Forum OSKKO - wątek

TEMAT: trudni rodzice - niech tam i ja;-)
strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ][ 4 ]
Małgoś10-01-2005 00:11:45   [#151]

Rycho

i surdopedagogika, i tyflopedagogika, i oligofrenopedagogika i oczywiście...pedeutologia

;-)

Rycho10-01-2005 00:16:39   [#152]
pedeutologia z andragogiką wystarczy .... ;-)
 
przynajmniej będą sobie mogli rodzic z nauczycielem pogadać ;-)
Małgoś10-01-2005 00:18:27   [#153]

ale najważniejsza jest ... felicytologia :-)))))

powinna stac się obowiązkowa dla każdego n-la

co tam n-la - jako przedmiot obowiązkowy na maturze!

Rycho10-01-2005 00:26:07   [#154]

i tym sposobem

dotarlismy do pełnej szczęśliwości ;-)
 
problem został więc rozwiązany ;-)
Marek Pleśniar10-01-2005 00:50:04   [#155]

Skoro już tak ckliwie:-)

Pragnę Wam uścisnąć łapę;-) gdyż obserwuję humanistyczny nurt pedagogiki na żywo.

A propos na żywo - żywo jestem zainteresowany jako rodzic, by w szkole byli pedagodzy, którzy mnie nie wygonią z lekcji jak będę musiał pobyc z dzieckiem z jakowychś i, niestety, nie tak hipotetycznych powodów.

I odwrotnie - szkoda podatków rodziców na szkołę im obcą i wrogą:-) Miałą być nasza bo samorządowa. Społeczna - czyli też nasza. I prywatna - czyli z kolei rodzica-klienta.

Zafundowanie sobie Waszej łapy zamawiam na zlocie i zjeździe oskko. A teraz zamawiam sobie miejsce w ławce - jak będziecie uczyć tej tam felicytologii;-) Chyba nie sam tam wyląduję.

Ja daję ściągać!! Ale kanapkami się nie dzielę. Ale może balantajnem w kiblu na przerwie.

ps. małgosiu, ze smutkiem i żalem, podszytym przeczuciem że masz rację.. ..seksuologii też? :-(

Małgoś10-01-2005 07:31:29   [#156]

Marku, prawda stara jak świat - frustracja i stresy  nie sprzyjają rozwojowi umiejętności kluczowych w dziedzinie seksu ;-(

a świat nauczycielski to raczej dość trudniejszy ze światów 

może jakis program naprawczy...? uprościć, ułatwić, wygładzić...

zaraz by nam ocenki z felicytologii skoczyły ;-)

JACOL10-01-2005 18:13:15   [#157]

Myślę, że kwestia czy nadopiekuńczością matki dziecka (lub ogólnie: kształtowaniem prawidłowych relacji dziecko-rodzic) powinien zajmować się nauczyciel, zależy nie tyle od widzimisie nauczycieli, ale od przyjetej defonicji roli szkoły. Ja nie znam się na szkołach masowych, więc nawet nie wiem czy są na ten temat toczone jakieś dyskusje i czy są jakiekolwiek przemyslenia.

W szkolnictwie specjalnym (które mnie interesuje) efekt pracy nauczyciela (chodzi o to aby dziecko się rozwijało) w bardzo bezpośredni sposób zależy także od relacji rodzic-dziecko. Tak więc wpływanie na te relacje leży, moim zdaniem, w kopetencji pedagoga specjalnego i innych specjalistów pomagających dzieciom z niepełnosprawnością intelektualną.

A jak jest w szkołach masowych? Czy nauczycielowi przeszkadza nadopiekuńczość matki w nauczeniu dziecka powiedzmy... ułamków? Albo pisania i czytania? A może uczenie dzieci ułamków i wielu innych rzeczy nie wyczerpuje definicji tego czym jest szkoła.

Powtarzam: w zależności od tego jak zdefiniujemy rolę szkoły, inaczej będziemy mysleć o pracy nad relacjami rodzic-dziecko.

