelnych planów nauczania.

Krzysztof Ponchała, dyrektor II LO im. Traugutta, przyznaje, że zawsze traktował obowiązkowe plany wynikowe z rezerwą: - Z jednej to zaspokojenie wymagań zbędnej biurokracji, z drugiej to pomoc dla nauczyciela, który może sprawdzić, czy realizuje postawione sobie cele. Bezsensem jest przetrzymywanie tych dokumentów w szafach dyrekcji, powinny być u nauczycieli. Na pewno nie powinno to być przedmiotem kontroli. A było. Przyznam, że my odnosiliśmy się do tego z dystansem, bo nawet najlepszy scenariusz nie tworzy sztuki, jeśli aktor ją położy. A nauczyciel wchodzi do klasy uczyć jak aktor na scenę.

Dlaczego taki dokument pojawił się teraz? - Zastanawiam się, czy ktoś nie puścił tego na odchodne - mówi jeden z dyrektorów i dodaje: - Ale to krok w dobrą stronę.

Czy to koniec absurdalnej biurokracji w szkołach? - Nie sądzę. Podobnie obarczony biurokracją jest awans zawodowy - uważa Zaczkowski. - Po kilku latach realizowania go nauczyciele mają tak wyprany mózg, że przyjmą każdy absurd.

Źródło: Gazeta Wyborcza Częstochowa
zgredek07-11-2007 23:45:20   [#2717]

szkoda, że niektórzy dyrektorzy i wicedyrektorzy...

albo nic nie napiszę

cynamonowa07-11-2007 23:56:39   [#2718]
:))))
AnJa08-11-2007 10:17:02   [#2719]
też mi sie chce coś napisać

ale zakładam optymistycznie, że dzennikarz przekręcił
bogna08-11-2007 10:50:14   [#2720]

Zmiany w oświacie będą ewolucyjne

Kandydatka na ministra edukacji Katarzyna Hall chciałaby m.in. upowszechnić edukację przedszkolną, wprowadzić standardy zatrudnienia nauczycieli oraz poprawić jakość kształcenia zawodowego. Podkreśla jednak, że choć zmiany w edukacji są konieczne, to nie mogą być rewolucyjne.

- W Gdańsku odpowiednie przydzielenie liczby etatów do liczby uczniów planowaliśmy rozłożyć na trzy lata, ponieważ tyle trwa cykl edukacyjny - podkreśla przyszła minister. Zgadzają się z nią i nauczyciele, i samorządy, które odpowiadają za prowadzenie szkół.

Marek Pleśniar08-11-2007 10:51:40   [#2721]
o uff, to w okolicy MENU już można mówić o ewolucji:-)
bogna08-11-2007 10:52:46   [#2722]
;-)))))))))))))))))
AnJa08-11-2007 10:55:27   [#2723]
jeszcze trochę i może nawet o owulacji

zwaszcza jeśli dojdzie do sfeminizowania tego resprtu (wzorem kuratorów przez kobiety kierowanych)

choć wlaściwie to wolę ewolucję i owulację od ewaluacji- aczkolwiek żadnego z tych zjawiski nigdy nie doświadczyłem
annah08-11-2007 19:12:58   [#2724]

Talony sportowe dla uczniów w Krakowie

Zajęcia na basenie
(fot. AFP)


Stop cherlawym i słabowitym dzieciom. Radni miejscy w Krakowie chcą zadbać o kondycję fizyczną i zdrowie młodego pokolenia. Wymyślili, by Kraków jako pierwsze miasto w Polsce wprowadził od przyszłego roku szkolnego imienny bon sportowy o konkretnej, jeszcze nieustalonej wartości. Dostanie go każdy uczeń i wykorzysta, jak będzie chciał: na szermierkę, basen lub siatkówkę.


Dwunastoletni Bartek marzy na przykład o sekcji karate. Co ma zrobić? - Weźmie do ręki bon i zapisze się na zajęcia tam, gdzie będzie miał blisko - opisuje Małgorzata Jantos, radna PO, która wpadła na pomysł wprowadzenia bonów. Dzięki temu oprócz lekcji WF, które często są dla dzieci nudne, Bartek będzie mógł uprawiać poza szkołą sport, który go interesuje.

 

Bon podoba się rodzicom. - Uważam, że to najlepszy pomysł, by córka przekonała się do jakichkolwiek zajęć - cieszy się Anna Baranowska. Dzięki bonowi rodzice będą mogli spełnić marzenia dzieci o ćwiczeniu np. kendo bez nadwerężania domowego budżetu. Bony mają być sfinansowane ze środków gminy na popularyzację zajęć sportowych, z pieniędzy z korkowego (wpływy z koncesji na alkohol) i środków unijnych.

Pomysł pojawił się, bo z uprawianiem sportu w Polsce jest bardzo źle. Potwierdza to prof. Jerzy Cempla z krakowskiego AWF, który przeprowadzał badania wśród uczniów. - Ich kondycja fizyczna jest coraz gorsza - zauważa. Zamówiony przez miasto raport z 2006 r. o stanie zdrowia krakowian wykazał, że brak aktywności to główny powód zapadania na różne choroby wśród mieszkańców miasta.

Specjaliści twierdzą, że tylko za pomocą bonu można polepszyć kondycję stu tysięcy krakowskich uczniów i zachęcić ich do uprawiania sportu. O tym, że mają rację, świadczą doświadczenia naszych południowych sąsiadów. Na Słowacji, która wprowadziła bon trzy lata temu, w ciągu roku udział dzieci w zajęciach sportowych zwiększył się o 40 %.

Właściciele klubów i ośrodków sportowych oraz szefowie domów młodzieży też twierdzą, że to strzał w dziesiątkę. Doskonale wiedzą, że wielu młodych ludzi, którzy chcieliby korzystać z ich oferty, nie może sobie na to pozwolić, bo rodzice nie mają pieniędzy. - Będą mieli ochotę ćwiczyć kendo czy boks, nie ma sprawy. Tenis stołowy? Proszę bardzo - cieszy się Jan Bajger, instruktor karate i dyrektor programowy związku YMCA.

- W szkole uczniowie nie zawsze mają możliwość uprawiania tej dyscypliny, która ich pasjonuje - uważa Ludwik Miętta-Mikołajewicz, prezes TS Wisła. - Bon nie zrazi ich do sportu, a my dzięki temu będziemy mieli szansę wyłapania młodych piłkarskich talentów - zaciera ręce.

Prof. Aleksander Tyka z AWF w Krakowie dodaje, że każda inicjatywa, która choć w minimalny sposób zwiększy aktywność sportową młodych ludzi, jest super. Pomysł radnych podoba się też Krystynie Kollbek-Myszce, dyrektor wydziału spraw społecznych w urzędzie miasta. - Muszą za nim iść jednak większe pieniądze - uważa. - Być może na początek zajęcia będą prowadzone w szkołach pilotażowo. Nie zmarnujemy tego projektu - obiecuje.

