Forum OSKKO - wątek

TEMAT: trudni rodzice - niech tam i ja;-)
strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ][ 4 ]
Majka09-01-2005 22:48:41   [#101]
:)))))))))))))))))))))))))
Kasia6609-01-2005 22:49:57   [#102]
Sprawa jest bardzo trudna i sięga gdzieś tam głęboko w rodzinę i panujące tam układy. To nie matka chce z nim byc na lekcjach, tylko on z nią. Nie da się tego zmienić jednym pociągnięciem. Pracujemy nad tym z badzo powolnym skutkiem- kilka razy on był bez niej w klasie przez pół godziny, ona siedziała za drzwiami. Tylko, że on nie spuszczał oka z zegara i świata nie widział... Ludzie, ten chłopak ma prawie 13 lat, to nie rozpieszczona dzidzia w młodszej klasy!
annah09-01-2005 22:53:00   [#103]

moja koleżanka wraz z mężem chodziła prawie rok z synem do szkoły i siedziała na lekcjach (gdy oni nie mogli to rodzina lub znajomi pod drzwiami klasy)

a dlaczego? bo młody nie cierpiał szkoły i uciekał na wagary

w której klasie? pierwszej podstawowej

teraz jest juz w 3 i chodzi normalnie

nie widzę nic złego w obecności rodziców na lekcji i jak widać ta metoda poskutkowała :)

RomanG09-01-2005 22:55:16   [#104]

Po co?

Po to, aby matka nie siedziała na lekcjach, bo raz - nie ma do tego kwalifikacji, a dwa - uniemożliwia nauczycielowi i innym uczniom nawiązanie z tym dzieckiem prawidłowego, niezafałszowanego rodzinnymi zawiłościami i osobowością matki kontaktu emocjonalnego oraz osobistych więzi - więzi bez pośredników.

Po to, aby umożliwić dziecku zaczerpnięcie oddechu od nadopiekuńczej matki, stworzyć mu jakąś enklawę prywatności, wychowywać do samodzielności, dać poczuć, kim jest i czego pragnie.

Samo czego pragnie.

Janusz Pawłowski09-01-2005 23:01:22   [#105]
Matki, to ogólnie rzecz biorąc szkodniki - gdyby nie one, to by człowiek raz-dwa samodzielności się nauczył. ;-)))
zgredek09-01-2005 23:01:50   [#106]
no to se napiszę też:

bo ja też taka toksyczna chyba chciałam być:

mój młodszy syn nie lubił (zresztą do dzisiaj uważa, że szkoła ogranicza jego wolność - 5 klasa SP), szkoły od... przedszkola (ale to może skażenie matczyne)

ale jakoś do pierwszej klasy poszedł - i nawet chodził do szkoły - ale po pół roku bolibrzucha codziennego doszliśmy (z małżonkiem - coby nie było, na mnie) do wniosku, że coś z tym trzeba zrobić

dziecko zdolne - to może jakby chodził do klasy z przyjacielem-kuzynem, to może lepiej będzie

tylko ta klasa to - rok wyżej

trzeba było przejść przez badania poradniowe - od psychologicznych zaczęliśmy:

Pani, bardzo miła, powiedziała dziecku co chce z nim zrobić - mamusi oczywiście też - później powiedziała, że mamusia poczeka na korytarzu, a ona sobie z dzieckiem testy przeprowadzi

usiadłam grzecznie na korytarzu i czekam

po 15 minutach Pani wychodzi i mówi, że niestety nie może nawiązać kontaktu z synem, bo on... nic nie mówi, tylko patrzy w podłogę

znając swe dziecko, mówię Pani, że może ja sobie gdzieś przycupnę z boczku, bo on będzie się wtedy pewniej czuł, a Pani może go testować

Pani powiedziała, że absolutnie to nie jest możliwe - bo oni nie przewidują takiej sytuacji, żeby matka była obecna w trakcie badań psychologicznych, bo to wypacza wyniki badania

---------------

no cóż - ubraliśmy się i poszliśmy w siną dal...

a bolibrzuch został...

od czasu do czasu - leczymy biegunkę domowymi sposobami;-)

------------------

adaa - nie komentuj, bardzo Cię proszę;-)
Adaa09-01-2005 23:04:38   [#107]

Roman

nie wszystkie matki są nadopiekuńcze...sa tez madre matki i one najlepiej wiedzą co w danym momencie potrzebne jest ich dziecku

13-letni dzieciak nigdy (gdy nie ma takiej potrzeby) nie da sie mamusi zdominować

a jesli ma taka potrzebe, daje mu to poczucie bezpieczeństwa ,to nie trzeba im tego zabraniać

a gadanie o kwalifikacjach matki do siedzenia na lekcjach...no cóż, temat rzeka

a kwalifikacje do bycia matką, taka bez kwalifikacji do siedzenie na lekcjach ,to ma?

