Forum OSKKO - wątek

TEMAT: uderzyć ucznia?
strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ][ 4 ]
amrek01-10-2004 10:49:48   [#101]

po pierwsze...

Hm, przyznaję, że definicja zbiła mnie z pantałyku...

Bo widzimy właściciela knajpy, który miał strzelbę i nie zawahał się jej użyć;). Palnięcie z niej nie da się zinterpretować inaczej niż jako  "zachowanie polegające na  nieprzestrzeganiu praw, swobody drugiego człowieka". Czy się da, tylko ja przeoczyłam możliwość? Czy wymierzając w młodzika broń, ograniczamy mu swobodę? Sąd nie odebrał mu praw obywatelskich, a zresztą, o ile mi wiadomo, dziś wyzucie z praw, wyrzucenie poza społeczność, też nie daje pozostałym prawa, by bić ani zabić.  
Broń jednoznacznie wskazuje na przemoc, czyli kolejny element definicji (wskutek stosowania siły psychicznej i fizycznej) - przylega jak ulał.
"Szkód psychicznych i fizycznych" też nie brak. Jak się umiera, to szkoda;)

W grupie, której lider mówi: "potępiam paskudną i niedopuszczalną agresję" użycie broni narusza jaskrawie reguły w niej obowiązujące...Czy nie?

Jeśli się niczym nie uzupełni manifestu, żeby zapobiec obrastaniu miarek zielskiem, bo inaczej jasności by nie było;), to albo definicja niczego nowego, poza nagłym zmętnieniem, nie wnosi - i właściciel knajpy w jej świetle musi być agresorem, albo ja nie dostrzegłam istotnego jakiegoś elementu, który sprawia, że po zacytowaniu zawieszasz spokojnie, Małgoś, definicję na kołku, bo oceniasz, że nie pasuje. (Jak nie pasuje, skoro pasuje? Co nie pasuje? - zgłupiałam całkiem.) 

Toretycznie w istocie w każdej grupie z certyfikatem normalności;) - poza takimi, które rozpoznaje się fachowo z katedry jako "przestępcze" lub ogólniej "patologiczne" - rozwiązywanie problemów parasolem, ręką, nogą czy dubeltówką powinno być źle widziane.

amrek01-10-2004 11:30:18   [#102]

po drugie...

Boy - Żeleński - który skończył medycynę - opowiadał o pracy w szpitalu chorób dziecięcych. Pielęgniarkami były siostry zakonne. Opiekowały się dziećmi jak anioły, z cierpliwością i sumiennością osób absolutnie skoncentrowanych na jednym zadaniu, czego nie zawsze można było oczekiwać od opiekunek w cywilu;), które rozpraszały w obowiązkach domy, rodziny, wszelkie prywatności. Zakonnice widzieli więc lekarze jako niezastąpione.

Jeden tylko kłopot spędzał sen z powiek ordynatorowi. Otóż siostrzyczki, które uważały, że Bóg i tak sam wie, kogo zabrać i człowiekowi nic do tego, nie przestrzegały zupełnie zasad higieny szpitalnej. Swobodnie, nie zmieniając habitów, bez fartuchów, poruszały się po odziale zakaźnym, a stamtąd w tym samym stroju szły na inne oddziały i w ten sposób rozwlekały choroby.

Ordynator nie chciał stracić tak rzetelnych pracowników, więc prosił, tłumaczył, błagał, wyjaśniał, klarował, perswadował konieczność zachowania zasad antyseptyki.

Któregoś razu, gdy zaraza opanowała niemal cały szpital kosząc dzieci, które inaczej by żyły, bo znalazły się tam z lżejszych przyczyn, ordynator nie wytrzymał i popędził z furkotem kitla do siostry przełożonej. Ostro, rzeczowo, wściekle  (agresor) nakazywał, by zakonnice zastosowały się do powszechnie obowiązujących przepisów. Przełożona, spokojna jak sadzawka, objaśniała wzburzonemu lekarzowi, że Bóg sam wie...i to jego wyroki, a nie żadne tam fartuchy, itd.  Profesor w bezsilności zakrzyknął: - Jeśli siostra nie zmieni zdania, to mnie tu na miejscu zaraz szlag trafi!! Zakonnica spojrzała na ordynatora niewzruszona i odparowała ze słodyczą: - To będzie inny pan doktor...:)

O jedno sporu być może, Małgoś...to jasne, że kluczem jest wybór opcji:)

No dobrze, czas poprackać...
Świetlistego dnia wszystkim

Małgoś01-10-2004 11:32:51   [#103]

Amrek ...?

dlaczego czytasz wybiórczo....?

przeciez def. jest jasna i adekwatna do moich wynurzeń na temat agresji
w swoim wywodzie pozornie logicznym zapomniałaś o rzeczy najważniejszej .... przypadkiem?
raczej dlatego, żeby upierac się przy czyjeś nielogiczności - tak sadzę

zapomniałaś o  warunku "naruszenia  reguł obowiązujących w danej grupie społecznej"

Obrona konieczna w celu ocalenia zycia czy zdrowia nie narusza tych reguł (gdyż nawet prawo zwalnia z odpowiedzialności za skutki obrony) - nie jest więc agresją w rozumieniu tej definicji

A tak w ogóle, to przyznam się, że nie wiem o co Ci własiwie chodzi :-)
Janusz Pawłowski01-10-2004 11:38:58   [#104]
O! I właściwie ostatnie zdanie wyjaśnia cały problem.
amrek01-10-2004 13:26:12   [#105]

o jeżżu kolczaty, Małgoś, no to klapa:(...