Elżbieta Lęcznarowicz, wiceprezydent Krakowa, twierdzi, że jest otwarta na dyskusję dotyczącą bonu. Żeby 1 września 2008 r. dzieci mogły mieć bon w ręku, rada miasta musi przegłosować pomysł do końca tego roku.

Katarzyna Kachel

Marek Pleśniar08-11-2007 19:19:57   [#2725]

uff, poszli po rozum do głowy

brawo

wprowadzili, jak pisaliśmy - bon słowacki;-)

Gaba08-11-2007 20:58:58   [#2726]

Krakowscy kandydaci na wiceministra edukacji

Olga Szpunar 2007-11-08, ostatnia aktualizacja 2007-11-08 19:44

Radna Platformy Obywatelskiej w Krakowie Małgorzata Jantos i były małopolski kurator oświaty Jerzy Lackowski - to nazwiska wymieniane wśród kandydatów na wiceministra oświaty.

- Ktoś się zgłosił i zapytał - tylko tyle na temat swojej kandydatury mówi Małgorzata Jantos.

Osoby związane z Platformą Obywatelską plotkują, że jest w stałym kontakcie z przewidywaną na ministra edukacji Katarzyną Hall. W Trójmieście kojarzą ją z renomowanymi szkołami niepublicznymi, które zakładała. Małgorzata Jantos w Krakowie w 1991 roku otworzyła jedną z pierwszych szkół prywatnych w powojennej Polsce, która działa do dzisiaj.

- Obydwie działamy w sektorze niepublicznym, więc nasze drogi się skrzyżowały - tak Jantos mówi o swojej znajomości z Hall. Czy gdyby oficjalnie zaproponowano jej stanowisko wiceministra edukacji, przyjęłaby je? - Wie pani, mnie zaszczyty nie imponują, ego mam zaspokojone. Mnie interesuje konkretne działanie, bo oświata potrzebuje zmian - mówi wymijająco.

O plotkach odnośnie Jantos słyszał szef małopolskiego klubu PO Andrzej Czerwiński: - Ale plotek nie komentuję. Poczekajmy jeszcze kilka dni i wszystko stanie się jasne - powiedział nam wczoraj. - Nazwisk jest kilka, a to akurat jest według mnie bardzo pozytywne.

Małgorzata Jantos jest wielką zwolenniczką wprowadzenia do szkół tzw. bonu edukacyjnego i zdecydowaną przeciwniczką Karty Nauczyciela.

Podobnie jak Jerzy Lackowski, były kurator oświaty, obecnie dyrektor Studium Pedagogicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego. O nim również mówi się jako o ewentualnym kandydacie. - Katarzynę Hall znam bardzo dobrze. Współpracowaliśmy przy wielu projektach, uczestniczyliśmy wspólnie w wielu debatach - mówi Jerzy Lackowski.

Swojej ewentualnej kandydatury nie chce komentować. - Minister, żeby działać z sukcesem, musi mieć dobrą pozycję w rządzie. Pani Hall ma bardzo dobre kontakty z przyszłym premierem Donaldem Tuskiem i to rodzi ogromne nadzieje, że wiele rzeczy uda się jej przeforsować. A zmiany są konieczne - nie ma wątpliwości Jerzy Lackowski.

Urynkowienie oświaty oraz płace związane bezpośrednio z efektami pracy nauczyciela - to według Lackowskiego najważniejsze zadania stojące przed nowym resortem.

- Do tego trzeba zlikwidować Kartę Nauczyciela, która blokuje postęp. Ustala system płac jednakowy dla każdego, bez względu na to, czy pracuje dobrze, czy miernie. Takie rozwiązania nie przyniosą ministerstwu popularności, ale dadzą wymierne korzyści. Byle tylko starczyło odwagi - mówi Lackowski.
AnJa08-11-2007 22:17:03   [#2727]
zobaczymy kiedy im przejdzie- stawiam na styczeń/luty
Dorotka N08-11-2007 22:30:26   [#2728]
 pomarzyć można... mnie obie kandydatury wiceministrów bardzo się podobają...
Małgoś09-11-2007 00:11:30   [#2729]

myślę, że jeśli za rządy nad oświatą wezmą się wieloletni praktycy z sektora niepublicznego, to dobrze wróży ;-)

bo ja wiem jak fajnie jest prowadzić szkoły bez widma KN, nadmiernej biurokracji...

PS. do tej pory to władze oświatowe z niechęcią, a w najlepszym razie z obojętnością traktowały to co robią "niepubliczni" (choć własne dzieci po cichutku posyłano do szkół npbl)

bogna09-11-2007 22:31:35   [#2730]
http://www.samorzad.pap.pl/?d=711081421311376

Ruszył program fundacji Aktywni pod tytułem „Aktywna Szkoła” adresowany do uczniów, nauczycieli i rodziców z całej Polski - poinformowała Serwis Samorządowy PAP Anna Olkowicz z Fundacji Aktywni.

Celem działań jest wprowadzenie do szkół nowoczesnych form aktywności ruchowej takich jak: Gymstick i Nordic Walking. Program zaplanowany został na lata 2007 – 2015. Program skierowany jest do uczniów szkół podstawowych i ponadpodstawowych ze szczególnym uwzględnieniem dzieci otyłych, niepełnosprawnych, a także nauczycieli wychowania fizycznego, trenerów, rehabilitantów, również rodziców i opiekunów uczniów.

Aktywna Szkoła opiera się w głównej mierze na ćwiczeniach z wykorzystaniem najnowszych form aktywności ruchowej – Nordic Walking i Gymstick. Obie dyscypliny zostały wymyślone przez naukowców z Instytutu Sportu w Finlandii, a w ich tworzeniu brali udział naukowcy z różnych dziedzin: trenerzy, biochemicy, lekarze, rehabilitanci.

- Aktywność ruchowa obok swego podstawowego zadania, którym jest podnoszenie sprawności fizycznej, podnosi poziom dojrzałości społecznej, rozwija kontrolę stanów emocjonalnych. Ukierunkowanie na wspólną pracę nad własnym ciałem w formie zabawy i wspólnego przeżywania wysiłku fizycznego zupełnie zmienia filozofię takich lekcji - podkreślają organizatorzy akcji.

 - Pragniemy zaproponować szkołom poszukujących atrakcyjnych i nowoczesnych rozwiązań, nowatorski program realizacji zajęć wychowania fizycznego i sportu, wykorzystujący najnowsze trendy w dziedzinie rekreacji oraz promujący podejmowanie aktywności ruchowej dla zdrowia, realizacji sportowych celów i osobistej satysfakcji – mówi Anna Majerkiewicz-Lenart prezes fundacji Aktywni, która opracowała projekt. - Jest on jednocześnie programem wychowania fizycznego i sportu szkolnego alternatywnym dla dotychczas stosowanych - dodaje.


