Forum OSKKO - wątek

TEMAT: oświatowy przegląd prasy
strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 20 ][ 21 ][ 22 ] - - [ 242 ][ 243 ]
Marek Pleśniar22-11-2006 10:22:55   [#1001]

http://wiadomosci.onet.pl/1437928,11,item.html

"Godzina bezpieczeństwa" dla małoletnich
"Dziennik": istnieje poselski projekt ustawy stanowiącej część programu "Zero Tolerancji", która dzisiaj trafi do Sejmu. Ustawa przewiduje wprowadzenie "godziny bezpieczeństwa" dla małoletnich.

Według gazety po "godzinie bezpieczeństwa", małoletni będą mogli przebywać w miejscach publicznych tylko w towarzystwie dorosłych.

Wprowadzanie godziny bezpieczeństwa będzie leżało w gestii samorządu, które najlepiej znają problemy na swoim terenie. Samorządowcy będą też określać wiek młodzieży, którą obowiązywałaby godzina bezpieczeństwa. Gazeta przytacza jednak wypowiedź byłej wiceminister edukacji Anny Radziwiłł, która podkreśla, że do akcji powinny się włączyć ośrodki pomocy społecznej i organizacje, które pomagają rodzicom w wychowywaniu dzieci.

Radziwiłł przypomina, że dyscyplina to tylko jeden z elementów wychowywania. Równie ważne jest też, aby młodzi ludzie mieli gdzie spędzać wolny czas. Dlatego samorządy powinny znaleźć pieniądze na zajęcia pozalekcyjne i świetlice - czytamy w "Dzienniku".

Zola22-11-2006 12:20:25   [#1002]
wiecie, co
poza tym że nie jestem dyrektorem, to w obecnym czasie najbardziej cieszę się z tego, że moi synowie pokończyli szkoły :-)))
Marek Pleśniar22-11-2006 12:25:39   [#1003]
złośliwie jednak przypomnę że mogą mieć dzieci w wieku szkolnym;-)
Zola22-11-2006 12:28:39   [#1004]
ale to oni, a nie ja ;-)

egoistka, no nie
stan22-11-2006 12:58:16   [#1005]

... w ramach dyskusji

Kontrowersyjne nominacje Giertycha
"Rzeczpospolita": Minister edukacji zwolnił już niemal wszystkich dyrektorów i wicedyrektorów w resorcie, a na ich miejsce przyszli ludzie z otoczenia ministra i LPR, często bez doświadczenia w oświacie i administracji.
Od maja, gdy w fotelu ministra zasiadł Roman Giertych na 10 departamentów w MEN zmian personalnych nie było tylko w dwóch. W minionym tygodniu posady dyrektorskie straciły kolejne trzy osoby. Od maja odeszło kilku wysokiej rangi urzędników, którzy pracowali w MEN nawet od trzech kadencji, pod rządami ministrów różnych opcji politycznych.

- Odwołani dostają zwykle stanowisko radcy ministra albo szeregowego urzędnika i nawet o połowę niższą pensję. Merytorycznych powodów nikt nie podaje, mówi informator "Rzeczpospolitej". Gazeta podaje przykłady kontrowersyjnych nominacji szefa resortu. Najważniejszym Departamentem Kształcenia Ogólnego (tam decyduje się np. o zasadach matury) kieruje obecnie dobra znajoma Romana Giertycha, która wcześniej była dyrektorką szkoły podstawowej. Zaś na czele Departamentu Współpracy Międzynarodowej stanął człowiek nie władający żadnym językiem obcym. Stanowisko wicedyrektora Departamentu Młodzieży zajął nauczyciel wf i właściciel firmy organizującej zawody w paintballu.

Na tak szerokie zmiany kadrowe pozwalają ministrowi ostatnie zmiany w systemie służby cywilnej, w myśl których szefostwo resortu może powoływać i odwoływać urzędników wedle własnego uznania, podkreśla "Rzeczpospolita" i dodaje, że z nowego prawa korzysta też Samoobrona, wymieniając kadry w Ministerstwie Pracy.
stan22-11-2006 13:00:16   [#1006]
... sorry
Bogna była szybsza
:-(
czahan22-11-2006 15:26:44   [#1007]

"w wyniku reformy nie zostały wcale zwiększone nakłady na szkolnictwo, a te skromne sumy przeznaczone na oświatę znikają, pożerane przez coraz bardziej rozbudowaną biurokrację."

- a ja się z tym zgadzam

wystarczy przyjrzeć się działalności: Kuratoriów ( nie zmniejszone składy osobowe urzędów od 1996 r,  od przejecia oswiaty podstawowej przez gminy), OKE - duża grupa ludzi, wymyślająca sobie prez wiekszą część roku zajęcie, obrastające w urzedników "od oświaty" organy prowadzące i najnowsze dziecko ministra: Instytut wychowania po co to komu? a sławetne mierzenie? i te tłumy specjalistów od niego? a komisje ds. awansu? teczki papierów, tony zaswiadczeń.. a specjaliści od uczenia nauczycieli? te "Kursiki" i "warsztaciki", czasopisma z "cudownymi lekcjami" dla każdego, wydawnictwa pasące sie na miernych publikacjach...

czahan22-11-2006 15:31:13   [#1008]
http://www.wprost.pl/ar/?O=96906 to polecam : "Szkoła na kwadratowych kołach", ostrzeżenie dla wrażliwych: czytanie publikacji może skończyć sie zawałem
AnJa22-11-2006 15:55:00   [#1009]

nie cierpię urzędników, ale:

"wystarczy przyjrzeć się działalności: Kuratoriów ( nie zmniejszone składy osobowe urzędów od 1996 r,  od przejecia oswiaty podstawowej przez gminy)"
1. w ko poleciaiły etaty administracyjno-finansowe, została niezmieniona liczba wizytatorów,
2.   zwiekszyła się liczba szkół przypadających na wizytatora (u nas 2-3 razy)

"OKE - duża grupa ludzi, wymyślająca sobie prez wiekszą część roku zajęcie,
nie sądzę, łatwo nie mają, a mam wrażenie, że więcej o szkole wiedzą niz nam sie wydaje - przynajmniej moja szefowa OKE (to nie wazelinka, bo żremy się  i mnie nie trawi, ale sprawiedliwość oddać muszę)

"obrastające w urzedników "od oświaty" organy prowadzące"
U mnie 1 pracownik w OP, oprócz szkól ma jeszcze służbę zdrowia i opieke społeczną oraz 2-3 stażystki do pomocy.

"i najnowsze dziecko ministra: Instytut wychowania po co to komu?"
nie wiem, nie widziałem bo nie ma

"a sławetne mierzenie?
nie wiem, olewałem"

"i te tłumy specjalistów od niego? "
nie wiem, nie miałem przyjemności

"a komisje ds. awansu? teczki papierów, tony zaswiadczeń.. a specjaliści od uczenia nauczycieli? te "Kursiki" i "warsztaciki", czasopisma z "cudownymi lekcjami" dla każdego, "
no, fakt!!!!!

"wydawnictwa pasące sie na miernych publikacjach..."
nie wiem, nie czytam ani nie kupuję
Adaa22-11-2006 17:16:25   [#1010]

no AnJa...jakby Ci tu...luzak z Ciebie jak widać...to taki image,poza,czy rzeczywistość?;-)

bo wiesz...ludziska tu czytają...a nuż ktos uzna,że to recepta na sukces i podąży Twoim stylem...albo w kompleksy wpadnie,ze czyta,wie i kupuje,ma przyjemność,nie olewa

;-)

