Forum OSKKO - wątek

TEMAT: oświatowy przegląd prasy
strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 12 ][ 13 ][ 14 ] - - [ 242 ][ 243 ]
Marek Pleśniar24-09-2006 08:49:56   [#601]

jakoś się tak porobiło ze słuszne moralnie wybory w naszym kraju oznaczają to samo co "głupota" i "niezaradność"

nie dość że nie zapewnia się młodym perspektyw, to jeszcze pan prezydent chce wrobić ich w poczucie winy - że niemoralnie postąpią;-)

a swoją drogą....

mieszkam w regionie o najwyższym w Polsce bezrobociu wśród młodych

ogłosiłem w najważniejszych portalach lokalnych portalach, na forum wyborczej "Olsztyn" oraz na kilku innych, że poszukuję kogoś do pracy (żadna tam fizyczna - przy komputerze w biurze)

zgadnijcie ile mi się tłumu zgłosiło?

Gaba24-09-2006 08:50:06   [#602]
i posłuchali?
ankate24-09-2006 09:15:32   [#603]
To zależy od tego jakie, Marku, zaproponowałeś warunki płacowe i inne :-))), ale z twojego podstepnego postu wynika ze...mniej niż 0 :-)))
Marek Pleśniar24-09-2006 11:00:38   [#604]

żeby IM zaproponować warunki, muszą się pojawić ONI

;-)

chęć do pracy nie zalezy od płacy w pierwszym momencie

nikt nie ogłasza: płacę tyle a tyle - a co będziecie robić mniej ważne

zaczyna się od tego JAKĄ mam pracę i negocjuje się warunki.

grażka24-09-2006 11:17:27   [#605]

http://miasta.gazeta.pl/plock/1,35681,3637750.html

 

"Nacobezu" na klasówce

Małgorzata Gasik 2006-09-22, ostatnia aktualizacja 2006-09-22 19:42

Słabsi uczniowie zaczęli lepiej pracować, bo nie obawiali się kolejnych jedynek, ale zdolniejsi czuli niedosyt piątek. Nowatorski program "Ocenianie kształtujące", który oprócz tradycyjnych stopni każe stawiać oceny opisowe, będzie dalej realizowany w szkołach. Z niewielkimi poprawkami.

0-->
Jak pomóc uczniowi w uczeniu się - to najprostsza definicja programu "Ocenianie kształtujące", w skrócie "OK". W zeszłym roku szkolnym pilotażowy program realizowało tylko dziesięć szkół w całym kraju, w tym dwie szkoły z Mazowsza - szkoła podstawowa i gimnazjum w Słupnie. W tym roku na kontynuację zdecydowała się tylko podstawówka, ale jak zapewnia Beata Jakowska, dyrektor gimnazjum, większość elementów programu nadal będzie realizowana również w jej szkole.

Trzy oceny, siedem modułów

Na czym polega "Ocenianie kształtujące"? To system, w którym nauczyciele stawiają oceny opisowe. Składają się na nie informacje o tym, jaką w ogóle wiedzę uczeń sobie przyswoił, co opanował najlepiej, a także nad czym musi jeszcze popracować. Każda kartkówka, sprawdzian czy klasówka muszą być szczegółowo opisywane.

W ciągu całego semestru uczniowie dostawali tylko trzy tradycyjne oceny (tzw. sumujące) i jedną na koniec roku. Lekcje też wyglądały inaczej niż w innych szkołach. Nauczyciele konstruowali lekcje, bazując na siedmiu modułach (wśród nich m.in. podawanie celów lekcji, samoocena, ocena koleżeńska czy "nacobezu", czyli na co będziesz zwracał uwagę - uwypuklenie najważniejszych informacji, które mogą pojawić się na klasówce). - Po przedstawieniu celów i wyjaśnieniu "nacobezu" zadawałam uczniom pytanie, które miało ich "zelektryzować" i jednocześnie zachęcić do myślenia, np. czy wiecie, że powietrze może się samo zapalić? - opowiada o realizacji modułu "pytanie kluczowe" Beata Jakowska, nauczyciel chemii i dyrektor gimnazjum.

Nauczyciele i dyrektorzy zgodnie podkreślili, że oceny opisowe pozytywnie wpłynęły na uczniów słabych, a indywidualne podejście motywowało ich do pracy. - Te dzieci otworzyły się, chętniej mówiły, czego nie potrafią, bo wiedziały, że nie dostaną kolejnej jedynki - mówi Bogumiła Ogrodowczyk, dyrektor szkoły podstawowej w Słupnie. Tam program będzie kontynuowany, bo jak zaznacza dyrektorka, był pozytywnie oceniony przez większość rodziców i nauczycieli.

OK ma sens

Jednak w tym roku będą wprowadzone pewne modyfikacje, np. zwiększenie liczby ocen sumujących z trzech do pięciu. - Tradycyjnych ocen nie da się wyeliminować, to jest już nawyk - wyjaśnia Ogrodowczyk. - Zdecydowaliśmy się jednak dalej realizować "OK", ponieważ dzięki niemu nauczyciele wiedzą znacznie więcej o problemach uczniów, potrafią lepiej pomagać słabszym, częściej wymieniają też własne doświadczenia. To jest wielki plus "OK". Czy program okaże się sukcesem, przekonamy się dopiero podczas sprawdzianu szóstoklasistów - zaznacza.

Podobnie jak w większości szkół w Polsce, w słupieńskim gimnazjum w czasie lekcji będą realizowane tylko poszczególne moduły. - Wiem, że "OK" ma sens, ocenianie było bezstresowe, ale dostrzegliśmy też pewne niedogodności - wyjaśnia Jakowska. - Program wspiera słabszych, ale ogranicza rozwój zainteresowań zdolnych dzieci, które znacznie szybciej wykonywały polecenia. Poza tym doszliśmy do wniosku, że nie będziemy realizować modułu "informacji zwrotnej", czyli szczegółowych opisów, kart obserwacji. W gimnazjum nie ma na to czasu, ale każda praca nadal będzie dostępna dla rodziców.

Podobne zdanie na temat programu ma Joanna Pocałuń, konsultant Mazowieckiego Samorządowego Centrum Doskonalenia Nauczycieli: - Faktycznie, motywacja słabszych odbywała się czasem kosztem dzieci zdolnych. Dla nich i dla części rodziców tradycyjne oceny są nadal bardziej wymierne. Poza tym przygotowanie szczegółowych opisów po każdym sprawdzianie dla 30 uczniów jest czasochłonne i być może to sygnał, że trzeba zmniejszać stopniowo liczbę osób w klasie. Nauczyciele i uczniowie bardzo się rozwinęli. Według mnie najważniejsza jednak była i jest refleksja nad tym, jak nauczyciele wykonują swoją pracę. A program powinien się nazywać "nauczanie kształtujące", ponieważ jest to cały proces nauczania, który ma pomóc uczniowi osiągnąć sukces na jego miarę.

Źródło: ?
-->
Gaba24-09-2006 11:48:23   [#606]
dokładnie - i to jest klucz sukcesu, niech żyje np. program "Kreator" nauczyciele i uczniowie pracujący tymi metodami... ;-)))
Marek Pleśniar24-09-2006 13:21:35   [#607]

nie do końca prasa

ale oświatowo jak najbardziej:-)

-

POLSKI HEROIZM

Jak już zapewne chlipałam nie raz, nie dwa, nie sto, Młode poszło w UK do szkoły katolickiej.
W skrócie rzecz ujmując - modlitwa jakieś 3 razy dziennie, dzieci "są grzeczne", "nie biją się", a urodziny każdego ucznia celebrowane są na apelu Maryjnym niemalże.
Wobec powyższego nie dziwie się, że Olo wraca wk**wiony jak cholera, bo takie jazdy przy jego temperamencie, to zgroza prawdziwa. Do tego jeżyk...
Staram się podtrzymywać zbolałe dziecię - wymodlone jak nigdy - na duchu, chwale, mobilizuje...


Jakoś tak po tygodniu nauki, Młody po raz pierwszy zgłosił się do tablicy, a nauczyciel wpadł w zachwyt nad jego komunikatywnością. Po czym znowu się zgłosił, a ten znowu wpadł, znowu, znowu.
Pochwały weszły do rzeczywistości. Ucieszyłam sie.


Przedwczoraj czekam na dzieciaki na ławce i widzę - Olo w glorii i chwale idzie ku mnie, odprowadzany wielbiącym wzrokiem rzeszy angielskich kolegów. Sam spuchnięty z dumy, z pawim ogonem rozpostartym na długość ulicy.
- Dzisiaj też dostałem pochwałę - mówi.
- Poważnie? Świetnie synku.
- Owacje, mamo, dostałem.
- Nie gadaj! Od pana Taylora?
- Nie, od moich nowych kolegów.
- Zgłosiłeś się na angielskim do tablicy? - zgaduje.
- Nie. Ale tylko ja odważyłem się kopnąć te dziewczynę, która terroryzuje całą klasę już dwa lata.
Straszne to, ohydne, ale od tamtego dnia, brzydka i wredna Naomi, która jak się dowiedziałam, leje dzieciary jak i czym popadnie, nikomu nie przyłożyła.
A mit o polskim bohaterstwie nadal wiruje nad Anglia.

