Forum OSKKO - wątek

TEMAT: Relacja ze zlotu
strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ][ 4 ][ 5 ]
Gusia10-06-2010 19:57:49   [#151]

Piszę i piszę (wspomnienia zlotowe), i końca nie widać... może w weekend skończę (jutro się włóczę nocą po Krakowie, w sobotę grill)

ale stwierdziłam, że będą na V (moim zlocie) zakończyłam 5-letnie studia w OSKKOlandzie (niektórym zajęło to 10 lat - tak bywa :))))) ) Czas więc na pracę magisterską... ale potrzebuję opiekuna i promotora :))))


post został zmieniony: 10-06-2010 19:58:23
izael10-06-2010 20:56:08   [#152]
Taaaaak... a kto ma być tym promotorem? albo opiekunem?:)
Gusia10-06-2010 21:01:21   [#153]
No właśnie poszukuję... :) Możesz być jak chcesz :)
izael10-06-2010 21:30:27   [#154]
Gusia:) mogę być Twoją koleżanką... opiekunem - nie:))))
Gusia10-06-2010 21:45:17   [#155]
no i masz :( sama jakoś napiszę.... ech cóż mi zostało...
Gusia10-06-2010 22:50:51   [#156]
bez sensu... jestem na 4 stronie, a jeszcze do kopalni nie weszłam....
Marek Pleśniar11-06-2010 00:14:11   [#157]

relacja się rozwija

mamy ważkie treści z Książki Skarg I Zażaleń oraz stenogram wystąpienia X Plenum OZNI. A także krytyczne recenzje tegoż przemówienia Sekretarza Zlotu.

Gusia11-06-2010 06:50:31   [#158]
Miło będzie powspominać...:) 
Gusia12-06-2010 00:08:47   [#159]

Dobra dam część.... tylko mnie nie zabijcie...


Wspomnienia zlotowe Guśki

(rymować bym nie śmiała… więc z nie śmiałości dozą – zajmę się prozą) J

Mimo, że na zlocie zjawiłam się w czwartek, to moje wspomnienia zaczynają się od środy…

Środa (tak króciutko)

Moje być, czy nie być…. Wiele wątpliwości (jechać czy nie – domownicy wcale w tym wyborze nie pomagali). Dwa lata niebytu na zlotach sprawiło, że czułam się prawie jak nowalijka, a i domowa awantura wisiała na włosku, do tego Ola zaczęła dziwnie kaszleć i katarzyć (może uzgodnili strategię z tatą). Łaziłam jak potyrpana, nie wiedząc, jaką decyzję podjąć – te dziwne miny domowników… W końcu usłyszałam: „Jedź w cholerę, tylko do mnie nie dzwoń” – nie napiszę jakie odczucia miałam (bo nie cenzuralne). Około 22.00 wysłałam do rzewy sesemesa, że jadę. Najwyżej po zlocie zmienię miejsce zamieszkania (altankę mam ładną i dużą)… Wiedziałam jedno, jak nie pojadę – będę żałowała. Kopalnia wydawała mi się bardzo atrakcyjna (byle nie windą – cholernie się jej bałam). Podróż też zapowiadała się ekscytująco, gdyż Ewa nie potrafi jeździć powoli (to jednak już testowałam i było Oki). Siostra moja rodzona stwierdziła, że bardziej powinnam bać się kopalni, bo nawet jak uda mi się zjechać na dół (ta cholerna widna) to na pewno mnie zostawią, bo będą mnie mieli dość). Perspektywa nie pozwalająca nie jechać… W gruncie rzeczy czy spadnie ci na łeb metr czy kilometr (co to za różnica…) Zapeklowałam karkówkę (co by znów nie zaserwować boczku w sznurkach) i położyłam się spać… ale jakoś się nie dało…

