Forum OSKKO - wątek

TEMAT: ZAPIS W SSO
strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ]
AnJa24-01-2004 12:52:14   [#51]

Do Majki: jak poprawi to ma nie zero tylko to, na co poprawił.Nie poprawi - to ma to co ma.

W dzienniku blizniacze rubryki: sprawdzian i obok:poprawa sprawdzianu.

Do klasyfikacji bierze sie tylko ocene ostateczną ( w praktyce nieliczni do popraw przystepują)

Gaby: przeciez napisałem, że ma sporo wad, to o której Ty piszesz(dod. w zakresie ) jest najważniejsza.

Gaba24-01-2004 13:58:35   [#52]
akurat napisałam AnJa sama do siebie - do działań, które podjęlismy w szkole - tyle pracy, a tu dopiero początek myślenia, a jak się stawiają, a jak chowają te kalkulatorki... ;-)
Andrzej O26-01-2004 10:25:18   [#53]

 

  Dziekuję za pomoc. Jednak rodzi sie nowe pytanie, czy nieusprawiedliwiona  nieobecność na sprawdzianie wewnętrznym

jest tym samym co nieusprawiedliwiona obecność na sprawdzianie,egzaminie zewnetrznym?

 

 

       AnO

Jola26-01-2004 10:42:38   [#54]
Dziękuję Andrzej :-), to już jest blisko mojego pytania z postów 14 i 34.
beera26-01-2004 11:12:41   [#55]

nie jest tym samym

to  wynika z przepisow

RomanG26-01-2004 11:38:05   [#56]
Andrzeju, z faktu nieusprawiedliwionej niczym nieobecności ucznia na zapowiedzianym wcześniej sprawdzianie wewnętrznym nauczycielowi absolutnie nie wolno wysnuć wniosku, że uczeń ten po prostu uciekł sprawdzianu, bo nie był przygotowany, nie może zatem wnioskować co do jego zerowego stanu wiedzy.

Podobnie uczeń ściągający: widać tylko, że ściąga, nic ten fakt nie mówi o stanie jego wiedzy.

Wiele tu jeszcze analogii można by znaleźć:

1. Uczeń na wycieczce wychodzi ze sklepu monopolowego. Absolutnie nic poza tym, że wychodzi, nauczyciel nie wie.  Nie ma podstaw zatem, aby kazać mu pokazać plecak. Mało tego! Nawet wezwany tu policjant musi odmówić interwencji i przeszukania bagażu, wszak wychodzić ze sklepu monopolowego, jak i do tego sklepu wchodzić zresztą, każdemu wolno.

2. Dość głośne rozmowy i bełkotliwe głosy dochodzące zza drzwi pokoju nastolatków w schronisku młodzieżowym na wycieczce nie upoważniają w żadnym wypadku do snucia nieuprawnionych domysłów o stanie ich trzeźwości, nauczyciel wszak mógłby przegrać proces o zniesławienie.
Po prostu po powrocie z wycieczki należy opisać to rodzicom. ale uwaga! - opisać fakty, wystrzegając się domysłów i ocen! Trzeźwo myślący rodzice na pewno ujmą się za dzieckiem - każdemu wolno przecież głośno rozmawiać, a określenie "bełkotliwy głos" jest tylko subiektywnym wrażeniem nauczyciela.
RomanG26-01-2004 18:22:19   [#57]

Koniec prowokacji, pytań i innych takich - oto moje stanowisko

Nie jestem dyrektorem, jestem rodzicem i jest tak:

§ 2 ust. 2 Rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej z dnia 21 marca 2001 r. w sprawie warunków i sposobu oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów i słuchaczy oraz przeprowadzania egzaminów i sprawdzianów w szkołach publicznych w pięciu punktach określa cele oceniania wewnątrzszkolnego, żadnego z tych celów nie wynosząc ponad inne. Przyjąć należy, iż generalnie ocenianie wewnątrzszkolne cele te powinno realizować równocześnie.
Jak wynika z praktyki szkolnej i doświadczeń nauczycieli (czyli z tzw. pragmatyki nauczycielskiej) nie jest możliwe, aby absolutnie każda ocena szkolna wypełniała cele te w jednakowym stopniu. Nie wdając się w szczegółowe rozważania, z pewnością przyjąć można, że równorzędność celów oceniania wewnątrzszkolnego określonych w § 2 ust. 2 Rozporządzenia oznacza chociażby tyle, że realizacja jednego z tych celów nie może wprost negatywnie wpływać, czy nawet uniemożliwiać realizacji innych, a tak zdaje się dziać w omawianym przypadku. Jeśli wyznawane teorie pedagogiczne na temat oceniania, albo zbyt dosłowne, literalne odczytywanie treści niektórych paragrafów Rozporządzenia wręcz demotywują ucznia, skłaniają go do wniosków, że pewne zachowania, wybiegi, uniemożliwią nauczycielowi i szkole kontrolę jego wiadomości i umiejętności, jeśli mogą skłonić go do zachowań patologicznych pod względem wychowawczym (wagary podczas sprawdzianów czyli nierealizowanie obowiązku szkolnego, lekceważenie nauczycieli, poczucie możliwości bezkarnego grania im na nosie, naciąganie lub nawet obchodzenie prawa, w złej wierze na dodatek), mamy do czynienia albo z niewłaściwą wykładnią przepisów prawa szkolnego, albo co najmniej z konfliktem prawnym różnych uregulowań, który to konflikt należy rozwiązać zgodnie z dobrem dziecka i mając na względzie osiągnięcie wszystkich podstawowych celów szkoły.
Placówka, w której statutowe zapisy dotyczące wewnątrzszkolnych zasad oceniania mogą jawnie demotywować uczniów, mogą prowadzić do pozornie zgodnego z prawem unikania kontroli osiągnięć, narusza nie tylko § 2.2 p. 3 Rozporządzenia w sprawie oceny, placówka taka w majestacie "prawa" rezygnuje z wypełniania nałożonego na nią ustawowego, jednego z trzech podstawowych obowiązków: obowiązku prawidłowego wychowania ucznia, co budzić musi uzasadnione obawy rodziców, w imieniu których szkoła swoje zadania ma spełniać.