Do programu mogą przystąpić wszystkie szkoły oraz nauczyciele wychowania fizycznego, którzy chcą wprowadzić do swoich zajęć nowoczesne formy aktywności ruchowej. W pierwszym etapie nauczyciele wychowania fizycznego biorą udział w szkoleniach Nordic Walking i Gymstick. Dwudniowy kurs obejmuje zajęcia praktyczne i teoretyczne. Po ukończeniu zajęć uczestnicy otrzymują certyfikat Związku Nauczycielstwa Polskiego, pozwalający podnieść kwalifikacje zawodowe podczas kształcenia ustawicznego. Jednocześnie uzyskują certyfikaty: Nordic Walking Polska, Gymstick Polska, pozwalające na prowadzenie zajęć nie tylko w szkole z dziećmi i młodzieżą, ale również w klubach, ośrodkach sportowych, także z osobami dorosłymi.

W ramach Aktywnej Szkoły, organizowany jest także konkurs „My na WF ćwiczymy inaczej”, którego głównym celem jest popularyzacja sportu i rekreacji, a w szczególności nowoczesnych form aktywności ruchowej wśród dzieci, młodzieży, nauczycieli i dorosłych.

 Do rywalizacji, podobnie jak do programu, mogą przystąpić szkoły z całej Polski. Pierwsza edycja trwa od 1 września 2007 do 30 kwietnia 2008. Nagrodami w konkursie są m.in. obozy sportowe, wyjazdy wypoczynkowe
i nagrody rzeczowe w postaci sprzętu rekreacyjno-sportowego, wręczane podczas imprezy finałowej zorganizowanej w zwycięskiej szkole.

Aktywna Szkoła jest częścią programu „Aktywność sposobem na zdrowie życie” - którego hasło przewodnie brzmi „Podaruj sobie zdrowie” - pozwala przeciętnemu Polakowi zadbać o formę fizyczną i zdrowie. Celem działań organizacji w ramach projektu jest doprowadzenie do równowagi psychofizycznej w organizmie każdego człowieka oraz kontynuowanie tego stanu w trakcie codziennego życia aż do późnej starości. Dlatego też programem objęte są również osoby dorosłe, bez względu na wiek i poziom zaawansowania. Szczególne miejsce zajmują w nim osoby 50+ oraz w podeszłym wieku. Wzorem Aktywnej Szkoły fundacja stworzyła dla nich osobny program – Akademia Ruchu.

Patronat nad programem objęli m.in.: Minister Edukacji Narodowej, Polski Komitet Olimpijski, Marszałek Województwa Mazowieckiego, Prezydent Miasta Stołecznego Warszawy, Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, Państwowy Zakład Higieny oraz Fundacja na Rzecz Kobiet „Ja Kobieta”. Do programu przystąpiło już kilkadziesiąt szkół, w tym Szkoły Promocji Zdrowia.


Więcej informacji o programie Aktywna Szkoła można znaleźć na stronach internetowych: www.aktywni.info

bogna09-11-2007 22:35:39   [#2731]
Liczenie od zera
http://www.samorzad.pap.pl/?d=711081114191177

Większość środowisk oświatowych popiera pomysł Platformy Obywatelskiej, by polskie dzieci szły do szkoły w wieku 6 lat, po rocznej obowiązkowej "zerówce". Zarówno jednak samorządy, organizacje pozarządowe jak i Związek Nauczycielstwa Polskiego, uważają, że najpierw powinien zmienić się sposób finansowania przedszkoli.

- Jest zgoda, co do tego, aby pięciolatki zostały objęte obowiązkowym nauczaniem przedszkolnym. Przemawiają za tym badania naukowe. Jednak pamiętajmy, że to duża operacja logistyczna i finansowa, dlatego ten proces powinien być rozłożony co najmniej na kilka lat – uważa Mirosław Sielatycki, zastępca dyrektora Biura Urzędu Miasta Warszawy. Jego zdaniem, trzeba szukać nowych rozwiązań w zakresie prowadzenia przedszkoli zarówno organizacyjnych, jak i finansowych.

W tej chwili w ponad 860 gminach nie ma żadnego przedszkola. Sześciolatki chodzą do klas zerowych w szkołach, gdzie nie ma dla nich odpowiednich warunków. W dużych miastach też brakuje miejsc w przedszkolach. Nie ma zatem mowy, aby od nowego roku można było wprowadzić pomysł obowiązkowej zerówki dla pięciolatków.

Kolejny problem, na który zwracają uwagę środowiska oświatowe, to sposób finansowania przedszkoli. Edukacja przedszkolna to zadanie własne samorządów. Oznacza to, że na edukację małych dzieci nie otrzymują one, tak jak w przypadku dzieci od pierwszej klasy szkoły podstawowej, pieniędzy od rządu tzw. subwencji oświatowej. Samorządy chcą, aby sposób finansowania przedszkoli się zmienił.

Związek Gmin Wiejskich RP apeluje, aby uczniowie sześcioletni byli „subwencjonowani”. Ten postulat popiera Związek Nauczycielstwa Polskiego, który proponuje umowę społeczną ws. edukacji.

- Wyzwania jakie stawia przed nami przyszłość wymuszają zmiany. Stąd opowiadamy się za upowszechnianiem edukacji przedszkolnej - obniżeniem wieku obowiązku szkolnego z siedmiu do sześciu lat i finansowaniem przedszkoli tak jak szkół z subwencji oświatowej, a nie tak jak obecnie z dochodów własnych samorządów – podkreśla Sławomir Broniarz, prezes ZNP.

Zmiany w ustawie oświatowej otworzyły furtkę dla rozwoju alternatywnych form wychowania przedszkolnego.

- Po raz pierwszy w tym roku w Warszawie przydzieliliśmy granty organizacjom pozarządowym na prowadzenie między innymi Klubów Mam. To nie są tradycyjne przedszkola, ale ich alternatywne formy – mówi Mirosław Sielatycki. - Chcemy rozwijać ten kierunek, bo dzięki temu część dzieci, które nie trafiły do przedszkoli, ma zapewnioną opiekę i wychowanie – dodaje.

/Anna Mikołajczyk-Kłębek, Serwis Samorządowy PAP/

cynamonowa10-11-2007 12:48:15   [#2732]
o2.pl: Polska szkoła lepsza niż brytyjska?
2007-11-09 16:46



Brytyjskie media były zszokowane doniesieniami o tym, że polski nastolatek opuścił szkołę na wyspach i pojechał uczyć się do kraju nad Wisłą, bo tam jest wyższy poziom. Gazeta "Daily Mail" wysłała nawet reporterów, by sprawdzili naocznie, jak jest naprawdę z tą polską szkołą.


Straszna prawda

Aleksander nie mógł wytrzymać w angielskiej szkole, o czym doniosły wszystkie media w Polsce, ponieważ to, czego go tam uczono, wywołałoby śmiech w każdym średnio rozgarniętym polskim gimnazjaliście. Lekcje polegały między innymi na kolorowaniu przygotowanych przez nauczyciela zestawów definicji i pojęć. Tak to opisywał Aleksander. Szczerze mówiąc nie bardzo potrafię wyobrazić sobie taką lekcję. Wierzymy jednak wszyscy na słowo, że tak było. Mieszkańcom Wielkiej Brytanii przekonanym o tym, że ich system edukacyjny jest jednym z najlepszych na świecie, taka krytyka nie mogła pomieścić się w głowach. Niektórzy z nich zareagowali na ocenę brytyjskiego szkolnictwa przez chłopca w sposób bardzo specyficzny - obrzucili jajkami dom jego rodziców.