Czwartek/Piątek

Pobudka o 6 rano (bez budzika i bez zrzędzenia) – czułam, że tego mi potrzeba… Moje w rozładowane akumulatory ledwo zipiały. Karkówka do pieca, zrzucanie tego co chcę zabrać (no koszmar jakiś). Nienawidzę się pakować, bo zazwyczaj i tak zabieram to, co mi się nie przydaje, a to co potrzebne zostaje w domu… Tak było i tym razem (ale o tym później)… Szukałam wielu rzeczy, które się nagle pochowały (np. adidasy, podkoszulki), gdy zadzwonił telefon. To była rzewa: „Guśka ty się tak nie spiesz, bo mi się trochę zaspało i nie będę wcześniej jak między 12 a 13. Moje przygotowania do zlotu zwolniły, emocje jakoś opadły. Snułam się po domu co jakiś czas spoglądając przez okno i na telefon. Mięsko się upiekło (trochę więcej czasu mu to zajęło, więc dziękowałam rzewie, że będzie później), więc zabrałam się za pakowanie go. Zapach jednak rozlał się po domu i wygłodniałe dzieciątka stanęły w kolejce po kromala. Cóż musiałam odciąć na spróbowanie – resztę skrzętnie spakowałam. Gdy żarełko zostało wsunięte, usłyszałam od najmłodszego dziecięcia – „Jak to i wszystko zabrałaś, a my tu głodne będziemy???”. Pomyślałam – nie wezmą mnie na wyrzuty. Uśmiechnęłam się i rzekłam – pójdziecie do babci J. Czas wlókł się jak oszalały… Non stop słyszałam – pojechała już??? Trafiało mnie, że są tacy niecierpliwi, by się mnie pozbyć… Tak, ja pojadę, a tu imprezka J. Miałam to gdzieś. Dzwoni telefon – Guśka jestem pod szkołą (sobie myślę, gdzie ją powiało… zboczenie zawodowe i tyle)… Chciałam poprowadzić z powrotem na rynek, ale procesja. Pięknie (moim zdaniem – autopilot jak nic) wyprowadziłam rzewę na właściwą drogę. Nawet zaskoczyła, że już wie gdzie jest… J Minęło dziesięć minutek i była pod moim domem… Plecak na dół i w drogę. Na to czekałam 3 lata. Oniemiałam, gdy zobaczyłam ufaflany po same szyby samochód – i stwierdzenie – drogę to macie nieciekawą. Cały nasz „asfalt” znalazł się na prawej stronie samochodu, a nawet w środku. Droga przebiegła wyjątkowo sprawnie. Mc Donadlowe frytki, brak piwa na stacji benzynowej przy mc Donaldzie, a później poszukiwanie jakiejkolwiek stacji benzynowej w celu uzupełnienia baku – to elementy umilające podróż. Nie mogę nie wspomnieć o kwaśnych cukierkach, które były bardzo znaczące J. Dojechałyśmy w końcu do Tarnowa Jeziernego. Niestety jak szybko to niego dojechałyśmy, jeszcze szybciej go opuściłyśmy… Dzwoniłam do Marka (pomyślałam, że jest już poza zasięgiem – w końcu pora do tego sprzyjająca…). Chciała Ewa, ale też jej się nie udało. Spróbowałam raz jeszcze, tym razem do Izy. Odebrała – się wróćcie tam, gdzie jest Nowa Sól i skręćcie w drugą polną ścieżkę. Dobra zawróciłyśmy… Skręciłyśmy tam gdzie Nowa Sól i wjechałyśmy w tą drugą polną ścieżkę – potem się okazało, że wyjechałyśmy pierwszą. Zaczynało się robić zabawnie, więc stwierdziłyśmy, że to musi być TU. Wjechałyśmy w trzecią ścieżkę (oznaczoną mało widoczną tabliczką – RELAX – mnie się z butami skojarzyło, ale spoko). DOJECHAŁYŚMY.