Poprzednio, po definicji, która miała rozstrzygnąć raz na zawsze problem, a zaćmiła logikę tego, co przekazujesz, zgłupiałam całkiem w kwestii ujmowania przez Ciebie agresji i odnoszenia pojęcia do konkretnej rzeczywistości.

Teraz wypadałoby przestać ufać oczom:( Jak to wybiórczo? Jak to zapomniałam? A do której części definicji odnosi się fragment postu sto pierwszego, jak nie do tej właśnie?

W grupie, której lider mówi: "potępiam paskudną i niedopuszczalną agresję" użycie broni narusza jaskrawie reguły w niej obowiązujące...Czy nie?

Analizuję naprawdę z uważnością to, co mówisz...

I nie usłyszałam jednoznacznej odpowiedzi, czy użycie broni narusza reguły obowiązujące w takiej właśnie grupie społecznej...Tak czy nie? Jeśli "tak" bez wahania, to czyn właściciela knajpy jest agresją. A Ty ją potępiasz. Czyli potępiasz coś, czego ostatecznie, jak wynika z Twoich dalszych wywodów - nie potępiasz...bo...obrona nie narusza...A to się tak nie da, sorry, potępiać i nie potępiać jednocześnie.

A chodzi mi o to, o co zazwyczaj chodzi w rozmowie wyzbytej ciemnych intencji, czyli o przyswojenie lub nieprzyjęcie punktu widzenia innego człowieka.

Gdybym nie wykryła niespójności w Twoim poglądzie, musiałabym się z nim zgodzić - bo tak przewidują zasady dyskusji...Dlatego dociekliwa ze mnie wiedźma...

Co zabawne, powinnam wówczas przystać na sztywność postawy, którą niegdyś porzuciłam, jakieś dziesięć lat temu, czyli wrócić do własnych początków...Interesuje mnie zwyczajnie, w jaki sposób kto inny argumentuje wytrwanie przy poglądzie, który mnie z czasem wydał się bezużyteczny.

Bo być może rezygnując z głoszenia bezkompromisowości jako modelu, który nie wytrzymuje prób życia, nie zauważam, że popełniam błąd;)?

amrek01-10-2004 13:31:16   [#106]

ps

a w sto drugim miało być oczywiście na końcu: o jedno sporu być nie może. Chyba ta pomyłka unieczytelniła tekst. (wybacz, Marku;), ale to przypisek)
Małgoś01-10-2004 15:18:47   [#107]
Czy jest coś nielogicznego w tym ciągu sformułowań:

1) Potępiam agresję

2) DEFINICJA AGRESJI
   Zachowanie polegające na  nieprzestrzeganiu praw,  swobody drugiego człowieka, wskutek stosowania siły  psychicznej i fizycznej.  Efektem są szkody psychiczne i  fizyczne oraz naruszenie  reguł obowiązujących w danej grupie społecznej.

3) Obrona konieczna w celu ocalenia zycia czy zdrowia nie narusza tych reguł (gdyż nawet prawo zwalnia z odpowiedzialności za skutki obrony) - nie jest więc agresją w rozumieniu tej definicji

4) Nie potepiam obrony koniecznej (w celu ochrony zycia lub zdrowia) ...bo według mnie nie jest to agresja.

jeśli dla Ciebie Amrek jest to wywód nielogiczny, to znaczy, że ...uczono nas różnych logik (moja pochodzi od Arystotelesa):

Jeśli potępiam agresję, która jest (def nr 2), a obrona konieczna  nie jest agresją, to nie potępiam obrony koniecznej

Oczywiście ta implikacja byłaby również prawdziwa, gdybym nie potępiała agresji ;-)

PS.Jednoczesnie uprzedzając argumenty - oświadczam, że według mnie pani nauczycielka nie stosowała obrony koniecznej, a jedynie nie wyhamowała swojej agresji
Maelka01-10-2004 15:25:44   [#108]

Mam wrażenie...

...że pomimo całego, niezwykle interesującego kształtu, dyskusja coraz bardziej oddala się od sedna, a zamienia się w (mam nadzieję, że przypadkowe) zapędzanie Małgoś do narożnika, sprowokowania i wykazania, że wreszcie wystąpi przeciw głoszonym zasadom i siarczyście przeklnie.

Bo ja bym przeklęła.

:-(

Bo gdybym była pracownikiem Małgoś - pewnie zwolniłaby mnie już dawno.

:-(

Bo czytając tę dyskusję zastanawiam się, gdzie kończy się stanowczość, a gdzie zaczyna agresja.

Jeśli skłaniam ucznia do podniesienia rzuconego papierka to stanowczość, czy już dowód nieudolności wychowawczej? Jeśli stanowczo nie zezwalam na żucie gumy na lekcjach, trzaskanie drzwiami, korzystanie z telefonów, uzywania słow wulgarnych, obmacywania dziewcząt...

I nie osiągam tego tylko przy pomocy prośby. Czasami musiała być to prośba kategoryczna, po której długo w nocy spać nie mogłam. Dzięki temu ustaliliśmy reguły, których ani oni, ani ja nie przekraczamy. W tej chwili nie muszę tłumaczyć, dlaczego wymagam obuwia zastępczego, dlaczego w czasie klasówki się nie ściąga, nawet jeśli (chwilowo) nie ma mnie w klasie.