Nauczania od wychowania nigdy oddzielić nie można i nie należy tego robić. Nie musi to stać w sprzeczności z zasadą, że ocena szkolna służy przede wszystkim celom dydaktycznym, nie wychowawczym. Oznacza to jednak na pewno, że ocenianie nie może być wręcz antywychowawcze.

Egzamin zewnętrzny odbywa się według zasad jasno określonych w przepisach.
Sprawdzian przedmiotowy natomiast odbywa się na zasadach określonych przez nauczyciela, który ma do tego jasno w przepisach wyartykułowane delegacje (§ 4.1 Rozporządzenia). Nauczyciel zatem ma prawo uznać, że nieusprawiedliwiona (i nie o formalny zapis w dzienniku tu przede wszystkim chodzi) nieobecność na zapowiedzianym przecież wcześniej sprawdzianie oznaczać będzie przyznanie się do niewiedzy. Taki wniosek jest wnioskiem logicznym, jest nasuwającym się od razu na myśl powodem absencji ucznia, trudno byłoby wręcz wyobrazić sobie inny powód _nieusprawiedliwionej_ nieobecności. Zasada taka obowiązuje zresztą na wszelkiego typu egzaminach i sprawdzianach - per analogiam może ją przyjąć nauczyciel, gdy określenie zasad należy do jego kompetencji.
Wystawienie oceny niedostatecznej w przypadku rozpoznania niewiedzy ucznia na podstawie logicznego wnioskowania z jego zachowania (podobnie jak przy ściąganiu na przykład) będzie zgodne nawet z jak najbardziej literalnie interpretowanym § 2.1 Rozporządzenia.
Na jakiej podstawie prawnej oprzesz, Andrzeju, swoją ingerencję w logiczne i zapowiedziane uczniom zasady i wymagania, które na swoim przedmiocie chce zastosować nauczyciel, skoro przepis mówi wyraźnie, że to on ustala zasady i formułuje wymagania?

Statutowe zapisy, czy decyzja dyrektora szkoły nie mogą nauczycielowi odbierać prawa do wyciągania logicznych i uprawnionych wniosków i wynikającego z tego ustawowego prawa do wyboru i dostosowywania metod oddziaływania na tegoż ucznia. Byłaby to zbyt daleko idąca ingerencja w sferę autonomii nauczyciela, bezprawne odebranie instrumentów służących mu według jego najlepszej wiedzy i przez niego wybranych do "rzetelnej realizacji zadań związanych z powierzonym stanowiskiem" (art. 6 k.n.)

I uwagi bardziej ogólnej natury.
Prof. Janusz Homplewicz w swoim "Polskim prawie szkolnym" pisał bardzo słusznie:
"Wychowywania i nauczania, z samej ich istoty, nie można zamykać w schematy norm prawnych, nie da się bowiem układać żadnego kodeksu postępowania wychowawczego. (...)Istnienie(...) samodzielności pracy szkół wynika nie tylko z istoty wychowawczo-dydaktycznej działalności, ale także z samej struktury obowiązujących przepisów. Bowiem dyrektywy norm prawnych to sformułowania z reguły ogólne i ramowe, które w zasadzie są w stanie wytyczać nakazywaną działalność, jej cele, zadania, programy, kierunki i organizację, a nie poszczególne czynności(...). Przepisy prawne stwarzają zatem raczej ramy, a działalność zgodna z prawem z reguły oznacza tylko nieprzekraczanie tych norm i ram (secundum et non praeter legem). Wszystko, co się w tych ramach mieści, nie tylko jest zgodne z prawem i nakazane, ale także oczekuje na twórczą i samodzielną inicjatywę oraz gestię organizatorską i pedagogiczną."

W ostatnich latach daje się zauważyć powszechną dążność do naruszania tej zasady, począwszy od legislatorów w Ministerstwie Edukacji Narodowej i Sportu, czujących nieodpartą potrzebę wyjaśniania (o randze przepisu, co już jest niebezpieczne, bo wyklucza inne teorie i pozostawia coraz mniejszą płaszczyznę dla indywidualnej twórczości Nauczyciela-Mistrza), na czym polega ocenianie, i formułujących zapis w rozporządzeniu w sposób na tyle niejasny, że - literalnie interpretowany - może prowadzić do sprzeczności z innymi zapisami w tym samym akcie prawnym oraz do ograniczania ustawowych uprawnień pedagogów (art. 12 ust. 2 Karty nauczyciela) - właściwie należałoby dogłębnie zbadać zgodność tak sformułowanego przepisu z ustawą, a więc prawem wyższego rzędu.
Dążność taką widać również na poziomie kuratoriów (zbyt szczegółowe wytyczne, kwestionowanie oglądu nauczycieli i dyrektorów w ocenie sytuacji dydaktyczno-wychowawczych, podważanie leżących w ich gestii decyzji wobec ucznia itp.), widać ją także niestety na poziomie samych szkół. Zaliczam tu takie negatywne zjawiska, jak daleko zbyt szczegółowe zasady oceniania wewnątrzszkolnego, formułowane w błędnym przeświadczeniu, że czego statut nie przewiduje, tego szkole i nauczycielowi nie wolno, wymaganie od nauczycieli (nie tylko młodych adeptów zawodu, co dałoby się logicznie wytłumaczyć) wymagań edukacyjnych w formie pisemnej (tzw. PSO), do czego nie zobowiązuje ich żaden przepis oraz traktowanie tych pisemnych przedmiotowych wymagań jako dokumentu będącego częścią statutu szkoły pod względem rangi prawnej, co prowadzi znów do przeświadczenia, że czego nie ma w PSO, tego nauczycielowi nie wolno. Ale to temat zasługujący na dokładniejsze omówienie przy innej okazji.