Adaa09-01-2005 23:06:45   [#108]

zgredku...

tu akurat nie mam potrzeby..

sama miałam/mam bolibrzuchy...starsze podrosły..młodsze są:-)))

zgredek09-01-2005 23:07:49   [#109]
:-)
Rycho09-01-2005 23:08:30   [#110]

no właśnie

te mamy... (tatusiowie zresztą też :-))
jedne nadopiekuńcze, inne może za wcześnie tą pępowinę odcięły...
 
jedne usprawiedliwią każde zachowanie swojego dziecka, zrobią awanturę, że się mu uwagę zwraca, itp ... inne podejdą do problemu rzeczowo...
 
Mam w szkole taki przypadek. Pamiętasz Marek, widziałeś  jak byłeś u mnie w szkole.
Chłopak już w czwartej klasie zaczął wagarować. Żadna tam fobia szkolna. Znalazł sobie kumpli starszych i sobie chodzili poza szkołę. Matka zaczęła go odprowadzać do szkoły i sobie szła do domu. A on jak tylko mu zniknęła z oczu, robił wszystko, by zniknąć ze szkoły, jak mu się nie udało, bo pilnowały panie by go nie wypuścić, to po prostu rozrabiał. Uzyskał promocję do klasy V, ale z jakimi wynikami, można sobie wyobrazić. 
 
Zaczęła się kl. V i zaczęło się to samo. W końcu po dwóch miesiącach przyszła matka z propozycją. Otóż zadeklarowała, że będzie chodzić z chłopakiem do szkoły. Codziennie i na każdą lekcję. Nie pracuje więc może. Rodzice z klasy i nauczyciele się zgodzili. Od tego czasu jest wtej klasie dodatkowa "uczennica" i chłopak jest na każdej lekcji. No chyba , że rzeczywiście jest chory. Dzieciaki w klasie barzdo szybko przyzwyczaiły się do sytuacji, zresztą z tym wogóle nie było problemu. Chłopak skończył klasę V z 3 i 4. Teraz jest w klasie VI i nadal chodzi do szkoły z obstawą. Ostatnio chwalił mi się jak dobrze mu poszło na konkursie recytatorskim, do którego sam się zgłosił. Wszystko więc wskazuje na to, że chłopak skończy szkołę podstawowa bez problemu.
 
Co będzie dalej... nie wiem. Ale znając determinację Jego mamy...
RomanG09-01-2005 23:09:00   [#111]

Do bycia matką to ma, bo to o jej własne dziecko chodzi.

W klasie jest tych dzieci więcej, w tym tylko jedno jej własne. Dzieci mają się w szkole uczyć i czuć jak u siebie, a nie być obserwowane przez każdego, komu się tylko zamarzy.

Małgoś09-01-2005 23:09:13   [#112]

Romani,  czepiasz się ;-)

A przeciez nie tak dawno jeszcze to n-l przychodził do domu dzieci uczyć (w postaci różnej maści guwernantek i bon, które przeciez na oczach całej rodziny ten kaganek oświaty niosły pod strzechy polskich dworków),

 bywało ze i matuś w świat literek i liczb mozolnie dzieci swe wprowadzała

a że teraz sobie przycupnie za synusiem w kąciku...komu to przeszkadza, przecież Kasia pisze, że nawet i pomoże czasem

to taka dawna tradycja - czasem się ujawnia w formie ...atawizmu edukacyjnego

Janusz Pawłowski09-01-2005 23:09:16   [#113]

Adaa

skomentuj, bo ja doszedłem do:
"ale po pół roku bolibrzucha codziennego doszliśmy z małżonkiem"
i dalej już nie czytałem, bo się zawstydziłem. ;-)))

PS. Zgredku - Twój tekst OK jest.