Oprócz próśb kategorycznych były też rozmowy, wspólne imprezy, moja pomoc w rozwiązywaniu ich problemów daleko wykraczająca poza obowiązki nauczycielskie.

Ale stanowczość i konsekwencja przede wszystkim.

Daleko nam do idylli. Dzieci nadal próbują, czy przypadkiem nie zmieniły się zasady.

Dziewczyna uderzyła człowieka, przekroczył normy społeczne. Nie usprawiedliwia jej to (choć gdyby była osobą cywilną, zaatakowaną w ten sam sposób na ulicy pewnie każdy sąd by ją uniewinnił), ale wiele tłumaczy.

A z drugiej strony nie chciałabym, aby mój, choćby najbardziej chuligański syn, był uderzony przez nauczyciela. Wolałabym sama sprowadzić go na dobrą drogę.

Jak wcześniej powiedziałam - poglądy Małgoś w sprawie agresji burzą mój błogostan, aczkolwiek nie mogę zgodzić się z nimi w stu procentach.

Nawet jeśli Małgoś nie ma racji, sprowokowała mnie do refleksji. I w zupełności mi to wystarcza...

RomanG01-10-2004 15:36:01   [#109]

Maelka :-)

Fajnie, że coraz częściej wychodzisz z piaskownicy na inne wątki :-)
Maelka01-10-2004 15:38:37   [#110]

Roman :-))

Nie podpuszczaj mnie, bom próżna...

;-)

Maelka01-10-2004 15:52:34   [#111]

A Piaskownica

jest cudownym miejscem! Nigdy jej nie opuszczę!

:-))

RomanG01-10-2004 16:02:28   [#112]
Wlazłem tam na chwilę, pierwszy raz od długiego czasu...

I - Matko Boska! Ale tam się namrowiło postów!

:-))
Małgoś01-10-2004 16:19:29   [#113]

Maelko :-)

alez prosba kategoryczna to jak najbardziej ...udolnośc wychowacza i to bez cienia agresji
amrek01-10-2004 17:28:14   [#114]

zostawiam nogawkę...;)

1. Czyn właściciela knajpy spełnia wszystkie warunki definicji. Dwa pierwsze spełnia bezspornie i - choćbyś tego nie chciała dostrzec - trzeci też, bo użycie broni zawsze jest sprzeczne z podstawowymi, nadrzędnymi regułami współżycia społecznego (nie zabijaj - żąda tak religia, jak etyka).

ergo

2. Skoro wszystkie warunki wymienione w definicji zostały spełnione, to w rozumieniu podanej definicji użycie broni, nawet w obronie koniecznej, jest agresją - tylko, że prawo czyni wyjątek i zwalnia agresora od odpowiedzialności. 

ergo

3. Z tego zwolnienia człowieka w majestacie prawa od odpowiedzialności wynika jasno wniosek, że istnieją wyjątki, w których prawo (nawet prawo, jak podkreślasz;) ), dopuszcza nieponoszenie konsekwencji czynów, więc dopuszcza czyny i je usprawiedliwia z powodu wyższej konieczności, co nie znaczy, że je pochwala, ale z pewnością nie znaczy, że je potępia.
ergo
ze wszystkich powyższych wynika, że

4. Agresja bywa społecznie dopuszczalna

5. Ty przystajesz na takie jej formy, które Ci nakazuje bezwzględnie dopuszczać prawo, a zatem na takie, o których sama nie decydujesz. Dla wygody nie nazywasz ich agresją. To pozwala sformułować już bezpiecznie kategoryczny sąd o braku miejsca dla jakiejkolwiek agresji w życiu społecznym.

Tutaj Arystoteles jest mi właśnie sprzymierzeńcem, a nie figurą, co miesza mi szyki. I jego logikę widziałabym chętnie w rozumowaniu, za którym podążam. Howgh;)

A post scriptum...Też nie wydaje mi się, by nauczycielka klepała w obronie koniecznej niedorostka;) (choć Golding świetnie opisał, jak wstyd zabija - w pierwszej części "Rytuałów morza").

Bez poczucia straty jednak nie będę się bawić w relatywizowanie pojęcia obrony koniecznej, skoro naukowa definicja ogranicza jej wymiar, bo gdybym zaczęła parszywie rozmiękczać;) nie odeszłybyśmy od kompów, Małgoś.

Dlaczego jak rottweiler nogawki uczepiłam się wątku i nie odpuszczam? Pewnie też, oprócz innych powodów, dlatego, że poruszyło mnie aż tak ogniste potępienie. Potępienie według stałej, nie weryfikowanej nigdy, taryfy, potrafi bowiem stłamsić niejedno życie...i wydaje mi się piekielnie dołujące w nadmiarze...

Bo dla ordynatora fakt, że będzie "inny pan doktor" to mała pociecha, zwłaszcza jeśli zakonnice nawet po jego trupie nadal nie zechcą nosić fartuchów;)

A z Twojego poglądu płynie nadmiar...żelazne stosowanie przedstawionych przez Ciebie norm w rzeczywistości, pustoszyłoby życie. Na szczęście nikt długo żelastwa nie uniesie, a manifesty na świeżym powietrzu nieco bledną:) Nie wierzę, abyś była tak żelazną damą w każdej sytuacji, Małgoś.  

Ten wątek słabo nadaje się w gruncie rzeczy na forum, ponieważ jest bezbrzeżny. Dałoby się znaleźć w nim pęczek tematów, choćby, pierwsze z brzegu:

A) Prawo do popełniania błędu. Sankcje za błąd.