Reporterzy "Daily Mail", którzy przybyli do Łodzi, gdzie uczy się Aleksander stwierdzili, ze zgrozą, że mimo doskonałej znajomości angielskiego nie jest on najlepszym uczniem z tego przedmiotu. Są lepsi od niego i w dodatku tacy, którzy nigdy nie byli w Wielkiej Brytanii. Okazało się również, że nowa szkoła Aleksandra to nie żadne czołowe liceum, tylko zwykły polski ogólniak, który plasuje się w rankingach gdzieś około 50 miejsca. Jakby tego było mało, na jaw wyszła także niezrozumiała dla rodowitych Brytyjczyków znajomość twórczości Szekspira, którą polscy uczniowie zaprezentowali przed gośćmi. Młodzi Polacy czytali Romea i Julię i, o zgrozo, także Makbeta, o którym wiele brytyjskich nastolatków nie wie nic.

Konkluzja wizyty brytyjskich reporterów w Polsce zawarta może być w stwierdzeniu: polski system edukacji przypomina ten, który był w Wielkiej Brytanii przed pół wiekiem, kiedy wszyscy zazdrościli Brytyjczykom szkół. Dziś na skutek wielu reform "ulepszających" szkołę przeciętny nastolatek nie potrafi pokazać na mapie miejsca, gdzie mieszka. O tym, żeby wskazał jakiś kraj poza jego własnym, nie może być nawet mowy.

W opinii wyrażonej przez Aleksandra słabo wypada także pozaszkolne życie brytyjskiej młodzieży: "Chłopcy chcieli mnie tylko zabierać na plażę, pić piwo, gadać o dziewczynach i o tym, jak je poderwać". "Nie czytali gazet, nie interesowali się niczym oprócz futbolu i tego, kto kogo zabił".

Na liście zdziwień (pozytywnych) brytyjskich reporterów zapisać należy także ocenę rekrutacji i promocji w polskich szkołach. Otóż okazuje się, że w Polsce by dostać się do szkoły średniej trzeba zdać egzamin, prócz tego wiedza uczniów kontrolowana jest za pomocą sprawdzianów. A najlepsze jest to, że można zostać na drugi rok w tej samej klasie.

I pomyśleć, że oni piszą w ten sposób o naszej szkole z roku 2007, popsutej upiorną reformą edukacji, z okrojonym programem, z rozluźnioną dyscypliną i coraz gorzej opłacanymi kadrami pedagogów. To się nie mieści w głowie.

Ile jeszcze tego dobrego?

Czy polskiej szkole grozi degradacja do poziomu przeciętnych szkół brytyjskich? Nie mówię tu o renomowanych i płatnych angielskich szkołach dostępnych tylko dla wybranych. Jeśli program, nauczyciele i uczniowie będą dalej traktowani w ten sposób przez polityków i przez rodziców, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak właśnie będzie. W Polsce przywykliśmy narzekać na to, co mamy i nie doceniać niczego, co jest nam dane. Okazuje się jednak, że mamy w rękach prawdziwy skarb, nie popsuty do końca system edukacji, który może wykształcić młodzież chętną do dalszych studiów i pogłębiania wiedzy. Oczywiście - powie ktoś - to tylko wyjątki, tak naprawdę młodzież w Polsce nie różni się tak bardzo od tej w Wielkiej Brytanii - też chodzi na plażę, pije piwo, przeklina i interesuje się seksem. No tak, ale niebagatelny odsetek tej młodzieży interesuje się także czymś poza wyżej wymienionymi atrakcjami. Nawet jeśli upiją się w sobotę i zasną na ławce, to nawet obudzeni w takim stanie pokazaliby na mapie Polskę i Wielką Brytanię, a może nawet nazwaliby poprawnie stolice obydwu tych krajów. Po Brytyjczykach raczej się tego spodziewać nie należy.

- Też czytałem o tym chłopcu - mówi Jakub, nauczyciel historii - to bardzo budujący przykład, aż chce się chodzić do pracy po czymś takim. Myślę jednak, że polskiej szkole brakuje wiele. Moglibyśmy się jeszcze dużo uczyć od Europy, choćby od takich krajów jak Francja, gdzie szkoła jest traktowana poważnie. Dziś w Europie odchodzi się już od tej drogi, którą obrał nasz rząd kilka lat temu reformując edukację. Coraz mniej krajów decyduje się na przykład sprawdzać wiedzę ucznia za pomocą testów. Wracają egzaminy opisowe. Problemem jest także dyscyplina wśród uczniów. Nie mówię, że trzeba wracać do systemu rózg, ale coraz większa presja rodziców i dyrektorów szkół, którym zależy na tym, by uczeń przechodził z klasy do klasy, nawet jeśli jest głąbem, powoduje że uczniowie mocno lekceważą szkołę. Wiedzą, że i tak im nic nie można zrobić, bo "szkoła przez to traci" - sam słyszałem takie argumenty z ust leniuchów i obiboków. Nie wiem, czy istnieje szansa na to, by odwrócić tę sytuację. Oby istniała.

Nie wszystko złoto, co się świeci

Eksperymenty z edukacją powinny właściwie podlegać tym samym paragrafom, co zbrodnie wojenne. Nagle grupka nieprzygotowanych osób, najczęściej dotkniętych wielką ambicją, zaczyna gmerać w mózgach młodzieży. Coś tam wkładają, coś wyjmują, a wszystko po to, by młodzież miała lepiej, był była mądrzejsza, by mogła znaleźć sobie pracę.

Edukacja to bardzo delikatna materia i nie ma tu miejsca na jakieś szaleństwa - tak myśli przeciętny obywatel. Niestety politycy myślą inaczej. Oczywiście trzeba reformować i zmieniać szkołę, bo świat się zmienia, ale czy rzeczywiście aż tak bardzo? W Rosji istnieją szkoły, gdzie realizuje się program w takim rygorze, jak 150 lat temu, za cara. Są nawet lekcje baletu. Są to placówki o bardzo rozbudowanym i bogatym programie nauczania, dostępne nielicznym elitom, kształcące ludzi, którzy potrzebni będą kiedyś państwu i państwo to będą reprezentować za granicą. Podoba nam się to czy nie, zgadzamy się z tym czy jesteśmy przeciw - nieważne - przyznać trzeba, że projekt jest ambitny i wart zauważenia. Nie musimy go naśladować ani nawet się nim zachwycać. Spróbujmy zrobić własny, nie musi być podobny, byle był skuteczny. Podobne szkoły, choć może nie tak malownicze, są w innych krajach Europy. Nie zawsze są to szkoły prywatne.