Myślę, że ważne jest aby pamietać, że nauczyciel NA PEWNO nie może pomagać rodzicom w ich problemach życiowych róznej maści. Chodzi tylko p problemy związane z wychowywaniem dziecka. Bo szkoła jest od dzieci przecież....

Jeżeli przyjmiemy, że do kompetencji szkoły należy POMAGANIE rozdicom w wychowaniu ich dzieci, to oznaczać to będzie rewolucję, bo obecne myslenie o relacjach RODZICE - NAUCZYCIELE opiera się na dogmacie WSPÓŁPRACY, w którym szkoła nie bierze na siebie odpowiedzialności za problemy jakie z wychowaniem dzieci mają rodzice uczniów. Myślę, że taką odpowiedzialność winny brać szkoły specjalne. A pozostałe, nie wiem. Może powinnosię to stać przedmiotem duskusji o roli szkoły

Marek Pleśniar10-01-2005 18:41:37   [#158]

JACOLu - jest jeden powód dla którego szkołą masowa nie robi i robić nie może tego co postulujesz. Z tym usamodzielnianiem.

Oddaję dzieciaka do szkoły. Jest ich tam 28 około w klasie. Anananas¦ wzsyzch ode mnie..

Wychowawczynię widziałem raz. Inni max kilka razy. Bo dzieci duzo a dorośli zajeci.

Taka jest szkoła.

Chodzą do niej rodzice od pryedsykola do końca mniej więcej drugiej klasy SP. Potem mniej. Potem wcale,

A jakim dla mnie ma być autorytetem ta pani, któą ja raz widziałem na korytarzu? MAm jej słuchac jak mi radzi się nie cackać? Byłem u niej raz - jak mi pobili dzieciaka. No nie cackali się:-)

Chyba wystarczy mi na razie tych wychowawczych wpływów szkoły;-) Teraz niech sie dla odmiany pocackają i nie biją

JACOL10-01-2005 19:01:18   [#159]

Mam jej słuchać jak mi radzi się nie cackać? - pyta retorycznie Marek Pleśniar.

Marku, pomoc rodzicowi nadopiekuńczemu na pewno nie będzie polegała na RADZENIU. Skąd ci do głowy przyszło?  Pomaganie nie polega na tym, że sie wie jak powinno być i się o tym powie. To jest szkodnictwo, a nie pomaganie. Takie zachowanie wpędza rodziców w poczuciw winy i nic nie zmienia. Na pewno nie należy matce nadopiekuńczej tłumaczyć, że ma przestać być nadopiekuńcza. Przecież ona to wie! Wymądrzanie się o tym jak powinno się wychowywac dzieci nie ma NIC wspólnego z wychowawczym wpływem !

Pomaganie rodzicom jest zupełnie czymś innym...

Marek Pleśniar10-01-2005 19:02:25   [#160]
aha
RomanG10-01-2005 19:10:22   [#161]

Ja rozumiem pomaganie rodzicom tak, że nauczyciel ze swojej strony nie powinien być nadopiekuńczy, powinien stwarzać dziecku jak najczęściej okazje do wykazywania się samodzielnością.

A matce można pewne rzeczy podsunąć - jeżeli zdobyło się jej zaufanie i nie wpędzi to jej w bezproduktywne poczucie winy.

RomanG10-01-2005 19:11:38   [#162]
No i sądzę, że uczenie dzieci ułamków i wielu innych rzeczy nie wyczerpuje definicji tego, czym jest szkoła.
:-)
JACOL10-01-2005 19:12:02   [#163]

Marek, jedno z najgłupszych zdań wypowiedzianych przez specjalistę (psychologa) do matki dziecka brzmi: Jest pani nadopiekuńcza. Musi pani sobie jakoś z tym poradzić.

Psycholog zapewne myślał, że jak powie rodzicowi, że jest nadopiekuńczy (czyli żle robi dziecku) to rodzic zrozumie to, pomyśli chwilę i następnego dnia juz nie bedzie. Negatywna postawa rodzicielska (każda, nie tylko nadopiekuńcz) nie jest przecież wybrana przez rodzica. Rodzic nic za to nie może, że jest nadopiekuńczy i wytykanie mu tego go nie zmieni, no nie?