Wracając do Rozporządzenia o ocenianiu, warto zauważyć, że wiele wątpliwości interpretacyjnych odnośnie § 2.1 zniknęłoby, gdyby traktować ocenianie wewnątrzszkolne jako proces, na co wskazuje zresztą znaczenie czasownika "rozpoznaWAnie", proces, którego podstawową mierzalną jednostką czasu winien być jeden semestr. "Formułowanie oceny" w tej perspektywie pozwoliłoby bez wątpliwości natury prawnej stawiać uczniowi jednostkowe stopnie pełniące przede wszystkim funkcję motywującą go do nauki i oceniającą postawy oraz stosunek do przedmiotu (za konieczność stawiania niekiedy takich właśnie stopni niemała liczba praktyków -znów kłania się  art. 12.2 k.n., bo mają do tego prawo - i niepraktyków, w tym i ja osobiście, dałoby się posiekać). W sposób jednoznaczny pozwoliłoby to też negatywnie ocenić ucznia za brak pracy domowej, co i tak większość nauczycieli robi, mniej lub bardziej formalnie. Prawo, którego konstrukcja zachęca do jego obchodzenia w celu wywiązania się z podstawowych obowiązków wobec ucznia, a robią tu tak powszechnie dobrzy nauczyciele, nie żadna "negatywna selekcja", jest złym (a co najmniej może źle rozumianym?) prawem.

Podsumowując i wracając do meritum tego wątku. Jako rodzic nie posłałbym dziecka do szkoły, której władze interpretują prawo tak, że - zamiast wychowywać - psują mi dziecko.

Moja rada dla Andrzeja jest następująca: skoro istnieją w gronie tak wykluczające się zdania w tej akurat kwestii, proponuję dać tutaj wolną rękę każdemu nauczycielowi i po prostu nie regulować tego w statucie. Każdy sformułuje swoje wymagania, jak zechce, do czego ma pełne delegacje w przepisach.

Na lutowej konferencji w Miętnem będziemy dyskutować na temat możliwości dyrektora odnośnie wychowawczej funkcji szkoły. Zgłaszam pierwszą możliwość i wynikającą z niej szansę: w sposób prawnie nieuzasadniony nie wchodzić między logicznie myślącego nauczyciela, a ucznia, między piwo, a zakąskę.
Nie zachowywać się wobec nauczyciela, jak kurator, czy ministerialny urzędnik wobec dyrektora.
RomanG02-03-2004 12:45:52   [#58]

znalezione w necie

Ja w tym roku kończę filologię polską, uprawnienia nauczycielskie już mam - teraz tylko magisterka :)
Poza tym, ile jest podręcznikow i jakie, plus ew. metody aktywizujace na zajeciach nie bylo NIC o tym, jak radzić sobie z agresywnymi uczniami! A jak jeden gimnazjalista mi na praktykach napisał w pracy klasowej (uwaga: cytuję!) "bo to jest kur** pojeba** lektura, a ten sant exupery to idio**, a ta jego książka to kupa gów** " itp itd - wiecie, co mi poradzila metodyczka? Że muszę sprawiedliwie ocenić, no bo przecież wyraża swoją opinię o lekturze!

W tamtym gimnazjum do pewnych klas nauczycielki z 30-letnim stażem baly się iść, te z krótszym również!
Na studiach jest tylko odbębnienie - nauka pisania konspektow, wybór podręczników i to tyle na metodyce. Na psychologii rozwój dziecka od urodzenia (ciekawe po co to nauczycielowi np. w liceum?!), ale bez omówienia sytuacji stresogennych i możliwości radzenia sobie z nimi. A na pedagogice? Na wykladach szkolnictwo w Japonii i kompleks Ally Mc.Beal, a na zajęciach robiliśmy zadania do pracy doktoranckiej prowadzącego. Tak wygląda przygotowywanie do zawodu nauczyciela.
Wedlug mnie: tragedia.



Wygląda, że metodyczka miała rację. Literalnie interpretuje pewien przepis.
;-)
Marek Pleśniar02-03-2004 12:59:07   [#59]

hm;-) kilka pytań na poprawkę:-)

to jest kur** pojeba** lektura

krótko uzasadnij powody dla których uważasz lekturę za pojeb..

a ten sant exupery to idio**

przytocz dane biograficzne z których wyciągasz takie wnioski. Możesz korzystać z podręcznika.

a ta jego książka to kupa gów** "

rozumiem, że tak dosadnie oceniasz warsztat literacki ASE. Zacytuj fragmenty świadczące o tym.

jeśli egzaminu poprawkowego nie zdasz - witamy w tej samej klasie;-)

Powiadomimy o tym Twojego tatusia a Twoją pracę pisemną z Twoimi wypowiedziami prześlemy mu pocztą.

RomanG02-03-2004 13:25:47   [#60]

Marek,

sposób ekstra.

Tyle że na studiach niestety takich sposobów studentom nie podsuwają. W ogóle żadnych nie podsuwają.