Są także miejsca na naszym kontynencie, gdzie edukację reformuje się w odwrotnym kierunku. Reformy wdraża się już w placówkach przedszkolnych. W Norwegii nie tak dawno jeden z deputowanych zaproponował, by w przedszkolach odbywały się zajęcia ze zdrowej pornografii. Dzieciaczki miałyby oglądać świerszczyki, a następnie naśladować ruchy kopulacyjne, tak by oswoić się również z tym, jakże istotnym aspektem naszej egzystencji na planecie Ziemia. Nie udało mi się niestety dotrzeć do informacji potwierdzającej wdrożenie w życie tego pomysłu. Warto by było zapytać przy okazji, czy deputowani przewidzieli też zajęcia przygotowujące przedszkolaki do świadomego ojcostwa i macierzyństwa. Bo właściwie - czemu nie?

Kamil Łukowski
Adaa10-11-2007 13:35:42   [#2733]

Mam ucznia , który przez 5 lat uczył sie w kanadyjskiej, publicznej szkole.

Nie będe opisywac kompetencji dziecka, relacji matki ze sposobu nauczania tamże...

Powiem tylko "Cudze chwalicie swego nie znacie".

;-)

AsiaJ11-11-2007 21:01:15   [#2734]

Kandydaci na kuratora oświaty w Małopolsce

Olga Szpunar 2007-11-09, ostatnia aktualizacja 2007-11-09 20:46

Kto będzie nowym małopolskim kuratorem oświaty? Wśród kandydatów najczęściej wymieniani są obecna wicekurator Agata Szuta i świeżo upieczona wiceprzewodnicząca rady miasta Marta Patena. A może kurator się nie zmieni?

Z tego, że jej kandydatura jest brana pod uwagę, Marta Patena (Platforma Obywatelska) nie robi tajemnicy.

- Bardzo mi miło i nie będę się krygować i udawać Greka, że nic nie wiem - powiedziała wczoraj, kiedy do niej zadzwoniliśmy, by potwierdzić chodzące po mieście plotki.

Nie ukrywa też, że aby objąć stanowisko kuratora oświaty, nie ma do tego wszystkich wymaganych kursów.

- Dlatego otwarcie powiedziałam w klubie: "Mogę zostać pełniącym obowiązki przez rok, w tym czasie ukończę potrzebne kursy, a wy przez tych dwanaście miesięcy będziecie mogli ocenić, czy się na to stanowisko nadaję".

Generalnie na kuratora oświaty powinien zostać zorganizowany konkurs. Ale jeśli rządząca partia polityczna nie ma w swoich szeregach ludzi, którzy w stu procentach spełniają warunki, by do niego przystąpić, powierzenie "jednemu ze swoich" stanowiska pełniącego obowiązki jest jakimś rozwiązaniem i ono jest poważnie rozpatrywane - usłyszeliśmy w kręgach PO.

Na nowego kuratora oświaty rozpatrywana jest również kandydatura Agaty Szuty, obecnej wicekurator, radnej sejmiku małopolskiego z ramienia Prawa i Sprawiedliwości. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, Szuta jest kuszona, by przejść do PO. Niestety, z samą zainteresowaną nie udało nam się wczoraj skontaktować.

W kuluarach pojawia się również nazwisko najdłużej w historii urzędującego byłego kuratora oświaty Jerzego Lackowskiego.

Lackowski sprawował ten urząd przez 12 lat, przeżył 10 ministrów edukacji, został odwołany w 2002 roku przez rządy SLD.

Ale o Lackowskim mówi się też jako o nowym wiceministrze edukacji. Ale on nie chce tego komentować.

Jest jeszcze jedna możliwość. Zostawić na stanowisku obecnie urzędującego Józefa Rostworowskiego.

- No, ale musiałby najpierw zmienić barwy klubowe lub pozbyć się obecnych - usłyszeliśmy na jego temat. W ostatnich wyborach Rostworowski startował z 13. miejsca na liście PiS-u. Spekulacji na temat nowego kuratora nie chce podejmować.

- Nie mamy jeszcze wybranego ministra edukacji, więc trudno rozmawiać o podległych mu stanowiskach - powiedział nam.

Jednak kiedy go spytaliśmy, czy mógłby zmienić barwy polityczne, nie zaprzeczył kategorycznie. - Życie jest ciągłą zmianą i na wszystko trzeba być przygotowanym - skomentował.

Aby ubiegać się o stanowisko kuratora oświaty, trzeba mieć ukończone studia wyższe, przepracować co najmniej siedem lat w zawodzie nauczyciela (wskazane jest doświadczenie na stanowisku kierowniczym), mieć stopień nauczyciela mianowanego lub dyplomowanego oraz ukończyć kurs lub studia podyplomowe z zakresu zarządzania w oświacie.

W komisji konkursowej zasiadają przedstawiciele ministerstwa, wojewody, sejmiku i związków zawodowych.

Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków
grażka12-11-2007 07:08:41   [#2735]

Pamięć, patriotyzm...

http://gray.pl/img/12lotd.jpg

Marek Pleśniar12-11-2007 07:22:01   [#2736]
a nie mówiłem że szkoła jest bez sensu? ;-)
AnJa12-11-2007 12:30:22   [#2737]
hmm

Byłem z Tomkiem 5 lata na roku, chyba cały czas w jednej grupie ćwiczeniowej- w tamtych czasach był też oryginalny (ot np. zawsze przygotowany do zajęć, a i scenariusze lekcji obserwowanych w szkołach gdzie mieliśmy praktyki miał inne niż reszta leniwców- z autorem tego wpisu włacznie)

czyli nie wyrósł z robienia happeningów:-)

ciekawe co na to jego żona- pracująca w nadzorze:-)
grażka12-11-2007 16:32:13   [#2738]

Ta szkoła jest w bardzo specjalnym budynku - i moim zdaniem działania tym bardziej wymagają rozwagi.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Aleja_Karola_Anstadta_w_%C5%81odzi

grażka14-11-2007 07:04:52   [#2739]
http://www.gazetawyborcza.pl/1,76842,4666726.html
Majka14-11-2007 16:39:54   [#2740]
Nie będzie bonu edukacyjnego w szkołach - to cena, jaką PO płaci za koalicję z PSL-em. - Ale przekonamy partnerów do tego pomysłu - zapowiadają działacze Platformy. Ma im w tym pomóc pomysł z Krakowa - bon na zajęcia sportowe.
- Kiszka - komentuje działacz PO z Krakowa fiasko urynkowienia polskiej oświaty. - Choć ja to rozumiem. Prezydent od początku zapowiadał, że zawetuje bon, a my nie znajdziemy większości, by przełamać jego weto.

Co to jest bon? Najkrócej mówiąc, to pieniądze idące za uczniem. Szkoła, która przyciągnie do siebie więcej uczniów, będzie miała więcej pieniędzy. Według zwolenników takiego rozwiązania szkoły, walcząc o uczniów, będą zmotywowane do poprawienia jakości kształcenia. Ponieważ dyrektorzy otrzymają swobodę gospodarowania pieniędzmi, szkoły same będą mogły decydować o zatrudnianiu i zwalnianiu nauczycieli, zależnie od osiąganych przez nich wyników.

Nauczyciele: Brawo PSL!