Mało kto mnie poznał… nie dość, że przybyło mi lat (czytaj kg), to jeszcze kiedyś byłam blondyną . Największą jednak radość sprawiła mi Asia, która stała niedaleko mnie z trzema piwami na tacy i nie wiedziała co z nimi zrobić, gdy już zaskoczyła że to ja. Anja chciał jej pomóc, chyba aż tak mu nie ufała…

Wrzuciłam plecak do pokoju nr 30 (Iza i Małgorzata już się zadomowiły, chociaż Iza bardziejJ). Swoją drogą myślałam, że mają jakąś zniżkę, za spędzenie 3 nocy ze mną. Czuło się magię, która zawsze towarzyszy zlotom. Spotykają się TU ludzie wyjątkowi, wyjątkowi we wszystkim. Każdy ma w sobie coś, co pozwala drugiemu odnaleźć się i zapomnieć na chwilę o swoich problemach. Ciekawe jest to, że każdy przyjeżdża naładować akumulatory i nikt nie wyjeżdża z wyładowanymi (najwyżej trochę obolały i słaby – w wyniku nieprzespanych nocy).

Kopara mi jednak opadła, gdym zobaczyła Azę, która szczelnie broniła się przed komarami gipsem. Postanowiła być lepsza niż ja. Pogaduchy, uściski – tego mi było trzeba. Plakietka nie wpinała mi się tak jak potrzeba, ale uznałam, że została stworzona zgodnie z moją osobowością, czyli nie prosto.

Były wspomnienia lat dziesięciu – Ci najstarsi dostali lupy, by im nic nie uciekło - i wszyscy się dowiedzieli, że 10 raz, też może być udany. Warto się nad tym zastanowić, by czerpać radość z życia...

Kazali się podpisywać na liście (bo niby jeść nie dadzą) - wiadomo gdzie to potem wykorzystają, a człowiek głupi i się podpisał… Mieliśmy dwie matki zlotowe, to pewnie dlatego… Książka skarg i wniosków z długopisem na sznurku (w ostateczności długopis się zgubił, a trzeba było dać łańcuch – zginął by razem z zeszytem)

Dobre Duchy, nie wiedzieć czemu ubrane na czarno i czego nie mogę zrozumieć, nawet na trzeźwo – to prezent urodzinowy dla Piotra (nawet w białym nie chodzi, jak go ściskałam, to mi się kazał z faworków otrzepywać)… Dostałam też kartki na niezbędne napoje, ale od razu powiedzieli, że spośród trzech – dwóch nie ma. i przywiozłam niezrealizowane kartki do domu, ale wydać chcieli tylko wodę. Śpiewy, mandolina, potem gitara…

Piątek/Sobota

Na śniadaniu dowiedziałam się, że mimo wolnej soboty będzie trzeba wstać o 4.30, bo jedziemy na „wycieczkę”. Jakbym to kurde wiedziała wcześniej… Ale nic to, trzeba było jakoś tak zorganizować sobie dzień, by być w miarę wypoczętym, poryczeć i rano wstać (inaczej przemiła Matka Zlotowa, była by nam w stanie lanie zrobić, albo zawlec na plecach). Po śniadaniu wodny rowerek, były też kajaki (pomyślałam, że tylko………… jest w stanie płynąć kajakiem, ale taki się pojawił i cieszyłam się, że nie powiedziałam tego głośno). Inaczej bym pewnie wiosłem zarobiła jak nic…

Krótka wycieczka do Sławy (kazali nam szukać czegoś związanego z komunizmem). Nie znalazłam nic. Chciałam, żeby Iza była moim wspomnieniem PRL-u, ale to groziło dostaniem w łeb, więc zrezygnowałam. Aza zakasowała wszystkich J.

Chociaż nie, najlepsze były jednak warsztaty z kaszubskiego. Na trzeźwo się tego łyknąć nie dało, a i po piwie szło nijako. Nie wiedzieć czemu najlepiej wszystkim wychodziły widły gnojne. I nawet miał pieron tablice interaktywną… Księżniczka o wydatnych ustach wyszywała (chyba jakąś czapkę dla rycerza, komary go gryzły i biedak tak się ukłonił, że łepetynę dla niej stracił…) No po prostu luz blues i orzeszki.