Cytuję jeszcze:

My mieliśmy tylko jeden semestr psychologii. Przez pierwszy miesiąc pani doktor przychodziła bardzo rzadko, bo do końca nie wiedziała czy to ona będzie prowadziła zajęcia czy ktoś inny, więc po prostu olewała. A później rozmawialiśmy tylko i wyłącznie o autyzmie, bo ta pani właśnie pracowała z dziećmi autystycznymi i prawdopodobnie tylko na tym się znała. Na zajęciach nie było nic, co mogłoby okazać się przydatne w szkole.
(...)
Na metodyce robiliśmy _dokładnie_ to samo, co rok wcześniej na pedagogice. Mieliśmy nawet ten sam zestaw lektur. Jeśli o mnie chodzi, to nie widzę różnicy między pedagogiką a metodyką. Dla mnie to była po prostu powtórka materiału. Oczywiście pisaliśmy podania do dziekana, że na metodyce nie są omawiane żadne konkretne metody nauczania (czyli konkrety, które odnosiłyby się do realiów szkoły). Za to uczyliśmy się, podobnie jak Ty, o rozwoju dziecka, były teorie nt. przyswajania języka przez dzieci (które głoski pierwsze, jakie obszary mózgu odpowiedzialne są za konkretne elementy języka, itp.). Żaden z w/w nie jest w jakikolwiek sposób związany z konkretnym procesem nauczana, ale to akurat nikogo nie obchodzi.
(...)
Wprowadza się rozwiązania, które gdzie indziej okazały się niewypałem. Nauczycielowi nie wolno opuścić klasy, dyrektor (może nie każdy) ma to gdzieś, bo to nauczyciel musi sobie poradzić z grupą. Tylko problem w tym, że ta grupa wie jak jest i to wykorzystuje. A jednostka, czyli nauczyciel, nigdy nie poradzi sobie z grupą, jeśli nie będzie miał wsparcia ze strony władz szkolnych.
Całej tej sytuacji winne jest, moim zdaniem, prawo, a właściwie jego brak, przynajmniej w odniesieniu do nauczyciela, który nie ma żadnych praw, a szczyl może sobie na wszystko pozwolić.
(...)
Moją koleżankę jeden łebek, gdy dostał pałę, nazwał "głupią kur.." (nie, nie chodzi o kurę). Gdy się poskarżyła dyrekcji, to poradzono jej, że jak sobie nie radzi z utrzymaniem porządku w klasie, to może zmieni zawód. Oczywiście najlepiej tak właśnie rozwiązać problem. Albo prawić denne ogólniki w stylu "nie należy sobie na to pozwolić", tylko że to nie takie proste. Niech mi ktoś powie co powinien zrobić nauczyciel gdy zostanie obrzucony wulgaryzmami, bo ja nie wiem. Odpowiedzieć tym samym mu nie wolno, bo jaki daje przykład. Natomiast brak jakiejkolwiek reakcji może oznaczać przyzwolenie i zachętę do dalszych, bardziej ekstremalnych wybryków. Pytam się więc tutaj, co powinien zrobić nauczyciel w takiej sytuacji? Zakładam, że dyrekcja ma to gdzieś i musi sobie radzić sam. Osobiście nie wiem jak bym się zachował, po prostu nie wiem. Obniżenie oceny ze sprawowanie nie jest też żadną karą, więc jakie są inne środki zaradcze?
Jola03-03-2004 15:05:41   [#61]

Uczeń ma prawo do własnego zdania, ale też obowiązek przyzwoitego zachowania i wypowiadania się. Truizm?
Podpisuję się pod Marka propozycją, ale z pewnymi zmianami:
- rozmowa przy rodzicu na temat treści i jakości pracy
- kontrakt: praca będzie oceniana, gdy uczeń zastąpi to z * -  odpowiednimi synonimami.
Kiedyś, gdy była moda na rzucanie na każdym kroku stwierdzenia " bez sensu", zamęczałam uczniów poleceniem: Uzasadnij! :-)

Iwon03-03-2004 19:41:10   [#62]

Wiele mówi się o złym kształceniu nauczycieli. Sporo w tym racji, dwadzieścia lat temu nie uczono nas przecież, jak znaleźć się w reformowanej szkole, nie pokazano wszystkich problemów, jakie przyniesie świat XXI wieku. Tylko, czy jestem przez to gorszym nauczycielem, że nie mam tego w zapisach ze studiów? Że lekcje, jakie obecnie prowadzę, nie są skrzętnie zapisane w notesiku z metodyki raz na zawsze? Że tworzę, rozwijam się, nabieram doświadczenia i czasem dziecinnieję?

Nie wolno mylić studiów ze szkoleniami w różnych dziedzinach.

Chciałabym, żeby młodzi zrozumieli, że studia mają otworzyć głowę, dać posmakować, jak się prowadzi pracę badawczą, dać pewność w samodzielnej pracy.

Student poza wykładami, ćwiczeniami, seminariami etc. otrzymuje wykaz literatury. Może trzeba wziąć odpowiedzialność za swój rozwój jako nauczyciela. "Nie podyktowali mi! Głupie studia! Czy to mi się na coś przyda?"

Zdziwi się, jakie dziwne (nawet dziwaczne) rzeczy przydają się w pracy z uczniami.

Mistrzem zostaje ten, kto wie, co chce zrobić sam. Studia na pewno w tym nie przeszkodzą.

Boże, chroń przed nauczycielami, którzy chcą pracować przez dziesiątki lat, z nabożeństwem otwierając tylko pożółkłe zeszyciki. A na problem wychowawczy chcą znaleźć notatkę z wykładu.

;-)))))))))))) mam też takie zeszyciki - z metodyki - z zajęć z Panią Zofią Kłakówną  (AP w Krakowie - dawna WSP).

A co z Pytam się więc tutaj, co powinien zrobić nauczyciel w takiej sytuacji?