AnJa22-11-2006 17:42:31   [#1011]
rzeczywistość

nie czuję się człowiekiem (dyrektorem sukcesu) sukcesu

ot, nie rozumiem po co: kupować, czytać, wiedzieć, mieć przyjemnośc - jeślibym miał  potęgować w ten sposób frustrację

nie oceniam tych  co: kupują, czytają, wiedzą

z oczywistych względów zauważam  tych, co mają przyjemność - zazdroszczę im.
...
to co JEST WG MNIE POTRZEBNE czytam, kupuję, staram się wiedzieć i się cieszę, jak się po moich zakupach- poprzedzonych zazwyczaj czytaniem) coś udaje (komputerowe wspomaganie zarządzania ostatnio)- nawet jeśli  wcześniej przez parę lat byłem przeciw
Adaa22-11-2006 17:46:09   [#1012]
zupelnie jakby Ci sie ktos obcy do kompa dorwał:-)
AnJa22-11-2006 17:54:30   [#1013]
kiedy?
czahan22-11-2006 20:54:29   [#1014]
 "w ko poleciaiły etaty administracyjno-finansowe, została niezmieniona liczba wizytatorów,
2.   zwiekszyła się liczba szkół przypadających na wizytatora (u nas 2-3 razy)'
'nie sądzę, łatwo nie mają, a mam wrażenie, że więcej o szkole wiedzą niz nam sie wydaje - przynajmniej moja szefowa OKE"
"U mnie 1 pracownik w OP, oprócz szkól ma jeszcze służbę zdrowia i opieke społeczną oraz 2-3 stażystki do pomocy" - tylko pozazdroscic, znaczy sie - naklady na oswiatę wzrosły , każdy grosz wydany rozsadnie, bez rozrzutności - to gdzie tak mają? w krakowie? Juz sie pakuję!
AnJa22-11-2006 21:22:09   [#1015]
w podlaskiem

zapraszam, choć niczego nie gwarantuję- środowisko hermetyczne raczej tworzymy
Gaba22-11-2006 21:26:44   [#1016]
a dziecięciem Ziemi Podlaskiej, czy nie?
AnJa22-11-2006 21:45:09   [#1017]
my na styku kultur
Gaba22-11-2006 21:54:35   [#1018]
na jakim styku? Sweterek bomba, akcent rewelkacja i program cud - polikwiduję wszystko!
grażka22-11-2006 21:55:29   [#1019]
Uważaj, bo dostaniesz w dziób :))
Magosia22-11-2006 22:12:14   [#1020]

.

Kurier z 22.11.2006
WIADOMOŚCI: Wizytatorzy przywaleni robotą


REGION PRACOWNIK KURATORIUM POJAWIA SIĘ, GDY WYBUCHNIE AFERA

Jeden pracownik lubelskiego Kuratorium Oświaty czuwa nawet nad 270 placówkami – wynika z danych Związku Nauczycielstwa Polskiego. To szokujące zestawienie, zwłaszcza w sytuacji, gdy po ostatnich bulwersujących wypadkach w szkołach wszyscy domagają się lepszego nadzoru nad placówkami.

ZNP w kwietniu i maju tego roku przeprowadził wśród wizytatorów w całej Polsce specjalne ankiety.
– Okazało się, że są regiony, w których na jednego wizytatora przypada po 40 szkół, gdzie indziej po 150. Jednak nigdzie w Polsce nie było tak tragicznie jak na Lubelszczyźnie. W waszym województwie na jednego pracownika kuratorium przypada aż 270 placówek – mówi Janina Jura, wiceprezes ZNP.
Władze związku podkreślają, iż wizytatorzy uskarżali się w ankietach, że są po prostu zawaleni robotą. – Oprócz ogromnej liczby placówek obarczani są szeregiem dodatkowych zadań. Zarówno w swojej jednostce, jak i zleconymi przez ministerstwo pracami, które muszą wykonać na przykład w jeden dzień – kontynuuje wiceprezes Jura. Z tych przyczyn, jej zdaniem, szkoła nie ma żadnego kontaktu z wizytatorem.
– Osoby biorące udział w ankietach twierdziły, że w ciągu roku nie pojawiły się ani razu w szkole, ani nie udzieliły jakiejkolwiek pomocy.
To, że dane ZNP odzwierciedlają rzeczywistość, potwierdzają niektórzy lubelscy dyrektorzy szkół.
– Najczęściej z naszym wizytatorem po prostu rozmawiamy przez telefon. Przy odrobinie szczęścia możemy liczyć na jedną wizytę rocznie – przyznaje dyrektor lubelskiego gimnazjum.
Jeszcze gorzej jest na wsiach i w małych miasteczkach. – W naszej szkole pracownik kuratorium pojawia się tylko wówczas, gdy wybuchnie jakaś afera – twierdzi jedna z dyrektorek w podlubelskiej gminie.
Z wynikami ZNP nie zgadza się lubelskie Kuratorium Oświaty. Wicekurator Marek Błaszczak uważa, iż przeprowadzone przez ZNP badania nie mówią prawdy: – Na jednego wizytatora przypada w naszym województwie średnio 30-36 placówek.
Wicekurator Błaszczak dodaje, że nie spotkał się z sytuacją, w której jeden wizytator miałby w nadzorze ponad dwieście placówek.

Agnieszka Dziaman


LICZBY MÓWIĄ: 95 NA 3066

W lubelskim Kuratorium Oświaty pracuje 95 wizytatorów. W tej liczbie mieszczą się też pracownicy delagatury w Białej Podlaskiej, Zamościu i Chełmie. Wizytatorzy czuwają nad 3066 placówkami i ponad 400 tysiącami uczniów.
Gaba22-11-2006 22:37:21   [#1021]
tym, co się dzieje w szkołach nie muszę chyba pisać, bo śledząc na bieżąco telewizyjne dzienniki lub chociaż strony internetowe, nie raz słyszeliście o przerażających rzeczach, które zdarzają się w naszych placówkach oświatowych. W amerykańskich tym bardziej. Nie będę w tym momencie rozpoczynał dyskusji o wpływie gier wideo na zachowanie młodzieży, ani też snuł refleksyjnych esejów o tym, jak to kiedyś było lepiej (bo było po prostu inaczej i mniej rzeczy wychodziło na jaw). Zamiast tego szybko przejdę do meritum sprawy, bo nie taki ten diabeł straszny, jak go malują.

Screen z gry Canis Canem Edit


Akcja „Bully” – najnowszej gry zespołu Rockstar Vancouver (dawnego Barking Dog Studios), która na europejskim rynku sprzedawana jest jako „Canis Canem Edit” – rozgrywa się w fikcyjnej akademii Bullworth (ach ta skłonność Rocktar do wymyślnych i szyderczych nazw), gdzie uczy się i wychowuje mnóstwo rozwydrzonych bachorów z dobrych rodzin. Wystarczy spojrzeć na herb szkoły, aby wiedzieć, że to nie Hogwart, gdzie pocieszne dzieciaczki z magicznymi różdżkami robią sobie psikusy. Pięść, wąż, szczur, trupia czacha i wkurzony byk górujący nad tym wszystkim – oto pełen obraz relacji pomiędzy uczniami oraz nauczycielami. Bardziej to wygląda na obóz resocjalizacyjny albo poprawczak, ale co tam – ważne, że jest prześmiewczo.

Naszym bohaterem zostaje piętnastoletni smarkacz - mocny w gębie i piąchach, choć wcale niegłupi Jimmy Hopkins. Nihilizm i lekceważący stosunek do życia wylewa się z chłopaka w każdym słowie i geście, więc wkrótce po tym, jak jego wystrojona mamusia wraz z nowym tatusiem zostawią go w Bullworth, wiele rzeczy ulegnie zmianie. Młody James będzie musiał od pierwszej chwili walczyć o swoje, nie dać się zgnoić, a wręcz przeciwnie: pokazać innym, kto tu rządzi. Nie byłoby to zbyt łatwe w całkowitej alienacji od pozostałych, toteż wyrostek potrzebuje paru kumpli, którzy będą mogli go wprowadzić w działanie zasad panujących w tym dziwnym miejscu. Szczególnie tych niepisanych.

Gaba23-11-2006 18:15:49   [#1022]

no to mamy chyba antyprzebój, brawo autorzy i dystrybutorzy!

Galeria: Canis Canem Edit (Bully)

Tytuł umiejscowiony jest w realiach szkoły Bullworth, gdzie gracze wcielą się w postać Jimmy'ego Hopkinsa, który trafia do przesiąkniętej korupcją i stanowiącej arenę walk współzawodniczących gangów placówki oświaty. Jimmy będzie musiał przeciwstawić się okrutnym kolegom ze szkolnej ławki, zdobyć serce uroczej koleżanki, oraz poradzić sobie w środowisku, gdzie przekupni nauczyciele tylko pogłębiają problemy...Polska premiera gry odbyła się 10 listopada 2006 r.
krasnoludek zadyszek23-11-2006 18:38:51   [#1023]
Ja widze plus w tym, że tytuł gry na Europę jest po łacinie:)))
Amerykanie mają prostackie "Bully", a u nas przynajmniej dzieci nauczą się tytuł wymawiać:)))

A na serio, szkoda, że takie gry się robi... Niefajne to.
Zola23-11-2006 22:11:47   [#1024]
a ja nie ufam, że będą to dobrze czytać
Małgoś23-11-2006 22:19:49   [#1025]

Nagana za film Kieślowskiego

Mariusz Kowalewski, Marcin Wojciechowski 2006-11-22, ostatnia aktualizacja 2006-11-23 11:11

Nauczycielka z podolsztyńskiej podstawówki puściła przez pomyłkę na lekcji bardzo krótki fragment filmu "Podwójne życie Weroniki". Jeden z rodziców uznał, że to pornografia.