:-)

RomanG10-01-2005 19:12:48   [#164]
A co radzisz?
Adaa10-01-2005 19:22:18   [#165]

Jacol ma dobry wpływ

#129
czemu ona musi wchodzić na lekcje. Jakiś stolik jej pod oknem postawić, na stolik kwiatka, czajnik, herbatkę sobie zrobi, prasę kobiecą poczyta, a po dzwonku na przerwę syna z rąk nauczyciela odbierze i przypilnuje, coby na następną lekcję trafił.
#161
A matce można pewne rzeczy podsunąć - jeżeli zdobyło się jej zaufanie i nie wpędzi to jej w bezproduktywne poczucie winy.

JACOL10-01-2005 19:24:07   [#166]

Zamiast im tłumaczyć, można ich nauczyć bycia dobrymi rodzicami :-)

Ale ja mam to przemyślane w wersji dla pedagogów specjalnych. Nie wiem czy to powinno mić miejsce w szkołach masowych. To zależy od odpowiedzi na pyt. jaka jest rola szkoły.

RomanG10-01-2005 19:39:26   [#167]

Ja bym powiedział, że wszystko, co ma bezpośredni wpływ na funkcjonowanie dziecka w szkole, musi nauczycieli interesować. Dlatego dla dobra dziecka trzeba moim zdaniem w miarę (skromnych dość) możliwości poprawiać relacje w jego rodzinie, szczególnie w przypadkach, gdy jest to źródłem zachowań ucznia w szkole znacząco utrudniających proces dydaktyczno-wychowawczy.

Jak uczysz rodziców bycia dobrymi rodzicami?

Gaba10-01-2005 19:43:19   [#168]

Romku, ja stoję na stanowisku, że polska szkoła jest niesłychanie wśibska i sie stale wtrąca, cos naprawia, cos ulepsza... \\- uważam, ze to nie biznes szkoły. Polska szkoła zajmuje sie często plotkarstwem i babraniem się w nieswoich sprawach. Od wpsierania rodziny jest pracownik socjalny - szkoła jest od dzieci, ew. przekazywac ma sprawy rodziców/rodziny do fachowców - tak mi powiedziano... u pschologów. Jak mi ten pogląd odpowiada.

Kreuję tę postawę, wspieram nauczycieli, by sie w życie rodziców nie wtrącali. Oni za swoje pomysły odpowiadają.

RomanG10-01-2005 19:49:42   [#169]

Właściwie to i z tym się zgadzam :-) Jakiegoś złotego środka trzeba by tu.

Prawda, że na większość wydarzeń w życiu ucznia nauczyciel nie ma wpływu i mieć nie będzie. Jedni nauczyciele mimo wszystko potrafią sprawić, że dziecko z problemami nawet funkcjonuje w szkole nieźle (lub nawet to szkoła jest tym jasnym punktem w jego życiu), inni tego nie potrafią, na dodatek są plotkarscy i tacy tam.

Karolina10-01-2005 19:50:20   [#170]

o widzisz gaba...... mocno powiedzialaś ale mnie sie podoba.... wspierac to nie znaczy maczas swe palce we wszystkim

ostatnio byla dlugo u mnie Bozena z USA z dwiema corkami, Monika skonczyla tam juz college - opowiadala mi o kontaktach tam nauczyciel -uczen - za bardzo sie czepia, zwraca uwage oni potrafia chamsko odpowiedziec nie twoja sprawa. z kolei - jesli w rodzinie sie dzieje zle sa do tego inne instytucje - uwazam ze w tym kierunku powinnismy isc...no moze poza chamskim zachowaniem ;-)

Marek Pleśniar10-01-2005 19:50:42   [#171]

Romanie - naprawdę uważasz że Jacol czy ktokolwiek inny z nas ma uczyć rodziców być dobrymi rodzicami? Ma prawo i kwalifikacje?

(No i jestem ciekaw jak Jacol odpowie:-))

RomanG10-01-2005 19:59:24   [#172]

Nie traktuję siebie jako nieomylnego Pana Rodzica. Zarówno mnie jak i moim dzieciom każdy ma prawo zwrócić uwagę. Sąsiad, sąsiadka, nauczyciel... Może widzą to, czego ja nie dostrzegam?