Nikt nie powinien dać jednej gotowej recepty, bo jej nie ma. Musimy z tym walczyć wszelkimi zgodnymi z prawem sposobami+osobowość nauczyciela+wsparcie władz szkolnych+zintegrowany zespół nauczycielski+sprawiedliwe prawo

RomanG03-03-2004 20:35:15   [#63]
Tam, gdzie się naprawdę źle dzieje, najczęściej szwankują w tym łańcuchu:

osobowość nauczyciela
wsparcie władz szkolnych (w tym dyrektora niestety)
zintegrowanie zespołu nauczycielskiego
Iwon03-03-2004 20:43:37   [#64]
Całkowicie się z tym zgadzam.
Ewa z Rz04-03-2004 05:40:26   [#65]

o, to to!

"Chciałabym, żeby młodzi zrozumieli, że studia mają otworzyć głowę, dać posmakować, jak się prowadzi pracę badawczą, dać pewność w samodzielnej pracy."

Cały figiel w tym, że tego właśnie uczelnie w większości nie robią... I nie dotyczy to tylko studiów nauczycielskich, ale prawie każdych innych. Mam dwóch studiujących synów - w przypadku jednego trudno mówić o otwieraniu głowy - tyle rzeczy musi wykuć na pamięć, ze już nie ma czasu na studiowanie...

RomanG29-10-2004 12:55:59   [#66]

Wrócę.

Janusz Homplewicz "Polskie prawo szkolne"

"Oceną szkolną w rozumieniu prawnym jest każde zadecydowanie, oficjalne wyrażenie przez nauczyciela lub organ szkoły zdania w sprawach nauczania i wychowania w odniesieniu do danego ucznia. Wszystkie zatem stanowiska, opinie i oceny - od opinii udzielanych na wywiadówkach, przez różne formy stwierdzania wiadomości uczniów, aż do stawiania not szkolnych - są ocenami w tym szerokim znaczeniu. Wśród nich specjalną rolę spełnia wystawianie not szkolnych(...), które nazwiemy ocenami szkolnymi w ścisłym znaczeniu."

"Z reguły oceny szkolne, w tym noty, należy uznać w aspekcie ich charakteru prawnego jako opinie fachowe, prawnie wiążące i podjęte w kwestiach nauczania i wychowania przez kompetentne w tym zakresie osoby i organy, działające w ramach ich prawem określonych obowiązków. Takimi organami prawnej w tym zakresie kompetencji fachowej są nauczyciele i rada pedagogiczna szkoły (zakładu); podejmowanie przez nich ocen szkolnych odbywa się nie tylko z określonym tego skutkiem prawnym, ale zgodnie z zasadą prawnej ich w tym względzie wyłączności.”

"Gdy jednak stwierdzamy, że działalność nauczyciela podlega nadzorowi, to jednak prawidłowo wystawione przez nauczyciela oceny i noty szkolne nie podlegają kwestionowaniu przez nadzór (chyba że wypływa podejrzenie, iż zostały one wydane przez nauczyciela czy szkołę w wyniku przestępstwa albo z naruszeniem przepisów o ocenianiu czy promowaniu uczniów). Zatem dla nadzoru, oceniającego całość działań nauczyciela, pozostaje regułą zachowanie zasady niepodważalności wydanych przez nauczyciela ocen (opinii fachowych). Prawniczo jest to tym bardziej istotne, że nadzór pedagogiczny przy ocenie nauczyciela podnosi w praktyce raczej fachowe, pedagogiczne, a nie prawne uchybienia."

.............

Przyjęcie przez nauczyciela zasady, że nieusprawiedliwiona nieobecność na sprawdzianie traktowana będzie przez niego jako przyznanie się do niewiedzy, jest oceną szkolną w szerokim tego słowa znaczeniu, skutkującą wystawieniem noty niedostatecznej i leży w wyłącznych kompetencjach tegoż nauczyciela. W ten sposób nauczyciel uznaje, że rozpoznał stan wiedzy i umiejętności ucznia. W trybie tak wystawionej noty nie ma żadnych uchybień formalnych.

Ewentualne zarzuty mogłyby być tylko zarzutami natury fachowej - czy można w ogóle przyjąć takie założenie.
Skoro na zasadzie analogii takie założenie przyjmuje się w przypadku egzaminów klasyfikacyjnych oraz zewnętrznych, jest ono widać uprawnione i fachowe. Tyle że przy egzaminach klasyfikacyjnych i zewnętrznych inny jest podmiot upoważniony do przyjęcia założenia, a przy wystawianiu ocen bieżących z mocy prawa jedynym takim podmiotem jest nauczyciel.

Wniosek z tego, że podjęta przez nauczyciela przy takim założeniu ocena, skutkująca wystawieniem noty niedostatecznej nie podlega uchyleniu przez nadzór pedagogiczny dyrektora szkoły.
Marek Pleśniar29-10-2004 17:11:33   [#67]

naprawdę Roman wierzysz, że jak ucznia nie było na klasówce to nauczyciel w ten sposób ma rozpoznaną jego wiedzę?

Przytaczanie jako argumentu za stawianiem niedostatecznych bo ocena nauczyciela jest niepodważalna to dość karkołomna impreza.

Wyraźnie Roman mieszasz kwestie wychowawcze z tak ściśle wokółdydaktycznymi jak ocena. Tak sądzę.

Mówiąc że ocena jest ok bo nie wolno jej podważać to tak jakbyś mówił:

nauczyciel: 1. ma zawsze rację 2. a jak nie to patrz pkt 1.

Toż to już anegdotyczne. Po co się w to pakować?

RomanG29-10-2004 18:33:01   [#68]
Raczej nie to powiedziałem, co Ty napisałeś, że powiedziałem.
Leszek29-10-2004 19:02:49   [#69]

Romanie, z którego to roku to "Polskie prawo szkolne"?

pozdrawiam

RomanG29-10-2004 19:05:10   [#70]
Z 1984.