Na koniec filmy na ścianie. Poczułam się jak dziecko, które w łazience oglądało filmy puszczane na rzutniku. Fajowo i tyle. Potem jak zwykle wycie i brzęki gitary, choć ciężko było… Marek mnie nazwał jakoś na M, ale nie wiedziałam za bardzo o co mu chodzi… więc uznałam to jako komplement (człowiekowi, tak jakoś lepiej się z komplementami żyje). O 3 rano cichutko weszłam do pokoju, otworzyłam drzwi do współlokatorek i zaryczałam: Haloo, śpi tu kto??? Dobrze, że mnie nie zabiły, ale co sobie myślały… Nastawiłam zegarek na 5.30 (jakoś tak głupio wstawać zaraz jak się położyło). O myciu się nie piszę, bo to naturalne i nie wnosi nic nienormalnego w życie zlotowe, chyba że się odbywa w warunkach innych niż łazienka. Usłyszałam trzaskanie i światło zapalone sprawiło, że na moment otworzyłam oczy. Spojrzawszy jednak na zegarek stwierdziłam, że mam jeszcze 5 minut do kukurykania mojego budzika. 4,26 otwierają się drzwi i Iza usiłuje mnie obudzić, ale powiedziałam jej „delikatnie”, że mam jeszcze 4 minuty do pełnego wybudzenia.

Dostałam 2 buły i ruszyłam w stronę autokaru. Jak ja na siebie wyzywałam, szukałam jakichkolwiek oznak euforii… zostały w pokoju i smacznie spały, a ja jak ta sirota wlokłam nogę za nogą. Radość mi jednak sprawiała jedna rzecz, że większość pałała takim zapałem jak ja J. W autokarze podzielono nas na dwie grupy, tłumacząc że tak trzeba. I grupa została, a nas powieźli dalej (tłukły się myśli jedna o drugą, co też z nami poczną i po jasną cholerę podpisałam się aż do niedzieli). Wysiedliśmy i udaliśmy się w stronę wejścia do kopalni. Wszyscy zachwycili się kotkiem, i dostało nam się od Gaby, że to nie kot a kotka, bo po oczkach widać… Zawsze rozróżniałam płcie zwierząt, ale nie koniecznie po oczkach JJJ. Udaliśmy się na szkolenie, tam nadsztygar opowiadał o aparatach ucieczkowych (bałam się, że będę musiała go użyć, a nie koniecznie wiem jak), o wydobyciu, o punktach G (JACIE ILE ONI ICH W TEJ KOPALNI MAJĄ !!!!! i do tego prawie sami faceci). Po szkoleniu przemiłe Panie wydały nam mundurki (każdy miał inny rozmiar – a te kopalniane pasowały jak ulał J) No, może poza Dorotką, która musiałaby założyć 2 komplety razem. Wyglądałyśmy cudnie – nic tylko traktor i w pole. Na mundurki składały się: koszula flanelowa, spodnie rozmiaru bliżej nieokreślonego (jak komuś spadały, to dostawał paseczek), kurteczka w kolorze spodni i grubaśne skarpety (dobrze że bielizny nam nie dali, bo jakoś trudno mi sobie ją wyobrazić). Całość uzupełniały wyjściowe kalosze w kolorze brązu i zielony kask. No … w lesie J. Jak komuś spadały spodnie to mógł sobie przypiąć je pasem z kieszenią (myślałam, że na piwo – okazało się, że na baterię od lampki) Od tej pory byliśmy już numerami, o ile dobrze pamiętam byłam – 0241. Przyszedł czas na aparat ucieczkowy. Wyglądał jak menażka, ale ważył tyle co sześciopak piwa. Jak tu z nim uciekać, jak on taki ciężki… Zapowiadało się ciekawie… Przechodziliśmy przez taki drzwi, że poczułam się lekka jak piórko J, (cholera musiałam do kopalni jechać, by się podbudować). Gdy się odwróciłam, by popatrzeć jak inni latają, zobaczyłam Pana Nadsztygara z paskiem na twarzy. Radość wielka ogarnęła me serce, że to nie byłam ja… udaliśmy się w stronę windy, to było to, czego się bałam najbardziej. Kazali przełykać ślinę lub chwycić się za nos i dmuchać. Zostałam przy łykaniu śliny, gdyż byłam znacznie unieruchomiona i bałam się, że nos który ścisnę może się okazać nie mój…