B)Szkoła jako firma - ok, ale czy rzeczywiście identyczna z firmą produkującą chodliwe, czy ja wiem co?, żyrafy z drewna? Czy utożsamienie w całości instytucji oświatowo - wychowawczej z przedsiębiorstwem żyraf z drewna i stosowanie bez korekcji tych samych reguł w obydwu firmach jest słuszne, czy przeraża radykalizmem?

C)Potępienie. Współczucie. Czy można jednocześnie współczuć i potępiać? Czy znowu należałoby zacząć od definicji;)?

D)Ograniczanie typów ludzko nauczycielskich;) obecnych w szkole do określonych rozdzielnikiem, wynikiem drobiazgowego, a przez to zamkniętego, testu psychologa lub regułami rynkowymi.
itd. itd...

Międlenie ich wyczerpałoby nas, Małgoś, z kretesem;), a ja chcę iść z psem na spacer:)

I zmykam:), bo czuję się znużonym materiałem:) 

Maelko, a dlaczego byś przeklęła? To było niezmiernie ciekawe, a ja na ciekawe nie złorzeczę:) Kozie rogi nie były moim celem...Małgoś cierpliwą kobietą jest i dociekliwość, jak widać, zniosła bez szwanku (czyt. bez agresji;)

Miłego weekendu

Maelka01-10-2004 17:49:01   [#115]

Agnieszko :-)

Ja też nie złorzeczyłabym!

Miłego spaceru!

:-)

Vincia01-10-2004 18:17:59   [#116]

;)

Małe pytanko. Czy Wy dzisiaj w ogóle byliście w pracy ? Jak to możliwe, że możecie cały dzień dyskutować ? No chyba że właśnie w pracy ...
Maelka01-10-2004 18:30:02   [#117]

Byłam...

... w pracy od 7:45 do 13:15 (+ 45 minut ponad plan).

Praca to praca, a forum to forum. Nie odzywam się  ze szkoły, bo w tym roku nie mam okienek. Ale piątkowy obiadek z nosem przy monitorze - owszem.

Przepraszam...

;-)

Marek Pleśniar01-10-2004 20:12:38   [#118]

robiłem kiedyś w szkole z dziećmi chodliwe żyrafy z drewna!

służyły kształceniu przyszłych absolwentów przedszkola publicznego w sztuce wiązania sznurowadeł;-)

Gaba01-10-2004 20:14:21   [#119]

Dlaczego jak rottweiler nogawki uczepiłam się wątku...

- a dlaczego rottweiler?

grażka01-10-2004 20:14:54   [#120]
Jakiś wzór do obejrzenia może? Jestem zainteresowana :)
zgredek01-10-2004 20:16:46   [#121]
o tej żyrafie piszesz grażka?

też mnie zainteresowało;-)
Marek Pleśniar01-10-2004 20:16:48   [#122]
mamy tu już protest mój - producenta zyraf oraz gaby - co ma w domu rotwajlera;-))
Janusz Pawłowski01-10-2004 20:17:53   [#123]

Proponuję więc kolejną erratę:

Jest: "Dlaczego jak rottweiler nogawki uczepiłam się wątku...".
Ma być: "Dlaczego jak gaba rottweilera uczepiłam się wątku...". ;-))
Basia D01-10-2004 20:26:15   [#124]
niesmaczne:-(
Gaba01-10-2004 20:30:44   [#125]

 

gaba jest już niesmaczna, fakt, po trzeciej przecenie!

amrek01-10-2004 21:10:08   [#126]

:)

Marku, wprawdzie żyrafy wszystko miały na sprzedaż i były drewniane, co niekoniecznie musi się podobać;) ale nie były agresywne (mimo, że im uzdy ze sznurowadeł zakładały paskudne przedszkolaki). Żyrafy są więc ok,Tobie chwała:), a żyrafy - przechodnie;) - dla mistrzów rozwiązywania...

Oświadczam, że

nie potępiam sznurowadeł, choć są nieobliczalne

i

niejeden przedszkolak przez nie płakał

gaba:) A dlaczego nie? Sam przylazł, to wzięłam;) Mam wilczura, ale ten nogawki nie chciał. Jeśli obraziłam rotweilery, to stukrotnie przepraszam i jestem gotowa ponieść konsekwencje:)

Januszu:)

amrek01-10-2004 21:20:42   [#127]

Maelko:)

:)
Małgoś01-10-2004 21:40:36   [#128]

Amrek ;-)

a pies czkał na teorię!  ;-)

ja Ci to wyłożę praktycznie:

Wczoraj rosły gimnazjalista zabawiał sie głupio chłopcem z SP. Złapał go wpól i wywijał jak przedmiotem.Maluch buciorami uderzył w twarz innemu malcowi, temu głowa odskoczyła na bok i z całej siły walnęła w nos jeszcze mniejszego chłopaczka. Krew się polała- z obu dziurek nosa i tak sie sączyła przez około godzinę.

Dziś wyciagnełam rosłego gimnazjalistę i poszkodowanego piątoklasistę do gabinetu,gdzie przez 0,5 godz. wyrażałam swoje potępienie dla przemocy - że to niegodne człowieka,że mozna zabić dla zabawy, że gdy duży gnębi małego, to świat się kończy; że nigdy nie pozwole na to by ktos dręczył innych bezkarnie, że zrobie wszystko, aby dużemu nigdy więcej nie przyszło do głowy bawić się mniejszym człowiekiem jak rzeczą itd. cały czas na bardzo wysokich tonach i z pełnym oburzeniem ...az mały zaczął bronic dużego, a duży czekał juz tylko na wyrok w postaci wyrzucenia ze szkoły

Przeczytałam im katalog kar statutowych i kazałam zastanowić się, co ich zdaniem pasuje do takiego czynu.