Teraz jest to niemożliwe, bo przeszkadza Karta Nauczyciela. I to jej likwidacji w związku z wprowadzaniem bonu jak ognia boją się środowiska oświatowe. Zaraz po tym, jak portale internetowe podały informację, że PO w imię koalicji odstąpiła od pomysłu bonu, pojawiły się nauczycielskie komentarze. Na forum "Głosu Nauczycielskiego" jeden z użytkowników napisał: "Brawo dla PSL. Oby tylko pamiętali o sprawach ważnych dla nauczycieli: podwyżkach i wcześniejszych emeryturach". "Bez bonu edukacyjnego! Całe szczęście" - cieszy się ktoś inny.

- Nie przesądzałbym sprawy. Na pewno nie można go wprowadzić ot tak, od ręki. Wymaga co najmniej dwóch lat przygotowań, analiz. Mamy trochę czasu, by przekonać PSL do tego pomysłu - powiedział nam wczoraj poseł PO Jarosław Gowin.

http://miasta.gazeta.pl/krakow/1,35798,4670415.html
Marek Pleśniar14-11-2007 19:34:40   [#2741]

pieniądze już idą za uczniem

ino za małe

oni mnie doprowadzają do rozpaczy;-)

zgredek14-11-2007 19:40:35   [#2742]

ale to jest cały czas to samo

znaczy doprowadzili Cię już wcześniej

czyli nie rozpaczaj już;-)

Marek Pleśniar14-11-2007 20:59:35   [#2743]
znaczy jestem w rozpaczy
bogna16-11-2007 11:10:18   [#2744]

Na odchodnym minister edukacji z PiS Ryszard Legutko proponuje rewolucje w maturze i w dopuszczaniu książek do szkół.

http://serwisy.gazeta.pl/edukacja/1,51805,4677289.html

 
Matura z języka polskiego wygląda dziś tak: najpierw test z krótkimi wypracowaniami (na dwóch poziomach - łatwiejszym i trudniejszym - do wyboru). Potem przygotowywana w ciągu roku ustna prezentacja na wybrany temat.

Matura z polskiego według pomysłu ministra Legutko: wypracowanie na jeden z pięciu tematów dla wszystkich, a dla chętnych dodatkowo test na trudniejszym poziomie. Egzamin ustny zaś to przepytywanie z literatury i wiedzy o języku.

Projekt Legutki pojawił się wczoraj po południu na stronie internetowej MEN. Urzędnicy musieli pracować nad nim w pośpiechu, bo nie został opatrzony zwyczajowym uzasadnieniem ani nazwami instytucji, które by go miały skonsultować. Projektu minister Legutko raczej już nie podpisze. Dzisiaj urząd przejmuje jego następczyni z rządu PO-PSL Katarzyna Hall. Ona może go podpisać albo się z niego wycofać.

Tzw. nową maturę z polskiego, która weszła w 2005 roku, trzeba zmienić - postulują od dawna poloniści. Nie sprawdziły się zwłaszcza ustne prezentacje. Uczniowie często nie przygotowują ich samodzielnie, kupują na czarnym rynku "gotowce". Propozycja ministra Legutki cofa egzamin do starej formuły długiego wypracowania i odpytywania. Byłby to też jedyny egzamin, na którym najpierw wszyscy pisaliby poziom łatwiejszy, a chętni dodatkowo trudniejszy. Na pozostałych obowiązywałaby wprowadzona przez b. szefa MEN Romana Giertycha zasada, że maturzyści od początku muszą być zdecydowani, jaki poziom piszą.

- To kiepski pomysł, żeby odchodzący minister wrzucał ostatniego dnia niedopracowane projekty. Damy to do oceny ekspertom - zapowiada posłanka PO Krystyna Szumilas, wkrótce - najprawdopodobniej - wiceminister edukacji. - Trzeba skończyć z sytuacją, kiedy każdy nowy minister coś w maturze zmienia. Żelazną zasadą musi być, żeby uczeń zaczynający liceum wiedział i był pewien, jaką dokładnie maturę będzie zdawał.

To nie koniec niespodzianek ministra Legutki na odchodnym. W internecie pojawił się zapowiadany wcześniej projekt rozporządzenia o zasadach dopuszczania podręczników szkolnych. Utajnia ono nazwiska recenzentów szkolnych książek, wydłuża czas na ich zrecenzowanie oraz dopisuje do listy recenzentów IPN - jako instytucję, żeby - jak czytamy w uzasadnieniu - "poprawić jakość programów i podręczników dopuszczanych do użytku szkolnego".

- Minister traktuje obie strony - wydawców z autorami oraz recenzentów - jak przestępców, których trzeba rozdzielić w obawie przed przekupstwem - komentuje Piotr Marciszuk, prezes Polskiej Izby Książki, właściciel wydawnictwa Stentor.

Projekt w sprawie podręczników ma być też odpowiedzią ministra Legutki na protesty wydawców, którzy posądzali ustępujące władze MEN o cenzurę i stronniczy dobór recenzentów podręczników. Kilka tygodni temu urzędniczka MEN nie dopuściła podręcznika do historii, bo były w nim lekcje o zajmowaniu przez Polskę Zaolzia i polskim antysemityzmie (jedna z recenzentek określiła je jako "treści niepożądane"). Urzędniczka nie dopuściła też popularnego podręcznika do polskiego "To lubię", bo był za mało patriotyczny, oraz wstrzymywała książkę do angielskiego, bo były w niej lekcje o Halloween.

Źródło: Gazeta Wyborcza
---------------------
Projekt rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej zmieniające rozporządzenie w sprawie warunków i sposobu oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów i słuchaczy oraz przeprowadzania sprawdzianów i egzaminów w szkołach publicznych

projekt_rozporzadzenia_20071114.pdf - 47 KB

bogna16-11-2007 20:13:46   [#2745]
O finansach zaocznie
http://www.samorzad.pap.pl/?d=711151408033301

Minister edukacji Ryszard Legutko, tuż przed ustąpieniem, podpisał zarządzenie w sprawie powołania zespołu do spraw opracowania propozycji zmian systemowych w zakresie finansowania zadań edukacyjnych.  W zespole nie ma przedstawicieli strony samorządowej, a jedynie pracownicy resortu edukacji.

Zadaniem zespołu będzie analiza i opiniowanie projektu badawczego, zleconego w sierpniu przez MEN, dotyczącego finansowania zadań oświatowych. Zespół po analizie badań ma przedstawić propozycje rozwiązań w zakresie zmian systemowych dotyczących finansowania zadań edukacyjnych.

Samorządowcy są zaskoczeni, że w pracach zespołu nie będą uczestniczyć przedstawiciele korporacji samorządowych. - Być może to dokument wewnętrzny i MEN na początku przygotuje projekt zmian, a później będzie go konsultować  - powiedział nam przedstawiciel jednej z korporacji samorządowych. - Oznacza to jednak, że MEN bierze pełną odpowiedzialność za ten projekt - dodał.