Adaa09-01-2005 23:10:30   [#114]

Ty mnie Janusz nie podpuszczaj:-)))))

bo wiesz...ja mam niska kulture dyskusji:-)
zgredek09-01-2005 23:12:19   [#115]
no ja też, gdy przeczytałam, co napisałam;-)
Adaa09-01-2005 23:13:28   [#116]

i jeszce o nadopiekuńczości;-)

nieprawda jest ,że nadopiekuńcza mama wychowa pierdołę;-)

mialam taka mamę..codziennie z Patryczkiem do szkoły bo niesmiały i krzywde mu zrobia jeszcze..tak ze cztery lata...a teraz?..chłopak ma 14 lat i leje wszystkich  co go zaczepią az miło:-)))

(tak kontrowersyjne dość i mało eleganckie)

;-)

RomanG09-01-2005 23:14:04   [#117]

Małgoś, dzisiaj też może nauczyciel do domu przychodzić. Jest potrzeba, załatwić NI i po sprawie.

Ale cudze dzieci obserwować to jakby co innego.

Małgoś09-01-2005 23:15:06   [#118]
Romanie, dotykać cudzych to nie wolno, ale patrzeć..? jeszcze można ;-)
RomanG09-01-2005 23:16:27   [#119]
Nadopiekuńcza matka wychowa pierdołę albo balladowego Januszka. Lepsza grypa czy koklusz?
Adaa09-01-2005 23:18:31   [#120]

a cos posredniego wymyslisz?

i doczytaj...leje jak go zaczepią...sam nie zaczepia:-)
RomanG09-01-2005 23:20:11   [#121]

Dla mnie dobra lekcja jest swego rodzaju misterium dla uczniów. Nawet wizytator to smutna konieczność, bo zaburza proces.

Rodzice? Co to, to nie - chyba że raz do roku na lekcji pokazowej, która ma na celu pokaz właśnie. Inne lekcje mają inne cele.

Małgoś09-01-2005 23:20:17   [#122]

a wiadomo kiedy to jest juz NAD? ;-)

bo Kasia napisała, że akurat ta mama wcale nie chce, ale musi, bo syn nie daje rady zmierzyć się z rozstaniem na godzinę

więc ona chyba nie jest wcale taka NAD

raczej robi, co musi, żeby było jak najlepiej (w kwestii obowiązku szkolnego)

Janusz Pawłowski09-01-2005 23:21:10   [#123]
Januszek ... e ... to spoko. ;-)))
RomanG09-01-2005 23:21:45   [#124]
Sam nie zaczepia, to i dobrze. Możeś dobrze wspomogła wychowawczą rolę rodziny... ;-)
Adaa09-01-2005 23:22:53   [#125]

o kurna...!!

teraz se pomyslałam..ech..moze to nie spoko?:-))))
Adaa09-01-2005 23:24:12   [#126]

znaczy..Januszek:-))))

nie spoko..o nie!
Rycho09-01-2005 23:24:43   [#127]
z takich a nie innych realacji pomiędzy matką i dzieckie wynikają konsekwencje w relacjach obydwojga ze szkołą
 
Sądzisz Roman, ze w opisanym przeze mnie przypadku to nadopiekuńczość?
A nawt jeśli jak tu opisywano tak jest, to czy nie jest lepiej w interesie dziecka dopuścić do takich zjawisk?
 
I nie może sobie taka matka obserwować cudzych dzieci za zgodą ich rodziców?
zgredek09-01-2005 23:27:32   [#128]
Roman - to nie tak

od zwsze oburzasz się na obecność postronnych osób na lekcji

tłumaczysz to prawem innych dzieci do... prawa

czy naprawdę myslisz, że ta matka idzie na lekcję po to, żeby obserwować innych uczniów?
RomanG09-01-2005 23:30:30   [#129]
Rycho, u Ciebie to ja nie rozumiem, czemu ona musi wchodzić na lekcje. Jakiś stolik jej pod oknem postawić, na stolik kwiatka, czajnik, herbatkę sobie zrobi, prasę kobiecą poczyta, a po dzwonku na przerwę syna z rąk nauczyciela odbierze i przypilnuje, coby na następną lekcję trafił.
Adaa09-01-2005 23:34:19   [#130]

druty Romanie...robótki na drutach

a co bys jeszcze robił gdybys był matką, kobietą...bo to co napisałes nie wyczerpuje intelektu kobiet?..hm?
Rycho09-01-2005 23:37:20   [#131]
widzisz Roman ona pomaga mu sie skoncentrować na tzw meritum ...
RomanG09-01-2005 23:39:42   [#132]
Książkę może też pisać, uczyć się języka, układać szarady lub krzyżówki do czasopism...
Janusz Pawłowski09-01-2005 23:40:49   [#133]
No właśnie Rycho - wkopałeś się!
Mnie fajki i flaszka zawsze pomagały - i nauczyciele czegoś nie pozwalali! ;-)))
Rycho09-01-2005 23:42:26   [#134]
poza tym, jak sama mówi, ona też się wiele uczy. Np nauczyła sie niemieckiego :-)
Janusz Pawłowski09-01-2005 23:42:26   [#135]

A!

