Miło Was było zobaczyć :-)
No to wklejam:
Zd@lny trzynastozgłoskowiec czyli ekstraordynaryjny zlot dwudziesty
O roku ów dwudziesty, cóżeś nam zgotował,
że każdy przed zarazą w swym domu się schował,
i zamiast się zlatywać w pięknej Ochotnicy,
siedzimy przy laptopach niczym pokutnicy?
I co nam pozostaje? Skoro lat przybyło,
możemy snuć wspomnienia, jak to drzewiej było.
Wyjmę śpiewnik zlotowy z któregoś tam roku,
mocno wytarmoszony, co przeleżał z boku,
choć naznaczony piwem i kiełbaską z grilla
znów ma swój czas świetności, znów jest jego chwila.
Wyjmę zdjęcia z archiwum: to ja? Coś takiego!
Jakaś fryzura inna! Ubranka tamtego
też już dawno nie noszę – chyba się skurczyło.
Jakieś dzieci zlotowe… Najpierw sporo było,
lecz z każdym rokiem jakby mniej ich przyjeżdżało,
Wyrosły nam już całkiem! Kiedy to się stało?
I dwunastu ksiąg wierszem by nie wystarczyło,
Żeby godnie opisać, jak na zlotach było.
Nie wszystko człek pamięta, bo umysł zawodzi.
Nie na każdym bywałam… Ale co to szkodzi
wybiórczo powspominać, przywołać tu hasła,
żeby pamięć o miejscach, ludziach nie wygasła.
Żeby nie było smutno, humor nas uleczy,
wytężcie swe umysły i przejdźmy do rzeczy.
Kto na zlocie lektorat kaszubskiego robił?
Gdzie się rycerz z rycerzem na dwa miecze pobił?
Kto, jak sekretarz partii, trzymał się mównicy,
Kto w gips zapakowany wracał do stolicy,
Gdzie konkurencję zlotu Stokrotka robiła,
Która ze zlotowiczek stetoskop nosiła,
Kto nam smażył po nocach chrust wręcz znakomity,
Kto nalewkowy konkurs robił wyśmienity,
Kto się na beton rzucał z dużego balkonu,
I kto w strumyku znalazł miejsce swego tronu,
Gdzie meszki i komary żarły nas do kości,
Kto nas uczył czeskiego i zabawiał gości,
Kto zaś był nam staninem i nie puszczał dziury,
Gdzie macano po nogach, który to jest który,
Gdzie zlotowicz z procesją szedł na zlot pokornie,
Kto się w roli biskupa odnalazł wybornie,
Kto Jezioro Łabędzie tańczył z poświęceniem,
A gdzie graliśmy w kręgle z dużym powodzeniem,
Gdzie nasza brać zlotowa zeszła do otchłani,
A gdzie się zaś taplała w czymś w rodzaju bani,
Ileż to ról życiowych na zlocie zagrano,
I gdzie nas za lekarzy internistów brano,
Któż to misia ujeżdżał na jednym ze szczytów,
Czyj cud-wianek uzyskał najwięcej zachwytów,
Gdzie nam do tańca grała góralska kapela,
a gdzie sernik jedliśmy prościutko z wesela,
Czyje imię na zlocie było Tuminalej
Ja bym tak mogła długo. I dalej, i dalej…
Dziś jest zlot na odległość, trochę to bez sensu,
Zdalne to, nowoczesne i bez precedensu.
Ale pomyślmy trochę, czy w obecnym czasie
Byłoby to bezpieczne, dobre i czy da się?
No bo co z chrztem na przykład? Mamy nowalijki.
Odmierzać im ten dystans z pomocą linijki?
Bezdotykowy smalec, kiszone ogórki?
W rękawiczkach śpiewniki, na odległość chórki?
Grzać „grzałkami” w przyłbicę, czy też przez maseczkę?
To ja już sobie wolę poczekać troszeczkę,
Aż normalność nam wróci i wszyscy z powrotem
Najprostszym, dotykowym, ucieszym się zlotem.
A póki co, na koniec, Panowie i Panie,
Miło Was choć zobaczyć na swoim ekranie.
post został zmieniony: 12-06-2020 22:22:37 |