Przewodniczącym zespołu jest  Artur Klawenek z Ministerstwa Edukacji Narodowej.  Klewenek od lat dziewięćdziesiątych uczestniczył w pracach nad zmianami ustrojowymi w przepisach prawa oświatowego, w tym w przygotowaniu zmian decentralizujących zadania oświatowe i kompetencje państwa na rzecz samorządów terytorialnych. W roku 2000 był współtwórcą nowej koncepcji awansu zawodowego nauczycieli oraz systemu wynagrodzeń nauczycielskich.

Członkami zespołu są Anna Dakowicz-Nawrocka, Jerzy Jakubczuk, Maria Branecka, Małgorzata Krasuska i Zofia Stypińska, reprezentujący poszczególne departamenty  MEN. Zgodnie z zarządzeniem ministra edukacji, w posiedzeniach zespołu będą mogły brać udział z głosem doradczym osoby niebędące jego członkami, ale zaproszone przez przewodniczącego.

Przypomnijmy, że w sierpniu br. MEN po dyskusjach z przedstawicielami KWRiST zlecił projekt badawczy, na podstawie którego ma powstać diagnoza obecnego systemu finansowania oświaty oraz mają być opracowane propozycje systemu finansowania zadań oświatowych. Dziwi więc fakt, że w zespole opiniujacym projekt zabrało przedstawicieli zespołu edukacji Komisji Wspólnej.

Przedmiotem prac  mają być m.in. prawne uwarunkowania kształtowania subwencji oświatowej oraz zasady jej podziału na tle łącznych dochodów w poszczególnych JST,  subwencja oświatowa a wydatki samorządów terytorialnych na zadania oświatowe. Naukowcy mają również zbadać rozkład wydatków na oświatę publiczną w Polsce oraz przanalizować zmiany algorytmu od roku 1996.

Analizie zostanie poddane średnie wynagrodzenie nauczycieli w stosunku do wysokości naliczonej subwencji oświatowej  w latach 2000-2007. Zespół ma też zastanowić się nad możliwościami wprowadzania standardów w oświacie publicznej, o które od dawna apelują samorządowcy.

Jak informuje MEN, w drugim etapie przedmiotem analiz będą zagadnienia związane z decentralizacją zdań edukacyjnych na tle doświadczeń międzynarodowych.

amk/

malmar1517-11-2007 09:02:44   [#2746]
Kuratoria oświaty do zamknięcia?


1 godz. 26 minut temu

Kuratoria oświaty mogą przestać istnieć - dowiedziała się "Rzeczpospolita".

- Potrzeba nowocześniejszego nadzoru pedagogicznego, który nie będzie organem politycznym ministra, ale niezależną instytucją, która będzie czuwała nad pracą szkoły - przyznaje kandydatka na wiceministra edukacji Krystyna Szumilas (PO). Podkreśla jednak, że likwidacja kuratoriów to dopiero pomysł, nad którym w PO się dyskutuje.

Kuratoriów w kraju jest 16. Po jednym na województwo. To urzędy o rozbudowanej strukturze: z wydziałami w centralach i delegaturami w terenie. Ministerstwo edukacji nie ma danych, ile osób zatrudniają. Tylko w mazowieckiej placówce pracuje ok. 300. Kuratoria zajmują się głównie wizytacjami szkół, konkursami na dyrektorów, konkursami przedmiotowymi, wydają certyfikaty dla placówek, które prowadzą rozmaite kursy.

Ale przede wszystkim - podkreśla dziennik - są łącznikiem między ministerstwem a szkołami. Krystyna Szumilas uważa jednak, że za rządów ostatnich ministrów stały się ich politycznym narzędziem. Na polecenie Romana Giertycha kuratoria wysyłały do szkół giertychowskie trójki, liczyły uczennice w ciąży. Na prośbę Ryszarda Legutki sprawdzały, czy uczniowie chodzą w mundurkach.

Pomysł likwidacji urzędów ma zwolenników i przeciwników. - Kibicuję mu przede wszystkim dlatego, że teraz mamy do czynienia z dwuwładzą. Szkoły podlegają samorządom i kuratoriom. Zdarza się, że dyrektor jest w kłopocie, jak działać, by dobrze wypełnić polecenia kuratora i samorządu - mówi wiceminister w rządzie Jerzego Buzka Irena Dzierzgowska.

Wiceszef Sejmowej Komisji Edukacji Tadeusz Sławecki (PSL) likwidacji nie popiera: - Takie hasła padły z ust niektórych działaczy PO, ale dyskusji nie było. Musi być w terenie jakiś przedstawiciel ministerstwa. Można się natomiast zastanowić nad zmianą wyboru kuratorów, bo za Giertycha tak zmieniono zasady, że kurator praktycznie jest wybierany przez układ rządzący - stwierdza rozmówca "Rzeczpospolitej".

Źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
beera17-11-2007 09:25:49   [#2747]

nie ma mowy o likwidacji KO, nikt o zdrowym rozumie się na to nie porwie.

raczej- jeśli bedziemy mieli szczęście, a PO determinację, może bedzie szansa na okreslenie kompetencji pomiędzy organami.

To byłby dobry krok, który pozwoliłby docelowo, ograniczyć rolę KO.

 

grażka17-11-2007 10:58:00   [#2748]

Może nie prasy - ale Internetu. Trafiłam na to forum:

http://forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=49117&w=71733585&v=2&s=0

i stamtąd przeklejam pewien post - pytanie brzmi: "Czemu edukacja domowa?"

wyjatkowa_rodzinka 09.11.07, 09:17 Odpowiedz

Ktoś fajnie napisał, a ja się pod tym podpisuję, sama bym lepiej tego nie ujęła.