1-->
Był początek listopada. W niepublicznej podstawówce w Słupach trwała lekcja wychowawcza dla piątej klasy. Polonistka z trzydziestoletnim stażem chciała, by dzieci obejrzały na wideo "Tajemniczy ogród". - Na biurku miała dwie kasety, jedną z tym filmem oraz drugą z "Dzwonnikiem z Notre Dame" i "Podwójnym życiem Weroniki" Krzysztofa Kieślowskiego - opowiada Janina Cycyk, dyrektorka podstawówki. - Przez pomyłkę włączyła drugą kasetę, ustawioną już na film Kieślowskiego.

Traf - a może pech - chciał, że na ekranie pojawiła się scena, w której kobieta całuje się z mężczyzną. - Gdy polonistka zorientowała się, że pomyliła kasety, od razu chciała wyłączyć wideo. Ale niechcący włączyła przewijanie na podglądzie. W końcu sama zasłoniła telewizor - mówi dyrektorka.

I ot cała historia z lekcji.

Szkoda polonistki

Niedługo później do dyrektorki zadzwonił rodzic. - Zaczął krzyczeć, że na lekcji pokazywane są filmy pornograficzne - opowiada dyrektorka. - Zaprosiłam go, by zobaczył i ocenił film. Gdy go obejrzał, stwierdził, że podmieniliśmy kasety, a na lekcji był puszczony film pornograficzny.

Nie wiadomo jak, ale sprawa rozeszła się po wsi.

- Zacząłem dostawać telefony z pytaniami, co tam u was za afera pornograficzna wybuchła - dodaje Waldemar Grzegorzewski, sołtys Słup. - A jaka to afera? Jeśli ktoś oglądał "Podwójne życie Weroniki" to wie, że nie jest to nawet film erotyczny, a co dopiero pornograficzny.

O zajściu z filmem dyrektorka powiadomiła Kuratorium Oświaty w Olsztynie. We wtorek szkołę w Słupach odwiedził wizytator. Tego samego dnia wieczorem odbyło się spotkanie z rodzicami, nauczycielami i psychologiem. - Ten ojciec nie chciał słuchać naszych argumentów, że fragment tego filmu to nie pornografia - opowiada Katarzyna Zalewska, matka jednego z uczniów.

Pornografii nie dopatrzył się też wizytator. - Dzieci w obecności psychologa powiedziały, że nie było tam żadnych scen pornograficznych - mówi Jolanta Gregorczuk, warmińsko-mazurski kurator oświaty.

Rodzice bronią nauczycielki. - Każdy z nas popełnia błędy - mówi Katarzyna Zalewska. - Tymczasem dzieci nawet nie pamiętają tego filmu. Wspominają jedynie, że na tamtej lekcji było bardzo śmiesznie, bo polonistka nie mogła wyłączyć wideo.

Sołtys Grzegorzewski: - Szkoda mi pani polonistki, która jest wyśmienitą nauczycielką. Teraz jest załamana, że ktoś ją oskarżył o pokazywanie pornografii.

Nie dać się zwariować

Wszystko skończyło się naganą dla polonistki. - Pomyłka nie powinna mieć miejsca. Przed prezentacją pomocy naukowej nauczycielka powinna sprawdzić co jest na kasecie - tłumaczy Janina Cycyk.

Gregorczuk: - Dzieci mogły widzieć krótką scenę erotyczną, w której było pokazane ciało nagiej kobiety. Takich scen uczniowie piątej klasy nie powinni oglądać na godzinie wychowawczej. Nie były to jednak sceny pornograficzne. Nie powinniśmy dać się zwariować.

- Ale dyrektorka ukarała właśnie nauczycielkę naganą - mówimy kuratorce.

- Mogła ukarać polonistkę tylko upomnieniem. Ale to jest jej autonomiczna decyzja i nie powinnam w to już ingerować - odpowiada Gregorczuk.

Rodzice zapowiadają, że zbiorą podpisy i wyślą je do kuratorium, by cofnęło naganę dla polonistki. - Zrobimy to dopiero za pół roku, bo jak się dowiedzieliśmy, dopiero wtedy możemy takie coś wysłać, by pismo było skuteczne, a kara anulowana - mówi Zalewska.

Z polonistką nie udało nam się porozmawiać. Dyrektorka szkoły przekazała nam, że jest roztrzęsiona sprawą. Ojciec, który mówił o pornografii, powiedział nam tylko: - Dla dobra dzieci nie będę tego komentował.

To dobra szkoła

Szkoła w Słupach powstała sześć lat temu. Mieszkańcy wioski założyli wtedy stowarzyszenie rozwoju wsi Słupy i okolic. - Sami wyremontowaliśmy szkołę. Udało nam się stworzyć fantastyczną placówkę. Dzieci są w małych klasach i nie muszą dojeżdżać do Olsztyna. Poza tym mamy najlepsze wyniki w gminie - mówi Marta Wodyńska, prezes stowarzyszenia.

Monika Fydrych, matka jednego z uczniów: - W sylwestra w sali gimnastycznej robimy bal. Pieniądze, które wtedy się uzbiera, idą na opłaty m.in. rachunków. Latem organizowane są zabawy na świeżym powietrzu.

O zdarzeniu powiedzieliśmy prof. Zbigniewowi Lwu-Starowiczowi, znanemu w kraju seksuologowi. - "Podwójne życie Weroniki" to normalny film fabularny. To wszystko, co się wydarzyło, jest wyrazem jakiejś niepotrzebnej histerii. Wszystko przez klimat, jaki obecnie stworzono wokół szkół.

Szkoła z wynikami

Porównując średnie wyniki sprawdzianu po podstawówkach w naszym regionie stwierdziliśmy, że szkoła w Słupach wypada bardzo dobrze. W Słupach egzamin pisało czterech uczniów i ich średni wynik to 33 punkty. Najlepszy wynik w Olsztynie osiągnęli uczniowie Społecznej Szkoły Podstawowej nr 101, zdobywając średnio 33,6 pkt. Z publicznych szkół wyróżnia się Katolicka Szkoła Podstawowa z notą 31 punktów oraz SP 18 z wynikiem 29, 75.
 
...
W całej tej historii bulwersuje mnie nie film, nie histeryczna reakcja tatusia, ale...nagana dla nauczycielki.
Czy coraz bliżej nam do palenia książek i niszczenia dzieł malarzy?
Dlaczego ta dyrektorka tak powaznie ukarała tę nauczycielkę?
To tak jakby przyznała, że ten film to niemoralność i zło.
taka nadgorliwość wobec wydumanych nacisków to zgroza :-(
julka223-11-2006 22:31:32   [#1026]

A co ja kiedyś zrobiłam. Uczyłam w szkole podstawowej na wsi a chciałam dzieciom zorganizować wycieczkę w Kotlinę Kłodzką. Dzieci nie miały legitymacji, nie miały też zdjęć więc zabrałam je na wycieczkę do pobliskiego miasta, do fotografa.

Szkoda było jechać tylko do zdjęcia, więc zabrałam dzieci (VI klasa) do kina. A wiecie jaki to był film? "Wierna rzeka"!!! Nigdy z nimi na ten temat nie rozmawiałam, ale było mi bardzo głupio, ze wcześniej nie obejrzałam filmu. (film dopiero wchodził na ekrany)

A wycieczka w Kotlinę była bardzo udana.

Marek Pleśniar23-11-2006 23:38:53   [#1027]

urzędniczkę (bo dyrektor to nie jest skoro poszedł w nadgorliwośc), która ukarała te polonistkę przeciągnąbym 3 razy pod stępką

był taki urzędnik Cziczikow

czy jak mu tam było...

 

i pozdrawiam panią Kurator

cieszę się że się nie dała zwariować

ewa bergtraum24-11-2006 07:27:28   [#1028]

Ach, te zera ...