Ewa 1327-09-2006 00:21:20   [#608]
Program MEN
Stanieją podręczniki?

   „TANI podręcznik”, program Ministerstwa Edukacji Narodowej, zacznie działać w 2007 r. Zdaniem szczecińskich pracowników oświaty to dobry projekt, pod warunkiem, że zostanie dopracowany w szczegółach.
- Obniżenie cen podręczników jest niezbędne i jestem za wprowadzeniem tego programu, ale trzeba uważać, żeby nie wylać dziecka z kąpielą. Należy dopracować go tak, żeby rzeczywiście skorzystały z niego dzieci, których nie stać na podręczniki - uważa Elżbieta Masojć, dyrektor Wydziału Oświaty Urzędu Miejskiego w Szczecinie.
Obecnie komplet podręczników do pierwszej klasy szkoły podstawowej kosztuje 200 zł, a do gimnazjum - nawet dwa razy więcej. Zdaniem ministra edukacji, Romana Giertycha, program MEN obniży ceny o 30 proc. Tanie podręczniki to sztandarowa obietnica programu wyborczego PiS, który zakładał spadek cen o połowę.
Przedstawiony w ubiegłym tygodniu projekt MEN mówi, że rady pedagogiczne szkół, wraz z radami rodziców, wybiorą komplety podręczników. Do jednego przedmiotu ma być taki sam podręcznik dla wszystkich klas danego rocznika. Wybranych podręczników szkoła będzie używać przez minimum 4 lata. To ma sprawić, że będą one tańsze i będzie można je odsprzedawać młodszym rocznikom. Ceny wskazanych przez szkołę podręczników - wg programu MEN - ma negocjować z wydawcami marszałek województwa.
Pomysł ten dziwi pracowników Zachodniopomorskiego Urzędu Marszałkowskiego. - Urząd marszałka jest organem prowadzącym szkoły o charakterze ponadregionalnym, których w całym województwie jest kilka, m.in. medyczna, pracowników służb społecznych, mniejszości ukraińskiej. Prawie wszystkie pozostałe placówki oświatowe podlegają pod samorządy lokalne - wyjaśnia Gabriela Różycka, naczelnik Wydziału Edukacji w urzędzie marszałka.
Sposób w jaki szkoły odbiorą zamówione książki, pocztą czy w księgarniach, ma zostać ustalony na szczeblach województw. Program MEN zakłada też fundowanie podręczników najbiedniejszym rodzinom (do 504 zł na osobę w rodzinie). Od IV klasy ci, których nie stać na podręczniki, będą mogli je wypożyczyć ze szkolnej biblioteki.
Takie rozwiązanie od kilku lat stosuje w Szczecinie m.in. Gimnazjum nr 34.
- Uczniowie klas trzecich oddają podręczniki do biblioteki i wypożyczamy je najbiedniejszym uczniom na cały rok - mówi Małgorzata Zasztowt, dyr. Gimnazjum nr 34. - Ponadto nasi nauczyciele wybierają podręczniki na całe trzy lata nauki, żeby zachować ciągłość. Zamiast cyklu czteroletniego, program MEN powinien obejmować trzyletni, zgodnie z rytmem kształcenia.

 (E.Kubera)

http://www.kurier.szczecin.pl/?d=wiadomosci&id=99276

Gaba27-09-2006 03:15:11   [#609]

Inicjatywa Uczniowska skarży rozporządzenie Giertycha

Joanna Jałowiec 2006-09-26, ostatnia aktualizacja 2006-09-26 22:23

Licealiści z krakowskiej sekcji IU złożyli skargę do Rzecznika Praw Obywatelskich. - Uważamy, że Roman Giertych nas oszukał, bo zmienił zasady matury na osiem miesięcy przed egzaminem - argumentują.

0-->
Chodzi o rozporządzenie ministra edukacji narodowej z dnia 8 września 2006 r. Przepis zmienia reguły gry na egzaminie maturalnym: uczeń musi wybrać, czy zdaje obowiązkowy przedmiot na poziomie podstawowym, czy od razu na rozszerzonym. To nie podoba się uczniom. - Przez ostatnie dwa lata przygotowywaliśmy się do innej formy egzaminu, a przelicznik punktów z matury rozszerzonej na podstawową uważamy za krzywdzący i kompletnie irracjonalny - mówi Artur z IU. W skardze do RPO uczniowie powołują się na przepis mówiący o tym, że wszelkie zmiany dotyczące egzaminu maturalnego powinny być ogłoszone "nie później niż do dnia 1 września roku szkolnego poprzedzającego rok szkolny, w którym jest przeprowadzany egzamin maturalny". Ich zdaniem nieważne są także ogłaszane naprędce przez Centralną Komisję Egzaminacyjną aneksy do informatorów maturalnych. Dziś rusza także ogólnopolska akcja wysyłania skarg do rzecznika (więcej na stronie www.skarga.er.pl).
bogda428-09-2006 07:55:29   [#610]

piekło, niebo

http://miasta.gazeta.pl/lodz/1,35136,3648061.html
Ewa 1328-09-2006 22:30:58   [#611]

obiecane - dotrzymane

Minister Giertych: „To, co zostało obiecane, zostanie dotrzymane”

Na dzisiejszej konferencji (27.09.2006) prasowej Minister Edukacji Narodowej Roman Giertych poinformował, że w wyniku negocjacji budżetowych resort edukacji uzyskał dodatkowy miliard złotych na podwyżki płac dla nauczycieli. To oznacza, że nauczyciele będą jedyną grupą, która dostanie znaczące podwyżki płac w roku 2007.

Dodatkowo w latach 2007-2013 na dokształcanie dzieci i młodzieży przeznaczone zostaną dodatkowe środki w wysokości od 4 do 6 mld z Europejskiego Funduszu Społecznego. Minister wyjaśnił, że te pieniądze będą przeznaczone na dodatkowe zajęcia dla dzieci i młodzieży, a tym samym również dla nauczycieli, którzy będą te zajęcia prowadzić.

Na ten cel zagwarantowana została kwota w wysokości przynajmniej 4 mld złotych w latach 2007-2013. To oznacza, że w 2007 roku realna kwota na podwyżki dla wszystkich nauczycieli to 1 mld złotych, a dla tych, którzy będą prowadzili zajęcia dodatkowe zostaną przeznaczone środki z EFS w kwocie 4 mld zł, rozłożone na 7 lat.

Minister podkreślił, że taki podział wpisuje się w strategię Ministerstwa zgodnie, z którą resort chce wspierać zwłaszcza te inicjatywy, które wychodzą poza pewne standardy stwarzając uczniom dodatkowe możliwości kształcenia.

Podczas konferencji Minister Roman Giertych podziękował Pani Minister Grażynie Gęsickiej i Pani Premier Zycie Gilowskiej za współpracę podczas negocjacji budżetowych oraz Panu Premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu za wsparcie w tych rozmowach.

Minister zaznaczył, że negocjacje były trudne, ale zakończyły się sukcesem i dodał: „To, co zostało obiecane, zostanie dotrzymane”.

http://www.menis.gov.pl/menis_pl/glowna/index.htm

Małgoś28-09-2006 22:41:09   [#612]
rzeczywiście RG lubi się ...nadymać ;-)
grażka01-10-2006 12:02:15   [#613]
http://praca.gazeta.pl/gazetapraca/1,74785,3644840.html
Majka01-10-2006 20:08:04   [#614]

ech...

http://portalwiedzy.onet.pl/,12800,1362154,czasopisma.html

Cały system administracyjny oświaty fińskiej jest silnie zdecentralizowany. W ministerstwie edukacji, które łączy pracę urzędników dwóch odrębnych ministrów: edukacji i nauki oraz kultury pracuje zaledwie trzystu urzędników. Zajmują się oni: wdrażanie postanowień parlamentu dotyczącymi oświaty, wydawaniem szczegółowych rozporządzeń, ustalaniem z organami prowadzącymi szkoły ogólnych ram nauczania, kompensowaniem środowiskowych nierówności i prowadzeniem w każdym roku ewaluacji kilku szkół. Narodowa Rada Edukacji, ciało eksperckie podporządkowane ministerstwu, pracuje nad rozwojem celów, treści i metod edukacji, a także narodowych programów kształcenia ogólnego i zawodowego, a Rada Ewaluacji Oświatowej przygotowuje zewnętrzne sprawdziany o znaczeniu strategicznym. Jednak konkretne decyzje podejmują dyrektor szkoły i nauczyciele wraz z władzami lokalnymi. To oni decydują o tym co najważniejsze, czyli inwestycjach i programach.