W społeczeństwie żyjemy.

A czy ma kwalifikacje? To się w rozmowie okaże. Jak je ma - do tego jeszcze szczyptę taktu i dużo racji, to przemyślę.

Marek Pleśniar10-01-2005 20:22:21   [#173]

:-))))))))))))))

"się oaże" - ma kwalifikacje jak "przemyslisz" :-)))))))))))))

wygląda jednak na nieomylnego Pana Rodzica;-)

Małgoś10-01-2005 20:24:29   [#174]

Gaba - święte słowa ;-)

zbyt często zdarza się, że szkoła (czyt. n-le) z detalami "znają" przyczyny rodzinne, osobiste, osobowościowe róznych zachowań ucznia w szkole, a jednoczesnie ... nie potrafią znaleźć sposobu by dzieciak polubił matematykę, zaczął prowadzić zeszyt lub przeczytał kilka lekturek i prawidłowo odmieniał przez przypadki

kiedyś na jakims szkoleniu usłyszałam o tym jak bardzo różni się w tym zakresie polska szkoła od szkół np. niemieckich- nasza za bardzo babrze się w syt. osobistej ucznia a za mało zajmuje się jego problemami w nauce

JACOL10-01-2005 20:27:28   [#175]

Cytat:

Romanie - naprawdę uważasz że Jacol czy ktokolwiek inny z nas ma uczyć rodziców być dobrymi rodzicami? Ma prawo i kwalifikacje?

(No i jestem ciekaw jak Jacol odpowie:-))

No to Jacol odpowiada:

Pedagog jest specjalistom od dziecka. Pomaga on dziecku i nie ma zgody na to by pomagał rozwiązywać problemy rodziców. Oni ich maja wiele. Jak chcą to niech sami szukają specjalistów.

No ale jest jedno ale. Pomagając dziecku, pomagamy też jego rodzicowi. Nie da się tego rozdzielić.

Tak więc pomoc rodzicowi jakiej możemy (specjaliści od dzieci) udzielać dotyczy wyłącznie dziecka. Więc pytanie jakie powinniśmy rozstrzygnąć brzmi - jak daleko powinniśmy pomagać dziecku. Czy powinniśmy zadbać o pozytywne relacje dziecka z jego rodzicami? Powtarzam: Cokolwiek robimy z rodzicem możemy to robić jedynie ze względu na dobro dziecka, a nie rodzica.

Jestem przekonany, że w szkolnictwie specjalnym, specjalista od dziecka powinien umieć wpływać na kształtowanie się prawidłowych relacji w domu dziecka niepełnosprawnego. Bez tego cała praca pedagoga specjalnego (zwłaszcza pracującego z głębiej) traci sens.

Ale rola rodzica w wychowaniu i terapii dziecka z uposledzeniem jest znacznie większa niż dziecka zdrowego. Więc nie wiem, czy to powinno leżęć w kompetencjach pedagogów w szkołach masowych. trochę wątpię.

A co do kwalifikacji, to czyż pedagog nie jest specjalistą od wychowania właśnie? W Polsce trudno wykazać od czego specjalistą jest pedagog tzn. co potrafi zrobić pedagog czego nie potrafi zrobić chętny i zdolny przeciętny śmiertenik...

JACOL10-01-2005 20:29:24   [#176]

cytat:

zbyt często zdarza się, że szkoła (czyt. n-le) z detalami "znają" przyczyny rodzinne, osobiste, osobowościowe róznych zachowań ucznia w szkole, a jednoczesnie ... nie potrafią znaleźć sposobu by dzieciak polubił matematykę, zaczął prowadzić zeszyt lub przeczytał kilka lekturek i prawidłowo odmieniał przez przypadki

święte słowa!!!!!!!!!!