Zgodnie wybrali naganę dyrektorską z obniżeniem oceny z zachowania.

Uprzejmie sie zgodziłam z nimi.

Ale to nie koniec.

Kara to kara - wynika ze stautu. Ale musi byc jeszcze coś, co sprawi, że przemoc zniknie z ich wzajemnych stosunków - zostanie publicznie potępiona, jako cos b. niebezpiecznego. Więc duży przygotuje przy pomocy wychowawczyni ciekawą lekcję wychowawczą o przemocy i poprowadzi ją wkl.V

Zgodzili sie z tym bez wątpliwości.

Potem poszkodowany sobie poszedł, a duzy jeszcze został, żeby porozmawiać ... o sobie, o tym, że nie pomyślał, że ma sukcesy informatycznei, że  może zorganizować jakis mecz informatyczny,że trenuje jakas dziwną sztuke walki,że mama mieszka za granica, a on ma opiekunke i jakiegos pana, który czasem mu pomaga itd.

Wydaje mi się,że ta sytuacja dokładnie obrazuję tę pozorną sprzeczność: mozna potępiac przemoc i jednoczesnie szanowac jej sprawcę.

Uczeń otrzymał chyba dość czytelną informację - że przemoc to zło, ale on jest wartościowym człowiekiem i jako takiemu nie przystoi stosowanie agresji

i to tyle...

Marek Pleśniar01-10-2004 21:59:48   [#129]

przepraszam, będę .. jaki będę;-)

Tak robiłem ja i inni chłopcy jakeśmy mieli po te 12 lat. Wymyślało się jakąś nową dyscyplinę sportu - np plucie na odległość a następnie cwiczyło, ćwiczyło..

Jak mawiał klasyk "praca, praca i jeszcze raz praca"

A potem się dawało siebie za przykład w jakiejś luźnej rozmowie. Ot nonszalancko rzucało że się na pewno wygra w danej konkurencji

No i się wygrywało.

Tyle że to nie sprawdzało się w rzucie młotem i skoku wzwyż. Tylko w pluciu na odległość.

Nie ma rad typu "ja zrobiłam/łem tak i tak i było oczywiście swietnie"

Bo nie ma Was, Cię, mnie i innych tu obecnych z tą nauczycielką co dała chłopakowi w łeb. Była tylko ta jej nauczycielka. I dyrektorka w gabinecie. I nauczyciele co nic nie widzieli a powinni.

Stąd nie tyle rady "ja bym świetnie sobie na jej miejscu poradził/a" co:

"stało się a teraz pomyślmy jaka z tego nauka"

coś teraz znaczą.

Możemy tu rozwijac świetlane perspektywy i budujące (swoje) przykłady, a tymczasem w Polsce jest 40 000 placówek oświatowych. I codziennie ktoś komuś w nich daje w łeb. Statystyka.

Byłby hipokrytą ten, co twierdzi iż nie zna z autopsji przypadków jak w #1.

Nauczycielstwo to zawód trudny dość. I dość stresujący. Myślę, że nie wolno w tej branży bić dzieci.

I myslę... że opisywany przypadek nie musi oznaczać skreślenia nauczycielki.

Bo nie ma w życiou "nigdy" i "zawsze"

Jest - pomysl, wyciągnij wnioski. Jak nie zrobisz tego, nie umiesz, nie masz sumienia - odejdź.

Ale to tylko ja tak sobie myślę.

Wiecie, w pierwszym roku pracy dostałem same ósme klasy w trudnawym osiedlu. I było róznie. Bardzo było trudno.

Mi było. To nie żadne kombatanctwo. Zwyczajna rzecz. Może innym by było łatwo. Dlatego nie umiem o odległej młodej dziewczynie co nie zdzierzyła powiedzieć "wywalić ją!"

Ja nie znam jej, szkoły, sprawy. Nic nie wiem o tym.

Daletego mam znów okazję powiedziec moje ulubione.

To sprawa dla dyrektora.

Tego w tej szkole;-)

Małgoś01-10-2004 22:23:44   [#130]

Marku ;-)

po przeczytaniu #129 wypadałoby więc ...usmiechnąc sie uprzejmie i rzec: "Sorry,ale nie znając szczegółów, uwarunkowań itp. nie będąc świadkiem, uczestnikiem tej sytuacji - nie mam nic do powiedzenia"

czy tak?

a nie o to chodzi chyba na forum ;-)

ja lubie czytac o tym, jak inni sobie radzą i nie radzą - mnie to uczy spobów na rózne trudne sytuacje; lubię relacje z prawdziwych wydarzeń

i czasem pisze o tym co mi się udało, i pisuję tez o porażkach - jak dziesiątki innych

ale nie lubię jak ktos z pozycji gniazda orlego poucza o czym nalezy pisać, a o czym nie

a żeby było jasne - wyraziłam swoje lubię i nie lubię- a to nie sa opinie, docinki, przytyczki itp. ;-)

Marek Pleśniar01-10-2004 22:30:27   [#131]

nie pouczam o czym masz pisać Małgoś

animisieśni

krytykuję

mogę? ;-)

Małgoś01-10-2004 22:32:35   [#132]

:-)

mnie??? a po co?
Małgoś01-10-2004 22:33:47   [#133]
czyzbym cos zrobiła nie tak jak powinnam???
amrek01-10-2004 23:17:53   [#134]

uff, Małgoś...toć mówiłam, że nie wierzę...