Widzisz, Leszku, z tego powodu możliwość merytorycznego obalenia tego, co zacytowałem?
Leszek29-10-2004 19:09:54   [#71]

Romanie, spytałem Cię tylko o rok wydania...mam podobne wydanie...

piękne lata po stanie wojennym...człek młody był...  oglądał takie gonitwy po ulicach z takimi facetami o zakrytych twarzach (jakieś takie kaski mieli)... ale dość wspomnień...

Dziękuję za odpowiedź

RomanG29-10-2004 19:19:00   [#72]
Warto dodać, że prof. Homplewicz nie był i nie jest komunistą, zwolennikiem totalitarnego ustroju i zniewolenia uczniów i rodziców. Przeciwnie wręcz, w ZHR-ze swojego czasu działał (może nadal działa, nie wiem), był (jest) harcmistrzem.

No a dzisiaj pisze glosy do wyroków NSA w sprawach oświaty.

To na wypadek, gdyby ktoś chciał stereotypem pojechać.
Leszek29-10-2004 19:38:08   [#73]

A czy tak to zabrzmiało? Moje lekkie rozmarzenie się...

Nie mam powodu podważać tego co osiągnął profesor... Tym bardziej oceniać kogoś za jego poglądy polityczne...

Profesor pisał o szkolnym prawie polskim obowiązujacym w tych ciekawych latach... I za ten stan prawa nie odpowiadał, natomiast jako prawdziwy naukowiec badał to prawo i podpowiadał jak je zmienić...

Nie da się jednak wszystkiego stamtąd przenieść na dzisiejszy grunt... Inne czasy... i całe szczęście, że inne...

Chciałem Ci tylko to uświadomić...

pozdrawiam

RomanG29-10-2004 19:49:22   [#74]
Leszku, więc co w zacytowanym przez mnie fragmencie uznajesz na dzień dzisiejszy za nieaktualne?
Leszek29-10-2004 20:00:24   [#75]

przecież już to napisałem...

pozdrawiam

RomanG29-10-2004 20:02:40   [#76]
Czyli tylko spytałeś o rok wydania...

OK.
Leszek29-10-2004 20:06:56   [#77]

:)

pozdrawiam

Małgorzata Piluch29-10-2004 20:31:04   [#78]

Romanie G.

Bardzo ładnie!!! Popieram: nie wchodzić między nauczyciela a ucznia tam, gdzie sprawy są oczywiste. Swoją drogą nigdy mi się nie zdarzylo, żeby uczeń zakwestionował moją ocenę niedostateczną ze sprawdzianu, na który rozmyślnie, co przecież łatwo sprawdzić, nie przybył. Dość dobre efekty, co też sprawdziłam, przynosi zawierany na początku pierwszej klasy kontrakt, w którym jasno mówię: zapowiadam klasówki i sprawdziany z dwutygodniowym wyprzedzeniem i wpisaniem do dziennika; każdy ma czas na przygotowanie się i wie, na co, bo podaję dokładny zakres materiału, którego nigdy nie przekraczam.Nieobecność na sprawdzianie usprawiedliwiam tylko ja i tylko na podstawie zwolnień lekarskich ( wypadki losowe zdarzają się stosunkowo rzadko, ale to tylko śmierć w rodzinie, a nie to, że "musiałam zostać w domu"). Informuję o tych wymaganiach rodziców. Ponadto robię jeszcze jedną bardzo niepedagogiczną rzecz: jeśli uczeń otrzyma ocenę niedostateczną, musi napisać oświadczenie, że wiedział o klasówce od dwóch tygodni i świadomie się na nią nie przygotował - chodzi, oczywiście, o sprawdziany wiadomości, nie o pisanie własnego tektsu, bo tu sytuacja wygląda inaczej. Nie miałam problemów ani z dyrektorem, bo nikt się nie skarży, ani z uczniami, ani z rodzicami. Więc można. Zbyt sztywne przejmowanie się przepisami w tak delikatnej materii, jak nauczanie, a zwłaszcza wychowanie jest absolutnym nonsensem i tu sie, po raz kolejny, zgadzam z Tobą Roman.

Po tej dyskusji od razu widać, że koleżenstwo ma w perspektywie długi weekend i się rozgrzało do czerwoności -pisze i pisze...

beera29-10-2004 22:10:51   [#79]

 

jeśli uczeń otrzyma ocenę niedostateczną, musi napisać oświadczenie, że wiedział o klasówce od dwóch tygodni i świadomie się na nią nie przygotował

Czasem chcialabym by dorośli doświadczyli czasem takiego traktowania jakie im się wobec dzieci wydaje jedynie slusznym...

....

 pozdrawiam i ja

jakoś mi na tym wątku chce się po leszkowemu ;-))

RomanG29-10-2004 22:15:48   [#80]
Kto uważa, że dobry nauczyciel to wyłącznie nauczyciel o osobowości podobnej do jego własnej, być może popełnia błąd.

Być nauczycielem przewidywalnym, sprawiedliwym i konsekwentym - tyle się o tym mówi... Można takim być na milion różnych sposobów i każdy uczniowie są w stanie zaakceptować i ...polubić.
beera29-10-2004 22:26:12   [#81]

ja rozumiem

Romanie, ze lepiej być nauczycielem, takim jakim Ty go sobie wyobrażasz

......

Natomiast, co do meritum- to nie czaję, co poeta ma na myśli..

Skoro te nauczycielskie metody sa dobre, to czemu dorośli nie mieliby ich stosowac wobec siebie?

jestes niesprawiedliwy odbierając prawo doroslym do stosowania w ich zyciu przewidywalnych, sprawiedliwych i konsekwentnych  metod.