Aby pomóc rodzicowi, najpierw trzeba mieć opanowany świetnie swój własy warsztat. A u nas z tym kiepsko :-(

RomanG10-01-2005 20:29:57   [#177]

Jak ma kwalifikacje, takt i rację, to przemyślę jego zdanie, a nie: przemyślę, czy ma kwalifikacje. Każdy ma prawo do swoich wniosków, tym bardziej w kwestii błędów, jakie on sam popełnia. Nie ma to nic wspólnego z przypisywaniem sobie prawa do nieomylności.

Jak mnie sobie zaszufladkowałeś, tak i w konsekwencji rozumiesz moje wypowiedzi.

Marek Pleśniar10-01-2005 20:45:21   [#178]

hmm.. może i romek masz rację z tym szufladkowaniem. Potem trudno często rozdzielić. Sami też dokładamy co nieco do zaszufladkowania nas,

Jesli zaszufladkowałem - serdecznie przepraszam. Trochę jednak gra tu język... naprawdę.

JACOL10-01-2005 20:47:29   [#179]

gaba wytłumacz mi dlaczego  polska szkoła jest niesłychanie wśibska i sie stale wtrąca

Gdzie tkwi błąd? Dlaczego nie umiemy zrobić szkoły, która się nie wtrąca, nie jest wścibska i nie jest plotkarska? Jak się robi taką szkołę?

Moim zdaniem to jest pytanie klasycznie metodyczne.

Jola10-01-2005 21:20:03   [#180]

Marek, pytasz [#171]: ...czy ktokolwiek (...) z nas ma uczyć rodziców być dobrymi rodzicami? Ma prawo i kwalifikacje?

Tu robię zdziwiona minę – a co z 
pedagogizacją  rodziców?


U mnie w ramach takowych zajęć jeden z rodziców (z własnej woli) zaprezentował pozostałym cytowany  tu „poradnik”
JAK  WYCHOWAĆ  RASOWYCH CHULIGANÓW
Jola10-01-2005 22:08:33   [#181]
http://www.vulcan.edu.pl/eid/archiwum/2001/03/pedagogizacja.html
Marek Pleśniar10-01-2005 22:13:17   [#182]

Jolu..

wsłuchaj się w brzmienie tej nazwy: "pedagogizacja" rodziców

Matko Święta:-)

Jola10-01-2005 22:16:55   [#183]
No ...nazwa, ale idea?
Marek Pleśniar10-01-2005 23:12:15   [#184]

hmm

a może.. rodzicyzacja nauczycieli???

Jola10-01-2005 23:18:23   [#185]

Wydziwiasz ;-)
Jest pedagogika, to dlaczego jej nie upowszechniać?

Gaba11-01-2005 00:01:05   [#186]

bo jestesmy (chyba!!!?) plotkarzami, jedna mała się pokłóciła z mamą (ta sprawa ze Sylwestrem), podała mamę za Sylwestra na policję... afera, jakich wiele... powiedzcie - a co to szkołę... rybka! Niech se dziewczyny, duża i mała pogadają ze sobą, niech im pomoże psycholog!

My mamy tylu fachowców, ja tego nie mówię abolutnie zlośliwie... - psychologów, rodzinnych, klinicznych... oni umieją konflikty załatwiać - super!

a ja mam wiedzieć i to i sio, i jaki był poród, a jaka jest sytuacja ekonomiczna - dziś nauczyciel to domorosły pracownik socjalny, psycholog-na-własną- rękę...

- wielu z nas jest niedyskretnych, potrafi tak chlapnąć aż...

 

W pewnej zaprzyjaźnione podstawówce, gdzie moja sprzątaczka ma dziecko:

- wychowawczyni do owej sprzątaczki (mamy) mówi publicznie - pani Irenko, cofamy pani dopłatę za obiad i inne zwolnienia, bo pani zataiła dochód. Irenka w szoku. Ponieważ Irenka jest kobitką konkretną ooleciała do pedagożki (super dziewczyna) i pyta się na jakiej podstawie profesjonalna przecież p. wychowawczyni tak z grubej rury...

- pani wychowawczyni posłuchała uwag sąsiadki Irenki (wywiad działa), jak to sobie Irenka, po 10 latach małzeństwa zamontowałą wreszcie ciepłą wodę w grudniu przed świętami i (!!!) kupiła pralkę (na raty), bo prała w rękach i po znajomych.