1. Mam niestandardowe dzieci. Widzę ich wyjątkowość i nie chcę, aby je
standaryzowano.
2. Moje dzieci potrzebują dzieciństwa. Szkoła odbiera dzieciństwo.
3. Moje dzieci rozwijają się zbyt szybko dla szkoły. Szkoła je hamuje.
4. Nie chcę, aby moje dzieci były uczone uznawania autorytetów opartych na
tzw. kwalifikacjach.
5. Chcę, aby rozwijały się zgodnie ze swoimi zdolnościami i
zainteresowaniami. Nie mogą tracić czasu na niepotrzebne rzeczy.
6. Dzieci powinny jak najwięcej przebywać wśród ludzi, którzy ich mądrze
kochają. Najwięcej takich ludzi znajdzie się w domu.
7. Dom jest naturalnym środowiskiem dla dziecka, szkoła - sztucznym.
8. Z reguły nie wolno ufać instytucjom państwowym.
9. Dzieci wychowuje się do dorosłości wśród dorosłych.
10. Prawdziwych przyjaciół poznaje się poza szkołą.
11. Szkoła zawęża horyzonty i tłumi indywidualizm.
12. Dzieci potrzebują poznawania praktycznych umiejętności. Niewiele jest
mniej praktycznych miejsc od klasy szkolnej.
13. Poza szkołą dziecko może zgłębiać wiedzę. Szkoła wiedzę spłyca.
14. Ławki szkolne krzywią kręgosłup i wypaczają postawy. Również życiowe.
15. W domu rzadko marnuje się czas, wyjąwszy gapienie się w telewizor.
16. W domu można rozwijać naturalne przyjaźnie na całe życie - z rodzicami i
rodzeństwem.
17. Rok w domu nie zaczyna się i nie kończy.
18. W domu dzieci nie mają przerw od myślenia i wakacji od nauki.
19. Dzieci w domu są potrzebne i tak też się czują. W szkole są zbędne. I tak
też się czują.
20. W domu dzieci są wychowywane. Szkoła indoktrynuje zgodnie z panującą opcją
polityczną.
21. Wypadkowość w szkole przewyższa tę w górnictwie.
22. W domu mogą do woli uczyć się tego, co lubią.
23. Dla dzieci edukowanych w domu możliwy jest miesięczny wyjazd majowy w
Beskidy i wrześniowy tydzień nad morzem.
24. Dzieci naturalnie wolą dom od szkoły i rodziców od nauczycieli i nie ma w
tym nic złego.
25. W domu można spędzić cały dzień na rysowaniu lub oglądaniu robaczków.
Można też cały dzień naprawiać rower. Są to niezwykle pożyteczne zajęcia, które
w szkole uznane byłyby za marnowanie czasu.
26. Do domu nie trzeba dojeżdżać autobusem. To oszczędza czas i jest bezpieczne.
27. W domu nie ma złych nauczycieli ani złych uczniów. Dobrzy rodzice nie
krzywdzą swoich dzieci ani na to nie pozwalają.
28. W domu nie ma sztucznej ciszy lekcyjnej ani sztucznego hałasu przerwy
szkolnej.
29. W domu nie nosi się tornistrów. W domu nosi się potrzebne rzeczy.
30. W domu dziecko może pobyć samo. Żadna szkoła nie daje takiej możliwości.
31. W domu można spokojnie samodzielnie pomyśleć. W szkołach nie ma na to
czasu - dzieci muszą odgadnąć to, co myśli nauczyciel.
32. Rodziców można (prawie) zawsze o wszystko zapytać. Można też (prawie)
zawsze wszystko im powiedzieć. Robienie tego w szkole rozbija lekcję i
wszystkich denerwuje.
33. Jeśli dziecko nie chodzi do szkoły, może spędzić pięć godzin dziennie na
basenie. Albo w lesie. Albo grając w piłkę.
34. W domu nie prowadzi się zeszytów. Chyba że są potrzebne.
35. W domu można się wyspać. Chyba, że jest coś ciekawszego do zrobienia.
Można też uciąć sobie drzemkę, kiedy organizm jej potrzebuje. W szkole można
tylko ziewać, ale tak, aby nauczyciel tego nie zauważył.
36. W domu dziecko nabiera pewności siebie. W szkole pewność siebie jest źle
widziana.
37. W domu można rozwiązywać zadania i problemy na różne sposoby. W szkole nie
można robić tego szybciej od nauczyciela.
38. Dla dziecka edukowanego w domu świat jest całością. W szkole świat
podzielony jest na przedmioty.
39. W domu nie ma jedynek. Ani szóstek. W domu jest normalnie - dzieci uczą
się do życia.
40. W domu można pójść do ubikacji bez pozwolenia. Bez pozwolenia można też
wstać albo położyć się na podłodze.
41. W domu, wyjąwszy obecność rządowych mediów, nie ma propagandy.
42. W domu są ciekawsze książki.
43. W domu są lepsze zabawki.
44. W domu można bawić się z dziadziusiem i babcią i uczyć się od nich.
45. W domu można pomagać rodzicom. W ogóle można być potrzebnym i użytecznym.
46. W domu nie ma dzwonków na przerwę. Nie ma przerw w ogóle, bo niby od czego?
47. Nauczanie domowe nie ma minimum programowego.
48. W domu można bawić się w szkołę. Tylko po co?
49. Szkoła uczy myśleć jak nauczyciel. Edukacja domowa uczy myśleć.
50. W domu nie ma apeli ku czci. W ogóle w domu czci się właściwe osoby.
51. Szkoła wychowuje pracowników. Dom wychowuje ludzi samodzielnych.
52. Najlepszy uczeń w szkole to taki, który idzie za nauczycielem. W domu
uczymy dzieci podążania za Bogiem.
53. W domu nie ma lekcji przysposabiających do życia w rodzinie. W domu jest
prawdziwa rodzina.
54. W domu nie ma lekcji przyrody. W domu przyroda jest wszędzie. Matematyka,
fizyka i obce języki również.
55. W domu nie ma niepotrzebnego stresu.
56. W domu nie zostaje się na drugi rok.
57. W domu robi się, wyłączając bezmyślne gapienie się w telewizor, sensowne
rzeczy.
58. Dziecko w szkole cały dzień marzy o wyjściu z niej. Edukacja domowa
spełnia marzenia.
59. W domu dziecko je lepiej. W dodatku je z rodziną.
60. W nauczaniu domowym nie ma pracy domowej, w domu jest zwykła praca.

[koniec cytatu.]

Ciekawe - z wieloma się zgadzam, ale mam też parę wątpliwości. Trzeba to przemyśleć. :)


 

Adaa18-11-2007 13:49:56   [#2749]

Kreska na świadectwie

- Odkąd ocena z religii jest liczona do średniej, katecheci przestali stawiać piątki na piękne oczy i zaczęli surowo oceniać uczniów. Ci w odpowiedzi unikają nauki przedmiotu - pisze "Metro".

Były minister edukacji Roman Giertych zdecydował, że z początkiem obecnego roku szkolnego stopień wystawiany przez katechetę będzie tak samo ważny, jak z każdego innego przedmiotu. Wliczanie religii do średniej miało być jego zdaniem sposobem na wzrost rangi tego przedmiotu.

Tymczasem...od września z nauki religii zrezygnowały już setki uczniów. Np. w Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 9 w Sosnowcu - 10 proc. wszystkich

czytaj więcej ...

AsiaJ18-11-2007 15:18:17   [#2750]

Młodzi geniusze poszukiwani

Renata Czeladko 16-11-2007, ostatnia aktualizacja 16-11-2007 03:30

Praca z wybitnymi uczniami to teraz jedno z głównych zadań szkół, które dotychczas skupiały się na pomaganiu słabszym

źródło: Rzeczpospolita

W szkołach nie istnieje system wspierania zdolnych uczniów. Szacuje się, że w każdym roczniku jest co najmniej 2 procent osób o ponadprzeciętnych zdolnościach. Przy sześciu milionach uczniów daje to 120 tys. wybitnych młodych osób.

Według ostatnich danych Ministerstwa Edukacji tylko kilku procentom z nich szkoła pomaga pogłębiać wiedzę i rozwijać zainteresowania.Dlatego na polecenie resortu kuratoria zbierają właśnie informacje, jak szkoły pracują z wybitnymi.

więcej tu;

http://www.rp.pl/artykul/69687.html

strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 54 ][ 55 ][ 56 ] - - [ 242 ][ 243 ]