RomanG29-10-2004 22:55:42   [#82]
Cały czas na forum prezentuję aprobatę dla różnych poglądów pedagogicznych i wynikających z tego różnych działań praktycznych. Mam swoje preferencje i ideały wychowawcze, prezentuję je, ale nie narzucam.

Ja nie zabraniam Tobie stosować twoich metod. Ty zabraniasz mnie stosować moich, i to powołując się na prawo.

Więc staram się prawnie wykazać, że nie masz prawa zabronić. Tyle.
beera29-10-2004 23:05:02   [#83]

że niby ja?

nie czaję zbytnio?

że niby gdzie Ci zabraniam prawnych metod stosowania??

Nie rozumiem...

Przecież nie jestes nauczycielem, nie jesteś dyrektorem- jak ja Ci mogę zabronić stosowania jakichkolwiek metod, skoro:
po pierwsze i tak ich nie stosujesz, bo patrz wyżej,
po drugie jak fizycznie mogę Ci czegokolwiek zabronić?

gdziez to Ci ja, albo komukolwiek napisałam " zabraniam Ci"???

Ja wyrażam swoje poglądy- inne niż twoje :-)

Skoro Ty masz prawo wyrażać poglądy inne niż moje to i odwrotnie także- taka to sprawiedliwość na forum :-)

wchodząc tu- na nie, wlasnie musimy się liczyć z tym, ze będą tacy, co będą naszego zdanie, ale zdarzy się także wręcz przeciwnie.

jesli nie mamy zas ochoty na spotkanie z tym innym zdaniem nalezy zrezygnować z forum na rzecz pisania książek;-))

RomanG29-10-2004 23:09:55   [#84]
Jak to nie zabraniasz? Pośrednio. Doradzasz autorowi wątku, aby zabronił swojej nauczycielce, która wg mojej analizy przyjęła zasady zgodne z prawem.

Wolabym, jeśli można prosić, argumenty ad rem (do #66) od tych ad hominem.
beera29-10-2004 23:21:18   [#85]

Wybacz, ale Twoja analiza jest mi nieznana.

Moj post #79 jakoś jej się nie tyczył, bo nie mógł, bowiem jak już napisalam nie czytalam Twojej analizy.

Jesli chodzi o ad rem, to moje ad rem dotyczylo postu 78.

....

szczere pisząc nie rozumiem,o co Ci chodzi

RomanG29-10-2004 23:24:41   [#86]
# 66
Rycho29-10-2004 23:40:59   [#87]
Asia, Marek ...
tak naprawdę, to nie wiem o co wam chodzi. Przecież ocenianie w szkole polega na tym, żeby ucznia przyłapać na czymś, za co można mu postawić pałę. Niebycie na sprawdzianie jest doskonałą ku temu okazją.
 
Łatwo to przcież uzasadnić poprzez jednostronne ustalenia, że na tej podstawie nabiera się pewności, że uczeń nie umie. A skoro nie umie, to pała! I tak dochodzimy do sedna. A jak do tego podeprzemy to jeszcze zmuszeniem ucznia do dobrowolnego złożenia odpowiedniego oświadczenia, posypania głowy popiołem oraz zadeklarowania wykonania odpowiedniej pracy społecznej, to już możemy cieszyć się z sukcesu pedagogicznego. I naszego czystego sumienia w tej sprawie.
 
No! A jeśli jakiś uczeń by się poskarżył do dyra za to, to wtedy dopiero można mu pokazać, kto tu rządzi. I w całej rozciągłości wykazać tumaństwo i nieuctwo. Na każdym kroku i na każdej lekcji, konsekwentnie. Bo przecież należy konsekwentnie, nie?
 
I tak sobie leci, pała za pałą. I jest fajnie.
 
Takie postępowanie spowoduje przecież, że uczeń się nauczy i nie będzie się już migał. Łobuz jeden. A jeśli znów spróbuje, to wiadomo - pałeczka.
 
hmm.. te pały to mi tak jakoś za Leszkowymi wspomnieniami się przyplątały...
 
więcej już nie piszę na ten temat, bo cholera jeszcze sam uwierzę w to, co napisałem
Małgorzata Piluch30-10-2004 00:07:35   [#88]

No, Rycho, chyba przesadziłeś!

Mam nadzieję, że nikt tu nie mówi o rządzeniu! Myślę, że większość nauczycieli odeszłaby od oceniania, gdyby to było możliwe. Nie chcę być pryncypialna, ale, jeśli mówimy o stawianiu pał, to mogę tylko tyle: cóż to za nauczyciel, któremu daje satysfakcję stawianie najgorszych ocen? I o czym my tu rozmawiamy? I tak sprowokować się nie dam! Tylko, jak uczniowi udowodnić, że nie umie? Albo, jak go przekonać, że umie, tylko o tym nie wie? Jak to przełożyć na język szkoły, która rządzi się swoimi prawami? Przecież nie takimi metodami, które dają mu furtkę do uników, a wszyscy je znamy, bo stosujemy "w domu i zagrodzie"

Asiu! Może dorosłym przydałaby się tak sama lekcja odpowiedzialności? Bo, o czym w końcu mówimy? Czy uważasz, że ucznia nie powinno się rozliczać z tzw. faktów? W końcu mówimy o szeroko rozumianym procesie przygotowania do życia? Jak ten biedny uczeń, któremu nieustająco współczuję, ma się nauczyć, że podstawową cechą człowieka myślącego jest poczucie odpowiedzialności za swoje słowa i czyny. To dotyczy także nas, wypowiadających się na tym forum.

zgredek30-10-2004 00:12:36   [#89]

Małgosiu - to napisałaś bo tak uważasz?:

"Tylko, jak uczniowi udowodnić, że nie umie?"
Rycho30-10-2004 00:29:16   [#90]
czy dobrze rozumiem, że z tego powodu, że podstawową cechą człowieka myślącego jest poczucie odpowiedzialności za swoje słowa i czyny stawiasz uczniowi niedostateczną ocenę w przypadku, gdy nie przyjdzie na sprawdzian?
 
