Forum OSKKO - wątek

TEMAT: oświatowy przegląd prasy
strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 19 ][ 20 ][ 21 ] - - [ 242 ][ 243 ]
Majka14-11-2006 18:12:29   [#951]
No nie zdzierżę :)))))
Na dodatek ofiara na rzecz edukacji, misja i posłannictwo ;)

"Warto podkreślić, że przyznane nagrody nie rekompensują pracownikom niskiego poziomu wynagrodzeń"


Gaba, może to trzeba napisać we wnioskach na przyszły rok?
"Dodatkowo w MEN, warunkiem otrzymania nagrody było posiadanie przez pracownika co najmniej 6 miesięcznego stażu pracy na dzień 01 października 2006 r. (...)."
bogna15-11-2006 16:24:23   [#952]
OŚWIATA MINISTERSTWO EDUKACJI CHCE INGEROWAĆ W PRAWO RODZICÓW DO WYCHOWYWANIA DZIECI
Nadzór bez rodziców

Komisje przy kuratoriach mają kierować gimnazjalistów zagrożonych demoralizacją do ośrodków wsparcia wychowawczego. Będzie to, jak twierdzą eksperci, ograniczać prawa rodziców i łamać zasady konstytucji.


Specjalne komisje przy kuratoriach oświaty mają być złożone z przedstawiciela kuratorium, psychologa, pedagoga z poradni psychologiczno-pedagogicznej i wychowawcy ucznia sprawiającego kłopoty, wynika z założeń MEN. Wniosek o umieszczenie gimnazjalisty w ośrodku wsparcia wychowawczego będzie mógł złożyć dyrektor szkoły za zgodą rady pedagogicznej. Dopiero po wydaniu orzeczenia rodzice będą mogli się z nim zgodzić lub nie.

Niekonstytucyjne odizolowanie

Prawnicy podkreślają, że komisja nie może ograniczać praw obywatelskich.

– O odizolowaniu nawet na 24 godziny powinien decydować sąd, a nie jakakolwiek komisja, nawet złożona z mędrców – mówi Waldemar Żurek, sędzia krakowskiego sądu okręgowego. Dodaje, że takich komisji należy się bać, a przepisy dające im prawo do ograniczania wolności będą niekonstytucyjne.

Artykuł 48 konstytucji stanowi, że ograniczenie lub pozbawienie praw rodzicielskich może nastąpić tylko w przypadkach określonych w ustawie na podstawie wyroku.

– Można podejrzewać, że komisja czy dyrekcja szkoły będą wywierać presję na rodziców, którzy często nie mając świadomości swoich praw, wyrażą zgodę na umieszczenie dziecka w placówce. Tymczasem umieszczenie dziecka w specjalnym ośrodku jest ograniczeniem praw rodzicielskich – zauważa Elżbieta Czyż z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Dla kogo ośrodki

Łukasz Ługowski, dyrektor warszawskiego Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii Kąt, zastanawia się, kto trafi do nowych ośrodków. Roman Giertych, wicepremier, minister edukacji narodowej i autor pomysłu, twierdzi, że agresywni gimnazjaliści uniemożliwiający naukę innym uczniom działają na nich demoralizująco.

Według Romana Giertycha do istniejących dziś placówek trafiają osoby, które popełniły przestępstwo. Natomiast celem ośrodków wsparcia wychowawczego ma być wcześniejsza praca z uczniem zagrożonym drastyczną demoralizacją.

W młodzieżowych ośrodkach socjoterapii (MOS) są nie tylko osoby, które złamały prawo.

– Przyjmujemy młodzież na prośbę ich rodziców. Zwykle są to osoby nieradzące sobie emocjonalnie w normalnej szkole – podkreśla Ługowski.

Elżbieta Czyż obawia się, że nowe ośrodki staną się straszakiem dla niegrzecznych dzieci. Istnieje też niebezpieczeństwo, że w sytuacjach niewyrażania zgody rodziców na umieszczenie ich dzieci w takiej placówce sądy rodzinne zostaną zakorkowane przez błahe sprawy.

Problemy pozostaną

Zdaniem ekspertów minister edukacji nie rozumie obecnego systemu. W Polsce obok zakładów poprawczych funkcjonują młodzieżowe ośrodki wychowawcze (MOW), do których trafiają ci, którzy popełnili czyny karalne. Są także ośrodki socjoterapii dla nieletnich sprawiających problemy wychowawcze. Na miejsce w placówce czeka się od kilku minut do pół roku. Najmniej miejsc przewidziano właśnie dla uczniów I i II klasy gimnazjum.

Za znalezienie miejsca w MOW czy MOS dla nieletniego skierowanego przez sąd odpowiada Centrum Metodyczne Pomocy Psychologiczno-Pedagogicznej w Warszawie. Andrzej Laskowski z CMPP-P twierdzi, że kolejki do placówek powoduje wielokrotne wnioskowanie i wielokrotne niedoprowadzanie tej samej osoby do placówki. CMPP-P odnotowała przypadki nawet trzykrotnego kierowania nieletnich do MOW i 3-krotnego ich niedoprowadzania, czyli blokowania wolnego miejsca przez 9 miesięcy.

Pracownicy MOS i MOW narzekają na współpracę z sądami rodzinnymi i nieletnich, które powinny zadbać o doprowadzenie trudnej młodzieży do placówek, ale po wydaniu postanowienia już nie interesują się sprawą.

– Tymczasem tylko one mogą zlecić policji egzekucję postanowienia – podkreśla Andrzej Laskowski.

Ponadto brakuje placówek interwencyjnych dla nieletnich popełniających czyny karalne. Do 2000 roku były nimi pogotowia opiekuńcze, które obecnie nadzoruje ministerstwo pracy. Dziś młodzi przestępcy na sprawę sądową czekają nawet w domach dziecka.

Rozproszony nadzór

Eksperci podkreślają, że MEN powinien zastanowić się, jak pomóc uczniom, którzy jeszcze nie kwalifikują się do ośrodków, a już sprawiają problemy rodzicom i nauczycielom, w tym przedszkolakom i uczniom klas I-III. Pomoc im uniemożliwia często brak współpracy pomiędzy instytucjami podległymi resortowi edukacji a placówkami opiekuńczo-wychowaczymi (ogniskami wychowawczymi), za które odpowiada ministerstwo pracy.

– Obecnie funkcjonujący system nie jest jednak najgorszy, trzeba go tylko dopracować i wesprzeć, zwłaszcza finansowo. Należy sprawić, by powstało więcej miejsc i różnorodnych ośrodków, do których młodzież chce przyjść i uczyć się w nich dobrowolnie – podsumowuje Łukasz Ługowski.

POSTULUJEMY

Ministerstwo Edukacji Narodowej powinno decyzję o odizolowaniu ucznia pozostawić rodzicom i sądom oraz usprawnić obecny system pomocy zdemoralizowanym uczniom.

/Jolanta Góra/

AnJa15-11-2006 16:32:13   [#953]
w kwestii izolacji poszedłbym nawet dalej

a jakby tak odizolowac MEN od szkoły? szkoła by uczyła lub udawała, że uczy (w zależności od specyfiki) a MEN robiłby to co wychodzi mu najlepiej ?

bo wybory  juz za 3 lata i tak pieknej kampanii wyborczej, niedawno zaczętej, szkoda przerywac - moim zdaniem
bogda415-11-2006 19:46:21   [#954]

łódzki bronx

 i jak sobie z tym poradziła Pani Ewa .

http://www.gazetawyborcza.pl/1,75480,3728043.html

 

 i taki ciąg dalszy !

 http://miasta.gazeta.pl/lodz/1,35136,3738004.html

grażka15-11-2006 22:56:35   [#955]
O, już wrzucony :)
Maelka16-11-2006 06:22:19   [#956]

Do czyjego ogródka ten kamyk?

http://www.rzeczpospolita.pl/dodatki/pierwsza_strona_061116/pierwsza_strona_a_3.html

Czy to problem szkoły, problem rodziców, problem twórców gier?

A może nie ma problemu...

bogna16-11-2006 07:45:18   [#957]
ZNP apeluje o wycofanie zmian w maturze
http://www.samorzad.pap.pl/?d=611151812373154&dzial=strgl&poddzial=24h
Zmiany w organizacji matur, wprowadzone we wrześniu przez wicepremiera ministra edukacji Romana Giertycha, są niekorzystne - uważa Związek Nauczycielstwa Polskiego. Prezes ZNP, Sławomir Broniarz, zaapelował w liście do premiera Jarosława Kaczyńskiego, aby przedstawił Radzie Ministrów wniosek o uchylenie rozporządzenia ministra edukacji w sprawie matur. Kopię listu przesłano w środę PAP.

Wydane na początku września rozporządzenie ministra edukacji narodowej w sprawie oceniania uczniów wprowadziło nie tylko tzw. amnestię maturalną. Nowością na maturze w maju 2007 r. będzie też to, że uczniowie, którzy zdecydują się pisać egzamin na poziomie rozszerzonym, nie będą musieli zdawać tego samego przedmiotu również na poziomie podstawowym.

"Mając na uwadze losy przyszłorocznych maturzystów ZNP składa wniosek o podjęcie działań mających na celu uchylenie przepisów rozporządzenia z dnia 8 września 2006 r." - napisał prezes ZNP.

Broniarz argumentował, że przepisy wprowadzające zmiany w zasadach przebiegu i oceniania egzaminu maturalnego w maju 2007 r. weszły w życie bardzo nagle (we wrześniu 2006 r.). Jego zdaniem, sprawiło to, że Centralna Komisja Egzaminacyjna nie wydała odpowiednio wcześnie informatorów maturalnych, dzięki którym uczniowie zapoznają się z zasadami przeprowadzania i oceniania matur.

Ponadto, jak zaznaczył, zmiany zasad oceniania i form przeprowadzania egzaminu maturalnego mogą mieć niekorzystny wpływ na rekrutację na studia, ponieważ weszły w życie po przyjęciu uchwał senatów uczelni o zasadach rekrutacji.
Marek Pleśniar16-11-2006 15:57:08   [#958]
#952 - a jak mówiłęm do radia że niepokoje się o prawa konstytucyjne uczniów - to mi prezesina dała w łęb;-)
Gaba16-11-2006 19:37:43   [#959]
-latek zabił młodszego kolegę
PAP 12:35

Bułgaria jest wstrząśnięta kolejnym morderstwem dokonanym przez dziecko. Prokuratura w południowo-wschodnim mieście Haskowo poinformowała, że 8-letniego chłopca, którego ciało odnaleziono na śmietniku w okolicach miasta w środę, zamordował dziewięciolatek. Metropolita Kirił uważa, że jednym ze sposobów na zmniejszenie przestępczości dzieci może być nauczanie religii, która teraz w szkołach nie jest obowiązkowa.