Chociaż nauczyciel zarabia relatywnie niewiele, bo 2-3 tys. euro to jest darzony powszechnym szacunkiem społecznym, a warunki, w których pracuje, są naprawdę dobre. Obok prestiżu cieszy się zaufaniem przełożonych, bo w szkołach nie ma hierarchicznego dystansu między dyrektorem a nauczycielami, nie jest sprawdzany w swojej pracy, a wizytatorzy z ministerstwa edukacji (kuratoria w ogóle nie istnieją) służą mu wsparciem. Wyniki zewnętrznych ewaluacji są podawane do wiadomości jedynie nauczycielom ocenianej szkoły.

Nawet szkoły prywatne, których jest zaledwie 70 przy 4 tys. publicznych, są finansowane przez państwo. Szkoły liczą do 400 osób są jasne, kolorowe i przestrzenne. Do dyspozycji uczniów są przyszkolne warsztaty, a na korytarzach wygodne kanapy do czytania oraz stoły do gry w szachy.(...)

Idę marzyć :)
W pierwszej części artykułu są informacje o uczniach, liczbie godzin, programach - to dopiero warto poczytać....
beera01-10-2006 20:11:12   [#615]
Jorma Lempinen powiedział na naszym KONGRESIE, ze gdyby chciał zdefiniować system finskiej oświaty okresliłby go jednym słowem: ZAUFANIE
grażka01-10-2006 20:35:13   [#616]
No pisałam Wam - "Fin robi talkoo"  - reportaż Talki z Finlandii w GW.
Adams13501-10-2006 21:17:45   [#617]

ścieżką ... ku zaufaniu

Gdy panuje wydłużona hierarchia władzy i wymuszona tym podległość trudno oczekiwać zaufania. Zaufanie znajdujemy zaś w partnerstwie.
Majka01-10-2006 21:22:29   [#618]
Adams, ty nie pisz tak obrazowo.bo ja mam nieposłuszną, a barwną wyobraźnię :)))))

"wydłużona hierarchia władzy i wymuszona tym podległość"
Adams13501-10-2006 22:11:09   [#619]

;-)))

Głodnemu chleb na myśli ;-))) . Chodzi o struktury polskiego systemu oświaty z wieloma pośrednikami po drodze. Powinny być płaskie, bliżej " maluczkich" pracowników a nie rozdęte - smukłe z ministrami, departamentami, kuratorami, wizytatorami - badaczami od mierzenia i ponoć doradzania by było mniej papierów do układania w segregatorach, starościanymi naczelnikami od polityk oświatowych i innych mądrości oraz rozdzielnictwa subwencyjnych pieniedzy itd, itp :-(
Gaba01-10-2006 22:14:22   [#620]

wklejam, by nie zginęło

Od nich powinniśmy się uczyć “Gazeta Szkolna” nr 38/39

 

Uczniowie w Finlandii wydają się jedynymi na świeci, którzy nie tylko osiągają świetne wyniki w nauce, ale również lubią chodzić do szkoły. Skąd to wiadomo? Wystarczy przejrzeć wyniki Projektu Międzynarodowej Oceny Uczniów (PISA), organizowanego przez OECD. W obu dotychczasowych edycjach tych badań, w których udział brało ponad 200 tys. 15-latków z odpowiednio 42 i 31 krajów, bądź to należących do tej organizacji, bądź tylko z nią współpracujących, fińscy uczniowie uplasowali się na pierwszym miejscu. W 2003 roku zwyciężyli bezapelacyjnie, wygrywając we wszystkich kategoriach poza jedną, w której byli drudzy.

 

Kryteriami, które brano pod uwagę w teście PISA są: rozumienie tekstów we własnym języku narodowym - w aspektach wyszukiwania w nich informacji, interpretowania i poddawania refleksji oraz krytycznej ocenie - myślenie matematyczne i myślenie w zakresie nauk przyrodniczych. Mierzy się także motywację uczniów do nauki wynikającą z oceny stosunku szkoły do nich samych.

Szczególnym zjawiskiem fińskim jest niespotykany gdzie indziej “pęd czytelniczy”. Dzieci i młodzież w tym kraju tak bardzo lubią czytać, że aż trudno w to uwierzyć. W teście mierzono także różnicę między wynikami najlepszych i najsłabszych uczniów. Tutaj Finlandia zajęła drugie miejsce... od końca. Okazało się, że uczniowie są tu równie (bardzo) dobrzy. W innych krajach, obok dużej ilości słabo i przeciętnie wyedukowanych, są tacy, którym szkoła nie potrafi w nauce przeszkodzić i to ci uzyskują w testach najlepsze wyniki, zaś rozbieżność między nimi i resztą młodzieży jest spora. Nawet wpływ pochodzenia społecznego na naukę jest tu mniejszy niż gdzie indziej. Dzieci z tzw. trudnych środowisk - rodzin bezrobotnych czy imigrantów – w Finlandii częściej skutecznie kończą naukę w szkole.

Kolejną zadziwiającą prawidłowością jest to, że nikt w szkole nie oszukuje, nie uchyla się od pracy, a absencja w zajęciach jest zjawiskiem marginalnym. Młodzież zachowuje się w zgodnie z ogólnymi normami społecznymi, dlatego w szkołach nie są potrzebni nie tylko ochroniarze, ale nawet woźni, a o zachowanie czystości i pilnowanie porządku dbają sami uczniowie. Dane fińskiego Ministerstwa Sprawiedliwości pokazują, że wśród nastolatków przestępczość czy nawet lżejsze wykroczenia zdarzają się bardzo rzadko. Z roku na rok ich wskaźniki spadają, np. w latach 1995-2000 ilość przypadków negatywnych zachowań w różnych kategoriach zmniejszyła się o 20-50 procent.

Analizując te dane można pokusić się o stwierdzenie, że Finowie uwzględnili, z wyprzedzeniem i pewnym naddatkiem, warunki skutecznej reformy systemu oświaty, jakie zidentyfikował Juan C. Tedesco, były dyrektor Międzynarodowego Biura Edukacji UNESCO. Chodzi o osiągnięcie ogólnonarodowego konsensusu, uzyskanego na bazie zbiorowej, obywatelskiej debaty i wdrożenie długofalowego, wieloletniego projektu systemowych zmian: administracyjnych, infrastrukturalnych, programowych oraz, a być może przede wszystkim, tych z zakresu “ludzkiego klimatu” edukacji, zmian uwzględniających też koszty moralne.

Uznawszy pod koniec lat 60-tych ubiegłego wieku stosowany u siebie niemiecki model oświaty za dramatycznie nieefektywny (na marginesie trzeba dodać, że w teście PISA niemieccy nastolatkowie ledwo co wyprzedzają polskich rówieśników) Finowie podjęli decyzję o gruntownej reformie systemu oświatowego. Rzecz jasna zanim zmiany przyniosły zauważalne efekty, minęło wiele lat. Jednak projekt naprawczy oświaty jest wciąż udoskonalany i dostosowywany do ciągle zmieniającej się rzeczywistości.

A oto kolejne praktyczne kształty tego systemu. Wbrew międzynarodowej presji ekspertów (lub raczej tych, którzy mają w tym jakiś interes) na poszerzanie zakresu instytucjonalnej opieki nad małym dzieckiem, w Finlandii dzieci rzadko posyła się do przedszkoli. Choć odsetek dzieci preskolaryzowanych (39 proc.) jest tu porównywalny z wynikiem w Polsce, nikt nie podnosi narodowego larum, że część dzieci, szczególnie ze środowisk kulturowo zaniedbanych, nigdy nie dorówna w szkole rówieśnikom, którzy uczęszczali do przedszkola. Wyniki kształcenia tego rodzaju selektywności jednak nie wykazują. Wprawdzie ok. 95 procent sześciolatków chodzi w Finlandii z zerówki, ale i ona jest tam ... nieobowiązkowa. Oba te fakty w zestawieniu z efektywnością fińskiej szkoły burzą święte przekonanie wielu specjalistów, którzy głoszą, że trzeba już dzieci pięcio- a nawet czteroletnie obejmować obowiązkiem szkolnym.

W Finlandii dziecko idzie do szkoły po skończeniu 7. roku życia. Najpierw jest to szkoła 6-letnia, potem 3-letnia niższa szkoła średnia. Obowiązek, który w tym kraju dotyczy nie szkoły a edukacji, a tę można realizować także poza szkołą, obejmuje okres od 7. do 16. roku życia. Rok szkolny liczy 190 dni. W tym czasie realizowanych jest około 5,5 tys. godzin lekcyjnych. Dla porównania we Włoszech, które osiągają gorsze wyniki w edukacji, w roku jest ponad 8 tysięcy godzin.

 

Zaledwie 3 proc. młodzieży kończy edukację na kształceniu obowiązkowym, ale w oparciu o praktyczne doświadczenie zawodowe grupa ta ma możliwość zdobycia co najmniej kwalifikacji zawodowych w ramach standaryzowanych egzaminów profesjonalnych. Na poziomie wyższego kształcenia średniego można wybrać albo szkołę zawodową (dostępne jest kształcenie w 75 zawodach), którą wybiera 27 proc. młodzieży, albo szkołę ogólnokształcącą, gdzie trafia 70 proc. młodzieży. W tej ostatniej szkole uczniowie wybierają kursy przedmiotowe o różnym stopniu zaawansowania, a nauka trwa od 2 do 4 lat. Dwa typy szkół wyższych: uniwersytety, których jest w Finlandii 20, i politechniki (29) dopełniają od góry fiński system oświaty.

Jak widać system oświaty w strukturalnym zakresie nie różni się od obowiązujących w innych krajach. Istotne różnice pojawiają się dopiero w jego wnętrzu. Jak już wspominałem, fińscy uczniowie osiągają świetne wyniki, mało uczęszczając do szkoły. Owa niewielka ilość godzin lekcyjnych w roku skutkuje tym, że zajęcia zaczynają się o 8 rano, a muszą kończyć się wcześnie, czyli około godziny 13. Jednak szkoła jest otwarta do późnego wieczora, a uczniowie, pod kuratelą opiekunów, również po lekcjach mogą korzystać z jej zaplecza naukowego. Poza tym “zaledwie” 80 procent czasu nauki przeznaczane jest na zajęcia obowiązkowe. Natomiast aż 1/5 nauki szkolnej to czas, w którym uczeń, po konsultacji z rodzicami, realizuje zagadnienia odpowiadające jego zainteresowaniom, a szkoła jedynie mu w tym pomaga. Dobijmy na koniec polskich, już przerażonych “marnotrawstwem czasu” ekspertów oświatowych informacją, że w Finlandii uczniowie nie znają pojęcia “zadań domowych”, realizując w czasie pozaszkolnym tylko nieliczne projekty grupowe i indywidualne. Zresztą jak mieliby odrabiać prace domowe, jeśli wszystkie książki i zeszyty... zostawiają w szkolnych szafkach?

Jak widać tajemnica sukcesu szkoły nie polega wcale na ekstensyfikacji czasu pracy jej uczniów. Można by więc spytać, czy to znaczy, że polega na okrawaniu wymogów? Wbrew pozorom program obowiązkowej edukacji w Finlandii zakłada liczne i różnorodne treści oraz przedmioty nauczania, wśród których jest miejsce na trzy języki obce, nauczane od samego początku drogi szkolnej, muzykę i plastykę, gdzie indziej uważane za zbędne, religię lub etykę – do wyboru, a także naukę gotowania i obróbki drewna, której uczą się również dziewczęta. Oczywiście wszystkie te treści, wobec relatywnie krótkiego czasu nauki, muszą być odpowiednio uporządkowane, a o wysokim poziomie ich zaawansowania świadczą wyniki międzynarodowych badań. Widać więc, że można zapewnić solidne kształcenie, bez przeładowywania programów zbyt dużą ilością abstrakcyjnych treści kształcenia przedmiotowego. Zasadą jest, by nabyte w szkole umiejętności i wiedza były na co dzień przydatne w życiu.

Jedną z innowacji jest w fińskiej oświacie system korepetycji wewnątrzszkolnych. Trzeba przy tym zaznaczyć, że płatne korepetycje są w ogóle zakazane, wszak edukacja ma być bezpłatna. Wiadomo jednak, że niemal wszyscy uczniowie nie radzą sobie z jakimiś wyzwaniami szkolnymi. Jednak podczas gdy w innych krajach uznaje się szkolne braki w opanowaniu programu za naturalne, przy pełnej świadomości, iż kumulują się one w przepaści nie do przeskoczenia, Finowie instalują w każdej szkole kilku korepetytorów, którzy interweniują natychmiast, gdy nauczyciel zauważa, że uczeń ma jakiś problem, pomagając mu w trakcie lekcji w klasie lub w odrębnym pomieszczeniu, dopóki nie zostanie on pokonany. W klasach VII-IX każdy uczeń ma prawo do korepetycyjnego wsparcia 1-2 razy w tygodniu. Nikt nawet nie pomyśli, że mogłoby to zburzyć autorytet nauczyciela, bo przecież w szkole chodzi o dobro dziecka, a nie o narcystyczny komfort nauczyciela.

Owo fundamentalne założenie - dobro ucznia – był podstawą wprowadzenia głównej zasady systemu oświatowego, zwanej komprehensywnością, zakładającego, ze kształcenie będzie jednocześnie ogólnokształcące, wszechobejmujące i jednolite. Z tej też przyczyny niemożliwym jest w tym kraju tworzenie klas czy ciągów kształcenia dla mniej lub bardziej zdolnej młodzieży. Nie prowadzi się też żadnych rankingów najlepszych czy najgorszych szkół, klas albo uczniów, a rywalizacji nie uważa się za zdrową. Każdemu dziecku codziennie powtarza się, że jest wartością samą w sobie, i że, niezależnie od pewnych niedoskonałości, nad którymi można pracować, jest przecież naprawdę dobre w wielu innych zakresach. Ot, stymulacja zdrowego poczucia sukcesu, wysokiej samooceny, zamiast stałego wpychania dziecka w samoświadomość nieadekwatności lub nawet klęski! Uczniowie nie w pełni sprawni są regularnymi członkami komprehensywnych zespołów klasowych, a jedynie mniej niż 2 proc. o szczególnych potrzebach objętych jest kształceniem specjalnym.

Co najważniejsze jednak, oświata w Finlandii jest pozbawiona mechanizmów selekcyjnych. Nikt nie może zostać w edukacji odrzucony, stąd też nieznane jest tu zjawisko drugoroczności, ponieważ żaden uczeń nikt nie zostaje na drugi rok w tej samej klasie! Co więcej, uczniowie szkół fińskich, zarówno niższego, obowiązkowego, jak i wyższego szczebla nie zdają przez cały czas swojej nauki – ani w jej trakcie, ani na zakończenie – żadnych egzaminów. Dopiero po ukończeniu wyższej szkoły średniej, o ile chcą podjąć studia, są zobligowani do zdania swoistej matury przygotowanej przez niezależną instytucję państwową. Na takie rozwiązanie każdego roku decyduje się 60-70 proc. młodzieży. Gdyby jednak absolwenci szkół średnich nie czuli się do niej dobrze przygotowani, mogą bezpłatnie przedłużyć naukę o rok i w tym czasie chodzić na zajęcia, które przygotowują do specjalnie tego egzaminu.

Mimo takich rozwiązań ocenianiu przypisuje się dużą wartość. Jest ono jednak zorientowane na ogląd całości procesu uczenia się, w którym sam uczeń uczestniczy od fazy planowania pracy, przez kontrolę jej realizacji, aż po ocenę jej efektu końcowego, w którym uwzględnia się także przyjęte przez niego strategie uczenia się i postawy wobec nauki. Samoocena jest tu równie istotna jak wspierające oceny nauczycieli i kolegów. Powszechnie korzysta się z filozofii i metodologii oceniania kształtującego, z coraz powszechniejszym zastosowaniem techniki portfolio. Wprawdzie stosuje się w ogólnej, nie zaś redukowanej zadaniowo ewaluacji stopnie (od 4 do 10), ale określają one stopień zaawansowania w danym przedmiocie i nie rzutują negatywnie na karierę edukacyjną dziecka, dając mu jedynie orientację we własnych kompetencjach i stanowiąc wskazówki do dalszej nauki. Natomiast rodzice raz, dwa razy do roku otrzymują ze szkoły raport o postępach w nauce.

 

Nauka odbywa się przez praktyczne działanie, eksperymentowanie, a teoria pojawia się tylko w podsumowaniach. Mało jest podręczników, za to dużo notesów. Uczniowie rozwiązują zadania - zróżnicowane z uwagi na indywidualne zaawansowanie -  chodząc po klasie, korzystając z różnych źródeł, komunikując się między sobą i rozmawiając z nauczycielem, a jednak nie przekraczają przy tym reguł dyscypliny. Nauczyciele po prostu są dla nich autorytetami.