I głośna muzyka!
RomanG09-01-2005 23:43:26   [#136]
Rycho, jeżeli nauczyciel prowadzący lekcję ocenia, że daje to naprawdę dobre efekty, a matka zachowuje się de facto jak nauczyciel wspomagający, jeżeli umiecie to innym rodzicom wytłumaczyć...
zgredek09-01-2005 23:44:32   [#137]
Janusz - nie wierzę

nie jest możliwe, żeby to Ci pomagało

to nie w Twoim stylu jest

tak sobie tylko myślę
annah09-01-2005 23:44:57   [#138]
o, Roman zmiekł ;)
Janusz Pawłowski09-01-2005 23:45:33   [#139]

Zgredku - dziś nie

ale jak byłem Januszkiem, to i owszem. ;-)))
Rycho09-01-2005 23:46:20   [#140]

no tak Janusz

ale Ty przerabiałeś... jak sie to nazywa?
 
balladę???
 
to rozumiem, że fajki i flaszka zawsze pomagały ;-)
a nauczyciele? a co mieli robić?
JACOL09-01-2005 23:48:15   [#141]

Ale, macie jakieś pomusły na matki nadopiekuńcze (ogólnie w oderwaniu od jakiegokolwiek przypadku) czy nie? Czy według was w  kompetencjiach nauczyciela leży wpływanie na relację ucznia i jego rodzica? Jak to robić?

Małgoś09-01-2005 23:49:43   [#142]
zaadoptować ;-)
RomanG09-01-2005 23:49:59   [#143]
W kompetencjach leży moim zdaniem.
Janusz Pawłowski09-01-2005 23:51:28   [#144]

Ha!

Tylko ja mam jak widać! ;-)))

Małgoś09-01-2005 23:54:47   [#145]

a na jakiej podstawie n-l miałby mieszać cokolwiek w relacjach dziecko-rodzic?

a moze to jest tak,że nadopiekuńczość matki wynika ze specyficznych potrzeb dziecka...?

 i jesli wejdzie w to słoń jak w skład porcelany?

nie wymagajmy od siebie profesjonalizmu we wszystkim co dotyczy człowieka - w etyce, medycynie, psychiatrii, psychologii, tresurze zwierząt, resocjalizacji, seksuologii, leczeniu narkomanii i alkoholizmu, andropedagogice, ratownictwie wysokogórskim itd itp

Rycho09-01-2005 23:58:21   [#146]

;-)

no masz, nie da się ukryć ;-)
 
 
w końcu Janusz jesteś, nie? ;-)
RomanG09-01-2005 23:58:47   [#147]

Jak ojciec tłucze kablem, to może też wynika ze specyficznych potrzeb dziecka...

Czasem z boku widać, że rodzice popełniają błędy. Nie trzeba być nawet ratownikiem wysokogórskim. Człowiekiem wystarczy.

Rycho10-01-2005 00:01:43   [#148]

Małgoś

w tym wayliczaniu by się jeszcze przydała andragogika ;-)
Małgoś10-01-2005 00:05:29   [#149]
Romanie, toż to retoryka czysta - od nadopiekuńczości do bicia kablem droga daleka - przez morza  i góry róznych emocji
Janusz Pawłowski10-01-2005 00:05:36   [#150]

Hm ... posługując się przykładem Romana muszę stwierdzić, że do tego, aby ratować człowieka, który obsunął się z Orlej Perci i zawisnął na półce skalnej z podejrzeniem skręconego kręgosłupa - trzeba ratownika górskiego.

Turysta, nawet wytrawny - może narobić więcej szkód niż korzyści - sam się przy okazji zabijając.

Więc ... za Małgoś - nie przypisujmy sobie ról, do których nie jesteśmy przygotowani.

strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ][ 4 ]