Wreszcie zjechaliśmy. Poczułam ulgę, ale nie na długo, po rozpoznaniu terenu morda przestała mi się uśmiechać. Na początku jakoś szło, jednak z upływem minut – aparat ucieczkowy ważył jak trzy sześciopaki, i nijak mi pasowało, by on miałby mi pomóc w ucieczce… Utrudniał mi znacznie chodzenie, do tego dołączyły się też oblepione przez błoto wyjściowe brązowe botki. J To co zobaczyłam pod ziemią, nie śniło mi się w najskrytszych snach. Olbrzymi ukłon dla wszystkich tam pracujących, nawet nie przekonały mnie klimatyzowane samochody. Średnica ich kół była większa ode mnie. Temperatura utrudniała oddychanie i chyba grupa II powoli opadała z sił. Czułam się, jak gdybym pracowała już tam 12 godzin a ja tylko chodziłam dwie. Panowie, bardzo chcieli pokazać nam wszystkie zakamarki i nawet zaprowadzili nas na przodek – to mi wystarczyło – zdecydowanie wolałam tyłek. Temperatura tam panująca sprawiła, że poczułam się jak dobrze wypieczona drożdżówka. Grupa szła w ogromnym milczeniu i skupieniu. Włażenie na samochód sprawiało pod koniec trudność, szkoda, że nie mieli podnośnika… Zdarzały się też sytuacje, które wywoływały uśmiech. Troszkę nam się pić chciało, więc butelki pootwierane… Pan stwierdził, żeby ich nie brać, bo szkoda męczyć ręce… jednak po powrocie można było tylko popatrzeć na zwilżoną podłogę landrovera. Za każdym razem wsiadając do samochodu, ktoś przygwoździł kaskiem o rurkowy sufit. Raz nawet myślałam, że nam się udało… wszyscy się cieszyli, a tu… weszła Gaba i rozległ się taki huk, że aż miło – wszystko wróciło do normy. J Największą radochę jednak mieli górnicy, patrząc z jakim zapałem spacerujemy po kopalni. Swoją drogą… Tylu fajnych facetów pod ziemią… Wycieczka dobiegła końca… Pomyślałam: po prosu zarąb iści i nic głupiego nie zrobiłam – znaczy – wydoroślałam. Trzeba było obmyć trzewiki z tego co poprzylepiało się do nich. Myjnia wyglądała dość zdradziecko: zawór kulowy, krótki wąż i woda pod ogromnym ciśnieniem. Ściągnęłam tego sprzęta od ucieczek (co by mi się popryskał) i na początku przyglądałam się jak fajnie to idzie tym facetom. No więc poszłam i ja. Obok mnie Gosia, która z wielkim zapałem odkręcała kran, z którego nagle przestała płynąć woda. Po chwili poleciała, w efekcie czego miałam gumowca pełnego wody i spodnie mokre po pasek J Zrobiło się zabawnie. Jurek, jako gentelman – chciał ratować sytuacje i skończył prawie tak jak ja. Mój mundurek zmienił kolor z jasnoniebieskiego na ciemnoniebieski… Przyjechała winda (element, który nie bardzo mi się podobał, jednakże tak chciałam ujrzeć słońce, że było mi wszystko jedno). Nie wiedzieć czemu, winda jechała dużo dłużej niż na dół – chyba jakąś okrężną drogą i do tego mnóstwo zakrętów. Panowie chcąc nam zapewnić wrażenia na najwyższym poziomie, więc trochę nas pokołysali. Cieszyłam się, że zjadłam tylko jedną bułkę na śniadanie… Nawet ktoś stwierdził (nie pamiętam kto, było mi mokro i myślałam o czymś innym), że jakby winda była różowa, to było by ok. Oddaliśmy sprzęcior i ruszyliśmy do przebieralni. Z utęsknieniem patrzyłam na moje ubranko lekkie i suche. W ciszy i spokoju wracaliśmy do domu. A zapomniałam dodać, że nie wiem jakim cudem wszyscy mieli zimne mleko i maślankę, a mnie się dostało mleko gorące…

Prysznic… ukojenie i raj dla zmęczonego ciała i wycioranej po kopalni duszy.