No i to pytanie zgredka ...
 
powtórzę. Naprawdę tak uważasz?
Małgorzata Piluch30-10-2004 00:31:12   [#91]

Jak to jak?

To ja stawiam wymagania i jak wie, co ma umieć, a nie umie, to chyba wie? Nie rozumiem! Dochodzimy do absurdu, co jako tako zgadza sie z moją wizją szkoły! Dlatego zgadzam się z Romanem G. Zakładam, że przynajmniej nauczyciel wie, co uczeń ma umieć i jakoś mu potrafi powiedzieć, co umie, a czego nie umie - do cholery! Czyżbyście mi chcieli udowodnić, że nie wie ani nauczyciel, ani uczeń? A jednak dałam się sprowokować! "Dobranoc,już dziś więcej nie będziem bawili"!
brema30-10-2004 00:37:39   [#92]

Bareja reżyser to Pikuś

przy wypowiedzi:

"To ja stawiam wymagania i jak wie, co ma umieć, a nie umie, to chyba wie"

warto było nie spać:-)

Rycho30-10-2004 00:42:53   [#93]

Małgosiu

"Tylko, jak uczniowi udowodnić, że nie umie?"
 
Wynika z tego zdania, że to moje powyższe zdanie:ocenianie w szkole polega na tym, żeby ucznia przyłapać na czymś, za co można mu postawić pałę jest prawdziwe!
 
No bo jak udowodnię, że nie umie, to pała.
 
teraz to chyba ja wymiękam ...
Jacek W30-10-2004 00:44:47   [#94]

Coś Wam powiem,

tak na spokojnie. Nie lepiej podyskutować, jak spowodować, by uczniom nie opłacało się celowo nie przychodzić na sprawdzian?

Miałem 7 lat temu wychowawstwo w zawodówce, klasa  przeskurczybyków. Przyszli z podstawówki z nagannymi, kilku tylko miało nieodpowiednie, czy jakie tam wtedy te zachowania były. Średnia ocen - dwa z małym kawałkiem. I powiedziałem im tak - geniuszami to raczej nie będziecie, potknięcia w nauce wybaczyć mogę, ale lekceważenia szkoły - absolutnie. Unikanie sprawdzianów nie będzie się opłacało, bo przy poprawianiu będą zadania trudniejsze, a może i będzie ich więcej.

Na pierwszy sprawdzian z technologii przyszli wszyscy. Ponaciągałem im te oceny maksymalnie, jak ktoś dostał jedynkę, to miał szansę poprawienia. I tak już zostało - do wyjątków należały enki na sprawdzianach, przy przeciętnej frekwencji ok. 80%. I to jest najważniejsze moim zdaniem - wpoić przekonanie, że lepiej przyjść i nawet czasem dostać jedynkę, niż unik zrobić. Łatwe? Nie. Jakimi metodami? Jasnym postawieniem wymagań, konsekwencją, a przy tym partnerskim traktowaniem.

Potem miałem już tylko informatykę, raz tylko zrobiłem sprawdzian pisemny z teorii, reszta - ocena wytworów pracy uczniowskiej. I dalej nie mam problemów z obecnością - tylko dbam o atrakcyjne zadania do rozwiązania. A na tym pisemnym to też wesoło było, każdy sobie sprawdzał sam i sam sobie wystawił ocenę (ja tylko kryteria podałem) i wszyscy! ocenili się tak, jak ja ich potem kontrolnie :)

Sorry, że tak się nocnie rozpisałem,

Jacek W.

Rycho30-10-2004 00:47:45   [#95]

Jacek

:-))))
beera30-10-2004 00:50:53   [#96]

:-)

Jacku- dzięki,że sie tak nocnie rozpisaleś...

Jakimi metodami? Jasnym postawieniem wymagań, konsekwencją, a przy tym partnerskim traktowaniem.

Jest coś, co jest tu takie wazne- proste, ludzkie, zrozumienie tych dzieciaków

beera30-10-2004 00:51:41   [#97]

rycha

to zawsze mozna spotkac w fajnych miejscach;-))
Marek Pleśniar30-10-2004 00:52:26   [#98]

jacku, jak to rzekłby Ci młodzian: "szacuneczek"

gratulacje:-)

Małgorzata Piluch30-10-2004 00:59:06   [#99]

Rycho!

Ja też nie śpię, ażeby nie spać mógł ktoś, np. Brema. Witamy w kinie 'nocnych marków". Ponieważ sie nie znamy, możemy sobie aż do bólu tłumaczyć, dlaczego ja tak, a Wy tak! Nienawidzę oceniania!  U mnie uczniowie sami się oceniają na semestr. I nie zdarzyło mi się, żeby ktoś wystawił sobie niewłaściwą ocenę. Na ogół nie mówię, czego nie umie, tylko, co umie. I pał stawiam mało -a skoro nocna pora, to może szkoda ( to a propos dowcipu o nauczycielkach).
zgredek30-10-2004 01:02:23   [#100]
Jacek - kłaniam się nisko:-)

---------------

a ja znów byłam z "bolibrzuchem" u lekarza...

"wiesz mamusiu - ja nie boję się iść do szkoły, przecież wiem, że uczę się angielskiego po to, żeby umieć i pomóc ci w tłumaczeniach, ale pani powiedziała, że jak się bardziej postaram - to będę miał szóstkę na koniec roku"
strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ]