Wklejam część I, zmodyfikowaną nieco. Nad kopalnią muszę jeszcze popracować, bo nowe dane zdobyłam ;-)
Tarnów (Komarów) Jezierny 2010
Z
ogromna dziś ochotą siadam do pisania,
zważywszy
na okazję do poświętowania:
Okrągły
zlot, dziesiąty - stwierdzam to z radością,
zapewne
nas zaskoczy swoją niezwykłością.
Już
podróż wyjątkowa całkiem. A dlaczego?
Oto
trzech weteranów zlotowych, do tego
ja,
co to ledwo piąty zlot widzę na żywo…
Cóż
– Jakubki mnie mogą wysyłać po piwo!
Nad
jedną rzeczą jeszcze biedzi się ma głowa:
czemu
Asiaj z Tarnowa jedzie do …Tarnowa
tak
wiele kilometrów? Takich to zagadek
Mnóstwo
jest - co zlotowicz, to jakiś „przypadek”.
Pogodę
prowokują niektórzy. O, proszę:
„A
ja sobie kupiłam prześliczne kalosze!”
A
pogoda niegłupia i swoje zrobiła:
niektórych
na czerwono słońcem wypaliła.
Aza
witała w roli chodzącej przestrogi.
Nie
kolanko tym razem ani któraś z nogi,
lecz
główka kości promieniowej prawa
Była
dla zlotowiczki całkiem niełaskawa
i
przerwała swa ciągłość. Ale to nie nowość,
że
zlotom towarzyszy pewna wypadkowość.
Otwarcie
zlotu w czwartek było wyjątkowe.
Marek
zwał je „technicznym” i zachodzę głowę,
gdzie
była ta technika? No, ale z pewnością
wiele
rzeczy zdumiało mnie swoja wielkością.
Ja
nigdy nie widziałam tak dużych butelek,
jak
ta wręczona Asi. Kilka XXL-ek
dla
weteranów. Rozmiar nie tylko dla Gienia,
wszyscy
swa wyjątkowość mieli do zmieszczenia.
Dla
weteranów były także wielkie ramy.
Niby
duże, lecz z lupą oglądać je mamy,
by
dojrzeć szczegółowo oraz bez kłopotów
ich
proces rozwojowy na przestrzeni zlotów.
Wielkie
też zaskoczenie, bo zlotowe dziatki
mają
tu nad jeziorem tym razem …dwie matki.
Można
podyskutować, czy to prawidłowe,
lecz
my przecież otwarci na trendy światowe.
Dobre
duchy zlotowe też miały ubranka,
takie
czarne przeważnie. Lecz były i wdzianka
w
całkiem innym rodzaju. Niechaj mi ktoś wyzna:
po
co duchom w ogóle potrzebna bielizna?
Reprezentacja
dzieci bardzo symboliczna,
No,
ale – jak hymn głosi – nie może być liczna,
Bo
skoro się starzeją… Nie ubolewajmy!
Czas
na młodość, więc na nas – tego się trzymajmy!
(a
Zosia to osóbka bardzo dynamiczna,
przez
co ekipa dzieci wydaje się liczna).
W
piątek - peregrynacje okolic jeziora.
Grupka
też na pomoście zalegała spora.
Część
zaraz się zrzuciła do pedałowania,
A na większości widać skutki opalania.
Wieczór
piątkowy zasłużył na osobną księgę,
Wykazał
całą twórczą OSKKO-wą potęgę.
Wśród
reliktów przeszłości z poprzedniej epoki
znów
talentów się przekrój pokazał szeroki.
Lektorat
kaszubskiego był dużym przeżyciem,
Darek
się na warsztatach wykazał obyciem:
multimedia
stosował w postaci tablicy
i
po całej się niosły tutaj okolicy
chórem
zgodnym głoszone te słowa upojne.
(nie
wiem, czemu pamiętam tylko „widłë gnojné”…)
Pojawiła
się postać rycerskiego stanu,
dla
zmyłki był w odzieniu jakby z Ku-Klux-Klanu
i
tarczę miał on bardzo niekonwencjonalną.
Do
damy swojej wrócił, co też niebanalną
odzież
na siebie wdziała i spódnice owę,
aż
chłopina ze szczęścia stracił dla niej głowę.
Reliktów
PRL-u ekipa szukała.
Był
ocet, kartki, papier oraz łyżka mała
na
wielgachnym łańcuchu. Też wódki zapasy
przywoływała
pamięć. Ot, ciekawe czasy!
Kindze
- jak zresztą zwykle - nie brakło tupetu,
i wrzuciła
…Rodziców do tego kompletu!
Aza
miała zeszyty pożółkłe i stare,
a
w nich piosenki były, chwyty na gitarę,
przepis
na budyń, wiersze, dopiski na boku.
To
wzbudziło sentyment oraz łezkę w oku.
No
a weteran Gienio w roli sekretarza
po
prostu nas zachwycił! Jeśli ktoś uważa,
że
nieboszczka komuna padła bez nadziei,
stwierdzam:
żyje! Na szczęście w klimacie Barei.
Produkcja
bubli przecież wyszła nam na cacy,
pojawili
się nawet przodownicy pracy,
ale
i obiboki także! Wrogowie systemu!
Twórczości
się zachciało nie wiadomo czemu!
Wszyscy
zaś pośród wielu krzyków i zamętu
od
durnych długopisów dostawali skrętu.
Ale
końcówka piątku – kino „Pod gwiazdami”
rewelacyjna
bardzo, co przyznacie sami.
Hania
to nam już przeszła całkiem do klasyki
dzięki
interpretacjom. A taneczne tricki,
łabędzie
oraz różne zlotowe balety
obudziły
wspomnienia wprost z Nowej Kalety.
(Kaletki
– wiem – powinnam uważnie notować,
ale
mi się to nijak nie chciało zrymować).
Sobota.
Pora wczesna – się w głowie nie mieści!
A
tu Asiaj mi znowu torebką szeleści,
picuje
się od świtu. Dorotka też rankiem
coś
bredzi, że ma teraz …ogień pod kolankiem!
Otwieram
oko. Co jest? Trudno pokapować.
Aha!
To Nasi zaraz wyjadą …fedrować!
Ja
wiem - duch PRL-u miał tu nam przewodzić,
ale
żeby od razu do podziemia schodzić!?
Obudzili.
Człek wściekły, ale nie do końca:
Dzięki
temu widziałam przepiękny wschód słońca.
cdn.
post został zmieniony: 06-06-2010 23:26:53 |