Po obiadku Marek B – zafundował nam rozrywkę typu: dowiesz się więcej - im więcej zgadniesz – czyli poznaj po smaku rodzaj piwa. Miałam pewne obawy, bo byłaby niezła wtopa, gdybym nie zgadła ani jednego. Prawdopodobieństwo odgadnięcia dwóch (tych w zielonych butelkach) było wielkie. To mógł być tylko Leszek albo Heniek. Z racji tego, że Heńka piłam całkiem niedawno byłam na 100% pewna swojej trafności. Była szansa, że nie skończę na ostatnim miejscu. Jakież było zdziwienie ogółu, gdy na pudle stanęły 3 kobitki: Renia(która nie lubi piwa), Gusia (czyli ja - bez komentarza wewnętrznego) i Kinga (dopiero co pełnoletniości zażyła)...

cdn


post został zmieniony: 12-06-2010 23:37:16
renka12-06-2010 08:36:30   [#160]
Gusia, to jest po prostu cudne, jak dobrze , że mogłam Cię poznać:-)))
renka12-06-2010 08:53:19   [#161]
z tym nielubieniem piwa, to nie tak do końca, ja po prostu nie rozróżniam jego gatunków;-)
Gaba12-06-2010 09:09:10   [#162]
Reniu, z tym nierozróżnianiem to przesadzasz, strach się bać, co będzie, jak zaczniesz rozróżniać.
AsiaJ12-06-2010 11:05:46   [#163]

No to teraz mamy już komplet zlotowych artystów;-)

Gusia, bardzo barwny opis:-)

Dorotka N12-06-2010 12:43:37   [#164]
ojej Gusiu, fajne to bardzo, i pomyśleć, że tydzień temu złorzecząc na cały świat wytaskiwałam się z kopalni, a teraz tego wspomnienia bym nie zamieniła za żadne skarby :-))))))
post został zmieniony: 13-06-2010 15:57:55
Gaba12-06-2010 14:22:59   [#165]
A cze,u ty złożeczysz, a nie złorzeczysz? Może o złożyczenie chodziło?
Dorotka N12-06-2010 14:35:24   [#166]
o matko :-))) to z gorąca chyba dobrze, żeś Gabuś czujna jak nie wiem co :-)
izael12-06-2010 15:50:04   [#167]
Gusia, dzięki za barwę tych wspomnień:)))
aniaB12-06-2010 17:52:05   [#168]
Dobrze, że choć czyjeś wspomnienia mogę poczytać. Dzięki Tobie Gusiu czuję się tak, jak bym tam była. :-)))
hania12-06-2010 23:05:47   [#169]

już Gusia - jesteś wielka! rewelacja - drukuję ( do muzeum zlotowego) i czekamy na ciąg dalszy!!!

pozdrawiamy - hania Gieniu i Kinga!!!

Małgosia13-06-2010 10:13:43   [#170]
No i to jest relacja! Prawdziwa, a nie jakaś taka wtórna, jak moja. Gusia - szacun! :-)))
AnJa13-06-2010 10:16:10   [#171]

bo w relacjach to zawsze jest tak, ze czlowiek powinien miec wybór- albo Mickiewicz albo Kapuściński

to ja wybieram tego autentycznego

;-)

Gaba13-06-2010 10:53:17   [#172]
czyli Gusię.
AnJa13-06-2010 11:01:26   [#173]

no tak- zapomnialem, ze oprocz tych wymnienionych są też dokumentaliści, co tylko to,co widzieli i przeżyli:-)

 

Gusia13-06-2010 11:03:26   [#174]

fajnie, że Wam się podoba... udało mi się wysłać w ostatniej chwili... laptok mi sie spalił :(((((((( - zrobiło psyt i tyle go widzieli... (korzystam z córcinego) praktycznie zostało już nie wiele do opisania, jednak muszę dokleić podróż powrotną i będzie całość. Nie wiem czy uda mi sie odzyskać to co miałam w lapku...