Jeśli zaś chodzi o samych rodziców, to w Finlandii, zupełnie inaczej niż dzieje się to w innych krajach, gdzie za dobrego uchodzi rodzic bierny, są oni traktowani przez szkołę jak partnerzy, mają więc wpływ na podejmowane decyzje. Dużo wiedzą o jej funkcjonowaniu nie tylko z relacji dziecka, lektury raportów czy z szkolnych stron internetowych, ale także z bardziej bezpośrednich form komunikacji z nauczycielami. A jeśli już o nauczycielach mowa, to należy w tym miejscu wspomnieć, że aby nim zostać podczas egzaminów wstępnych trzeba pokonać aż 8 innych kandydatów. Studia nauczycielskie trwają pięć lat, przy czym w trakcie pracy w szkole nauczyciel ma obowiązek dokształcania się, który realizuje po godzinach pracy, a zanim ją podejmie, musi pokonać aż 10 kontrkandydatów. Co ciekawe, w fińskiej sześcioletniej szkole elementarnej to wychowawca klasy uczy wszystkich lub niemal wszystkich przedmiotów. Jego zadaniem nie jest bowiem wykładanie zaawansowanej teorii, a zainteresowanie ucznia światem, zachęcanie go do aktywności, stymulowanie jego poczucia satysfakcji.

Chociaż nauczyciel zarabia relatywnie niewiele, bo 2-3 tys. euro to jest darzony powszechnym szacunkiem społecznym, a warunki, w których pracuje, są naprawdę dobre. Obok prestiżu cieszy się zaufaniem przełożonych, bo w szkołach nie ma hierarchicznego dystansu między dyrektorem a nauczycielami, nie jest sprawdzany w swojej pracy, a wizytatorzy z ministerstwa edukacji (kuratoria w ogóle nie istnieją) służą mu wsparciem. Wyniki zewnętrznych ewaluacji są podawane do wiadomości jedynie nauczycielom ocenianej szkoły.

Cały system administracyjny oświaty fińskiej jest silnie zdecentralizowany. W ministerstwie edukacji, które łączy pracę urzędników dwóch odrębnych ministrów: edukacji i nauki oraz kultury pracuje zaledwie trzystu urzędników. Zajmują się oni: wdrażanie postanowień parlamentu dotyczącymi oświaty, wydawaniem szczegółowych rozporządzeń, ustalaniem z organami prowadzącymi szkoły ogólnych ram nauczania, kompensowaniem środowiskowych nierówności i prowadzeniem w każdym roku ewaluacji kilku szkół. Narodowa Rada Edukacji, ciało eksperckie podporządkowane ministerstwu, pracuje nad rozwojem celów, treści i metod edukacji, a także narodowych programów kształcenia ogólnego i zawodowego, a Rada Ewaluacji Oświatowej przygotowuje zewnętrzne sprawdziany o znaczeniu strategicznym. Jednak konkretne decyzje podejmują dyrektor szkoły i nauczyciele wraz z władzami lokalnymi. To oni decydują o tym co najważniejsze, czyli inwestycjach i programach.

Wydatki na oświatę po połowie ponoszą państwo i gminy, a w szkołach bezpłatne są m.in.: transport, codzienny obiad, przybory szkolne i opieka zdrowotna. Starsi uczniowie otrzymują granty i stypendia. Nawet szkoły prywatne, których jest zaledwie 70 przy 4 tys. publicznych, są finansowane przez państwo. Szkoły liczą do 400 osób są jasne, kolorowe i przestrzenne. Do dyspozycji uczniów są przyszkolne warsztaty, a na korytarzach wygodne kanapy do czytania oraz stoły do gry w szachy.

Wygląda na to, że w Finlandii odkryto zaklęcie do edukacyjnego “Sezamu”. Czy jednak sami Finowie są już całkowicie zadowoleni? Ależ skąd! Martwią się tym, że dziewczynki uczą się lepiej od chłopców, że adaptacja imigrantów jest niepełna, trapi ich słabość wyposażenia bibliotek szkolnych. Uznają, iż mają kłopoty z budżetem, z najsłabszymi uczniami, z przypadkami używania alkoholu i narkotyków. Nie spoczywają jednak na laurach.

Zapraszają też inne kraje do swego rodzaju “turystyki edukacyjnej”. Szkoda, że nie widać wśród tych turystów reprezentantów polskiej oświaty. Może nam do takiego kraju za daleko?! Prawdą jest, że Finom pomóc mogła tradycyjna protestancka (prezbiteriańska) etyka pracy i kult edukacji oraz że przy aktualnym stopniu demoralizacji Polaków, także dzieci i młodzieży, próba przeszczepiania fińskich “rozwiązań” mogłaby być ryzykowna. Jaki jednak mamy wybór, gdy potrzeba zmian jest tak ewidentna?! Może więc zaufajmy sobie wzajemnie i spróbujmy pouczyć się od Finów?! Bo to, że od kogoś musimy się przecież uczyć, nie ulega wątpliwości...


 

Adams13501-10-2006 22:29:13   [#621]

;-(

"...Chociaż nauczyciel zarabia relatywnie niewiele, bo 2-3 tys. euro to jest darzony powszechnym szacunkiem społecznym, a warunki, w których pracuje, są naprawdę dobre. Obok prestiżu cieszy się zaufaniem przełożonych, bo w szkołach nie ma hierarchicznego dystansu między dyrektorem a nauczycielami, nie jest sprawdzany w swojej pracy, a wizytatorzy z ministerstwa edukacji (kuratoria w ogóle nie istnieją) służą mu wsparciem. Wyniki zewnętrznych ewaluacji są podawane do wiadomości jedynie nauczycielom ocenianej szkoły. "  ... i niewiele 2500 euro x 3,85 zł = 9625 złotych polskich ... oj polskie belfrostwo poczułoby sie wreszcie  jak troche lepsze paniska zamiast łatac dziury o pierwszego do pierwszego.
Majka01-10-2006 22:50:48   [#622]

niewiele zarabiają

http://www.eic.tarr.org.pl/eic_prasa_finlandia.php

Przykładowo, średnie miesięczne zarobki sprzedawcy wynoszą w przeliczeniu 7.250 PLN, menedżera 30.300 PLN.(...)

Czyli ciut więcej od sprzedawcy.
annah02-10-2006 13:14:14   [#623]

Za pijanych nieletnich w szpitalach zapłacą rodzice

Iwona Hajnosz 2006-10-01, ostatnia aktualizacja 2006-10-02 09:18

Koniec darmowego odtruwania pijanych młodzieńców przyjeżdżających z całego świata do Krakowa na wycieczki szkolne. Małopolski NFZ uznał, że za ich leczenie będą płacić rodzice. Szpitale odetchnęły, bo takich przypadków jest coraz więcej.

0-->
Pijana młodzież z Polski, a odkąd Kraków stał się celem szkolnych wycieczek także z wielu innych krajów - to poważny problem krakowskich szpitali, a zwłaszcza Szpitala Uniwersyteckiego w Prokocimiu, gdzie najczęściej straż miejska, policja i pogotowie ratunkowe przywożą dzieci z podejrzeniem zatrucia alkoholem.

Od początku roku dyrekcja prokocimskiej placówki próbowała ustalić z NFZ, na czyj koszt takie przypadki powinno się leczyć. Spór zaczął się od 16-latka z Irlandii Chrisa. - 30 grudnia nocą na jednej z krakowskich ulic znalazła go straż miejska. Był wychłodzony i pijany. Trafił do nas w naprawdę złym stanie. Zrobiliśmy wszystkie potrzebne w takiej sytuacji badania, przetrzymaliśmy go 24 godziny i wystawiliśmy Funduszowi rachunek na około 400 zł - mówi Marcin Mikos, rzecznik prasowy szpitala.

Wymiana korespondencji pomiędzy Funduszem a szpitalem o zwrot kosztów leczenia Chrisa trwała do końca lata. Koniec końców NFZ nie zgodził się na zapłatę. Radcy prawni NFZ powołali się na ustawę o ZOZ-ach i poinformowali szpital, że "za świadczenia zdrowotne udzielone osobie znajdującej się w stanie nietrzeźwości publiczny zakład opieki zdrowotnej pobiera opłatę niezależnie od uprawnień do bezpłatnych świadczeń zdrowotnych, jeżeli jedyną i bezpośrednią przyczyną udzielonego świadczenia było zdarzenie spowodowane stanem nietrzeźwości tej osoby". Innymi słowy - zdaniem NFZ za leczenie pijanej młodzieży mają płacić rodzice. Pismo w tej sprawie do Prokocimia dotarło w połowie lipca, a miesiąc później dyrektor szpitala Maciej Kowalczyk nakazał ściągać opłaty od wszystkich rodziców. - Nie miałem innego wyjścia - tłumaczy.

- W tej sytuacji rachunek za pobyt w szpitalu wyślemy do rodziców Chrisa. Na szczęście mamy ksero jego paszportu, dokładny adres i wszystkie inne dane - mówi Mikos.

Do Prokocimia trafiła też 15-letnia Norweżka z ponad dwoma promilami alkoholu we krwi. Była jednak w takim w stanie, że od razu została odesłana na toksykologię do innego krakowskiego szpitala. W tym przypadku ściąganie pieniędzy też pewnie potrwa.

Doba pobytu pijanego nieletniego w Prokocimiu kosztuje (jeśli nie trzeba wykonywać skomplikowanych procedur) od 300 do 400 zł. W ostatni weekend właśnie 300 zł zapłacili rodzice nastolatki z Krakowa.