 

Ludzie, ja zamarłam - wiem, że ta kultura pszenno-buraczana to nie jest standard, ale... komuś się chyba miejsca z placu pokręciły.

Co to kogo obchodzi... - patrzę czy dziecko jest ubrane i czy czysto lub ciepłó, na tym się moja ingerencja kończy, a nie jak. Mnie to nie interesuje, że maluch z rodziny biednej je batonika, kupie mu i drugiego, kiedy stoimy razem w kolejce, ja za nim - a nie ryję się chamsko przed.

Owszem, bywam "okrutna", gdy mama w skórach i z komórkami żąda, z tupaniem nogi, by szkoła zapłaciła za wycieczkę lub PZU. Wtedy odmawiam grzecznie nie mamy takich funduszy - komentarze moje nikogo nie interesują. Po wyjściu rodzica, nauczyciela, kogokolwiek - nie ma żadnych komentarzy za plecami.

Co to kogo obchodzi... ludzie sami za siebie odpowiadają... a nie szkoła.

Takie stanowisko może miec i wychylenie w drugą - stronę - nic mnie to nie obchodzi, to nie moja sprawa, to pani sprawa, to pani musi, to... - tak tez nie powinno być, było że załatwialismy lekarza dla matki, ale to inna historia.

- szacunek do rodzica to jest przyznanie mu prawa, nie bawienie się wobec niego w hiperrodzica i nadmamę poduczającą, mędrkującą, strofującą. Doradzanie - może być, podpowiedzenia - jeżeli o to poprosi i kreowanie postawy: mam fachowca przed sobą - także.

Ale dyskrecja - przede wszystkim.

Czy tak jest w naszej szkole... - nie, niektórzy nie mogą tego pojąć. 

Rodzic ma prawo do pewnych spraw (powiedzmy sobie - do większości), jest autonomiczny, szkoła może się mieszać tylko wtedy, gdy jest łamane prawo - wtedy zapewne się dzieje krzywda dziecku.

JACOL11-01-2005 09:41:10   [#187]

gaba napisała:

- szacunek do rodzica to jest przyznanie mu prawa, nie bawienie się wobec niego w hiperrodzica i nadmamę poduczającą, mędrkującą, strofującą. Doradzanie - może być, podpowiedzenia - jeżeli o to poprosi i kreowanie postawy: mam fachowca przed sobą - także.

Odnoszę wrażenie, że jak byśmy chcieli, aby pedagodzy pomagali także rodzicom, to nic dobrego nie wyjdzie, bo sami nauczyciele nie są dobrze wychowani i jedynie co potrafia to wymądrzać się i wchodzić z butami w życie rodziców. Na Boga! Czyż nauczycielstwo nie stanowi elity narodu? Czyż nie promieniuje na społeczeństwo wzorem dobrych manier i dojrałością i równowagą emocjonalną? Jeśli sól straci swój smak to czymże ja posolić? Rozumiem, że nauczyciele niewiele moga bo sami potrzebuja pomocy... :-(

Marek Pleśniar11-01-2005 10:45:20   [#188]

Na Boga! Czyż nauczycielstwo nie stanowi elity narodu?

W imię Trójcy Przenajświętszej!! Zaprawdę powiadam Ci - nie ;-)\

 

==============

Własnie dlatego nas nie lubią i nie chcą słuchac. Im bardziej pouczamy. Albo uważamy się za elitę narodu;-)

Powiem inaczej. Ja osobiście, nauczycielem z zawodu i z praktyki będąc, nie pozwalam by mnie - rodzica ich ucznia -  pouczano w szkole w kwestiach wychowawczych.

Skoro nawet ja to wiem... To co dopiero nienauczyciele?

JACOL11-01-2005 10:56:02   [#189]

Marek, ja inaczej niż pouczanie widzę rolę elity... Elita nie poucza, ale daje przykład...

Co musiałoby się wydarzyć aby nauczyciele byli elitą? Czyż nie powinien być to zawód elitarny i wysokokwalifikowany?

Marek Pleśniar11-01-2005 11:10:27   [#190]

Co?

Musieliby być elitą;-)

Nie gadać o elicie, nie wołać na puszczy ale być nią. Za gadanie o elicie nas nie lubią.

Powinni ludzie sami uznać że nią jesteśmy. Szanować.

Jak im musimy tłumaczyć że jesteśmy eltą to znaczy że nia nie jesteśmy;-) Nadęcie i zadęcie kończy się śmiesznością.

Jak w poniższym kawale:

Kiedy po biesiadzie w kolegium lord Nuffield szykował się do wyjścia, służący podał mu kapelusz. Nuffield zachował się niegrzecznie.-
Czy to mój? - zapytał wyniośle.
- Tego nie wiem, milordzie - brzmiała replika - ale to ten, w którym pan przyszedł.

Adaa11-01-2005 11:35:37   [#191]

Nie gadać o elicie, nie wołać na puszczy ale być nią. Za gadanie o elicie nas nie lubią.

tak zwłaszcza ,że we współczesnej polskiej rzeczywistości słowo elita niezbyt dobrze sie kojarzy

to przeciez elity finansowe nie placą podatkow, elity polityczne  są skorumpowane, elity naukowe sa zbyt wąskie i biedne aby sie przebić...

a młoda polska inteligencja, czy tez elity intelektualne..no cóż pauperyzują się intelektualnie..rzeczy, rzeczy, rzeczy sie liczą...narty w Alpach..

i mówisz Jacolu,że elita nie poucza a daje przyklad?...nie daje jak widac a jednak zwie się elitą

słowo elita w naszym kraju strasznie straciło na wartości...

Jola11-01-2005 16:12:38   [#192]

...nie pozwalam by mnie - rodzica ich ucznia -  pouczano w szkole w kwestiach wychowawczych.


No to bierzesz kartkę z ocenami, czy tam co, żegnasz panią ozięble (lub nie) i wychodzisz.
Pozwól jednak innym rodzicom samym decydować, czy chcą posłuchać, jakie inni mają rady, np. na kłopoty wychowawcze.
Niektórym rodzicom jest to NAPRAWDĘ  potrzebne. I znam przypadki takich spotkań zorganizowanych bez nadęcia i zadęcia, za to z
dużym taktem pedagogicznym, w przyjaznej atmosferze. Dyskusje z rodzicami, którzy wyrażali swoje opinie, dzielili się własnymi spostrzeżeniami, czy wątpliwościami.

 Bo jest jeszcze, na szczęście, miejsce na zwykłą ludzką życzliwość i chęć pomocy.
A z drugiej strony wiara, że jeszcze nie jest za późno i ...pokora :-)
 No ale oczywiście nic na siłę!
JACOL11-01-2005 16:55:48   [#193]

Jola:

...nie pozwalam by mnie - rodzica ich ucznia -  pouczano w szkole w kwestiach wychowawczych

Zauważyłem, że jak sie mówi, że nauczyciele mieliby pomagać rodzicom to wszyscy myślą, że będzie to polegało na pouczaniu? Na prawdę nie można sobie wyobrazić pomagania rodzicowi bez pouczania i prawienia kazań?

Gaba11-01-2005 17:28:42   [#194]

1. mogę sobie wyobrazić sytuację bez pouczania.

2. Najczęściej jest to właśnie to okrone poucznietonem mentorskim...

RomanG11-01-2005 18:00:13   [#195]

Też mogę sobie wyobrazić pomaganie bez pouczania.

Można dyskutować mając przed oczyma ten negatywny stereotyp nauczyciela (rozpowszechniony też bardzo wśród nauczycieli), co to - każdy jeden bez wyjątku - nie umie, poucza i plotkuje.
Na szczęście wiele to nie ma wspólnego z rzeczywistością.

Gaba11-01-2005 19:08:12   [#196]
oj, Roman - nie wiem, czy mało, czy wiele - tyle, by się wziąc w garść i uczyć, jak trudne rzeczy mówić rodzicom i wypracowywać rozwiązania.
RomanG11-01-2005 19:11:56   [#197]
zgoda :-)

UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ][ 4 ]