Zero tolerancji dla kłamstw dziennikarzy


Komunikat w sprawie publikacji w dzienniku Rzeczpospolita.

W związku z nieprawdziwymi informacjami zamieszczonymi w artykule „Kogo zatrudnia minister edukacji” autorstwa Magdaleny Kuli, opublikowanym na łamach dziennika „Rzeczpospolita” w dniu 22 listopada 2006 roku, informujemy, że Ministerstwo Edukacji Narodowej podejmie w najbliższym czasie stosowne kroki prawne wobec autorki artykułu, który zniesławia Ministra Edukacji Narodowej, Ministerstwo i pracowników Ministerstwa oraz narusza ich dobra osobiste.

W artykule „Kogo zatrudnia minister edukacji” zawarte są liczne nieprawdziwe informacje, w szczególności:

- Zarzut, że Dyrektor Biura Wdrażania Europejskiego Funduszu Społecznego straciła pracę. Faktem jest, że złożyła wniosek o rozwiązanie umowy za porozumieniem stron.

- Nieprawdziwa jest informacja, że dwie dyrektorki odpowiedzialne za finanse straciły pracę. Osoby te nadal pracują w Ministerstwie.

- Nieprawdą jest również, że od maja z MEN odeszło kilkunastu wysokich rangą urzędników.

- Nieuzasadniony jest zarzut, że w Ministerstwie zostały zatrudnione osoby niekompetentne, bez żadnych kwalifikacji. Szczególnie krzywdzące jest pisanie w tym kontekście o osobach wymienionych z imienia i nazwiska w artykule. Faktem jest, że: Dyrektor Departamentu Kształcenia Ogólnego i Specjalnego Urszula Przybylska-Zioło ma 29-letni staż pracy w oświacie, a przez 15 lat była dyrektorem szkoły. Dyrektor Biura Kontroli i Audytu Robert Kasprzak przez kilka lat pracował w Departamencie Edukacji Publicznej i Sportu w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Mazowieckiego. Zastępca Dyrektora Departamentu Młodzieży i Wychowania Sylwester Cwynar był kilka lat nauczycielem, ukończył też liczne kursy zawodowe z zakresu oświaty i może się pochwalić sukcesami w pracy wychowawczej z młodzieżą. Dyrektor Departamentu Współpracy Międzynarodowej Sławomir Adamiec od 1989 roku zajmował stanowiska dyrektorskie w dwóch szkołach, jest nauczycielem mianowanym i ukończył liczne kursy zawodowe w oświacie. Zarzucanie tym osobom niekompetencji wymaga dużej dawki złej woli lub niekompetencji ze strony autorki artykułu.

- Nieprawdą jest, że Dyrektor Departamentu Kształcenia Ogólnego i Specjalnego Urszula Przybylska-Zioło mieszka w Łomiankach.

- Nieprawdą jest, że Dyrektor Departamentu Współpracy Międzynarodowej nie włada żadnym językiem obcym. Sławomir Adamiec zna język rosyjski i angielski.

- Pani Redaktor Magdalena Kula nie przysłała do Biura Informacji i Promocji MEN pytania, „ilu szeregowych pracowników straciło stanowiska.”

Anna Grynkiewicz

Dyrektor Biura Informacji i Promocji

Gaba24-11-2006 19:08:04   [#1029]

no dobrze, ze ktoś zauważył i mówi głośno.

Kary za wagary?

Co piąty licealista to nałogowy wagarowicz
(fot. Gazeta Krakowska)


Na ten temat
» Najważniejsze wychowanie
» Rok niebezpiecznego życia (w szkole)
» Uczniowie kupowali oceny u nauczycieli

Uczniowie szukają sposobu na to, jak się nie uczyć. Co piąty licealista to nałogowy wagarowicz. Na Sądecczyźnie są klasy, w których połowa składu legitymuje się zaświadczeniem o dysleksji albo dysgrafii - z takim kwitkiem młodzi ludzie nie boją się jedynki z testów kompetencyjnych albo z matury. Nie muszą wkuwać ortograficznych regułek - pisze "Gazeta Krakowska".

W resorcie oświaty szuka się natomiast sposobu na to, jak skutecznie rozprawić się ze szkolnymi leserami. Kolekcjonerzy nieusprawiedliwionych godzin mogą niebawem nie otrzymać promocji do następnej klasy, a rodzice mogą być karani grzywnami. Dyrektorzy sądeckich liceów i urzędnicy zarządzający oświatą, próbują na razie swoimi sposobami walczyć z armią labowiczów i "ortograficznych alergików".


REKLAMA Czytaj dalej

NPB("005");


if (NJB('srodtekst')) { document.getElementById('rekSrd05').style.display='block';} Precz z ortograficznymi regułami

Apelowaliśmy do poradni psychologiczno-pedagogicznych i do lekarzy, żeby, zanim wypiszą orzeczenie o dysleksji, najpierw parę razy się zastanowili - mówi Waldemar Olszyński, dyrektor Wydziału Edukacji w sądeckim Urzędzie Miasta. Niestety bywa, że specjaliści ulegają prośbom rodziców, którzy być może nie zdają sobie sprawy z tego, że mogą zrobić dziecku krzywdę. Orzeczenie o dysleksji daje pewien komfort, bo błędy popełnione w sprawdzianach nie są brane pod uwagę, ale z drugiej strony przekreśla czasem szanse na dalszą edukację dziecka w kierunach humanistycznych i pozbawia go możliwości wyboru niektórych zawodów.

Średnio w krajach Europy co dziesiąty człowiek to dyslektyk. W dużych miastach w Polsce papier o dysleksji ma co trzeci uczeń. Są klasy w naszym regionie, w których połowa uczniów to dyslektycy i dysgraficy - martwi się Stanisław Szudek, dyrektor sądeckiej delegatury Kuratorium Oświaty i Wychowania. To efekt wyboru najłatwiejszego sposobu na kłopoty z ortografią. Zamiast pracować z dzieckiem zwyczajnie słabym, nauczyciele i rodzice od razu kierują go do poradni, a tam o zaświadczenie stosunkowo łatwo.

Wjechać na ambicję

Inny problem to wagary - szczególnie popularne w szkołach ponadgimnazjalnych. Rekordziści mają po 80 godzin nieusprawiedliwionych - mówi Tadeusz Orlicz, dyrektor II Liceum Ogólnokształcącego. Młodzi ludzie w tym wieku uważają, że są dorośli i trudno im wytłumaczyć, że z nadrobieniem zaległości w nauce będzie kłopot.

W ubiegłym roku pewien notoryczny wagarowicz musił pożegnać się ze swoją klasą w Liceum Akademickim im. Bolesława Chrobrego. Zdecydowano, że zaległości ze 180 godzin na których nie był obecny, są nie do nadrobienia. Przyczyną była niestety chyba nieodpowiedzialność rodziców. Uznali, że skoro nauka jest dla syna przyczyną stresu, to lepiej, żeby siedział w domu - mówi Bogusław Kołcz, dyrektor szkoły.

Mimo wszystko wychodzimy z założenia, że nasza młodzież jest odpowiedzialna. Nie bawimy się w śledztwa, nie kwestionujemy zaświadczeń lekarskich i usprawiedliwień od rodziców. Stosujemy jeden, myślę skuteczny patent: oddziaływanie na ambicję. A jeśli ucznia nie ma na lekcjach, to może się spodziewać, że gdy wreszcie się pojawi, będzie bardzo szczegółowo przepytany. Więc zanim pójdzie na wagary musi się zastanowić czy to mu się opłaca.

W Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 1 w Nowym Sączu nauczyciele nie przyjmują zwolnień od rodziców na papierze. Trzeba osobiście albo telefonicznie usprawiedliwić nieobecność pociechy. To dobry sposób na usprawiedliwienia - fałszywki i na te wypisywane zupełnie bezkrytycznie.

Słomiane sieroty podatne na kłopoty

Najskuteczniejszą metodą na rozwiązania problemu wagarów jest dobry i systematyczny kontakt szkoły z rodzicami. Niestety o taki kontakt trudno w dużych szkołach. Dlatego pewnie w małych wiejskich szkółkach, gdzie uczeń nie jest anonimowy, wagarowiczów nie ma. Są raczej w miastach, gdze można zgubić się w tłumie - mówi Stanisław Szudek.