Jak ustali pracownicy prokocimskiej lecznicy, średnio pięcioro nieletnich miesięcznie trafia do nich w stanie upojenia alkoholowego. Czy opłaty za opiekę medyczną w takich przypadkach zaczną obowiązywać w całej Polsce? - pytamy centralę NFZ. - Tak, jeżeli jedyną przyczyną hospitalizacji był alkohol - mówi Andrzej Troszyński z biura prasowego Funduszu.
 
annah02-10-2006 13:22:24   [#624]

;)

USA: Za spóźnienia dzieci do szkoły ich rodzice pójdą do kąta

2006-10-02 12:26


Jedna z nowojorskich szkół podstawowych znalazła sposób na spóźnialskich uczniów. Począwszy od poniedziałku za spóźnienia uczniów karać będzie ich rodziców 20-minutową odsiadką w kącie.

Ten niecodzienny pomysł postanowiła wdrożyć szkoła podstawowa na Manhattanie. Większość jej uczniów spóźniała się bowiem na lekcje.

Rodzice muszą wreszcie zrozumieć, że ich dzieci, nakarmione i ubrane, muszą stawiać się punktualnie na lekcje - powiedziała gazecie "New York Post" dyrektorka szkoły podstawowej na Manhattanie Susan Rappaport.

Niecodzienny pomysł dyrektorki spotkał się z pozytywnym odzewem wśród większości rodziców. Znaleźli się jednak też tacy, którzy skrytykowali pomysł mówiąc, że przez 20-minutową odsiadkę w kącie będą spóźniali się do pracy.

http://wiadomosci.o2.pl/?s=258&t=277517

Gaba02-10-2006 17:47:18   [#625]

no to ładnie

Wydatki resortu edukacji pod lupą NIK
"Puls Biznesu": 3 mld zł mógł wydać na edukację resort dzięki unijnej pomocy. Ma duże opóźnienia i NIK na karku. Na własne życzenie.
Z planów Ministerstwa Edukacji Narodowej wynika, że w latach 2004- 06 na projekty współfinansowane z unijnego Europejskiego Funduszu Społecznego resort mógł wydać blisko 3 mld zł. Największą część tej kwoty stanowią warte ponad 1,5 mld zł projekty komputeryzacji szkół, centrów kształcenia i bibliotek. Do wydania zostało z tego co najmniej 650 mln zł. Jednak zamiast wytężonej pracy z nowymi przetargami - resort nieudolnie rozgrywa postępowania i sam na siebie donosi do Najwyższej Izby Kontroli (NIK). Efekt - pieniądze przepadną albo przejdą na 2007 r. - relacjonuje dziennik.

NIK ujawni kolejne nieprawidłowości, a dzieciaki co najwyżej będą korzystać z internetu w domach. Rodzi się pytanie: jak wygląda wydatkowanie całości 3 mld zł środków. "PB" nie uzyskał na nie odpowiedzi resortu.
.onet-ad-main2-box { display: none }
REKLAMA Czytaj dalej
 
NIK wszczął kontrolę na wniosek wewnętrzny i bada tylko komputeryzację. Według informacji gazety, wykazano naruszenie procedur przy wydaniu pieniędzy w pierwszych dużych przetargach (na kwotę 250 mln zł), jakie udało się resortowi rozstrzygnąć w 2005 r. Wcześniejsza kontrola tego nie wykazała. Teraz zarzuty dotyczą zapłaty za usługi firm przed skontrolowaniem jakości wykonania i nieobciążenia wykonawców karami umownymi za opóźnienia.

"To jakaś paranoja. O ile wiem, urzędnikom udało się w ostatniej chwili w 2005 r. wydać na różne projekty - w tym komputeryzację - 380 mln zł współfinansowanych z UE. Gdyby tego nie zrobili, bezpowrotnie przepadłoby co najmniej 95 mln zł. Należałoby ich pochwalić za odwagę, a nie ganić. Jeśli chodzi o opóźnienia, to przy tej skali projektu wykonano te dostawy w rekordowym czasie" - mówi przedstawiciel jednej z firm realizujących te przetargi.
Inne wiadomości w dzisiejszym przeglądzie
cis02-10-2006 21:18:37   [#626]

Tragedia

Wychodzi na to, że w 2006 szkoły wytypowane do otrzymania pracowni (w tym moja) - pracowni nie dostaną.

:(

bogda403-10-2006 07:19:54   [#627]

to już nudne

http://lodz.naszemiasto.wp.pl/wydarzenia/653773.html
brema03-10-2006 08:51:53   [#628]

Zawstydzająca lekcja oświaty

01.07.2006

Konkurs na kuratora oświaty w Łodzi miał wyłonić najlepszą osobę, która będzie sprawowała nadzór nad wychowaniem i edukacją młodzieży. Okazał się zawstydzającą lekcją walki o wpływy polityczne i ciepłą posadkę za 6 tys. zł miesięcznie. Jakby tego było mało, czworo kandydatów na kuratora będzie tłumaczyć się przed prokuratorem z podejrzeń o plagiat. Honor domu może uda się obronić, o ile wojewoda Helena Pietraszkiewicz powoła na kuratora Beatę Florek (na zdjęciu), która zwyciężyła, pokonując 11 kontrkandydatów.

Kurator oświaty od zawsze był politycznym stanowiskiem. Nikt nie mówi o tym oficjalnie, bo wszyscy wiedzą, że śnieg jest biały. Kiedy w wyborach zwyciężała nowa opcja, zmieniał się wojewoda, zaraz po nim kurator, a dopiero w dalszej kolejności szefowie innych rządowych agend.

Tajemnicą poliszynela jest, że w tej kadencji swojego kuratora chciał mieć i LPR, i PiS, ale do peletonu dołączyli też związkowcy. Pierwsi stawiali na Teresę Łęcką, dyrektor SP nr 164 w Łodzi. Łęcka, choć do Ligi nie należy, jest znajomą Mirosława Orzechowskiego, wiceministra edukacji i kandydata na prezydenta Łodzi. Pisała też do redagowanego przez niego "Aspektu Polskiego". W rozmowie z "DŁ" ważyła każde słowo, a kiedy reporter poprosił, żeby potwierdziła, że ma na imię Teresa, dyrektor Łęcka... odmówiła. Kandydatem PiS był Edward Chudzik. Niewiele o nim wiadomo poza tym, że jest członkiem rządzącej partii i pracuje jako wizytator w łódzkim Kuratorium Oświaty. Jak sam mówi, nie wyróżnia się swoją pracą wśród kolegów.

Żeby sprawa nie była taka prosta, związkowcy z "Solidarności" mieli swoją trójkę kandydatów: byłego kuratora Leszka Surosza, Cezariusza Mostowskiego, związkowca popieranego przez PiS z Pajęczna oraz Annę Zbidi, działaczkę związkową, członkinię PiS i siostrę posłanki Małgorzaty Bartyzel. Podczas obrad komisji wyniknął z tego wszystkiego totalny galimatias. Którykolwiek kandydat by wygrał, wzbudziłby niezadowolenie pozostałych frakcji.

Rządowi koalicjanci i związkowcy nie potrafili się dogadać. A gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Wygrała więc kandydatka bezpartyjna, ale za to z silnym zapleczem związkowym. Popierają ją koledzy ze Związku Zawodowego Pracowników, którym Powierzono Stanowisko Kierownicze w Oświacie. To z kolei bardzo nie podoba się szeregowym działaczom związkowym z oświaty.

Wojewoda Helena Pietraszkiewicz, do której należy decyzja o powołaniu nowego kuratora, zachowuje twarz pokerzysty. W kuluarach urzędu mówi się, że gra na czas i czeka na instrukcje od partyjnych kolegów z PiS. Oficjalnie kazała prawnikom sprawdzić, czy podczas konkursu nie złamano regulaminu, a co za tym idzie, czy można uznać go za ważny.

Tymczasem Roman Giertych nie zamierza zasypiać gruszek w popiele. Po kilku dniach milczenia, wczoraj niespodziewanie oświadczył, że nie widzi przeciwwskazań, żeby Beata Florek została łódzkim kuratorem oświaty. Wezwał też wojewodę Pietraszkiewicz, żeby przesłała mu wreszcie swoją decyzję w sprawie konkursu.

Pechowa trzynastka

24 lutego z funkcji kuratora oświaty odwołano Jerzego Posmyka. Jego obowiązki powierzono Marianowi Przybylskiemu. Wojewoda Helena Pietraszkiewicz zdecydowała o zorganizowaniu konkursu na kuratora.

Kiedy po raz pierwszy przyszło do obrad komisji, przedstawicielka jednego ze związków zawodowych zwróciła uwagę, że w komisji konkursowej powinni jeszcze zasiąść reprezentanci dwóch innych związków. Obrady unieważniono. Posiedzenie nowej komisji konkursowej wyznaczono na 22 czerwca. Nic nie zapowiadało nadciągającej katastrofy, choć próby dogadywania się PiS z LPR spełzły na niczym.