Z pozytywnych odczuć - sezon basenowy rozpoczęty :)

uściski dla wszystkich

Gaba13-06-2010 11:06:38   [#175]
Kapuściński niestety upiększał - naprawdę została nam tylko Gusia.
AnJa13-06-2010 11:10:05   [#176]

dlaczego niestety? jakby nie upiększał nie byłby tym, kim jest

 

Gaba13-06-2010 11:15:14   [#177]
to "niestety" dodałam na wypadek, gdybyś szukał autentyku. Mnie się też taki Kapuściński podoba.
ewa13-06-2010 12:42:10   [#178]

niektórym real nie był dany, pozostają więc tylko dokumentaliści...

więc pisz Gusia :-)))) 

Małgorzata13-06-2010 22:18:25   [#179]

mnie tam obie relacje się podobają :)

sama raczej nie zdobędę się na pisanie tak obszernego dzieła, więc powiem jedynie, że mnie nieodmiennie od lat zachwycają pewne osoby, ale też każdego roku dostrzegam nowe w tym, co niby dobrze znane...

a o morzu pozytywnej energii, jaką zyskuje się po takich 4 dniach nie muszę mówić, bo to naturalne i oczywiste :))


Gusia13-06-2010 22:25:52   [#180]
uwielbiam rymy Małgosi... mnie jakoś trudniej się rymuje, bo dużo gadam... to pewnie dlatego :)
Marek Pleśniar13-06-2010 22:42:45   [#181]

mamy także bĄbowe sprawozdanie Ewy i Marka - czyli Książkę Życzeń i Zażaleń zlotu, oraz expose tow. Gienia

wstawimy z początkiem tygodnia na stronę

Tomasz Fiedorowicz14-06-2010 11:02:36   [#182]

Na stronie X OZNI dostępne już są:

- X Plenum OZNIhttp://oskko.edu.pl/ozni10/plenum.html

- Książka skarg i zażaleńhttp://oskko.edu.pl/ozni10/ksiazka_skarg_i_zazalen.html

oraz

- Wspomnienia Gusi (jeszcze bez ciągu dalszego): http://oskko.edu.pl/ozni10/wspomnienia_Gusi.html

Zapraszamy! 

Dorotka N14-06-2010 16:30:36   [#183]

oglądam zdjęcia po raz kolejny, czytam relacje a`la Mickiewicz i Kapuściński :-) napawam się wpisami do zeszytu skarg i wniosków, a czytając relację Ewy i Marka widzę oczyma duszy Gienia na mównicy! i nawet jak się ma tak dość dnia jak dziś, to człowiekowi robi się cieplej na wspomnienie zlotu... :-)

aha - w końcu mam u siebie zdjęcia do zgrania na płytkę - bardzo proszę o poinformowanie mnie na priva komu i pod jaki adres mam wysłać...

jerzyk14-06-2010 18:39:12   [#184]
Uprasza sie o dorobienie, w zakładce zloty, linka "OZNI X - 2010r"
beera15-06-2010 13:18:24   [#185]

uważam, ze jestesmy swietni!

I TEGO SIĘ BĘDĘ TRZYMAC

:))

(i zażalam się, jak jerzyk, na brak wkliku;)

Marek Pleśniar15-06-2010 14:50:41   [#186]
EwaBe15-06-2010 21:31:26   [#187]

"Z pamiętnika dziesięciozlotniowego uczestnika".

Właśnie sobie przypomniałam coś ważnego. Niszczące działanie czasu i tyrania codziennego uświadomiło mi, że powinnam załatwić jeszcze jedną ważną rzecz, bo zapomnę w następnym tygodniu szaleństwa zakończorocznego.

Otóż Ewa od aniołków, tj. Ewa H. zachwycona całościowo, zgłosiła JEDNĄ pretensję w czasie nocnego wyświetlania na ścianie budynku multimedialnej analizy krytycznej kolejnych Zlotów, tworzoną w trakcie X Plenum OZNI, którą przedstawił Piotr ( z 4 „s” w nicku) .

Skupiając się na pozytywnym recenzowaniu prezentacji Nassssy`ego, Ewa H. zauważyła, że na wyświetlanych zdjęciach, dotyczących m. in. JEJ ma ONA za krótką grzywkę!!!.