Dyrektor sądeckiej delegatury kuratoroium dostrzega jeszcze inne zjawisko, którego skutkiem bywają wagary, kłopoty w nauce i kłopoty wychowawcze z młodzieżą. To problem rodzin tymczasowo "rozbitych" przez zarobkowe wyjazdy rodziców za granicę. Sytuacja, w której dziecko, które zostaje na długi czas na przykład pod opieką babci, jest bardzo zła. Efektem są zwykle poważne kłopoty. Będziemy musieli zastanowić się jak zaradzić tego typu kłopotom - mówi.

Iwona Kamieńska
Gaba24-11-2006 19:10:41   [#1030]
na 70 opinii o dysleksji w naszej szkole 40% wydano we wrzesniu 2006 dla trzecioklasistów - to jakaś zaraźliwa epidemia.
Roman K24-11-2006 21:36:31   [#1031]

Heh....

Gaba, wyślij ich do mnie....

Moja PPP dla moich uczniów obecnych klas trzecich (siedemdziesięciu), wydała....... jedno(!!!). (W ubiegłym też jedno)

czyżby inny klimat???

Zola24-11-2006 22:01:29   [#1032]
u nas na ponad 200 uczniów w roku 2005 - 4 dysleksje, w roku 2006 - 2 a teraz chyba też 2
na całą szkołe jest ich chyba z 8 ( ponad 750 ludków)
Gaba25-11-2006 03:35:02   [#1033]
mam ponad 180 uczniów w klasie III, opinii 70 o dyslekcji - to jest po prostu chore, a fałszywa zaradnośc państwa doktrów dl aich leniuszków domowych jest przykra, ale rodzice to rodzice - poradnia jednak to wydaje, kopiąc sobie gole samobóje.
Ewa 1325-11-2006 08:16:31   [#1034]

20:33, 2006-11-24

Poprawki do budżetu: zwiększenie wydatków na rolnictwo i szkolnictwo

Zwiększenia wydatków na rolnictwo, renty i emerytury oraz szkolnictwo wyższe - dotyczą poprawki do projektu budżetu na 2007 rok, zgłaszane do piątku przez posłów różnych partii.

Sejmowa Komisja Finansów Publicznych ma zajmować się ich propozycjami 29 i 30 listopada. II i III czytanie projektu budżetu zaplanowano na 12 i 15 grudnia.

Przewodnicząca komisji Aleksandra Natalli-Świat (PiS) poinformowała w piątek PAP, że PiS wraz z Samoobroną i LPR wnioskują o dodatkowe 350 mln zł na szkolnictwo wyższe. Koalicjanci chcą uzyskać te środki ze zwiększenia wpływów budżetu z dywidend. W projekcie budżetu zapisano, że z dywidend będzie pochodziło 4 mld zł.

Szereg poprawek do projektu budżetu zgłosiła Samoobrona. Jak poinformował PAP ekspert ekonomiczny tej partii Kazimierz Zdunowski, jedna z nich zakłada zmniejszenie o 500 mln zł wydatków na sądy powszechne oraz zmniejszenie o 200 mln zł środków na obsługę długu krajowego.

Wygospodarowane w ten sposób 700 mln zł, Samoobrona chce przeznaczyć na dopłaty do paliwa rolniczego (400 mln zł), dopłaty do urządzeń melioracyjnych (100 mln zł) oraz dopłaty do ubezpieczenia upraw rolnych i zwierząt (200 mln zł).

Samoobrona chce też dodatkowych 700 mln zł na zwiększenie rent i emerytur. 440 mln zł miałoby być przesunięte ze środków na obronę narodową, a 260 mln zł - ze środków na wymiar sprawiedliwości. Koalicjanci mają o tym rozmawiać we wtorek.

Partia Andrzeja Leppera chce też przeznaczyć 65 mln zł na program "Szklanka mleka" w szkołach. Pieniądze mają pochodzić ze zmniejszenia m.in. środków na administrację publiczną (20 mln zł) i obsługę długu krajowego (20 mln zł).

Zbigniew Chlebowski (PO) powiedział PAP, że Platforma Obywatelska chce zgłosić w II czytaniu ok. 100 poprawek, prowadzących do zmniejszenia o 3 mld zł wydatków na administrację publiczną. PO chce przeznaczyć te 3 mld zł na tzw. pakiet startowy.

Platforma przygotowała pakiet projektów ustaw, mających zachęcić firmy do zatrudniania młodych ludzi oraz ułatwiać rozpoczynanie działalności gospodarczej. PO chce m.in. by pracodawca tworzący miejsca pracy dla młodych, był całkowicie zwolniony z płacenia składki rentowej. Obecnie jest to 13 proc. wynagrodzenia. Według planów PO, składka byłaby opłacana z budżetu. Platforma chce też preferencji podatkowych dla osób podejmujących działalność gospodarczą.

Anita Błochowiak (SLD) powiedziała PAP, że również Sojusz zgłosi swoje główne poprawki w II czytaniu projektu budżetu.

Według niej, SLD chce zaoszczędzić kilkadziesiąt milionów złotych w wydatkach m.in. na administrację rządową, kancelarie parlamentu i Instytut Pamięci Narodowej (IPN). Środki te zostaną przeznaczone na zwiększenie wynagrodzeń policjantów lub pracowników służby zdrowia, bądź na drogi publiczne. Ostateczną decyzję podejmie klub SLD.

Projekt budżetu na 2007 rok zakłada 226,8 mld zł dochodów, przy wydatkach 256,8 mld zł i deficycie 30 mld zł. Konstytucja mówi, że Sejm nie może zwiększyć deficytu ustalonego w projekcie. Posłowie mogą tylko dokonywać przesunięć w dochodach i wydatkach.

maeljas25-11-2006 08:35:08   [#1035]

Pierwsze oceny "Trójek Giertycha"

Paweł P. Reszka 2006-11-24, ostatnia aktualizacja 2006-11-24 22:01

Lubelski kurator oświaty o szkolnych "trójkach": - Jest mi po ludzku autentycznie smutno, że nie znalazłem sprzymierzeńca w mediach.

Zobacz powiekszenie
Fot. Marek Kopec / Ag
0-->
"Trójki", które odwiedzają szkoły (w ich skład wchodzą policjanci i wizytator kuratorium), na Lubelszczyźnie rozpoczęły pracę we wtorek. Są elementem rządowego programu "Zero tolerancji", a do ich zadań należy badanie poziomu bezpieczeństwa. W piątek lubelski kurator oświaty Lech Sprawka zorganizował konferencję prasową, podczas której poinformował o pierwszych efektach pracy zespołu. Ale nie był to wyłączny cel spotkania.

- Zależało mi na tym, by zaapelować do dziennikarzy, żeby pisząc o "trójkach", zdobyli się na większy dystans do tej sprawy, uwierzyli, że ta akcja może też przynieść pozytywne efekty dla szkół - mówi "Gazecie". - Rozumiem, że to przedsięwzięcie może być postrzegane w kategoriach politycznych, ale nam, na szczeblu wojewódzkim zależy głównie na tym, by w szkołach było bezpieczniej.

Podczas spotkania kurator mówił, że media pomysł "trójek" "zjechały całkowicie". Twierdził, że wizyty policjantów i wizytatorów były przedstawiane jako kontrole. - Nie dziwię się, że w niektórych szkołach panuje atmosfera strachu - zaznaczył Sprawka i podkreślał że "trójki" mają jedynie w rozmowach z dyrekcją, nauczycielami i uczniami "zdiagnozować problem bezpieczeństwa". - Jest mi po ludzku smutno, że nie znalazłem sprzymierzeńca w mediach - oświadczył. Twierdził też, że media informują o wydarzeniach oświatowych w sposób wybiórczy - np. niewiele pisano o niedawno rozstrzygniętej kolejnej edycji konkursu "Kształtujemy tożsamość krajobrazu", który polega na zaprojektowaniu i wykonaniu przyszkolnego ogródka.

Kurator poinformował też o pierwszych efektach wizyt "trójek". Do tej pory odwiedziły 60 gimnazjów i placówek oświatowych. Dyrektorzy wypełniali ankiety, w których m.in. informowali, w jaki sposób kontrolują wchodzenie do szkół osób postronnych, wymieniali też przypadki zdarzeń zgłoszonych organom ścigania. Chodzi m.in. o 47 pobić, 54 kradzieży, trzy przypadki sprzedaży narkotyków w szkole. W Zamościu na cztery zbadane szkoły "tylko w jednej nie stwierdzono zagrożeń". Sprawka poinformował też, że spotkał się z szefem lubelskiej Prokuratury Apelacyjnej Robertem Bednarczykiem. Zdaniem kuratora prokuratorzy mają służyć konsultacjami dyrektorom, nauczycielom i młodzieży. Sprawka chce też rozmawiać z prezesem lubelskiego Sądu Okręgowego Teresą Czekaj o ściślejszej współpracy kuratorów sądowych ze szkołami.

Dariusz Tomczuk, wizytator, który brał udział w wizytach "trójek", zapewnił z kolei, że spotkały się z zainteresowaniem uczniów: - Bardzo im się podobało, że mogą spotkać się z policją.

Ewa 1325-11-2006 08:37:16   [#1036]

Bardzo im się podobało, że mogą spotkać się z policją.

Od razu widać jak szkoła współpracuje z policją... te pogadanki, zajęcia... zapewne na papierze...

Gaba26-11-2006 11:53:29   [#1037]

okropne gry

2006-11-16
Drastyczne Rządy Róży
Onet.pl ostrzega rodziców przed mającą pojawić się wkrótce w Polsce drastyczną grą komputerową, zatytułowaną Rządy Róży. Gra obfituje w sceny przemocy, z których na czoło wysuwa się scena zakopywania przez dzieci żywej koleżanki w trumnie. Rządy Róży to mroczna historia dzieci z sierocińca, które ustanowiły własną hierarchię i system rządów. Gracz jest nie tylko uczestnikiem, ale także egzekutorem, dokonującym kilkunastu wirtualnych morderstw. Gra obfituje także w elementy erotyczne, nie tylko między dziećmi, ale także między dorosłymi a dziećmi. Rządy Róży zostały dopuszczone do sprzedaży dla graczy powyżej 15 lat.
Informacje: www.onet.pl
annah28-11-2006 07:58:39   [#1038]

Gmina Stubno zlikwiduje państwowe szkoły?

Agata Kulczycka 2006-11-27, ostatnia aktualizacja 2006-11-27 21:59

W najbliższy czwartek w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Warszawie odbędzie się sprawa gmina Stubno przeciw Ministerstwu Edukacji. Gmina zamierza zlikwidować swoje szkoły i oddać je fundacji, chce mieć także większy wpływ na to, co się w nich dzieje

0-->
W gminie Stubno w powiecie przemyskim są dwa zespoły szkół, w każdym są podstawówka i gimnazjum. Uczy się w nich około 600 uczniów. Od 1996 roku ze swojego budżetu gmina dokłada do ich działalności 300-400 tys. zł, bo subwencji oświatowej (2,6 mln zł rocznie) nie wystarcza na podstawową działalność. - To są przejadane pieniądze, z nich wypłacane są pensje nauczycieli. Gdybyśmy te 3 mln zł wypadali na doposażenie, szkoły byłyby wzorcowe - uważa Janusz Słabicki, wójt gminy Stubno.

Kwota, którą musi dokładać do oświaty, to spora część budżetu wiejskiej gminy. Dlatego na początku roku samorząd zdecydował, by zlikwidować obie szkoły i przekazać je specjalnie powołanej w tym celu fundacji Oświata w Gminie Stubno. W jej skład wchodzą: przewodniczący rady gminy, wójt, sekretarz i skarbnik, dwaj radni (przewodniczący komisji oświatowej i budżetowej) oraz po dwóch przedstawicieli rad rodziców i rad pedagogicznych tamtejszych szkół. - Zmiana pozwoliłaby nam realnie wpływać na funkcjonowanie szkół, bo teraz jesteśmy w pozycji biernego płatnika - wyjaśnia wójt Słabicki.

Władze gminy Stubno twierdzą, że ustawa o systemie oświaty oraz Karta nauczyciela nie gwarantują im wpływu na to, co się dzieje w szkołach. - Chcielibyśmy móc decydować o doborze kadry. Teraz nauczyciel jest nieusuwalny. W szkołach o godz. 8 jeszcze nikogo nie ma, a o godz. 12 - już nikogo nie ma. Teoretycznie nauczyciela obowiązuje 40-godzinny tydzień pracy, przy pensum 18 godzin. Nie widzę, by ktoś przepracowywał w szkole te dwadzieścia parę godzin. Za nadgodziny płacimy osobno, za zajęcia pozalekcyjne osobno. Zamierzamy zwiększyć pensum godzin do 24 lub 26. O 10 proc. zmniejszyłoby się zatrudnienie, ale ci, którzy by zostali, mogliby zarabiać więcej niż teraz - tłumaczy wójt.

Na takie rozwiązanie nie zgodził się jednak kurator oświaty. Powód był prosty: przepisy nie przewidują takiej sytuacji. Gmina musi prowadzić przynajmniej jedną szkołę na swoim terenie.

W tym konkretnym przypadku takie rozwiązanie nie wchodzi w grę. Gmina Stubno leży tuż przy granicy polsko-ukraińskiej. W szkole w Kalnikowie jest spora mniejszość ukraińska. - Gdybym zlikwidował i przekazał fundacji tylko jedną ze szkół, natychmiast wybuchłby konflikt - nie ukrywa wójt.

Dlatego złożył zażalenie na negatywne postanowienie kuratora do Ministerstwa Edukacji, a gdy ono podtrzymało opinię, zaskarżył ją do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. W najbliższy czwartek odbędzie się rozprawa.

Wójt nie żywi wielkiej nadziei, że w sądzie administracyjnym samorząd, który on reprezentuje, wygra sprawę. - Nawet jeśli przegramy, tą sprawą zwrócimy uwagę na problem i być może sprawimy, że resort i rząd zastanowią się, czy nie zmienić prawa. Bo nie jest ono ustalone raz na zawsze, rzeczywistość wokół nas dynamicznie się zmienia, jeśli prawo do niej nie przystaje, należy je zmienić - uważa Janusz Słabicki i dodaje: - Odwołujemy się do ducha samorządności, do ducha prawa. Chcemy mieć więcej do powiedzenia w naszych szkołach. Teraz jesteśmy postawieni w sytuacji: "płać i płacz", a my się na to nie godziny. Nie chcemy rewolucji, chcemy mieć po prostu lepsze szkoły.

Dla Gazety: Maciej Karasiński, podkarpacki kurator oświaty

Podtrzymuję stanowisko poprzedniego kuratora i ministerstwa. Nie wydaje mi się też, by zmiana prawa i zwolnienie gminy z obowiązku prowadzenia przynajmniej jednej szkoły było dobre. Nikt nie jest w stanie zagwarantować, że fundacje czy stowarzyszenia prowadzące szkoły będą działać wiecznie. Co stanie się z dziećmi, kiedy placówki przestaną istnieć? Dlatego taka zmiana prawa byłaby niebezpieczna.
 
Adams13528-11-2006 08:41:10   [#1039]

Jeden z komentarzy

"Autor: winiary2
Data: 27.11.06, 23:57

Gość portalu: belfer napisał(a):

> "O 10 proc. zmniejszyłoby się zatrudnienie, ale ci, którzy by zostali, mogliby
> zarabiać więcej niż teraz - tłumaczy wójt." Jolnto23, mam nadzieję, że nie jest
> eś nauczycielem, bo z taką umiejętnością rozumienia tekstu czytanego Twoi uczni
> owie mogą być ...hmm.. niedouczeni. a tak na serio, to wolę pracować o lepszego
> pracodawcy nawet kosztem ograniczenia pewnych praw - niż u złego. Mówiąc wpros
> t - pieprzę kartę nauczyciela - jeżeli pracuję wśród ludzi, którzy są dobrzy za
> wodowo a nie utrzymują się w pracy wyłącznie dzięki "ochronie" karty. Myślę, że
> dla dzieci to też lepiej. Brawo Panie Wójcie. Płacisz to wymagaj

Taaak, ja też tak myślę. Płacisz, wymagaj Panie Wójcie. Ale wpływu na
działalność szkoły, a nie w jaki sposób "dowalić" godzin nauczycielom.
Aby wymagać, trzeba dać możliwości.
Po pierwsze, zapraszam każdego który mówi iż nauczyciele powinni mieć więcej
godzin, aby poprowadzili przez tydzień zajęcia z jakiekokolwiek przedmiotu po
siedem, osiem godzin dziennie, a przerwy spędzili do tego na dyżurach na
korytarzach szkolnych.
Po drugie, jeśli chcemy, aby nauczyciele siedzieli osiem godzin w pracy, to
jestem za. Tylko dajcie możliwość, PANOWIE WÓJTOWIE przygotowania się do zajęć
na dzień następny: a więc komputer na poziomie, drukarkę, oprogramowanie, dostęp
do internetu, dostęp do telefonu aby uzgodnić wycieczkę czy spotkanie z
ciekawymi ludźmi, czy do faksu aby złożyć zamówienie na bilety do teatru, czy
kina. TO ROBI NORMALNY NAUCZYCIEL W TEORETYCZNIE CZASIE WOLNYM.