- Prawda jest taka, że PiS nie chciał porozumienia z Ligą w tej sprawie. Z naszej strony takie próby podejmował wiceminister Orzechowski - mówi jeden z posłów LPR, zastrzegający sobie anonimowość.

Piotr Krzywicki, lider PiS w Łódzkiem, upiera się jednak, że z nikim nie prowadził konsultacji dotyczących kuratora.

W czwartek, 22 czerwca, w urzędzie wojewódzkim zebrała się komisja, która miała przesłuchać 13 osób. Liczba ta okazała się pechowa, bo już na początku posiedzenia, reprezentująca ministerstwo edukacji Elżbieta Kiełbasińska oświadczyła, że pisemne prezentacje Doroty Szafran (obecnej wicedyrektorki wydziału edukacji łódzkiego magistratu i byłej wicekurator) i Leszka Surosza (byłego kuratora oświaty i wicedyrektora wydziału sportu łódzkiego magistratu) są tak podobne, iż zachodzi podejrzenie plagiatu. W związku z tym uznała, że posiedzenie komisji należy unieważnić. Jej wniosek przepadł w głosowaniu. Urzędniczka konsultowała się wówczas telefonicznie ze swoimi zwierzchnikami, po czym oświadczyła, że jej szef Roman Giertych wybranego kandydata i tak nie zaakceptuje.

- To był tylko pretekst do przerwania obrad. Koncepcje kandydatów nie są pracami naukowymi, żeby rozpatrywać je pod kątem plagiatu - mówił Piotr Bara, szef Związku Zawodowego Pracowników, którym Powierzono Stanowiska Kierownicze w Oświacie, zasiadający w komisji konkursowej. Jej członkowie obradowali do późnego popołudnia. Zdecydowali, że najlepszą kandydatką na kuratora jest Beata Florek, dyrektorka szkoły nr 203 w Łodzi. Poparło ją pięcioro członków komisji. Troje oddało głos na Annę Zbidi, dwoje na Teresę Łęcką, a jedna - na Jadwigę Bedę.

Ich czworo

Dyrektor Florek być może mogłaby już dziś cieszyć się z życiowego awansu zawodowego, gdyby nie to, że do komisji zaczęły wpływać protesty. Pierwszy napłynął od Jadwigi Bedy, radnej sejmiku województwa (LPR), która twierdzi, że jej szanse na wybór spadły z powodu posądzenia o plagiat.

Inny kandydat, Marek Buchowicz, twierdzi, że podczas przesłuchania przed komisją konkursową, ktoś z komisji rozmawiał przez telefon komórkowy, co uniemożliwiło rzetelną ocenę jego wystąpienia. Zaprotestował wreszcie Zarząd Regionu NSZZ "Solidarność".

- Przedstawicielka resortu edukacji podniosła sprawę rzekomego plagiatu prac pana Surosza i pani Szafran - mówi Jan Lipiński, szef nauczycielskiej "Solidarności".

- O plagiacie nie ma mowy, bo żadne z nich nie rości sobie praw autorskich, ale samo podniesienie tej sprawy zdyskredytowało oboje kandydatów w oczach komisji. Domagamy się unieważnienia obecnego konkursu i jego powtórzenia.

Jan Lipiński jest zniesmaczony tym, co działo się podczas prac komisji. Bez ogródek mówi: - Stanowisko kuratora jest polityczne. Dlatego uważam, że organizowanie konkursu jest wielką fikcją. Powinien go mianować wojewoda i brać całą odpowiedzialność za jego działania.

To nie koniec skandalu wokół konkursu. Wojewoda Pietraszkiewicz zawiadomiła bowiem prokuraturę nie o dwóch, lecz czterech osobach, które podejrzewa o plagiat. Nagłośniła tym samym sprawę na całą Polskę. W zawiadomieniu napisała m.in.: "Wskazane wyżej osoby, jak się okazało w trakcie prac komisji, przedłożyły koncepcje, które noszą cechy identyczności". Wśród "podejrzanych" wymieniła Dorotę Szafran, Leszka Surosza, Jadwigę Bedę i Teresę Łęcką. Cała czwórka znalazła się w niezręcznej sytuacji - wszyscy są bowiem pedagogami, a dwoje pierwszych zasiada w dyrektorskich fotelach łódzkiego magistratu. Nawet jeśli prokuratura uzna, że nie ma podstaw do wszczęcia postępowania, będą mieć łatkę tych, którzy od siebie ściągali, niczym uczniowie, których mają wychowywać.

Wojewoda poleciła też prawnikom sprawdzać protokoły z posiedzenia komisji i odsłuchiwać taśmy.

Minister Giertych wychodzi z cienia

Z opóźnień skorzystała LPR. W świetle tego, że dotychczasowa kandydatka Ligi Teresa Łęcka może stać się podmiotem zainteresowania prokuratury, w czwartek wieczorem, po intensywnych konsultacjach, Roman Giertych wezwał do siebie zwyciężczynię konkursu Beatę Florek.

- Spotkałam się z ministrami Orzechowskim i Giertychem. Później na konferencji prasowej wicepremier Giertych oświadczył, że nie widzi powodów, dla których nie miałabym być kuratorem i zaapelował do wojewody, żeby przekazała mu swoją decyzję w sprawie konkursu - powiedziała tuż po wyjściu z resortu Beata Florek. Jeśli konkurs zostanie ponowiony, jest gotowa znów startować.

- Decyzja w sprawie kuratora i ważności konkursu zapadnie po niedzieli. Prawnicy już kończą pracę w tej sprawie. Nie ma w niej żadnych politycznych aspektów - przekazał nam w imieniu wojewody jej rzecznik Sławomir Przybyłowicz.

Minister Giertych zagrał va banque. Wiedział, że kandydatka jego partii nie przejdzie. Chciał mieć jednak ostatnie słowo w sprawie wyboru kuratora i wydaje się, że właśnie je powiedział. Zgodnie z przepisami, kandydata na kuratora akceptuje wojewoda, a ostatecznie zatwierdza minister. Jeśli ten ostatni się nie zgodzi na przedstawioną kandydaturę, konkurs jest powtarzany.

Afera wokół wyboru łódzkiego kuratora oświaty zaczyna nabierać ogólnopolskiego rozgłosu. Poseł Maria Nowak, wiceprzewodnicząca Sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży, mówi, że jeśli sprawa nie ucichnie, zajmą się nią posłowie.

- Nikt nie może stać ponad prawem. Wydaje się, że Roman Giertych zaczyna posługiwać się metodą faktów dokonanych, a tak nie może zachowywać się nawet wicepremier. Niepotrzebnie podgrzewa atmosferę, bo w takiej sytuacji trudno podjąć dobrą decyzję - mówi posłanka.

Wydaje się, że Florek może już kupić szampana. Z lodówki będzie go jednak mogła wyjąć dopiero wtedy, gdy wojewoda, mimo protestów, zaakceptuje wyniki konkursu. Co zrobi wojewoda, postawiona pod ścianą przez ministra Giertycha, może się wyjaśnić już w poniedziałek.

Kim jest Beata Florek

Beata Florek, nauczyciel dyplomowany, od 13 lat jest dyrektorem SP nr 203 w Łodzi. Jest ekspertem w dziedzinie nauczania informatyki. Skończyła nauczanie zintegrowane i podyplomowo studia z zakresu informatyki. Przez dwie kadencje zasiadała w komisji dyscyplinarnej przy Kuratorium Oświaty w Łodzi. Jej znajomi mówią, że nie ma wrogów, jest wyjątkowo energiczna i lubiana.

Zadania kuratora

Do zadań kuratora oświaty należy: nadzór nad pracą i kwalifikacjami nauczycieli, ocena pracy dyrektorów szkół, kontrola jakości nauczania i sporządzanie raportów na ten temat nie rzadziej niż raz na pięć lat.

grażka03-10-2006 09:21:46   [#629]
http://serwisy.gazeta.pl/wyborcza/1,34513,3659179.html
beera03-10-2006 09:25:38   [#630]

łaczą się artykuły- jak widzę

CODN nauczycielka religii
mm, Łódź, PAP2006-10-03, ostatnia aktualizacja 2006-10-02 19:34


Teresa Łęcka z Łodzi wygrała konkurs na dyrektora Centralnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli - podał wczoraj minister edukacji. Łęcka (53 lata) skończyła studium pielęgniarskie i polonistykę, podyplomowo - informatykę i teologię. W szkole uczyła głównie religii. Jest dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 164 w Łodzi. Poprzedni dyrektor CODN Mirosław Sielatycki został odwołany w czerwcu za opublikowanie poradnika dla nauczycieli, który - zdaniem resortu edukacji - zachęcał do zapraszania do szkół przedstawicieli mniejszości seksualnych.