żebyś zawsze tak żelazną damą była, jak by z przedstawianej z ogniem w palcach teorii wynikało;-).

Wierzę za to w psy żelaznych dam, które czkają na teorię. Takie psy czynią damy nieco mniej chropowatymi i twardymi:)

Owszem, przykład znakomicie pokazuje, że można potępiać agresję, a szanować sprawcę. Nic dodać, nic ująć....Ale dlaczego ten sprawca musi być koniecznie uczniem, żeby dać mu szansę naprawienia błędu? A dorosły to pies;)?

Kiedy mówisz o gimnazjaliście kręcącym młynka dzieciakiem z podstawówki, Twój ton aksamitnieje. Z sytuacji wynika też, że nie tylko ton, lecz i decyzje łagodnieją. Rozumiesz i pomagasz. Gdy mówisz o nauczycielce, stajesz się nieprzejednana. Rozumiesz i wywalasz.

Gdyby być konsekwentnym w szacunku, to jeśli podany przez Ciebie przykład obrazuje szacunek wobec człowieka, który użył przemocy, wówczas na naprawienie błędu powinno się pozwolić i nauczycielce.

Bo jak inaczej to rozumieć? Wiek jest warunkiem szacunku? W którymś z postów pisałaś, pamiętam, że dorosłych się nie wychowuje, ale może Twój pies dałby się uprosić i znowu dostał czkawki;)? Może się i nie wychowuje, ale oni się jednak nadal uczą (piszesz sama: mnie to uczy spobów na rózne trudne sytuacje; lubię relacje z prawdziwych wydarzeń...)

Pewniki z dyskusji widać - i nikt do nich nie zgłasza zastrzeżeń:

nie wolno w tej branży bić dzieci,

ale zdarza się, że się bije - i takie przypadki należy rozstrzygać indywidualnie.

teoretycznie nie wolno bić nikogo,

ale zdarza się, że się bije - i takie przypadki należy roważać indywidualnie.

Skoro dziecko ma prawo do zmiany - i rzeczywiście mu je dajesz:) i fajnie, to dlaczego prawa do zmiany nie ma dorosły? To sztywność, która zaskakuje wobec elastyczności, z jaką postępujesz, gdy masz do czynienia z gołowąsem. Dorosły nie ma prawa do przemiany?

Do tego również zmierzałam rozmawiając z Tobą. Oraz do tego, że teoria z mojego punktu tym lepsza, im bliżej jej do praktyki. Oczywiście nie spodziewam się, że idealnie będzie przylegała do każdego zdarzenia, lecz teoria, którą za każdym razem trzeba czasowo zawieszać w całości lub części, gdy się podejmuje działanie, dla mnie jest teorią do ponownego poukładania:)

Bo nie ma w życiu "nigdy" i "zawsze"

Jest - pomysl, wyciągnij wnioski. Jak nie zrobisz tego, nie umiesz, nie masz sumienia - odejdź.

Ale to tylko ja tak sobie myślę.

Marku, nie tylko Ty tak sobie myślisz.

józefinaw01-10-2004 23:50:04   [#135]

PRZEPRASZAM ale uważam podobnie jak Małgoś.

Nauczyciele mają uczyć ucznia, to dla ucznia należy  być wyrozumiałym, wychowywać go , otaczać opieką.

Czy dyrektor ma to samo czynić w stosunku do nauczycieli , którzy zwyczajnie nia radzą sobie nie tyle z zawodem ile z posłannictwem , które z sobą zawód ten niesie?

Czy ja mam wychowywać nauczyciela i tłumaczyc mu , przepraszam kolego, ale uczniów się nie bije i bardzo proszę nie stosować agresji wobec słabszych bo to nie przystoi?

Do czego zmierzamy?

Dyrektor ommnibus , a nauczyciel to już nie?

Może się uniosłam , nawet na pewno, ale nie wyobrażam sobie , sytuacji kiedy kolega nauczyciel nie potrafi poradzić sobie z argumentacja i juz nie ma czym przekonac mnie - dyrektora do swojego zdania i normalnie uderza mnie bo to jedyna metoda jaka wydała mu sie skuteczna w  wychowaniu dyrektora!

I co muszę to zrozumieć?

Nie popadajmy w skrajności.

Zaraz sobie zaprzeczę , ale to że nauczyciel nie może podnieść ręki jest dla mnie po prostu absolutem, aksjomatem  i nie wiem czym jeszcze!

Uspokojona pozdrawiam.

Aha! Małgoś zrobiłaś na mnie ogromne wrażenie swoją erudycją, kompetencją i lekkim piórem. I na koniec cieszę się , że nie tylko ja myślę podobnie .

Pozdrowienia dla EwyKa.

Małgoś01-10-2004 23:51:48   [#136]

Amrek

nie ma równości między n-lem a uczniem

pisała o tym Józefina w #59

może to zabrzmi nieludzko, ale ...szkoda byłoby mi poswięcić tyle czasu na wychowywanie n-li ile zajmują mi uczniowie

dla n-li sa szkolenia, odprawy, rady ped. i zarządzenia oraz szczególowe przepisy, których musza przestrzegać

a dla uczniów ...rozmowy, lekcje,terapie,konsultacje i godziny wyrównawcze

to dla mnie 2 rózne światy - pełne innych zasad, norm, wymagań,tresci

i w koncu jest kilka czynów,które moim zdaniem wykluczaja nauczyciela ze szkoły:

- kradzież,

- oszustwo,

- zdrada tajemnicy słuzbowej,

- agresja wobec ucznia

-działanie na szkode firmy, w której pracuje

-uwodzenie ucznia

itp.