A co do karty nauczyciela, może mniej dajmy praw rodzicom i dzieciom w szkole to
wróci coś do normy.
Niezależnie od karty nauczyciela można zwolnić każdego, tylko, że związki
zawodowe muszą się zgodzić, a dyrektor szkoły musi być managerem, a nie dupą. A
na razie większość dyrektorów których poznałem w swoim życiu trzęsie tyłkiem o
swój stołek, i włazi w tyłek nauczycielom ze swojej szkoły.

Ponadto panuje w oświacie wielogłos w zarzadzaniu. Od strony dydaktycznej jest
Kuratorium, a od strony zarządcy wydziały światy, na dodatek tak jak podaje wójt
dotowane szkoły są dodatkowo przez gminy.
Więc kto tak naprawdę rządzi?
Kompletny kretynizm. Właściciel, czyli wydział oświaty nie ma prawa mówić na
temat osiagnięć nauczycieli (a więc do tego właściwie ich opłacać) bo to ocenia
Kuratorium.
A wystarczy prosta zasada, jak w normalnej firmie: nie masz efektów, nie masz
pieniędzy, albo masz mniejsze.
TYLKO TO JEST NIE DO REALIZACJI W TYM NASZYM NOWYM K(PIS)OMUNISTYCZNYM PODEJŚCIU
DO OŚWIATY."
AnJa28-11-2006 12:51:04   [#1040]

onet to prasa?

zagryweczki czy nowy MEN?

Kto wie? Myslę, że szefuńcio sporo w swojej partii stracił i paru posłów moze zechcieć przejść do koalicjanta. A wtedy wodzuś koalicjantowi niepotrzebny.

hania28-11-2006 14:41:22   [#1041]

następne........:-((

Dręczony nastolatek popełnił samobójstwo

pi, PAP, IAR 2006-11-28, ostatnia aktualizacja 2006-11-28 13:05

15-letni uczeń jednego z gimnazjów we Włocławku (Kujawsko-Pomorskie) popełnił samobójstwo. Nastolatek był dręczony przez rówieśników ze szkoły i to prawdopodobnie przyczyniło się do jego dramatu. Trwa śledztwo w sprawie wyjaśnienia okoliczności tej tragedii.

var rTeraz = new Date(1164721110838); function klodka (ddo) { if (rTeraz.getTime()>=ddo.getTime()) document.write(''); }
1-->
- Chłopak targnął się na życie we własnym domu w poniedziałek wieczorem. Po powrocie do domu syna znaleźli rodzice; natychmiast zaczęli go reanimować, powiadamiając jednocześnie pogotowie ratunkowe, ale lekarz już mógł tylko stwierdzić zgon - powiedział PAP we wtorek rzecznik kujawsko-pomorskiej policji Jacek Krawczyk.

W trakcie rozmowy z ojcem i bratem Adriana policjanci ustalili, że chłopiec wcześniej skarżył się na nieporozumienia z rówieśnikami. Jego matka powiadomiła tydzień temu dyrektora gimnazjum, że syn powiedział jej o próbie samobójczej, a także o tym, iż trzej uczniowie z jego klasy dokuczają mu i dręczą go psychicznie.

Szkoła natychmiast zaczęła wyjaśniać sprawę: jeszcze tego samego dnia wychowawca i pedagog rozmawiali z 15-latkiem. Pedagog rozmawiał też z uczniami, którzy mieli dokuczać swojemu koledze.

Na prośbę dyrektora szkoły do działań włączył się także dzielnicowy. W poniedziałek, w obecności szkolnego pedagoga oraz wychowawcy rozmawiał oddzielnie zarówno z Adrianem, jak i z każdą z osób, które miały mu dokuczać.

- Z zachowania 15-latka ani pedagog, ani dzielnicowy nie odczytali, że może on kilka godzin później odebrać sobie życie. Wszyscy uczniowie zgodnie stwierdzili, że doszli do porozumienia. Pomimo tego, dzielnicowy umówił się na kolejne spotkanie w najbliższy czwartek, tym razem z rodzicami wszystkich uczniów, celem rozważenia skierowania sprawy do sądu - dodał Krawczyk.

Z informacji przekazanych przez szkolnego pedagoga wynika, że Adrian był bardzo zamkniętym w sobie i samotnym chłopcem, nie miał przyjaciół ani bliskich kolegów, a większość czasu spędzał przy komputerze. Szykany, jakie spotykały go ze strony kilku gimnazjalistów, polegały głównie na wyśmiewaniu go, zaczepianiu, przezywaniu i opluwaniu.

We wtorek w gimnazjum Adriana lekcje były odwołane z powodu wyznaczonego na ten dzień testu kompetencji klas trzecich, ale w związku z tragedią test został przełożony na inny termin. W placówce trwa wyjaśnianie okoliczności zdarzenia przez policję i przedstawicieli kuratorium. Na znak żałoby, we włocławskich szkołach odwołano planowane na ten tydzień zabawy andrzejkowe.

MEN zarządza kontrolę w gimnazjum

Ministerstwo Edukacji wysłało do gimnazjum kontrolę. Roman Giertych zapowiedział, że jeśli w tej sprawie zawiniła szkoła, to poniesie konsekwencje.

- Jeżeli będą uchybienia, to będą konsekwencje, tak samo jak w przypadku gimnazjum nr 2 w Gdańsku - stwierdził minister edukacji.

Po tej tragedii w Gdańsku, gdzie upokorzona przez kolegów z klasy gimnazjalistka popełniła samobójstwo, Roman Giertych zapowiedział wprowadzenie programu "Zero tolerancji dla przemocy w szkołach".

Jednym z jego elementów ma być możliwość wprowadzania przez samorządy godziny bezpieczeństwa. Według pomysłu, nastolatki, które w nocy znajdowałyby się bez opieki w miejscach publicznych, byłyby odwożone do rodziców. Projekt odpowiednich zmian w przepisach złożyli do marszałka Sejmu posłowie Ligi Polskich Rodzin.
AnJa28-11-2006 16:10:36   [#1042]
przepraszam, uproszczone pewnie:

- w tak zdegenerowanych środowiskach jak mieszkańcy blokowisk zakablowanie na policję to dopiero pozorny* problem,

- jeśli dzieciakowi, zyjącemu w swoistym matrixie, prześladowcy uswiadomili (identyfikując np. wszystkie jego konta w tymże matrxie), że teraz to dopiero będzie miał przerąbne, podczas gdy wczesniej, po zkablowaniu: rodzice, szkoła , policja uświadomili, że nie ma się już czego bac, bo poinformował organy - to co miał niby zrobić?

*pozorny - bo realnej policji to te gnojki się boją zasadniczo. ale  atmosferę , że HWDP to umieją robić.
Ewa 1328-11-2006 17:53:12   [#1043]

Godzina bezpieczeństwa
Minister Edukacji Narodowej zapowiedział 28 listopada 2006 r. na konferencji prasowej wprowadzenie przepisów umożliwiających radom gmin ustanawianie na podległym ich władzy terenie tzw. godziny bezpieczeństwa dla nieletnich.

Celem zmiany ustawy o samorządzie gminnym oraz ustawy o postępowaniu w sprawach nieletnich, która 28 listopada 2006 r. wpłynęła do Laski Marszałkowskiej jest stworzenie podstawy prawnej dla podejmowania przez rady gmin uchwał wprowadzających na obszarze gminy lub jej części zakazu przebywania w miejscach publicznych w porze nocnej osób nieletnich bez opieki osoby dorosłej.

Minister edukacji uważa, że o wymiarze wprowadzonego zakazu, godzinach jego obowiązywania i wieku młodzieży, której będzie dotyczył powinny decydować społeczności lokalne, ponieważ najlepiej znają specyfikę danego regionu.

Konieczność wprowadzenia proponowanego rozwiązania wynika z faktu, że wśród dzieci i młodzieży wzrasta liczba zjawisk patologicznych: zwiększa się liczba zagrożonych uzależnieniami, uczestniczących w grupach psychomanipulacyjnych. Szczególnie niepokojący jest wzrost liczby nieletnich popełniających czyny karalne oraz nasilająca się z ich strony agresja i przemoc. W celu zahamowania wzrostu przestępczości nieletnich, eliminowania zjawisk i tendencji związanych z przestępczością i demoralizacją nieletnich konieczne jest niezwłoczne podjęcie radykalnych działań. Muszą też zostać podjęte zdecydowane działania wspomagające rodziny i szkoły, aby mogły one zapewnić dzieciom i młodzieży właściwą opiekę i stworzyć odpowiednie warunki dla prawidłowego ich wychowywania.

Podczas konferencji Minister wyraził nadzieję, że rady gmin będą korzystać z możliwości wprowadzenia godziny bezpieczeństwa. Zapowiedział również, że Ministerstwo będzie monitorować skalę realizacji tego projektu, a w razie konieczności rozważy ustawowe uregulowanie tej kwestii.

 http://www.men.home.pl/CMS/artykul.php?article=47
beera28-11-2006 18:13:11   [#1044]

takie zdanie:

Ministerstwo Edukacji wysłało do gimnazjum kontrolę. Roman Giertych zapowiedział, że jeśli w tej sprawie zawiniła szkoła, to poniesie konsekwencje.

Jakie ma konsekwencje takie zdanie?
Dla szkół, dla pracy dyrektorów, dla społecznego odbioru szkół?

A swoją drogą- jeśli zawinili rodzice- co zrobi im nasz minister?

hania28-11-2006 19:29:24   [#1045]

też popatrzyłam na to zdanie.....

a jeśli zawiniły media nagłaśniając.....

a jeśli..men...........

beera28-11-2006 19:59:06   [#1046]

słyszałam to zdanie

wysyłana kontrola z MEN i jesli zawiniła szkoła, zostana wyciagnięte konsekwencje.

Co zresztą wydaje się oczywiste-ale jakby nacisk w obliczu tej sytuacji na niewłasciwe elementy połozony- moim zdaniem

skrzat28-11-2006 20:07:03   [#1047]
...a jeśli men...?


trzeba znać dzieciaki, żeby to zrozumieć...
praktyka, lata praktyki...
beera29-11-2006 07:57:35   [#1048]

MEN odwołuje szefów komisji

Marcin Markowski, Łódź 2006-11-29, ostatnia aktualizacja 2006-11-28 20:07

MEN odwołuje dwóch dyrektorów Okręgowych Komisji Egzaminacyjnych - Wiesławę Zewald z Łodzi i Helenę Sutyniec z Łomży

0-->
Jeszcze niedawno wiceminister Mirosław Orzechowski zapewniał, że "żadnych odwołań nie będzie". MEN twierdzi, że wystąpił o to szef Centralnej Komisji Egzaminacyjnej Marek Legutko, a minister Roman Giertych przychylił się do tego. - W obu miastach LPR ma swoich ludzi na te stanowiska - twierdzi nasz informator w ministerstwie.

Już w październiku MEN chciał odwołać dyrektorki trzech OKE (także w Gdańsku). Zewald, która od roku należy do PO, opowiada: - Legutko powiedział mi wtedy, że taka jest wola ministra, że na stanowiskach tak ważnych muszą być "nasi" ludzie. Gdy sprawą zainteresowała się "Gazeta", wycofano się z pomysłu.

Ale w ostatni piątek do OKE w Łodzi przyjechał urzędnik MEN, miał robić audyt wewnętrzny. Gdy jednak wszedł do gabinetu dyrektorki, chciał jej wręczyć odwołanie. Zewald jest w sanatorium, więc zostawił kopertę na jej biurku. Rzeczniczka resortu informuje, że odwołania nie odebrała także dyr. OKE w Łomży.
Marek Pleśniar29-11-2006 08:27:24   [#1049]
wot humanizm:-) Nie wysłali odwołania faksem. A mogli;-)
jeannette30-11-2006 08:29:26   [#1050]

OKE Łódź

http://miasta.gazeta.pl/lodz/1,35136,3763417.html

 

Zewald: zdecydowała polityka

Rozmawiał Marcin Markowski 2006-11-30, ostatnia aktualizacja 2006-11-29 20:17

Tłumaczenie mojej dymisji kłopotami zdrowotnymi jest niepoważne - mówi "Gazecie" Wiesława Zewald, odwołana we wtorek ze stanowiska dyrektora Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej.

Zobacz powiekszenie
Fot. Sergiusz Pęczek / AG
0-->
Marcin Markowski: Resort edukacji podał wreszcie przyczynę usunięcia Pani z fotela dyrektora OKE. Wiceminister Mirosław Orzechowski powiedział, że chodzi o problemy zdrowotne, które mają "uniemożliwiać Pani skuteczne wykonywanie obowiązków".

Wiesława Zewald (została dyrektorem OKE w marcu 2004 r. Wcześniej przez 10 lat kierowała słynnym I LO im. Mikołaja Kopernika. Jest dyplomowaną nauczycielką chemii, w zawodzie od 27 lat. W 2005 r. startowała do Sejmu z listy PO, ale bez powodzenia.): To niepoważne. W maju, na samym początku matur, złamałam nogę. Przez sześć tygodni chodziłam w gipsie. Mimo to nie opuściłam nawet jednego dnia w pracy. Wiedziałam, jaką dźwigam odpowiedzialność i chciałam osobiście dopilnować spraw związanych z przebiegiem egzaminów. Niestety, wszystko ma cenę. Pracując z nogą w gipsie zwichrowałam sobie kręgosłup i przeciążyłam staw kolanowy w sprawnej nodze. Lekarz jeszcze przed wakacjami dał mi skierowanie do sanatorium. Nie pojechałam od razu, bo matury trzeba było sprawdzić, rozesłać wyniki, zapłacić egzaminatorom. W sierpniu i wrześniu doszła jeszcze amnestia maturalna ministra Romana Giertycha, a wraz z nią dodatkowe obowiązki dla komisji. Pojechałam do sanatorium, gdy wszystkie sprawy zapięłam na ostatni guzik. Na trzy tygodnie. W miesiącu, który jest martwym czasem w pracy OKE, bo nie ma żadnych egzaminów. Dlatego tłumaczenie dymisji kłopotami zdrowotnymi uważam za pretekst.

Jaki jest więc prawdziwy powód?

- W lipcu pojawiłam się na konferencji Krzysztofa Kwiatkowskiego, który był wtedy kandydatem Platformy Obywatelskiej na prezydenta Łodzi. Mówiłam tam o wynikach maturalnych w regionie, ale ministerstwu to się nie spodobało. Za karę wstrzymało mi dodatek motywacyjny. Lubię sytuacje jasne, dlatego chciałam spotkać się wiceministrem Orzechowskim i zapytać, czy chce jeszcze ze mną współpracować. Niestety, nie znalazł czasu. Marek Legutko, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, tłumacząc przymiarki resortu do zdymisjonowania mnie, mówił: - Minister uznaje stanowiska dyrektorów okręgowych komisji za bardzo ważne i chce mieć tam swoich ludzi.

Czyli polityka?

- Patrząc na to, co się w kraju dzieje, myślę, że tak. Coraz więcej jej w edukacji. Wystarczy przypomnieć sprawę Beaty Florek, łódzkiej nauczycielki, która dwa razy wygrała konkurs na kuratora i wciąż nim nie jest, bo nie popierają jej partie rządzące. Smutne, że polityka dociera również do komisji, które nigdy od niej nie zależały. Przygotowujemy i przeprowadzamy tylko egzaminy zewnętrzne po podstawówkach, gimnazjach i szkołach średnich, szkolimy nauczycieli. Może jednak i to ma się zmienić?

Co dalej?

- Jestem w najlepszym momencie zawodowym i chciałabym wykorzystać swoje doświadczenie dla łódzkiej oświaty. Czy i gdzie to będę robić - nie wiem. Nigdy nie mam wariantu B. Zawsze pochłania mnie to, co robię w danej chwili. Muszę ochłonąć, zastanowić się i przede wszystkim przeczytać odwołanie, które czeka na mnie w Łodzi [Zewald wraca z sanatorium 6 grudnia - red.].
strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 20 ][ 21 ][ 22 ] - - [ 242 ][ 243 ]