 

http://serwisy.gazeta.pl/kraj/1,34308,3659080.html?nltxx=1721542&nltdt=2006-10-03-04-05

AnJa03-10-2006 09:47:08   [#631]
no to duży plus - nie zlikwidują CODN

no i drugi - z Łodzi jest
...
no, co?  czepialiście się, że nie umiem patrzeć optymistycznie - a ja się chociaż staram
bogna03-10-2006 18:30:07   [#632]

zmiany w MEN

http://www.samorzad.pap.pl/?d=610031534362224&dzial=strgl&poddzial=24h

Sylwia Sysko-Romańczuk wiceministrem edukacji

Doktor nauk ekonomicznych, specjalista od zarządzania Sylwia Sysko-Romańczuk została nowym wiceministrem edukacji - poinformował we wtorek wicepremier, minister edukacji Roman Giertych.

Nowo mianowana podsekretarz stanu jest absolwentką Uniwersytetu Szczecińskiego. Była pracownikiem dydaktycznym tej uczelni. W resorcie edukacji ma zajmować się głównie sprawami finansowymi, w tym wykorzystaniem środków unijnych. (PAP)

 

Podsekretarze Stanu:

Sylwia Sysko-Romańczuk

beera03-10-2006 18:44:40   [#633]

no tak...

Nie tak dawno byla- zdaje się- kandydatem LPR na rzecznika praw dziecka...

bogna04-10-2006 11:05:26   [#634]
Beger składała zeznania w prokuraturze w sprawie matury
bogna04-10-2006 11:10:51   [#635]

http://www.samorzad.pap.pl/?d=610040508473681&dzial=strgl&poddzial=24h

Zdaniem RPD zaskarżenie amnestii maturalnej do TK jest niecelowe
Rzecznik Praw Dziecka Ewa Sowińska, uznała za "niecelowe w chwili obecnej odwoływanie się do Trybunału Konstytucyjnego" w sprawie wprowadzonej tzw. amnestii maturalnej. Odniosła się w ten sposób do wniosku Rzecznika Praw Obywatelskich, skierowanego do TK, o stwierdzenie niezgodności z prawem nowelizacji rozporządzenia ministra edukacji w tej sprawie.

"Raczej pierwszym etapem powinna być współpraca w naukowym zespole doradczym przy ministrze edukacji, w kierunku dobrych, zgodnych z prawem rozwiązań przyszłościowych" - napisała w oświadczeniu przekazanym we wtorek PAP Rzecznik. Jej zdaniem, jest także możliwość zapoznania się i uwzględnienia w nowych decyzjach postulatów przyszłych maturzystów.

Sowińska zaznaczyła w oświadczeniu, że choć w lipcu wspólnie z RPO wyraziła dezaprobatę wobec zmian w ocenie wyników egzaminu maturalnego, to "rozmiar pomocy, jaką otrzymała blisko 60- tysięczna grupa młodych ludzi w postaci +odzyskania roku+ dla swojej dalszej drogi wyższego nauczania, jest nie do przecenienia".

Gaba04-10-2006 18:43:41   [#636]
pomocy? czy niedźwiedziej przysługi...pani Rzecznik, trochę powagi, to nie są już dzieci a dorosli, niech się wypowiada Rzecznik spraw Obywatelskich - ci obywatele mają ponad 18 lat...
grażka05-10-2006 09:21:53   [#637]
http://miasta.gazeta.pl/lodz/1,35136,3663285.html
bogna05-10-2006 09:38:49   [#638]
Polskie zawodówki nie kształcą fachowców
Maelka05-10-2006 15:29:42   [#639]

Temat lżejszy (pozornie)

Oto, co dziś przeczytałam:

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,60153,3663712.html

I zrobiło mi się przykro. W mojej szkole byłby tylko jeden krawat...

;-)

Gaba05-10-2006 18:47:28   [#640]

Maniery!

brawo panie dyrektorze!
AnJa05-10-2006 19:01:43   [#641]
cichej kobito

na krawaty mam uczulenie ze szkoły średnie - to co, miałbym nie przychodzić do szkoły wcale?
Gaba05-10-2006 19:55:33   [#642]
a gdzie masz owe objawy... na szyi, czy może na...
AnJa05-10-2006 20:34:20   [#643]
w psychice one u mnie są
ankate05-10-2006 20:40:34   [#644]
Ciekawe dlaczego katecheci??? U mnie katecheta, to jedyny krawat w szkole, nie licząc konserwatora, ale ten ma swój mundurek i czapeczkę. Chyba muszę zmienić politykę kadrową ;-)
Majka05-10-2006 23:31:40   [#645]
Obejrzałam szkołę w dzienniku. No, no ...:)
Ale jakby mi kazali zdjąć khaki i założyć czarną garsonkę z białym kołnierzykiem, czułabym się nieswojo ;)
beera06-10-2006 07:49:46   [#646]

Giertych przeprasza za spóźnienie i obiecuje paniom róże

Wojciech Szacki 2006-10-06, ostatnia aktualizacja 2006-10-05 20:12

Minister edukacji wprowadzil wczoraj Teresę Łęcką do CODN

1-->


Z rana informacje z MEN były jednoznaczne: o godz. 11 do CODN przybędzie wicepremier Giertych, by wprowadzić nową panią dyrektor. W auli zebrali się pracownicy Ośrodka. Porzucili zajęcia, odwołali spotkania, niektórzy przyjechali aż z ośrodka szkoleniowego w Sulejówku.

I nic. Ministra nie ma. Kwadrans po 11. ktoś zadzwonił do MEN. - Już jedzie - brzmiała jedna odpowiedź. - Będzie o godz. 14 - brzmiała druga.

I dalej nikt nic nie wiedział. - Czujemy się zlekceważeni. W środę dostaliśmy informację, że minister przyjedzie do nas o godz. 11, teraz mamy czekać - mówiła po godz. 13 dotychczasowa p.o. dyrektora CODN Katarzyna Koszewska. A przed 14. pani z sekretariatu ministra mówi mi, że z tego co wie, minister o godz. 14 udziela wywiadu, i nie wiadomo, kiedy pojedzie do CODN.

Wywiad musiał być krótki, bo tuż po 14 Roman Giertych i Teresa Łęcka pojawili się w Ośrodku. Gdy minister usłyszał, że spodziewano się go o 11, przeprosił. I obiecał, że każda pani z CODN na przeprosiny dostanie białą różę (w sobotę "Marsz Białej Róży" robi w Warszawie LPR).

- Według mnie minister zrobił demonstrację siły - ocenia Koszewska.

Tak się zaczęły rządy Teresy Łęckiej w CODN. Zastąpiła Mirosława Sielatyckiego, wyrzuconego w czerwcu przez ministra Giertycha za opublikowanie oficjalnego poradnika Rady Europy dla nauczycieli "Kompas. Edukacja o prawach człowieka w pracy z młodzieżą". Według ministra poradnik zachęcał do zapraszania do szkół przedstawicieli mniejszości seksualnych. Książka opublikowana w niemal całej Europie (m.in. w Rosji) zachęca nauczycieli i liderów organizacji młodzieżowych do uczenia wartości europejskich, m.in. tolerancji. Wśród 50 scenariuszy zajęć jeden dotyczył seksualności, w tym tolerancji wobec różnych orientacji.

Sekretarz Generalny Rady Europy, Terry Davis, zwrócił się w czerwcu do polskiego rządu o wyjaśnienie okoliczności odwołania Sielatyckiego. Protestowały też Polska Sekcja Amnesty International, Komitet Helsiński w Polsce, Polska Akcja Humanitarna i Związek Nauczycielstwa Polskiego. Sielatycki odwołał się do sądu pracy. Sprawa czeka na rozpatrzenie.

Łęcka jest dyrektorem szkoły podstawowej, uczyła głównie religii. Patronuje Ogólnopolskiemu i Międzynarodowemu Dziecięcemu Festiwalowi Piosenki i Pieśni Religijnej. Jest też prezesem Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom i Osobom Starszym PULS. Publikuje w "Aspekcie Polskim", piśmie związanym z LPR. Wczoraj nie udało nam się z nią skontaktować.

Po godz. 16 do CODN przybyły róże od Giertycha.
 
beera06-10-2006 07:50:08   [#647]

no cóż...

zacznę na powrót lubić goździki

;)

ola 1306-10-2006 15:05:02   [#648]
zwłaszcza czerwone :)
Małgoś06-10-2006 21:21:02   [#649]
mniej róże ...mnie poraziły kwalifikacje pani T. Ł.
dhausner06-10-2006 21:45:09   [#650]
Chyba wszystkich przeraziły, a może zrobi e-learning dla swej specjaności kto wie
strony: [ 1 ][ 2 ] - - [ 12 ][ 13 ][ 14 ] - - [ 242 ][ 243 ]