Czy to jest żelazne? Byc może, ale w to wierzę i tak pojmuję etykę tego zawodu.

Małgoś01-10-2004 23:52:33   [#137]

Józefina :-))))

ale Cię przywołałam :-)
amrek02-10-2004 02:11:24   [#138]

Małgoś, przechodnia żyrafa dla Ciebie...

za rozwiązywanie języków;), hah (sorry, Marku;).

Czy to jest żelazne? Byc może, ale w to wierzę i tak pojmuję etykę tego zawodu.

I ok. Zatrudniasz, uprzedzasz o warunkach,pracownik się na nie zgadza, a gdy łamie wyliczone zasady, to go zwalniasz. Amen. I jest jasność;). Poszukujący pracy może ich wszak nie przyjąć.

to dla mnie 2 rózne światy - pełne innych zasad, norm, wymagań,tresci

I wracamy do obtańcowywania mamuta. Dwa różne, osobne, a nie jeden wymagający zróżnicowanych reakcji.

Droscher (z umlaut) lamentował, że świat tak skrupulatnie wydziela poletka, że specjalista od homoseksualizmu u turkawek nadal jest przekonany, że doskonale zna ornitologię. Wolę ornitologa od znawcy odchyleń u turkawek, lecz oczywiście to też mój wybór,a o gustach...

Oddzielanie poszczególnych poletek porządkuje świat w tym sensie, że ułatwia orientację i znosi wątpliwości - to prawda, Małgoś i Ci jej nie odbieram - ale też i prawdą jest, że czyni go właśnie - nieludzkim, sztywnym.  Uczeń - może, nauczyciel - nie może, człowiek może, nauczyciel nie może. A jak się ma do tego całość człowieka, bez tego dzielenia go na kawałki w różnych światach?

Wszystko to razem o tyle zasmuca, że role stają się pancerzem i wyznaczają sposób reagowania bez konieczności zadawania sobie trudu, by relacje między ludźmi stały się bliższe i nie zmuszały ludzi, by oddzielali tak radykalnie od siebie role, ktore pełnią, żeby zachować o sobie dobre zdanie. 

Ciało pedagogiczne jest zespołem. A tu z rzadka się pojawia motyw współpracy, za to częściej - gdy mowa o dorosłych motyw osądzania, eliminowania itd.

Nie wiem, czy to dwa różne światy...choć niewątpliwie bywa, że funkcjonują jak dwa różne. Tylko proszę, nie zaczynajmy z kolei o prawach etapów rozwoju i takichtam;) Jedynie w podręcznikach istnieje kalendarzowe odrabianie lekcji życia, a ja też mam psa, jak wiesz, Małgoś:)

Wychodzi na to, że dzieci w szkole uczy się zachowania (Masz prawo do błędu, masz prawo do tego, by go naprawić), o którym winne czym prędzej zapomnieć, gdy dorosną, jeśli w tej samej szkole nie chcą stracić pracy...(Masz prawo do błędu, nie masz prawa, by go naprawić) Chyba, że się zakłada, że wychowanek tej szkoły nie będzie zwyczajnie popełniał błędów.

Józefino, a za co tu przepraszać? Uważasz to uważasz, sądzisz, to sądzisz...Masz do tego prawo. 

Idę, bo niewyspana przestanę być chodliwą żyrafą, za to zdrewnieję;)

Thx, Małgoś, za wytrwałość w rozmowie

Dobrej nocy

AnJa02-10-2004 09:36:36   [#139]
A ja się  cieszę, ze Amrek(  Agnieszka ?) się tu pojawiła.

Bo dotychczas to własciwie z Małgosią się tylko Roman wykłócał.

A Oni dosyć róznymi językami rozmawiali - i to się trudno czytało.

A Was się fajnie czyta.

Teraz trzeba czekać aż pojawi sie ktoś, kto językiem Romana się będzie z Nim wykłócał.

I to też sie będzie fajnie czytało

Bo ja lubię fajnie czytać.

Dlatego: patrz  zdanie 1.
Maelka02-10-2004 09:42:48   [#140]

AnJa ?

Jeśli pozwoliłbyś mi rozszerzyć "Was" na wszystkich dyskutantów chętnie podpisałabym się pod zdaniem czwartym...

:-)

AnJa02-10-2004 10:02:52   [#141]
Bardzo proszę, coby pisząc o mnie, nie uzywać czasowników: poszerzyć , pogrubić i im podobnych znaczeniowo.

Bo w dziób!
Vincia02-10-2004 12:10:03   [#142]

Tak sobie myślę, że spojrzenie na szkołę (życie) Małgoś i Amreka to dwa różne sposoby radzenia sobie z rzeczywistością, która pędzi, ma wiele kawałków i odcieni. Małgoś proponuje silne przywództwo, uporządkowane jasne zasady (to dla ucznia, to dla nauczyciela ...), stawia n-lom poprzeczkę, którą widać z daleka i pewnie większość będzie do niej doskakiwać. Bo jaki pan, taki kram. Z zewnątrz wygląda to trochę sztywno, ale jak coś staje się normą, już tak nie zadziwia.

Amrek patrzy "humanistycznie", dostrzega motywy, niuanse ... Uczę w takiej szkole - jest ciepło, przyjaźnie; bywa marudnie, jak kiedyś napisała mi Małgoś "tak jakoś badziewiasto" (dla perfekcjonistów). Ale czy nauczyciel, który zrozumiał swój błąd, któremu dano szansę nie będzie bardziej wyrozumiały dla ucznia ? Nie chodzi o pobłażanie, tylko o drugą szansę.

Przyglądam się dyskusji (frapującej i błyskotliwej, choć chwilami, na mój gust, nieco odlecianej) i myślę, że nie można tej konkretnej sprawy rostrzygnąć poza konkretną szkołą, bo nie wiemy jakie zasady tam panują. Nawet w sądzie nie ogłasza się od razu jednoznacznego wyroku. Tym bardziej, że opis sytuacji nie wskazuje na jej drastyczność, choć rozmowa na forum bardzo podgrzała temperaturę.

amrek02-10-2004 16:35:56   [#143]

po pierwsze...AnJa

dziękuję i pozdrawiam:)

                   Agnieszka;)

amrek02-10-2004 16:38:28   [#144]

po drugie...Małgorzato

 Nie chodzi o pobłażanie, tylko o drugą szansę.

Tak, widzę to tak samo.

Jola02-10-2004 16:42:31   [#145]

Też się pod tym podpiszę :-)

 Nie chodzi o pobłażanie, tylko o drugą szansę.

amrek02-10-2004 16:47:28   [#146]

po trzecie...uprzedzając Małgoś;) i Józefinę i być może innych..

nie chodzi o to, żeby praca polegała na dawaniu łańcuszka szans;) i bezustannym trzymaniu za rączkę sierotki, którą szkoła przeraża, podobnie, jak myszy, pająki,oddychanie i świat za oknem własnego pokoju.

Mowa o jednej szansie, bo jeśli ktoś ma nieco oleju w głowie, to robiąc błędy nie będzie powtarzał wciąż tych samych ani też nie będzie funkcjonował jedynie w kółko popełniając i naprawiając błędy.

amrek02-10-2004 16:49:44   [#147]

a po czwarte...o dżentelmenie instant...

będzie nieco później...;)
RomanG02-10-2004 17:13:55   [#148]

Nauczyciel nie może bić dziecka! - to pewnik. Tu mi do Małgosi bardzo blisko.

Z drugiej strony w tym przypadku nauczycielka pierwszy raz w życiu dała się sprowokować wyzywającym zachowaniem i uderzyła chama. Rozumie swój błąd, żałuje, są przesłanki, aby przypuszczać, że jej samej czyn wydaje się odrażający i więcej go nie powtórzy. To incydent, nie nawyk.

Dlatego dałbym szansę: tylko nagana do akt - po czym wziąłbym się porządnie za chamskie zachowania uczniów z mojej szkole.

Marek Pleśniar02-10-2004 18:37:58   [#149]

brawo Roman, Małgorzata, Amrek i masa innych;-)

hmm, tak przy okazji;-)

chciałeś Romanie powiedziec że innym daleko?

tzn ktokolwiek promował tu bicie dzieci??

----------------------

to nie kłotliwe pytanie

tylko taka uwaga

że wtłaczamy się w takich dyskusjach - wszyscy - w szufladki

wychodzi na to że jedni tu promują bicie dziatek, inni to gołębie wprost

a przecież gołębie jednocześnie wywaliliby człeka z pracy - a jest trudno o pracę

a ci co nie skojarzeni z niebiciem dziatek nie wywalaliby z pracy bez dania szans na poprawę

itp itd i tiem pachoże - mieszają się te sprzeczności z jakiegoś powodu

---------------------

NIE atakuję ja, tak się zastanowiłem teraz

- czasem wszyscy.. tak na chwilę się wstrzymajmy z szufladkowaniem bliźnich

czy choć jedna osoba tu promuje bicie dzieci?

czy choć jeden z dyskutantów namawia do agresji?

a jednak trwa spór z ostrymi granicami stron;-)

------------

takie tam mam socjologiczne spostrzeżenia dziś;-)

także osobiste

było mi przykro Małgosiu gdy powiedziałaś "czy robię coś nie tak?"

było to do mnie i służyło - moim zdaniem odebraniu mi prawa do dyskusji - bo ja tu pracuję - w OSKKO

- czyli jak się sprzeciwiam w sporze to znaczy że zabraniam czegoś? Gdy mówię - nie masz racji - to znaczy - zamilknij?

mam zapłacić taką cenę za przecież organizacyjną tu pracę?

uważam tę sztuczkę za zabieg w dyskusji - taki faul. Ale sztuki takie- jak zwykle - są obosieczne (jak obosieczne - lepiej tu nie rozwijać)

mówię to bez ataku bo Cię - jak i zresztą wszystkich uczestników tego wątku jakóś lubię;-) Słowo:-)

Nieźle zdarliśmy jęzory w sporach na tym forum, długo już tu jestesmy.

---

ale dość o mnie..

Tylko tak widzę, że nikt tu nie chce by w szkole czyniono jak uczyniła ta nauczycielka z #1 - a jednak spór jest długi;-)

RomanG02-10-2004 18:42:26   [#150]

Jakoś tak zapędzono Małgosię do narożnika, to i tylko o niej napisałem - że mi blisko :-)

Oczywiście bicia dziatwy nikt tu nie pochwalał.

strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ][ 4 ]