Chłopiec złożył zeznania i dokładnie opisał okoliczności przestępstwa.


REKLAMA Czytaj dalej

NPB("005");


if (NJB('srodtekst')) { document.getElementById('rekSrd05').style.display='block';} W ostatnich tygodniach w mediach bułgarskich codziennie pojawiają się informacje o przestępstwach dokonanych przez młodocianych.

W czwartek prasa informuje o 13-latce, która napadła na nauczycielkę. Był to trzeci napad na wykładowcę przez ucznia w ostatnim tygodniu.

Kilka dni temu do pogotowia w Sofii trafiła 14-letnia uczennica, uderzona krzesłem przez kolegę szkolnego. W Płowdiwie 14-latka rozebrała się do naga przed gabinetem dyrektora, a jej koledzy nagrali scenę na komórkę i rozesłali zdjęcia w Internecie.

Według statystyk policyjnych 27% przestępstw w kraju dokonują dzieci i nieletni.

Sytuacja ta budzi poważny niepokój w społeczeństwie. Członkowie Świętego Synodu Bułgarskiej Cerkwi Prawosławnej i znani intelektualiści spotkali się specjalnie, by omówić zjawisko rosnącej agresji w szkołach.

Nauczanie religii według warneńskiego metropolity Kiriła jest jednym ze sposobów na przełamanie panującego wśród młodzieży kryzysu moralnego. Obecnie religia nie jest obowiązkowym przedmiotem w szkołach. Bez nauki religii [młodzież] będzie staczać się coraz niżej - stwierdził metropolita.

Ewgenia Manołowa
Majka16-11-2006 19:52:21   [#960]
Może metropolita powinien do nas na jakąś konferencję przyjechać?
Ewa 1316-11-2006 19:59:39   [#961]
Czwartek, 16 listopada 2006 - PAP 17:50

Ministerstwo: kara więzienia za sprzedaż alkoholu dzieciom niepotrzebna

Ministerstwo sprawiedliwości sceptycznie ocenia projekt LPR, przewidujący karę do dwóch lat więzienia za sprzedaż alkoholu nieletnim. Zdaniem podsekretarza stanu w tym resorcie Andrzeja Dudy, trzeba skuteczniej egzekwować obecnie obowiązujące prawo.

Gdyby obecne przepisy przewidujące zabieranie zezwoleń na handel alkoholem za jego sprzedaż dzieciom były należycie egzekwowane, to problem sprzedaży alkoholu nieletnim stałby się marginalny. Żaden przedsiębiorca nie chciałby utracić ważnego źródła utrzymania - podkreślił Duda podczas wspólnego posiedzenia sejmowych komisji: Rodziny i Praw Kobiet, Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej, Sprawiedliwości i Praw Człowieka oraz Zdrowia.
NPB("005");
Komisje omawiały projekt nowelizacji ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi przygotowany przez Ligę Polskich Rodzin. Według propozycji LPR w ustawie powinien się znaleźć punkt mówiący, że kto sprzedaje lub podaje napoje alkoholowe osobom do lat 18 podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

Według Dudy, proponowana przez posłów LPR zmiana ustawy jest dyskusyjna i wymaga pogłębionej analizy. Nie wyklucza to jednak, jego zdaniem, potrzeby ulepszenia obecnie obowiązującego prawa, aby kary dla nieuczciwych sprzedawców były bardziej dotkliwe.

Przedstawiciel ministerstwa zdrowia, Wojciech Kłosiński, poinformował posłów, że w ubiegłym tygodniu resort ten skierował do Komitetu Rady Ministrów własny projekt nowelizacji ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Zakłada się w nim karanie handlowców sprzedających alkohol nieletnim zakazem prowadzenia działalności gospodarczej na okres od 3 do 5 lat.

Posłowie zdecydowali o powołaniu pięcioosobowej podkomisji, która zajmie się dopracowaniem obu projektów.

W październiku projekt LPR skrytykowały Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych oraz Sąd Najwyższy. SN zalecał skoncentrowanie się egzekwowaniu istniejących przepisów, natomiast zdaniem PARPA dla nieuczciwych właścicieli sklepów z alkoholem, bardziej dolegliwe byłyby kary finansowe i okresowy zakaz działalności.

Z przedstawionego w lutym raportu "Polska młodzież o alkoholu" przeprowadzonego przez prywatną firmę Homo Homini wynika, że 94% nieletnich w Polsce przyznaje się do spożywania alkoholu, a jedna trzecia - do utraty przytomności w wyniku spożycia alkoholu. Wśród młodych ludzi 78% pije alkohol okazjonalnie, na imprezach i spotkaniach towarzyskich. Jedna na dziesięć ankietowanych osób próbowało alkoholu raz w życiu. 9% badanych zadeklarowało, że pije alkohol często, zaś 2% przyznało, że codziennie.

Badanie pokazało, że głównym motywem sięgania przez młodzież po alkohol jest moda, a więc presja środowiska i znajomych. Taki motyw deklaruje 41% badanych. Drugim istotnym czynnikiem jest niska cena, na co wskazało 35% badanych. (bart)
Magosia16-11-2006 20:40:58   [#962]

.

Specgrupy w gimnazjach

Zajrzą w każdy kąt. Sprawdzą, co uczniowie robią na przerwach i jak nauczyciele radzą sobie z agresywną młodzieżą. Specjalne, trzyosobowe komisje pojawią się gimnazjach w najbliższy wtorek. W styczniu przyjdzie czas na podstawówki i szkoły średnie – poinformował wczoraj kurator.

W skład każdej komisji wejdzie policjant, wizytator z kuratorium i pracownik wydziału oświaty gminy. Na Lubelszczyźnie będzie ich co najmniej 200. W skład specgrup nie wejdzie ani dyrektor szkoły, ani nauczyciel. – Bo co to by była za kontrola, gdyby dyrektor oprowadzał komisję – mówi Lech Sprawka, lubelski kurator oświaty. – Osoby na co dzień będące w szkole, mogą nawet nie zauważać niedociągnięć.
Komisje przeprowadzą kontrolę w trzech etapach. – Zajrzą do szatni, ubikacji, na korytarze. Sprawdzą, czy kamer nie jest za mało, czy są zainstalowane we właściwych miejscach – wyjaśnia kurator. Później porozmawiają z dyrektorem i nauczycielami. – Doradzą, kiedy dzwonić po policję, tak, żeby nie angażować policjantów w sprawy typu „Jaś przezwał Małgosię!” – tłumaczy Sprawka.
Na koniec spotkają się z uczniami. Przepytają ich, czy w szkole dzieje się coś złego i podpowiedzą, kogo powiadomić, gdy ktoś zrobi im krzywdę. Przewidziane są też zebrania z rodzicami. Po odwiedzinach specgrup do szkół zajrzą prokuratorzy. Przeprowadzą pogadanki z nauczycielami i uczniami. – Czarno to widzę. Nikt nie będzie chciał mówić o przypadkach przemocy, by nie wyjść na kapusia – przewiduje Tomek, uczeń jednego z lubelskiego gimnazjów.
Dla dyrektorów wizyta komisji jest wielką niewiadomą. – Nie obawiam się odwiedzin – zapewnia Stanisław Rodak, dyrektor Gimnazjum nr 5 w Lublinie. – Jak tylko mogę walczę z przemocą. Często korzystam z pomocy policji.
Raport komisja prześle wojewodzie, a ten przekaże go ministrowi edukacji.


Arleta Kubicka
15. Listopada 2006 19:15
malmar1517-11-2006 10:46:43   [#963]

Pomysłów ciąg dalszy

W Łodzi konkurs na kuratora dwa razy wygrała bezpartyjna nauczycielka Beata Florek. Została poparta przez oświatowe związki zawodowe. Ale minister edukacji ponad dwa miesiące rozmyśla, czy ją zaakceptować (potrzebna jest jego formalna zgoda). Wczoraj w łódzkim kinie Polonia Giertych spotkał się z dyrektorami szkół i wyjaśniał: - Już miałem powołać, już ją nawet wezwałem, ale tego samego dnia dowiedziałem się, że startuje na radną. Poprosiłem prawników o opinię, czy kurator może być aktywnym politykiem.

 - Jak to?! Przywódca partii może być ministrem edukacji, a radny kuratorem już nie - mówili w kuluarach dyrektorzy. Sama Florek też przyszła do kina. - Jeśli zostanę powołana na kuratora i zdobędę mandat radnego z czegoś zrezygnuję. Na start w wyborach zdecydowałam się dlatego, że przestałam wierzyć w zgodę ministra - mówiła Florek. Stratuje z listy Łódzkiego Porozumienia Obywatelskiego Jerzego Kropiwnickiego , który jest obecnym prezydentem miasta.

 Giertych zapowiedział w Łodzi, że od stycznia samorządy będą mogły wprowadzać "godzinę bezpieczeństwa" - jeśli minie, dzieciom bez opieki dorosłych nie będzie wolno przebywać w miejscach publicznych.

 Minister zdradził też, że resort wciąż szuka sposobu na poprawienie w szkołach frekwencji. - Chcemy, by rodzic mógł usprawiedliwić dziecku tylko kilka dni nieobecności: trzy albo pięć. Potem będzie się liczyć tylko zaświadczenie lekarskie. Musimy coś zrobić, bo te choroby stają się plagą.

W czerwcu "Gazeta" ujawniła wyniki badań, że na lekcjach jest obecnych średnio tylko 80-85 proc. uczniów, a jeszcze kilka lat temu było 95 proc.

(Źródło: Gazeta.pl)

 

 

Punkty karne

Jest to fragment regulaminu bydgoskiego Zespołu Szkół nr 5, w którym rada pedagogiczna dokładnie określiła "wymagania dotyczące wyglądu ucznia". Kolczyki: "noszone tylko w uszach - w jednym uchu jeden kolczyk, zakazane noszenie dużych kolczyków i ekstrawaganckiej biżuterii". Manicure: "bez dużych sztucznych paznokci i jaskrawych lakierów". Kolor włosów: "u dziewcząt naturalny lub do niego zbliżony, chłopcy nie mogą farbować".

W regulaminie są też zakazy: niszczenia mienia, używania komórek (nawet jako kalkulatorów) i odtwarzaczy MP3, żucia gumy, jedzenia czy picia na lekcji, przeklinania, palenia papierosów, stosowania używek. Za przewinienie uczeń dostaje punkty karne.

Maciej Jasiński, zastępca dyrektora gimnazjum i liceum: - Uczeń rozpoczyna rok z bazą 100 pkt. Za złe zachowanie punkty są odejmowane, za wzorowe - dodawane. Od końcowej sumy zależy ocena ze sprawowania. Jeśli zauważamy coś niepokojącego, wzywamy ucznia na rozmowę albo informujemy rodziców. Nie chodzi o bezmyślne karanie. Regulamin to instrument do szybkiego i skutecznego reagowania.