Przywołana do porządku (przez mnie i Danuśkę S. - czas skończyć z bezimienną Daną Rychową!) w taki sposób:

- a se przedłuż u fryzjerki, już to można zrobić i do tego kosmyk na czerwono. Będziesz trendy …

- a po co ci dłuższa, nikt tego nie zauważy !

I wspólnie: potrzebna ci ta długa grzyweńka ?, bo nam i wszystkim NIE. Wszędzie jesteś dla nas tak samo ważna: brunetka, blondynka, ruda. Po prostu nasza!.

I wspólnie z Danuśką obiecałyśmy jej nieparlamentarny kopniak w t…k, gdy próbowała nam udowodnić, że ta grzywka to jej cel i w ogóle, i wogle, i w szczególe i pod każdym innym względem.

PS. Gdzie jest moje zdjęcie z Mirką?!. To żona nowalijkowego Darka z woj. pomorskiego. Żądam, żeby mi ktoś je przysłał, tzn. zdjęcia. Bo Mirka jako służba zdrowia, fachowa ale nieoficjalna, została na moją prośbę wyrwana ze snu po całym dniu podróży, by zaopatrzyć fachowo "zranioną" w czasie interwencji wiadomych służb – członkinię zarządu.

I doprowadźcie (siłom, godnościom i zgodnie z tradycjom dziesiątego plenum) kolaborantkę Małgośkę C. na następny zlot. Jak ona się ukrywała przez te wszystkie lata?!. Do dzisiaj zachodzę w głowę …. Ej, Gośka, bój się !.

zapolska16-06-2010 22:32:05   [#188]
Tak czytam i czytam i chłonę i tak bardzo Wam zazdraszczam.
Gaba16-06-2010 22:56:06   [#189]
Paula, a przyjedziesz na 11?
Małgosia17-06-2010 00:27:31   [#190]
Zazdraszczanie jest czynnikiem motywującym do udziału w kolejnym zlocie ;-))
Marek Pleśniar17-06-2010 01:19:17   [#191]

skuteczniejsza byłaby zawiśc

lub, jak Lem pisał, gniewiść

ejrut17-06-2010 05:34:13   [#192]
Dorotko N.....płytki doszły,   dziękuję:)
Krzysztof Pom17-06-2010 07:14:39   [#193]
DorotkoN, goraco dziekujemy za płytki :-)))
hania17-06-2010 10:38:56   [#194]

ja wiem, że na zlocie było mówione i dziękowane

ale czuję ogromną potrzebę tu napisać:

Dorotko - jak Ty się bierzesz za organizacyjno - kulturalną część zlotu, to to są najlepsze zloty na świecie

a jak Beatka się do tego dokłada - no to już full wypas - jak mówi młodzież!!!!

zapolska17-06-2010 10:43:05   [#195]
Kochani byłam z Wami u Ewy i Marka raz jedyny,cały czas pamietam jak bylo cudownie.Ale cóż mam cały czas ten sam problem i wcale nie chcę żeby rozwiązał sie za szybko więc tylko zazdraszczam.... i dzieki za relacje są cudowne i zdjęcia też.
Gusia17-06-2010 20:31:34   [#196]

Dorotko dziękuję za płytki (miło powspominać) :))))

mam już swojego laptoka, więc skończę moje wspomnienia i poprawie literówki :)

Gusia18-06-2010 07:08:49   [#197]
skończyłam :) do kogo mam wysłać, by zrobił podmiankę?
Tomasz Fiedorowicz18-06-2010 07:44:31   [#198]
Najlepiej będzie do nas do biura na oskko@oskko.edu.pl :) 
post został zmieniony: 18-06-2010 07:48:18
Gusia18-06-2010 21:57:17   [#199]
Panie Tomku wysłałam proszę o podmiankę :)
Dorotka N20-06-2010 11:48:48   [#200]
dziękuję za miłe słowa :-) zgłaszajcie dalej potrzeby płytkowe- Kraków dostanie na minizlociku :-)
strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ][ 4 ][ 5 ]