 Najsurowiej karane jest "pozostawanie pod wpływem używek" - minus 50 pkt. Za znęcanie się nad kolegami można stracić ich 30. Ściąganie, podrabianie zwolnień, kłamstwo, kradzież - to minus 20 pkt, za palenie odejmują 10 pkt. "Brak szacunku wobec innych", wulgaryzmy, używanie komórki czy odtwarzacza MP3 - minus 2 pkt. Za 20 pkt karnych uczeń zostanie ukarany naganą wychowawcy, za minus 50 pkt - naganą dyrektora. Po niej można zostać wyrzuconym ze szkoły.

Straty można odrobić, otrzymując pochwałę od nauczyciela (plus 2 pkt) i "stosując się do wymogów szkolnych" - plus 10 w ciągu semestru.

Nauczyciele i rodzice są zadowoleni. - Polepszyła się też komunikacja z rodzicami. Kiedy mama przyjdzie i będzie bronić swojego dziecka, twierdząc, że to anioł w ludzkiej skórze, pokażemy jej zeszyt z punktami i dokładnym opisem przewinienia - mówi dyr. Jasiński.

 Uczniowie oficjalnie chwalą zakazy. - Jest porządek. Rodzice są zadowoleni - mówi Sylwia Trochym z III klasy. Paulina Karska, koleżanka z ławki Sylwii: - Nikt się nie odważy przyjść z gołym pępkiem czy z trzema kolczykami.

Anonimowo uczniowie mówią co innego. Licealistka z II klasy: - Paranoja, żeby nauczyciel mówił mi, w jakiej mam chodzić spódniczce, albo wybierał kolor włosów. Jak w państwie totalitarnym. Gimnazjalista, 15-latek: - Dalej palimy papierosy w lasku przy szkole i ściągamy na lekcjach. Ale z ciuchami i komórkami się uspokoiło.

 - W całej burzy wokół zaostrzania regulaminu w szkołach ważne jest, skąd przychodzą zmiany - uważa Dariusz Chętkowski, nauczyciel i wychowawca z Łodzi, autor książki "Z budy. Czy spuścić ucznia z łańcucha?". - Jeśli, tak jak jest w tym przypadku, regulamin ustalają nauczyciele, konsultują to z rodzicami i samorządem szkolnym, uczniom łatwiej jest go zaakceptować. Nie mają wrażenia, że ktoś obcy, z przysłowiowej Warszawy, chce założyć im kaganiec i ograniczyć wolność. Założenia programu ministra Giertycha są, przynajmniej częściowo, dobre. I młodzież często się z nimi w zgadza. Problem w stylu ich wprowadzenia przez MEN, bez jakiejkolwiek konsultacji z młodzieżą i z autorytetami. Tutaj popełniono błąd.

(Źródło: Gazeta.pl

Majka17-11-2006 19:16:50   [#964]

niemozliwe...

http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_061117/kraj/kraj_a_1.html

EDUKACJA Nauka w zatłoczonych klasach to łamanie praw ucznia
Rzecznik: dajcie dzieciom więcej miejsca

Lekcje w klasie liczącej ponad 40 uczniów obniżają poziom kształcenia - alarmuje rzecznik praw obywatelskich. I apeluje do ministra edukacji o przepisy, które rozprawią się z przeludnionymi klasami

W warszawskiej podstawówce nr 342 przy ulicy Strumykowej zdarzają się 30-osobowe klasy, a dzieci uczą się na dwie zmiany. - Wprawdzie dobry nauczyciel i z takim problemem sobie poradzi, ale lekcja trwa tylko 45 minut, nie ma szansy na popracowanie choćby przez chwilę z każdym uczniem, na spojrzenie w jego zeszyt - przyznaje dyrektorka szkoły Iwona Kwiatusińska. Przekonuje, że klasynie powinny liczyć więcej niż 25 dzieci.

Ale w polskich szkołach tak dobrze nie jest. Na internetowej stronie nauczycielskiej "Solidarności" z Pomorza jest długa lista szkół w regionie, gdzie dzieci muszą się uczyć w ścisku. Podstawówka nr 1 w Chojnicach - 33 uczniów w jednej klasie. Gimnazjum nr 2 w Pelplinie - 35 uczniów. Ogólniak w Tczewie - 37. Szkoła zawodowa w Kłaninie - aż 46.
(...)
- Mamy skargi z całej Polski. Ostatnio na przeludnione klasy narzekały na przykład władze Łącka - mówi Tomasz Gelert z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. - Nauka w 40-osobowych klasach to zwyczajne naruszenie praw ucznia - dodaje.

I dlatego RPO napisał list do ministra edukacji Romana Giertycha. "Problem przeludnienia klas powoduje istotne pogorszenie komfortu pracy uczniów i nauczycieli. Przekłada się to na przemęczenie uczniów, nadmierne obciążenie nauczycieli, a w konsekwencji może wpływać na obniżenie poziomu kształcenia" - napisał Janusz Kochanowski.
Zaznaczył, że w wielu szkołach ponad 30-osobowe klasy uczą się w salach, które mają mniej niż 50 metrów kwadratowych powierzchni. W takiej ciasnocie dziecko musi wytrzymać przez kilka kolejnych lekcji.

RPO zaapelował do ministra Giertycha o stworzenie przepisów, które zakażą tworzenia zbyt licznych klas. Na razie takich jednoznacznych ustaleń w polskim prawie nie ma.
W ministerialnym rozporządzeniu z 2002 roku jest jedynie mowa, że każdy dyrektor szkoły musi zadbać o "bezpieczne i higieniczne" warunki do nauki. A to pojęcie każda szkoła interpretuje już na swój sposób.
(...)
Ministerstwo Edukacji w sprawie zatłoczonych klas jeszcze nie zajęło stanowiska. Na odpowiedź na list rzecznika praw obywatelskich ma dwa tygodnie.
Ewa 1317-11-2006 20:58:24   [#965]
Kontrole w szkołach - Przeciw przemocy

   Wojewódzki Zespół ds. Przeciwdziałania Przemocy w Szkołach i Placówkach powołał wojewoda zachodniopomorski. Zespół będzie nadzorował przeglądy szkół pod względem bezpieczeństwa uczniów. W jego skład weszli przedstawiciele wojewody, kuratorium oświaty i policji.
Przeglądami objęte zostaną wszystkie placówki oświatowe w województwie, zgodnie z uchwałą Rady Ministrów. Zespoły odwiedzą 920 szkół i placówek, w pierwszej kolejności 203 gimnazja i 132 zespoły szkół, następnie szkoły podstawowe, ponadgimnazjalne i pozaszkolne placówki oświatowe. Policjanci i wizytatorzy skontrolują bezpieczeństwo dzieci i młodzieży oraz sprawowaną nad nimi opiekę. Ustalą też rodzaje zagrożeń. Dla wyeliminowania aktów przemocy mają zostać wypracowane specjalne metody współpracy szkół z właściwymi organami. Członkowie zespołów spotykać się będą z radami pedagogicznymi i uczniami.
Wnioski z przeglądów wojewodowie z całej Polski przekażą do Ministerstwa Edukacji Narodowej. Mają one być wykorzystane do zmian w ustawodawstwie. (el)

Kurier Szczeciński

Marek Pleśniar17-11-2006 20:59:27   [#966]
akcja dość wojskowej natury;-) Oświatowy stan wojenny i trójki robotniczo chłopskie się przejdą.
Gaba17-11-2006 21:02:20   [#967]

ad 964 i słusznie, prosze od razu, by przy osiagnięciu 28 dzieci w klasie był zakaz domeldowania do rejonu oraz, by dziecko jkao 29 przychodzące eciśągu roku szło do gimnazjum obok.

Tłok to nie tylko wina OP, niedobrych dyrektroów, lae równmież rodziców - wolą tłok a szkołę dobrą.

Adaa17-11-2006 21:10:28   [#968]

teraz doczytalam o łódzkim gimnazjum

Jeśli uczeń uderzy nauczyciela?

- To nie ma co kombinować i straszyć specjalnymi szkołami, bo są odpowiednie procedury, kiedy uczeń popełnia przestępstwo. Ostatnio mieliśmy taką sytuację, chłopak uderzył śnieżką pana od historii. Sprawa poszła na policję, trafi do sądu. I sąd orzeknie, co dalej ze smarkaczem.

Ma babka naprawdę charakter,podoba mi się...

a kilka dni temu były glosy za tym,że gimnazjalista sikajacy do butelki to jakby nic takiego...za malo aby na policję...a Pani Ćwikle wystarczyla sniezka w nauczyciela...

Gaba17-11-2006 21:12:48   [#969]
biedne te dzieci duże i małe, a jak sie popatrzy krzywo to na pal z nim, ale jak zarechoce to spalić
Marek Pleśniar17-11-2006 21:15:32   [#970]

no i Ty oczekujesz że z powodu p Ćwikły np ja zmienie pogląd?

znam paru nauczycieli, któym żaden uczeń nie palnąłby śnieżką;-) Albo palnąłby ostatni raz - ten pierwszy.

jeśli p Ćwikła załatwia to sądem - ok

jeśli inny nauczyciel siłom i godnościom - ok

a jesli inny samom godnościom

tez ok;-)

ale bym nie wprowadzał generalnej zasady - "jak uczeń kichnie zbyt złośliwie w stronę n-la to go do sądu - proceduralnie"

bo ja bym potrzebował żeby sąd także czasem w wolnej chwili osądził np złodzieja samochodu

no i dbam o zdrowie sądu;-) Bo ile możnasię trzymać za brzuch ze śmiechu

Adaa17-11-2006 21:21:31   [#971]

eee..bez przesady,nie zatrzymalam sie jedynie na tej snieżce:-)

powiem zatem wprost...jak sie czyta całośc jawi mi sie obraz bardzo skutecznego dyrektora...

kurcze...co?...nie pochwalasz kolezanki?:-)

no i Ty oczekujesz że z powodu p Ćwikły np ja zmienie pogląd?

absolutnie nie,chociaz podejrzewam,ze zmieniłbys jakby Ci taki lepek nasikal na wycieraczkę:-)

Marek Pleśniar17-11-2006 21:29:00   [#972]

zmieniłbym

:-)

a już do buta jakby tobym zatłukł

snieżką;-)

Majka18-11-2006 11:50:35   [#973]

śliczne to ;)

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,3742470.html

W "Wojnie domowej", serialu z lat 60., "trójki" rodziców wyciągały z kin wagarowiczów, a włóczących się wieczorami nastolatków odprowadzały do domów. Co będą robić powołane właśnie szkolne "trójki" premiera Kaczyńskiego? Wpadną do szkoły na kwadrans. I nie wiadomo po co

Rzecz w tym jednak, że nowo powołane "trójki" nie wiedzą, co mają robić.

- Miały być ankiety z MEN, ale nie ma. Możemy dyskutować z nauczycielami. Tylko niech ktoś powie o czym - mówi Dudek.

Kilkunastu wizytatorów z Gliwic poprosiło kuratora o przesunięcie terminu szkolnej lustracji.

Krystyna Szumilas, przewodnicząca sejmowej komisji edukacji: - Jeżeli te kontrole mają przynieść efekt, powinny być dobrze przygotowane.

Wczoraj MEN poinformowało nas, że wytyczne dla "trójek" jeszcze nie są gotowe.

Regiony pospiesznie montują zespoły.

- Musimy wejść codziennie do 16 szkół. Mordercze tempo - mówi Janusz Modrzejewski, koordynator "trójek" w Zachodniopomorskiem. 48 wizytatorów musi sprawdzić 335 gimnazjów. Plan jest taki: na szóstej lekcji spotkanie z uczniami, po ósmej - z radą pedagogiczną, po południu - z rodzicami.

Na Śląsku będzie inaczej. - Zbierzcie dane i porozmawiajcie z radą pedagogiczną przez 15 minut - dostali polecenie gliwiccy wizytatorzy.

Tyle teoria.

Andrzej Dudek, szef oświaty w Rudzie Śląskiej: - Mam 50 szkół i dwóch urzędników. Zdążą wpaść do szkoły na dużej przerwie...

- Nadzoruję ponad 30 szkół. W grudniu muszę ocenić nauczycieli, a teraz jeszcze wizytacje... Skąd wziąć czas? - mówi Zdzisława Waniek, gliwicka wizytatorka.

Rzecznik policji w Rudzie Krzysztof Piechaczek: - Chodzimy do szkół z pogadankami. Ale rozumiem, że te zespoły są reakcją na zdarzenie z Gdańska. Po zawaleniu hali w Katowicach skakaliśmy po dachach, to i teraz wyślemy funkcjonariuszy.
Majka18-11-2006 11:52:39   [#974]
Akcja- to najważniejsze. I papier będzie, że skontrolowane.
. "Skakalismy po dachach, to i teraz wyślemy funkcjonariuszy".
Czytać hadko :((

A RPO pewnie się nie doczeka odpowiedzi na apel o mniej liczne klasy- to kosztowałoby drożej.
AnJa18-11-2006 11:56:18   [#975]
u nas w OP jest 1 - ma cała sferę społeczną, nie tylko szkoły

interesujące to będzie:-)

może te trójki będa pojedyńczo chodziły?
Ewa 1318-11-2006 16:17:25   [#976]
15:33, 2006-11-18

Dorn za "lotnymi trójkami" i godziną policyjną

Siemianowice Śląskie (PAP) - Wicepremier Ludwik Dorn popiera wprowadzanie tzw. lotnych trójek, które tworzyliby policjant, pedagog i psycholog. Osoby te w dyskotekach i klubach wyłapywałyby pijaną młodzież. Dorn jest też za wprowadzaniem godziny policyjnej w uzasadnionych przypadkach.

Szef MSWiA uważa, że "lotne trójki" mogą się przyjąć w wielu miejscach kraju. "Bardzo się cieszę, że w +lotnej trójce+ jest także psycholog. Z jednej strony represja, ale z drugiej wyciąganie ludzi z kontaktów z narkotykami (...) Ta formuła mi się podoba" - powiedział wicepremier podczas sobotniej konferencji prasowej w Siemianowicach Śląskich.

"Bardzo jasno powiedziałem komendantowi głównemu i komendantom wojewódzkim - i oni to przyjęli do wiadomości i z chęcią to realizują - że uderzamy nie tylko w fabryki, w wielki przemyt, ale też drobną i średnią dilerkę, także na poziomie dyskotek (...)" - mówił.

Pytany o godziny policyjne, wicepremier odpowiedział, że jego zdaniem gminy powinny mieć możliwość ich wprowadzania. "Przy czym namawiałbym do racjonalnego posługiwania się tym narzędziem. Nie w każdym przypadku, nie zawsze i nie na wieczność. Wszystko zależy od oceny dokonywanej także przez fachowców, czyli głównie policję" - zastrzegł.

"Jestem przeciwny ogłaszaniu takich zakazów dla celów wyłącznie medialno-propagandowych" - zaznaczył Dorn.

W siemianowickim magistracie była mowa o założeniach akcji "Bezpieczne miasto" i o trudnej sytuacji społecznej i finansowej Siemianowic Śląskich, związanej z wysokim bezrobociem. W programie wizyty wicepremiera są też spotkania w Mysłowicach i Raciborzu.

Sobotnia wizyta Dorna jest kolejną w ostatnich dniach na Śląsku. Pytany przez dziennikarzy, czy w sobotę przyjechał wspierać kandydatów PiS, którzy w drugiej turze wyborów samorządowych będą walczyć o prezydenturę, wicepremier odpowiedział: "Śląsk jest ważny dla PiS, dla tego rządu, niezależnie od tego, czy nasi kandydaci - których chcę gorąco wspierać, bo uważam ich za dobrych polityków lokalnych (...) - przejdą, czy nie przejdą".

bogda418-11-2006 16:30:44   [#977]

które tworzyliby policjant, pedagog, psycholog...

 czyli tzw. zestaw uliczny.Co kraj to obyczaj-w jednym mieście wizytator, policjant i ktoś tam jeszcze a tu-proszę bardzo -street workerzy ;-)
Gaba18-11-2006 17:03:29   [#978]
a ja proszę tylko, by w KO stworzono etat negocjatora zawodowego, naprawdę pomógłby w komunikacji z niektórymi uczestnikami tzw. jednnostronnego dialogu pedagogicznego zwanego słowotokiem lub monologiem do, przybierającego formę rzucania grochem o ścianę.
Adams13518-11-2006 18:04:44   [#979]

Gaba ;-)

Zbyt dużo wymagasz od pośrednika na linii MEN - Szkoła. To kanał sprawozdawczo - kontrolny usłany wąskimi gardłami w szafach wizytatorów i innych pomniejszych. A teraz dodatkowo obciążony systemem trójek pożarowo - porządkowych. Fantazja góry jest nieograniczona.
Marek Pleśniar18-11-2006 19:16:44   [#980]

zapewniam, że wyćwiczona w PRLu fantazja dołu jej dorównuje.

Nie taką sprawozdawczość Polacy musieli uprawiać

"sztandary się wyłopotały na wietrze" sie napisze i cześć

szkoda że tego trza było doczekać w 17 lat "po komunie"

a może nie "po"?

Marek Pleśniar18-11-2006 19:21:14   [#981]

to chyba jednak oświatowy tekst;-)

tzn aktualny:-))

"Do klubu golfowego przyjęto nowego członka. Bardzo się przechwalał prezesowi klubu i opowiadał o swoich nieprawdopodobnych sukcesach. Prezes zabrał go na pole i poprosił o pokaz umiejętności. Oczywiście facet grał fatalnie, kijem zbierał ziemię zamiast piłki, nigdy nie trafiał do dołka, nie miał o niczym pojęcia. Na koniec zapytał:
- No i co pan sądzi o mojej grze?
- Cóż, jest bardzo interesująca, ale nie sądzę żeby wyparła golfa."

Gaba18-11-2006 21:46:45   [#982]
Czyszczenie chlewów karą dla uczniów
PAP 18:10

Uczniowie jednej z rumuńskich szkół średnich będą teraz za karę czyścić chlewy. Tak postanowiła rada nauczycielska szkoły w mieście Vaslui stwierdzając z ubolewaniem, że dotychczas stosowane kary nie były skuteczne. Decyzję podjęto demokratycznie - po konsultacji z rodzicami.

Jak oświadczył dyrektor szkoły w Vaslui, Dan Magureanu, taka kara będzie dla uczniów również lekcją poglądową tego, co ich w życiu czeka, jeśli będą wagarować, nie przykładać się do nauki i lekceważyć swoje obowiązki. (PAP)
Adams13518-11-2006 22:51:49   [#983]

;-)

To metoda na niegdysiejszych niesfornych paniczów ... za występki zamiana ról ... na parobków. Pomysł pouczający byle tylko  nie zakodował, że ciężka praca fizyczna to upokorzenie. Ją też musi ktoś wykonywać by w ten sposób zarabiać na życie przy chwilowym braku pomysłu na inną  ... pracę.
Marek Pleśniar19-11-2006 00:02:22   [#984]
proponuję - polską wersję - sprzątanie sejmu
Gaba19-11-2006 02:52:03   [#985]
Wojciech Bonowicz/06.11.2006 06:00
Nasze największe pytanie
Tragedie, które wstrząsnęły ostatnio Polską, stawiają nas wobec zasadniczego pytania: czego naprawdę pragniemy?
Czy pragniemy być społeczeństwem, które każdemu będzie starało się dać to, co najbardziej potrzebne do życia: czułość i uwagę, solidarność i poczucie własnej wartości? Czy pragniemy raczej „świętego spokoju” – za jakąkolwiek cenę, byle tylko „zło” trzymało się jak najdalej od nas, tak długo, jak to będzie możliwe?
Celowo piszę słowo „zło” w cudzysłowie. Nie chodzi przecież w tym kontekście o zło, którego nie umielibyśmy opisać, zło demoniczne, nieludzkie, przekraczające wszelkie wyobrażenie. Nie: chodzi o „złych ludzi” i ich konkretne czyny, a w naszej dzisiejszej sytuacji – o „złe dzieci”: dzieci, które sięgają po przemoc, które znęcają się nad sobą nawzajem lub przynajmniej przyzwalają na to, by takie rzeczy działy się w ich otoczeniu. „Coś złego dzieje się z tymi dziećmi”. Tak, ale to nasze dzieci. Mogłyby być nasze... To mogłoby się wydarzyć w naszej szkole, na naszym osiedlu, w naszej miejscowości... Ale kiedy wskażemy i nazwiemy „zło”, w tym samym momencie odsuwamy je od siebie. „Złe dzieci” przestają być nasze. Stają się bezosobowym „złem”, czyli czymś obcym, za co nie ponosimy odpowiedzialności.



Za murami

Wróćmy do pytań z początku tekstu. Każde z nich wyznacza inny horyzont oczekiwań i – co ważniejsze – zaangażowań.

Jeżeli pragniemy „świętego spokoju”, będziemy popierać siłowe rozwiązania narosłych problemów, będziemy się zgadzać na nowe środki segregacji i represji, wierząc, że okażą się skuteczne – odsuną od nas „zło” i przyniosą naszemu zalęknionemu „ja” upragnioną ulgę. Będziemy wyznawać wiarę w państwo silne i stanowcze, które mówi: „żarty się skończyły!” i obiecuje, że „nareszcie zrobi porządek”. To wiara, która pomoże nam przejść przez życie bez brudzenia sobie rąk. Pohukiwania silnego państwa sprawiają, że możemy czuć się „moralni”, nawet nic nie robiąc.

Jeżeli pragniemy „społeczeństwa życia”, musimy zrezygnować ze „świętego spokoju”, naruszyć nasze (i tak już kruche) poczucie bezpieczeństwa i wyjść naprzeciw innym ludziom, których do tej pory nie dostrzegaliśmy lub omijaliśmy z daleka. To mogą być nastolatkowie, sfrustrowani i zagubieni, którzy najlepiej rozumieją język agresji. To mogą być ludzie z naszego otoczenia, na przykład tacy, którym nie starcza do pierwszego nawet z dwóch pensji i dlatego żyją w utajonej rozpaczy, zmuszeni odmawiać dzieciom tego, czego sobie dawno już odmówili. Ale mogą to być także nasze własne dzieci, nasi małżonkowie, z którymi nie rozmawiamy częściej, niż tego wymaga pragmatyka mieszkania pod wspólnym dachem lub wspólnego wykonywania zadań. Tak, ich także nie dostrzegaliśmy... Innymi słowy, jeżeli chcemy żyć w „społeczeństwie życia”, musimy wziąć na siebie odpowiedzialność za przestrzeń, w którą wkroczyło zło. To nasza przestrzeń, a więc i – nasze zło.

Bardzo łatwo jest zbudować mury. Zamknięte zakłady poprawcze symbolizują naszą klęskę. Nie każdy człowiek będzie kochany, nie każdemu warto dać szansę, nie każdy zasługuje na naszą uwagę. Nikt nie przeczy, że występek trzeba karać. Izolacja to często dobra kara – pod warunkiem, że towarzyszy jej resocjalizacja. Stara mądrość głosi, że trzeba odejść, aby móc wrócić. Żeby człowiek zrozumiał swoją winę, trzeba mu najpierw pomóc odbudować w sobie poczucie własnej wartości. Choćby szczątkowe. Ale kiedy zaczyna się oszczędzać na resocjalizacji – a pożałować pieniędzy na ten cel bardzo łatwo – droga powrotu się zamyka. Mury rosną. Mury, które są wyrazem pogardy i strachu.

Pozrywane nici

Pisałem dwa tygodnie temu w "TP" o wizycie w Polsce Jeana Vanier. Podczas publicznych spotkań i prywatnych rozmów Jean ciągle wracał do pytania: dlaczego człowiek potrzebuje mieć kogoś, komu mógłby okazać pogardę? Przypomnę raz jeszcze odpowiedź, którą znalazł u Martina Luthera Kinga. „Gdyby człowiek nie gardził drugim człowiekiem, byłby zmuszony przyjrzeć się temu, co w nim samym jest godne pogardy”. „Wielu z nas żyje w stanie utajonej depresji – mówił Vanier. – Ukrywamy własne lęki, ukrywamy prawdę o nas samych. W ten sposób przywiązujemy się do naszych zranień i nie potrafimy się od nich uwolnić. Przyjąć to, co jest raną w każdym z nas – oto droga przemiany i wyzwolenia”.

Kiedy „wychodzimy na zewnątrz”, nasz wewnętrzny świat burzy się i buntuje. Czujemy się niepewnie. Ryzyko wydaje się nam zbyt wielkie. Nie ma jednak innej drogi do „społeczeństwa życia”. Żeby móc dawać i przyjmować życie, trzeba przekroczyć własne lęki, uwolnić się od ran, które w sobie nosimy. To nie dzieje się od razu. To proces, który trwa. Proces uzdrowienia. Aby stanąć – naprawdę stanąć – wobec tragedii, które dziś przeżywamy, każdy z nas musi zapytać samego siebie: czy chcę tego uzdrowienia? I czy chcę go tylko dla siebie, czy również dla innych? Czy chcę go dla mojej żony, męża? Czy chcę go dla moich dzieci? Dla moich przyjaciół i znajomych? Czy chcę go dla tych chłopców, którzy upokorzyli czternastoletnią Anię, i dla jej koleżanek i kolegów, którzy na to patrzyli?

Nie dziwmy się dzieciom, że patrzyły na zło i nie reagowały. My też patrzymy na zło i nie reagujemy. Kryć zło, jak długo się da, odwracać głowę – oto czego mogą się od nas nauczyć. Jeżeli chcemy stanąć – naprawdę stanąć – wobec tragedii, które dziś przeżywamy, musimy zejść głęboko. A następnie szeroko otworzyć oczy.

Jeszcze raz zapytajmy: jakie są nasze pragnienia? Konkretnie – dzisiaj, w tej rzeczywistości, w której żyjemy? Czego chcemy dla siebie? Czego – dla naszego otoczenia? Czy zależy nam na Polsce? Jakiego bezpieczeństwa pragniemy dla naszych dzieci? Jakiej szkoły? Czy nie takiej, która wychowywałaby ludzi dojrzałych i wrażliwych, ludzi o chłonnych i otwartych umysłach, a zarazem takich, co to na pewno „dadzą sobie radę w życiu”?

Między naszymi pragnieniami a miejscem, w którym jesteśmy, biegną rozmaite nici. Wiele z nich jest pozrywanych, wiele gdzieś się zagubiło, nie sięgnąwszy nigdy końcem drugiego brzegu. Co powoduje, że nici rwą się lub plączą? Odpowiem najprościej, jak umiem: to nasze ucieczki z pola odpowiedzialności. Mam wrażenie, że z każdym rokiem przybywa uciekinierów. Nie chodzi mi o tych, którzy wyjeżdżają na Zachód. Chodzi mi o „emigrację wewnętrzną”. O czekanie – może coś się zmieni...

Tymczasem mamy swoje państwo. Zamiast czekać, co nam zaproponuje, domagajmy się od niego przynajmniej, by było bardziej „ludzkie”. By nie kładło kłód pod nogi tym, którzy chcą uzdrawiać, którzy spieszą z pomocą, którzy działają na rzecz dialogu. Tyle przecież możemy żądać?

Wybór, przed jakim stoimy, nie jest tylko naszym wyborem. Pytanie o przyszłość odpowiedzialności stoi przed całą naszą cywilizacją. Niestety, odpowiedź raczej nie przyjdzie „z góry”. Doświadczenie dwóch totalitaryzmów podpowiada, że każda odpowiedź, która przyszłaby „z góry”, mogłaby być dla odpowiedzialności jeszcze większym zagrożeniem. Gdzie zatem szukać ratunku?

Ostatnie pytanie pozostawię bez odpowiedzi. Niech będzie jak dzwonek przed końcem lekcji. Może choć na tę pauzę wyjdziemy w milczeniu...
« 1/1 »
KAIG19-11-2006 17:43:30   [#986]

ZNP przyjął program poprawy sytuacji w szkołach

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,3743056.html?nltxx=856991&nltdt=2006-11-19-09-05
Marek Pleśniar19-11-2006 18:30:11   [#987]

;-)

żyjemy w kraju cudownych metafor
w czasach początków złudzeń i zmian
i jeśli przyjdzie zapłacić nam za to
dawno nie będzie nas
nawet jeżeli nie wiesz co masz robić
nie znaczy to że nie masz
nic do zrobienia
i obojętne co umiesz czy nie umiesz
nie znaczy to że wszystko
jest do stracenia
a co jest ważne
tylko że
nawet jeżeli nie wiesz co się dzieje
nie znaczy to że możesz
tracić nadzieję

(Raz Dwa Trzy)

Majka19-11-2006 22:25:18   [#988]

Gimnazjaliści palą na potęgę

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,3744002.html
Ponad połowa gorzowskich gimnazjalistów przyznaje, że sięga po papierosy. Natomiast aż 11 proc. pali codziennie.
(...)

Jak działają na uczniów akcje profilaktyczne? - Nie ruszają mnie zdjęcia chorych płuc. Jestem przecież młoda. Nie mam zamiaru uzależnić się i palić całe życie. - mówi zadziornie 15-latka pod Gimnazjum nr 3.

- Czy wiesz o tym, że w tak młodym wieku łatwiej wpaść w nałóg? Dlaczego palisz?

- A tak sobie. Ani lubię, ani nie lubię. Wszyscy moi znajomi palą - tłumaczy.

Palą przy samej bramie, pod szkolnymi oknami, albo ukrywają się za kioskiem, garażem, czy szkolnym murem. Podciągają rękawy kurtek, żeby nie przesiąkły dymem, palą, a potem po gumie miętowej i na lekcje.
słonko20-11-2006 09:35:03   [#989]

Dziennik przytacza opinię polskich ekspertów, obarczających winą za obecny stan rzeczy wadliwy system edukacyjny, który nie zdołał w latach 90. wykształcić odpowiedniej liczby wykwalifikowanych inżynierów.

http://wiadomosci.onet.pl/1436610,12,item.html

słonko20-11-2006 09:51:48   [#990]
W SFERZE BUDŻETOWEJ REALNE PŁACE SPADNĄ

Rząd w projekcie budżetu na 2007 rok założył, że wynagrodzenia w sferze budżetowej pozostaną na poziomie nominalnym z 2006 roku, co przy zakładanej inflacji średniorocznej na poziomie 1,9 proc. oznacza, że właśnie o tyle realnie wynagrodzenia w tym sektorze będą niższe. Pracuje w nim ponad 3,3 mln osób. Sektor prywatny zatrudnia zaś ponad 4,4 mln osób. Jednak średnie wynagrodzenie brutto w sektorze publicznym było na koniec czerwca wyższe od tego w prywatnym i wyniosło 2780 zł wobec odpowiednio 2295 zł.

http://biznes.onet.pl/5,1373166,prasa.html
Małgoś20-11-2006 14:15:10   [#991]

świat sie kończy!?

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,3744799.html

Sąd: Nauczycielka dawała narkotyki uczniom

PAP, IAR 2006-11-20, ostatnia aktualizacja 2006-11-20 12:37

Wrocławski sąd aresztował w poniedziałek na trzy miesiące 28-letnią nauczycielkę jednej z wrocławskich szkół. Kobieta jest podejrzana jest o "udzielanie narkotyków uczniom i rozpijanie nieletnich". Grozi jej do trzech lat więzienia.

0-->
Informacje o aresztowaniu nauczycielki potwierdził Dominik Flunt z biura prasowego Sądu Okręgowego we Wrocławiu.

Paweł Petrykowski z wrocławskiej policji powiedział, że kobieta została zatrzymana przez policję w niedzielę wraz z kilkoma uczniami, z którymi brała udział w imprezie.

28-letnia kobieta miała częstować uczniów narkotykami i alkoholem.

Z młodzieżą już wcześniej spotykała się w domu, gdzie - jak nieoficjalnie dowiedziało się Polskie Radio Wrocław - miała umawiać się za pośrednictwem komunikatora gadu-gadu. Nauczycielce, która uczyła w szkole języka angielskiego. grozi do trzech lat więzienia.

Policja zatrzymała też trzech uczniów, którzy brali udział w spotkaniach w domu aresztowanej kobiety. 17-latkowie mieli też handlować narkotykami. Dobrowolnie poddali się karze i zostali zwolnieni do domów.
 
To nie była nauczycielka! To jakas pani ze znajomościa języka angielskiego z braku laku i innej pracy, zbłądziła do szkoły. Mam nadzieję, ze na bardzo krótko
Marek Pleśniar20-11-2006 23:47:02   [#992]

to JEST oświatowa informacja

http://finanse.wp.pl/kat,63754,wid,8610181,raportwiadomosc.html?rfbawp=1164062757.526

prawda dyrektorzy z gazowym CO?

;-)

Gaz będzie droższy, możliwa jest dziesięcioprocentowa podwyżka - uważa minister gospodarki Piotr Woźniak, po zakończeniu negocjacji Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa (PGNIG) nt. dostaw rosyjskiego gazu do Polski. PGNiG dementuje informacje, że gaz mógłby zdrożeć o kilkadziesiąt procent.

W miniony piątek w Moskwie PGNiG podpisało z rosyjsko-ukraińską spółką RosUkrEnergo, kontrolowaną przez rosyjskiego potentata gazowego Gazprom, umowę o sprzedaży gazu oraz aneks do Kontraktu Jamalskiego. Kontrakt ten, podpisany w 1996 r., obowiązuje do 2022 r. i pokrywa ok. połowę polskiego zapotrzebowania. Aneks dotyczy zmiany wzoru, według którego przelicza się opłaty za gaz.

cynamonowa21-11-2006 00:18:05   [#993]
http://wiadomosci.onet.pl/1437186,11,item.html
Marek Pleśniar21-11-2006 08:59:29   [#994]

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,3746616.html

Uczniowie płacili nauczycielom za lepsze oceny

PAP 2006-11-21, ostatnia aktualizacja 2006-11-21 07:26

PRZEGLĄD PRASY. Uczniowie Zespołu Szkół Mechaniczno- Elektrycznych przy ul. Targowej w Częstochowie płacili haracz nauczycielom. Składali się po kilka lub kilkanaście złotych, a w zamian mogli liczyć na lepsze oceny - pisze "Dziennik Zachodni".

0-->
O korupcję częstochowska policja podejrzewa pięcioro nauczycieli. Dwóch z nich jest zawieszonych w czynnościach zawodowych. - Pedagogów zamieszanych w tę aferę będzie więcej - zapowiada jednak nadkomisarz Joanna Lazar, rzeczniczka Komendy Miejskiej Policji w Częstochowie.

Sprawa wyszła na jaw dzięki samym uczniom, którzy mieli już dość płacenia "podatków" nauczycielom. Powiedzieli o wszystkim rodzicom, a ci postanowili działać na drodze prawnej - o tym, co się dzieje w szkole, poinformowali policyjny wydział do walki z korupcją. Sprawy, które wyszły na jaw już podczas wstępnych przesłuchań, wprawiły policjantów w osłupienie.

Okazało się, że uczniowie Zespołu Szkół Mechaniczno-Elektrycznych gremialnie opodatkowali się na rzecz nauczycieli, którzy mieli wprost domagać się haraczu od poszczególnych od klas. Uczniowie składali się po od pięciu do kilkunastu złotych; w przypadku klasy dwudziestokilkuosobowej dawało to sumę nie do pogardzenia. Składki zapisywano na liście, gdzie nazwiska płacących były skrupulatnie odnotowywane.

Taką kartkę opatrywano adnotacją, że to "darowizna na rzecz rady szkoły". Tyle tylko, że pieniądze zamiast na dofinansowanie inwestycji szkolnych, wędrowały do kieszeni przekupnych pedagogów. Płacąca taką składkę klasa nie musiała - jak twierdzą ci, którzy złożyli doniesienie na policję - obawiać się klasówek i mogła liczyć na lepsze oceny.
Marek Pleśniar21-11-2006 09:04:54   [#995]

http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,33181,3746101.html

Chińczycy chcą budować Polskę

Marek Wielgo 2006-11-20, ostatnia aktualizacja 2006-11-20 20:14

Mury wszystkich zawodówek w Polsce opuściło w minionym roku szkolnym dziewięciu cieśli, 16 dekarzy i 45 betoniarzy-zbrojarzy. Wieść o kłopotach polskich firm budowlanych z naborem specjalistów dotarła już nawet do Chin.

Zobacz powiekszenie
 
0-->
- Mamy oferty od Chińczyków. Są skłonni pracować na polskich budowach za minimum 600 dol. miesięcznie - przyznał minister budownictwa Andrzej Aumiller w czasie poniedziałkowej konferencji poświęconej zatrudnieniu w budownictwie. Aumiller zapowiedział, że będzie przekonywał rząd do otwarcia naszego rynku pracy dla robotników sezonowych oraz podwykonawczych firm budowlanych spoza Unii Europejskiej. - Na razie na rok, a potem zdecydujemy co dalej - stwierdził Aumiller.

Resort budownictwa prowadzi właśnie konsultacje w tej sprawie z organizacjami budowlanymi. - Prawdopodobnie w ciągu dwóch tygodni będziemy mieli dane pokazujące skalę problemu braku siły roboczej w budownictwie - poinformowała wiceminister budownictwa Elżbieta Janiszewska-Kuropatwa.

Co na to Ministerstwo Pracy? Wiceminister pracy Romuald Poliński radzi przedsiębiorcom budowlanym, aby nie robili sobie zbytnich nadziei na wykwalifikowanych robotników z Ukrainy czy Białorusi. - Sporo ich pracuje w naszym kraju, ale w szarej strefie. Nie są oni zainteresowani wyjściem z niej - uważa Poliński. - W dodatku na Ukrainie nastąpiło ożywienie w budownictwie. Ci, którzy decydują się na wyjazd z kraju, omijają Polskę, bo na zachodzie Europy mogą zarobić więcej - dodaje.

Od ponad roku przedsiębiorcy budowlani alarmują, że także nasi specjaliści masowo wyjeżdżają do pracy do krajów starej Unii, zwłaszcza do Wielkiej Brytanii i Irlandii. Ten exodus zbiegł się z ożywieniem na krajowym rynku budowlanym. Na murarzy czy cieśli czekają dziś w urzędach pracy setki ofert. W wielu miastach, m.in. w Poznaniu, Warszawie i Krakowie, firmy budowlane ogłaszają nabór pracowników na reklamowych city-lightach.

Tymczasem młodzi ludzie nie garną się do zawodów budowlanych. Szef sekcji szkół budowlanych przy Polskiej Izbie Przemysłowo-Handlowej Bogdan Dyjuk poinformował, że w minionym roku szkolnym mury wszystkich zawodówek w Polsce opuściło tylko dziewięciu cieśli, 16 dekarzy i 45 betoniarzy-zbrojarzy. Z kolei uprawnienia technika drogowego uzyskało niespełna 300 absolwentów budowlanek. To zła wiadomość dla firm drogowych, które przeżywają boom związany z napływem miliardów euro z UE na inwestycje drogowe.

Dyjuk twierdzi, że największym zainteresowaniem - 1640 absolwentów - cieszyła się specjalność "technolog robót wykończeniowych". Problem w tym, że urzędnicy wykreślili ją z klasyfikacji szkolnej i w tym roku nie powstała ani jednak klasa kształcąca tego typu specjalistów. - Będziemy zabiegali o przywrócenie tego kierunku - zapowiedział Dyjuk.

Aumiller przyznał, że niezbędny jest też system stypendialny oraz organizowanie dla uczniów praktyk z prawdziwego zdarzenia. - Wiele firm zgłasza chęć uczestniczenia w programie stypendialnym - cieszy się minister. Równocześnie przyznaje, że fachowców nie uda się zatrzymać, jeśli nie wzrosną ich płace w Polsce. Dziś często nie przekraczają 1,5 tys. zł miesięcznie. Według Dyjuka pracownicy powinni dostać na rękę minimum 2-2,5 tys. zł miesięcznie, czyli mniej więcej tyle, ile chcą Chińczycy. Ostra rywalizacja firm o pracowników powoduje, że oferowane są im coraz wyższe stawki. GUS podaje, że branża budowlana jest obecnie jedną z tych, w której płace rosną najszybciej. Od stycznia do końca września przeciętne miesięczne wynagrodzenie w budownictwie wzrosło o ponad 8 proc.
bogna22-11-2006 08:36:55   [#996]
MEN Wymiana kadr w resorcie
Roman Giertych zwolnił już niemal wszystkich dyrektorów i wicedyrektorów. - Na ich miejsce przyszli ludzie z otoczenia ministra i LPR. Często bez doświadczenia w oświacie i administracji - mówią "Rz" urzędnicy
 

Od maja, gdy w fotelu ministra zasiadł Roman Giertych, na dziesięć departamentów w MEN zmian personalnych nie było tylko w dwóch. Tylko w ubiegłym tygodniu pracę w MEN straciła dyrektor Biura Wdrażania Europejskiego Funduszu Społecznego i dwie dyrektorki odpowiedzialne za finanse. Od maja odeszło kilkunastu wysokich rangą urzędników, którzy pracowali w MEN nawet od trzech kadencji pod rządami ministrów różnych opcji politycznych.

- Odwołani dostają zwykle stanowisko radcy ministra albo szeregowego urzędnika i nawet o połowę niższą pensję. Merytorycznych powodów nikt nie podaje - mówi nasz informator.

Inny urzędnik MEN (zatrudniony od lat 90.): - Do tej pory żaden minister edukacji nie przeprowadził takich czystek. I nigdy wcześniej nie zdarzało się, żeby w miejsce zwolnionych przychodziły osoby mniej kompetentne albo bez żadnych kwalifikacji.

Nasi rozmówcy mówią o czterech szczególnie kontrowersyjnych nominacjach. Najważniejszym Departamentem Kształcenia Ogólnego (tam zapadają kluczowe dla oświaty decyzje, np. o zasadach matury - red.) kieruje Urszula Przybylska-Zioło - wcześniej nauczycielka historii i dyrektorka warszawskiej podstawówki nr 133. Jest znajomą Giertycha, tak jak on mieszka w podwarszawskich Łomiankach. Minister gościł na zakończeniu roku w szkole na Bielanach, którą zarządzała przed przyjściem do resortu.

W Departamencie Młodzieży wicedyrektorem został Sylwester Cwynar, wcześniej nauczyciel wychowania fizycznego i właściciel firmy organizującej zawody w paintballu. Kandydował do Sejmu z list LPR, szefował powiatowemu oddziałowi Ligi w Oławie.

Biuro Kontroli i Audytu objął Robert Kasprzak. Nigdy nie był związany ze szkolnictwem, za to bez sukcesu kandydował do Sejmu z list LPR.

W Departamencie Współpracy Międzynarodowej Hannę Matuszak (ma opinię kompetentnej urzędniczki) zastąpił Sławomir Adamiec. Był dyrektorem szkoły w Radomiu. Od urzędników MEN słyszymy: - To kompromitujące, nowy dyrektor wydziału nie włada żadnym językiem obcym.

Sam Adamiec odmówił wczoraj rozmowy z "Rz". - Proszę się zwrócić do biura prasowego - uciął.

Do biura przesłaliśmy pytania dotyczące polityki kadrowej MEN. Chcieliśmy wiedzieć, ilu nowych dyrektorów i wicedyrektorów zatrudniono w MEN za czasów Giertycha, ilu szeregowych pracowników straciło stanowiska. Odpowiedzi nie dostaliśmy.

Na tak szerokie zmiany kadrowe pozwalają ministrowi ostatnie zmiany w systemie służby cywilnej. W październiku weszły w życie przepisy likwidujące konkursy na najwyższe stanowiska w administracji, w tym dyrektorów departamentów w ministerstwach. Obecnie szefostwo resortu może powoływać i odwoływać urzędników według własnego uznania. Z nowego prawa korzysta też Samoobrona. W Ministerstwie Pracy, które przejęła od PiS, właśnie trwa wymiana dyrektorów. pra

/Magdalena Kula, pra/
bogna22-11-2006 08:42:05   [#997]

pomijając obrzydliwość zjawiska opisanego w [#994]...

Uczniowie składali się po od pięciu do kilkunastu złotych; w przypadku klasy dwudziestokilkuosobowej dawało to sumę nie do pogardzenia

5*20=100 zł

faktycznie "suma nie do pogardzenia".... jakieś dwie flaszki?

bogna22-11-2006 08:49:32   [#998]

ad [#995]

Dyjuk twierdzi, że największym zainteresowaniem - 1640 absolwentów - cieszyła się specjalność "technolog robót wykończeniowych". Problem w tym, że urzędnicy wykreślili ją z klasyfikacji szkolnej i w tym roku nie powstała ani jednak klasa kształcąca tego typu specjalistów. - Będziemy zabiegali o przywrócenie tego kierunku - zapowiedział Dyjuk.

Taka klasa nie powstała już w ubiegłym roku szkolnym...

zacytuję samą siebie ;-) z wątku problemy szkolnictwa zawodowego

bogna 28.04.2004 20:24 [#117]
no nie :-((((

rewelacyjna jest ta stabilizacja w prawie oświatowym :-((((

Ciekawe czym spowodowana jest rezygnacja z kształcenia w zawodzie technolog robót wykończeniowych w budownictwie?

To chyba jedyny zawód budowlany, który cieszy się zainteresowaniem kandydatow do ZSZ, bo jest zawodem szerokoprofilowym.

Ale nie jest zawodem rzemieślniczym, bo zawiera w sobie kilka zawodów "wąskich" - posadzkarz, malarz-tapeciarz, plytkarz.

Czy tu jest pies pogrzebany???

stan22-11-2006 09:34:12   [#999]

... w ramach dyskusji

Urszula Duda/21.11.2006 10:26
Chaos w szkołach
Szkolnictwo po reformie
Od chwili, gdy została przeprowadzona reforma szkolnictwa, poziom oświaty w Polsce stale się obniża. Jest to proces powolny, ale już wyraźnie zauważalny. W tym kontekście dotycząca matur propozycja Ministra Szkolnictwa jest zgodna z trwającą już od kilku lat tendencją.
Reforma prócz zmiany struktury szkolnictwa wprowadziła wielki chaos. Należy rozpatrywać ją w kilku aspektach.

Dzieci-wędrowniczki

Lata nauki podzielone zostały na trzy, a w zasadzie na cztery etapy, co przyniosło jedynie negatywne rezultaty. Etap pierwszy (klasy 1-3) i drugi (4-6) dzieci przechodzą  stosunkowo "gładko". Nie muszą zmieniać szkoły, mają to samo grono kolegów, znają nauczycieli, a także – co jest bardzo istotne – nauczyciele znają doskonale swoich podopiecznych. Szkoła jest wówczas dzieciom bliska.

W chwili, gdy zaczynają wchodzić w okres dojrzewania, następuje całkowita zmiana środowiska – dzieci idą do gimnazjum. Tam spotykają się w bardzo trudnym dla nich okresie młodzi ludzie, którzy w efekcie zmiany muszą dodatkowo dostosować się do całkiem nowego środowiska.

Pierwszy rok w gimnazjum można nazwać przystosowawczym. Ma wówczas miejsce zarówno wzajemne poznawanie się przez młodzież, jak i wzajemne poznawanie się uczniów i nauczycieli. Do szkoły podstawowej chodzą z reguły dzieci z jednego rejonu, więc w ciągu 6 lat można dogłębnie poznać ich problemy, środowisko, z jakiego się wywodzą oraz – szczególnie w przypadku mniejszych szkół – mieć faktyczny wpływ na ich wychowanie. Natomiast w gimnazjum ten wpływ staje się iluzoryczny. Gimnazja są szkołami zbiorczymi, spotykają się w nich dzieci wywodzące się z różnorodnych środowisk. Zanim nastąpi integracja, mija rok. Klasa druga to w zasadzie jedyna, w której młodzież osiąga jako taką stabilność, bowiem w klasie trzeciej zaczyna się stres związany z egzaminami końcowymi.

Szkoła ponadgimnazjalna to znów ten sam schemat: rok na przystosowanie, rok spokojnej pracy i rok stresu przedmaturalnego. Te częste zmiany środowiska szkolnego na pewno nie wpływają korzystnie na emocjonalny rozwój dzieci i młodzieży. System ten nie daje żadnej stabilności, a w szkołach gimnazjalnych, które są obowiązkowe, młodzieży jest dużo, klasy liczne, zajęcia kończą się często późnym wieczorem. Taka sytuacja stwarza możliwość występowania różnego rodzaju patologii. W wielu przypadkach, o czym słyszymy coraz częściej, ani nauczyciele, ani rodzice, nie są w stanie poradzić sobie z narastającymi problemami. 

Pomieszanie z poplątaniem

Istotną sprawą są podstawy programowe i podręczniki. Podstawa programowa jest w zasadzie obowiązująca w całej Polsce. Piszę "w zasadzie", bowiem od nauczyciela zależy, które podręczniki wybierze i jakie elementy programu będą omawiane szerzej, a co "po łebkach". Podręczników jest ogromna różnorodność i wydaje mi się co najmniej dyskusyjne dopuszczenie tak wielkiej ich ilości do użytku.

W klasach 1-3, w których dzieci zdobywają podstawy wiedzy, korzystają one z ogromnej ilości podręczników, zeszytów ćwiczeń, kart pracy itd. Tak wielkiej, że dziecko gubi się w nich, nie mówiąc już o tym, że ma problemy z udźwignięciem tornistra. Podręczniki są piękne, kolorowe, zeszyty ćwiczeń jeszcze piękniejsze i jeszcze bardziej kolorowe. Ale w tym natłoku barw, schematów i gotowych wzorów brak miejsca na jakąkolwiek samodzielną pracę, na rozwijanie wyobraźni – jest jeden wielki szablon, i chyba o to chodzi.

W klasach 4-6 podręczniki znów są barwne, urozmaicone rysunkami, fotografiami, podsumowaniami, wnioskami – wydawałoby się wspaniałe. I znów brak miejsca na rozwijanie myślenia, na dopingowanie do samodzielnego zdobywania wiedzy. Po co myśleć, po co zdobywać się na jakikolwiek wysiłek, skoro wszystko jest pokazane jak w komputerze, wystarczy "kliknąć myszką" i gotowe.

Wszystko, czyli nic

Weźmy do ręki podręcznik i program do języka polskiego. Odnosi się wrażenie, że umieszczone tam treści zostały wprowadzone wg zasady "na kogo wypadnie, na tego bęc". Jeszcze ciekawszy jest przedmiot stworzony przez "reformatorów", a mianowicie "przyroda", czyli zlepek fizyki, chemii, biologii, geografii i astronomii. Wiem, że kierowano się tu wzorem krajów zachodnich, ale te wzory, jak już wielokrotnie zdążyliśmy się przekonać, nie zawsze są dobre. To, który z elementów "przyrody" będzie szerzej i dokładniej omawiany, zależy od specjalizacji nauczyciela i doboru podręczników. Oczywiście "uczyć" tego przedmiotu można tylko po uzyskaniu kwalifikacji na podyplomowych studiach z "przyrody". Ukończyłam takie studia i nie będę się wypowiadać na temat poziomu większości zajęć, ale poziom studiów podyplomowych i wszelkich kursów dokształcających to problem odrębny. Kończąc ten trzyletni cykl "przyrody", uczeń nie ma pojęcia ani o geografii, ani o biologii, ani o fizyce, ani o chemii, ani o astronomii – czyli ma w głowie coś, co nazywamy "grochem z kapustą".

Z kolei przedmiot "historia i społeczeństwo" to prawdziwy fenomen. Twórcy programu wyszli z założenia, że teraz musimy uczyć inaczej, a więc nie mając żadnej wiedzy faktograficznej uczymy dziecko na podstawie uogólnień, a potem w bardzo krótkim czasie przedstawiamy mu całą historyczną faktografię. Wprowadzane są treści, w których brak jest podstaw, brak elementarnych wiadomości, serce rośnie, a w głowach dzieci powstaje wielki chaos, mieszają im się pojęcia, mieszają się epoki...
Nie można tu pominąć przedmiotu pod nazwą "sztuka", czyli muzyki z plastyką, raz traktowanych zbiorczo, raz oddzielnie, w zależności od każdorazowych decyzji ministerialnych.

Nie bardzo znam się na matematyce, ale z opinii nauczycieli tego przedmiotu wnoszę, że zarówno podstawa programowa, jak i podręczniki są na dobrym poziomie. Odnoszę jednak wrażenie, że stało się tak tylko dlatego, że logika matematyczna nie bardzo chciała ulec manipulacjom reformatorów i że na tej płaszczyźnie chcąc nie chcąc zawsze trzeba zacząć od tabliczki mnożenia.

W efekcie, dziecko kończące sześć klas szkoły podstawowej umie czytać i pisać, lecz nie zawsze ortograficznie, bo gramatykę i ortografię z programu języka polskiego usunięto prawie całkowicie, na względnie dobrym poziomie zna matematykę, z pozostałych przedmiotów coś wie, ale zupełnie wyrywkowo, bez żadnego usystematyzowania.

Sztuka dla sztuki

Aby zakończyć proces edukacyjny w szkole podstawowej, dzieci piszą test kompetencyjny. Komu jest on potrzebny, dokładnie nie wiadomo, bo gimnazjum jest obowiązkowe. Mogliby wyniki testów wykorzystywać nauczyciele gimnazjalni, aby zapoznać się z możliwościami swoich wychowanków – ale nie wykorzystują. Dlaczego? Po prostu ministerstwo takiej opcji nie przewidziało. Natomiast nauczyciele szkół podstawowych bardzo szczegółowo i pod każdym możliwym kątem analizują testy. W jakim celu? Dokładnie nie wiadomo, bo przecież dzieci piszące test już przeszły do gimnazjum. Oczywiście nauczyciel szkoły podstawowej może na podstawie testów wyciągnąć wnioski odnośnie do swojej pracy, ale tylko ogólnikowe, gdyż kolejne zespoły klasowe są inne i z reguły mają zupełnie odmienne problemy.

Po napisaniu tego stresującego testu, który jest poprawiany przez specjalnie przeszkoloną komisję (ministerstwo zakłada, że nauczyciele są oszustami i fałszowaliby wyniki testów swoich wychowanków), dzieci przechodzą do gimnazjum.

Warto przeczytać corocznie wydawane kilkunastostronicowe instrukcje przeprowadzania testów. Raz nauczyciele muszą siedzieć jeden z tyłu, a inni z przodu, kolejnym razem wszyscy z przodu, a jeszcze innym mogą chodzić; testy należy włożyć do koperty tak, by wystawał dolny prawy róg itp. Raz pełniłam rolę eksperta w małej wiejskiej szkole i serce mi się kroiło, gdy patrzyłam na grobowe miny komisji i na te biedne, zestresowane dzieci. Do szkoły tej uczęszczali uczniowie z bardzo ubogich rodzin, takich, gdzie problemem jest porządne ich nakarmienie. Panie Ministrze, nie szkoda pieniędzy?

Żarty się skończyły

W gimnazjum kończy się zabawa, zaczynają się konkretne przedmioty. Ale znów odbywa się to "po łebkach", ponieważ materiał realizowany w podstawówce sprzed reformy w klasach od 4 do 8, teraz należy zrealizować w ciągu trzech lat, a w zasadzie w 2 i pół roku. Oznacza to wiele godzin w szkole (po 7-8 godzin lekcyjnych dziennie), a w domu, jeżeli ktoś chce osiągnąć jako takie wyniki, znowu kilka godzin pracy. Jest to wiek, w którym dorastająca młodzież powinna mieć wiele ruchu, ale na to z reguły już nie ma czasu. Nasi wybitni reformatorzy pominęli to, co znali i stosowali już starożytni Grecy – rozwój umysłowy musi iść w parze z rozwojem fizycznym.

Choć niemal wszystkie przedmioty mają dosyć sensowny, chociaż bardzo skondensowany program, to język polski wzorowany jest na programie ze szkoły podstawowej i wygląda na to, że ułożony został na zasadzie zupełnej przypadkowości.

Każdy nauczyciel musi zrealizować podstawę programową w całości i określonym czasie, ale nie jest powiedziane, które treści ma realizować wcześniej, a które później. To zależne jest od nauczyciela i od doboru podręczników, których jest znowu ogromna różnorodność.

W II semestrze klasy trzeciej młodzież przystępuje do pisania kolejnych testów. I tu znów pojawia się problem. Reformatorzy nie przewidzieli, że program może być realizowany w różnych szkołach, a nawet klasach w dowolnej kolejności, więc układając testy zakłada się, że młodzież ma opanowaną całość materiału na mniej więcej 2 miesiące przed zakończeniem roku szkolnego.

O ile po napisaniu testów kompetencyjnych w szkole podstawowej dzieci i tak idą do gimnazjum, o tyle testy po ukończeniu gimnazjum są ogromnie ważne, bowiem ich wyniki determinują przyszłość uczniów.
Po owych testach przystępujemy do kolejnego etapu edukacyjnego. Programy nauczania znów – jak w gimnazjum – zostały ułożone tak, żeby w trzy- a w zasadzie dwu i pół letnim cyklu nauczania zmieścić wszystkie treści realizowane przed reformą w cyklu czteroletnim. Oczywiście nie jest to możliwe, bo albo realizujemy materiał "po łebkach", albo nadmiernie przeciążamy młodzież. I jeden i drugi sposób nie przynosi efektów, co niestety dało znać o sobie w wynikach tegorocznych matur. Wniosek nasuwa się jeden – zdecydowanie obniża się poziom wiedzy naszej młodzieży.

Pracy dużo – sensu mało

Warto wspomnieć także o obowiązkach nauczycieli, oczywiście nie tych podstawowych, do których należy nauczanie i wychowanie.

Każdy nauczyciel ma obowiązek przygotować rozkłady materiału zgodne z obowiązującym programem nauczania, ale teraz rozkład materiału nazywa się "planem wynikowym", w którym prócz tematu, celu, sposobów w jaki zakładany cel chce osiągnąć oraz różnego rodzaju pomocy, które zamierza wykorzystać – musi on zanotować umiejętności, jakie uczeń po każdej lekcji powinien posiadać oraz co powinien wiedzieć on na poziomie podstawowym i rozszerzonym po każdej jednostce lekcyjnej. W każdym planie wynikowym powinny być zaznaczone "ścieżki", np. ekologiczna, medialna itp., które w dzienniku należy zapisywać przy temacie lekcyjnym kolorowym długopisem, najlepiej zielonym...

Oczywiście plany pracy mają być opracowane dla wszelkich kółek, jakie prowadzi dany nauczyciel, a tematy zajęć winny być odnotowane w specjalnym dzienniku do zajęć dodatkowych. Prócz tego nauczyciele poszczególnych przedmiotów mają opracowywać tzw. "kontrakty z uczniami", z którymi muszą zapoznać się zarówno rodzice, jak i uczniowie i które powinny zostać wklejone do zeszytu przedmiotowego. W klasach 1-3 oceny mają być opisowe, a ocen cząstkowych nie wolno dawać. Należy natomiast przybijać pieczątki, np. słoneczko uśmiechnięte, słoneczko smutne itd.

Nauczyciele na posiedzeniach Rady Pedagogicznej mają obowiązek przedstawiać różnego rodzaju sprawozdania z realizacji wszystkich powierzonych im zadań, a także wspólnie opracowywać Kalendarz imprez. RP pod kierunkiem dyrektora szkoły ma również przygotować "Pięcioletni perspektywiczny plan rozwoju szkoły" oraz zgodny z nim szczegółowy plan pracy na dany rok szkolny.

Szkoła musi posiadać Statut szkoły, który ciągle powinien być uzupełniany aneksami, ponieważ np. następuje zmiana jakiejś nazwy, pięciostopniowa skala ocen ze sprawowania zostaje zastąpiona sześciostopniową itd. Prócz tego szkoła musi opracować własny wewnętrzny system oceniania, a założeniami tego systemu muszą się kierować nauczyciele poszczególnych przedmiotów, opracowując np. kontrakty z uczniami.

Rada Pedagogiczna wspólnie z dyrektorem musi przygotować "Plan mierzenia jakości pracy szkoły", w którym zawarte są obszary, jakie w danym roku będą poddane mierzeniu, a na zakończenie roku należy przedstawić raport z realizacji planu mierzenia jakości pracy szkoły. Jeżeli coś wyszło nie tak lub analiza testów wykazała, że uczniowie w jakimś obszarze mieli braki – należy pisać programy naprawcze. Oczywistą sprawą jest, że każda szkoła musi mieć opracowaną swoją misję i wizję.

Dwa razy do roku należy przygotować sprawozdanie tzw. SIO (System Informacji Oświatowej), w którym zawarte są m.in. dane o uczniach, dane o nauczycielach, dane o salach lekcyjnych, wypadkach, dożywianiu itd. Powstanie SIO miało zastąpić sprawozdania pisane przez szkoły do GUS, ale niestety nie zastąpiło – pisane są więc sprawozdania i do SIO, i do GUS. Co jakiś czas szkoły lub gminy dokonują zakupów doskonałych programów komputerowych, które teoretycznie mają ułatwić pracę placówkom oświatowym. Niestety, często ją utrudniają, gdyż programy sobie, a całe wyżej wymienione wymogi sobie.

Cel zagubiony

Należałoby również poruszyć sprawę doskonalenia zawodowego, na różnego rodzaju kursach, studiach podyplomowych itp., a także problem tzw. awansu zawodowego. Są to tematy bardzo szerokie, więc powiem tylko, że nauczyciel musi się permanentnie dokształcać – mniej istotne jest dokształcanie się samemu, natomiast najważniejszą sprawą jest uzyskanie jak największej ilości dokumentów i zaświadczeń mówiących o ukończeniu kolejnego kursu. Radziłabym zajrzeć do opracowań dotyczących wymogów stawianych nauczycielowi chcącemu uzyskać kolejny stopień awansu zawodowego. Nie jest ważne to, czy jest po prostu dobrym nauczycielem, lecz to, ile kursów ukończył, ile konkursów opracował i w jaki sposób potrafi to zaprezentować.

Rośnie ilość dokumentów, placówki oświatowe zajmują się tworzeniem kolejnych sprawozdań nie służących niczemu i nikomu. Wszyscy piszą, piszą, piszą... Naczelnym, nadrzędnym zadaniem szkoły jest nauczanie i wychowanie – pytanie tylko, czy na to zostaje czas?

Należy jeszcze dodać, że w wyniku reformy nie zostały wcale zwiększone nakłady na szkolnictwo, a te skromne sumy przeznaczone na oświatę znikają, pożerane przez coraz bardziej rozbudowaną biurokrację.

Nauczyciele widzą wszystkie przeze mnie poruszane zagadnienia. Ważne jest, by zobaczyli je także rodzice i całe społeczeństwo.
Marek Pleśniar22-11-2006 09:41:47   [#1000]

"Od chwili, gdy została przeprowadzona reforma szkolnictwa, poziom oświaty w Polsce stale się obniża. "

"w wyniku reformy nie zostały wcale zwiększone nakłady na szkolnictwo, a te skromne sumy przeznaczone na oświatę znikają, pożerane przez coraz bardziej rozbudowaną biurokrację."

co oni pie..rzą???

dziennikarze nie powinni kłamać

moim oczywiście zdaniem

dużo ogólnie znanych obserwacji oraz wnioski z sufitu

słusznym stwierdzeniem byłoby "Od chwili, gdy została przeprowadzona reforma szkolnictwa poziom resortu oświaty stale się obniża i lepiej żeby on szkole nie przeszkadzał, nie mieszał" ;-)

strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 19 ][ 20 ][ 21 ] - - [ 242 ][ 243 ]